Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 10:07   #45
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Spostrzegawczy jesteś skarbie. - uśmiechnęła się uroczo opierając łokciami o lade - Na pewno się dogadamy i na naszej współpracy skorzystamy oboje. Powiedz mi jednak na wstępie. Czy dostanę ten rewir na wyłączność. Jeżeli nie. To z iloma dziewczynami, będę musiała go dzielić? - pomimo aktualnego statusu społecznego Ver nigdy nie zapomniała o swojej przeszłości.

- A to reguły nie ma. - Herbi wzruszył ramionami chyba uspokojony tym, że nowa nie robi problemów i nie staje okoniem. - Zwykle jest jedna albo dwie. Jak jest ruch w interesie to przychodzi ich więcej. Dzisiaj jest tylko Hanna. - karczmarz wyjaśnił jak to jest z tymi dziewczynkami u niego. Nie brzmiało jakoś zaskakująco skoro to nie był burdel a dziewczynki były jedynie dodatkiem do karczmy a nie głównym daniem. Wskazał głową na Hannę które podobnie jak Ida była umalowana i ubrana w rzucające się barwy w prawie oczywisty sposób zdradzający zawód jakim się parała. Jak na taki ruch jak był dzisiaj jedna czy dwie dziewczynki to było aż nadto by zabawić klientów, zakładając, że któryś by miał ochotę i sakiewkę na takie zabawy. Był środek tygodnia, dzień po dniu targowym to trochę martwy okres w tygodniowym rytmie.

- Dla kogo więc pracują? Czy… - chwyciła kufel i upiła z niego porządnego grzdyla - … każda sobie rzepkę skrobie?

- Idź i ich spytaj. Ale najpierw moja dola. - karczmarz wzruszył ramionami. Widocznie miał inne priorytety niż wyjaśnianie nowej elementów pracy innych koleżanek. Albo chciał przejść do tego co go najbardziej interesowało czyli swojej doli za ten tydzień.

- Widzę, że cierpliwość nie należy do twoich mocnych stron kochaniutki. - zaśmiała się uroczo - Ale już dobrze, dobrze. Oto twoja część. - wyjęła kilka monet z sakiewki a następnie delikatnym ruchem przesunęła je dwoma palcami po blacie - Masz może dla mnie jakąś dobrą radę na zakończenie tej milutkiej rozmowy? Oczywiście poza tym, że nie warto drażnić właściciela i spóźniać się z opłatami. - dodała żartobliwie z nutą ironii w głosie

- O właśnie i teraz możemy rozmawiać. - Herbi znów się uśmiechnął jakby parę monet w magiczny sposób odegnało zbierającą się nad ich głowami burzę. Rad czy uwag miał raczej niewiele. Jako, że teraz Ida stała się całkowicie legalną “dziewczynką” no to mogła sobie buszować do woli. W razie potrzeby inne dziewczyny zwykle korzystały z jednego z dwóch pokojów na górze więc jak byłby wolny to nie trzeba było nigdzie wyłazić. Co w zimową aurę na pewno było plusem. No ale nie życzył sobie żadnych skarg od klientów, że komuś coś zginęło podczas zabawy z panną za srebrniki. Więc jakby któraś miała takie nieciekawe skłonności to niech praktykuje to gdzie indziej. No a gdyby ktoś jej sprawiał kłopoty to mogła liczyć na opiekę obsługi. Głównie chodziło o to gdyby ktoś do niej z grabami leciał albo zamierzał się zmyć bez płacenia. No albo gdyby przydybała jakąś cichodajkę co to bez odpowiedniej doli by chciała tutaj urzędować. Więc wiele tych zasad nie było ale lokal mógłby się stać przez to nieco bardziej swojski. W końcu nie był to zamzut więc Herbi dziewczynki traktował jako marginalne źródło dochodu ale kiepsko znosił jak któraś próbowała zarabiać jego kosztem czyli bez prowizji dla niego.

- No chyba, że umiesz grać czy śpiewać. No coś brzdąkać by umilić czas gościom. No to wtedy byśmy inaczej pogadali. - przyznał prawie na sam koniec gdy już chwilę milczał i chyba zastanawiał się czy wszystko powiedział no ale na koniec właśnie jeszcze o tym graniu mu się przypomniało.

- Oj, niestety nie. Bogowie poskąpili mi takich umiejętności. Nie żałowali za to innych. - uśmieszek Idy mówił wszystko - W każdym razie. Podasz mi te dwa kufle piwa? Czy chcesz żebym zdechła z odwodnienia? - spytała z lekka znużonym tonem - Drętwo tu dzisiaj a goście jacyś markotni. Praca na trzeźwo może stanowić nie lada wyzwanie a dola dla ciebie sama się nie zarobi. - spuentowała z charakterystycznym dla siebie uśmiecham - Hmmm. Może postawiłbyś więc kolejkę panom przy tamtym stoliku? - skinęła lekko głową w kierunku Aaron i jego kompanów - No wiesz. Tak na znak udanej współpracy.

- Tamtym? - Herbi przestał się uśmiechać i spojrzał ku wskazanemu stolikowi obsadzonemu przez czterech klientów. Przez chwilę miał minę jakby coś sobie kalkulował albo zastanawiał się nad czymś, bo w końcu wzrok wrócił mu do kolorowo ubranej sylwetki po drugiej stronie szynkwasu. - No dobra. Niech będzie. Ale nie przyzwyczajaj się. Nie jestem tu by rozdawać własne piwo za darmo. - mruknął i w końcu bez zapału czy entuzjazmu ale sięgnął po drewniane kufle i zaczął je napełniać piwem z beczki.

Wykorzystując moment, w którym Herbi zajęty był swoimi obowiązkami wesoła wdówka zwróciła się do Kornasa, który stał obok.

- Masz tu parę karlików. - przesunęła dyskretnie po ladzie kilka złotych krążków - Kup sobie coś na ząb. Wszak musisz na jutro być w formie. Nie przejedz tylko wszystkiego łasuchu. - z szyderczym uśmiechem i dwoma kuflami w ręku odwróciła się tyłem do baru - Resztę wręcz zaś Aaronowi. - mówiła lekko przyciszonym tonem aby mieć pewność, że nikt prócz eunucha jej nie usłyszy - Nie zwlekaj z tym jednak do rana, bo czas nam nie sprzyja. Dowiedz się od niego również co z tym całym Franzem. Czemu go nie ma oraz kim są ci nowi? Później przekażesz mi czego się dowiedziałaś. Ja zaś póki co. - głos Ver przybrał wyraźnie cieplejszej barwy - Idę porozmawiać z koleżanką po fachu.

Karczma zdecydowanie była mniej zatłoczona niż jeszcze kilka dni temu. Manewrowanie między ławami i stołami nie sprawiało tyle problemu co wcześniej więc szlachciance udało się dotrzeć do dziwki nie uroniwszy nawet kropli. Dosiadła się pewnie i podsunęła kufel pod nos młodszej od siebie dziewczynie. Hanna w pewnym sensie przypominała Brene. Była w podobnym wieku i niemalże tego samego wzrostu. Twarze obu dziewcząt przyozdobione były piegami a w ich wielkich zielonkawych oczach można się było utopić. Jedynie włosy. Pomimo, że tej samej barwy. U pracownicy Ver sięgały mniej więcej do pasa a u karczemnej dziwki opadały lekko na ramiona.



- Cześć młoda. Ida na mnie mówią. Jestem nowa w tym rejonie. Napijesz się ze mną? - brunetka pewnym wzrokiem patrzyła na Hannę - Z resztą. Co ja będę pytać. Jak dają to bierz a jak biją to spierdalaj. - zaśmiała się gromko. - Długo robisz w tym przybytku?

- A myślałam, że “młoda” to się mówi na kogoś nowego na rewirze. - Hanna zaśmiała się cicho i bez wahania sięgnęła po kufel. Wzniosła nieco kubek do góry i upiła pierwszy łyk. - No i witaj Ida. Jestem Hanna. - przedstawiła się gdy posmakowała polanego przez karczmarza piwa. Obrzuciła nową koleżankę ciekawym spojrzeniem zanim przeszła do dalszej rozmowy.

- Przychodzę tu od początku zimy. Wcześniej rzadziej ale Herbi jest w porządku no i jest tu ciepło. No ale w środku tygodniu to posucha. - wzruszyła ramionami i powiodła kubkiem po raczej pustej niż pełnej knajpie. O ile przy dniu handlowym czy świętym to były takie dwa punkty kulminacyjne w tygodniu na wszelki ruch w interesie to im dalej tym było z tym gorzej. Choćby na początku albo wczoraj to Versana widziała tu więcej ruchu i gwaru. A dzisiaj to tak skromniutko.

- A ty? Gdzie robiłaś wcześniej? Tamten łysy to jest z tobą? - sama koleżanka po fachu trzymała w dłoni kubek i popijała z niego dość oszczędnie. Wskazała na Kornasa, który dopiero co oddalił się od Idy i teraz rozmawiał z Herbim. Pewnie o tym co można zamówić do jedzenia bo karczmarz mu coś tłumaczył gestykulując przy tym dość wymownie. Spośród innych gości trzech strażników i Aaron dalej siedzieli przy wspólnych stole ale na razie to zachowywali się jakby byli przed służbą a nie po.

- Różnie to bywało. Zależy jak wiatr zawiał a ostatnio wiał dość często i mocno. - na twarzy brunetki zawitał uśmiech - Co do Łysego. Powiedzmy, że dba o moje bezpieczeństwo. - upiła odrobinę piwa - Jak jest zaś z tobą rudzinko? Sama na siebie robisz? Nie obawiasz się o swoją skórę? Facetom różne głupoty do głowy przychodzą po kilku głębszych, gdy kobieta wpadnie im w oko.

- Dlatego przychodzę tutaj a nie gdzie indziej. - Hanna wzruszyła swoimi prawie odkrytymi ramionami uśmiechając się łagodnie. Uniosła kubek wskazując gdzieś w głąb pomieszczenia. - Staram się nie wychodzić. Zwykle biorę klienta do pokoju na górze i to wystarcza. - powiedziała tak jakby taka taktyka do tej pory jej nie zawiodła. - Ale żarłok ten twój kolega. - zaśmiała się cicho widząc jak Kornas w końcu doczekał się na swoje zamówienie i z lubością się nim zajął przy jednym ze stołów.

- Czasami sama się zastanawiam gdzie on to mieści. - zaśmiała się spoglądając na ochroniarza, przed którym na stole stały sporych rozmiarów pieczona golonka oraz żeberka w cebuli - Jeżeli zaś jesteśmy przy klientach. Co możesz mi powiedzieć o tutejszych?

- Tyle, że dzisiaj same gołodupce więc nie wiem czy starczy chociaż dla jednej. - rudzielec pozwoliła sobie na trochę marudzenia. Chociaż ich zawód niejako bazował na ludzkim strumieniu klientów i ich zasobach. Im był szerszy i żwawszy tym miały więcej okazji do zarobku. Więc w taki dzień jak dzisiaj panowała raczej posucha. Ale Hanna oględnie obgadała paru gości jacy siedzieli przy różnych stolikach. Głównie pod kątem szans na zarobek, na który dzisiaj chyba nie miała zbyt wielkich nadziei. Tam był jakiś rzeźnik co sobie lubił chędożyć poza małżeńską pierzyną no ale dzisiaj chyba tylko przyszedł na uroki kufelka. Niedaleko siedział najemnik czy łowca nagród. Hanna nie była pewna. W każdym razie zgrywał się na wielkiego i ważnego oficera i w ogóle ważniaka na mieście. Właściwie rudzielec niewiele o nim wiedziała ale zakładała, że gdyby tak było to pewnie korzystałby z jej wdzięków znacznie częściej. Albo z innych dziewczyn jeśli akurat z jej ramion korzystałby kto inny. No a tak jakoś zwykle kończyło się tylko na pozdrowieniach, zaczepkach i uśmiechach. Jak dzisiaj. No a jeszcze tam grupka szwaczy też czasem wysłupłała grosza by skorzystać z kobiecych wdzięków. Czasem robili zrzutkę by rotacyjne któryś z nich mógł zaszaleć z Hanną czy którąś z jej koleżanek. Dziewczyna mówiła bez skrępowania ze znaną Versanie z marienburskich czasów zawodową rutyną. I bez widocznych emocji więc chyba już nie miała wielkich nadziei, że ktoś z obecnych da jej źródło zarobku. No ale wieczór był jeszcze dość młody i wciąż była szansa, że mimo wszystko ktoś spragniony kobiecych wdzięków jednak przyjdzie do “Piwnicznej”.

- Najemnik? Łowca? Oficer? - z każdym słowem w głosie wdowy dało się wyczuć coraz to większe zainteresowanie - Muszę ci zdradzić pewien sekret. - pochyliła się w stronę rozmówczyni i niemal wyszeptała - Mam słabość do mundurów. - puściła oczko w stronę młodszej od siebie towarzyszki - Wiesz może jak się nazywa? Z tej perspektywy wygląda całkiem apetycznie.

- I co z tego jak ma pusty trzos? - nowa koleżanka wzruszyła ramionami i zdawała się nie przejawiać większego zainteresowania kimś kogo dzisiaj nie było stać na jej usługi. - Nazywa się Gerhard. - podobnie bez większego entuzjazmu zdradziła imię tamtego klienta.

Kątem oka Versana widziała jak Kornas chyba zbliża się do końca swojej pieczystej kolacji. A przy stole strażników dalej było dość przaśnie.

- A tamci? - wzrok kultystki powędrowała na stolik, przy którym zasiadał Aaron wraz z kumplami od butelki - Wąsaty i kudłaty wcześniej już tu bywali. Dwóch pozostałych widzę jednak po raz pierwszy.

- To strażnicy z kazamat. Tego brodatego nie znam. Ale ostatnio jest tu co wieczór. Raczej nie spodziewaj się po nich zarobku. - dziewczyna obdarzyła biesiadujących przy stole nieprzychylnym spojrzeniem i podobnie jak wcześniej, jeśli nie było okazji do zarobku to zdawała się tracić zainteresowanie.

- Rozumiem. Same gołodupcy dookoła. - westchnęła - Pozostaje liczyć na łut szczęścia. Może los się odmieni i panowie znajdą kilka brzęczących monet dla tak urokliwych kobiet jak my. - uśmiechnęła się po czym uniosła kufel w geście pomyślności - Za ruch w interesie i pełne sakiewki. - wzięła haust brei - Póki co idę do swojego towarzysza. Do później kochaniutka. - opuściła stół nowo poznanej koleżanki i wróciła do eunucha.

- Długo zamierzasz się z tym pierdolić? - zapytała znużona ociąganiem się kolegi - Zdążysz się najeść w trakcie jak tamci będą obalać kolejne flaszki a tak to zaraz się stąd zmyją. - Ver mówiąc po cichu do swojego ochroniarza, który obżerał się mięsiwem spoglądała w kierunku stolika przy, którym zasiadali strażnicy. Miała zamiar wyłapać spojrzenie Aarona a przy okazji dowiedzieć się o czym rozmawiają pracownicy kazamat.

Podwładny spojrzał na swoją panią z widoczną urazą. Jakby nie wiedziała, że jedzenie to jedna z niewielu przyjemności jaka mu w życiu została. Ale odsunął od siebie talerz, dopił parę łyków z kubka, wstał i poszedł w stronę toalet. Aaron skoro nie bardzo miał czym się napić to nawet reagował jeszcze całkiem bystro i trzeźwo, bo chwilę potem jak złapał się spojrzeniem z koleżanką też wstał od swoich kamratów i podążył za potrzebą. Więc na parę chwil obaj zniknęli Versanie z oczu. Potem zaś wrócili, jeden i drugi.

To, że Kornas przekazał versanowe karliki ich koledze widać było od razu. Aaron wrócił, podszedł do Herbiego i nagle zrobił się zamęt gdy do stołu kamratów wrócił z pełną tacą napitków. Powitali go gromko i radośnie, nawet do kultystki doszło coś o żartach i cichej wodzie. No i nagle Aaron zrobił się głównym rozgrywającym przy stole. No a jak tam sprawy wreszcie zaczęły się układać zgodnie z pierwotnymi zamiarami wrócił też eunuch siadając znów na swoim miejscu.

- Franza nie ma. Nie wiedzą co się z nim dzieje. Znaczy Aaron nie wie. - zaczął wracając do przerwanego jedzenia. - Ci dwaj to Marcel i Stephan. Też strażnicy. - powiedział spoglądając przez stół w kierunku dwóch nowych dla nich twarzy przy stole strażników. Marcel był niewysoki i niezbyt urokliwy mężczyzna w średnim wieku. W każdym razie tak na pierwszej chwili można było wywnioskować. W rzeczywistości mógł być młodszy. Jednak brak lewego oka, liczne blizny i bruzdy na twarzy skutecznie utrudniały identyfikację rzeczywistego stanu rzeczy. Jakby się lepiej mu przyjrzeć to śmiało mógł uchodzić za kuzyna Strupasa. Nawet woń roznosił podobną. No może trochę mniej intensywną ale wciąż cuchnął jak zapuszczona obora.



Jeżeli zaś chodziło o Stephana. Wyglądał na zdecydowanie najmłodszego spośród do tej pory poznanych klawiszy. Był dość wysoki i w miarę dobrze zbudowany. Nie należał jednak do mężczyzn pokroju Silnego. Wyglądał raczej na atletę niż osiłka. Mimo twarzy, na której w postaci blizn została zapisana nie jedna historia oraz srogiego spojrzenia w jego oku wciąż można było dostrzec ten młodzieńczy błysk. Mocno zarysowana szczęka porośniętą niedbałym zarostem nadawała mu bezlitosnego charakteru. Zazwyczaj milczał. Kiedy jednak już zdecydował się odezwać jego szorstki i niski ton potrafił przyprawić o ciarki. W porównaniu do Marcela pachniał niczym kwitnąca wiosną łąka.



- Aaron mówi, że jak teraz są karliki to może udałoby się tak zakręcić by cię zostawić Rolfowi. To byś poszła z nim do pokoju na górze i mogłabyś z nim pogadać bez świadków. - przekazał propozycję od brodatego obdartusa, który teraz był w centrum uwagi. Propozycja miała dość ograniczony termin przydatności do użycia. Dokładniej, póki biesiadnicy nie wydadzą wszystkiego na trunki.

- Ha. O ironio. Przyjdzie mi się puszczać za moje własne pieniądze. Matula pewno się przewraca w grobie. Szkoda, że nasz spłukany kumpel nie błyszczał tak intelektem gdy trzeba było załatwić trochę złota. - zażartowała z lekkim grymasem w głosie omiatając przy tym wzrokiem główną karczemną izbę - W każdym razie na to liczyłam. Póki co jedz. Dobrze się spisałeś. Miej jednak oczy dookoła głowy gdy przyjdzie mi zawędrować z wąsaczem na górę. - dała już spokój łysemu ochroniarzowi i ponownie wróciła spojrzeniem na stolik teraz już pełnych animuszu mężczyzn. Miała zamiar ponownie spotkać wzrok Aarona by dać mu sygnał że jest gotowa do działania. Nie traciła jednak z oczu towarzyszących mu strażników aby wciąż móc śledzić ich rozmówki na ile to będzie możliwe.

Pomysł Aarona potrzebował trochę czasu, kolejek i kombinacji. Głównie samego pomysłodawcy. Tak by nakierować sytuację i zwrócić uwagę kolegów na wdzięki paniennki, do tego tej jednej konkretnej a potem jeszcze wyselekcjonować Rolfa do niej. Jak to zrobił? Tego Versana nie do końca widziała i słyszała. Grunt, że zrobił i koniec końców w połowie wieczoru znalazła się sam na sam z Rolfem w jednym z pokojów jakich zwykle dziewczynki używały do zabawy ze swoimi klientami. Rolf z bliska okazał się znacznie masywniejszy od Franza i wyższy a na pewno cięższy od Idy. Zabawa i wcześniejsze kolejki mocno go rozochociły ale nie zamroczyły. Teraz zaś był jak najbardziej chętny by skorzystać z usług jakie oferowała Ida.



- To może się jeszcze czegoś napijemy? - zapytała Wąsacza gdy byli już we dwójkę w pokoju - Tak się składa, że wzięłam ze sobą trochę jabłecznika. - otworzyła butelczynę, pociągnęła z niej grzdyla a następnie przekazała ją klawiszowi - Siadaj wygodnie a ja się Tobą zajmę kochaniutki tak, że już o żadnej innej w życiu nie pomyślisz. - mówiła uwodzicielsko a w oczach jej iskrzyły się kurwiki - Nawet nie wiesz ilu z was lubi poddać się kobiecie. Może to dlatego, że dobrze na tym wychodzicie. Jak jest zaś z tobą? Chcesz bym była twoją panią? - patrzyła prosto w oczy strażnika przygryzając dolną wargę.

- Panią? Wiesz ile takich paniuś w swojej karierze załatwiłem? Całą masę! Ze mną nie ma żartów! - grubas albo nie do końca załapał co proponuje Ida albo niewiele go to obchodziło. Pociągnął solidny łyk z butelki i widocznie czuł się pewny siebie i kontrolujący sytuację. - Chodź tu. - machnął przyzywająco ręką dając znać by zbliżyła się do niego.

- Ze wszystkim się tak śpieszysz? - zapytała - A wyglądałeś mi raczej na długodystansowca. - obrzuciła strażnika żartobliwym spojrzeniem - W każdym razie wpierw moja zapłata. Za darmo w tych czasach to i po pysku się nie dostanie. - uśmieszek Idy kipiał ironią - Chyba, że... - ton jej przybrał zagadkowej barwy - Dzisiaj lekko nagniemy zasady zabawy. Naturalnie wciąż gwarantuje pełnię rozkoszy misiu. - mówiła słodko i kusząco jak na dziwkę przystało.

Rolf skrzywił się nieco jakby wszelkie finezje i zbędne ceregiele były mu obce. Uniósł wzrok na stojącą przy łóżku kobietę i pokręcił łysą głową. - Tu jest forsa. - machnął swoją łapą w przypięty do pasa mieszek, który obiecująco brzdęknął. - Ale forsa jest po robocie. A teraz chodź tu i zabierz się do roboty. Albo wezwę tą drugą jak będziesz robić problemy. - rzucił niecierpliwie machając dłonią na zamknięte drzwi gdzie została reszta karczmy.

Widząc, że jej dzisiejszy kochaś należy raczej do tych opornych postanowiła spróbować innego sposobu. Zdjęła z siebie suknie ukazując nieco seksownego ciała i podkręcając tym samym atmosferę. Następnie podeszła do niego na tyle blisko, że niemal była w stanie wyczuć mieszaną woń alkoholu oraz potu i przechwyciła z jego ręki szkło, z którego szybko upiła kolejny łyk.

- No to zacznijmy skarbie. - rzekła obiecująco pochylając się w jego stronę. Chwilę później mocno go popchnęła chcąc przewrócić jego ciężkie cielsko na łóżku, przed którym właśnie stał by móc w kolejnej chwili na nim usiąść rozkrakiem i przejść do rzeczy.

Wąsacz widocznie nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo padł na barłog jak długi. Ida nie czekając nawet chwili ze zwinnością łasicy wskoczyła na niego tak jak zamierzała i zaczęła zmysłowo wić się niczym wąż. Wbrew pozorom w przypadku kultystki oba te zwierzęta miały naprawdę wiele wspólnego. Jej piersi pomiędzy, którymi wisiał złoty medalik lewitowały wprost nad jego rozochoconymi oczami a dłonie opierały się na klatce piersiowej wbijając w nią paznokcie. Czuła jego męskość i przyspieszony oddech. Pomimo, że grubas w ogóle jej nie pociągał, nie mogła nawet na moment wypaść ze swojej roli. Od tego zależało przecież powodzenie aktualnego podstępu a ona doskonale sobie z tego faktu zdawała sprawę.

Wszystko wydawało się iść po myśli sprytnej brunetki. Leżący pod nią mężczyzna grzecznie wodził wzrokiem za medalikiem stając się z każdą chwilą coraz to bardziej podatny na jej sugestie. Jego źrenice stopniowo wędrowały do góry ukazując powoli białka a oddech z każdym wydechem nabierał miarowego tempa. Zaczynał nawet coś tam bredzić pod nosem. Gdy nagle. Mamrotanie przeszło w chrapanie i niedoszły klient zasnął niedźwiedzim snem.

Ida z początku była w szoku, gdyż nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Próbowała nawet zbudzić "śpiącą królewnę" ale nic to nie dało. Leżał jak wór ziemniaków i nie miał zamiaru wstawać. Niewiele myśląc zajrzała w jego skiewkę. Odliczyła swoją zapłatę i wyszła zamykając za sobą drzwi. Na dole niewiele się zmieniło. No może poza stanem Aarona i jego towarzyszy, którzy teraz byli już dobrze zawiani. Wdówka podeszła więc tylko do Herbiego informując go o zaistniałej sytuacji pomijając oczywiście fakt związanym z hipnozą. Przekazała mu, że kochanek niezbyt się spisał i zasnął w trakcie igraszek oraz, że pozwoliła sobie pobrać należną jej zapłatę pokazując monety jako dowód tej transakcji. Następnie udała się w kierunku swojego ochroniarza, przed którym stały teraz już puste misy. Klepnęła go w ramię na znak tego, iż czas się zbierać i wraz z nim ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Nim minęli próg gospody. Kiwnęła głową na znak pożegnania w kierunku Hanny, która odprowadzała ją wzrokiem i wyszli.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 20-07-2020 o 17:24.
Pieczar jest offline