Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2020, 13:38   #41
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Cholerna zima. Pierdolę Cię z tym twoim białym gównem Ulryku - zaklął pod nosem Strupas stawiając krok za krokiem w głębokim śniegu. Zaraz potem trwożnie się rozejrzał, bo wiedział doskonale że Bogowie słyszą jak ktoś wzywa ich imię. A Pan Zimy miał dość wilków by pokarać Strupasa za jawne bluźnierstwo. Nic się jednak nie stało. Co było oczywiście jawnym dowodem na to, że nad Strupasem czuwa inna potęga.
- Dalej będziesz to sobie powtarzał jak Ci wilki będą dupę rżnęły - powiedział Świerzb.
- Nie lekceważ mocy Wielkiego Zgniłego Szefa - napomknęła go Zielona - Strupas wie.

Strupas wiedział.
Co więcej, skrycie marzył o tym by zostać kapłanem. Mieć mir podobny do tego który ma Starszy. Zamierzał go wypytać czy mógłby zostać akolitą i był gotów do największych poświęcęń by to osiągnąć. Chodzenie po śniegu to pryszcz.
Garbus wyszedł na polanę i zobaczył rozłożysty buk na jej środku, obecnie goły i przypominający poskręcaną, czarną rękę. Był na dobrej drodze, nie zgubił się. Dalej iść w tę stronę gdzie wskazuje dziupla, między dwoma polnymi głazami. Głazy oczywiście przykryło cholerne białe łajno. Bo w końcu nie mogło być za łatwo.
Została połowa drogi, więc pozwolił sobie na krótki odpoczynek i posiłek, po czym raźnie ruszył w dalszą drogę.
Śladów wilków nie dostrzegł ani razu.


Pochodnia upadła pod nieopodal Strupasa. Ten z kolei nie miał powodu ani się ukrywać, ani też podejrzewać podstępu, to też zawołał.
- Heeej! To ja! Nie strzelajcie - zawołał prewencyjnie bo wśród Odmieńców było kilku łuczników.
Na reakcję garbus nie czekał zbyt długo. Właściwie wcale. Jak się odezwał tamci dwaj spojrzeli w stronę dochodzącego z ciemności głosu czyli już tak bardziej w jego stronę. Chyba. Dalej nie widział zbyt wiele przez ten padający puch i nocne ciemności.
- Co za ja?! Pokaż się! - doszedł go rozkazujący ale też chyba i trochę zaniepojony męski głos.
- No ja! Strupasa nie poznajecie? Tylko się w sidła zaplątałem, nie podniosę się szybko. Dobrze że kleszczy na niedźwiedzie tu nie zakopaliście bo bym był już i garbaty i kulawy - wystękał z wyrzutem Strupas próbując się wyplątać.
- Strupas? Garbus? - po chwili zwłoki dał się słyszeć ten sam głos. Ale tym razem brzmiał jakby jego właściciel był dość mocno zaskoczony kto i jak się odzywa. Obie sylwetki nie ruszyły się z miejsca ale chyba ze sobą mówili coś ale to już nie docierało do leżącej w śniegu sylwetki obdartusa.
- We własnej fiołkami woniącej osobie. Pomóżcie z tym draństwem - Strupas jeszcze nie wyplątał się z sideł, a irytacja sprawiła że nie dostrzegł zaskoczenia tamtego.
- Nie ma głupich Strupas. Sam się wplątałeś to i sam się wyplącz. Odetnij drut a resztę tutaj się zdejmie. - odparł ten co z nim do tej pory gadał. Nie wyglądało na to by mieli ochotę się ruszyć ze swojego miejsca. Ale też zrobiło się ciut mniej nerwowo. Chociaż tamci dalej okazywali brak zaufania jakby podejrzewali jakiś podstęp.
Strupas tymczasem wyswobodził się z wnyków i wstał otrzepując się ze śniegu. Podniósł pochodnię pomachał nią strażnikom i powoli zaczął iść w ich kierunku.
- Jeszcze na coś uważać czy to były ostatnie? - okrzyknął ich wypatrując bezzskutecznie w śniegu wskazówek że gdzieś założono pułapkę.
- Tędy idź! - odkrzyknął mu ten co z nim krzyczał ten wstępny dialog. Machnął pochodnią w jedną ze stron jakby kazał iść tą stroną. Garbusowi zostało uwierzyć na to nieme słowo bo śnieg wszędzie leżał i padał tak samo. Jak coś tu było więcej z wnyków czy czegoś podobnego to i tak pod tym białym puchem nie było widać. No a zahaczyć, spętać i przewrócić mogły. No ale z pochodnią w ręku to szło się jakoś i raźniej i łatwiej. W końcu jednak przebrnął przez ten ostatni odcinek i zbliżył się do tych dwóch sylwetek. Jak już był bliżej to widział więcej detali. Chociaż głównie zimowe okrycia.

- Strupas. No rzeczywiście to ty. - przywitał się Grot. Teraz, z bliska i garbus go poznał. Grot mówił i patrzył na gościa jakby się właśnie kompletnie nie spodziewał takiej prawie nocnej wizyty. Tylko Strupas nie był pewny czy jego wizyty czy w ogóle. - Dawno cię nie było. - mruknął w ramach powitania.
- Ano dawno. Wieści mam, Grot. Do Szefa przyszedłem.
- Chodź do środka. - Grot pod tymi ubraniami to wyglądał jak człowiek. Tylko pewnie w którejś nogawce miał ukryty ogon a przezwisko miał stąd, że nieźle władał włócznią. Stąd też często robił u odmieńców za strażnika czy wojownika jeśli była taka potrzeba. Drugiego ze strażników też poznał jak obaj weszli w zasięg świateł pochodni.

Obaj zaprowadzili go do znajomej dziury jaka była przykryta prześcieradłami i zamaskowana gałęziami. A jak na to wszystko napadał śnieg to faktycznie było pewnie trudne do zauważenia. Chociaż teraz zostawili ślady prowadzące wprost do wejścia no ale padał śnieg to wkrótce znów powinien wszystko przykryć.

Wewnątrz ten drugi strażnik został przy wejściu a Grot poprowadził gościa do środka. Z początku jaskinia była ciemna chociaż echo niosło jakieś tajemnicze odgłosy. Za kolejnym zakrętem wyłoniła się pieczara która stanowiła główny dom odmieńców. Tu były posklecane grajdoły, ogniska, posłania i cały ten kram podziemnej wioski.
- No to dalej chyba trafisz. Ja wracam do wejścia. - Grot zatrzymał się i dalej machnął ręką by dać Strupasowi drogę wolną. Garbus już widział ze dwie czy trzy sylwetki mniej lub bardziej zniekształcone które spojrzały w ich stronę. Większość jednak nadal była zajęta swoimi sprawami.

Społeczność liczebnie była zmienna ale mniej więcej oscylowała na poziomie kilku tuzinów. Więc panowała atmosfera małej wioski gdzie każdy znał każdego. No chyba, że doszedł ktoś nowy albo ubył ze starych. Niektóre na pierwszy i drugi rzut oka wyglądały jak ludzie których można było spotkać w każdej imperialnej wiosce czy ulicy. Ale jednak mieli jakieś skazy. Nawet zdarzali się ludzie bez skaz, zwykle małżonkowie i rodzeństwa które po odkryciu błogosławieństwa Mrocznych Potęg zdecydowały się opuścić świat w jakim nie było dla nich miejsca innego niż stos. Ale tych było niewielu, ledwo parę osób. Przynajmniej jak garbus był tutaj ostatnio. No a inni rzucali się w oczu od razu ze swoimi rogami, mackami i kopytami. Trochę jakby mieszkał tu jakichś cyrk z gabinetem osobliwości.

Na drugim krańcu jaskini, gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości kto tu mieszka to widać było serce tej podziemnej osady. Czyli totem z gwiazdą Chaosu zbitą z desek i kości. Obwieszoną czaszkami ludzkimi i zwierzęcymi. Zaraz obok znajdowało się jedna z niewielu konstrukcji zasługujących na miano pomieszczenia czy domu. Tam mieszkał wódz i odbywały się rady całego miasta. Uczty i zarzynanie ofiar ku chwale Mrocznych Potęg. Inni mieszkali w jamach, namiotach, szałasach czy w najlepszym razie byle jak skleconych budach. Wszystko to oświetlały powsadzane tu i tam pochodnie albo ogniska. Ale i tak poza tymi okręgami światła to w pieczarze było raczej mroczno niż jasno. Co nadawało jej tajemniczego i nieco groźnego wrażenia.
Strupas przede wszystkim zamierzał rozmawiać z wodzem - choćby po to, by uwiarygodnić swoją wizytę. Po drodze już ułożył odpowiednią historyjkę - zasłyszał tu i ówdzie że w mieście mają w Kazamatach dziewczynę z Wioski Odmieńców i zamierzają wziąść ją na spytki. Przybył więc ostrzec wioskę - a że strzelał na ślepo, spodziewał się usłyszeć że nikogo nie brakuje. Odetchnie więc z ulgą, ostrzeże jeszcze przed Norsami kręcącymi się po lesie, odwiedzi znajomków i zbierze plotki.
Tyle planu, ale wszyscy znają porzekadło "Chcesz rozbawić Bogów, opowiedz im o swych planach". Cóż do Bogów Chaosu odnosiło się to po trzykroć.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 10-07-2020 o 13:40.
TomaszJ jest offline  
Stary 10-07-2020, 21:23   #42
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
01.11 mkt; południe; tawerna “Krzykliwa Mewa”

- Dobrze. - odparła wesoła wdówka - Będę więc czekała na informacje związane z tą paczką.

- Tak, tak siostrzyczko. - przesunęła delikatnie palcem po wierzchniej stronie dłoni Łasicy, którą ta położyła chwilę wcześniej na blacie - Przecież nie wyskoczymy ni stąd ni zowąd z pomysłem zrobienia tatuażu. Chociaż. - zachichotała - Musisz przyznać, że paradoks tej sytuacji jest intrygujący i zabawny zarazem.

- Ja wiem, że wyglądam słodko i mogę sprawiać wrażenie głupiutkiej. - powiedziała rozbawiona bawiąc się swoimi włosami - Jednak na nieszczęście poniektórych wrażenia czasami bywają złudne. - zaśmiała się w głos - Nie po to przecież zaczęłyśmy snuć aby wszystko stracić przez jedno głupie pytanie. - puściła oczko w stronę koleżanki z kultu - W każdym razie. Z tymi pytaniami podobnie jak z dziarą będzie trzeba się wstrzymać.

- Mimo wszystko mogłabyś popytać tu i ówdzie? - uśmiechnęła się zadziornie - Powiem wprost. Chodzi mi o młodą van Hansen'ówne. Będąc na balu u van Zee'nów doszły mych uszu ciekawe plotki, których wiarygodność chciałabym sprawdzić. - arystokratka zamyśliła się na chwile - Nie chce jednak by stała się jej krzywda. Jeżeli pogłoski się potwierdzą chciałabym pogadać z nią w cztery oczy z dala o tych wszystkich szlacheckich ceregieli. Mając przy okazji na nią haka. - właścicielka kampanii handlowej złapała za dłoń koleżanki - Mogę na ciebie liczyć? Odwdzięcze się w naturze rzecz jasna. - przygryzła dolną wargę patrząc w oczy właścicielki tatuażu - A skoro jesteśmy przy temacie kazamat. Wiesz cokolwiek o strażniczce imieniem Leona? Gdzie mieszka? Jak wygląda? Może jakieś inne ciekawostki? Ponoć to ona zajmuje się osadzonymi kobietami. - brunetka zadumała ponownie - Jeszcze jedno. Franz wymieniał również nazwisko Hetzwig. O kim on mówił?

- Hmmm. Zgrabna czarnulka? - rozkoszny uśmiech rozpromienił twarzy Versany - Skądś to znam. Mam ewidentną słabość do brunetek. - roześmiała się odrzucając włosy do tyłu - Chociaż ostatnio pewna rudzinka chodzi mi po głowie. - puściła oko do koleżanki - Młoda, zgrabna i ambitna. Chyba wiesz co mam na myśli? Na nią przyjdzie jednak czas. Zaś co do naszego przyszłego spotkania. W najbliższy Bezahltag Kornas będzie walczyć na pięści w "Śledziku". Wybierzmy się tam we dwójkę i zobaczmy jak sobie poradzi. Co ty na to? - zapytała - Jeżeli do tego czasu Rosa nie odpowie na moją wiadomość to możemy później pokrążyć po mieście w jej poszukiwaniu oblewając wygraną bądź zapijając smutki przegranej naszego kolegi. - cała rozmowa wprawiła wdowę w znakomity nastrój - Pamiętaj tylko, że będę wtedy incognito. Na co dzień jestem przecież porządną wdową handlującą dziełami sztuki.

- Hmmmm. Rozbita łódź i pojmani Norsmani. Ciekawe czego szukali? - patrzyła w oczy Łasicy licząc na inna odpowiedz niż szaber, rozbój i gwałt - W każdym razie warto nadstawić uszu na salonach. Jak coś ciekawego mi w nie wpadnie na pewno się z tobą podzielę.

Ciemnowłosa wzruszyła ramionami na znak, że nic więcej nie wie o tej norsmeńskiej łodzi. - Ciekawe jak oni przepłynęli przez środek miasta. Pewnie w nocy. Jak jest zawierucha to na dziesięć kroków nic nie widać. - Łasica dość lekko się zastanawiała nad tym właściwie dość poważnym faktem. Ale tylko przez chwilę. Najwidoczniej łódź z północy nie leżała w kręgu jej żywotnych zainteresowań.

- Hmmmm. - pogrążyła się na chwilę w myślach - Póki nie będą działać na niekorzyść kultu i mojej kompani to mogą jak dla mnie sobie pływać gdzie chcą. Uważam jednak, że Starszy powinien o tym wiedzieć.

- Jeśli już nie wie. Ale tak, on będzie wiedział co z tym zrobić. - ciemnowłosa chwilę trawiła słowa ale widocznie ich lider miał u niej na tyle silny autorytet, że jak była okazja to wolała się go poradzić nawet w takich zdawałoby się odległych sprawach.

- Jutro Kornas ma się bić? - zapytała po chwili gdy bawiła się drewnianym kuflem zerkając co tam jeszcze w nim zostało. - No właściwie mogę się przejść. Chociaż mordobicie to kręci Silnego a mnie to tak nie bardzo. - podniosła głowę na znak, że chociaż używanie przemocy nie było jej obce to jednak był to raczej środek do osiągnięcia celu a nie cel w sam sobie. Jak to czasem wydawał się pojmować Silny. - Ale nie wiem czy Rosa będzie jutro w “Śledziku”. No ale możemy zacząć i od “Śledzika”. - przyznała ciemnowłosa na koniec się nawet uśmiechając całkiem sympatycznie. Upiła łyk ze swojego kufla i odstawiła go ponownie na blat stołu.

- Miejmy nadzieję, że napitek będzie tam lepszej jakości. - zaśmiała się przechylając następnie kufel - Kto wie? Może spotkamy tam kogoś interesującego bądź wygramy parę karlików? Kornas nie jest pierwszym lepszym typem z łapanki i zdecydowanie sprawniej macha łapami niż kutasem. - parsknęła gromkim śmiechem.

Jej koleżanka też się roześmiała wesoło na te sprośne uwagi o nieobecnym koledze. Upiła łyk i chwilę pokręciła głową na różne strony zastanawiając się nad tą propozycją. - No dobra, co tam. Ale jak mnie tak zapraszasz to ty stawiasz napitek. - w końcu zgodziła się ale jednak pół żartem postawiła jednak jeden warunek zerkając na rozmówczynię niby poważnym wzrokiem.

- A z tą rudzinką… - zaczęła Łasica znów bawiąc się kuflem a na twarzy wykwitł jej grymas zastanowienia. - To chodzi o tą twoją służkę? - zapytała podnosząc spojrzenie na rozmówczynię chyba nie do końca pewna czy mówią o tej samej osobie. - A jak ci z nią idzie? Rzeczywiście wygląda całkiem ciekawie. Mówiłam ci, że przydałoby nam się więcej dziewczyn. A z Louisą to nie wiadomo jak wyjdzie. Nawet jak wyjdzie to pewnie nie prędko. - pokiwała głową uśmiechając się sama do siebie.

- Uwierz mi. Bez ubrań wygląda jeszcze apetyczniej. - w oczach Versany pojawiły się kurwiki - Póki co jednak idę za radą Starszego i powiedzmy, że testuje jej wierność. - sięga ponownie po kufel i pociągnęła z niego haust - Fascynuje ją świat arystokracji dlatego jest w stanie wiele zrobić by go liznąć a ja mam zamiar to nikczemnie wykorzystać. - zaczęła bawić się włosami - I pozwolić jej lizać do woli. - lewy kącik ust uniósł się w zalotnym uśmieszku - Oj jaka ja jestem niegrzeczna. Chyba zasługuję na klapsa. - wyszczerzyła śnieżnobiałe ząbki.

- Oj na pewno! - zaśmiała się koleżanka w bardzo podobny sposób. Zakołysała swoim kufelkiem znów zerkając do niego i zapytała z nieukrywanym zaciekawieniem. - To rozmawiałaś o niej ze Starszym? - spojrzała bystro na rozmóczynię. - I widziałaś już ją bez ubrania? - kąciki ust nieco jej się uniosły do góry w ironicznym uśmieszku. - I tak dobrze wygląda bez niczego? - ciemna brew jej jeszcze uniosła się do góry. - No to rzeczywiście ciekawe rzeczy o niej opowiadasz. Jakbyś potrzebowała z nią pomocy to ja bardzo chętnie. Lubię pomagać nowicjuszkom. - uśmiechnęła się niewinnie jakby w takiej pomocy o jakiej mówiła nie było nic zdrożnego czy nienagannego.

- I mówisz, Froya van Hansen? - na nazwisko znanej w mieście i okolicach szlachcianki Łasica wyraźnie zbystrzała. - Nasza kochana, słodziutka, śliczniutka blondyneczka? - zapytała z nieco ironicznie unosząc brew i uśmiechając się trochę złośliwie. - Oj tak, chętnie bym pannę van Hansen poznała bliżej. Najlepiej jak najbliżej. - przyznała śmiejąc się kosmato i przystawiając wolną dłoń do zapięcia swoich spodni by zademonstrować w jaki sposób najchętniej poznałaby tą szlachciankę.

- Ale mogę się rozejrzeć za panną van Hansen. Sprawdzić co ma za paznokciami. Chociaż wolałabym sprawdzić co ma pod sukienką. No ale to jednak szycha to rozgryzienie jej nie będzie na raz - dwa. - po namyśle długowłosa pokiwała wolno głową już nieco poważniejszym tonem gdy chodziło o zdobycie informacji których piękna i bogata szlachcianka pewnie nie miała ochoty ujawniać.

- Hmmmmm. Sama chętnie spojrzałabym na nią z tej samej perspektywy co na ciebie tamtego wieczoru u Louisy. - wdowa oblizała swoje pełne usta - Kelnereczko. - dodała zadziornie - Przyjdzie na nią czas. Wpierw jednak pomóż mi odkryć jej ciemna stronę. Hmmmmm... - nagle Ver przypomniała sobie o czymś - W Festag jestem zaproszona na koncert u van Hansenów i wybieram się na niego z porucznikiem Finkiem. Może uda mi się czegoś dowiedzieć ale dobrze by było tam iść już też coś wiedząc.

- A Leona z kazamat? Nie znam żadnej Leony z kazamat. Jakaś babka? No to trzeba by rozpytać. Ale ja będę zajęta naszą Froyi to musisz tą Leonę sama jakoś sprawdzić. - Łasica rozłożyła ręce na znak, że cudów nie ma i się nie rozdwoi z tym sprawdzaniem różnych osób i adresów na mieście.

- A Hetzwig… - prychnęła z nieukrywaną irytacją i pogardą. Splunęła obok ławy na trociny zalegające na podłodze. - To hycel. - odparła z pogardą. - Niby łowca nagród. Ale zawodowo łapie na rzecz ratusza. Właściwie to jest u nich na etacie. - mruknęła z nieukrywaną niechęcią.

- Rozumiem. - odparła - O Leone więc popytam na mieście. Może nasz uroczy ulicznik będzie coś wiedział. Jeżeli zaś chodzi o tego chłystka Hetzwiga. - w głosie szlachcianki dało się wyczuć złowieszczy ton - Chyba wiem, kto będzie mym kolejnym wybrankiem serca. - zachichotała - Strasznie kręcą mnie stanowczy mężczyźni. - alkohol widocznie wyostrzył dowcip już i tak wesołej wdówki - A teraz bez żartów. - jej twarz przybrała zimny wyraz a ton głosu spoważniał - Skoro pracuje dla ratusza na umowie to czy czasem nie jest konkurencja dla grupy Olega? A może współpracuje z nim i jego ludźmi?

- Może cię to zdziwi ale nie jestem tak głupiutka na jaką wyglądam. - Łasica posłała w poważną twarz koleżanki rozbawione spojrzenie gdy zrewanżowała jej się podobnym określeniem jakie ta użyła na początku ich rozmowy. - Nie wchodzę w paradę łowcom i hyclom. Staram się ich unikać jak tylko się da. - powiedziała swobodnym tonem obracając w dłoniach swój kufel i wesoło kołysząc na boki butami opartymi o swoją część stołu.

- Może i współpracują. Ale dla Hetzwiga to już się wybił na swoją fuchę dobre parę lat temu. Ma stałą posadkę można tak chyba powiedzieć. A Oleg i jego banda to są dosć nowi. Ile oni tu są? Sezon? Dwa? Nie więcej. Nie słyszałam by kiedyś ze sobą współpracowali. - powiedziała już spokojniej nie ukrywając swojej niechęci ani do jednego ani do drugiego stróża prawa i moralności w tym mieście.

- Na mojego czuja to obaj robią podobną robotę ale z innych pobudek i łowią inne gatunki ryb. Ale na zewnątrz to wygląda jak dwaj rybacy co łowią obok siebie. Hetzwiga interesują raczej ci co podpadli ratuszowi. Za rozbój, napaść, złodziejstwo, oszustwo tego typu rzeczy. A ci kamraci naszej ostrej blondyneczki to raczej szukają jakichś wstrętnych heretyków, kultystów, odmieńców i takich tam. - Łasica pozwoliła sobie wyrazić swoją opinię dość obojętnym tonem chociaż była mowa o łowach na takich jak ona i jej rozmówczyni. Pewnie czy by wpadły w łapy jednego czy drugiego to koniec byłby raczej marny. Skończyłyby w kazamatach.

- A propos ostrych blondyneczek to aż nie mogę się doczekać Festag w “Kocie”. - dla odmiany westchnęła w zadumie a na twarzy pojawił jej się rozmarzony wyraz. Aż przygryzła wargę i cmoknęła zaraz potem do tych swoich wspomnień i planów z ostatniej wizyty. Ale coś jednak zakłóciło jej ten spokój bo spojrzała na Versanę przez szerokość stołu.

- A ty będziesz w tym “Kocie” jak masz iść na bal do Froyi? - zapytała jakby nagle uzmysłowiła sobie, że te dwa adresy na ten sam dzień to mogą być nieco albo całkiem rozbieżne. - I mówisz, że dobrze wypadłam w roli kelnerki? - uniosła nieco brew znów w ironicznym spojrzeniu. Ale zaraz się roześmiała wesoło. - Oh takie jak ty i Louisa to mogłabym obsługiwać i usługiwać codziennie! Sama przyjemność. - roześmiała się bez skrępowania. A przy okazji bez ostrzeżenia gwizdnęła krótko ale przenikliwie. Jak na ulicznika przystało. Taki gwizd bardziej kojarzył się z mężczyznami z niskich stanów niż kobietą. Ale zadziałał. Kelnerka spojrzała w ich stronę i pokiwała głową. Wzięła tacę, wyszła zza baru i ruszyła w ich stronę.

- Weźmiemy więc te kufle i pójdziemy na górę? - wdówka spojrzała pytająco na koleżankę przejeżdżając językiem po wargach

- No co ty nie powiesz? - Łasica odparła rozbawionym tonem patrząc nieco ironicznie na kobietę siedzącą po drugiej stronie stołu. - Przynieś butelkę jabłecznika. Zabierzemy do pokoju. - zarządziła kelnerce i ta też uśmiechnęła się zerkając na jedną, potem drugą klientkę po czym wróciła z powrotem do baru. - Jakoś tak coś mnie tknęło i zamówiłam pokój na górze. - wyjaśniła ciemnowłosa z bezczelnym uśmieszkiem.

- Ahhh ta kobieca intuicja. Co my byśmy bez niej zrobiły? - wdowa odwzajemniła uśmiech po czym wstała opierając się obiema rękoma o blat stołu, przy którym siedziały.

Nie zwlekając obie poszły na górę gdzie była część mieszkalna dla gości. Raczej bez zbytnich luksusów, tak by było stać na wynajem przeciętnego marynarza. Więc gdy ciemnowłosa otworzyła drzwi ukazał się zwykły pokój z dwoma łóżkami, niewielkim zbitym z desek stołem i kufrem na ubrania. Łasica pozwoliła wejść gościowi pierwej po czym sama weszła do środka i zamknęła drzwi. Gdy tak odcięły się od reszty świata postawiła butelkę na stole po czym zaczęła rozlewać jabłecznik do zwykłych, glinianych kubków.

- To za ciekawość i przygody! - Łasica roześmiała się wesoło podając kubek Versanie i wznosząc swój pierwszy toast tego spotkania.

- Za przyjemność i dekadentyzm! - chwyciła kufel i uderzyła nim w naczynie koleżanki na znak toastu. Krople jabłecznika wyskoczyły wesoło z kubków lądując na drewnianej podłodze. Jak na knajpę tej klasy napój smakował całkiem nieźle. Po upiciu paru grzdyli szlachcianka odstawiła kufel i bez zbędnych ceregieli podeszła do koleżanki, złapała ją za pośladki i zbliżyła swoje usta to jej.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 18-07-2020 o 11:33.
Pieczar jest offline  
Stary 10-07-2020, 21:24   #43
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
01.12 bkt; zmierzch; dom Versany

Wstała z piekącym tyłkiem. Wspomnienie poprzedniego wieczoru uśmierzało jednak ból dolnej partii jej ciała a im więcej myślała o karczemnej przygodzie tym bardziej palenie zamieniało się w przyjemne mrowienie. Powietrze w kamienicy wypełniał zapach pieczonego przez Gretę maślanego chleba. Przepis na niego był jej słodką tajemnicą. W każdym razie smakował nieziemsko. Twarda, zarumieniona i dobrze wypieczona skórka, pod którą krył się puszysty i wilgotny miękisz. Wszystko posypane niewielką ilością maku oraz sezamu. Ver z niejednego pieca chleb jadła. Jednak ten robiony przez stara gosposie miał w sobie to "coś". Coś co człowiek był w stanie dopiero zrozumieć po jego skosztowaniu. Na samą myśl o nim czarnowłosej piękności ciekła ślinka. Burczenie w brzuchu jedynie wzmagało to uczucie, które z każdym wdechem rosło niczym odsetki u lichwiarza. Wstała więc żwawo, zarzuciła na siebie szlafrok, spięła włosy z tyłu i ruszyła w kierunku drzwi.

- Witajcie. - rzekła ciepło do domowników - Kornasie pozwól do mojej izby. - spojrzała na eunucha siedzącego nad kubkiem kawy przy ławie - Nie zapomnij tylko o śniadaniu dla mnie.

Nie czekała długo. Zdążyła stanąć przed biblioteczką i wyszukać lekturę na dziś jak po pokoju rozległ się dźwięk pukania.

- Otwarte! - zawołała chwytając za książkę na której grzbiecie widniał tytuł "O jedną falę za daleko"

- Jestem tak jak pani zachciała. - w progu ukazał się łysy ochroniarz z tacą w ręku.

- Znakomicie. Postaw platere i siadaj. - czarnulka wskazała stół przy którym stało sześć krzeseł. Następnie z powieścią w ręku zajęła miejsce naprzeciw współkultysty. Jej uwagę przykuła jednak taca. Grube pajdy dopiero co upieczonego chleba w asyście powideł śliwkowych, tłustego twarogu i świeżego masła. Do tego dzban kawy zbożowej i garść orzechów.

- Kawy? - zaproponowała przenosząc spojrzenie ze strawy na swojego pracownika - Znając życie nie odmówisz. - zaśmiała się nalewając inki po brzegi - Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszych walkach? Nie muszę chyba mówić, że zależy mi na twojej wygranej? - chwyciła kromkę i posmarowała ją grubo masłem - Zjedz dzisiaj dobrze. Nie upij się na wieczór i odpocznij. Nie ma sensu byś dzisiaj się forsował. Znam twoje możliwości i wiem, że sobie poradzisz. Zresztą oczywistym jest to, że każda wygrana wiążą się z dodatkowym zarobkiem dla ciebie. - odrywała kolejno kawałki chleba wkładając je do ust - Jedyne co cię dzisiaj czeka. To nasze wspólne wyjście do "Piwnicznej". Chcę byś był więc gotów jak przyjdzie na nie pora. - pociągnęła haust zbożówki i chwyciła po kolejną sznytkę - Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Wczoraj w karczmie nie było ani mojego kochasia ani twojego i Aarona kumpla. Wiesz może co było tego przyczyną? Często szlajasz się po takich przybytkach i pomyślałam, że to czy owo mogło ci się obić o uszy.

- Nie wiem. - odparł bez namysłu wzruszając swoimi wielkimi ramionami. Patrzył prostolinijnym wzrokiem więc pewnie naprawdę nie wiedział dlaczego obaj strażnicy kazamat nie zjawili się wczoraj w swojej ulubionej karczmie.

- Rozumiem. - odparła dokańczając kanapkę z białym serem - Dzisiaj powinniśmy być w takim razie wyjątkowo ostrożni. - chwyciła ponownie za puchar - Zanieś proszę więc jeszcze tylko tą wiadomość do punktu w którym przekazujemy sobie informacje. - ślicznotka podeszła do biurka. Chwyciła za kawałek kartki i napisała na nim "Do A. Powtórka. V" a następnie wręczyła ją swojemu pracownikowi -


Kornas wstał odstawiwszy wcześniej puste naczynie i ociężałym krokiem ruszył w stronę drzwi. Gdy łapał za klamkę Ver rzuciła na odchodne.

- Poproś do mnie Brene. Powiedz jej, że chciałabym wziąć kąpiel. - nim eunuch opuścił pokój zdążył spojrzeć na swoją pracodawczynię i twierdząco skinąć łysą glacą.

Nim młoda sprzątaczka przygotowała kąpiel, brunetka zdążyła przeczytać parę rozdziałów i dokończyć śniadanie. Woda w bali była gorąca i pachnąca niczym sosnowy las. Zanurzenie w niej sprawiało kultystce sporą przyjemność mimo nasilającego się pieczenia. Naga jak w dniu narodzin zamoczyła się aż po szyje po czym zaprosiła ponownie do siebie pieguskę. Ta już zdecydowanie mniej zawstydzona zrzuciła z siebie ubranie i dołączyła do szlachcianki.

- Gdzie Twój rumieniec? - zapytała po czym wybuchła śmiechem - Póki co jednak sprawdzimy ile udało ci się zapamiętać z poprzednich zajęć. - wyszczerzyła bielutkie ząbki.

Kąpiel minęła w gorącej atmosferze. Po serii pytań i bardziej bądź mniej trafnych odpowiedzi obie zgrabne damulki wyszły z drewnianej wanny i gdy tak zaczęły się wycierać Versana spytała swoją uczennice.

- No dobrze. To ostatnie pytanie. Co jest zasadą numer jeden? - spojrzała w kierunku jeszcze nagiej sprzątaczki.

- Naturalnie dyskrecja i lojalność moja pani. - odparła kłaniając się i cofając przy tym lekko nogę.

- Jeszcze będą z ciebie ludzie. - rzekła kultystka - Pora więc na kolejną lekcję. Pozwól do mnie. - wyciągnęła otwarta dłoń w kierunku młodszej towarzyszki.

- Tak? - odpowiedziała niepewnie podając swoją.

- Zamknij teraz oczy. - brunetka przyciągnęła rudzinkę i powtórzyła scenariusz ze spotkania z Łasicą. Jej ręce powędrowały na pośladki Breny a wargi musnęły o jej usta.

Pomoc domowa nie opierała się nawet przez chwilę. Ver nie wiedziała tylko czy młoda robi to dlatego, że ją to podnieca czy ze względu na korzyści jakie z tego faktu mogą płynąć. W każdym razie po chwili dłonie brunetki powędrowały na głowę sprzątaczki i pokierowały rudzinkę na dół. Szlachcianka ponownie nie napotkała oporu. Pracownica grzecznie kucnęła i zaczęła robić to co należy. Kultystka jedną rzecz musiała przyznać. Jej młoda uczennica miała zwinny język niczym wąż i szorstki prawie tak jak kot. Na tym jednak to uniesienia się skończyły.

- Na dzisiaj to tyle. - z twarzy obu nie zdążył jeszcze zniknąć rumieniec - Mam jednak do ciebie jeszcze jedna prośbę. Zajmij się moim strojem. Tym, w którym zazwyczaj wychodzę wieczorem na miasto. Chciałabym aby był gotowy na dzisiaj.

- Naturalnie moja pani. - odparła pokornie.

Pieguska nie wyglądała na zbytnio zawstydzoną. Fakt ten cieszył jej chlebodawczynie. Młoda pomoc domowa ubrała się, poprawiła włosy i opuściła pokój. Gdy tylko drzwi do izby się zamknęły seksowna kultystka podobnie jak jej niedawna towarzyszka ubrała się, spięła piórka i przystąpiła do swoich obowiązków. Reszta dnia minęła jej na lekturze, papierologi związanej z firmą oraz pielęgnacji klaczy. Nim się obejrzała słońce zniknęło za horyzontem.

Zjedli więc wszyscy wspólnie kolacje przy jednym stole, wypili po pucharze wina aby sen był lepszy i rozeszli się do swoich pokoi. Strój naszykowany przez Brene czekał na Ver w jej izbie. Przywdziała więc go nie zapominając o dodatkach takich jak sztylet czy naszyjnik. Nałożyła następnie makijaż po czym wróciła do głównego pomieszczenia gdzie czekał już na nią eunuch.

- Ulryk dzisiaj chyba trochę odpuścił. - rzekła do ochroniarza gdy oddalili się od kamienicy - Wpierw sprawdzimy czy nie ma jakiejś wiadomości do nas a następnie idziemy do "Piwnicznej".

Kamienice, w której mieściła się skrytka ujrzeli będąc nie dalej jak kilkanaście łokci od niej. Im bliżej im było do rudery tym mocniej brunetka wyostrzała swoje zmysły. Chciała upewnić się, że nie napotkają tu nieproszonych gości. Będąc już pod murem. Oparła się o niego jedna noga, bacznie rozejrzała dookoła. Po czym spuściła głowę i rzekła do swojego ochroniarza.

- Leć sprawdź czy nie ma tam żadnego grypsa. - twarz Versany nie zwróciła się nawet w kierunku eunucha - Jakby coś się działo trzykrotnie zakaszle.

Eunuch nawet nie odpowiedział. Od razu ruszył w dobrze znanym mu już kierunku. Brunetce nie było dane długo czekać. Nim minęły cztery pacierze jej pracownik zjawił się z powrotem. Nie stanął jednak obok swej chlebodawczyni a ruszył w kierunku "Piwnicznej".

- I jak? - spytała gdy udało się jej dogonić współkultyste.

Kornas milcząc wręczył ślicznotce wyrwana z książki kartkę na której widniał symbol chaosu. Taka odpowiedź mówiła jej wszystko.

- Znakomicie. Działamy więc. Weź ten kawałek papieru i spal gdy będziesz wzniecać ogień w miejscu mojej randki. - rzekła do eunucha podając mu rulonik i zapałki - Gdy panowie opuszczą lokal udaj się tam czym prędzej i przygotuj izbę. Następnie się schowaj i wyczekuj na rozwój sytuacji.

Zbliżali się do dobrze już im znanej karczmy. Z nieba sypały się olbrzymie płatki śniegu. Na szczęście nie wiało więc odczuwalna temperatura była wyższa niż w rzeczywistości. Gdy dostrzegli drzwi karczemne wdówka klepnęła swojego pracownika w ramie.

- Na potęgę chaosu. Pamiętaj. Wielka czwórka nam sprzyja. - skończyła gdy stali przed drzwiami.

O dziwo wnętrze w przeciwieństwie do poprzednich wizyt było raczej puste. Drażniący smród dymu i taniej napitki jednak wciąż unosił się w powietrzu. Widocznie przez lata istnienia tawerny zdążyły już nim nasiąknąć zarówno ściany jak i drewniana podłoga. Wdowa od progu spostrzegła stół przy którym zasiadał jej kudłaty kolega oraz wąsaty klawisz. Reszta była jednak raczej obca. Brakowało tuzina pustych butelczyn i gaszonych bezpośrednio na stole petów. Co jednak najdziwniejsze nie dostrzegła Franca. Zamiast niego natomiast przy ławie zasiadało dwóch obcych mężczyzn. Na szczęście z początku nikt nie zauważył przybycia jej i eunucha. Postanowiła więc to wykorzystać i zająć wolny stół gdzieś w kącie na drugim krańcu sali.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 18-07-2020 o 11:39.
Pieczar jest offline  
Stary 11-07-2020, 00:25   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - 2519.I.12; bct (4/8); wieczór

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.12; Backertag (4/8); wieczór
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas


Gdy garbaty gość szedł dnem jaskini i mijał kolejne budy, szałasy i namioty mijał też ogniska i zgromadzonych przy nich odmieńców. Jednych znał lepiej, innych trochę a jeszcze innych w ogóle. Ci ktorych znał lepiej skinęli mu głową czy rzucili coś na powitanie reagując zdziwieniem jego pojawieniem się podobnym jak niedawno dziwił się Grot razem z kolegą stojącym na warcie.

Marsz przez tą osadę odmieńców mógł przyprawić o zawrót głowy. Przynajmniej kogoś nie nawykłego do takich okazów ludzi czy byłych ludzi. Zwłaszcza jakby był tutaj pierwszy raz. Nie tylko on miał garba. A zdarzały się także bardziej widoczne deformacje. Macki, kły, pazury czy kopyta albo grzebienie i wyrostki kostne czy nietypowa karnacja skóry. Tak, była tutaj cała spaczona menażeria. Przy nich idący główną ścieżką garbus wydawał się nawet całkiem standardowym okazem tej społeczności.

Do samej chaty wodza dotarł bez większych przeszkód. Nikt go nie zatrzymywał. Dopiero przy samych drzwiach usłyszał jakiś podniesiony, męski głos. Zanim zdążył coś podsłuchać czy zdecydować co robić te drzwi prawie wybuchły mu w twarz a w nich stanęła potężna, umięśniona sylwetka zakończona zwierzęcym pyskiem. Hetzen.

- Suń się pętaku! - warknął gniewnie mutant bez ceregieli pomagając Strupasowi odsunąć się swoimi potężnymi ramionami. Hetzen już taki był. Złośliwy, brutalny, bezpośredni. Jak mógł komuś dowalić to walił. Teraz jak garbus znalazł się w zasięgu jego łap to i też został brutalnie odepchnięty choćby po to by Hetzen mógł kogoś popchnąć. Dlatego nie miał zbyt wielu przyjaciół nawet w tej odmiennej społeczności. Ale był cenionym wojownikiem, może nawet najsilniejszym w całej osadzie. Gdy chodziło o siłowe rozwiązania to zwykle był pierwszy w kolejce. Teraz wypadł rozgniewany z chaty wodza więcej nie zawracając sobie swojej psiej głowy garbusem którego odepchnął z przejścia. Czuć było, że bóg krwi jest jego patronem. Zwykle gromadzili się wokół niego ci co mieli podobne skłonności. Albo chodziło o walkę.

- Stupas? Co tu robisz? Wejdź. - gdy brutal oddalał się od chaty z wnętrza doszedł go pytający głos. Rozpoznał głos Kopfa który już drugi czy trzeci sezon zarządzał tą społecznością odmieńców kryjącą się przed cywilizowanym światem. No to wszedł do środka. Kopf też był nietuzinkowy. Conajmniej. Nie było szans by udawał zwykłego człowieka.

Trudno było powiedzieć co bardziej rzucało się w oczy. Chyba głowa. Stąd też miał swoje przezwisko. Ze dwa czy trzy razy większa niż głowy standardowych śmiertelników. Dlatego nie było szans tego ukryć. No i przy okazji wydawał się o tą głowę wyższy niż powinien. Przynajmniej czubek jego głowy był o standardową głowę wyżej niż głowa garbusa. Chociaż niby patrząc po ramionach to mógł być z Kopfem podobnego wzrostu. Znaczy gdyby się nie garbił. Do tego skrzydła, płonące żywym ogniem oczy, rogi, skóra w czerwonym odcieniu i cała ta dominująca otoczka która sprawiała nienaturalne wrażenie obcości. O tak z bliska to skóra cierpła jak taka rogata i skrzydlata istota stała tuż obok a jeszcze zwracała na śmiertelnika uwagę. No ale na szczęście dla Strupasa to nie pierwszy raz stawał przed Kopfem więc miał nieco czasu by się oswoić. Chociaż i tak można było czuć się przy nim nieswojo. A do tego chodziły plotki, że nie da się przed nim niczego ukryć i widzi wszystko co się dzieje w sercu i duszy rozmówcy.

- Witaj Strupasie. Co cię do nas sprowadza przez ten śnieg? - szef wioski zwrócił się do gościa dość neutralnym tonem. Ani nie okazywał radości czy życzliwości, że go widzi. Ale też nie był wrogi czy wkurzony jak Hetzen. Chociaż Hetzena to wcale nie trzeba było wiele by wkurzyć. A z kolei Kopf był podejrzliwy. Bardzo podejrzliwy. Wszędzie węszył podstęp i obłudę. Złożył swoje wężowe ramiona na piersi czekając na odpowiedź. Mógł się nimi owinąć kilka razy wokół tułowia. Swojego albo czyjegoś. Były dłuższe niż cała sylwetka Kopfa. Sporo dłuższe. No ale jak teraz były zwinięte to aż tak to się nie rzucało w oczy. Przy tym wszystkim ta kolekcja bąbli i narośli na jego czerwonej skórze to już się wydawała drobiazgiem. Z tego wszystkiego nie było szans aby tak niecodzienna postać jak Kopf wtopiła się w tłum na ulicy.

Kopf był wodzem osady. Ale niejako nieoficjalnie dzielił władzę z Opal. Opal była wiedźmą, wieszczką i zielarką. Była też niejako głównym doradcą Kopfa. Była prawie tak samo wysoka jak on chociaż z dokładnie odmiennego powodu niż on. Miała niesamowicie długie nogi. I ciało z żywego kryształu. Skąd właśnie między innymi przybrała swoje imię. Jak ci dwoje się w czymś zgadzali to sprawa zwykle była przesądzona. Opal miała osobną chatę ale jeszcze dalej w głąb jaskini, właściwie nieco na uboczu. I dlatego wiedźma też raczej nie była skłonna pokazywać się w cywilizowanym świecie. No ale w tej chwili gdy gość przyszedł do chaty Kopfa to jej nie było. Przynajmniej w tej części co zwykle wódz przyjmował gości nikogo poza nim nie było.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; karczma “Piwniczna”
Czas: 2519.I.12; Backertag (4/8); wieczór
Warunki: ciepło, półmrok, gwar karczmy na zewnątrz noc, b.lodowato, powiew, drobny śnieg


Na ulicach zaśnieżonego miasta znów padał śnieg. Ale bez takiego silnego wiatru jak poprzednio. Więc był cichy i łagodny wieczór. Chociaż oczywiście bez odpowiedniego ubrania było bardzo lodowato. Niemniej wewnątrz ogrzanego domu czy karczmie to aż tak to nie przeszkadzało. Czwarty wieczór w czwartym dniu tego tygodnia Versana z towarzyszami spędzali w tym samym lokalu. Wczoraj nikogo ze strażników nie było, dwa dni temu wyszedł ten numer z Franzem no a trzy dni temu chłopcy upili Aarona. Więc byli tu czwarty raz.

Tym razem Aaron znów siedział przy stole strażników. Ale skład był nieco inny. Bez trudu wpadała w oko łysa, zwalista sylwetka Rolfa. Ale dwóch pozostałych Versana widziała po raz pierwszy. A Franza wśród nich nie było. Towarzystwo coś jakoś nie bardzo mogło się rozkręcić. Najgłośniejszy i najweselszy wydawał się właśnie Aaron. Zagadywał całą trójkę towarzyszy bardziej niż oni jego. Ci jednak nie bardzo kwapili się do takich szaleństw jak na początku tygodnia. W środku tygodnia to i gości aż takich tłumów nie było jak się już ktoś trochę posiedział, ogrzał i rozejrzał. Za to pojawiły się nieprzewidziane komplikacje.

- Słuchaj złotko, obserwuję cię od paru wieczorów. I jak chcesz tutaj mieć swój rewir to nie ma sprawy. Ale ja chcę swoją dolę. Inaczej fora ze dwora. - tak jej Herbi powiedział ledwo przyszła do środka i podeszła do baru po pierwszą kolejkę dla siebie. Przebranie i zachowanie Idy musiało być całkiem niezłe skoro karczmarz zachował się stosownie do jej i swojej roli. Czyli chciał tradycyjną dolę za to, że “panienka” mogła sobie u niego buszować jak na swoim rewirze. Za marienburskiej kariery Versany to wyglądało podobnie. Gdyby odmówiła pewnie spróbowałby ją pognać jako darmozjada i konkurencję dla tych uczciwych dziewczyn co płaciły mu procent jak należy. A jakby się nie skończyło to zamieszanie no to właśnie wzbudzało zamieszanie i przykuwało uwagę otoczenia między innymi do jej osoby. Z drugiej strony na obecne zasoby młodej, kupieckiej wdowy to nie chciał zbyt wiele. Gdyby zgodziła się zapłacić to pewnie miałaby tu jako Ida święty spokój a Herbi zrobiłby się jej przychylny.

W sprawie karlików przyszedł też Kornas. Co prawda był tylko pośrednikiem. Zauważył znak ich brodacza i poszedł za nim do bardachy. Wrócił jeden i drugi niedługo później z tym, że każdy do innego stołu. Okazało się, że strażnicy nie bardzo mają za co pić. Ot tygodniówka już im się w większości skończyła. A Aarona pieniądze trzymały się odwrotnie niż smród do Strupasa. Czyli widocznie też był spłukany. No a bez kolejnych kolejek to się spotkanie zakończyć mogło na grzecznej kolejce czy dwóch po czym wszyscy z ledwo zwilżonymi gardłami pewnie rozeszli by się do domów. Więc jak mieli by rozkręcić zabawę jak na początku tygodnia no to przydałby się sponsor. Inaczej trzeba by działać z wąsaczem prawie na trzeźwo albo przełożyć plany do następnej wypłaty czyli do Angestag. Bo strażnicy mieli wypłaty tuż przed Festag by mieć co rzucać w świątyni na tacę. A tak to dzień po dniu handlowym i trzy dni przed tygodniówką to strażnicy byli raczej spłukani.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-07-2020, 10:07   #45
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Spostrzegawczy jesteś skarbie. - uśmiechnęła się uroczo opierając łokciami o lade - Na pewno się dogadamy i na naszej współpracy skorzystamy oboje. Powiedz mi jednak na wstępie. Czy dostanę ten rewir na wyłączność. Jeżeli nie. To z iloma dziewczynami, będę musiała go dzielić? - pomimo aktualnego statusu społecznego Ver nigdy nie zapomniała o swojej przeszłości.

- A to reguły nie ma. - Herbi wzruszył ramionami chyba uspokojony tym, że nowa nie robi problemów i nie staje okoniem. - Zwykle jest jedna albo dwie. Jak jest ruch w interesie to przychodzi ich więcej. Dzisiaj jest tylko Hanna. - karczmarz wyjaśnił jak to jest z tymi dziewczynkami u niego. Nie brzmiało jakoś zaskakująco skoro to nie był burdel a dziewczynki były jedynie dodatkiem do karczmy a nie głównym daniem. Wskazał głową na Hannę które podobnie jak Ida była umalowana i ubrana w rzucające się barwy w prawie oczywisty sposób zdradzający zawód jakim się parała. Jak na taki ruch jak był dzisiaj jedna czy dwie dziewczynki to było aż nadto by zabawić klientów, zakładając, że któryś by miał ochotę i sakiewkę na takie zabawy. Był środek tygodnia, dzień po dniu targowym to trochę martwy okres w tygodniowym rytmie.

- Dla kogo więc pracują? Czy… - chwyciła kufel i upiła z niego porządnego grzdyla - … każda sobie rzepkę skrobie?

- Idź i ich spytaj. Ale najpierw moja dola. - karczmarz wzruszył ramionami. Widocznie miał inne priorytety niż wyjaśnianie nowej elementów pracy innych koleżanek. Albo chciał przejść do tego co go najbardziej interesowało czyli swojej doli za ten tydzień.

- Widzę, że cierpliwość nie należy do twoich mocnych stron kochaniutki. - zaśmiała się uroczo - Ale już dobrze, dobrze. Oto twoja część. - wyjęła kilka monet z sakiewki a następnie delikatnym ruchem przesunęła je dwoma palcami po blacie - Masz może dla mnie jakąś dobrą radę na zakończenie tej milutkiej rozmowy? Oczywiście poza tym, że nie warto drażnić właściciela i spóźniać się z opłatami. - dodała żartobliwie z nutą ironii w głosie

- O właśnie i teraz możemy rozmawiać. - Herbi znów się uśmiechnął jakby parę monet w magiczny sposób odegnało zbierającą się nad ich głowami burzę. Rad czy uwag miał raczej niewiele. Jako, że teraz Ida stała się całkowicie legalną “dziewczynką” no to mogła sobie buszować do woli. W razie potrzeby inne dziewczyny zwykle korzystały z jednego z dwóch pokojów na górze więc jak byłby wolny to nie trzeba było nigdzie wyłazić. Co w zimową aurę na pewno było plusem. No ale nie życzył sobie żadnych skarg od klientów, że komuś coś zginęło podczas zabawy z panną za srebrniki. Więc jakby któraś miała takie nieciekawe skłonności to niech praktykuje to gdzie indziej. No a gdyby ktoś jej sprawiał kłopoty to mogła liczyć na opiekę obsługi. Głównie chodziło o to gdyby ktoś do niej z grabami leciał albo zamierzał się zmyć bez płacenia. No albo gdyby przydybała jakąś cichodajkę co to bez odpowiedniej doli by chciała tutaj urzędować. Więc wiele tych zasad nie było ale lokal mógłby się stać przez to nieco bardziej swojski. W końcu nie był to zamzut więc Herbi dziewczynki traktował jako marginalne źródło dochodu ale kiepsko znosił jak któraś próbowała zarabiać jego kosztem czyli bez prowizji dla niego.

- No chyba, że umiesz grać czy śpiewać. No coś brzdąkać by umilić czas gościom. No to wtedy byśmy inaczej pogadali. - przyznał prawie na sam koniec gdy już chwilę milczał i chyba zastanawiał się czy wszystko powiedział no ale na koniec właśnie jeszcze o tym graniu mu się przypomniało.

- Oj, niestety nie. Bogowie poskąpili mi takich umiejętności. Nie żałowali za to innych. - uśmieszek Idy mówił wszystko - W każdym razie. Podasz mi te dwa kufle piwa? Czy chcesz żebym zdechła z odwodnienia? - spytała z lekka znużonym tonem - Drętwo tu dzisiaj a goście jacyś markotni. Praca na trzeźwo może stanowić nie lada wyzwanie a dola dla ciebie sama się nie zarobi. - spuentowała z charakterystycznym dla siebie uśmiecham - Hmmm. Może postawiłbyś więc kolejkę panom przy tamtym stoliku? - skinęła lekko głową w kierunku Aaron i jego kompanów - No wiesz. Tak na znak udanej współpracy.

- Tamtym? - Herbi przestał się uśmiechać i spojrzał ku wskazanemu stolikowi obsadzonemu przez czterech klientów. Przez chwilę miał minę jakby coś sobie kalkulował albo zastanawiał się nad czymś, bo w końcu wzrok wrócił mu do kolorowo ubranej sylwetki po drugiej stronie szynkwasu. - No dobra. Niech będzie. Ale nie przyzwyczajaj się. Nie jestem tu by rozdawać własne piwo za darmo. - mruknął i w końcu bez zapału czy entuzjazmu ale sięgnął po drewniane kufle i zaczął je napełniać piwem z beczki.

Wykorzystując moment, w którym Herbi zajęty był swoimi obowiązkami wesoła wdówka zwróciła się do Kornasa, który stał obok.

- Masz tu parę karlików. - przesunęła dyskretnie po ladzie kilka złotych krążków - Kup sobie coś na ząb. Wszak musisz na jutro być w formie. Nie przejedz tylko wszystkiego łasuchu. - z szyderczym uśmiechem i dwoma kuflami w ręku odwróciła się tyłem do baru - Resztę wręcz zaś Aaronowi. - mówiła lekko przyciszonym tonem aby mieć pewność, że nikt prócz eunucha jej nie usłyszy - Nie zwlekaj z tym jednak do rana, bo czas nam nie sprzyja. Dowiedz się od niego również co z tym całym Franzem. Czemu go nie ma oraz kim są ci nowi? Później przekażesz mi czego się dowiedziałaś. Ja zaś póki co. - głos Ver przybrał wyraźnie cieplejszej barwy - Idę porozmawiać z koleżanką po fachu.

Karczma zdecydowanie była mniej zatłoczona niż jeszcze kilka dni temu. Manewrowanie między ławami i stołami nie sprawiało tyle problemu co wcześniej więc szlachciance udało się dotrzeć do dziwki nie uroniwszy nawet kropli. Dosiadła się pewnie i podsunęła kufel pod nos młodszej od siebie dziewczynie. Hanna w pewnym sensie przypominała Brene. Była w podobnym wieku i niemalże tego samego wzrostu. Twarze obu dziewcząt przyozdobione były piegami a w ich wielkich zielonkawych oczach można się było utopić. Jedynie włosy. Pomimo, że tej samej barwy. U pracownicy Ver sięgały mniej więcej do pasa a u karczemnej dziwki opadały lekko na ramiona.



- Cześć młoda. Ida na mnie mówią. Jestem nowa w tym rejonie. Napijesz się ze mną? - brunetka pewnym wzrokiem patrzyła na Hannę - Z resztą. Co ja będę pytać. Jak dają to bierz a jak biją to spierdalaj. - zaśmiała się gromko. - Długo robisz w tym przybytku?

- A myślałam, że “młoda” to się mówi na kogoś nowego na rewirze. - Hanna zaśmiała się cicho i bez wahania sięgnęła po kufel. Wzniosła nieco kubek do góry i upiła pierwszy łyk. - No i witaj Ida. Jestem Hanna. - przedstawiła się gdy posmakowała polanego przez karczmarza piwa. Obrzuciła nową koleżankę ciekawym spojrzeniem zanim przeszła do dalszej rozmowy.

- Przychodzę tu od początku zimy. Wcześniej rzadziej ale Herbi jest w porządku no i jest tu ciepło. No ale w środku tygodniu to posucha. - wzruszyła ramionami i powiodła kubkiem po raczej pustej niż pełnej knajpie. O ile przy dniu handlowym czy świętym to były takie dwa punkty kulminacyjne w tygodniu na wszelki ruch w interesie to im dalej tym było z tym gorzej. Choćby na początku albo wczoraj to Versana widziała tu więcej ruchu i gwaru. A dzisiaj to tak skromniutko.

- A ty? Gdzie robiłaś wcześniej? Tamten łysy to jest z tobą? - sama koleżanka po fachu trzymała w dłoni kubek i popijała z niego dość oszczędnie. Wskazała na Kornasa, który dopiero co oddalił się od Idy i teraz rozmawiał z Herbim. Pewnie o tym co można zamówić do jedzenia bo karczmarz mu coś tłumaczył gestykulując przy tym dość wymownie. Spośród innych gości trzech strażników i Aaron dalej siedzieli przy wspólnych stole ale na razie to zachowywali się jakby byli przed służbą a nie po.

- Różnie to bywało. Zależy jak wiatr zawiał a ostatnio wiał dość często i mocno. - na twarzy brunetki zawitał uśmiech - Co do Łysego. Powiedzmy, że dba o moje bezpieczeństwo. - upiła odrobinę piwa - Jak jest zaś z tobą rudzinko? Sama na siebie robisz? Nie obawiasz się o swoją skórę? Facetom różne głupoty do głowy przychodzą po kilku głębszych, gdy kobieta wpadnie im w oko.

- Dlatego przychodzę tutaj a nie gdzie indziej. - Hanna wzruszyła swoimi prawie odkrytymi ramionami uśmiechając się łagodnie. Uniosła kubek wskazując gdzieś w głąb pomieszczenia. - Staram się nie wychodzić. Zwykle biorę klienta do pokoju na górze i to wystarcza. - powiedziała tak jakby taka taktyka do tej pory jej nie zawiodła. - Ale żarłok ten twój kolega. - zaśmiała się cicho widząc jak Kornas w końcu doczekał się na swoje zamówienie i z lubością się nim zajął przy jednym ze stołów.

- Czasami sama się zastanawiam gdzie on to mieści. - zaśmiała się spoglądając na ochroniarza, przed którym na stole stały sporych rozmiarów pieczona golonka oraz żeberka w cebuli - Jeżeli zaś jesteśmy przy klientach. Co możesz mi powiedzieć o tutejszych?

- Tyle, że dzisiaj same gołodupce więc nie wiem czy starczy chociaż dla jednej. - rudzielec pozwoliła sobie na trochę marudzenia. Chociaż ich zawód niejako bazował na ludzkim strumieniu klientów i ich zasobach. Im był szerszy i żwawszy tym miały więcej okazji do zarobku. Więc w taki dzień jak dzisiaj panowała raczej posucha. Ale Hanna oględnie obgadała paru gości jacy siedzieli przy różnych stolikach. Głównie pod kątem szans na zarobek, na który dzisiaj chyba nie miała zbyt wielkich nadziei. Tam był jakiś rzeźnik co sobie lubił chędożyć poza małżeńską pierzyną no ale dzisiaj chyba tylko przyszedł na uroki kufelka. Niedaleko siedział najemnik czy łowca nagród. Hanna nie była pewna. W każdym razie zgrywał się na wielkiego i ważnego oficera i w ogóle ważniaka na mieście. Właściwie rudzielec niewiele o nim wiedziała ale zakładała, że gdyby tak było to pewnie korzystałby z jej wdzięków znacznie częściej. Albo z innych dziewczyn jeśli akurat z jej ramion korzystałby kto inny. No a tak jakoś zwykle kończyło się tylko na pozdrowieniach, zaczepkach i uśmiechach. Jak dzisiaj. No a jeszcze tam grupka szwaczy też czasem wysłupłała grosza by skorzystać z kobiecych wdzięków. Czasem robili zrzutkę by rotacyjne któryś z nich mógł zaszaleć z Hanną czy którąś z jej koleżanek. Dziewczyna mówiła bez skrępowania ze znaną Versanie z marienburskich czasów zawodową rutyną. I bez widocznych emocji więc chyba już nie miała wielkich nadziei, że ktoś z obecnych da jej źródło zarobku. No ale wieczór był jeszcze dość młody i wciąż była szansa, że mimo wszystko ktoś spragniony kobiecych wdzięków jednak przyjdzie do “Piwnicznej”.

- Najemnik? Łowca? Oficer? - z każdym słowem w głosie wdowy dało się wyczuć coraz to większe zainteresowanie - Muszę ci zdradzić pewien sekret. - pochyliła się w stronę rozmówczyni i niemal wyszeptała - Mam słabość do mundurów. - puściła oczko w stronę młodszej od siebie towarzyszki - Wiesz może jak się nazywa? Z tej perspektywy wygląda całkiem apetycznie.

- I co z tego jak ma pusty trzos? - nowa koleżanka wzruszyła ramionami i zdawała się nie przejawiać większego zainteresowania kimś kogo dzisiaj nie było stać na jej usługi. - Nazywa się Gerhard. - podobnie bez większego entuzjazmu zdradziła imię tamtego klienta.

Kątem oka Versana widziała jak Kornas chyba zbliża się do końca swojej pieczystej kolacji. A przy stole strażników dalej było dość przaśnie.

- A tamci? - wzrok kultystki powędrowała na stolik, przy którym zasiadał Aaron wraz z kumplami od butelki - Wąsaty i kudłaty wcześniej już tu bywali. Dwóch pozostałych widzę jednak po raz pierwszy.

- To strażnicy z kazamat. Tego brodatego nie znam. Ale ostatnio jest tu co wieczór. Raczej nie spodziewaj się po nich zarobku. - dziewczyna obdarzyła biesiadujących przy stole nieprzychylnym spojrzeniem i podobnie jak wcześniej, jeśli nie było okazji do zarobku to zdawała się tracić zainteresowanie.

- Rozumiem. Same gołodupcy dookoła. - westchnęła - Pozostaje liczyć na łut szczęścia. Może los się odmieni i panowie znajdą kilka brzęczących monet dla tak urokliwych kobiet jak my. - uśmiechnęła się po czym uniosła kufel w geście pomyślności - Za ruch w interesie i pełne sakiewki. - wzięła haust brei - Póki co idę do swojego towarzysza. Do później kochaniutka. - opuściła stół nowo poznanej koleżanki i wróciła do eunucha.

- Długo zamierzasz się z tym pierdolić? - zapytała znużona ociąganiem się kolegi - Zdążysz się najeść w trakcie jak tamci będą obalać kolejne flaszki a tak to zaraz się stąd zmyją. - Ver mówiąc po cichu do swojego ochroniarza, który obżerał się mięsiwem spoglądała w kierunku stolika przy, którym zasiadali strażnicy. Miała zamiar wyłapać spojrzenie Aarona a przy okazji dowiedzieć się o czym rozmawiają pracownicy kazamat.

Podwładny spojrzał na swoją panią z widoczną urazą. Jakby nie wiedziała, że jedzenie to jedna z niewielu przyjemności jaka mu w życiu została. Ale odsunął od siebie talerz, dopił parę łyków z kubka, wstał i poszedł w stronę toalet. Aaron skoro nie bardzo miał czym się napić to nawet reagował jeszcze całkiem bystro i trzeźwo, bo chwilę potem jak złapał się spojrzeniem z koleżanką też wstał od swoich kamratów i podążył za potrzebą. Więc na parę chwil obaj zniknęli Versanie z oczu. Potem zaś wrócili, jeden i drugi.

To, że Kornas przekazał versanowe karliki ich koledze widać było od razu. Aaron wrócił, podszedł do Herbiego i nagle zrobił się zamęt gdy do stołu kamratów wrócił z pełną tacą napitków. Powitali go gromko i radośnie, nawet do kultystki doszło coś o żartach i cichej wodzie. No i nagle Aaron zrobił się głównym rozgrywającym przy stole. No a jak tam sprawy wreszcie zaczęły się układać zgodnie z pierwotnymi zamiarami wrócił też eunuch siadając znów na swoim miejscu.

- Franza nie ma. Nie wiedzą co się z nim dzieje. Znaczy Aaron nie wie. - zaczął wracając do przerwanego jedzenia. - Ci dwaj to Marcel i Stephan. Też strażnicy. - powiedział spoglądając przez stół w kierunku dwóch nowych dla nich twarzy przy stole strażników. Marcel był niewysoki i niezbyt urokliwy mężczyzna w średnim wieku. W każdym razie tak na pierwszej chwili można było wywnioskować. W rzeczywistości mógł być młodszy. Jednak brak lewego oka, liczne blizny i bruzdy na twarzy skutecznie utrudniały identyfikację rzeczywistego stanu rzeczy. Jakby się lepiej mu przyjrzeć to śmiało mógł uchodzić za kuzyna Strupasa. Nawet woń roznosił podobną. No może trochę mniej intensywną ale wciąż cuchnął jak zapuszczona obora.



Jeżeli zaś chodziło o Stephana. Wyglądał na zdecydowanie najmłodszego spośród do tej pory poznanych klawiszy. Był dość wysoki i w miarę dobrze zbudowany. Nie należał jednak do mężczyzn pokroju Silnego. Wyglądał raczej na atletę niż osiłka. Mimo twarzy, na której w postaci blizn została zapisana nie jedna historia oraz srogiego spojrzenia w jego oku wciąż można było dostrzec ten młodzieńczy błysk. Mocno zarysowana szczęka porośniętą niedbałym zarostem nadawała mu bezlitosnego charakteru. Zazwyczaj milczał. Kiedy jednak już zdecydował się odezwać jego szorstki i niski ton potrafił przyprawić o ciarki. W porównaniu do Marcela pachniał niczym kwitnąca wiosną łąka.



- Aaron mówi, że jak teraz są karliki to może udałoby się tak zakręcić by cię zostawić Rolfowi. To byś poszła z nim do pokoju na górze i mogłabyś z nim pogadać bez świadków. - przekazał propozycję od brodatego obdartusa, który teraz był w centrum uwagi. Propozycja miała dość ograniczony termin przydatności do użycia. Dokładniej, póki biesiadnicy nie wydadzą wszystkiego na trunki.

- Ha. O ironio. Przyjdzie mi się puszczać za moje własne pieniądze. Matula pewno się przewraca w grobie. Szkoda, że nasz spłukany kumpel nie błyszczał tak intelektem gdy trzeba było załatwić trochę złota. - zażartowała z lekkim grymasem w głosie omiatając przy tym wzrokiem główną karczemną izbę - W każdym razie na to liczyłam. Póki co jedz. Dobrze się spisałeś. Miej jednak oczy dookoła głowy gdy przyjdzie mi zawędrować z wąsaczem na górę. - dała już spokój łysemu ochroniarzowi i ponownie wróciła spojrzeniem na stolik teraz już pełnych animuszu mężczyzn. Miała zamiar ponownie spotkać wzrok Aarona by dać mu sygnał że jest gotowa do działania. Nie traciła jednak z oczu towarzyszących mu strażników aby wciąż móc śledzić ich rozmówki na ile to będzie możliwe.

Pomysł Aarona potrzebował trochę czasu, kolejek i kombinacji. Głównie samego pomysłodawcy. Tak by nakierować sytuację i zwrócić uwagę kolegów na wdzięki paniennki, do tego tej jednej konkretnej a potem jeszcze wyselekcjonować Rolfa do niej. Jak to zrobił? Tego Versana nie do końca widziała i słyszała. Grunt, że zrobił i koniec końców w połowie wieczoru znalazła się sam na sam z Rolfem w jednym z pokojów jakich zwykle dziewczynki używały do zabawy ze swoimi klientami. Rolf z bliska okazał się znacznie masywniejszy od Franza i wyższy a na pewno cięższy od Idy. Zabawa i wcześniejsze kolejki mocno go rozochociły ale nie zamroczyły. Teraz zaś był jak najbardziej chętny by skorzystać z usług jakie oferowała Ida.



- To może się jeszcze czegoś napijemy? - zapytała Wąsacza gdy byli już we dwójkę w pokoju - Tak się składa, że wzięłam ze sobą trochę jabłecznika. - otworzyła butelczynę, pociągnęła z niej grzdyla a następnie przekazała ją klawiszowi - Siadaj wygodnie a ja się Tobą zajmę kochaniutki tak, że już o żadnej innej w życiu nie pomyślisz. - mówiła uwodzicielsko a w oczach jej iskrzyły się kurwiki - Nawet nie wiesz ilu z was lubi poddać się kobiecie. Może to dlatego, że dobrze na tym wychodzicie. Jak jest zaś z tobą? Chcesz bym była twoją panią? - patrzyła prosto w oczy strażnika przygryzając dolną wargę.

- Panią? Wiesz ile takich paniuś w swojej karierze załatwiłem? Całą masę! Ze mną nie ma żartów! - grubas albo nie do końca załapał co proponuje Ida albo niewiele go to obchodziło. Pociągnął solidny łyk z butelki i widocznie czuł się pewny siebie i kontrolujący sytuację. - Chodź tu. - machnął przyzywająco ręką dając znać by zbliżyła się do niego.

- Ze wszystkim się tak śpieszysz? - zapytała - A wyglądałeś mi raczej na długodystansowca. - obrzuciła strażnika żartobliwym spojrzeniem - W każdym razie wpierw moja zapłata. Za darmo w tych czasach to i po pysku się nie dostanie. - uśmieszek Idy kipiał ironią - Chyba, że... - ton jej przybrał zagadkowej barwy - Dzisiaj lekko nagniemy zasady zabawy. Naturalnie wciąż gwarantuje pełnię rozkoszy misiu. - mówiła słodko i kusząco jak na dziwkę przystało.

Rolf skrzywił się nieco jakby wszelkie finezje i zbędne ceregiele były mu obce. Uniósł wzrok na stojącą przy łóżku kobietę i pokręcił łysą głową. - Tu jest forsa. - machnął swoją łapą w przypięty do pasa mieszek, który obiecująco brzdęknął. - Ale forsa jest po robocie. A teraz chodź tu i zabierz się do roboty. Albo wezwę tą drugą jak będziesz robić problemy. - rzucił niecierpliwie machając dłonią na zamknięte drzwi gdzie została reszta karczmy.

Widząc, że jej dzisiejszy kochaś należy raczej do tych opornych postanowiła spróbować innego sposobu. Zdjęła z siebie suknie ukazując nieco seksownego ciała i podkręcając tym samym atmosferę. Następnie podeszła do niego na tyle blisko, że niemal była w stanie wyczuć mieszaną woń alkoholu oraz potu i przechwyciła z jego ręki szkło, z którego szybko upiła kolejny łyk.

- No to zacznijmy skarbie. - rzekła obiecująco pochylając się w jego stronę. Chwilę później mocno go popchnęła chcąc przewrócić jego ciężkie cielsko na łóżku, przed którym właśnie stał by móc w kolejnej chwili na nim usiąść rozkrakiem i przejść do rzeczy.

Wąsacz widocznie nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo padł na barłog jak długi. Ida nie czekając nawet chwili ze zwinnością łasicy wskoczyła na niego tak jak zamierzała i zaczęła zmysłowo wić się niczym wąż. Wbrew pozorom w przypadku kultystki oba te zwierzęta miały naprawdę wiele wspólnego. Jej piersi pomiędzy, którymi wisiał złoty medalik lewitowały wprost nad jego rozochoconymi oczami a dłonie opierały się na klatce piersiowej wbijając w nią paznokcie. Czuła jego męskość i przyspieszony oddech. Pomimo, że grubas w ogóle jej nie pociągał, nie mogła nawet na moment wypaść ze swojej roli. Od tego zależało przecież powodzenie aktualnego podstępu a ona doskonale sobie z tego faktu zdawała sprawę.

Wszystko wydawało się iść po myśli sprytnej brunetki. Leżący pod nią mężczyzna grzecznie wodził wzrokiem za medalikiem stając się z każdą chwilą coraz to bardziej podatny na jej sugestie. Jego źrenice stopniowo wędrowały do góry ukazując powoli białka a oddech z każdym wydechem nabierał miarowego tempa. Zaczynał nawet coś tam bredzić pod nosem. Gdy nagle. Mamrotanie przeszło w chrapanie i niedoszły klient zasnął niedźwiedzim snem.

Ida z początku była w szoku, gdyż nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Próbowała nawet zbudzić "śpiącą królewnę" ale nic to nie dało. Leżał jak wór ziemniaków i nie miał zamiaru wstawać. Niewiele myśląc zajrzała w jego skiewkę. Odliczyła swoją zapłatę i wyszła zamykając za sobą drzwi. Na dole niewiele się zmieniło. No może poza stanem Aarona i jego towarzyszy, którzy teraz byli już dobrze zawiani. Wdówka podeszła więc tylko do Herbiego informując go o zaistniałej sytuacji pomijając oczywiście fakt związanym z hipnozą. Przekazała mu, że kochanek niezbyt się spisał i zasnął w trakcie igraszek oraz, że pozwoliła sobie pobrać należną jej zapłatę pokazując monety jako dowód tej transakcji. Następnie udała się w kierunku swojego ochroniarza, przed którym stały teraz już puste misy. Klepnęła go w ramię na znak tego, iż czas się zbierać i wraz z nim ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Nim minęli próg gospody. Kiwnęła głową na znak pożegnania w kierunku Hanny, która odprowadzała ją wzrokiem i wyszli.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 20-07-2020 o 17:24.
Pieczar jest offline  
Stary 19-07-2020, 21:57   #46
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Witaj wodzu - Strupas przywitał się z hersztem odmieńców - paskudna pogoda na podróż, ale trochę się porobiło i wolę się upewnić że u Was w porządku.
- Zima. - odmieniec o wielkiej głowie i czerwonej, krostowatej skórze wzruszył swoimi ramionami. Dalej patrzył na gościa uważnie albo nawet podejrzliwie.
- Stary dziadyga - prychnął Świerzb, ale zaraz coś go pacło. Dokładnie Zielona go pacła.
- Cichaj durniu. Myśli słyszy

- Norsi panoszą się po lesie, smoczy statek znaleziono, a załogi ani widu ani słychu. Miejcie się na baczności. Oni czasami nasi, ale wciąż mogą być niebezpieczni. I grupy poszukiwawcze w lesie można spotkać. Ale to drugorzędna sprawa, główna jest taka że pochwycono tajemniczego więźnia i ściągnięto do kazamat w mieście. Różne plotki chodzą, ale jedna z nich mówi że to kobieta od Nas. Z Wioski. Mam jednak nadzieję że nie - dlatego wolałem się upewnić.
- Od nas? Nie sądzę. Nikogo nam nie zginęło. - Kopf zmrużył swoje płonące oczy i odwrócił wzrok gdzieś za okno i widoczną tam jaskinie. Odpowiedział powoli i z namysłem. Zastanawiał się nad czymś. - I statek z Norsci mówisz? - pokiwał tą wielką, rogatą głową i tak z profilu było na niego patrzeć nieco łatwiej niż jak świdrował rozmówcę tymi swoimi płonącymi oczami.
- A spotkałeś kogoś po drodze do nas? Ile czasu zajęła ci ta droga? - wódz odmieńców chyba się namyślił bo znów zerknął na gościa.
- Jedną wojowniczkę spotkałem za pierwszym razem. I pościg. Ale wtedy zły był las do łażenia, wróciłem by cholery jakiej tu nie przyciągnąć. Teraz to o świtaniu wyszedłem. A mówisz że nikogo nie zaginęło? Dobrze, bo mają w mieście inkwizytora, bałem się że jak na spytki weźmie, żelazem przypali... sam wiesz. Wolałem się upewnić a i ostrzec. Na pewno nikogo brak? - wolał upewnić się Strupas - Może upewnijmy się, bo czuję kostuchę na karku. Aż włosy dęba stają.
- Gawrona widziałam - Śmierdzistopa powiedziała nieśmiało.
- Ciiiiiii - rozległo się z pozostałych słoiczków.

- Nie irytuj mnie Strupas. - brew wodza nieco uniosła się do góry by okazać tą irytację. - Dobrze, że sam przyszedłeś. I nikogo nie spotkałeś dzisiaj? A ślady? Widziałeś jakieś ślady? Zwłaszcza od rzeki do nas. - wyglądało trochę jakby Kopf miał jakiś swój zamysł w wypytwaniu gościa no ale na razie się z nim nie podzielił.
- Nie, śladów nie było. Ani ludzi. W sumie nawet zwierzaków za dużo nie widziałem. A poza tym z kim miałbym przyjść? Z naszych tylko ja w mieście a mnie możecie ufać. Nawet jakbym stanął na środku miasta i wykrzyczał że wiem gdzie jesteście nikt by nie uwierzył. Za głupka miejskiego robię. Trzymać oko na coś konkretnego? - zapytał wodza.
- Żadnych śladów? - Kopf spojrzał uważnie na gościa po czym znów skierował wzrok za okno. Zastanawiał się chwilę. - To śladów łap i kopyt też nie widziałeś? - zapytał poruszając nieco swoimi złożonymi skrzydłami. - A słyszałeś coś? Jakieś odgłosy co by nie pasowały do lasu. - wódz cierpliwie drążył temat nie rozdrabniając się póki co na poboczne wątki.
- Swoje tylko. Śnieg przykrył, cokolwiek było. A las martwy. - cierpliwie znosił wodzowskie wypytywanie Strupas. - Spodziewamy się kogoś czy co? Bo, wodzu, ja nie pierwszy raz po kryjomu tu przyłażę i nigdy gówna nie przywlekłem. Dowiem się po co to wypytywanie? Bo na kolejne pytanie czym coś po drodze widział, tak samo odpowiem.
- Rogacze ostatnio się zrobili nieco natrętni. Dziwne, że tak w środku zimy. Musieliśmy przedsięwziąć odpowiednie środki bezpieczeństwa. Zastanawiam się czy ich nie spotkałeś po drodze. Bardzo się naprzykrzają. - wódz w końcu wyjaśnił co mu chodzi po rogatej głowie. Wyglądało na to, jakby to było jednym z jego głównych zmartwień.
- No a teraz powiedz Strupas po co przyszedłeś taki kawał drogi w taki śnieg. - Kopf w końcu dał sobie chyba spokój z tym zagrożeniem ze strony kopytnych i znów spojrzał prosto na swojego garbatego gościa.
- Głównie upewnić się że nie pora spieprzać z miasta. Jakby złapali dziołchę od nas mnie pewnie wydałaby pierwszego. Poza tym dawno mnie nie było, skrzynki kontaktowe puste ostatnio. Ostatnia okazja przed wiosną wpaść braciaka odwiedzić. Do niego zaraz od Ciebie ruszę. Knut dalej w północnej norze mieszka? Z Matką Ropuchą?
- Acha
- potwierdził wódz.
- To idę - Strupas pomachał na pożegnanie - jak potrzebujesz dodatkowej pary łap do walnięcia natrętnego kopytnego mogę pomóc, daj tylko znać.


Uzyskawszy potwierdzenie, Strupas uderzył do miejsca gdzie się odchował. Północna Nora, z której dzień i noc bił zielonkawy blask bijący od Matki Ropuchy, zołzowatej jędzy o grzybowym zapachu, świecącej zielono skórze i ośmiu wymionach. To jej podrzucano do wykarmiania i odchowania oseski. Strupas jej nie znosił, ale lubili się z jej prawdziwym synem. Knut Cichobieg, łucznik i truciciel o żabich stopach i wyłupiastych oczach uczył garbusa trucicielskiego fachu. Przywita się, posłucha wieści, kto wie co się wydarzy.
Spędzi tu pewnie z dwie noce i dzień pośrodku. Poopowiada wieści z miasta, niektórzy mieli tam krewnych i ciekawi byli. To co zawsze.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 19-07-2020, 23:49   #47
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - 2519.I.13; bzt (5/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: jasno, cisza, ciepło na zewnątrz jasno, d.si.wiatr, zachmurzenie, arktycznie


Kolejny dzień okazał się dość ponury. Słońca przez ten chmury nie było widać i czuć było czasem mocniejszy napór wiatru na okna. Ale to jeszcze nie była zamieć jak to ostatnio potrafiło zawiać. A jednak zapowiadało się, że na zewnątrz jest mróz jak to w środku zimy bywało gdy dech Ulryka był w pełni sił. No ale póki siedziało się w przyjemnym cieple, w domu to nie było to aż tak straszne.

Dzisiaj Versana mogła sobie pospać trochę dłużej i odespać wczorajsze przygody. Kolejny wieczór w “Piwnicznej” okazał się dość bogaty w wydarzenia. Ida za jaką się podawała została oficjalnie “dziewczynką” w tej karczmie no i niejako poznała służbowo i na koleżeńskiej stopie zarówno karczmarza Herbiego jak i koleżankę po fachu Hannę. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia, zwłaszcza dla Idy. Franz jednak zniknął i nie pojawił się więcej. Więc kultyści nie mieli pojęcia co się z nim stało odkąd Versana ze Strupasem zostawili go pogrążonego we śnie w piwnicy kryjówki przy “Piwnicznej”. Dwaj dla nich nowi strażnicy poznali się głównie z Aaronem. Ale od wczorajszego rozstania młoda wdowa też się z nim nie widziała. Próba zaś zrobienia jakiegoś układu z Rolfem nie powiodła się. Pod wpływem hipnozy poszedł spać na całego. No ale niejako przy okazji Versana odzyskała większość swoich pieniędzy jakie przez Kornasa przekazała Aaronowi a ten jakoś tak lawirował, że wysłał Rolfa w ramiona Idy ze srebrnikami Versany.

No i tak to się jakoś wczoraj skończyło.Oboje z Kornasem bez większych przygód dotarli wieczorem do domu. Dzisiaj zaś czekało na czarnowłosą smaczne śniadanie naszykowane przez Gretę. Właśnie się nim zajadała gdy przyszła Berna.

- Jacyś ludzie przyszli. Mówią, że od jakiejś kapitan Wergi czy jakoś tak. Wyglądają dość nieprzyjemnie. - pokojówka streściła w największym skrócie sprawę z jaką przybyła.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Strupas obudził się na legowisku w norze Ropuchy. Ona sama kręciła się gdzieś wewnątrz brzdękając swoimi garami i chyba szykując jakiś posiłek. To dobrze. Był głodny. Ale po takiej wyczerpującej wyprawie przez zimowy las to spało mu się bardzo dobrze. Wczoraj po wizycie u Kopfa przyszedł tutaj. Wczoraj i dzisiaj w podziemnym świecie było dość iluzoryczne. Panowała stabilna temperatura i wieczny półmrok gdy w wielkiej jaskini tylko ogniska i pochodnie dawały plamy światła. Śnieg, mróz i zima nie była tutaj tak straszna. Gdyby było jedzenie to można by tutaj spokojnie przezimować.

Czy wielkogłowy uwierzył wczoraj w tłumaczenia garbusa czy nie to garbus tego nie wiedział. Rozmawiając z nim Srupas miał wrażenie, że wódz zna każdą jego myśl i tylko się z nim bawi w tej rozmowie. No ale o ile pamiętał to każda rozmowa z Kopfem wyglądała w ten sposób. Dlatego miał opinię wiecznie podejrzliwego i nieufnego. Ale jeśli miał jakieś podejrzenia czy plany wobec Strupasa to na razie ich nie zdradzał i trzymał karty przy orderach. Jak zawsze.

Za to z wielkookim rozmawiało się dużo swobodniej i przyjemniej. Knut przywitał się z garbusem jak z kolegą właśnie i wyraźnie ucieszył się z tej wizyty. Jego matka niekoniecznie. Mruczała coś o kolejnych podrzutkach i darmozjadach. I jak potem dojrzał czy raczej usłyszał w jakimś zawiniątku znów mazał się jakiś berbeć.

Cichobieg jednak był bardziej serdeczny dla garbusa. Wyjaśnił mu to dlaczego Knop tak wypytywał o te ślady i towarzystwo. I skąd się wzięły te matnie wokół wejścia do pieczary. - Polują na nas. Paru upolowali. Trudno wyjść by się przemknąć i coś upolować. A jak upolujesz to ciężko z tym wrócić. Jak tak dalej pójdzie to się długa i głodna zima szykuje. - wyglądało na to, że odmieńcy toczą z kopytnymi zimową wojnę podjazdową. Na razie rogaci nie zdecydowali się na walny atak na jaskinie no ale nie tylko Kopf się z tym liczył. Taki atak mógł nastąpić w każdej chwili.

- Nie wiem co się im stało. Nie zawsze była między nami pełna zgoda. Ale jeszcze na jesieni i początku zimy było w porządku. A ostatnio jakby im się nudzić zaczęło czy co. Urządzają polowania w całym lesie. Ale do nas mają najbliżej. To przypomina oblężenie. Trudno się przemknąć. - Knut wydawał się zmartwiony tym stanem rzeczy. Bezpieczna dotąd kryjówka wcale nie musiała nadal taką być. Jak rogacze by zlikwidowali myśliwych czy po prostu nie dawali im polować i wracać ze zwierzyną do jaskini to się głód szykował dla mieszkańców tej jaskini. A Kopf i Opal zastanawiali się jak z tego wybrnąć. Otwarta konfrontacja z rogaczami wydawała się nie w smak im i reszcie ale jak tak dalej pójdzie nie można było wykluczyć i takiego kroku.

- Wstałeś? - Knut też wygramolił się ze swojego barłogu. Zaczynał się kolejny dzień. Zaczął zagadywać swoją rodzicielkę co będzie do jedzenia. Burknęła coś w odpowiedzi i pogoniła go wielką, kuchenną łychą więc umknął przed jej gniewem jakby dalej byli małymi nicponiami a ona stateczną matroną. W końcu więc łucznik usiadł na zydelku i grzejąc się przy ognisku zaczął sprawdzać swoje strzały. Sprawdził już kilka gdy z zewnątrz dał się słyszeć stukot kopyt a potem stukanie we framugę. Gdy Knut trochę zdziwiony spojrzał na garbusa a potem na zasłonę jaka wisiała w drzwiach zaprosił gościa okazało się, że to Lila.

- Witajcie. - gibka dziewczyna o fioletowych włosach przywitała się z nimi wesoło. Tak od głowy do kolan to gdyby schowała pod czymś włosy to wyglądała jak każda inna młoda, zgrabna dziewczyna. No ale od kolan w dół miała sierść i kopyta.

- No to opowiadaj Strupas! Co się dzieje w wielkim świecie! - Lila zawołała radośnie przynosząc w prezencie i na rozgrzewkę jakąś tykwę ze sfermentowanym sokiem. Lila zawsze wydawała się radosna, pogodna no i ciekawska tego co się dzieje poza ich osadą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-07-2020, 10:54   #48
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Cześć Lila - Strupas machnął ręką na powitanie - W mieście nerwowo. Jakby coś wisiało w powietrzu. Ściągnęli inkwizytora, a ten rozpuścił psy i szczury. Norsi zatopili swoją łódź pod lodem, a u was słyszałem też niewesoło. Kopf mówił o rogatych. Zaczynam się zastanawiać czy jakaś podwójna pełnia nie wisi w powietrzu czy co. Dom wariatów gdzie by nie poszedł.
- To pasujesz, Strupas. Lokalni Tubylcy też - Krwawa zakpiła lekko.
- Inkwizytor? I robi stosy i tak dalej? - dziewczyna o sarnich nogach i fioletowych włosach wyraźnie się zaniepokoiła wzmianką o słudze bożym nastawionym na tępienie heretków, kultystów i odmieńców.
- No to grubo. - Knut skinął głową i na chwilę spojrzał na swoich gości ale swoje wyłupiaste oczy kierował głównie na strzały jakie jedna po drugiej klecił by miał czym strzelać. Właśnie robił nacięcia by było miejsce na mocowanie lotek. Ale przez to trochę nie bardzo było wiadomo na kogo z nich patrzy i do czego właściwie miała się ta uwaga.
- No grubo. Strach wyjść na zewnątrz. Tych kopytnych coś ruszyło tak nagle. Spokój był, kręcili się po lesie no i nagle jakby ich ktoś na łowy wygnał. - westchnęła Lila na ten uciążliwy los. - A u was też grubo? Myślałam, że chociaż u was jest spokojnie. - zapytała znów zwracając się do przybysza z miasta.
- Niby spokój na wierzchu, stosów jeszcze nie ma, ale wyłapywanie tak, dnia ni godziny nie znasz - Strupas podsumował miejskie nastroje, odrobinę koloryzując - Może inkwizytor czeka aż zbierze odpowiednią ilość ofiar i sobie auto-da-fe urządzi. Myślałem że kogoś od was złapali, ale Kopf mówił że nikogo nie brakuje. Nerwowo jest. Mówię wam, coś wisi w powietrzu. Opal coś mówiła o kopytnych? Może Wielcy są blisko, dlatego wszystko na głowie staje?
- Bo złapali. - burknął ponuro żabie stopy. Wydawało się, że na tym skończy i te nacinanie drewienek pochłania go całkowicie. Lila wykorzystała ten moment by twierdząco pokiwać swoją fioletową głową. - Tylko, że kopytni. No ale jak złapali to raczej nie wlekli by go do inkwizytora w mieście. - nawet go chyba nieco ubawiła taka myśl.
- Chyba że Ludzie wybili Zwierzaków, spryciarzu. A tego co wyglądał na zdatnego do mówienia zabrali na przesłuchanie. Przywiązali do masztu, słoną wodą polali i jak tylko skóra zacznie pękać zaraz gadać zacznie - rozmarzył się Szkorbut.
- To chyba by nie narzekali na problem z kopytnymi co? - Śmierdzistopa rezolutnie zauważyła.
- Język, moi drodzy! Rogaci! Lila też jest kopytna w jej towarzystwie o rogatych mówimy - upomniała Krwawa.
- Mnie nie przeszkadza. Towarek pierwsza klasa - zamlaskał Świerzb - to ja będę u siebie.

- Oj tak, oni nie cierpią miast ani żadnych zabudowań. Niszczą je gdy tylko mogą. - dziewczyna z fioletowymi włosami znów potwierdziła słowa kolegi. A nienawiść kopytnych do wszelkich oznak cywilizacji, zwłaszcza ludzkiej, była powszechnie znana.
- Opal to Opal. Może z Kopfem coś gada ale z nami nie bardzo. Chcesz to sam z nią spróbuj pogadać. - skoro wątek rogatych mieli wyczerpany łucznik wrócił do tematu wieszczki, szamanki i znachorki jaka była w ich społeczności tak samo ważna jak Kopf który przecież był wodzem.
- No ale ja słyszałam, że podobno mówiła, że coś może być na rzeczy. Ostatnio chodziła często do Kopfa. Pewnie naradzali się. Właściwie to on do niej. Opal chyba jest trochę niespokojna. Ale może to ze zmęczenia. Nerwowo się u nas zrobiło. Wszyscy są nerwowi. Słabo śpią, głodni są, zmęczeni. Myślałam, że może w mieście będzie spokojniej to gdyby tutaj się zesrało to może tam by się dało znaleźć jakąś kryjówkę. - Lila westchnęła z żalem, że tam źle i tu niedobrze. Zapiła te smutki łykiem przyniesionego trunku ze sfermentowanych jagód. Popatrzyła w zamyśleniu w swój kubek jakby tam miała znaleźć potrzebne odpowiedzi albo chociaż wskazówki.
- Strupas, Versanie ją przedstaw! Ależ miałaby radochę. Od niej rozpustnicą aż wieje - Śmierdzistopa rzuciła hasło, głównie po to by wkurzyć Świerzba, którego stłumione butelką sapanie wyraźnie mówiło co sądzi o Lilce.
Strupas zaśmiał się w duchu, myśląc o tej perspektywie.
- W mieście bym schronienia nie szukał, jak robi się nerwowo to obcych obwiniają. Jak to normalni - prychnął Strupas - i chyba masz rację Knut, nim wrócę, pogadam z Opal. Ciekawe co szef chce zrobić z rogatymi. Dogadać się? Przeczekać? Czy może przetrzepać skórę? Bo pierwsze dwa wydają się być pomysłami durnymi, a ostatni ryzykowny. Dobrego wyjścia nie ma.
Tak naprawdę wyjście było. Strupas miał łeb nie od parady i już kilka pomysłów jak załatwić sprawę.
- Acha, jeszcze powiedz że swoich - zakpił Kapitan Szkorbut ale dostal kuksańca od Zielonej.
- Robimy w jednej drużynie Szkorbut. To że jesteś niezakaźny nie znaczy że jesteś poza. Więc morda w kubeł.

Cóż, porozmawia z Opal i zobaczy co wieszczka sądzi.
Porozmawiali jeszcze chwilę o głupotach i codziennych utrapieniach, po czym Strupas zwinął się i ruszył do Wieszczki.


Jak zawsze przeszył go dreszcz gdy wchodził do Tunelu Czaszek. Kręty, skalny korytarz, prowadzący w dół, w trzewia ziemi ozdobiony był właśnie czaszkami zwisającymi ze stropu, niczym ponure lampiony. Niektóre obluzowały się i spadły. Zwierzęce, ludzkie, nieludzkie... Wiedźma wykorzystywała je do czegoś, a potem wieszała tutaj. Kto wie czy jako ostrzeżenie, czy - jak podejrzewali niektórzy - ich oczami oglądała intruzów.
- Jak tu ładnie! Powinniśmy tak ustroić twoją norkę, Strupasku - z niekłamanym zachwytem powiedziała Zielona. Nie po raz pierwszy, zawsze tak reagowała na Tunel Czaszek.
Trupas szedł powoli, niosąc małe łuczywo aż do momentu gdy natrafił na niewielki bęben z ludzkiej skóry. Złapał za leżącą obok piszczel i zabębnił.
Teraz zostało czekać - Opal nikomu nie pozwalała udawać się dalej bez zapowiedzi, z wyjątkiem Wiedźmookiej, swojej młodej uczennicy z jednym okiem pośrodku czoła które widziało magię, ale było ślepe na wszystko inne. Nawet Kopf musiał się zapowiadać.
- Bum Bum Bum!

Czekał chwilę i miał czas pomyśleć co powiedzieli Knut i Lily. Właściwie to nie mieli pojęcia co Kopf postanowił. A jak coś postanowił czy nawet przedsięwziął to ich o tym nie poinformował. W osadzie zaś głosy były podzielone. Zupełnie jak u ludzi w mieście. Czyli część była za tym by wysłać jakiś posłańców, inni by walczyć jeszcze inni by się bronić na miejscu. Każde wyjście miało wady i zalety dlatego nie bardzo mogło sobie zdobyć przewagi. Dlatego tak ważne było co postanowią Knopf i Opal. No i na koniec jeszcze Lily pytała czy są w tym mieście jakieś ciekawe osoby. Biorąc pod uwagę czym fioletowłosa się zwykle interesowała to pewnie chodziło jej o atrakcyjne osoby z jakimi można by się poznać lepiej. Lubiła poznawać nowe osoby a tutaj niestety dla niej rzadko pojawiał się ktoś młody, zwłaszcza atrakcyjny.
No i gdzieś w tym momencie usłyszał kroki z chłodnego, mrocznego tunelu. Zaraz potem zobaczył znajomą sylwetkę Wiedźmookiej. - Kto tam? - zapytała dziewczyna z okiem pośrodku czoła trzymając się w cieniu. Była słabo widoczna ale i jak garbus wiedział sama też miała kłopot z odbiorem świata tak jak większość.
- To Ja Wiedźmulko. Strupas Trupas z miasta. Spotkać z Opal się chciałem. Wieści mam i pytania - garbus odpowiedział czując jak mu ciarki po krzywych plecach przechodzą.
- Ah, Strupas. - dziewczyna chyba skinęła głową. Albo tak się garbusowi zdawało. Nadal nie widział jej zbyt dokładnie. Może to przez ten mrok w Korytarzu Czaszek. A może to coś w samym korytarzu tak działało. - Dobrze, chodź. - pomocnica Opal wykonała ruch dłonią, chyba dała znać by podszedł. Gdy się zbliżył ostatni kawałek do chaty wiedźmy pokonali już razem.
- Jak Ci idzie? - zapytał Strupas cyklopkę. Też była podrzutkiem jak on, tyle że on był podrostkiem gdy kwiląca Wiedźmooka trafiła do Osady jako osesek - gotowa wskoczyć w buty szefowej gdy przyjdzie czas?
- Daj spokój, ona nigdzie się nie wybiera! Poza tym głównie się uczę. Trochę tego, trochę tamtego, wciąż nie ogarniam całości. Mistrzyni mówi że to przyjdzie. Że Chaos można zobaczyć, wymaga to jednak praktyki. No to praktykuję ile mogę.
- Niczego innego się nie spodziewam. W sumie nawet trochę Ci zazdroszczę. Masz swoją mistrzynię, ja jestem sam.

- Ale za to mieszkasz w mieście! I możesz chodzić po ulicach... Mistrzyni! Strupas przybył z wieściami!
Chata wiedźmy stała w dużej jaskini i była dziwaczną plątaniną roślin, kryształów i kości przypominającą wielką cebulę z pęknięciem służącym za drzwi, jako żywo przypominającą Strupasowi waginę.
- Skąd możesz wiedzieć, ostatni raz widziałeś waginę, jak się rodziłeś, Garbusie! - zakpił Świerzb.
Chata żyła, widać było jak lekko pulsuje i nikogo nie zdziwiłoby gdyby nagle zaczęła pełzać na swoim korzeniu. Wokół chaty usypano z piasku zmieszanego z wapnem ochronny krąg na krawędzi którego tliło się osiem zniczy, każdy w innym kolorze. Wtedy w "drzwiach" chaty pojawiła się gospodyni.
- Wiedząca Opal, dobrze cię widzieć - pozdrowił wiedźmę Strupas.
- Witaj. Wejdź. - Opal trudno byłoby przeoczyć nawet gdyby ktoś nie wiedział o tym kim jest i spotkał ją nieco dalej, w głównej części osady odmieńców. Choćby przez jej długie nogi. Naprawdę długie. Na tyle długie, że biodra i pas miała gdzieś na wysokości piersi większości współplemieńców. Więc i ramiona i głowę miała z pół metra ponad przeciętniaków. Może dlatego to wejście w jej chacie miało taki a nie inny kształt. Przy standardowych drzwiach musiałaby się pewnie schylać.
Drugim detalem jaki rzucał się w wyglądzie wiedźmy był jej nienaturalny blask. W wiosce trwały spekulacje czy tam w środku też jej zbudowana z kryształów czy to tylko jej zewnętrzna powłoka. No ale to było trudne do zweryfikowania i właściwie nieistotne. Ale ten żywy kryształ od jakiego, jak większość odmieńców, wzięła swoje imię odbijał światło. Więc nawet w świetle świec i pochodni wydawało się, że kobieta promieniuje wewnętrznym, tajemniczym blaskiem. Bardzo pięknym zresztą.
A do tego wszystkiego Opal była ich wiedźmą. Wieszczką, wyrocznią, zielarką, lekarką i mądrą kobietą. I jakby nieoficjalną przedstawicielką żeńskiej części społeczeństwa. Jej pozycja wydawała się niezagrożona. W końcu była wiedzącą jeszcze zanim Kopf nie został wodzem. A i jemu jak i jego poprzednikom wydawała się tak samo potrzebna jak i zwykłym mieszkańcom. Niby była w cieniu i na uboczu. A kto wie gdzie mogła sięgnąć. Teraz też zniknęła wewnątrz swojej żywej chaty. Wiedźmooka dała znać gościowi by wszedł pierwszy. Gdy to zrobił ona zamknęła za nim drzwi. Wewnątrz, w znajomy terenie poruszała się pewniej i sprawniej. A w tym świetle było ją wyraźniej widać. Ruszyła gdzieś do sąsiedniej izby no ale to jej mistrzyni zdecydowanie bardziej przykuwała uwagę.

- Spocznij. - Opal powiedziała do gościa spokojnym głosem. Sufit też był wysoko tak samo pewnie jak i wejście i z tego samego powodu. Wieszczka wskazała na dywanik dla gości i niewielką, wytartą poduszkę jaka była odpowiednikiem stołka czy krzesła. Sama usiadła w kucki po przeciwnej stronie ogniska. Jak usiadła to jej wymiarowy tułów już tak nie przytłaczał wysokością jak to miało miejsce gdy stała na własnych nogach. Przez wonne zioła jakie zawsze dominowały w jej chacie, dym z ogniska, Stupas widział jej świetlaną sylwetkę. Może właśnie dlatego wiedząca zwykle przyjmowała gości w ten sposób by ich nie krępować w rozmowie swoją wysokością.
- Cóż cię do mnie sprowadza Strupasie? - świetlana gospodyni zagaiła rozmowę z gościem swoim spokojnym głosem.
- Wieści. I pytania jednocześnie.
Pokrótce opowiedział wiedźmie to samo co i wodzowi, inkwizytor polujący w mieście, Norsi i zatopiona łódź w lesie, obawa o to czy więzień w kazamatach to nie aby ktoś z wioski.
- ... i uderzyło mnie że wasz problem z rogatymi wpisuje się jakby w schemat. Jakby coś wisiało w powietrzu. Podwójna pełnia? Może wybranie nowego czempiona? Nie wiem, ale coś czuję. Opal, nie miałaś przeczuć ani wizji? Bo z samymi rogatymi poradzimy sobie tak czy inaczej, ale jeżeli to tylko objaw, a nie sedno problemu?
- Ciekawe rzeczy mówisz.
- świetlista sylwetka pokiwała głową gdy gość skończył swoją opowieść. Uniosła dłoń gdy dziewczyna z cyklopim okiem podeszła do niej wręczając jej kubek. Potem podeszła do gościa i też mu wręczyła podobny. Sądząc po zapachu i konsystencji to musiały być jedne z ziół jakie zbierały osobiście albo dla nich zbierali inni i jakich zawsze w tej chacie było pełno.
- Tak, coś wisi w powietrzu. Coś niepokojącego. Możliwe, że kopytni też to wyczuwają i stąd ich poruszenie. - Opal powiedziała w zadumie zerkając do środka swojego kubka. Ale było jeszcze zbyt gorące by to pić.
- A jak jest u was Strupas? Co się dzieje w mieście? Też są takie niepokoje czy nie bardzo? A ty? Czujesz jakiś zew? - szamanka popatrzyła pytająco na garbusa siedzącego po drugiej stronie ogniska.
- Na pozór spokojnie, ale pod powierzchnią coś się kroi. Wszyscy boją się szpicli inkwizytora. Ludzie mają złe sny, zwierzęta wściekłe - Strupas pomyślał o Starszym - No i ta łódź z północy. Widziałaś by Norsi zatopili własną łódź? Bo że wpadli na rafę na rzece to nie uwierzę. Nawet jakby nabierała wody to z łatwością wyciągnęli by na brzeg. I jakby wilków mniej, Ulryk podkulił chyba ogon. A mnie ciągnie. Chcę zespolić się z Plugawym, być jego częścią. Chcę zasłużyć... tylko jak? Powiedziano mi że w kazamatach mogę znaleźć odpowiedź, ale skoro nie mają tam nikogo od nas to chyba ślepy trop.
- Kto ich tam wie tych piratów. Może też poczuli ten zew? Teraz trudno zgadywać co ich tu przywiodło w środku zimy. - Opal chwilę zastanawiała się nad celem przybycia Norsmenów z północy. Jakby próbowała gdzieś dopasować ten kawałek do reszty układanki. Ale nie mówiła zbyt pewnie, raczej jakby snuła swoje domysły. - A co się z nimi stało? - zapytała wracając do rzeczywistości z gościem w jej chacie.
- Jedną ocalałą widziałem. Za pierwszym razem gdy próbowałem tu dojść. Szła moim śladem więc wróciłem do miasta, wolałem nie ciągnąć jej tu za sobą. Za drugim razem nikogo. - odpowiedział na pytanie Strupas, Opal zaś kiwnęła głową.
- O wilki Strupas to ty się nie bój. Tutaj w dziczy jest ich pełno. To, że na nie nie trafiłeś jak wyściubiłeś nos z miasta to tylko twoje szczęście. - wiedźma uśmiechnęła się trochę chyba nawet rozbawiona uwagą o wilkach.
- I złe sny mówisz, zwierzęta wściekłe… - zamyśliła się kiwając głową. Podmuchała swój kubek i upiła z niego ostrożny łyk bo wciąż był jeszcze bardzo gorący. - Tak, to podobnie jak u nas. Więc to nie przypadek i ma większy zasięg niż myślałam. - dodała w zadumie wodząc machinalnie palcem po obrzeżu kubka.
- Chcesz poznać drogę do Ojczulka? - wiedźma otrząsnęła się z tym rozmyślań i spojrzała na garbusa z delikatnym uśmieszkiem. - Aż tak bardzo nie jestem zdziwiona. Zawsze wykazywałeś tendencję ku niemu. Przyjdź do mnie zanim będziesz wracał do miasta. Może coś będę miała coś dla ciebie. - zabrzmiało jakby świetlista istota mogła gdzieś ująć Strupasa w swoich planach ale na razie było zbyt wcześnie by rozmawiać o konkretach.
- Dziękuję Opal. Daj znać jak coś wykoncypujesz. Ja pójdę jeszcze do Kopfa, mam dwa pomysły na rogatych, może będą coś warte.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 26-07-2020, 11:30   #49
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Ilu ich przybyło? - spytała podnosząc wzrok znad talerza ze strawą - Nie przypominam sobie by byli umówieni.

- Dwóch. - odparła krótko pokojówka bez jakiegoś wahania.

- A nie mówili czasem o kapitan Rosa de la Vega ? Jest wśród nich może kobieta? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku młodej praczki.

- Nie o żadnej Rose. Zapamiętałabym takie ładne imię. I nie ma z nimi żadnej kobiety. Tylko dwóch obwiesiów. No a Vega… No może… Trochę się speszyłam jak tak musiałam z nimi rozmawiać. - co do udziału kobiet w tej rozmowie czy tematu o innych kobietach to Berna zdawała się być pewna, że nic takiego nie miało miejsca. Chociaż co do nazwiska to trochę się zawahała.

- W każdym razie zarzucę coś na ramiona i schodzę. - odpowiedziała twierdząco - Zaś ty skarbie. Zabierz moją platerę ze śniadaniem a gdy już będziesz na dole. Przekaż Kornasowi, że oczekuje go w głównej izbie i poproś Grete aby jak najszybciej przyniosła do mojego gabinetu wino, dwa puchary i coś na ząb. - wraz z dyspozycją posłała w stronę pieguski miły uśmiech

Służka jak nakazuje etykieta skinęła głową i bez słowa przystąpiła do działania. Chwilę później wraz z zastawą w rękach opuściła pokój swojej pani kłaniając się delikatnie na odchodne.

- Widzę, że moje nauki na szczęście nie idą w las. - pomyślała brunetka doprowadzając pracownice wzrokiem - Jeszcze chwila i będzie gotowa na kolejny krok. - zadowolona z postępów swojej uczennicy podeszła do lustra by poprawić włosy i zarzucić na siebie płaszcz.

Schodząc na dół minęła na schodach kucharkę, która tak jak jej zlecono niosła do pokoju swej chlebodawczyni tacę a na niej butelkę ciemnego wina, dwa puchary i półmiski z orzechami, suszoną wołowiną oraz kawałkami koziego sera. Na dolę zwarty i gotowy czekał już eunuch wraz ze swoim ulubionym obuchem dopiętym do ciężkiego skórzanego pasa.

- Dobrze, więc. Kornasie. Proszę spytaj panów raz jeszczę w czyjej sprawie przyszli. - rzekła twierdząco tym razem niewesoła wdówka - Jeżeli okaże się, że dotyczy ona kapitan Rosa de la Vega. Odpowiedz, że zaproszenie skierowane było tylko do niej. Nikogo więcej i jeżeli mają jakąś wiadomość do przekazania to śmiało mogą ci ją wręczyć. Jeżeli zaś nie mają nic. Pożegnaj ich i zaproś ponownie samą panią kapitan. - mówiąc to wskazała wzrokiem na klapę w drzwiach frontowych.

Zadanie nie należało do najtrudniejszych. Kornas bez wahania ruszył we wskazanym kierunku i uczynił to o co Versana go prosiła. Słowa eunucha wyraźnie niosły się po izbie. Niestety nie można było tego powiedzieć o tych wypowiedzianych przez przybyszy. Ciężkie dębowe wrota i grube mury kamienicy skutecznie tłumiły większość dobiegających z zewnątrz odgłosów. Ochroniarz musiał jednak otrzymać odpowiedź gdyż chwilę później odwrócił się w kierunku współkultystki i rzekł.

- No to ich kapitan dostała wiadomość, że jest tutaj jakiś interes do zrobienia. To ich przysłała dowiedzieć się o co chodzi. No to im powiedziałem, żeby sama przyszła. No to poszli. - kastrat swoim charakterystycznym głosem streścił rozmowę. A z tego co słyszała ze swojego miejsca jego pani no to właściwie dobrze to ujął. Zapewne gdyby sama rozmówiła się z przybyszami pewnie by ta komunikacja nabrała rumieńców i finezji. A tak to tamci rzeczywiście nie byli zbyt namolni i poszli sobie w swoją stronę. Ale co przekażą swojej kapitan i jaka będzie jej odpowiedź to już nie było wiadome.

Jednak zasady wciąż pozostawały zasadami. W złym tonie było aby to właściciel kompani handlowej otwierał drzwi gościom. Szczególnie, jeżeli byli oni nieproszeni.

- Zdumiewające. - odparła wręcz zdziwiona szlachcianka - Nie wiem skąd pomysł, że o zleceniu miałabym rozmawiać z kimś innym niż kapitanem. Mówią, że to rezolutna kobieta. - wzruszyła ramionami - Jak tak jest i ma trochę oleju w głowie zjawi się tu prędzej czy później. - wzrok właścicielki kompani zwrócił się ku młodej sprzątaczce - Breno. Ciebie zaś następnym razem proszę o większą uwagę. W kręgach szlacheckich pomylenie nazwiska uznawane jest za jedną z największych obraz a przy interesach taki błąd może później wiele kosztować. - wdowa łagodnym tonem pouczyła swoją pracownicę.

- Przepraszam. Trochę się ich przestraszyłam. - pokojówka z pokorą przyjęła pouczenie i wydawała się zmieszana tą swoją gafą. Kornas jak zwykle milczał. Skoro wykonał swoje zadanie to nie uznawał za stosowne dalej o tym pytlować.

- Tym razem nic złego się nie stało. Na przyszłość jednak musisz bardziej uważać i dokładnie słuchać. - odparła mentorskim tonem z delikatnym uśmieszkiem na ustach - Póki co chciałabym abyś przygotowała się do wspólnego wyjścia. Niebawem powinien przybyć Malcolm. Pojedziemy wtedy odwiedzić siostry zakonne.

- Naturalnie. - odpowiedziała Brena wyraźnie podekscytowana wizją kolejnej eskapady ze swoją panią.

Następnie Ver spokojnym krokiem udała się do siebie. Tam zaś przywdziała przyszykowany wcześniej przez rudą służkę strój, spięła włosy i zrosiła skórę kilkoma kroplami perfum. Gdy sięgała po zimowy płaszcz do jej uszu dobiegł dźwięk zamykanych na dole drzwi wejściowych. Zapewne przybył Malcolm. Ruszyła więc w stronę schodów by porozmawiać z nim na temat dzisiejszego planu. Nie myliła się. Przy dużym stole zasiadał staruszek, który popijał gorącą kawę.

- Cieszę się, że cię widzę. - rzekła do dorożkarza - Chciałabym abyśmy dzisiaj odwiedzili kapłanki Shallyi.

Siwowłosy mężczyzna skinął tylko głową, wstał od stołu i poszedł szykować dorożkę. W międzyczasie zaś w głównej izbie zjawiła się gotowa do drogi młoda pomocnica.

- Znakomicie. Ruszajmy więc w drogę. Malcolm szykuje już powóz. - rzekła brunetka na widok swojej pracownicy.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 26-07-2020 o 12:22.
Pieczar jest offline  
Stary 26-07-2020, 23:13   #50
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - 2519.I.13; bzt (5/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Wizyta u Opal chyba nie była zbyt długa. Wiedźmooka odprowadziła go do wyjścia a potem czekała go jeszcze podróż przez Korytarz Czaszek który tak zachwycał Zielonkę. Do chaty wodza było prawie po sąsiedzku. Chociaż w porównaniu do miasta to tutaj wszystko było po sąsiedzku. Cała osada nie zajęłaby nawet jednej, miejskiej ulicy. No ale chociaż był półmrok to przynajmniej nie było śniegu.

Znów gościa najpierw powitały totemy z kości, czaszek i uniwersalnej gwiazdy Chaosu zbitej z desek. Musiał poczekać na zewnątrz bo chociaż nie słyszał wszystkiego zorientował się, że wódz musi mieć gości. Słyszał jak coś komuś tłumaczy a ten ktoś, chyba kobiera, raczej już nie młoda coś chyba go pyta albo prosi. Albo na przemian jedno i drugie. W końcu drzwi chaty skrzypnęły i wyszła przez nie jedna ze starszych i powykręcanych bab. Jedna z tych co to zawsze na wszystkich i wszystko złorzeczyła zaczynając od klasyki, że za jej czasów… No ale albo Knopf szybko załatwił jej sprawę albo garbus trafił na końcówkę bo zbyt długo nie czekał. Wredna jędza wytoczyła się przez drzwi, obrzuciła go nieufnym spojrzeniem jak chyba wszystkich obdarzała takim spojrzeniem i poszła bez słowa w swoją stronę.

Teraz więc przyszła kolej na niego. Znów stanął przed tym potwornym obliczem Kopfa. Rogaty, czerwonoskóry wódz o płonących oczach przywitał gościa tym swoim spojrzeniem co to sprawiało wrażenie, że wie co chce kto powiedzieć zanim to powie. I zna wszystkie myśli.

- Strupas. - odezwał się jakby jakoś go nie dziwiło, że garbus znów się znalazł w jego chacie. - Cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał neutralnym tonem.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica gołębia; świątynia Shallyi
Czas: 2519.I.12; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: półmrok, cisza, ciepło na zewnątrz jasno, łag.wiatr, zachmurzenie, b.arktycznie


Versana



Pogoda na zewnątrz nieco się uspokoiła. Przynajmniej wiatr złagodniał. Za to było skrajnie zimno. Dało się wyczuć na twarzy i każdej odkrytej części ciała. Na ulicach ludzie chodzili zakuci w ciężkie ubrania. Woźnice mijanych wozów podobnie. Czasem nawet na postoju konie były okryte derkami dla ochrony przez mrozem ciągnącym z północy. Wewnątrz dorożki było jednak nieco cieplej chociaż też nie na tyle by nie czuć oddechu zimowej pory roku. Ale Malcolm wiedział dokąd jechać a Brena wydawała się zadowolona z tej przejażdżki.

Dorożka zatrzymała się przed świątynią Białej Gołębicy. Tutaj pani i jej służka musiały wysiąść znów na ten północny mróz ale na szczęście na krótko. I bez silnego wiatru nie było tej zamieci ani nie było to zimno aż tak odczuwalne. I szybko znalazły się w przybytku świątynnym. Ten musiał być opalany chociaż dość oszczędnie. Było jednak zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz. I dostojniej. W mieście dominowały dwie religie, Mananna i Taala bo odpowiadali za dwa główne żywioły od jakich zwykle zależał los mieszkańców. Więc i odbijało się to w domach bożych. Ten należący do Białej Gołębicy był dość oszczędny.

Jak większość świątyń bazował na planie czworokąta a budulcem był biały kamień. Ledwo weszły do środka a musiały przejść przez krótki korytarz i otworzyć kolejne drzwi by znaleźć się na małym dziedzińcu. Na jego środku królowała fontanna z białą gołębicą z rozpostartymi skrzydłami. Oczywiście na tym mrozie całość była nieruchoma i upstrzona śniegiem. Na widok symbolu bogini Brena przeżegnała się trzypunktowym krzyżem lekko skłaniając głową przed majestatem bogini.

Spotkać kapłanki nie było takie trudne. W jednej z zadaszonych naw znalazło schronienie wielu bezdomnych i potrzebujących. Dwie z kapłanek przechodziły między nimi rozmawiając z nimi i ich doglądając. U nich mogły zasięgnąć języka i one skierowały je do centralnej części gdzie były ich siostry. Tam w dormitorium trafiły na jakąś funkcyjną siostrę która wysłuchała z czym przychodzą.

- Tak, staramy się pomagać każdemu potrzebującemu. Tym w kazamatach także. Ale chyba trochę nie bardzo rozumiem o co prosisz. - siostra Berta była kobietą w średnim wieku o ciepłym i łagodnym spojrzeniu mateczki dla każdego kto tego potrzebował. Wysłuchała z czym obie kobiety przyszły z czego mówiła właściwie tylko jedna z nich. Ale widocznie potrzebowała więcej wyjaśnień celu tej wizyty i prośbie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172