Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:20   #544
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Tylko dlatego, bo ta krowa Rose nie chce się przesunąć na wielkich drzwiach i zamarza, gdy ona sobie spokojnie leży… - dodała nachmurzona.
- Nie spoileruj mu… - warknął Alexiei.
- A, sorki… dobra, to włączamy… - oznajmiła i wzięła od nich płytę, by zaraz zapuścić do odtwarzacza dvd. Wszyscy mogli sobie spokojnie usiąść na kanapie i w fotelach i oglądać, wcinając tonę przekąsek i popijając gazowany napój.
Wieczór zapowiadał się iście przyjemnie i długo, film miał w końcu dobre trzy godziny…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3gK_2XdjOdY[/media]

***

Było już późno, gdy Prasert położył się spać koło Niny. Ta delikatnie przekręciła się w jego stronę, mruknęła coś przez sen i przytuliła do niego. Zdawało się, że jej sen był mocny, ale instynktownie chciała dotykać Praserta.
- My tak nie skończymy - obiecał jej Privat i pocałował ją krótko w usta.
Titanic był piękny i dramatyczny. Ten rodzaj romansów i motyw nieszczęśliwej miłości miło było obserwować, ale Prasert nie chciał tego przeżyć. Romeo i Julia. Kto o nich nie słyszał? Legendarny związek, który był bardzo krótkotrwały i skończył się źle. Privat wolał “i żyli długo i szczęśliwie”. Przynajmniej dla siebie i swoich przyjaciół.
Zamknął oczy, próbując zasnąć.

Dość szybko zdołał pogrążyć się we śnie. Zorientował się, że idzie korytarzem, a wokół niego jest pełno gwiazd. Tak jakby ściany i podłogę zasnuwał materiał, a na nim zawieszono światła… Tak jakby był w stanie przemieszczać się przez galaktykę, po prostu idąc. Znalazł się przed drzwiami. Tych jednak nie znał. Miał jednak wrażenie, że należały do niego i tylko on wiedział do czego prowadził.

Prasert przez nie przeszedł.
Natrafił na przepaść. Zaczął spadać bez końca. Wokół niego panował ciepły, wilgotny mrok. Czuł naturalny zapach, który przypominał mu nieco mchy i porosty. Było w nim dużo różnych nut, które zmieniały się z każdą chwilą. Raz dominowały owoce leśne, potem szyszki i igły sosnowo, następnie piżmo… Niektóre wonie nie były bardzo przyjemne. Kojarzyły mu się z futrem niektórych zwierząt, ale słodką wonią butwienia i rozkładu. Mimo to wydawały się integralną częścią i w jakiś dziwny sposób jednak sprawiały mu przyjemność.
Wreszcie Privat uderzył o dno. Miękko przebił taflę wody. Najpierw głową, potem tułowiem, na samym końcu przeszły nogi... i znalazł się po drugiej stronie.
Otworzył oczy. Znajdował się pod wodą. Stąpał po tafli, utrzymując się na niej… to znaczy pod nią… Przez chwilę Prasert czuł się zdezorientowany. Był w stanie tutaj oddychać. Widział wokoło przepięknie zlewające się odcienie zieleni i błękitu. Nie był pewny skąd dobiegało światło, ale było wiele jego źródeł. Wnet Privat ujrzał ławicę świecących, srebrnych ryb, które przepłynęły obok niego. One również były odwrócone do góry nogami, tak jak Prasert. Czuł, że grawitacja ciągnęła go do góry, jednak jego stopy zdawały się zakotwiczone w samym punkcie styku wody z powietrzem. Ruszył dalej. Wokół niego znajdowało się coraz więcej ryb. Wiedział, że na samym dnie, które znajdowało się ponad jego głową, znajdowały się przedziwne formy życia, ale nie dostrzegał ich, gdyż światło tak daleko nie docierało. Dla kogoś innego ta świadomość wydawałaby się przerażająca, jednak Prasert wiedział, że w mroku czaili się jedynie jego przyjaciele. Nieśmiali i pradawni, ale patrzący na niego łaskawie. Szedł dalej. Obejrzał się za siebie i spostrzegł, że w miejscu, w którym jego stopy dotykały tafli wody, wyrastała roślinność. Dzikie, długie palmy wzrastały powoli w stronę dna, podobnie jak wodorosty, kwiaty… To było dziwne, ale też piękne.
- Co tu mam robić? - zastanowił się Prasert na głos.
O dziwo mógł mówić i jego głos był prawie normalnie słyszalny. Woda nieco go zmieniała, jednak każda sylaba pozostawała zrozumiała.
- Gdzie jesteś dziewko o złotych włosach… - zaśpiewał piosenkę. - Tańczysz bez końca w pszenicy kłosach…
Syreny śpiewały pod wodą, Privat też mógł.

Nucił i śpiewał pieśń i miał wrażenie, że rozchodziła się na wszystkie strony w sferze, w której przebywał. Kiedy w końcu zamilkł, miał wrażenie, że gdzieś zza siebie i z bardzo daleka dosłyszał cichy, stłumiony dźwięk. Jak odpowiedź na jego wezwanie.
Ciekawiło go, co to było. Kto to był. Phecda? W ogóle… gdzie się znajdował obecnie? Nie miał na to odpowiedzi, jednak lubił to miejsce. Jakby miał je nazwać… znalazł się w tym skrawku oceanu, w którym powstało pierwsze życie. Skąd to wiedział? Nie wiedział tego wcale. Ale coś takiego podpowiadały mu uczucia. Obrócił się i ruszył za siebie. Następnie zaczął się wsłuchiwać, co to dokładnie był za dźwięk, który mu odpowiedział.
- Rumianą skórę masz od tańca… - Prasert zaśpiewał kolejną zwrotkę. Uważał, że powinien sam również wydawać jakiś dźwięk. - Za twoje zdrowie wypiję grzańca…
To, że kontynuował śpiewanie sprawiło, że ponownie znalazł źródło odpowiadającego na jego melodię dźwięku. Był dość daleko i odniósł wrażenie, że nie znajdzie go w wodzie, w której obecnie przebywał, ale może mógł go tu sprowadzić… Tylko jak przyzwać do siebie tę istotę? Wiedział, że mógł, w końcu wszystkie istoty miały związek z życiem. Musiał się tylko zastanowić jak sie to robi.
Zapewne pomogłoby mu, gdyby wiedział jeszcze kogo lub co tak dokładnie chciał przyzwać. Jak to miał zrobić? Zamknął oczy i sprawił, że niebieska energia zalała jego ciało. Niczym krew zaczęła przepływać po jego naczyniach i narządach. Następnie otworzył oczy, podniósł wysoko kolano… i opuścił mocno i szybko nogę. Chciał przedrzeć się piętą przez taflę wody w dół… czy może raczej do góry… Przebić granicę, za którą znajdowało się powietrze…
Kiedy to uczynił, po tafli wody przeszła błękitna fala światła, wzburzając ją… Jednak nie przebił się na drugą stronę, zamiast tego tafla, gdy wreszcie się uspokoiła, pokazała mu obraz… Było na nim drzewo. Ogromne. Opadały z niego powoli liście. Dookoła rosły krzewy kwiatowe, jednak pąki, które powinny być w pełnym rozkwicie zdawały się zwiędnięte i bez życia. Jego uwagę zwrócił dźwięk. Rozpoznał go, bo to był ten sam, który słyszał wcześniej, ale z daleka i wytłumiony… Teraz już wiedział, że to było ciche łkanie. Kobiecy, spokojny, lecz przepełniony bólem głos tworzył melodie smutku dla całego obrazu, jaki widział, dla opadających liści i zwiędłych kwiatów.
Wzywał złotowłosą i dostrzegł, że z jednej z gałęzi drzewa zwisały sznury huśtawki, siedziała na niej skulona postać. Jej włosy zaprzeczały wszelkim prawom grawitacji, połyskiwały na złoto. Nie była tego chyba świadoma, albo było jej to obojętne. Zdawało się Prasertowi jednak, że jej płacz, wraz z wyzwalaniem tej delikatnej złotawej energii miał wyniszczający wpływ na ten piękny ogród…

To był taki smutny obraz… Prasert było smutno z powodu kobiety, która płakała. Ale również widok drzew i krzewów zdawał się prawdziwie depresyjny. Uświadomił sobie również, że śpiewał o złotowłosej kobiecie i taka też mu się pokazała. Co za przypadek! Czy aby na pewno…? Wyprostował się i spojrzał na ławicę pięknych, srebrnych, świecących rybek, które niedaleko przepływały. Podniósł w ich stronę dłoń.
- Podpłyńcie tu do mnie - powiedział. Przykucnął i dotknął tafli wody, na której pozostawał obraz. - I wpłyńcie do tej wizji - poprosił. - Rozweselcie tę smutną damę. Nadajcie jej ogrodowi nieco energii…
Rybki figlarnie i ochoczo podpłynęły do Praserta. Dwie lub trzy odważniejsze musnęły jego dłoń i policzek, pieszczotliwie. Następnie całą grupą wykonały polecenie. Podpłynęły do wizji i zaczęły przenikać przez taflę wody, czemu towarzyszyły lekkie błękitne błyski. Po chwili wszystkie rybki zniknęły, a gdy Privat zerknął na ogród kobiety, dostrzegł, że w miejscu, gdzie powinno być niebo, nieco ponad drzewem pojawiła się delikatna błękitna łuna. Wyłoniła się z niej chmara pływających w powietrzu rybek. Ławica powoli zaczęła okrążać drzewo, a jego liście delikatnie zaświeciły na niebiesko. Odzyskały nieco wigoru. Rybki spływały powoli w dół. Kilka oderwało się od swoich towarzyszy i podpłynęło do kobiety. Musnęły jej ramię. Dziewczyna drgnęła i podniosła głowę. Jej włosy dalej były złote i dryfowały w powietrzu. Jedna z rybek uznała, że to zabawne i przepłynęła przez nie jak przez wodne rośliny. Następna musnęła bokiem policzek kobiety. Miała ładne rysy twarzy, choć jej oczy były teraz odrobinę opuchnięte i czerwone od łez. Błyszczały na złoto jak i jej włosy. Wodziła wzrokiem za rybkami. Te zaczęły tańczyć wokół niej, zaczepiać ją. Początkowo nie reagowała, jednak po chwili kobieta poddała się ich urokowi i zaśmiała się odrobinę smutno, przez łzy. Wyciągnęła rękę i pogładziła jedną z rybek. Gest ten był spokojny, odrobinę tęskny. Westchnęła, zdawało się, że się uspokoiła, przynajmniej na tę chwilę.
- Skąd się tu wzięłyście, małe… Nie pochodzicie z mego ogrodu… - zauważyła kobieta. Jej głos był miły dla uszu, nawet jeśli lekko zachrypnięty przez płacz. Mówiła po angielsku. Odziana była w zwiewną, białą sukienkę.
Prasert spojrzał na liście ogromnego drzewa, które zalśniły na niebiesko, nasycone jego mocą. Zamknął oczy i skoncentrował się. Chciał, żeby powiększyły się i były mocniejsze. A także żeby pojawiło się mnóstwo pąków kwiatów… Mogły być różowe, niczym kwitnące japońskie wiśnie… Pragnął zobaczyć dużo płatków wibrujących od kolorów. Mogłyby nawet oderwać się i zacząć wirować wokół drzewa i samej kobiety, tak jak rybki. Na przykład… świecąc delikatnie kolorami. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. Czy był w stanie?
Poczuł jak po jego plecach przeszedł elektryczny dreszcz. Dotykał dłonią tafli wody i impuls zdawał się po niej pójść. Po chwili zniknął, a gdy Prasert spojrzał ponownie, zobaczył dokładnie to, co sobie zażyczył. Drzewo wydało nowe liście, a także kwiaty. Najpierw delikatne pąki, które dość szybko zaczęły rozwijać się w piękne kwiaty. Kobieta stała, otoczona rybkami, które dalej pływały po jej sferze i z lekko rozchylonymi ustami patrzyła w górę na swoje drzewo. Zdawała się urzeczona widokiem kwiatów. Na pewno też przyjemność sprawiła jej ich woń. Obserwowała jak płatki kwiatów delikatnie zaczęły się obsypywać i wirować w powietrzu. Rybki uznały że to świetna zabawa i od czasu do czasu przepływały między nimi. Część płatków zawirowała również wokół kobiety, muskając jej odsłonięte ramiona i ręce, a także wplątując się w złote włosy. Kilka płatków przesunęło się po policzkach i zebrało kilka łez dziewczyny. Te połyskiwały na złoto. Kobieta zamknęła oczy, rozłożyła ramiona i pozwoliła płatkom po prostu swobodnie wirować wokół swojego ciała, teraz zrelaksowana.
Prasert pomyślał, że ciekawie byłoby ją wcielić do roju. Nawet jeśli jedyną jej mocą były włosy-latarki, świecące w ciemności. Ta myśl sprawiła, że pomyślał o tym, co go jutro czeka… Czy może raczej po przebudzeniu. Ważne rzeczy się działy, a on powinien odpocząć. Z drugiej strony pragnął jeszcze pozostać na chwilę i obserwować piękną nieznajomą. Sam poczuł się nieco lepiej, widząc, że już nie płakała. Zdawała się spokojniejsza i o to mu właśnie chodziło. Ciekawiło go, dlaczego była taka smutna, ale ona znajdowała się tam, a on tu, więc nie mogli z sobą porozmawiać. Może kiedyś… Jeżeli będzie im dane, to przebije się na drugą stronę tak samo, jak rybki. Wydawało mu się jednak, że w tej akurat chwili nie miał na to siły. A w każdym razie chęci do konwersacji. Obserwował jeszcze przez chwilę kobietę zaciekawiony, czy coś będzie jeszcze robiła.
Zauważył, że płatki, które przesuwały się po jej skórze, przelatywały przez jej włosy i leciały dalej, nabierały teraz złotawej barwy. Podobnie jak i rybki. Kobieta zaczęła iść do przodu, ale zamiast stąpać po ziemi, znalazła się kilkadziesiąt centymetrów nad nią i zawirowała wśród płatków. Teraz wykonała kilka tanecznych kroków, jakby uczestniczyła w balecie, otoczona feerią różowych i złotych barw. Prasert zauważył natomiast, że złote rybki zaczęły odłączać się od ławicy i płynąć w górę, do miejsca którym wpłynęły do jej sfery. Znikały i pojawiały się w jego tafli, przechodząc w złotym błysku. Kiedy pierwsza otarła się o niego… Doznał elektrycznego porażenia słodkiej energii.
Privat zamrugał oczami. Czasami myślał szybciej, czasami wolniej… Kiedy jednak złota rybka przeszyła jego ciało mocą… Zastanowił się, czy nie patrzył może właśnie na Gwiazdę Energii. Tym razem nieco dokładniej przyjrzał się jej twarzy, chcąc ją zapamiętać. Jakieś szczegóły, które by go naprowadziły na nią w prawdziwym świecie. Ten, w którym obecnie się znajdował, też był prawdziwy, ale w kompletnie inny sposób. Wyciągnął dłoń w stronę drugiej rybki, chcąc posmakować nieco więcej energii. Czy i tym razem wyładowanie będzie tak rozkoszne?
- Czy to ona? - zapytał.
Otrzymał odpowiedź co do koloru koszulki, Elvisa i rodzaju kawy. Może i tym razem Phecda przemówi.
Ten niestety nie przemówił. Przemówił jednak kolejny ładunek z kolejnej rybki. Przeszył Praserta słodkim, energetyzującym ładunkiem energii. Wziął głębszy wdech i odniósł wrażenie, jakby żuł miętową gume i zaciągnął się powietrzem w gorący dzień, które stało się momentalnie chłodne i przyjemne. Kolejna rybka uczyniła to samo. Elektryzowały, ale w niezwykły i przyjemny sposób. Widział, że cała ławica chciała go obdarować energią od złotowłosej kobiety. Jej tymczasem zdawało się to w ogóle nie ruszyć, że podzieliła się z nimi swoim złotem. Płatki dalej wirowały po przestrzeni jej ogrodu, osiadając i zaczynając kreować w nim rzeźby. Nową, wspaniałą ozdobę.
Mimo, że Phecda mu nie odpowiedział, Prasert nie miał wątpliwości, że patrzył właśnie na Gwiazdę Energii.
Jej twarz i ciało zapewne uznawane były za urodziwe, niestety nie miała żadnych wyjątkowo charakterystycznych cech, dzięki którym mógłby ją rozpoznać… Przynajmniej póki teraz ją obserwował. Odrobinę trudno mu się było skupić, bo cała ławica właśnie postanowiła wrócić i składać na jego skórze pocałunki energii… dostrzegł jednak, jak w pewnej chwili kobieta zeszła z dryfowania w powietrzu na ziemię, ruszyła do huśtawki, a jej włosy powoli zaczęły opadać i zmieniać kolor… Stały się rude.
To był uderzający widok. Prasert uświadomił sobie nagle, że w całym swoim życiu ani razu nie widział na żywo rudej osoby. Dzisiaj w sumie nie zmieniło się to. Obserwował ją z oddali, jakby na ekranie telewizora. Tymczasem przymrużył oczy. Energia, którą podarowała mu ta Gwiazda, była cudowna. Czysta, ale nie do końca, bo przecież taka smaczna… I podzieliła się nią kompletnie bezwiednie. Przecież nie po to wysłał rybki, to nie była jego intencja. Jej raczej również do głowy nie przyszło, żeby naładować je swoją mocą. Privat zaczął się więc zastanawiać, ile byłby w stanie z niej wyciągnąć, gdyby obydwoje się naprawdę postarali. Potem zrobiło mu się głupio, bo zaczął myśleć tak przedmiotowo o kobiecie, która przed chwilą płakała i była w nienajlepszym stanie. Z drugiej strony Privat nie mógł być kompletnym dżentelmenem, kiedy jego dzieci mogły umrzeć z niedożywienia. Musiał myśleć również o nich…
Obserwował kobietę jeszcze kilka chwil, po czym ta rozpłynęła się w powietrzu swojego ogrodu. Pozłacane płatki osiadły w nim, a rybki wróciły do niego, przekazując mu całą zebraną energię.
Prasert mrugnął i zbudził się.

Słońce delikatnie oświetlało pomieszczenie, w którym leżał. Nina wciąż spoczywała przytulona do jego klatki piersiowej. Privat jeszcze kilka chwil pamiętał co takiego mu się śniło, ale im dłużej dochodził do siebie, tym kolejne szczegóły mu uciekały. Gdy ziewnął, pamiętał już tylko, że widział we śnie Gwiazdę Energii, że była smutna i że pocieszył ją, a także, że jej energia była cudnie sycąca. Nawet teraz, czuł ją w sobie.
- Istnieje całkiem… - mruknął pod nosem lekko zaspany - ...solidne prawdopodobieństwo… że to nie był tylko sen.
Nie pamiętał twarzy Gwiazdy Energii. Nawet jej sylwetki. Tylko to, że była kobietą. Smutną, więc wysłał coś, żeby ją pocieszyć. Ale co takiego mógł jej wysłać i w jaki sposób? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na te pytania. Jeżeli naprawdę spotkał się z nią, to znaczyło, że Phecda robiła naprawdę wszystko, co mogła, żeby ich do siebie przybliżyć. Prasert nie zamierzał nawet udawać, że znajdowało się w tym choć trochę jego zamiaru. To się po prostu przytrafiło… i dobrze. Może Gwiazdy jednej konstelacji miały sposoby, żeby jakoś do siebie dotrzeć. Choć z tego co pamiętał, Wielki Wóz wcale nie był konstelacją, tylko asteryzmem. Cokolwiek to znaczyło. Prasert przejrzał Wikipedię, chcąc znaleźć odpowiedzi na kilka nurtujących go pytań, ale informacje tam zawarte niewiele mu wyjaśniły. Z drugiej strony… co takiego musiało być wyjaśnione? Dlaczego Gwiazdy istniały i jaki miały cel? Oczywiście, że to go nurtowało. Jednak wydawało mu się, że może odpowiedź na to była taka sama jak na to, na czym ogólnie polegał sens życia. Można było zadawać sobie to pytanie, ale nigdzie to nie prowadziło. Życie po prostu istniało, Gwiazdy może też po prostu istniały i to był cały sens, do jakiego można było dojść.
- Śpisz? - zapytał cicho Ninę, kończąc te rozmyślania.
- Mmm? - padała półprzytomna odpowiedź. Kobieta poruszyła się, wciągając głębiej powietrze. Wyraźnie jej sen przestał być tak mocny jak w nocy i wystarczył lekki ruch i słowo Praserta, by zacząć wybudzać ją z objęć Morfeusza.
- Ciekawe która godzina… - mruknął Prasert.
Otworzył oczy. Może w zasięgu jego wzroku był jakiś zegar na ścianie albo budzik. Nie pamiętał, gdzie położył telefon poprzedniego wieczoru. Jeśli gdzieś daleko, to nie chciał wstawać po niego. Oznaczałoby to, że musiałby wstać i opuścić objęcia… już nie Morfeusza, tym razem Niny.
Morozow przekręciła się nieco i pogładziła go dłonią po klatce piersiowej. Jej opuszki palców pogłaskały go.
Prasert nie widział nigdzie żadnego zegarka, ani budzika, ale po tym w jakim punkcie znajdowało się święcące mu przez okna słońce, mógł podejrzewać, że było coś między dziesiątą, a jedenastą. Sypiał w tym pokoju już tyle czasu, że był w stanie coś takiego określić. Jego telefon nie znajdował się w zasięgu wzroku. Usłyszał natomiast, że zawibrował, informując o tym, że nadeszła wiadomość.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline