Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2020, 14:19   #541
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Prasert zerknął na jego szerokie plecy. Następnie zawiesił wzrok na pośladkach. Były tak wytrenowane, że zdawały się twarde jak skała. Potem zerknął na jego rozstawione szeroko nogi, również napakowane mięśniami. Warun zaczął poruszać lędźwiami, poruszając się w odbycie Niny. Privat przesunął wzrokiem po jej młodym, jędrnym ciele związanym przez Pnącze. Morozow wydawała się taka miękka i krucha przy Suttiracie. Prasert mógł patrzeć, jak uprawiają seks przez cały dzień. Jednak nie chciał.
Zaczął podchodzić bliżej. Z każdym kolejnym krokiem w jego włosach znajdowało się więcej błękitu. Trzeci krok wykonał już w powietrzu. Poczuł przepełniającą go elektryczność i siłę tworzenia, siłę życia. Wszedł w Imago, żeby pobrać energię od Waruna i też przekazać jej więcej Ninie. Poza tym to pomagało mu w odzyskaniu wzwodu po niedawnym seksie. Umieścił dłonie na plecach Suttirata, pozwalając, żeby nieco elektryczności rozeszło się po nich.
Suttirat aż drgnął i przychylił się mocniej do ciała Niny. Pnącze nie miało problemu z utrzymaniem i jego ciężaru. Morozow tymczasem zajęczała rozkosznie, czując jak energia zaczęła płynąć do jej ciała. Stworzyli pewnego rodzaju pętlę. Warun dostarczał Prasertowi energii, a ten przekazywał ją Ninie, z której Suttirat właśnie energię czerpał. To koło wyraźnie wprawiło w rozkosz i Morozow i Suttirata, bo oboje zaczęli intensywniej poruszać się. Warun rozsunał nieco uda, by Prasert miał do niego lepszy dostęp. Pragnął, by już znalazł się w jego wnętrzu.
Privat nie musiał martwić się o takie standardowe rzeczy, jak przygotowanie Waruna. Nie musiał go rozciągać, ani też siebie nawilżać. Dotknął jego odbytu, po czym wsunął w niego dwa palce, jakby chcąc upewnić się, że tak właśnie jest. Weszły bez trudu. Prasert westchnął z pożądania. Był w wyższym, boskim stanie, jednak nie stracił wcale swojej tożsamości. To, że mógł tak dowolnie penetrować przyjaciela… a teraz kochanka i strażnika, wciąż w pełni do niego nie docierało.
Zabrał dłoń i wsunął się w Suttirata. Zaczął go ujeżdżać. Jako że sam był w stanie nieważkości, mógł to robić bardzo wygodnie. Poruszył głową, żeby odgonić wirujące, niebieskie kosmyki, które załaskotały go w nos. Wsunął się do końca… po czym opadł na niego delikatnie, przytulając się do jego pleców. Jako że lewitował, nie był wcale dla Waruna ciężarem. Pocałował go w szyję, po czym kontynuował ruch bioder.
Warun sapnął. Czuł go w sobie, a jednak ciężar Praserta nie napierał na jego ciało tak jak normalnie powinien. Suttirat zerknął krótko przez ramię, a widząc jak Privat lewituje uśmiechnął się i ponownie wrócił do piersi Niny, biorąc ją. Morozow tymczasem odczuwała ekstazę. Była brana przez Waruna, kiedy karmił sie energią z jej ciała, a jednocześnie Prasert przekazywał jej swoją przez mężczyznę, czerpiąc ją z niego. Stworzyli mistyczne koło zależności… W końcu jednak Matka jęknęła głośno i krzyknęła z rozkoszy. Doszła, zaciskając się na penisie Waruna.Ten pchnął jeszcze trzy razy i również osiągnął szczyt, dzięki bliskości energii Praserta. Pnącze pulsowało światłem, nasycone i powoli zaczęło rozplątać kobietę, która miękko i bezwładnie została opuszczona na poduszki. Suttirat tymczasem dyszał, wisząc nad nią i wypinał się wciąż do Privata.
W Imago Prasert mógł sam wybrać kiedy dojdzie, jak długo będzie trwać orgazm i ile nasienia wyda. Taka kontrola niekoniecznie była czymś, z czego się cieszył, jednak miała znaczenie praktyczne dla rytuałów. Privat jeszcze przez chwilę brał Waruna. Napawał się tym. Jednak seks nie sprawiał mu tyle przyjemności, kiedy Morozow i Suttirat już doszli. Przytulił się do przyjaciela raz jeszcze po czym doszedł. Wciąż poruszał biodrami w trakcie orgazmu, choć wolniej. Jego sperma wlewała się do wnętrza Waruna. Po kilkunastu sekundach przestała. Prasert lubił takie długie orgazmy, jednak pół minuty to było dla niego już maksimum, po którym chciał odpocząć. Wysunął się z Suttirata. Pocałował go od tyłu w policzek.
- Dobry pies - powiedział.
Odsunął się, kiedy Imago się wyczerpywało. Chciał wcześniej stanąć bezpiecznie na podłodze, nim to nastąpi.
Warun mruknął i przechylił się w tył, prostując, następnie pocałował Praserta w szczękę, bo akurat w nią trafił. Nina leżała na łóżku. Kwiaty i pędy powoli zostawiały jej ciało. Było zaróżowione i wyraźnie zmęczone, ale usatysfakcjonowane i przepełnione nową energią. Matka potrzebowała teraz odpoczynku. Warun wysunął się z niej i usiadł. Odetchnął i zamknął oczy, napawając się doznaniami.
Prasert usiadł na podłodze. Czuł się jak za każdym razem zmęczony, ale i pełen energii. To wydawało się paradoksalne, ale tak było. Był też szczęśliwy. Chciał zostać w tej posiadłości przez całe życie ze wszystkimi przyjaciółmi. To był prawdziwy raj. W Bangkoku Privat czuł się zestresowany i przerażony z tego lub innego powodu. Tutaj Phecda urządziła mu niekończącą się ucztę i orgię. Gwiazda Życia wiedziała, czego życie potrzebowało, aby było szczęśliwe.
- Myślałem o zajęciu się ogrodnictwem - powiedział Prasert. - Myślę, że byłbym w stanie wyhodować najdorodniejsze pomidory na świecie. Pewnie przy okazji chodziłyby na malutkich nóżkach, ale za to smak byłby bez wątpienia cudowny - zaśmiał się.
- Ogrodnictwem… To brzmi jak ogromna rewolucja w przemyśle żywienia i próba walki z głodem na świecie Prasercie - zauważył Warun. Przeczesał palcami włosy. Uśmiechnął się do niego, ale jeszcze nie podnosił się z łóżka. Nina tymczasem zwinęła się na boku i chyba zamierzała zasnąć, bo jej oczy zamknęły się i zaczęła oddychać dużo spokojniej.
- Chciałbym po prostu, żebyście żywili się tym, co najlepsze - rzekł Privat. - Czuję się za was odpowiedzialny.
Rzeczywiście… uprawiał seks z tymi wszystkimi ludźmi, ale nie uważał ich za swoich partnerów. Czuł się bardziej rodzicem, niż kochankiem.
- Ale to może potem. Poczekamy na wiosnę. Choć pewnie byłbym w stanie wyczarować dorodną kapustę nawet w zimie - rzekł.
Z trudem nie parsknął śmiechem. To było bardzo zabawne wykorzystywanie mocy. Z drugiej strony nie wydawało się to aż tak wielkim nadużyciem. Phecda raczej nie miałby nic przeciwko, gdyby zaczął sprawiać, żeby owoce i warzywa masowo obradzały.
- Wiesz może o której wróci Han? - zapytał.
- Najpewniej Alexiei zna odpowiedź na to pytanie. Wiem, że ma powrócić tej nocy, kiedy dokładnie, tego już nie wiem - odpowiedział na jego pytanie Warun. Przesunął się i pogładził dłonią klatkę piersiową Praserta. Wyraźnie sprawiło mu przyjemność dotykanie go, bo kącik ust Suttirata uniósł się lekko w górę. Nina była w pełni ‘nieobecna’. Odpłynęła w krainę snów.
Privat wstał i rozejrzał się, czy był tu gdzieś koc. Chciał nim przykryć kobietę i też ułożyć ją w miarę rozsądnej pozycji. Poduszka pod głowę również by się przydała.
Nina już spała na kilku poduszkach, jedyne co, to Prasert musiał sięgnąć koc, który leżał złożony na pobliskim fotelu. Gdy ją nim okrył, kobieta odetchnęła z przyjemnością.
- Głodny? - zapytał Warun, zerkając po ciele Privata.
- Tak. Nie jadłem nic od rana - odpowiedział Prasert.
Przysunął się bliżej Suttirata i objął go. Było to takie dziwne. Jeszcze niedawno w Bangkoku uciekałby od takich gejowskich gestów. Całe jego życie i relacje z innymi ludźmi zostały wywrócone do góry nogami. Kompletnie. Przysunął się i pocałował Waruna w usta. Chciał wedrzeć się językiem między jego wargi.
Mężczyzna nie opierał się. Rozchylił usta i po chwili trwali w krótkim, acz intensywnym pocałunku, póki obaj nie uznali, że czas na oddech. Suttirat oblizał lekko usta.
- Myślę, że możemy pójść zjeść, a potem wybrać się do kąpieli - zaproponował wstając z łóżka. Ubrał się i przeciągnął.
- Typowy z ciebie facet, Warunie - odparł Prasert, ubierając się. - Tuż po seksie planować jedzenie, a potem kolejny seks - zaśmiał się lekko.
Ale mniej więcej tak właśnie wyglądało ich życie tutaj, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Oprócz tego… że wszystko w tym było nadzwyczajne.
- Dzisiaj załatwię ciebie, Ninę i Sunan, to na jutro zostanie mi Han i Alexiei - Privat tak właściwie mówił bardziej do siebie, niż do przyjaciela. Ustalał harmonogram seksu.
Po ubraniu się ruszył na korytarz. Chciał z Warunem ruszyć do kuchni.
- Świetny plan, koniec końców wyjdziesz po wszystkim naenergetyzowany - zauważył Suttirat, bo skoro seks z dwoma ogarami zostawił sobie na następny dzień, to oznaczało, że skończy z dostępnym ładunkiem energii.
Gdy ruszyli do kuchni zastali w niej pachnący, pysznie wyglądający posiłek. Nie było jednak Sunan. Zapewne udała się już do siebie, lub do umówionej wanny.
- Pachnie świetnie - podsumował Warun i wszedł do pomieszczenia, zaraz wciągając talerze i zaczynając nakładać sobie i Prasertowi jedzenia.
- Tak… Wciąż pamiętam tę zupę Pho, którą zrobiłeś u siebie w apartamencie. Zanim został zniszczony. Masz wiele talentów i gotowanie jest jednym z nich - rzekł Privat. - Dziękuję - powiedział, kiedy Warun podał mu makaron z warzywnym sosem. - Uzgadnialiśmy dzisiaj z Niną nowe dodatki do roju. Potrzebujemy kilka osób z IBPI, żeby umożliwić moje dyskretne wcielenie do ich organizacji. Jest kilka powodów, dla których tego chcę… Po pierwsze, mogę otrzymać urządzenie, dzięki któremu poznam wszystkie języki świata. Po drugie, być może łatwiej będzie mi znaleźć Gwiazdę Energii. Po trzecie, przydałoby mi się trochę światowego doświadczenia w sprawach paranormalnych. Już nieco przeżyliśmy w Bangkoku, ale doszedłem do wniosku, że przydałoby mi się przeżyć nieco więcej misji. Chciałbym zostać dobrym detektywem - dodał. - Jak już wiesz, szukam nowego hobby. Wcześniej mówiłem o ogrodnictwie, teraz o paranormalnych śledztwach… jeden pies, co nie? - zaśmiał się. - Bardzo dobry obiad - pochwalił, jedząc.
Warun jadł i słuchał jego wywodu w skupieniu.
- Cóż, co ci broni zajmować się i ogrodnictwem i paranormalnymi śledztwami… - zauważył.
- Zawsze wydawało mi się, że znikasz na kilka dni co najmniej, jeśli chcesz zająć się jakimś śledztwem. A ogrodu trzeba doglądać… nie wiem, codziennie? Ale masz rację, gdybym bardzo chciał, to mógłbym zająć się wszystkim. No i pamiętaj, że jeszcze opieka nad wami oraz treningi. To trochę zabiera czasu. Przynajmniej nie sprzątam i nie gotuję.
- Kogo chciałbyś wcielić do roju? Ile osób? Kiedy ma to nastąpić? - Warun zaczął już po chwili zadawać pytania… Jak przystało na lidera ogarów.
- Myślałem, żeby wcielić trzy osoby. Dwóch Koordynatorów i jednego badacza. Koordynatorów mam już mniej więcej wybranych - rzekł. - Pierwszy to mężczyzna dość dojrzały, poważny, mający głowę na karku… W sumie wybrałem go dlatego chyba, bo trochę przypomina mi ciebie - Prasert zaśmiał się. - A kobieta to chodzące utrapienie, wszyscy się jej boją. Ma moc sprawiania bólu. Obydwoje bardzo atrakcyjni. Pomyślałem, że on pomoże nam w zarządzaniu, a ona w kwestiach ochronnych. Co do trzeciej osoby, to później zrobię głosowanie i razem ją wybierzemy. A kiedy to nastąpi? Muszę pogadać z Niną. Ja jestem gotowy na działanie już teraz nawet. Ale ona będzie musiała jakoś ustalić spotkanie, czy coś w tym stylu. Może pozyska adresy i wybierzemy się prosto do ich domów.
Suttirat po zjedzeniu wstał i zabrał się za zmywanie po sobie.
- Brzmi rozsądnie, ale zdaje mi się, że Nina dziś już nie odpowie nam na żadne pytanie także będziemy zmuszeni poczekać do jutra… Chętnie dowiem się o tych ludziach czegoś więcej. Nawet jeśli już wybrałeś - oznajmił Warun, po czym zerknął, czy Prasert już zjadł i czy po nim również mógł już pozmywać. Kuchnia zdecydowanie była jego drugim małym królestwem, zaraz po ringu.
- Też chciałbym wiedzieć coś więcej na temat ich rodzin. To prawda, że ich wybrałem, jednak nie jestem kompletnie pewny. Tak naprawdę reszta kandydatów pokazanych mi przez Ninę również prezentowała się dobrze. Kierowałem się kilkoma kryteriami. Kto się wyróżnia, kto jest skuteczny, kto wniósłby coś do roju, czego jeszcze nie mamy i z kim chciałbym najbardziej uprawiać seks. Zaraz przyniosę wydruki. Bo wydrukowałem wszystkich w kilku egzemplarzach, żeby każdy mógł na spokojnie zastanowić się. Masz, pozmywaj po mnie - Prasert rzekł, podając talerz. - A ja po to teraz pójdę.
Wstał, żeby wrócić do pokoju, w którym spała Nina.
Warun zabrał się za zmywanie, a Privat tymczasem wrócił do jego sypialni. Morozow nadal tam była. Wyglądała tak spokojnie leżąc na łóżku i śpiąc w lekko zwiniętej pozie. Wydruki znalazł tam, gdzie je zostawił. Na drukarce na biurku. Miał ich sporo - dość aby każdy mógł się zapoznać z informacjami o potencjalnych kandydatach. Wziął je wszystkie. Pocałował Ninę w policzek i upewnił się, że wszystko w porządku z nią i dziećmi, nie miał wątpliwości, że były bezpieczne. Wtedy ruszył z powrotem do Waruna.

Nim Prasert wrócił do kuchni, naczynia były już pozmywane, a Suttirat czekał na niego w korytarzu, opierając się swobodnie plecami o ścianę. Wyglądał bardzo seksownie w tej pozie. Privat nie wiedział, jak jego umysł był przez tyle lat w stanie oszukiwać go, że wcale nie lubił Waruna w ten sposób. Po części brało się to z faktu, że nie chciał skończyć tak samo jak Sunan. Jednak wcale nie musiał. Potrzebował trochę czasu, żeby to sobie w pełni uświadomić. Seksualne napięcie zbierało się stale pomiędzy nim i Warunem, po czym Prasert pożytkował tę energię do treningów i na ringu.
- Masz - rzekł, podając plik kartek. - Przeczytaj to i zrób nam kawę. Może daj ten drugi egzemplarz Sunan - Privat rzekł, wyjmując ze sterty kolejną kopię. - Ja teraz pójdę do Alexieia. Wytłumaczę mu wszystko i zostawię wydruki dla niego i Hana. Zaraz wrócę.
Suttirat zabrał się za robienie herbaty, odkładając na stół oba egzemplarze informacyjne.
Prasert ruszył korytarzem do tej części domu, w której swój pokój mieli Han i Alexiei. Rzecz jasna dzielili go, ale mężczyźni zaskakująco dobrze dogadywali się w więcej niż jednej kwestii, nie tylko w łóżku.

Kiedy doszedł do drzwi ich pokoju, były uchylone, a na korytarz wylewała się delikatna smuga ciepłego światła, a także muzyka…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=SBjQ9tuuTJQ[/media]

Przez szczelinę Privat dostrzegł Rosjanina siedzącego na kanapie. Miał w dłoniach gitarę i próbował na niej naśladować nuty, które leciały w piosence. Zdawał się na tym zadaniu skupiony, co jakiś czas notował coś w zeszycie.
Prasert przystanął chwilę w korytarzu. Nie chciał podglądać go jak jakiś dziwak, z drugiej strony nie chciał mu przerywać. Ciekawiło go, co dokładnie robił. Tworzył nową piosenkę na podstawie innej? Co takiego notował w końcu… Ale Privatowi podobało się to, co słyszał. Po jakiejś pół minucie znudził się czekaniem i pchnął drzwi.
- Nieźle ci idzie. Co to za melodia? - rzucił, uśmiechając się lekko do Rosjanina.
Tak właściwie mało wiedział o nim i Hanie. Uświadomił sobie, że prosił o szczegóły dotyczące rodziny Koordynatorów i badaczy, ale nie miał pojęcia, jak to wyglądało w życiu niektórych członków jego roju… już teraz.
Alexiei zerknął na drzwi, początkowo zmarszczył lekko brwi, po czym uśmiechnął się lekko i kiwnął mu głową.
- To The Pretender od Foo Fighters. Lubię ten typ muzyki - odpowiedział.
- Nie znałem. Dobrze brzmi.
- Próbuję ze słuchu wyłapać chwyty, ale nie jest prosto, bo perkusja i dodatkowe efekty dźwiękowe zagłuszają bas… - westchnął i odłożył gitarę.
- Ach… no tak. Rozumiem. Poszukaj, może w internecie będzie - poradził Prasert. - Choć może właśnie na tym polega zabawa, żeby samemu odtworzyć. Sam nigdy nie miałem gitary w ręce.
- Dokładnie. Nie lubię iść na łatwiznę i próbuję sam… No ale opornie to idzie… Coś się stało, czy postanowiłeś tak mnie towarzysko odwiedzić? - zapytał Alexiei zaciekawiony.
- Powinienem częściej odwiedzać cię towarzysko - odpowiedział Prasert. - Mógłbyś na przykład zacząć uczyć mnie grać na gitarze. Zdaje się, że chcę jeszcze więcej gejowskich interakcji, już sam seks mi nie wystarcza - zaśmiał się. - Chcę dołączyć do IBPI. Ale żeby to uczynić, potrzebuję kilku ludzi po naszej stronie. Koordynatorów i badaczy. Wybrałem już dwójkę i wieczorem chcę urządzić głosowanie na trzecią osobę. Choć moja decyzja względem tamtej dwójki nie jest jeszcze kompletnie pewna - dodał. - Jeżeli będziecie zdecydowanie przeciwko, to się zastanowię. Ostatecznie ty, Han i Nina już teraz jesteście w IBPI i w ogóle znacie tych ludzi, ja jeszcze nie. Tutaj masz dwa egzemplarze. Jeden dla ciebie, drugi dla Guirena - podał zadrukowane kartki papieru.
Alexiei podniósł się i sięgnął po wydruk. Jego palce musnęły rękę Praserta i przez obu mężczyzn przeszło elektryczne wyładowanie. Oczy Alexieia na moment zabłyszczały, ale wygasły już po chwili, gdy znów swobodnie usiadł na kanapie. Zaczął przeglądać.
- To osoby od wprowadzania danych i Koordynatorzy, którą dwójkę masz już na oku? - zapytał Woronow, zerkając na Praserta i znów na wydrukowane strony. Z głośników tymczasem zaczął lecieć utwór The Raconteurs “Steady, As She Goes”.
- Jonas Holt i Elsa Holz. Uznałem, że ich nazwiska brzmią podobnie, więc muszę wybrać ich w parze. Holt & Holz. Czy to nie brzmi jak dobra szwajcarska firma? No cóż, żadne z nich nie jest Szwajcerem. To było jedyne kryterium, którym się kierowałem - Prasert żartował. - Znam tę piosenkę, też jest fajna. Była w jakiejś reklamie? - zaczął się zastanawiać.
- Możliwe, osobiście po prostu natknąłem się na nią gdzieś na youtube. A co do tamtej dwójki, średnio znam Holta, ale Holz to wredna laska… Średnio się z nią dogaduję, ale to chyba jak każdy… Jednak nie przeczę zdolności ma niezłe. Ten Jonas natomiast zdaje się kompetentny, pewnie Nina będzie miała o nich nieco więcej do powiedzenia, tacy jak ja widują Koordynatorów tylko na spotkaniach, gdy zlecają nam misje… - wytłumaczył.
- Powiedziała tyle, co ty. Z drugiej strony nie poprosiłem ją, żeby powiedziała mi dosłownie wszystko co wie na ich temat. Dopytam się jej przy was wieczorem - postanowił.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:19   #542
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Siadaj, nie musisz przecież stać - Alexiei przypomniał sobie o grzeczności i poklepał kanapę obok siebie.
Prasert usiadł.
- Wolę zazwyczaj trzymać się na pewien dystans, bo im bliżej z wami jestem, tym większą mam ochotę uprawiać z wami seks - powiedział. - Ale ciebie i Hana mam w planach na jutro, dzisiaj jest Warun i Sunan - mówił otwarcie, jak gdyby nigdy nic. - Wiesz, o której Guiren wraca?
Alexiei uśmiechnął się lekko.
- Powinien dotrzeć około pierwszej - odpowiedział Woronow. Najwyraźniej nie znał dokładnie minuty, o której dotrze Han, ale przynajmniej znał najbliższy jego przybycia czas.
- To nie jest aż tak późno, chyba. Ale może lepiej będzie spotkać się i pogadać o tym przy śniadaniu - Prasert zastanawiał się, mrucząc pod nosem. - Nie, chyba jednak nie chcę o pierwszej w nocy dręczyć tym Hana i wszystkich.
- Może przeniesiemy głosowanie na rano? Tak, żeby wszyscy byli obecni? - zaproponował Alexiei.
- Tak, właśnie o tym myślałem - Prasert powiedział głośniej. - Przejrzyj te pliki - powtórzył. - To chyba wszystko. Możesz wracać do grania.
Nachylił się i pocałował Rosjanina w policzek.
- Świetnie ci idzie. Gdyby reszta z nas też potrafiła grać na instrumencie, to założylibyśmy zespół - zażartował Privat, odsuwając głowę od mężczyzny.
- Już widzę jak Phecda budzi się na scenie i przejmuje naszych słuchaczy… Mhmm… - zamruczał lekko rozbawiony. Alexiei odwrócił głowę i też ucałował Praserta nim ten wstał.
- Czyli mówisz, że bylibyśmy jak każda inna kapela rockowa? - Privat zaśmiał się.
- Przejrzę dane i gdy Han wróci też mu je przedstawię - obiecał.
- Spoko. Cieszę się - rzekł Prasert, wstając.
- Fajnie, że podoba ci się jak gram… - dodał jeszcze, wyraźnie szczerze zadowolony z tej małej pochwały.
- Nie żartowałem do końca jeśli chodzi o naukę gry na gitarze. Ostatnio poszukuję nowego hobby. Dopiszę muzykowanie obok ogrodnictwa i paranormalnych śledztw - Privat zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia.
Alexiei kiwnął głową.
- Na pewno znajdziemy na to czas, gra nie jest taka trudna, jeśli wykaże się dość inicjatywy - odpowiedział Rosjanin. Zgarnął swoją gitarę, ale nie zaczął jeszcze grać, czekając, aż Prasert opuści jego pokój.
- No cóż, inicjatywa to coś, czego można spodziewać się po przywódcy kameralnego kultu - Prasert zaśmiał się.
- Dzięki za wydruki, porządna robota - dodał jeszcze Rosjanin, nim Privat wyszedł.
- Nie ma za co.
Taj chciał wrócić do korytarza przy kuchni. Spodziewał się tam Waruna, jednak mężczyzna mógł też być z Sunan. W takim razie Prasert ruszyłby do łazienki.
Okazało się jednak, że Suttirat znajdował się w kuchni, popijając napój o zrobienie którego Prasert go poprosił.
- I dowiedziałeś się kiedy Han wróci? - zapytał wyraźnie zainteresowany. Wydawał się mocno zrelaksowany.
- W nocy około pierwszej lub drugiej. To za późno na spotkanie, więc zwołamy je przy śniadaniu. Przejrzałeś już te dokumenty? Ciekawi mnie twoja opinia na temat tych ludzi - mruknął Privat. - Dobra kawa. No cóż, włoska. W Tajlandii nie ma takiej. A może jest, tylko ja zawsze piłem lurę. Mimo że restauracja na parterze. Najwyraźniej szef bez butów chodzi - Prasert zaśmiał się lekko. - Choć wcale nie byłem restauratorem, więc to nie jest tak do końca dokładne.
- Tak dobrej włoskiej kawy nie znajdziesz w nawet lepszych restauracjach w Bangkoku… Tylko w tych naprawdę zajebistych… - stwierdził Warun. Miał przed sobą rozłożoną listę.
- Była taka w pałacu królewskim, ale tylko ją oglądałem z daleka. Musiałbym oddać pół pensji, żeby zjeść tam cokolwiek - Prasert niby zażartował, ale nie do końca.
- Mam pewien pomysł kto mógłby się przydać, ale skoro spotkanie przy śniadaniu sprzedam ci swojego kandydata dopiero wtedy - stwierdził Suttirat i zwinął kartki. Dopił kawę i odsunął kubek pod ścianę. Przeciągnął się i czekał. Wyraźnie nie miał zamiaru wstawać, póki Prasert nie skończy swojej kawy.
- Rozsądnie - przyznał Prasert.
Podszedł z kawą do okna i wyjrzał przez nie, popijając. Wyglądał tak, jak gdyby uporczywie zastanawiał się nad czymś, lecz w rzeczywistości nie myślał o niczym. Zaczął się lekko stresować wyborem nowych ludzi.
- Jak tak teraz myślę… to kompletne szaleństwo wybierać ludzi, nie spotykając się z nimi wcześniej. Jeśli chce się pracować w głupim sklepie, to trzeba najpierw pójść na rozmowę o pracę. A tu chodzi o coś, co zmieni życie nas wszystkich w pewnym stopniu na zawsze. Bo jak już ich wprowadzę, to nie jestem pewien, czy jestem w stanie ich od siebie uwolnić… - rzekł i jak tak to mówił, to w pełni dotarł do niego sens tych słów. Czy to znaczyło, że już do śmierci będzie żył z Warunem, Niną, Sunan, Alexieiem i Hanem? Nie byłoby to wcale takie tragiczne, wręcz przeciwnie. Jednak nawet wcześniej nie myślał o tym, jak wielkie to zobowiązanie. Chyba nawet większe od ślubu.

Warun uniósł brew.
- To zależy… Masz bezpośredni wpływ na nasze umysły. Tak naprawdę nie traktuj tego jak rozmowy kwalifikacyjnej, albo wyborów do roli w filmie. Na twoim miejscu pomyślałbym raczej o tym jak o grze w karty. Masz już jakieś na dłoni i z talii wybierasz kolejne, które sprawią, że twoja ręka stanie się mocniejsza. To odrobinę nieludzkie, bo przestajesz wtedy myśleć o innych jak o ludziach, a bardziej jak o potencjalnych jednostkach do zrekrutowania, ale z drugiej strony, nie traktujesz nas źle, nie dzieje nam się krzywda i dajesz nam zdrowie, siłę i możliwość przeżywania najwspanialszych chwil. Czy istnieje chociaż jedna osoba na świecie, która mogłaby chcieć zrezygnować z czegoś takiego? Nie wiemy, czy byłaby w stanie, ale z drugiej strony, nie jesteś tyranem. Jesteś dobrym człowiekiem Prasercie i traktujesz nas dobrze, więc nie powinieneś mieć wyrzutów sumienia - powiedział co myślał Suttirat.
Prasert dalej pił kawę, słuchając przyjaciela.
- Tak łatwo mi uwierzyć w to wszystko, co mówisz - powiedział. - Tak łatwo, że aż się tego boję. Ile czasu minie, zanim zacznę uważać się za coś lepszego? Wyższą istotę, boga? Może to już się wydarzyło? To nie jest jakaś szczególnie dręcząca mnie kwestia, bo traktuję was dobrze i zależy mi na dobrych rzeczach. Jednak czasami mam wrażenie, że nie mam kontroli nad wszystkim. To nie był mój wybór, żeby stworzyć rój. To się samo zdarzyło. Pewnie pszczoły również nie wybierają świadomie, żeby współpracować, tylko to im się po prostu przytrafia. Co mam na myśli… jeśli kompletnie nie przewidziałem tego, co mamy teraz… To może za horyzontem jest jakaś kompletna rzecz, nowy stan, który teraz mi się w głowie nie mieści. Ale to nie jest problem na dzisiejszy dzień. Może to nie jest problemem w ogóle - zaśmiał się i włożył pusty kubek do zmywarki. - Masz rację. Wybieram karty. Trzeba pozyskać najsilniejsze jednostki. Wybrałem już dwie osoby, ale chciałbym to jeszcze z wami przedyskutować. Tylko znowu to nie jest rzecz na dzisiaj, tylko na jutro. Jutro rano. Natomiast teraz… teraz wiem, na co czekasz i co ci chodzi po głowie - zaśmiał się Prasert.
Warun uśmiechnął się lekko.
- Cóż mam poradzić… Tak to miejsce działa na wszystkich nas, odkąd zacząłeś je z nami tworzyć i rozbudowywać… A należy podtrzymywać więzi ze swymi głównymi przybocznymi, czyż nie? - zażartował. Mówił to tak, jakby conajmniej grali w jakąś grę strategiczną, a cała zgromadzona w posesji grupa była pierwszym, głównym oddziałem generałów Praserta.
- A ty to szczególnie chętny jesteś do tego - Privat uśmiechnął się. - Lubię cię za to.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę łazienki, w której spodziewał się znaleźć Sunan. Osobę, która urodziła się jego bratem, a potem stała się siostrą. Na dodatek uprawiał z nią seks, chociaż jeśli już, to oralny lub analny. Pewnie nie miało to ogromnej różnicy na tym etapie, jednak wciąż wydawało mu się coś szczególnie niewłaściwego w stosunku waginalnym. Może to Phecda ostrzegała go przed rozmnożeniem się. W końcu właśnie to by się stało, czyż nie? Raczej nie, skoro już teraz Sunan najpewniej nosiła dziecko Waruna, jednak z drugiej strony nie była normalną kobietą. A może była? Prasert nie wiedział. Jednak gdyby po stosunku z nim zaszła w drugą, równoległą ciążę, bo nagle wyrosłaby jej druga macica… To nie byłoby wcale najdziwniejszą rzeczą pod tym dachem.
- Pospiesz się - rzucił, zerkając za siebie w stronę Waruna.
Suttirat mruknął rozbawiony, że Privat go pospiesza. Ruszył zaraz za nim.

Obaj mężczyźni weszli do sporej łazienki, była pełna pary najpewniej pochodzącej z wanny, w której siedziała Sunan. Jak się za moment przekonali, dokładnie tak było.
Już teraz kobieta siedziała w wannie. Była naga i miała przymknięte oczy. Wokół niej pływała piana, którą produkowały bąbelki uwalniane przez przeznaczone do tego otwory w wannie. Wyglądała na w pełni zrelaksowaną. Jej ubrania leżały w jednym z koszy. Za moment Warun stanął przy nim i zaczął ściągać swoje ubrania, by je również tam umieścić. Kompletnie nie krępował się, rozbierając przy Prasercie. Sunan tymczasem poruszyła się i zerknęła na niego z nieukrywanym pożądaniem, jej wzrok przesunął się też na Praserta, uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Warun ma dzisiaj pracowity dzień - rzucił Privat, również uśmiechając się do niej.
- Dobrze, w końcu wiemy oboje, że lubi być przetrenowany - zauważyła. Suttirat tylko prychnął rozbawiony.
Prasert podszedł do jednej z szafek i otworzył ją. Znalazł w niej półtora butelki szampana oraz kilka kieliszków. A także mnóstwo innych rzeczy, ale to go nie interesowało. Zastanawiał się przez chwilę i doszedł do wniosku, że nie będzie rozlewał tamtej resztki, która pozostawała nie wiadomo jak długo. Wyjął nową butelkę, otworzył ją rozlał dla Waruna, Sunan i dla siebie. Zajęło mu to dwie minuty.
Rozebrał się do naga i ruszył z tacką w stronę ogromnej wanny.
- Zimno jest na zewnątrz, trochę zmarzłem. Potem już zdążyłem się rozgrzać, ale teraz to rozgrzeję się jeszcze bardziej - zagaił rozmowę, wchodząc do ciepłej wody. Położył tackę w miejscu do tego przeznaczonym. Usiadł obok Sunan. Podał jej jeden kieliszek, sam sięgnął po swój. Nie potrzebowali alkoholu, żeby uprawiać seks. Z drugiej strony Prasert lubił go, kiedy znajdował się w jacuzzi.
Sunan przyjęła od niego kieliszek i napiła się, oblizując lekko usta. Ostatni w jacuzzi dołączył do nich Warun. Usiadł na przeciwko rodzeństwa. Wziął kieliszek i zaczął pić, obserwując powoli dwójkę i wyraźnie z zadowoleniem kontemplując to co widzi. Jakby był w galerii sztuki i miał przed sobą arcydzieło do podziwiania.
Prasert znienacka poczuł ukłucie zaniepokojenia. Czuł się trochę jak zwierzyna schwytana przez łowczego. Czy może raczej… czekana na schwytanie. Warun spoglądał na nich i podniecał się tym, co się zaraz wydarzy. Jak gdyby był lwem a oni dwiema antylopami. Drapieżnik i przyszłe ofiary nawiązały kontakt wzrokowy. Każda ze stron wiedziała, co się za chwilę wydarzy. Lew upajał się chwilą.
- Otrzymałaś dokumenty od Waruna? - Prasert zapytał Sunan.
Szampan nieco go uspokoił. A także myśl, że przecież chwilę temu sam rżnął Suttirata w drugim pokoju. Wszystko działo się za jego przyzwoleniem i dlatego, bo sam tego chciał. Mimo to czasami w Privacie ścierały się pewne przeciwstawne instynkty. Te stare i naturalne oraz te nowe i dziwne. Z każdym razem wygrywały te drugie, a Prasert dobrze na tym wychodził. Był szczęśliwy. Nie musiał tego sobie wmawiać, tak rzeczywiście było.
Sunan zerknęła na swego brata.
- Mhm, przeglądałam. Mam już osobę, na którą mogłabym zagłosować jutro - powiedziała i napiła się jeszcze, po czym oblizała usta i przysunęła się do Privata. Oparła się o niego i westchnęła.
- Ale z tym poczekamy do jutra - rzekł Prasert. - W tej wannie nie poruszamy biznesu - uśmiechnął się lekko.
“Biznesu”... Najwyraźniej nagle zrobił się z niego wielki biznesmen.
- Smakował ci obiad? - Sunan zapytała przymilnie.
- Był cudowny - odparł Privat. - Odziedziczyłaś talent do gotowania po rodzicach. I myślałem, że te mieszanki kuchni włoskiej i tajskiej nie mają szans pasować do siebie. Albo włoska, albo tajska. Nie łączymy dwóch światów. A jednak… to zadziało.
Zamyślił się. Może tak samo będzie z nim i Ravenną? Na pierwszy rzut oka nie będzie do siebie pasować, ale potem tajskie i włoskie smaki w jakiś cudowny sposób się połączą? Może to rzeczywiście dobrze się skończy. Wszystko na to wskazywało. Przysunął się nieco bliżej Sunan. Wyciągnął rękę i objął ją od tyłu.
- Jak myślisz? Kogo z nas najpierw weźmie? - zapytał, patrząc na Waruna. - Myślę, że chodzi mu po głowie coś nowego. Będzie nas brał na zmianę. Pięć pchnięć w tobie… - nachylił się i pocałował ją w policzek. - Pięć pchnięć we mnie. Pięć pchnięć w tobie… - krótko pstryknął ją w nos drugą dłonią. - I pięć pchnięć we mnie. Patrz na niego. Jaki już czerwony się zrobił. Warun, o nie. Ty już doszedłeś - Prasert spojrzał w wodę między nimi, jak gdyby dostrzegał w niej ciągnące się strużki spermy. Oczywiście niczego takiego nie było. Suttirat nawet nie zarumienił się szczególnie. Privat żartował.
Sunan zerknęła na Waruna, który uniósł tylko brew i uśmiechnął się rozbawiony słowami Praserta.
- Chyba wiem jak go trochę sprowokować - powiedziała kobieta i podniosła dłonie, by musnąć ramiona swego brata. Następnie przesunęła je na jego szyję i szczękę. Gładziła go, zwracając się w jego stronę przodem. Jej oddech odrobinę przyspieszył, najpewniej do jej własnych myśli. Przesunęła ustami po jego policzku i złożyła pocałunek w kąciku jego ust. Prasert zauważył, że Warun wodził wzrokiem za jej dłońmi i obserwował jak całowała Privata. Jakby nakręcało go samo obserwowanie ich, najpewniej Prasert bardzo się nie mylił, mężczyzna mógłby pewnie dojść od samego obserwowania ich.

Tajlandczyk nakręcił się samą myślą o nakręcaniu Waruna. Przybliżył swoje usta do ust Sunan. Pocałował ją mocno, wilgotnie i z uczuciem. Wyglądało to elegancko, niczym scena w filmie. Bo rzeczywiście, zazwyczaj ludzie nie całowali się w tak estetyczny, dobrze wyglądający sposób. Przesunął językiem po języku siostry. Po chwili wycofał się i pocałował ją w policzek.
- Jacy jesteśmy biedni, Sunan… - szepnął. - Żeby brat i siostra musieli się pocieszać sami. Gdybyśmy mieli jakiegoś silnego mężczyznę, na którego moglibyśmy liczyć. Który mógłby zatroszczyć się o nas… o nasze potrzeby… - przesuwał palcem wskazującym po szyi siostry. Ten zaczął schodzić niżej, aż przekroczył obojczyk i ruszył powoli w stronę piersi. - Niestety jesteśmy kompletnie sami… - westchnął tak seksownie, jak tylko potrafił.
Sunan drgnęła lekko na dotyk swego brata. Chyba lubiła kiedy gładziło się ją tak delikatnie. Na to Warun wciągnął powietrze z cichym sykiem. Prasert tak właściwie nie był pewien czy to mężczyzna, czy po prostu dźwięk wydany przez jacuzzi.
Po chwili jednak Suttirat przysunął się do niego i zaczął całować Praserta po szyi. Sunan uśmiechnęła się na ten widok i jak w formie zabawy, zaczęła robić to samo z drugiej strony. Przez ciało Privata przeszedł dreszcz.
Prasert odchylił głowę do tyłu, żeby bardziej wyeksponować szyję. Jęknął z rozkoszy. To było naprawdę przyjemne. Czuł powstającą erekcję w kroku. Problem w tym był tylko taki, że taki scenariusz odgrywali za każdym razem. Wchodził do pokoju i wszyscy zaczynali go całować i sprawiać mu przyjemność. Nie myślał narzekać, to było cudowne i satysfakcjonujące. Jednego w tym akurat przypadku nakręcił się już na sprawianie przyjemności Warunowi. I to on tym razem powinien być główną postacią. Z drugiej strony całowanie go sprawiało Suttiratowi przyjemność i Sunan na pewno też.
- Zdaje się, że ktoś może nas dzisiaj uratować, siostro - mruknął. - Dość całowania - rzucił krótko. - Bierz nas.
Usiadł nieco inaczej. Chciał obrócić się i oprzeć ciężar ciała na kolanach, które planował umieścić tam, gdzie przed chwilą siedział. Następnie wypiąłby się i oparł też na przedramionach… Szampan zaczynał powoli działać, relaksując go. Bąbelki i ciepła woda również pomagały…
Sunan podłapała pomysł.
- Świetne… - skwitowała tylko i spapugowała pozycję Praserta. Warun miał też przed sobą przyszykowane na niego rodzeństwo. Aż sapnął zadowolony na taki widok. Złapał oboje za pośladki i ścisnął, ciesząc się z tego, że mógł wziąć oboje. Tak jak Privat przewidział, zamierzał chyba brać ich naprzemiennie. Najpierw przybliżył się do Praserta. Otarł się o niego swoim penisem, po czym rozsunął jego pośladki i wszedł powoli. To, że Taj był rozluźniony alkoholem, zdecydowanie mu ułatwiło przyjęcie mężczyzny. Zaczął się już po chwili w nim poruszać, by zmienić obiekt i również analnie wziąć Sunan.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:20   #543
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat jęknął z przyjemności. To było dla niego bardzo podniecające. Samo fizyczne doznanie uważał za przyjemne, ale nigdy na tyle, żeby pragnął analnego seksu. Jednak to, że brał go akurat Warun, mocno go rozpalało. To przypominało fantazję erotyczną.
- Chyba tego właśnie potrzebuję dzisiaj - mruknął Prasert. - Zazwyczaj wolę dominować, jednak dzisiaj pragnę, żeby ktoś inny przejął kontrolę.
Chyba nawet w pełni nie zdawał sobie sprawy z tego, że aż tak zestresował się wyborem nowych członków roju. Oddawanie się mężczyźnie wydawało mu się dziwnie, przekornie relaksujące. Nie musiał starać się, myśleć i działać. Mógł jedynie oddać się, doświadczać i czekać na to, co za chwilę się wydarzy. Pogłaskał palcami wierzch dłoni Sunan. To, że obydwoje oddawali się w dokładnie ten sposób Warunowi, uważał za bardzo… pasujące i naturalne. Dziwne, że wcześniej do tego nie doszło w ten właśnie sposób. Zastanawiał się nad tym, jak łatwo Suttirat w nich wchodził. No cóż… Tajlandczyk nie dysponował szczególnie ogromnymi rozmiarami, a oni obydwoje byli już wytrenowani w ten sposób. Sunan spędziła lata, pracując ciałem, a Praserta regularnie brała trójka różnych mężczyzn. Ślina Waruna była dostatecznym lubrykantem, choć podwodny seks wcale nie ułatwiał dbania o odpowiedni poślizg.
Prasert wyczuł, że Suttirat coraz bardziej czuł się swobodnie i przyspieszał ruchy w nich. Na zmianę przytrzymywał się to bioder przyjaciela, to Sunan i brał ich mocno i dość intensywnie. Miał dużo siły, w końcu był sportowcem. Nawet mimo wieczornej pory zdawało się, że wytrzymałość mężczyzny nie miała końca…
Choć jak się wkrótce Privat przekonał, jednak miała.
Po kolejnym z kolei pchnięciu, Suttirat doszedł we wnętrzu Sunan. Wyraźnie jednak nie miał dość, bo gdy ta usiadła, zadowolona, po prostu przemieścił się i przylgnął do pleców Praserta, zamierzając chyba brać go, póki i w nim nie skończy.
- Spokojnie, i tak wiadomo, kogo bardziej kochasz - zaśmiał się Privat. - Nie obrażę się, jeśli mnie nie zapłodnisz - rzucił.
Chodziło głównie o to, że mogli czekać nieco, zanim Warunowi znowu stanie. Prasert mógłby pobudzić go błyskawicznie mocą Phecdy. Problem polegał na tym, że ściągnął już z niego całą energię w trakcie seksu z Niną i gwiazda Praserta nie była w tej chwili zainteresowana akurat tym ogarem. W końcu nie miał już jej czego zapewnić. Nie tego dnia.
- Wystarczy mi, jak mnie mocno przytulisz - powiedział.
Tak naprawdę miał ochotę na nieco dłuższy seks, ale nie zależało mu na tym tak bardzo. Myślał również o innych rzeczach. Na przykład obejrzeć jakiś film lub posłuchać muzyki, zobaczyć co u dzieci i Niny. Nie był spragniony stosunków, bo już trochę ich dzisiaj miał, poza tym jego apetyt nie miał czasu zregenerować się w tym domu. Ogólnie rzecz biorąc.
Suttirat parsknął i pocałował go w kark.
- Poczułem się jakbym był stary, a ty jakbyś był moją wyrozumiałą żoną, która klepie mnie po głowie, bo nie dałem rady… Dzięki stary… - powiedział, ale zwolnił i z niego wyszedł. Zresztą i tak był już miękki. Jeszcze chwilę po orgazmie w siostrze Privata pozostał sztywny, ale to zmieniło się tuż po tym, jak wszedł w niego.
Sunan zaśmiała się cicho. Prasert zamordował klimat. Warun westchnął, ale nie zdawał się smutny, czy zażenowany. Był rozluźniony i było mu dobrze.
Privat najpierw pocałował ją w policzek, potem Waruna. Przytulił się do niego. Lubił to robić.
- Nawet gdybyś miał osiemnaście lat, mógłbyś nie dać rady. Najpierw Nina, chwilę potem Sunan i jeszcze ja… Dzisiaj miałeś pracowity dzień.
Już prawie powiedział, że go kocha, ale w porę się powstrzymał. To było pewnie śmieszne, ale w tym domu nie rzucało się takimi wyznaniami pomimo ilości seksu. Gdyby rzucił to wyznanie, nic by się najpewniej nie stało. Jedynie by się ucieszyli obydwoje, tak myślał. A jednak Prasert cieszył się, że tego nie zrobił. Chyba powinien mówić takie rzeczy tylko Ninie… a może nie? Przecież istniało wiele różnych rodzajów miłości. Dlaczego jej nie wyznawać?
- Co teraz planujemy? - mimo wszystko zmienił temat. - Usiadł. Nie ma co robić. Zjedliśmy już obiad. Może seans filmowy?

Warun zastanawiał się chwilę.
- A na jaki film mielibyście ochotę? - zapytał. Sunan zaczęła się zastanawiać.
Prasert nie miał pojęcia. Nie był wielkim znawcą kinematografii. Tak właściwie nie wiedział wielu filmów i to takich znanych. Władcy Pierścieni, Matrixa, Mission Impossible… Z drugiej strony to sprawiało, że zazwyczaj mógł obejrzeć cokolwiek i dobrze się przy tym bawić. Prawie wszystko było dla niego nowe. Nie lubił tylko filmów dokumentalnych i anime.
- Może jakiś romans? - zapytała jego siostra i parsknęła. - Albo film akcji, bo moglibyście nie strawić romansu - dodała. Suttirat zastanawiał się chwilę.
- Ciekawe co Nina posiada w swojej szufladzie z płytami dvd… Ewentualnie możemy obejrzeć coś z internetu - podsunął propozycję. Najwyraźniej pomysł na wspólne oglądanie filmu przypadł tej dwójce do gustu. Pozostało im się więc już tylko umyć i opuścić wannę.
- Zrobię popcorn i herbatę - obiecał Prasert. - Może być romans, ale może nie amerykański. One są najgłupsze. Może jakiś piękny, stary francuski film. Albo włoski. O trudnej miłości. Pięknej, ale niszczącej… - zawiesił głos. - Tak, to bardzo szczegółowy opis - zaśmiał się. - Ale może być też film akcji. Ja mogę wszystko obejrzeć - rzucił. - Zapytał Alexieia, czy zechce do nas dołączyć. Mam nadzieję, że nie skończył nam się popcorn - teraz przypomniał sobie, że widział go wczoraj z Sunan. Kobieta szczególnie lubiła tę przekąskę. Privat nie winił jej za to, ale osobiście preferował chipsy. Choć dużo łatwiej było kupić karton saszetek z popcornem i żywić się tym przez cały miesiąc. Chipsy zajmowały dużo więcej miejsca.

Kiedy wreszcie wszyscy umyli się i ubrali, Sunan zakręciła włosy w ręcznik i stworzyła na swojej głowie turban. Następnie zerknęła na Praserta.
- Pójdę zrobić nam przekąski, jest jeszcze coś w szafce, w końcu dopiero co były robione zakupy - oznajmiła. Wyszła z łazienki wypuszczając mgłę pary na korytarz, a sama ruszyła zapewne do kuchni.
- Przekąski… - Prasert mruknął pod nosem. - Gdyby jeszcze tylko traciło się nieco więcej kalorii podczas seksu pasywnego, to wcale nie martwiłbym się, że przytyję.
Warun zerknął na Privata.
- Nigdy sobie nie wyobrażałem, że nasza przyszłość będzie wyglądać w taki sposób… - stwierdził.
- To jak sen przy wysokiej gorączce - odparł Tajlandczyk. - Tyle że dla odmiany przyjemny.
- Pójdę zapytać Alexieia czy się dołączy na film. Chcesz zbudzić Ninę, czy wolisz by spała do jutra? Proponuję, byśmy oglądali filmy w Sercu Domu, jest tam największy telewizor z kinem domowym, a do tego filmy w szafce… Może wybierzesz nam tytuł, czy wolisz poczekać i dokonać wyboru wspólnie? - zapytał i jednocześnie zaproponował Suttirat. Wydawał się kompletnie rozluźniony i zadowolony po stosunkach, był również nieco zmęczony, ale w ten najbardziej zdrowy sposób. Prasert nie miał wątpliwości, że mężczyzna tej nocy będzie spał wyjątkowo spokojnie. Zapewne podobnie jak Sunan, ona również zdawała się zadowolona i szczęśliwa z powodu tego co nastąpiło. W końcu tej nocy Prasert miał tak dobry humor, że uprawiał z nimi seks, co dla wszystkich członków Roju było jak błogosławieństwo najwyższego bóstwa… W końcu Phecda pobudzał ich jak nikt i nic. Warun wypuścił wodę z wanny i uchylił okno, by pomieszczenie przewietrzyło się po kąpieli, a następnie czekał na odpowiedź Privata, bo jeszcze nie opuścił pomieszczenia.
- Mogę obejrzeć cokolwiek - Prasert odpowiedział, uśmiechając się. - Mam dość szeroki gust. I to nie tylko jeśli chodzi o dobieranie partnerów seksualnych. Każdy film będzie dobry. Możemy zagłosować.
Gdyby mu zależało na czymś konkretnym, to nie wahałby się wymienić tego akurat tytułu. Jednak sam nie wiedział, co chciał zobaczyć. “Jakiś dobry film”, ale to było tak niekonkretne stwierdzenie, jak to tylko możliwe.
- Nie będziemy budzić Niny. Jak śpi, to zapewne z jakiegoś powodu. Jeszcze gdyby tak po prostu sobie zasnęła… to co innego. Jednak jej drzemka może mieć też jakieś nadnaturalne znaczenie. Przyjmuje dużo energii i też ją oddaje, przekształcając ją w sobie do postaci mleka. Ma prawo czuć się po tym zmęczona. Ja też jestem zmęczony, ale będąc w ten sposób zmęczony… czuję się dużo lepiej, niż wypoczęty. To ma sens, obiecuję - Prasert zaśmiał się.
Jego ubrania były czyste, więc ubrał się w nie i wyszedł na korytarz.
- Ale Alexieia możemy zaprosić. Był i tak bezczynny - dodał Prasert. - Choć pewnie to stwierdzenie jest ciosem prosto w muzyczną kulturę naszego domu.
- No mógłby się poczuć urażony takim stwierdzeniem. Nie przekażę mu go. W takim razie poczekaj na nas w salonie. Za chwilę powinniśmy wszyscy przyjść - zapowiedział mężczyzna. Podszedł do Praserta na moment i otarł się o niego barkiem, jakby go zaczepiał. Minął przyjaciela i ruszył do wyjścia z łazienki. Jak zapowiedział, szedł zapewne do Woronowa. Prasert został na chwilę sam w jeszcze gorącej łazience.
Gdy chwile sie rozglądał, zauważył coś w lustrze. Niebieski błysk, jednak nim skupił na nim wzrok, ten już zniknął.
Privat zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła, jak gdyby spodziewając się ujrzeć jakąś paranormalną istotę, której odbicie zaskoczyło go w lustrze. Niebieski błysk… co by to mogło być? To on tutaj był niebieską, paranormalną istotą. To był jego rozpoznawczy kolor. Kogo miał pozwać do sądu za naruszenie tak charakterystycznego znaku firmowego Phecdy? Czy to on sam się świecił? Raczej nie, poczułby, gdyby wszedł w Imago.
Podszedł do lustra, chcąc obejrzeć je nieco dokładniej.
Kiedy podszedł do lustra i przyglądał się sobie, dostrzegł jedynie siebie. Był lekko zarumieniony po gorącej kąpieli. W kilku miejscach na ramionach zauważył ślady po pocałunkach… Niny? Waruna? Czyje by nie były, zdobiły teraz jego skórę. Kiedy tak się sobie przyglądał, naszła go myśl, że był całkiem przystojny. Nie była zbyt codzienna, bo zazwyczaj nie myślał o sobie w takim kontekście. Jednak teraz naszła go. O dziwo, nie poczuł się z nią niekomfortowo. Był dobrze zbudowany, młody, charakteryzował się typową dla krajów wschodu urodą. Im dłużej patrzył, tym uważniej dostrzegał swoje walory…

I nagle znów pojawił się niebieski błysk. Jedno z oczu Praserta samo z siebie po prostu na chwilę zapalało się na niebiesko. Nie przypominało to efektu przepalonej żarówki, raczej jakby powoli pulsowało energią. Kiedy mu się przyjrzał, nim znów przygasło, dostrzegł jakieś symbole… To jednak znów zgasło… I już się nie zapaliło.
- U chuj - Prasert syknął.
Odskoczył do tyłu. Nie spodziewał się niczego takiego. Tym przekleństwem może nieco popsuł coś, co mogło być piękną, mistyczną chwilą. Jednak przestraszył się i nie był w stanie powstrzymać pierwszego odruchu. Pewnie powinien przyzwyczaić się już do takich rzeczy, jednak najwyraźniej to jeszcze nie nastąpiło. Te symbole… co mogły znaczyć? Privat miał nadzieję, że nic. A jak już, to jakąś miłą rzecz, a nie klatwę czy opis zobowiązania w prastarym języku. “Jeśli nie wykąpiesz się każdej pełni w krwi trzech młodych dziewic, to stracisz wzrok w tym oku”. Raczej symboli nie było na tyle dużo, aby przekazać taką informację, musiały zmieścić na niewielkie powierzchni oka… Myśli Praserta były coraz szybsze i coraz mniej rozsądne. Odkręcił zimną wodę i obmył w niej twarz. Następnie podniósł wzrok znowu na swoje odbicie. Trochę bał się to uczynić. A co, jeśli jego oko znów będzie pulsowało energią? I czemu tylko jedno, a nie dwa?
Kiedy ponownie spojrzał w lustro, zobaczył nie siebie, lecz Phecdę. Przechylił głowę i Prasert poczuł, że jego głow również się przechyla.
‘Jeden obieg Luny’ - poruszyły się jego usta, ale nie nastąpił żaden głos, mimo to Prasert usłyszał i zrozumiał słowa. Kiedy mrugnął, znów patrzył tylko i wyłącznie na siebie. Miał wrażenie, że było to jakieś ostrzeżenie, lub uprzedzenie o czymś.
- Jeden obieg Luny… - mruknął pod nosem Prasert.
Nie spodziewał się widoku Phecdy. A zwłaszcza tego, że przekaże mu jakąś wiadomość. Mózg Privata przypominał papkę. W pierwszej chwili wyobrażał sobie blondwłosą dziewczynę w szatach czarownicy, która biegała wokół Hogwartu. W drugiej zrozumiał, że to było najprawdopodobniej mistyczne określenie jednego miesiąca. O co chodziło?
- Mam tyle czasu na znalezienie Gwiazdy Energii? - zapytał.
Jego serce biło jakby szybciej. Miał nadzieję, że odpowiedzią będzie “nie”…
Nie dostał takiej widowiskowej odpowiedzi jak chwilę temu. Nie dostał żadnej, jednak gdy się odsunął od zlewu, usłyszał wewnątrz głowy proste ‘Tak’.
- Czy powinniśmy obejrzeć teraz film romantyczny, jak sugerowała Sunan? - zapytał Prasert.
Niekiedy miewał takie proste, nieznaczące momenty, kiedy przydałaby mu się z góry dana wskazówka. Jaką kawę zamówić w kawiarni? Czarną zwykłą, latte czy może cappuccino? Do którego z sieci fastfoodów pójść na obiad? Założyć czerwoną koszulkę, może niebieską, zieloną? Miło byłoby mieć duchowego przewodnika w każdym momencie.
Nastąpiła chwila ciszy… Po czym oberwał seria odpowiedzi na kompletnie bzdurne pytania, które zadał.
‘Tak. Cappuccino. Nie jeść fastfoodów. Niebieską.’
Mógł zapytać Phecdę o dosłownie wszystko o co mógł, a on postanowił wykorzystać swoje pytania dokładnie tak…
To było takie… słodkie.
- Czy Elvis naprawdę umarł? - zapytał. - Co takiego znajduje się w strefie 51? Albo… kto taki tam jest?
W pewnym sensie były to pytania dotyczące życia. A na pewno dużo bardziej od rodzaju kawy, fastfoodów, czy koszulki. Prasert wyszedł na korytarz i ruszył w stronę swojego pokoju. Musiał założyć coś niebieskiego. Traktował to jako zabawę. Oczywiście, że nie chciał, aby jego życie kontrolowała Phecda… jeszcze bardziej, niż to już miało miejsce. Ale Phecda nie była jego wrogiem, więc też nie musiał mieć na to aż tak złego nastawienia.
‘Tak. Sekrety świata.’ - poleciały kolejne odpowiedzi. Gdy nie zadawał pytań, nie było żadnych komunikatów. Najwyraźniej gwiazda nie miała zamiaru prowadzić z nim długich, skomplikowanych konwersacji.
Prasert nie wiedział, jak zakończyć tę krótką rozmowę. Uznał więc, że powie coś miłego.
- Kocham cię.
‘I ja ciebie’ - nastąpiła odpowiedź i była chyba ostatnią, na jaką tego dnia mógł liczyć. Odniósł wrażenie, że gwiazda wyciszyła się w nim.
- Och… - Prasert prawie się zarumienił.
Wszedł do pokoju i otworzył szafę. Miał trzy niebieskie koszulki. Jedną zwykłą, druga z białym napisem w języku tajskim oznaczającym jedną z elektrowni pod Bangkokiem oraz trzecią ładniejszą z białymi paskami. Wybrał tę pierwszą.
Następnie wyszedł i ruszył w stronę Serca Domu. Nie planował pić cappuccino, jako że już wypił dużą kawę.
- Obejrzymy jakiś film romantyczny. Objawiło mi się, że powinniśmy! - rzucił.
Zastał w środku Waruna i Alexieia, zapewne Rosjanin nie kazał się długo namawiać i teraz obaj czekali na przybycie Sunan i Praserta.
- Czemu nie, ale niech będzie ciekawe, a nie jakiś… Zmierzch - zaproponował Woronow. Suttirat tylko parsknął. Podniósł się z kanapy i podszedł do szafki, gdzie były płyty dvd. Zaczął przeglądać.
Prasert podszedł do nich i również przesunął wzrokiem po tytułach. Nina była chyba jedyną osobą na świecie, która segregowała płyty biorąc pod uwagę gatunek i kolejność alfabetyczną.
- Dirty Dancing… Dziennik Bridget Jones… Pamiętnik… Titanic… - Privat zawiesił głos. - Widziałem tylko to drugie. Ale to chyba bardziej komedia. No i znam piosenkę z Titanica, rzecz jasna. Oraz ten taniec z Dirty Dancing. Ale samych filmów nie widziałem nigdy.
- Ne widziałeś Titanica? Mój Boże… - rzucił zaskoczony Warun. Obaj z Alexieiem zerknęli na Praserta w osłupieniu.
Privat zaśmiał się nerwowo i poskrobał po głowie.
- Kto nie widział Titanica? - zagadnęła Sunan, właśnie wchodząc do pokoju, otulona w zapach chipsów, popcornu i nachosów, niosąc do tego wszystkiego butelkę Coli pod pachą. Suttirat podszedł do niej, wziął od niej tackę z trzema miskami i szklankami i postawił na stoliku.
- Prasert - rzucił Woronow. Sunan zerknęła na brata.
- Serio nie widziałeś Titanica? - zapytała zdumiona.
- No tak powiedział - odpowiedział Warun.
- No to nie ma bata, oglądamy Titanica - postanowiła siostra Privata.
- Znaczy kojarzę tego mema, narysuj mnie jak jedną z twoich francuskich dziewczyn… czy jakoś tak… - powiedział Prasert. - I Jack umiera na końcu, bo się topi. I to wszystko, co kojarzę. Zacząłem oglądać kiedyś, ale po piętnastu minutach znudziło mnie, bo i tak znałem zakończenie, więc… - zawiesił głos. - No i wiadomo, że uderzą w lodowiec. To chyba zbyt wielki klasyk, żeby miało sens go oglądać - Privat zaśmiał się. - Ale z wami mogę obejrzeć. Wszystko mogę obejrzeć z wami.
- Nie umiera bo się topi! - zaraz oburzyła się Sunan.
Prasert zmarszczył brwi. Był całkiem pewny, że umierał w ten sposób. Z drugiej strony nie mógł być bardzo pewny, skoro nie widział filmu.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:20   #544
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Tylko dlatego, bo ta krowa Rose nie chce się przesunąć na wielkich drzwiach i zamarza, gdy ona sobie spokojnie leży… - dodała nachmurzona.
- Nie spoileruj mu… - warknął Alexiei.
- A, sorki… dobra, to włączamy… - oznajmiła i wzięła od nich płytę, by zaraz zapuścić do odtwarzacza dvd. Wszyscy mogli sobie spokojnie usiąść na kanapie i w fotelach i oglądać, wcinając tonę przekąsek i popijając gazowany napój.
Wieczór zapowiadał się iście przyjemnie i długo, film miał w końcu dobre trzy godziny…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3gK_2XdjOdY[/media]

***

Było już późno, gdy Prasert położył się spać koło Niny. Ta delikatnie przekręciła się w jego stronę, mruknęła coś przez sen i przytuliła do niego. Zdawało się, że jej sen był mocny, ale instynktownie chciała dotykać Praserta.
- My tak nie skończymy - obiecał jej Privat i pocałował ją krótko w usta.
Titanic był piękny i dramatyczny. Ten rodzaj romansów i motyw nieszczęśliwej miłości miło było obserwować, ale Prasert nie chciał tego przeżyć. Romeo i Julia. Kto o nich nie słyszał? Legendarny związek, który był bardzo krótkotrwały i skończył się źle. Privat wolał “i żyli długo i szczęśliwie”. Przynajmniej dla siebie i swoich przyjaciół.
Zamknął oczy, próbując zasnąć.

Dość szybko zdołał pogrążyć się we śnie. Zorientował się, że idzie korytarzem, a wokół niego jest pełno gwiazd. Tak jakby ściany i podłogę zasnuwał materiał, a na nim zawieszono światła… Tak jakby był w stanie przemieszczać się przez galaktykę, po prostu idąc. Znalazł się przed drzwiami. Tych jednak nie znał. Miał jednak wrażenie, że należały do niego i tylko on wiedział do czego prowadził.

Prasert przez nie przeszedł.
Natrafił na przepaść. Zaczął spadać bez końca. Wokół niego panował ciepły, wilgotny mrok. Czuł naturalny zapach, który przypominał mu nieco mchy i porosty. Było w nim dużo różnych nut, które zmieniały się z każdą chwilą. Raz dominowały owoce leśne, potem szyszki i igły sosnowo, następnie piżmo… Niektóre wonie nie były bardzo przyjemne. Kojarzyły mu się z futrem niektórych zwierząt, ale słodką wonią butwienia i rozkładu. Mimo to wydawały się integralną częścią i w jakiś dziwny sposób jednak sprawiały mu przyjemność.
Wreszcie Privat uderzył o dno. Miękko przebił taflę wody. Najpierw głową, potem tułowiem, na samym końcu przeszły nogi... i znalazł się po drugiej stronie.
Otworzył oczy. Znajdował się pod wodą. Stąpał po tafli, utrzymując się na niej… to znaczy pod nią… Przez chwilę Prasert czuł się zdezorientowany. Był w stanie tutaj oddychać. Widział wokoło przepięknie zlewające się odcienie zieleni i błękitu. Nie był pewny skąd dobiegało światło, ale było wiele jego źródeł. Wnet Privat ujrzał ławicę świecących, srebrnych ryb, które przepłynęły obok niego. One również były odwrócone do góry nogami, tak jak Prasert. Czuł, że grawitacja ciągnęła go do góry, jednak jego stopy zdawały się zakotwiczone w samym punkcie styku wody z powietrzem. Ruszył dalej. Wokół niego znajdowało się coraz więcej ryb. Wiedział, że na samym dnie, które znajdowało się ponad jego głową, znajdowały się przedziwne formy życia, ale nie dostrzegał ich, gdyż światło tak daleko nie docierało. Dla kogoś innego ta świadomość wydawałaby się przerażająca, jednak Prasert wiedział, że w mroku czaili się jedynie jego przyjaciele. Nieśmiali i pradawni, ale patrzący na niego łaskawie. Szedł dalej. Obejrzał się za siebie i spostrzegł, że w miejscu, w którym jego stopy dotykały tafli wody, wyrastała roślinność. Dzikie, długie palmy wzrastały powoli w stronę dna, podobnie jak wodorosty, kwiaty… To było dziwne, ale też piękne.
- Co tu mam robić? - zastanowił się Prasert na głos.
O dziwo mógł mówić i jego głos był prawie normalnie słyszalny. Woda nieco go zmieniała, jednak każda sylaba pozostawała zrozumiała.
- Gdzie jesteś dziewko o złotych włosach… - zaśpiewał piosenkę. - Tańczysz bez końca w pszenicy kłosach…
Syreny śpiewały pod wodą, Privat też mógł.

Nucił i śpiewał pieśń i miał wrażenie, że rozchodziła się na wszystkie strony w sferze, w której przebywał. Kiedy w końcu zamilkł, miał wrażenie, że gdzieś zza siebie i z bardzo daleka dosłyszał cichy, stłumiony dźwięk. Jak odpowiedź na jego wezwanie.
Ciekawiło go, co to było. Kto to był. Phecda? W ogóle… gdzie się znajdował obecnie? Nie miał na to odpowiedzi, jednak lubił to miejsce. Jakby miał je nazwać… znalazł się w tym skrawku oceanu, w którym powstało pierwsze życie. Skąd to wiedział? Nie wiedział tego wcale. Ale coś takiego podpowiadały mu uczucia. Obrócił się i ruszył za siebie. Następnie zaczął się wsłuchiwać, co to dokładnie był za dźwięk, który mu odpowiedział.
- Rumianą skórę masz od tańca… - Prasert zaśpiewał kolejną zwrotkę. Uważał, że powinien sam również wydawać jakiś dźwięk. - Za twoje zdrowie wypiję grzańca…
To, że kontynuował śpiewanie sprawiło, że ponownie znalazł źródło odpowiadającego na jego melodię dźwięku. Był dość daleko i odniósł wrażenie, że nie znajdzie go w wodzie, w której obecnie przebywał, ale może mógł go tu sprowadzić… Tylko jak przyzwać do siebie tę istotę? Wiedział, że mógł, w końcu wszystkie istoty miały związek z życiem. Musiał się tylko zastanowić jak sie to robi.
Zapewne pomogłoby mu, gdyby wiedział jeszcze kogo lub co tak dokładnie chciał przyzwać. Jak to miał zrobić? Zamknął oczy i sprawił, że niebieska energia zalała jego ciało. Niczym krew zaczęła przepływać po jego naczyniach i narządach. Następnie otworzył oczy, podniósł wysoko kolano… i opuścił mocno i szybko nogę. Chciał przedrzeć się piętą przez taflę wody w dół… czy może raczej do góry… Przebić granicę, za którą znajdowało się powietrze…
Kiedy to uczynił, po tafli wody przeszła błękitna fala światła, wzburzając ją… Jednak nie przebił się na drugą stronę, zamiast tego tafla, gdy wreszcie się uspokoiła, pokazała mu obraz… Było na nim drzewo. Ogromne. Opadały z niego powoli liście. Dookoła rosły krzewy kwiatowe, jednak pąki, które powinny być w pełnym rozkwicie zdawały się zwiędnięte i bez życia. Jego uwagę zwrócił dźwięk. Rozpoznał go, bo to był ten sam, który słyszał wcześniej, ale z daleka i wytłumiony… Teraz już wiedział, że to było ciche łkanie. Kobiecy, spokojny, lecz przepełniony bólem głos tworzył melodie smutku dla całego obrazu, jaki widział, dla opadających liści i zwiędłych kwiatów.
Wzywał złotowłosą i dostrzegł, że z jednej z gałęzi drzewa zwisały sznury huśtawki, siedziała na niej skulona postać. Jej włosy zaprzeczały wszelkim prawom grawitacji, połyskiwały na złoto. Nie była tego chyba świadoma, albo było jej to obojętne. Zdawało się Prasertowi jednak, że jej płacz, wraz z wyzwalaniem tej delikatnej złotawej energii miał wyniszczający wpływ na ten piękny ogród…

To był taki smutny obraz… Prasert było smutno z powodu kobiety, która płakała. Ale również widok drzew i krzewów zdawał się prawdziwie depresyjny. Uświadomił sobie również, że śpiewał o złotowłosej kobiecie i taka też mu się pokazała. Co za przypadek! Czy aby na pewno…? Wyprostował się i spojrzał na ławicę pięknych, srebrnych, świecących rybek, które niedaleko przepływały. Podniósł w ich stronę dłoń.
- Podpłyńcie tu do mnie - powiedział. Przykucnął i dotknął tafli wody, na której pozostawał obraz. - I wpłyńcie do tej wizji - poprosił. - Rozweselcie tę smutną damę. Nadajcie jej ogrodowi nieco energii…
Rybki figlarnie i ochoczo podpłynęły do Praserta. Dwie lub trzy odważniejsze musnęły jego dłoń i policzek, pieszczotliwie. Następnie całą grupą wykonały polecenie. Podpłynęły do wizji i zaczęły przenikać przez taflę wody, czemu towarzyszyły lekkie błękitne błyski. Po chwili wszystkie rybki zniknęły, a gdy Privat zerknął na ogród kobiety, dostrzegł, że w miejscu, gdzie powinno być niebo, nieco ponad drzewem pojawiła się delikatna błękitna łuna. Wyłoniła się z niej chmara pływających w powietrzu rybek. Ławica powoli zaczęła okrążać drzewo, a jego liście delikatnie zaświeciły na niebiesko. Odzyskały nieco wigoru. Rybki spływały powoli w dół. Kilka oderwało się od swoich towarzyszy i podpłynęło do kobiety. Musnęły jej ramię. Dziewczyna drgnęła i podniosła głowę. Jej włosy dalej były złote i dryfowały w powietrzu. Jedna z rybek uznała, że to zabawne i przepłynęła przez nie jak przez wodne rośliny. Następna musnęła bokiem policzek kobiety. Miała ładne rysy twarzy, choć jej oczy były teraz odrobinę opuchnięte i czerwone od łez. Błyszczały na złoto jak i jej włosy. Wodziła wzrokiem za rybkami. Te zaczęły tańczyć wokół niej, zaczepiać ją. Początkowo nie reagowała, jednak po chwili kobieta poddała się ich urokowi i zaśmiała się odrobinę smutno, przez łzy. Wyciągnęła rękę i pogładziła jedną z rybek. Gest ten był spokojny, odrobinę tęskny. Westchnęła, zdawało się, że się uspokoiła, przynajmniej na tę chwilę.
- Skąd się tu wzięłyście, małe… Nie pochodzicie z mego ogrodu… - zauważyła kobieta. Jej głos był miły dla uszu, nawet jeśli lekko zachrypnięty przez płacz. Mówiła po angielsku. Odziana była w zwiewną, białą sukienkę.
Prasert spojrzał na liście ogromnego drzewa, które zalśniły na niebiesko, nasycone jego mocą. Zamknął oczy i skoncentrował się. Chciał, żeby powiększyły się i były mocniejsze. A także żeby pojawiło się mnóstwo pąków kwiatów… Mogły być różowe, niczym kwitnące japońskie wiśnie… Pragnął zobaczyć dużo płatków wibrujących od kolorów. Mogłyby nawet oderwać się i zacząć wirować wokół drzewa i samej kobiety, tak jak rybki. Na przykład… świecąc delikatnie kolorami. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. Czy był w stanie?
Poczuł jak po jego plecach przeszedł elektryczny dreszcz. Dotykał dłonią tafli wody i impuls zdawał się po niej pójść. Po chwili zniknął, a gdy Prasert spojrzał ponownie, zobaczył dokładnie to, co sobie zażyczył. Drzewo wydało nowe liście, a także kwiaty. Najpierw delikatne pąki, które dość szybko zaczęły rozwijać się w piękne kwiaty. Kobieta stała, otoczona rybkami, które dalej pływały po jej sferze i z lekko rozchylonymi ustami patrzyła w górę na swoje drzewo. Zdawała się urzeczona widokiem kwiatów. Na pewno też przyjemność sprawiła jej ich woń. Obserwowała jak płatki kwiatów delikatnie zaczęły się obsypywać i wirować w powietrzu. Rybki uznały że to świetna zabawa i od czasu do czasu przepływały między nimi. Część płatków zawirowała również wokół kobiety, muskając jej odsłonięte ramiona i ręce, a także wplątując się w złote włosy. Kilka płatków przesunęło się po policzkach i zebrało kilka łez dziewczyny. Te połyskiwały na złoto. Kobieta zamknęła oczy, rozłożyła ramiona i pozwoliła płatkom po prostu swobodnie wirować wokół swojego ciała, teraz zrelaksowana.
Prasert pomyślał, że ciekawie byłoby ją wcielić do roju. Nawet jeśli jedyną jej mocą były włosy-latarki, świecące w ciemności. Ta myśl sprawiła, że pomyślał o tym, co go jutro czeka… Czy może raczej po przebudzeniu. Ważne rzeczy się działy, a on powinien odpocząć. Z drugiej strony pragnął jeszcze pozostać na chwilę i obserwować piękną nieznajomą. Sam poczuł się nieco lepiej, widząc, że już nie płakała. Zdawała się spokojniejsza i o to mu właśnie chodziło. Ciekawiło go, dlaczego była taka smutna, ale ona znajdowała się tam, a on tu, więc nie mogli z sobą porozmawiać. Może kiedyś… Jeżeli będzie im dane, to przebije się na drugą stronę tak samo, jak rybki. Wydawało mu się jednak, że w tej akurat chwili nie miał na to siły. A w każdym razie chęci do konwersacji. Obserwował jeszcze przez chwilę kobietę zaciekawiony, czy coś będzie jeszcze robiła.
Zauważył, że płatki, które przesuwały się po jej skórze, przelatywały przez jej włosy i leciały dalej, nabierały teraz złotawej barwy. Podobnie jak i rybki. Kobieta zaczęła iść do przodu, ale zamiast stąpać po ziemi, znalazła się kilkadziesiąt centymetrów nad nią i zawirowała wśród płatków. Teraz wykonała kilka tanecznych kroków, jakby uczestniczyła w balecie, otoczona feerią różowych i złotych barw. Prasert zauważył natomiast, że złote rybki zaczęły odłączać się od ławicy i płynąć w górę, do miejsca którym wpłynęły do jej sfery. Znikały i pojawiały się w jego tafli, przechodząc w złotym błysku. Kiedy pierwsza otarła się o niego… Doznał elektrycznego porażenia słodkiej energii.
Privat zamrugał oczami. Czasami myślał szybciej, czasami wolniej… Kiedy jednak złota rybka przeszyła jego ciało mocą… Zastanowił się, czy nie patrzył może właśnie na Gwiazdę Energii. Tym razem nieco dokładniej przyjrzał się jej twarzy, chcąc ją zapamiętać. Jakieś szczegóły, które by go naprowadziły na nią w prawdziwym świecie. Ten, w którym obecnie się znajdował, też był prawdziwy, ale w kompletnie inny sposób. Wyciągnął dłoń w stronę drugiej rybki, chcąc posmakować nieco więcej energii. Czy i tym razem wyładowanie będzie tak rozkoszne?
- Czy to ona? - zapytał.
Otrzymał odpowiedź co do koloru koszulki, Elvisa i rodzaju kawy. Może i tym razem Phecda przemówi.
Ten niestety nie przemówił. Przemówił jednak kolejny ładunek z kolejnej rybki. Przeszył Praserta słodkim, energetyzującym ładunkiem energii. Wziął głębszy wdech i odniósł wrażenie, jakby żuł miętową gume i zaciągnął się powietrzem w gorący dzień, które stało się momentalnie chłodne i przyjemne. Kolejna rybka uczyniła to samo. Elektryzowały, ale w niezwykły i przyjemny sposób. Widział, że cała ławica chciała go obdarować energią od złotowłosej kobiety. Jej tymczasem zdawało się to w ogóle nie ruszyć, że podzieliła się z nimi swoim złotem. Płatki dalej wirowały po przestrzeni jej ogrodu, osiadając i zaczynając kreować w nim rzeźby. Nową, wspaniałą ozdobę.
Mimo, że Phecda mu nie odpowiedział, Prasert nie miał wątpliwości, że patrzył właśnie na Gwiazdę Energii.
Jej twarz i ciało zapewne uznawane były za urodziwe, niestety nie miała żadnych wyjątkowo charakterystycznych cech, dzięki którym mógłby ją rozpoznać… Przynajmniej póki teraz ją obserwował. Odrobinę trudno mu się było skupić, bo cała ławica właśnie postanowiła wrócić i składać na jego skórze pocałunki energii… dostrzegł jednak, jak w pewnej chwili kobieta zeszła z dryfowania w powietrzu na ziemię, ruszyła do huśtawki, a jej włosy powoli zaczęły opadać i zmieniać kolor… Stały się rude.
To był uderzający widok. Prasert uświadomił sobie nagle, że w całym swoim życiu ani razu nie widział na żywo rudej osoby. Dzisiaj w sumie nie zmieniło się to. Obserwował ją z oddali, jakby na ekranie telewizora. Tymczasem przymrużył oczy. Energia, którą podarowała mu ta Gwiazda, była cudowna. Czysta, ale nie do końca, bo przecież taka smaczna… I podzieliła się nią kompletnie bezwiednie. Przecież nie po to wysłał rybki, to nie była jego intencja. Jej raczej również do głowy nie przyszło, żeby naładować je swoją mocą. Privat zaczął się więc zastanawiać, ile byłby w stanie z niej wyciągnąć, gdyby obydwoje się naprawdę postarali. Potem zrobiło mu się głupio, bo zaczął myśleć tak przedmiotowo o kobiecie, która przed chwilą płakała i była w nienajlepszym stanie. Z drugiej strony Privat nie mógł być kompletnym dżentelmenem, kiedy jego dzieci mogły umrzeć z niedożywienia. Musiał myśleć również o nich…
Obserwował kobietę jeszcze kilka chwil, po czym ta rozpłynęła się w powietrzu swojego ogrodu. Pozłacane płatki osiadły w nim, a rybki wróciły do niego, przekazując mu całą zebraną energię.
Prasert mrugnął i zbudził się.

Słońce delikatnie oświetlało pomieszczenie, w którym leżał. Nina wciąż spoczywała przytulona do jego klatki piersiowej. Privat jeszcze kilka chwil pamiętał co takiego mu się śniło, ale im dłużej dochodził do siebie, tym kolejne szczegóły mu uciekały. Gdy ziewnął, pamiętał już tylko, że widział we śnie Gwiazdę Energii, że była smutna i że pocieszył ją, a także, że jej energia była cudnie sycąca. Nawet teraz, czuł ją w sobie.
- Istnieje całkiem… - mruknął pod nosem lekko zaspany - ...solidne prawdopodobieństwo… że to nie był tylko sen.
Nie pamiętał twarzy Gwiazdy Energii. Nawet jej sylwetki. Tylko to, że była kobietą. Smutną, więc wysłał coś, żeby ją pocieszyć. Ale co takiego mógł jej wysłać i w jaki sposób? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na te pytania. Jeżeli naprawdę spotkał się z nią, to znaczyło, że Phecda robiła naprawdę wszystko, co mogła, żeby ich do siebie przybliżyć. Prasert nie zamierzał nawet udawać, że znajdowało się w tym choć trochę jego zamiaru. To się po prostu przytrafiło… i dobrze. Może Gwiazdy jednej konstelacji miały sposoby, żeby jakoś do siebie dotrzeć. Choć z tego co pamiętał, Wielki Wóz wcale nie był konstelacją, tylko asteryzmem. Cokolwiek to znaczyło. Prasert przejrzał Wikipedię, chcąc znaleźć odpowiedzi na kilka nurtujących go pytań, ale informacje tam zawarte niewiele mu wyjaśniły. Z drugiej strony… co takiego musiało być wyjaśnione? Dlaczego Gwiazdy istniały i jaki miały cel? Oczywiście, że to go nurtowało. Jednak wydawało mu się, że może odpowiedź na to była taka sama jak na to, na czym ogólnie polegał sens życia. Można było zadawać sobie to pytanie, ale nigdzie to nie prowadziło. Życie po prostu istniało, Gwiazdy może też po prostu istniały i to był cały sens, do jakiego można było dojść.
- Śpisz? - zapytał cicho Ninę, kończąc te rozmyślania.
- Mmm? - padała półprzytomna odpowiedź. Kobieta poruszyła się, wciągając głębiej powietrze. Wyraźnie jej sen przestał być tak mocny jak w nocy i wystarczył lekki ruch i słowo Praserta, by zacząć wybudzać ją z objęć Morfeusza.
- Ciekawe która godzina… - mruknął Prasert.
Otworzył oczy. Może w zasięgu jego wzroku był jakiś zegar na ścianie albo budzik. Nie pamiętał, gdzie położył telefon poprzedniego wieczoru. Jeśli gdzieś daleko, to nie chciał wstawać po niego. Oznaczałoby to, że musiałby wstać i opuścić objęcia… już nie Morfeusza, tym razem Niny.
Morozow przekręciła się nieco i pogładziła go dłonią po klatce piersiowej. Jej opuszki palców pogłaskały go.
Prasert nie widział nigdzie żadnego zegarka, ani budzika, ale po tym w jakim punkcie znajdowało się święcące mu przez okna słońce, mógł podejrzewać, że było coś między dziesiątą, a jedenastą. Sypiał w tym pokoju już tyle czasu, że był w stanie coś takiego określić. Jego telefon nie znajdował się w zasięgu wzroku. Usłyszał natomiast, że zawibrował, informując o tym, że nadeszła wiadomość.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:21   #545
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Co to mogła być za wiadomość? Ludzie zazwyczaj do niego za bardzo nie pisali. Mieszkał z większością aktualnych znajomych. Do tej pory SMSował z Niną, ale ona znajdowała się przy jego boku, bo już wróciła z pracy. Kilka tygodni temu otrzymał SMS z Bangkoku od rodziny i niektórych przyjaciół, ale te szybko ustały z powodu taryfy. Przenieśli się na bezpłatne maile, choć w zdecydowanej większości znajomości po prostu zerwały się.
- Chyba już wstanę - powiedział.
Nawet nie tyle przekonał go telefon, co pęcherz. Musiał skorzystać z ubikacji. Pogłaskał delikatnie dłoń Niny i spróbował zwinnie wyjść z łóżka tak, aby jej zbytnio nie poturbować.
Czuł na sobie spojrzenie Niny, kiedy zmierzał do łazienki. W końcu przywykli do tego, że sypiają bez ubrań. Kobieta przeciągnęła się na łóżku, chyba sama powoli też zamierzając wstać. Kiedy Prasert zerknął w lustro, odniósł wrażenie, że wygląda dużo zdrowiej niż ostatnio… A nawet niż wczoraj. Nie było jednak żadnych mistycznych niebieskich błysków. Mógł w spokoju skorzystać z toalety, a następnie ogarnąć się i wrócić do sypialni.
Umył twarz i zęby. Znowu spojrzał na swoje odbicie. Był bardzo przystojnym mężczyzną, jednak o nietypowej, bo wschodniej urodzie. To było najpewniej jego zaletą, jednak czy aby na pewno? Wolałby wyglądać jak typowy Europejczyk? Nie miał pojęcia i nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym. Cieszył się jednak, że nie był brzydki, gruby, dysmorficzny lub łysy. Mógł podobać się wszystkim. Podobał się też sobie. Nawet jeśli w Ameryce i Europie nazwaliby jego typ urody “etnicznym”.
- No to która godzina tak naprawdę? - mruknął do siebie, spoglądając na telefon.
Chciał też zobaczyć, kto do niego napisał.
Zobaczył wiadomość od kogoś, kogo kompletnie się nie spodziewał.
Napisał do niego Kirill Kaverin.
Godzina była jedenasta trzydzieści.

Cytat:
Czy wszystko u ciebie w porządku?
Proste pytanie. Co ze sobą niosło?

Prasert przez chwilę wpatrywał się w ekran. Pytanie wcale nie było aż tak łatwe.

Cytat:
Tak, a czemu pytasz? Wszyscy żyjemy.
Przez długi czas wahał się, po czym wysłał wiadomość. Mógł napisać dużo więcej i poruszyć inne kwestie, jednak… Nie był pewny, czy była to sprawa na rozmowę telefoniczną, a co dopiero na SMSy. Czy Kirill miał jakąś wizję, tak jak jedna z tych dziewczyn z portfolia przygotowanego przez Ninę? Przyśniło mu się coś złego, przed czym mógłby go ostrzec? Nie wiedział, czy Kaverin posiadał takie moce. Wciąż też zastanawiał się, czy mu ufać kompletnie. Nie mieli z sobą wielkiej styczności. Prasert traktował go jak zaginionego brata, o którym nigdy nie wiedział. Czuł się w pewien sposób z nim związany, jednak w trochę sztuczny sposób.

Cytat:
Wolałem się upewnić
Nadeszła odpowiedź dość sprawnie. Nic nie tłumaczyła, ale także wyjaśniła tyle, by Prasert wiedział, że Kirill po prostu chyba się martwił o jego stan.

Cytat:
Może chcesz porozmawiać przez telefon?
Prasert nawet nie był pewny, czy mogli i powinni. Nie zdziwiłby się, gdyby jakieś potężne organizacje podsłuchiwały. Z drugiej strony już i tak wymieniali się SMSami, więc chyba nie było to szczególnie niebezpieczne. Spojrzał na łóżko. Czy Nina nadal leżała?

Cytat:
Nie wiem czy jest taka potrzeba.
Nadeszła odpowiedź kilka chwil później niż wcześniejsza. Nina nadal była na łóżku, jednak teraz usiadła i przecierała twarz dłońmi, najwyraźniej starając się dobudzić.

Cytat:
Ja też nie wiem i właśnie dlatego chciałem porozmawiać. Mam w sumie trochę do opowiedzenia. Może będę potrzebował twojej pomocy.
Wysłał i usiadł obok Niny.
- Co ci się śniło? - zapytał. Uśmiechnął się lekko. - Wyglądasz, jakbyś wróciła z placu boju, taka zmęczona…
Zamilkł na chwilę, bo nie był pewny, czy do Niny docierały jego słowa. Wypowiadał je bardzo dużo, natomiast ona nie za bardzo reagowała. Mimo to wyglądała słodko. Przybliżył się i pocałował ją w policzek, po czym odsunął się i uśmiechnął jeszcze raz.
Nina zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.
- Tak właściwie nie pamiętam i nadal jestem trochę zaspana. Jednak czuję się bardziej niż zaspana głodna i chciałabym się załatwić i głównie dlatego wstaję. No i mieliśmy wybierać dziś osobę, która będzie nam pomagać.
Nina uśmiechnęła się na pocałunek i pogładziła go po ręku nim się odsunął. Nie nadchodziła na razie żadna odpowiedź od Kaverina. Prasert chwilowo o nim nie myślał.
- Pomagać w czym? A… masz na myśli kolejną osobę do roju, tak? Jestem ciekawy, na czym stanie to posiedzenie - mruknął. - Nie zatrzymuję cię, idź. Ja też nie jadłem, jak umyjesz się, to pójdziemy do kuchni.
Położył się wygodniej i dopiero wtedy zerknął na komórkę. Potem odłożył ją na kołdrę i obserwował Ninę. Spoglądał na jej szyję, ramiona, ręce… jakby była dziełem sztuki. Obiektywnie rzecz biorąc miała normalne ciało, nie wyróżniające się aż tak bardzo, jednak Praserta wręcz hipnotyzowało. Jedynie siatka Przędzarza sprawiała, że Morozow zdawała się czymś kompletnie innym, jednak czasami nie było jej widać. To zależało od tego, w jaki sposób padało światło i w tej właśnie chwili Prasert jej nie dostrzegał.
Nina kiwnęła głową i ucałowała go jeszcze nim wstała i ruszyła do łazienki, najpewniej zająć się swoją ‘poranną’ toaletą. Pajęczyny zdobiące jej ciało delikatnie połyskiwały w świetle słońca, które wdzierało się do pomieszczenia przez okno.
Drzwi zamknęły się za nią, a w tym czasie zadzwonił jego telefon. Gdy na niego zerknął, dzwonił obcy numer.
To mogła być pani z sieci telefonicznej, reklamująca nowy model telefonu. Lub też…
- Tak? - Prasert zapytał po angielsku, wciskając zielony przycisk.
Jego serce biło nieco szybciej. Był jednocześnie nieco podekscytowany i zdenerwowany. Spodziewał się usłyszeć głos Kaverina. Rosjanin był bardzo tajemniczy i Privat nie miał pojęcia, co czaiło się w jego głowie.
W telefonie przez dwie sekundy trwała cisza, po czym odezwał się rzeczywiście głos Kirilla Kaverina.
- W czym możesz potrzebować pomocy? - zapytał bezpośrednio o co mogło mu chodzić.
Prasert nie był pewny, czy przejść do rzeczy, czy zażartować. Nieświadomie poprawił swoją pozycję na łóżku. Teraz bardziej siedział, oparty o wezgłowie, niż leżał.
- Tak od razu do sedna? - odparł. - W porządku, niech tak będzie… - zawiesił głos. - Ostatnio porozumiewałem się z moją gwiazdą i dowiedziałem się, że muszę znaleźć kolejną… Gwiazdę Energii. Być może mógłbyś mi w tym pomóc? Wiesz coś na ten temat?
Kirill milczał chwilę…
- Porozumiewałeś się ze swoją gwiazdą? - zapytał mężczyzna, a w jego standardowo spokojnym i jakby obojętnym tonie pojawiło się drgnięcie… zdziwienia? Zaskoczenia? Prasert nie był pewien. Nie odpowiedział jeszcze na kwestię dotyczącą Gwiazdy Energii.
- Tak, rozmawiamy sobie czasami - odpowiedział Prasert. - Jest w tym coś złego? - zdziwił się. - Mam wrażenie, że nie ma w tym nic złego.
Kirill był zdziwiony jego słowami i z kolei zdziwiło to Privata. Miał nadzieję, że zaraz nie usłyszy od Kaverina, że to niemożliwe i na pewno zwariował.
- Mnie to do tej pory nie spotkało… Musisz mieć silne połączenie ze swoja gwiazdą w tym polu… Ciekawe… - skwitował jedynie mężczyzna.
- Co… Ja? Wow… - Prasert szepnął. - I zwłaszcza, że akurat ty to mówisz…
Jego ego zostało połechtane, a Kirill zrobił to nieświadomie. Privat uśmiechnął się lekko, ale też poczuł nieco dziwnie. Miał mocne połączenie ze swoją gwiazdą… Dlaczego? Czuł się szczęśliwy, ale też oszołomiony.
- Co do gwiazdy Energii, nie trzeba jej znajdować, już jest znaleziona. Wspominałem ci o niej. To ta amerykanka. Czemu potrzebujesz ją znaleźć? - zapytał.
- Uhm… po prostu potrzebuję. Nie wiem, czy mogę mówić wszystko przez telefon. Może przypadkiem wypowiem jakieś słowo klucz i ważne organizacje dowiedzą się wszystkiego… - mruknął Prasert.
Z tego też powodu nie powiedział “IBPI”. Gdyby był Egzekutorem tej organizacji, postarałby się bez wątpienia o monitoring wszystkich satelit. Czy IBPI posiadało środki, żeby coś takiego osiągnąć? Może nie, ale musiał założyć, że tak.
- Powiem ci wszystko, jak się spotkamy - obiecał. - Po prostu jej potrzebuję i to w przeciągu tygodni… niewielu tygodni… To jest sprawa życia i śmierci.
Kaverin milczał, jednak na ostatnie zdanie westchnął, albo wciągnął krótko powietrze, jakby zdanie przejęło go bardziej niż powinno. Prasert wiedział, że był Gwiazdą Życia, może Kaverin pomyślał, że chodziło o coś z tym związanego?
- Musisz mi w takim razie przekazać więcej informacji… Spróbuję złapać cię w Iterze… - powiedział spokojnym tonem.
- Złapać… w Iterze… - mruknął Prasert i zmarszczył brwi.
- Tam porozmawiamy - dokończył i znów zamilkł. Jakby nie wiedział co jeszcze powiedzieć, ale nacisk w zdaniu świadczył o tym, że to był koniec ich rozmowy, tylko Kaverin jakby zapomniał powiedzieć ‘Papa’ i się rozłączyć.
- Mam wrażenie, że rozmawiałem dzisiaj z kimś w Iterze. Ale to nie byłeś ty. To była jakaś kobieta… ale nie pamiętam niczego. Dobra - mruknął Prasert. - Potem porozmawiamy. Teraz nie zasnę na pewno, a chyba sen jest do tego konieczny. Więc może tej nocy uda nam się pogadać - dodał. - Nie jestem już w Tajlandii, tylko w Europie i to już od jakiegoś czasu, więc strefa czasowa nie powinna być problemem. To… do potem, ok? - zapytał nieco niepewnie.
- Tak. Do potem - to był chyba sygnał dla Kirilla, bo w tym momencie się po prostu rozłączył.
- Trzymaj się. Pamiętaj, żeby jeść przynajmniej pięć porcji dziennie warzyw i owoców. Wiem co mówię, mam w tej kwestii autorytet, w końcu jestem… no cóż, wiesz kim jestem - Prasert zaśmiał się nieco niezręcznie. Potem, kiedy uświadomił sobie, że Kaverin już jakiś czas temu się rozłączył… poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.
Potarł oczy i wstał. Ubrał się w niebieską koszulkę i białe, wygodne spodenki.
- Umyłaś się już? - zapytał. - Jestem głodny…!
- Mnie, czy śniadania? - odpowiedział mu głos z łazienki. Woda pod prysznicem przestała się lać. Nina najwyraźniej wyszła i teraz wycierała się.
“Dzisiaj nie twoja kolej, pora na Alexieia i Hana”. To była pierwsza myśl Praserta. Jednak nie brzmiała wcale seksownie, ani ciepło.
- A nie mogę mieć tego i tego…? - jęknął głośno.
Jego libido było dyktowane teraz nie tyle zwykłą ludzką chęcią rozmnażenia się. Phecda przeprogramowała je znacząco i po wczorajszym seksie z Niną, który wymagał od niego dużo energii… Prasert musiał ją uzupełnić. A do tego potrzebował swoich ogarów.
Nina chwilę nie odpowiadała.
- Może być i tak… - oznajmiła, kiedy drzwi się otworzyły, a naga kobieta wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. Podeszła do szafy i założyła leciutką koszulę, ta sięgała jej do połowy uda. W domu nie nosiła ubrań, w końcu nie było potrzeby.
- To chodźmy jeść kochanie - zarządziła. Chyba w obecnej minucie i ona wolała zaspokoić swój głód, nim zabierze się do Privata.
- Nie będzie ci zimno? Robi się coraz chłodniej. Jeżeli jest ci tak wygodnie, to rzecz jasna nie ma sprawy, ale nie chciałbym, żebyś zachorowała - powiedział. - Moją sferą jest życie, więc zabijanie, nawet bakterii, niekoniecznie wychodzi mi dobrze - zaśmiał się lekko.
W rzeczywistości nie miał pojęcia, jak daleko posunięte były jego zdolności lecznicze. Na szczęście nie musiał się o tym przekonywać. Wstał i ruszył do drzwi. Zerknął na nią, ciekawy, co zdecyduje.
Morozow zastanawiała się kilka chwil… Po czym założyła wygodne spodnie, koniec końców był listopad, mimo, że tu w Ravennie nie robiło się gwałtownie zimno jak w Rosji, to nadal od czasu do czasu w grudniu padał śnieg. Ubrała się więc i ruszyła by dołączyć do Praserta przy drzwiach. Razem mogli udać się do kuchni. Była pusta.
Prasert otworzył lodówkę. Spojrzał na jej wnętrze. Z każdym kolejnym tygodniem coraz mniej smakowało mu mięso i wolał warzywa. Zastanawiał się dlaczego. Przecież polowanie i pożeranie ofiar było częścią życia, a mimo to ostatnio Privat musiał zmuszać się, żeby przyjąć do siebie coś, co kiedyś żyło. Doszedł do wniosku, że gdyby osobiście ruszył przez las i pochwycił jelenia, to byłoby to w porządku. Ale żerowanie na zwierzętach rozmnażanych w fabrykach śmierci było już znacznie gorsze. Rzeźnie drwiły z życia i nie szanowały go. Każdy jeleń brykał sobie pomiędzy drzewami, wąchał kwiatki i spoglądał na niebieskie niebo, zanim wilk wbił w niego zęby. Najpierw żył, zanim umarł. Świnie w plasterkach na półce lodówki nie miały tyle szczęścia. Privat poczuł niesmak. Wybrał słoik z dżemem śliwkowym i drugi z nutellą. Postawił na stole, po czym włożył do tostera dwie kromki chleba. Czekał, aż się wypieką. W międzyczasie włączył ekspres i czajnik.
- Kawa, herbata? - zapytał.
- Kawę poproszę - powiedziała spokojnym tonem i sama zabrała się za robienie sobie musli z płatkami kukurydzianymi, płatkami owsianymi, jogurtem truskawkowym i suszonymi bananami. Chyba też nie miała dziś ochoty na nic z mięsem.
- Ja robię sobie kawę i herbatę - rzekł Prasert.
Zrobił dwa kubki brązowego płynu. Następnie ustawił trzeci i włożył do niego saszetkę herbaty. Kiedy tosty wyskoczyły, jednego posmarował dżemem, drugiego nutellą.
- Rozmawiałem z Kirillem Kaverinem. Dzisiaj w nocy będziemy rozmawiać w Iterze, jeśli się uda. Mam nadzieję, że się uda. Powiedział, że zna Gwiazdę Energii, jest nim ta Amerykanka… Wszystko dobrze się układa - uśmiechnął się lekko.
Nina zerknęła na niego z zainteresowaniem. Zdawała się nad czymś zastanawiać, ale nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- To wspaniale. Nasze dzieci będą miały co jeść. Będziesz ją chciał tu sprowadzić? - zapytała.
- Ja… nie wiem. To okropnie rozsądne, praktyczne pytanie - Prasert mruknął pod nosem. - Do tej pory koncentrowałem się na znalezieniu jej. Nie myślałem, co nastąpi po tym, jak już to zrobię. Czy będzie musiała stale z nami mieszkać, żeby karmić dzieci? Może. Nie wiem.
Wgryzł się w jednego z tostów i zamyślił się.
- Czuję się lepiej, niż wczoraj wieczorem. Taki jakiś silniejszy… - mruknął, nie rozumiejąc dlaczego. - Może to dlatego, bo spałaś obok mnie - uśmiechnął się lekko. - To pierwsza wspólna noc po naszej krótkiej rozłące. Choć ja wiem, czy takiej krótkiej…
- No w końcu cały nasz dom przepełniony jest mocą Phecdy, gdy wszyscy członkowie są na miejscu, może ma to na ciebie taki zdrowy wpływ? - zaproponowała. Przechyliła się i pocałowała go w policzek. Zabrała się za swoje jedzenie. Wyglądała nadal na odrobinę zaspaną, ale nie ziewała i nie była zmęczona. Bardziej jakby… Tak spokojna, że aż jedyne co, to chciało jej się leżeć i odpoczywać dalej.
- To by miało sens, bo Han też już chyba wrócił w nocy. Nie wiem, bo nie zbudził mnie jego ewentualny powrót - kontynuował, dalej jedząc. - Jak długo masz wolne, zanim wrócisz do pracy? - zapytał, zmieniając temat.
- Dwa pełne dni. Potem zajmę się organizowaniem spotkania z Koordynatorami i owieczką od wprowadzania danych… - stwierdziła podsumowując co ma do roboty, kiedy ponownie znajdzie się w oddziale.
- Och… Ja myślałem, że kompletnie inaczej to się odbędzie. Ustalimy przy głosowaniu, kogo wcielę do naszej grupy, a chwilę potem wsiądziemy w samochód i pojedziemy prosto do jego domu. Lub jej. Bo masz pewnie adresy, prawda? - zapytał Prasert. - Czy jestem zbyt pochopny? Wiem, że to szybkie tempo. Myślisz, że zbyt szybkie? - zastanowił się. Dokończył jednego tosta i zabrał się za drugiego. W międzyczasie wstał i włożył dwie kolejne kromki do tostownicy.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:21   #546
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Oczywiście, że nie mam… Koordynatorzy nie podają swoich adresów zamieszkania byle komu, chciałbyś tu mieć wycieczki przypadkowych detektywów, którzy akurat mieliby do mnie sprawę? No nie… - zauważyła.
- Byle komu? Czemu byle komu? Nie jesteś byle kim. Jesteś jedną z nich… Ale skoro tak… - mruknął pod nosem.
- Dlatego muszę zorganizować nam spotkanie. Oczywiście poza oddziałem, ale jednak no nie będzie to takie szybkie i proste. Przykro mi - powiedziała. No cóż, miało to sens, by adresy ważnych osób nie znajdowały się w spisie danych…
- Nie no, w porządku. Powiedz mi tylko, w jaki sposób ich wyciągniesz na spotkanie poza oddziałem w takim razie? Poza tym… mogą się nie zgodzić, prawda? I wtedy co zrobimy? Nie będzie to podejrzane, jeśli znienacka zaprosić na imprezę trójkę niezwiązanych z sobą… i z tobą… ludzi?
- Cóż, to tu zdołam wykorzystać swój urok osobisty. Poza tym, oczywiście, że nie załatwimy wszystkich na raz w jednym miejscu… Musimy ich skrupulatnie wyłapywać na przestrzeni czasu - wyjaśniła.
- Miałem nadzieję załatwić to dość szybko i sprawnie, bo potem będę musiał wybrać się na poszukiwanie gwiazdy. Myślę, że mam może miesiąc na to. To dużo i mało. Nie mogłabyś może zorganizować balu charytatywnego, czy czegoś w tym stylu? Moglibyśmy wynająć jakąś restaurację. Zaprosiłabyś wiele osób… może wszystkich nawet. Z drugiej strony nie wiem, czy skorzystają z takiego zaproszenia. Możliwe, że będzie to nas kosztować dużo wysiłku, a wyjdziemy z niczym - westchnął. - No dobra, zrobimy to po twojemu - rzekł, smarując trzecią kromkę dżemem. Miał apetyt.
Nina słuchała go uważnie. Reasumując, Prasert nagadał się dużo, ale nie dał argumentów, wycofał się i wrócił do pomysłu Niny.
- Najpierw zbadam czy w ogóle zdołam do nich dotrzeć, może to nie będzie tak bardzo skomplikowane i wszystko się ułoży sprawnie. Nie martw się - powiedziała. Chyba już układała sobie jakiś plan, bo znów zdawała się zamyślona.
Skończyła jeść musli i wstała by zacząć myć miskę w zlewie.
- Pozbieramy wszystkich w salonie? - zapytała.
- Tak - powiedział Prasert, chowając pozostałe naczynia do zmywarki. - Nie jestem zbyt dobry w planowaniu - rzekł. - Ale od tego mam ciebie… pani Koordynator. Koordynuj. Będziesz sama wiedziała najlepiej, jak to załatwić. Po prostu weź pod uwagę to, że chciałbym, aby to nie rozwlekło się zbyt bardzo - mruknął.
- Tak samo bardzo chcę by wszystko poszło sprawnie, jak i ty. Dlatego nie będziemy się ociągać - powiedziała spokojnie.
Napił się nieco wody mineralnej, po czym ruszył na korytarz. Zamierzał zapukać do sypialni Waruna, Sunan, Hana i Alexieia, żeby sprawdzić, czy byli już na nogach.
Nina pozostała w kuchni, zmywając po ich śniadaniu. Zmywarka była akurat zapakowana czystymi naczyniami do rozładowania po nocy.

Kiedy Prasert zapukał do drzwi Waruna i Sunan, otworzyła mu jego siostra.
- No hej, wyspany? - zagadnęła go uprzejmie.
- Tak, a wy? - odparł Privat. Sunan kiwnęła mu głową, przytakując. Zdawała się całkiem rozbudzona, najwyraźniej wstała już jakiś czas temu. - Zbierajcie się, za chwilę posiedzenie w salonie. Możecie przejrzeć jeszcze raz dokumenty, które wam wydrukowałem, bo jeszcze muszę zebrać chłopaków - powiedział i odsunął się, przymierzając się do odejścia korytarzem.
- To wyciągam Waruna spod prysznica i zaraz przyjdziemy - oznajmiła i mrugnęła do Praserta. Zaraz po tym jak odszedł, usłyszał że drzwi się przymknęły.

Kiedy doszedł do pokoju dwóch detektywów, było w nim raczej dość cicho.
Zastukał do drzwi.
- Jesteście? Śpicie? - zawołał.
Mogli spać. Była co prawda dwunasta, jednak skoro Han wrócił o drugiej… to spokojnie mogli pójść spać o trzeciej, czwartej, lub nawet piątej. Mimo to było już dość późno, dlatego nie wahał się, żeby ich ewentualnie obudzić.
Rozległ się łoskot, jakieś ciche przekleństwo, po czym kroki. Chwilę później Alexiei stanął w drzwiach. Miał kompletnie zmierzwione włosy, lekko nierozbudzone spojrzenie i Prasert błyskawicznie dopatrzył się kilku siniaków na bokach, oraz rękach, a także malinek i śladów po zębach na karku i szyi. Z tego co pamiętał, nie mogli uprawiać seksu, jeśli nie było go przy nich… Z drugiej strony, nie znaczyło to, że nie mogli się drażnić, czyż nie?
- Zaspaliśmy? - zapytał trochę zaskoczony Rosjanin.
- Nie, bo nie ustaliliśmy żadnej godziny - powiedział Prasert. - Ale wszyscy już na was czekają - dodał, co było trochę prawdą, a trochę nie. Warun i Sunan pewnie wciąż zbierali się u siebie w pokoju. - Jesteśmy w salonie, przyjdźcie. Jedliście już? Pewnie nie. Zrobię wam kanapki z dżemem. Kawa, herbata? - zaproponował.
Nie skomentował stanu, w jakim znajdował się Woronow. Nie miał nic do powiedzenia na ten temat. Ani go to nie dziwiło, ani nie mierziło.
- Kanapki super… Dla mnie kawa i dla Hana też, obie bez cukru… - powiedział i zerknął do wnętrza ciemnego pokoju. Prasert zauważył postać, jeszcze wylegującą się na łóżku.
- Dajcie nam jakieś piętnaście minut - dodał jeszcze i potarł głowę, mierzwiąc włosy.
- Wam to wystarczyłyby trzy - odpowiedział Privat, uśmiechając się pod nosem. - Przynajmniej gdybym ja był tam z wami.
Odszedł w stronę pokoju Waruna i Sunan. Pomyślał, że im też zaproponuje kanapki. Poza tym ciekawiło go, czy byli już może nieco bardziej zebrani, niż jeszcze chwilę temu. Nie chciałby, żeby przyszli po Alexieiu i Hanie.
Alexiei otworzył i zamknął usta, a Prasert przysiągłby że chyba lekko zczerwieniały mu uszy.
Kiedy wrócił do pokoju Sunan i Waruna, tym razem otworzył mu Warun, wycierając włosy. Był ubrany w luźne spodnie sportowe i koszulkę.
- Już idziemy. Reszta gotowa? - zapytał.
- Han i Alexiei będą tam za czternaście minut, a Nina może jest już na miejscu. Szybko się zebraliście. Przyszedłem zapytać, czy zrobić wam kanapki, bo pójdę zrobić tamtej dwójce. Tak będzie szybciej, niż gdyby mieli sami pójść do kuchni i jeść tym swoim… włoskim tempem. Dopilnuj, żeby Sunan nie przyszło do głowy rozpocząć tworzenie dwugodzinnego makijażu, po czym idźcie prosto do salonu - rzekł Prasert i odszedł w stronę kuchni.
Warun parsknął i wrócił do pokoju. Niny w kuchni tymczasem już nie było. Naczynia były zmyte i ustawione na suszarce.
Prasert ukroił osiem kromek chleba i posmarował je resztką z obu słoików. Następnie raz jeszcze włączył ekspres. Wyjął sześć kubków. Uznał, że każdemu zrobi kawę. Z maszyny lała się strużka brązowego płynu, kiedy ruszył do serca domu. Położył oba talerze na stole i spojrzał na Przędzarza, który leżał na oparciu kanapy. Wyciągnął w jego stronę palec wskazujący prawej ręki.
- Tylko to nie dla ciebie, rozumiesz? - zapytał.
Przędzarz popatrzył na kanapki, po czym zaszeleścił szczękoczułkami, jakby odpowiedział, że preferuje inne przysmaki… Zapewne takie jak owady, małe ptaki i mleko mamy… Nina siedziała na kanapie obok i zerknęła na kanapki.
- To dla pozostałych? - chyba nie była głodna, po prostu zaciekawiona, czy ktoś jeszcze nie jadł śniadania.
- Tak - rzekł Prasert. - Dla Hana i Alexieia. Zapytałem Waruna, czy też chce, ale nic mi na to nie powiedział. Robię też kawę dla wszystkich - rzekł.
- To może jeszcze ciasteczka weź, są w szafce. Będzie akurat na takie domowe posiedzenie - zaproponowała Nina.
Kiedy usłyszał, że ekspres przestał pracować, wrócił do kuchni, aby nastawić drugą kawę. Znalazł w jednej z szuflad tackę, na której ustawił sześć pustych kubków i jeden z gorącym napojem. Pomyślał, że dobrze się składało, bo najpewniej kiedy skończy przyrządzać napary, akurat wszyscy trafią do salonu. Jeszcze postawił na tacce cukiernicę i dzbaneczek z mlekiem. Następnie usiadł na stole i zerknął na telefon, czy ktoś coś do niego napisał.
Nie było już żadnych nieoczekiwanych wiadomości. Był to zapewne powód do zadowolenia, lub też nie, zależy na kim komu zależało najbardziej.
Schował telefon do kieszeni i nastawił ostatnią, ósmą już kawę. Musiał jeszcze dolać wody i opróżnić fusy, co zajęło mu chwilę. Wnet jednak wszystko już miał przygotowane i ruszył w stronę salonu. Przystanął. Zapomniał o ciastkach. Postawił tackę i sięgnął do szafki po ciastka, o których wspomniała Nina. Przesypał je do miseczki i postawił ją na tacce, która teraz była już pełna. Następnie ruszył w stronę salonu. Uważał, żeby nie potknąć się o kant dywanu i nie wywalić z tym wszystkim.
Potknął się, ale cudem nie rozlał kaw, jednak miska z ciastkami zeskoczyła z tacy… Pochwyciło ją Pnącze, wraz z ciastkami, które się wysypały. Ustawiło na tacce i znów wróciło do obojętnego, spokojnego zwisania, tak jak cała reszta pędów w całym domu.
- Dziękuję - powiedział Prasert. - Zdaje się, że teraz jestem jednym z tych starych, niedołężnych ojców, którym muszą pomagać dzieci - uśmiechnął się lekko do kwiatka.
Następnie ruszył dalej w stronę salonu, teraz wolniej. Kelner był z niego żaden, a miał mnóstwo na tej tacy. Miał nadzieję, że jednak uda mu się dotrzeć bez dalszych, zbędnych niezdarności.
Udało mu się dotrzeć do salonu bez szkód. Była w nim już Sunan i Prasert. Oboje przynieśli swój egzemplarz notatek o potencjalnych członkach IBPI, których mogli dołączyć.
- Pomóc ci kochanie? - zapytała Nina, wstając z kanapy, by podejść do niego bliżej i podtrzymać mu tacę.
- Naprawdę ze mną jest aż tak źle? - Prasert zaśmiał się pod nosem. - Kurwa - przeklął, kiedy prawie wywalił się ponownie już na samej mecie. - Tak, pomóż mi.
- O, chyba wszyscy już są… To jesteśmy gotowi na głosowanie - rzucił Warun, bo rzeczywiście, przez wejście wchodzili właśnie Han i Alexiei.
Prasert wziął jedno ciasteczko i kubek kawy. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że przecież przed chwilą jadł śniadanie i pił wtedy również kawę. Najwyraźniej nigdy mu nie było dość kofeiny.
- Jesteśmy już wszyscy? - rzucił, choć widział, że tak. - To usiądźmy wygodnie. Każdy ma egzemplarz dossier?
Najwyraźniej wszyscy przybyli przygotowani na to spotkanie, bo i Han i Alexiei mieli swoje egzemplarze. Warun i Sunan korzystali wspólnie z jednego, Nina tymczasem miała jeden dla niej i Praserta. Wszyscy zerknęli na wydruki, a potem na Prasera, czekając na kontynuację.
Privat napił się kawy.
- Czy powinienem wygłosić jakąś mowę powitalną? - zapytał. - To jest ważna sytuacja i chciałbym, żebyście podeszli do niej z rozwagą. W waszych dłoniach znajdują się dokumenty zawierające informacje na temat wybranych członków Oddziału w Ravennie IBPI. Jako że chcę dołączyć do tej organizacji, a nie chcę, żeby wiedzieli o tym, kim jestem… potrzebuję pomocy z wewnątrz. Wybierzemy trzy osoby, które znajdują się na odpowiednich stanowiskach. Mam nadzieję, że już zdołaliście wszyscy przejrzeć tych kilka stron i zapoznać się dobrze z nimi, gdyż teraz będziemy obradować na ten temat.
Zamilkł, czekając, czy ktoś coś powie. Jednocześnie dopiero teraz zaczął zastanawiać się, jak dokładnie miałoby to głosowanie wyglądać.
Wszyscy milczeli przez chwilę. Nina miała zadowoloną minę, podobało jej się, jak Prasert prowadził przemowę i było to widać w jej spojrzeniu.
Odezwał się pierwszy Han.
- Cóż, jako, że dotarłem ostatni przyjrzałem się liście zapewne najpóźniej… Alexiei wyjaśnił mi, że interesuje nas dwójka Koordynatorów i jedna osoba z obsługi… Osobiście, jeśli miałbym kogoś proponować, stawiałbym na Noego i Elsę… w przypadku Koordynatorów. A jeśli chodzi o detektywa… - przerzucił kartkę.
- Arisa ma zdolność, która mogłaby być przydatna - wypowiedział się i spojrzał na resztę i na Praserta. Nina przechyliła głowę. Zerknęła na Privata.
- Nadal omawiamy kwestię Koordynatorów, czy już ich wybrałeś bezkonkurencyjnie? - zapytała, dla upewnienia.
- Wybrałem Elsę i Jonasa wstępnie. Najbardziej kręcą mnie pod względem fizycznym i wydają się poza tym użyteczni. Wbrew pozorom to, jak bardzo mi się podoba dana osoba ma znaczenie dla Phecdy - uśmiechnął się w trochę dziwny sposób. - Ciężko to wytłumaczyć. Im bardziej kogoś lubię, tym więcej energii jestem w stanie uzyskać. Jest jeszcze kwestia płci, gdyż energię mogę pozyskiwać jedynie od mężczyzn, natomiast mogę przekazywać ją wyłącznie kobietom. Jako że mamy już Sunan i Ninę, a nie planujemy otworzyć tutaj przedszkola… to nie potrzebujemy aż tak bardzo płci żeńskiej. Z drugiej strony liczą się również zdolności danej osoby. Uznałem, że Elsa może być pomocna w kwestiach fizycznych. Posiada dość charakterystyczne zdolności… - zawiesił głos. - Jonas natomiast mógłby przydać się w sprawach organizacyjnych. I też podoba mi się najbardziej z tych mężczyzn - dodał. - Miałem taki pomysł, żeby każdy z nas otrzymał pięć karteczek. Na każdej niech wpisze imię i nazwisko jednej osoby. Można oddać głos na kogoś wielokrotnie, nawet do pięciu razy. Potem wybiorę trzy osoby z pięciu, które otrzymały największą liczbę głosów. Czy to ma sens?
Nina kiwnęła głową i podniosła się.
- Pójdę po kartki i nożyczki… No i długopisy dla wszystkich - oznajmiła, po czym wyszła. Wróciła po kilku minutach z kolorowymi, kwadratowymi karteczkami, które leżały zwykle na jej biurku do robienia szybkich, małych notatek. Rozdała je wszystkim według zalecenia Praserta, po tym dała wszystkim długopisy, a na środku stołu postawiła kapelusz, do którego miały zostać wrzucone wszystkie głosy.
- Nigdy nie widziałem cię w kapeluszu… - Prasert uśmiechnął się, spoglądając na staromodny fason. - Nie jestem pewny, czy to twojej ciotki, czy może lubiłaś kiedyś styl retro. Ale całkiem ładny, i jaka tutaj wstążeczka i kokardka… - uśmiechnął się pod nosem.
- Po głosowaniu na Koordynatorów, proponuję już na luźno podejść do tematu osoby od wprowadzania danych, szkoda tylu kartek - zaproponowała Sunan. Chyba szkoda jej było tych wszystkich ściętych lasów…
- Nie - odpowiedział Privat. - Tutaj głosujemy na trójkę ludzi z puli zarówno badaczy, jak i Koordynatorów. Nie możemy podejść luźno względem osób do wprowadzania danych, bo to z nimi mam największy problem. Wszyscy mają interesujące zdolności. Macie aż pięć kartek właśnie dlatego, żeby móc zagłosować na ludzi z większej puli.

Wedle pomysłu Praserta, wszyscy zaczęli zapisywać swoje wybory na karteczkach.
Privat napisał na jednej kartce “Jonas Holt”, na drugiej “Elsa Holz”, na trzeciej “Arisa Horiuchi”. Głównie dlatego, bo Azjatka mogłaby w przeszłości stworzyć dobre combo z Aganem. Jej moc wydawała się bardzo przydatna. Prasert uznał, że musi wybrać teraz dwóch mężczyzn. Zastanawiał się wpierw nad Loreną, ale wolał przyjąć więcej facetów niż kobiet ze względów… no cóż, energetycznych. Teraz wybór stał się nieco trudniejszy. Wpisał Noego Shin-Soo po chwili wahania. Zastanawiał się, czy teraz nie dopisać Chorwata, jednak to by oznaczyło, że wypisał wszystkich Koordynatorów, a przecież potrzebowali choć jednego Badacza.
- Nina? - zapytał. - Patrzę na akta Niela. Ma podwyższony PWF, jednak nie posiada żadnych zdolności paranormalnych? Czy to błąd?
Morozow pokręciła głową.
- Nie, po prostu jego PWF waha się. Często ląduje w Lagunie. To miejsce, w którym detektywi odpoczywają i obniżają swoje poziomy PWF. Nie wszyscy mają je w sobie tak naturalnie jak ty, czy teraz my wszyscy. No i on cały czas balansuje na cienkiej linii między Podwyższonym a Normalnym. Jeszcze nie zdołaliśmy uchwycić jego zdolności, kiedy jest w stanie podwyższenia. Albo się nie ujawniły, bo nie poddał się odpowiednim okolicznościom, albo musi spełnić jakiś dodatkowy warunek, ale jak sam mówi, nie ma pojęcia co potrafi, a nie spieszno mu sprawdzać… - odpowiedziała kobieta. Składała własnie karteczkę n pół i wrzucała do kapelusza, pozostali również już kończyli i wrzucali.
- Rozumiem - krótko odparł Prasert.
Nie potrzebował dwudziestoletniego informatyka, który raz na jakiś czas wymagał rehabilitacji w Islandii. Nie miał wielu opcji w takim razie. Mężczyzn wpisujących dane była tylko dwójka. Niel i Lucio. Zagłosował więc na Silveriego. Wrzucił pięć karteczek do kapelusza.
- Powinno być trzydzieści karteczek w sumie. Ktoś jeszcze? - rozejrzał się po sali.
Wszyscy popatrzyli po sobie nawzajem.
- Tylko ja mam wrażenie, jakbym znów był w podstawówce? - zapytał rozbawiony tonem Alexiei. Warun parsknął.
- No jakoś trzeba było sprawić, by głosowanie było uczciwe i nie powstała kilkugodzinna dyskusja - zauważył Han.
- To mi przypomina naszą ostatnią grę w Monopoly w zeszłą środę… - zauważyła Sunan.
- Już nigdy nie zastawię Hotelu pod zastaw hipoteczny… - westchnął Woronow.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:21   #547
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze przynajmniej, że wszyscy zgodnie doszliśmy do wniosku, że Scrabble nie są dla nas i nigdy do nich nie wrócimy.
Kiedy w drużynie znajdowały się osoby trzech różnych narodowości posługujących się nie tylko innymi językami, ale również alfabetami… to tego typu gra nie mogła być sprawiedliwa.


Wyglądało na to, że już nikt nie miał karteczek do dorzucenia. Nina wzięła kapelusz i zamieszała w nim ręką, a następnie, niczym piękna asystentka prowadzącego, uśmiechnęła się do Praserta i podała mu go, by czynił honory i policzył głosy.
- Czuję się dziwnie zestresowany - Privat uśmiechnął się lekko, spoglądając na kolorowe karteczki. - No dobra, nie ma potrzeby przedłużać.
Zaczął otwierać głosy i segregować je na stole. Był ciekawy, jak jego przyjaciele i kochankowie zagłosowali.

Kiedy pootwierał wszystkie głosy, tak naprawdę wszyscy zagłosowali na te same osoby, które on chciał wybrać. Wypowiedź Hana musiała im też nieco zasugerować. W ten sposób głosowanie było jednomyślne… Albo powinno zostać unieważnione i w ten sposób Prasert dowiedział się, czemu podczas wyborów do rządu, w sali gdzie oddawało się głosy nigdy nie mówiło się o kandydatach i obowiązywała całkowita cisza…
Wszyscy zagłosowali na Arisę, Jonasa i Elsę, pozostałe z pięciu głosów już były różne i czasami się pokrywały, ale to chyba nie było już istotne…
- Arisa, Jonas i Elsa - powiedział Prasert.
Założył nogę na nogę i spoglądał przed siebie. Wyglądał tak, jak gdyby zastanawiał się nad czymś, kiedy po prostu cieszył się, że już było wszystko ustalone. Nie miało sensu unieważnianie głosowania, co by mu to dało? Policzył ile dokładnie było głosów na poszczególnych członków IBPI. Tak z ciekawości.
Niektóre osoby po kilka razy na raz zagłosowały na kogoś z tej trójki.
Po tym jak podsumował wszystkie głosy, rozmieszczenie punktów miało się tak:
Arisa zebrała łącznie dziewięć głosów, Jonas otrzymał siedem głosów, Elsa sześć, Noe zebrał trzy głosy, również trzy otrzymała Lorena, dwa natomiast Lucio.
Prasert zastanawiał się, czy to głosowanie było rzeczywiście dobrze przemyślane. Wystarczyło, że ktoś z nich oddał wszystkie swoje głosy na jedną osobę, żeby mieć pewność, że znajdzie się na prowadzeniu. Mimo wszystko głosowanie potoczyło się tak, jak chciał.
- Czyli mogę wybrać trzy osoby z grupy, w której jest Arisa, Jonas, Elsa, Noe i Lorena. Przy czym najwięcej głosów otrzymała pierwsza trójka. Niech tak właśnie będzie - rzekł. - Arisa, Jonas i Elsa. Nie spodziewałem się, że Arisa będzie na pierwszym miejscu. Choć nie dziwi mnie, że otrzymała dużo głosów.
- No najwyraźniej miała najsympatyczniejszą twarz i wszyscy zgodnie wpadli na to, że woda może nam się przydać - stwierdziła Nina.
- Może - Prasert zgodził się.
- W takim razie zajmę się zorganizowaniem spotkań już jutro. Dowiemy się na czym stoimy - dodała jeszcze. Wszyscy obserwowali teraz Praserta, czekając co teraz nastąpi. Czy spotkanie się skończyło? Czy nadal trwało? Sunan wzięła sobie ciasteczko i zaczęła chrupać.
- To chyba wszystko - rzekł Privat. - Dziękuję wszystkim za udział w głosowaniu. Wieczorem odwiedzę was - zerknął na Hana i Alexieia. - Co znaczy, że dzisiaj wy gotujecie obiad. Teraz pójdę pobawić się z dziećmi - rzekł i wstał. - Idziesz ze mną? - uśmiechnął się do Niny.
Morozow kiwnęła głową i rozpromieniła się. Han zerknął na Alexieia i obaj wstali.
- No dobra, to jedzenie będzie około czwartej po południu - oznajmił azjata, wybierając porę. Sunan tymczasem nie wstawała. Chyba miała ochotę posiedzieć w salonie i pojeść ciasteczka.
- Pójdę pobiegać - rzucił Warun i ruszył do siebie, najpewniej przebrać się w strój sportowy.
Nina wstała i wzięła Praserta za rękę. Czekała, aż razem ruszą dalej. Przędzarz tymczasem gdzieś zniknął.
Wyszli na korytarz.
- Ciekawe gdzie będą - powiedział. - W naszej sypialni? Jak chcesz, to możemy pójść z Aganem do oczka wodnego, to sobie popływa. Planowałem też wziąć nieco surowego mięsa dla Nagi. Niech trenuje zianie ogniem. Do tej pory tylko czknęła nim kilka razy. Nie wiem, w jakim wieku smoki zaczynają ziać, ale może to coś w stylu wypychania piskląt z gniazda… żeby nauczyły się latać. Może jak będzie głodna, to zacznie palić mięso. Z drugiej strony nie miałbym serca ograniczać jej twojego mleka. Potrzebują dużo energii, żeby się rozwijać. Tak myślę.
- Cóż, zawsze nie zaszkodzi skłaniać jej do ćwiczeń - stwierdziła Nina. Na moment zamilkła, jakby czegoś słuchała.
- Agan ćwiczy zatapianie statków, Naga też powinna - mruknął Prasert.
- Maluchy są w sypialni… Zabierzmy je do ogrodu koło fontanny - zgodziła się Morozow. Niedługo jednak zrobi się chłodniej i będą musieli pomyśleć o innym miejscu, w którym będą trzymać Agana. Nina miała już ponoć ‘pewien pomysł’, a od tamtej pory jedno z wcześniej stosowanych do bycie magazynem na bałagan pomieszczeń zmieniło się w mały plac budowy. Zaskakująco, ludzie ci zdawali się w ogóle nie zauważać tego, że cały dom opleciony jest przez roślinę.
Szli w stronę sypialni.
- Na kogo głosowałaś? - zapytał Prasert. - Pytam tak z ciekawości. Myślałem, że nasza grupa nie będzie aż tak zgodna. A jednak…
Nie miał co robić do końca dnia. Miał w planach tylko zabawę z dziećmi, potem obiad, wieczorem seks z Hanem i Alexieiem, a w nocy może skontaktuje się z Kirillem. Spokojny dzień, jakich wiele. Podobało mu się to.
- Głosowałam na Arisę dwa razy, Lorenę, Jonasa i Elsę - odpowiedziała mu Morozow.
Oboje w końcu dotarli do ich pokoju… Już od drzwi Prasert usłyszał jakiś hałas… Nina zmarszczyła lekko brwi, ale żadne z nich nie wyczuwało żadnego zagrożenia, a Pnącze nie reagowało, więc co było jego źródłem?
- Co to za hałas? - Privat zadał oczywiste pytanie. - Skąd to jest?
Wszedł do sypialni i rozejrzał się. Nie był pewny, czy to dochodziło właśnie stąd, czy też z łazienki, która była połączona z pomieszczeniem.
Dostrzegł obraz bólu i rozpaczy…

Szafa Niny była lekko rozchylona, a kilka pudełek po butach było z niej wywleczonych. Na podłodze Naga rozszarpywała właście jakiś skórzany but na obcasie, powarkując na niego i żując skórzany pasek, który musiał być wcześniej zapięciem.
Nina zapowietrzyła się.
Prasert parsknął śmiechem, po czym spoważniał, widząc reakcję swojej dziewczyny. A przynajmniej spróbował spoważnieć. Zagryzł wargę i przymrużył oczy.
- No cóż… dobrze, że Naga nie wzięła się za torebki… prawda? - zapytał i po tym nie zdołał utrzymać stoicyzmu.
Nina zastrzeliła go spojrzeniem, westchnęła i poddała się.
- No… No tak… - podsumowała.
Prasert podszedł i przykucnął do Nagi. Pogłaskał ją po głowie.
- To nie tak ubiera się buty - rzekł jakby poważnym, karcącym głosem.
Naga wydała uroczy, nieco skrzeczący dźwięk i spróbowała do niego podejść, ale jedna z łap zaplątała jej się w inny pasek od innego buta. Naga rozłożyła skrzydła, by się na nich wesprzeć i nie upaść, kiedy straciła równowagę. Najpierw wydała wystraszone skiełknięcie, a potem pełne złości i rzuciła się na napastnika, zaczynając turlać z butem.
‘Patrz, obronię cię tato!’ - zdawała się mówić postawa malutkiego smoka.
- Ona myśli, że te buty ją atakują, a sama się w nie plącze… - Prasert spojrzał na Ninę, kompletnie rozweselony. - Wyobrażasz to sobie? To nie jest jej najbardziej inteligentne popołudnie… - spojrzał na smoka. Nachylił się i pocałował go w czoło. - W sumie nie powinienem się tak zachowywać, bo Naga powinna wiedzieć, że to nie jest dobre zachowanie. Co ze mnie za ojciec, jak nie potrafię wychować smoka? - zapytał. - Aww… - mruknął i jeszcze raz pocałował Nagę w czoło. Wciąż była zaplątana w buta i chyba bardziej skoncentrowana na walce.
Naga była zajęta kopaniem buta, ale kiedy Privat ucałował ją w czoło, wyciągnęła łepek w jego stronę i liznęła go w odpowiedzi w brodę. Najwyraźniej podobała jej się ta walka z butami.
- Młode zwierzęta tak właściwie właśnie w ten sposób trenują walkę… Poprzez zabawę, czyż nie? Może teraz wygląda to głupiutko i zabawnie, ale pomyśl o tym co będzie jak zrobi się wielkości konia… Albo domu - zauważyła Morozow. Ruszyła do łazienki. Prasert usłyszał plusk wody, gdy tylko otworzyła drzwi.
- No cześć moje maleństwo, dobrze się drzemało? - odezwała się pieszczotliwie do Agana.
- Oj, dzisiaj to sobie nieco nagrabiłeś u mamy - Prasert powiedział do smoka. - Nie wolno niszczyć butów. Czemu nie bawisz się z Aganem? - zapytał, po czym zastanowił się. - Może lepiej, że zajmujesz się butami, niż bratem - mruknął po chwili. To byłoby tragiczne, gdyby przypadkiem któreś z nich zabiło drugiego.
Prasert wyciągnął dłoń do góry i poruszył palcem wskazującym.
- Niedobrze. Źle. Nie rób tak więcej - powiedział niby surowo, ale zabrzmiało to bardziej pieszczotliwie. - Ile par butów zniszczyłeś? - zapytał i rozejrzał się po podłodze.
Naga zrobiła wielkie oczy i smutną minę. Zatuptała łapkami po ziemi i wydała cichy skiełczący i skarżący się dźwięk. Prasert na oko naliczył cztery pary zdewastowanych butów. RIP Aquatalia i Casadei… Mały smok zrobił przygnębioną minę, spuścił łepek i fuknął. Chyba jednak przyjął polecenia taty.
- Kupię ci dużo pluszaków, takich dużych. I będzie mogła na nich ćwiczyć swoje mordercze instynkty - powiedział. - Nie zamierzam ciebie ograniczać, po prostu to nie są właściwe obiekty - spojrzał na buty. - Może to moja wina, że o tym wcześniej nie pomyślałem. Agan ma statki z papieru, a dla ciebie zaplanowałem surowe mięso, ale może powinno to być coś bardziej żywego… Zaczniemy od pluszaków, a potem będziemy chodzić do lasu, jak zrobi się nieco cieplej może… Choć w sumie nie wiem, jak znosisz temperatury, może zima ci nie straszna - mówił do Nagi tak, jak gdyby wszystko rozumiała i może nawet mogła odpowiedzieć. - Tam będziesz mogła polować na jelonki, dziki, czy co tam znajduje się w tych chaszczach. Może tak być? - zapytał teraz już z lekkim uśmiechem.
Naga zatupała łapkami, kopnęła tylną jeszcze raz but, po czym wskoczyła na rękę Praserta dwiema przednimi, jakby chciała się z nim bawić i zgadzała na to co powiedział.
Prasert chwycił ją za tułów.
- Będzie podrzucanie! - krzyknął entuzjastycznie.
Następnie zrobił tak, jak zapowiedział. Zaparł się solidnie i wyrzucił Nagę delikatnie w powietrze. Zawsze uważał, żeby ją złapać. To byłoby tragiczne, gdyby tego nie zrobił i smok skręcił sobie kark podczas upadku. Jednak Privat nie podrzucał go na ogromne wysokości, więc nie miał problemu, żeby go pochwycić.
Naga wydała wesołe piśnięcie i rozstawiła łapki, rozkładając skrzydła na boki, a następnie poderwała przednie łapki do góry. Gdy Prasert ją podrzucił, składała skrzydła przy ciele i leciała w górę, a potem gładko spadała mu w ramiona. Bardzo to lubiła, bo za każdym razem wydawała tę serię wesołych dźwięków z siebie i kokosiła się w jego rękach chcąc jeszcze.
I więcej dostawała. To były chwile czystego szczęścia. Prasert nigdy w całym swoim życiu nie był taki szczęśliwy, jak teraz w tym domu z przyjaciółmi i mitycznymi stworzeniami. Najbardziej lubił bawić się z dziećmi. Kiedy to robił, zapominał o wszystkich problemach, troskach, niepowodzeniach.
- Jesteś tam, Nina? - rzucił, kiedy przez chwilę już Rosjanka nie pojawiała się. Następnie podrzucił Nagę jeszcze raz, teraz nieco wyżej i wystawił dłonie, żeby ją złapać. Teraz mogli się tak bawić, póki nie była jeszcze zbyt duża i ciężka.
Morozow wyszła niosąc Agana na rękach. Puszczał paszczą ciemno niebieskie bąbelki. To zdawało się wyraźnie bawić Ninę i chichotała. Kraken zdawał się bardzo z siebie zadowolony, że rozbawiał matkę, więc kontynuował... Naga była zadowolona, Prasert był zadowolony. Szczęśliwa rodzina…
- On robił to już wcześniej? - zapytał Privat. - Co to za bąbelki?
Złapał Nagę i przytulił ją do siebie. Głaskał ją teraz delikatnie po głowie, spoglądając z uśmiechem na kobietę i Agana, który wyglądał jak zalążek monstrum z dzieł Lovecrafta, a i tak wszyscy uważali go za słodkiego i uroczego.
- Tak, robił tak. Najwyraźniej to coś jak u ośmiornic z puszczaniem atramentu… Tylko że on robi z tego jeszcze bąbelki… Zabawne - stwierdziła i podeszła do Praserta i Nagi. Pogłaskała smoka po głowie.
- Nie jestem zła za buty… Tylko musimy ci znaleźć inne zabawki… - oznajmiła. Pocałowała Praserta w policzek, po czym ruszyła do ich prywatnego wyjścia tarasowego.
- Tak, właśnie o tym mówiłem. Słyszałaś? Może nawet dzisiaj przed obiadem albo po obiedzie pojedziemy do miasta i kupimy coś? Dawno nie opuszczałem twojej rezydencji. Moglibyśmy pójść na lody… czy może raczej na gelato - uśmiechnął się pod nosem na to słowo. Nie wiedział, dlaczego wszyscy w ten sposób mówili na włoskie lody, kiedy te w jego mniemaniu były bardzo dobre, ale nie odznaczały się tak bardzo, żeby nie nazywać ich po prostu lodami. - I moglibyśmy kupić ci nowe buty.
- Czemu nie… Brzmi jak świetny plan. Zostawimy maluchy pod okiem Sunan i pojedziemy - zgodziła się.
- Też chciałem ją w to zaangażować. Moja siostra nie ma wiele talentów, jednak do opiekowania się dziećmi została po prostu stworzona. I też do zaspokajania mężczyzn, ale w tym towarzystwie nie byłaby w stanie wyróżniać się tym.
- Najpierw jednak, pobawimy się z nimi. Dziś też będziesz puszczał statki Aganowi? - zapytała.
- Zastanawiałem się nad jakimiś innymi zabawami, ale tę chyba najbardziej polubił. Tylko wezmę blok techniczny - dodał. - Masz pomysł na jakąś inną zabawę? Ciężko jest bawić się z podwodnym stworzeniem. O. Może kupimy dzisiaj Aganowi dmuchaną piłkę plażową. Może będzie chciał ją podrzucać. Choć z tego co go znam, to go raczej zadusi… - Prasert uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że topienie statków jest jak najbardziej w porządku… A co do piłki i jej zaduszania… To może też coś pluszowego z czym będzie sobie mógł pływać pod wodą… - zaproponowała. W końcu pluszowej rzeczy nie udusi i o ile jej nie rozerwie, mogłaby mu służyć dłuższy czas.
- Pluszowe rzeczy nie są stworzone do przebywania pod wodą. Ale z drugiej strony… - Prasert zawiesił głos. - Aganie, chciałbyś pluszowego misia? - zapytał. - Wyobrażasz to sobie? Małego krakena pływającego sobie z uroczym, pluszowym misiem? - Prasert przymrużył oczy, w których pojawiła się wilgoć. - Boże, umieram… - wydał z siebie dziwny dźwięk, który był na pograniczu westchnienia zachwytu oraz ckliwego śmiechu.
Agan pomachał do niego jedną macuszką.
Nina parsknęła i się zaśmiała.
Agan puścił bąbelki. Tymczasem Naga wytknęła język i zrobiła ‘pfrt’.
- Dla ciebie to kupimy też dużo pluszaków - powiedział Prasert. - Chodźmy już - rzekł i ruszył do wyjścia. Chciał przespacerować się nieco na świeżym powietrzu, a także pobawić przy oczku wodnym. - Tak właściwie to co takiego budujesz w tamtym pokoju? Myślałem, że basen i w sumie byłem taki tego pewny, że nawet o to nie zapytałem do tej pory. To basen dla Agana? I jak to możliwe, że robotnicy nie zwrócili uwagę na Pnącze? Prowadzisz ich jakimś sekretnym korytarzem? Nie było ich tutaj wtedy, kiedy byłaś w pracy.
Nina zerknęła na Praserta.
- Basen, dobrze zgadłeś… A pracownicy… Cóż, to sprawka Pnącza. W jakiś sposób go po prostu nie widzą… Zauważyli pierwszego dnia, ale od tamtej pory… W ogóle nie - pokręciła głową.
- Czyli tak naprawdę nie istnieje, a my jesteśmy tylko pacjentami jednego psychiatryka, rozumiem - Prasert zażartował pod nosem.
- Może podał im coś, przez co wymazał się z ich pamięci? Albo coś w tym stylu, tak zgaduję - odpowiedziała Morozow.

Dotarli do fontanny. Agan już wyczuwając swoje ulubione miejsce zabaw zaczął się nieco wiercić w ramionach mamy. Zaraz wpuściła go do wody. Agan przepłynął w koło, a następnie ustawił się tam gdzie zawsze, w zagłębieniu koło murku. Był gotowy do zabawy z tatusiem… Naga tymczasem ziewnęła w ramionach Praserta, przeciągnęła się i chciała już na ziemię. Nina jakiś czas temu kupiła smoczkowi miękką piłke do zabawy, chyba ten przedmiot stał się teraz obiektem zainteresowania malca.
Prasert uśmiechnął się do smoka, po czym wyciągnął kartkę z bloku i zaczął ją zginać, aby wytworzyć stateczek. Najpierw całą na pół, potem obydwa rogi do środka… następnie wolne brzegi z obu stron do góry, ale wcześniej jeszcze zagiął ich krawędzie… Potem włożył palce do zagłębienia, które powstało i poszerzył je, spłaszczając konstrukcję z drugiej strony. Potem pociągnął za dwa czubki i chwilę później miał łódeczkę. Uśmiechnął się tym razem do oczka wodnego.
- Titanic numer czterdzieści trzy wyrusza na spokojny rejs po niewinnym jeziorku… - zaczął klimatycznie, aby Agan wczuł się dobrze w sytuację…
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:22   #548
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
***


Trzy i pół tygodnia później.
15.12.2010, Ravenna. Godzina 05:34.

Telefon Praserta zaczął brzęczeć na szafce nocnej.
To była godzina, która uniwersalnie przez wszystkich ludzi zostawała przeznaczona na sen. Czy ktoś lubił wstawać rano, czy też sypiać bardzo długo, po piątej nie lubił budzić się nikt. Nawet jeśli musiał, bo na przykład wstawał rano do pracy… Privat nie wstawał. O piątej trzydzieści był zazwyczaj dopiero w połowie nocnego wypoczynku. Zazwyczaj zasypiał mniej więcej o pierwszej i spał do dziewiątej lub dziesiątej, jeśli poprzedniego dnia nieco bardziej się zmęczył na treningu z Warunem.
- Nina, wyłącz to kurewstwo - mruknął przez sen, tylko trochę rozbudzony.
Morozow zaczęła macać, wyszukując swojego telefonu. Wzięła go.
- Mm… Kotku, ale to nie mój… - sapnęła. Rzeczywiście, to wydzwaniał telefon Privata. Po jego stronie łóżka.
- To znowu jakaś kurwa dzwoni z twojej pracy…
To było już dość skomplikowane zdanie i Prasert musiał się już nieco bardziej wybudzić, żeby podzielić się nim z Niną. Nawet otworzył oczy i odkrył, że rzeczywiście to jego komórka brzęczała na stoliku obok. Wtedy też rozpoznał swój dzwonek.
- Sunan nie zadzwoniła do matki wczoraj - Privat nagle zrozumiał.
To już raz się zdarzyło przed dwoma tygodniami. Sunan zapomniała o codziennym telefonie i ich matka dostała ataku paniki o szóstej rano. Gdzie były ich dzieci? Czemu nagle zniknęły? Czy były zamieszane w mafię, na przykład poprzez dawną pracę Sunan? Prasert nie dziwił się rodzicom, że nie zawsze byli do końca spokojni. To w sumie było niedopowiedzenie. Jednak nie mógł rzucić wszystkiego i wrócić do Bangkoku. Miał tutaj już własne życie. Mimo to czuł się kiepskim synem i dlatego tydzień temu wysłał do Tajlandii dziesięć fotografii. Bardzo grzecznych i niewiele mówiących. Uśmiechał się z Sunan tu, uśmiechał się z nią tam. Trzy zdjęcia jak biegali z Warunem. Fotografie pewnie jeszcze nie dotarły do Bangkoku. Gdyby jego rodzice potrafili korzystać z internetu, to mógłby wysłać je błyskawicznie, jednak oni nie posiadali nawet komputera…
Złapał komórkę, aby zobaczyć, kto dzwonił. Choć był przekonany, że matka.
Litery w jego telefonie układały się w imię i nazwisko.
Dzwonił ‘Kirill Kaverin’.
- Co się stało? - zapytał Prasert zmęczonym głosem.
- Dobrze… Poddaję się. Powiem ci gdzie znaleźć Gwiazdę Energii. Dostaniesz namiary, ale potrzebuję twojej pomocy… A dokładnie ktoś potrzebuje skontaktować się z tobą… To dość pilne - Kaverin zdawał się nie mniej zmęczony.
- Już ktoś się ze mną skontaktował - odpowiedział Privat. - Ty. Czy teraz w takim razie powiesz mi, gdzie znajdę twoją Amerykankę?
Czas uciekał… drastycznie. Prasert miał tylko kilka dni, żeby ją odnaleźć, zanim dojdzie do być może… najgorszego. Dzieci potrzebowały energii. A on nie mógł przelecieć całej Ameryki w poszukiwaniu tej właśnie gwiazdy.
- Jeśli pomożesz… Gdy wrócisz, zadzwoń do mnie, wtedy podam ci jej wszystkie dane - Kaverin zdawał się mimo wszystko nieugięty w tej kwestii. Nie zdawał się mu nie ufać, zdawał się w jakiś sposób trzymać za punkt honoru obronę prywatności Amerykanki przed interesami Privata.
- Gdy wrócę skąd, kurwa? - zapytał Prasert. Kirill nieco go już denerwował.
I to nie od dzisiaj. To, że blokował kontakt pomiędzy nim a Gwiazdą Energii Privat uważał za deklarację wrogości. Taką delikatną, ale jednak. Od tego zależało życie jego dzieci, a wcale nie planował zabić tej Amerykanki… Nie rozumiał skąd takie zachowanie Kirilla. Jednak nie raz w przeciągu ostatnich tygodni postanowił sobie, że się na nim zemści za to. Nie dzisiaj, nie jutro, może nawet nie w tym roku, lecz w końcu to nastąpi. Wszyscy w posiadłości Niny doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądała sytuacja i nastroje były koszmarne. Privat był kłębkiem nerwów.
- To już nie ja ci wyjaśnię. Sam nie do końca zrozumiałem co ta osoba, która zadzwoniła miała dokładnie na myśli, ale z tego co zrozumiałem, dotyczy to poprzedniej Gwiazdy Życia i jej dzieci, które potrzebują pomocy. Twojej - odpowiedział mu tym swoim zwyczajnym, zmęczonym tonem Kaverin. Choć w ostatnim czasie zdawał się jakby… Bardziej żywy, cokolwiek to oznaczało.
Prasert nie spodziewał się czegoś takiego. To, że była wcześniejsza Gwiazda Życia i jej dzieci istniały do dzisiaj… zdawało mu się przedziwne.
- Tak… i kurwa na tamtych dzieciach ci zależy, a na moich to nie? A gdyby nie potrzebowały mojej pomocy… co wtedy? W ogóle byś do mnie nie zadzwonił. Wiesz, ile razy ja próbowałem się z tobą skontaktować ostatnimi czasami?
- Nie było mnie w domu… - odpowiedział wymijająco Kaverin.
- Och… no tak. Wszystko jasne - głos Praserta promieniował sarkazmem.
- Koniec końców i tak byście się poznali. Jeśli cię uraziłem, to przepraszam. Podam ci telefon, zadzwoń, a tam dowiesz się o co chodzi… A potem podam ci informacje… - kontynuował Kirill.
- Ale mi kurwa nie chodziło nigdy o to, żeby koniec końców ją poznać, tylko chciałem… musiałem to uczynić teraz. Nie chodzi tutaj o urażenie mnie, bo to wcale nie jest kwestia mojej dumy, tylko… - już miał kontynuować, ale naprawdę nie miał siły i ochoty tłumaczyć jedno i to samo po raz kolejny. - Do kogo to będzie telefon? - zapytał, zmieniając już temat.
- Do… Pana Kaisera… - odpowiedział Kirill, w lekkim zwolnieniu, jakby czytał z kartki nazwisko.
- To ten zespół…? - Prasertowi coś kojarzyło się w głowie.
Był prawie pewien, że Alexiei słuchał pewnego dnia albumu, który miał na okładce takie właśnie słowo. Jednak Privat wnet uświadomił sobie, że na pewno nie o to chodziło Kaverinowi. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie do końca się wybudził.
- Kim jest ten pan Kaiser?
- Człowiekiem, który przedstawi ci informacje na temat tego kto i gdzie potrzebuje twojej pomocy… - odpowiedział Kaverin.
- A jaką mam gwarancję, że z kolei ja też otrzymam pomoc? - zapytał Privat.
- Nie oszukam cię. Pomóż im, a dostaniesz to czego potrzebujesz - powiedział rzeczowo Rosjanin.
- Ale co dokładnie mam zrobić? Gdzie i dlaczego… ach, to pewnie pytanie do tego Kaisera, tak? Czy mówi po angielsku? - zapytał Prasert. - Albo po rosyjsku, bo nie mam takiej wyobraźni, żeby uznać, że mógłby mówić po tajsku.
- Po angielsku. Za kilka chwil wyślę ci sms… Wróciłem już do siebie, więc będe również od tej pory normalnie pod telefonem - poinformował go Kaverin i w swoim zwyczaju, rozłączył się.
Jak zapowiedział, po chwili przyszedł sms z numerem.
- Czy to był ten Rosjanin? - zapytała sennie Nina. Przez ostatni tydzień była bardzo zmęczona.
- Nie martw się niczym skarbie - powiedział Prasert, wstając. - Tak, to on - rzekł, kiedy uświadomił sobie, że nie odpowiedział wcale na jej pytanie.
Wsunął stopy w pantofle i narzucił na siebie polar. Był grudzień i temperatury w nocy nie były wcale pieszczotliwe. Nina podkręciła już dawno temu ogrzewanie na maksa, jednak było nieco przestarzałe i nie obejmowało całej rezydencji. Choć dałoby pewnie radę, gdyby nie nieco nieszczelne okna. Za dnia było cieplutko, jednak nocą, a zwłaszcza nad ranem… nie. Zupełnie nie.
Prasert wyszedł na korytarz i wybrał numer.
Rozległy się trzy sygnały, po czym melodyjka… Prasert słyszał w słuchawce coś, co brzmiało jak intro do jakiejś bajki. Trwało chwilę, dzwoniąc mu w uchu, aż ktoś odebrał.
- Halo? - rozległ się głos jakiegoś chłopaka. Zdawał się zdezorientowany.
- Czy to pan Kaiser? - zapytał Prasert. - Dobry numer wybrałem?
Mówił powoli i wyraźnie. Nie lubił rozmawiać przez telefon, a na dodatek jeszcze w obcym języku. Czasami jego angielski plątał się momentami i ciężko go było zrozumieć. No ale dlatego właśnie Privat pragnął wejść w posiadanie Skorpiona.
- Kit… Tak. Dobry numer, ale kto mówi? - odezwał się znów głos po drugiej stronie.
- Pan Snuggles Cuddleton - odpowiedział Prasert zirytowanym głosem. - Ja od Kaverina.
Miał nadzieję, że to wszystko wytłumaczy głosowi po drugiej stronie. Zastanawiał się, co był w stanie z niego wyciągnąć. Wiek rozmówcy, jego akcent? Słuchał uważnie.
W telefonie nastąpiła chwila ciszy i ktoś się zapowietrzył.
- Niezmiernie mi miło panie Cuddleton… Musi pan być obecną Gwiazdą Życia! Potrzebuję pana pomocy. Są tu elfy, które są dziećmi poprzedniej Gwiazdy Życia i Losu i tylko one są w stanie pokonać poprzednią Gwiazdę Energii, która próbuje wymordować wszystkich. Grozi im niebezpieczeństwo i gdyby zechciał pan nam pomóc wesprzeć ich energią ich Życiodajcy, no to… Na pewno zdołalibyśmy ocalić świat. Mogę panu zaoferować dozgonną wdzięczność i co sobie pan jeszcze w zamian zażyczy - chłopak zdawał się strasznie podekscytowany.
- Elfy… Dzieci poprzednich Gwiazd Życia i Losu… poza tym Gwiazda Energii… Zdaje się, że gdzieś dzieje się bardzo dużo, a ja jestem obecnie bezczynny… Na czym dokładnie miałaby polegać moja pomoc? Rozumiem, że mam wesprzeć ich swoją energią, jednak w jaki dokładnie sposób. Bo nie zamierzam złożyć nikogo w ofierze - odpowiedział.
Jednocześnie zaczął się zastanawiać, jak mógłby uczynić coś takiego. Może wystarczyłoby, gdyby po prostu wszedł, poświecił Imago i wyszedł…
- No… Chyba w pierwszej kolejności powinieneś tu przylecieć. Wydaje mi się, że musisz być na miejscu, by wesprzeć ich swoją energią… A co dokładnie będziesz musiał zrobić, no to pewnie dowiesz się już tutaj… tak myślę… To co? Możemy liczyć na twoją pomoc? - zapytał i zabrzmiał jakby bardzo prosił.
- A jak bardzo ci na niej zależy? - odpowiedział Prasert. - Jestem w stanie wymienić moją energię za energię Gwiazdy… no cóż… Energii… To nieco skomplikowane - zagryzł delikatnie wargę. - A poza tym to chciałbym… e… milion dola… funtów… - dodał nieco tylko niepewnym głosem. Był ciekawy, jak daleko był w stanie posunąć się w żądaniach.
Głos po drugiej stronie telefonu milczał.
- Co do pierwszego, trzeba będzie się dowiedzieć czy można, bo nie do końca wiem co masz na myśli… Co do drugiego, zgoda - powiedział beztrosko Kit.
Privat zmarszczył brwi.
- Wiesz, ile to jest milion funtów, prawda? Mam na myśli funtów brytyjskich, jeżeli byłyby jakieś inne funty. I chodzi również o walutę, a nie jednostkę masy - Prasert zastrzegał.
Czuł się trochę jakby składał życzenie szczególnie paskudnemu dżinowi, który je co prawda spełni, ale w niewłaściwy sposób.
- Oczywiście. Milion to milion. Chcesz milion, będzie milion… To za ile przylecisz? - zapytał głos w słuchawce.
Prasert przez chwilę kompletnie nie wiedział, co odpowiedzieć.
- A gdzie dokładnie mam przylecieć? Jakieś lotnisko mi polecasz? - zapytał. To było w sumie sensowne pytanie, a na dodatek mógł tym kupić sobie nieco czasu.
Uchylił drzwi do sypialni i zerknął do środka. Czy Nina spała, czy może już się rozbudziła na dobre?
Nina znów zasnęła. Wyraźnie przez niedostatki energetyczne, potrzebowała dużo więcej snu, tak jak i większość domowników…
- Hm, polecam lotnisko Ronaldsway na Isle of Man. Tam mógłbym cię odebrać i pojechalibyśmy we właściwe miejsce? - zaproponował głos.
- Mhm… - Prasert mruknął pod nosem. Nazwa tego lotniska kompletnie nic mu nie mówiła, ale też nie spodziewał się niczego innego.
- A po tym jakbyś nam pomógł, dobilibyśmy transakcji… Gdy już ten Gwiazdkowy sztorm ustanie - dodał.
- Czy jest tam szczególnie niebezpiecznie? - zapytał Privat i od razu poczuł się głupio, kiedy tylko zadał to pytanie. - No pewnie, że jest, prawda? - westchnął. - Napiszę ci wiadomość z godziną i dniem przylotu. Spróbuję dostać się tam najszybszym samolotem, jeżeli jest taka konieczność. Jak cię rozpoznam na lotnisku?
- Będę mieć zieloną chustkę na szyi - oznajmił głos po drugiej stronie słuchawki. Zdawał się podekscytowany tym, że Prasert przybędzie.
- No dobrze - westchnął Privat. - Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał.
- Cieszę się, że przyjedziesz, może pomożesz ocalić życia wielu ludzi - oznajmił głos.
Zdawało się jasne, że to było jego ostatnie pytanie przed rozłączeniem się. Potarł oczy, po czym prędko odsunął komórkę od ucha i włączył głośnomówiący. Wyszedł z aplikacji telefonu i wszedł w notatnik. Utworzył nową notatkę z pojedynczym słowem “Ronaldsway”. Po chwili namysłu dopisał “Isle of Man”. Już miał zapisać, kiedy uznał, że doda jeszcze wzmiankę o zielonej chustce.
Notatka była gotowa. Jedynym co mu pozostało, to porozmawiać w tej sprawie z Niną i udać się w owe miejsce… Tylko może nie o tak wczesnej porze.
Westchnął i wszedł do sypialni. Podszedł do stolika, na którym znajdował się jego laptop. Delikatnie podniósł klapę i nacisnął przycisk. Ekran rozświetlił się i wnętrze urządzenia zaczęło cicho buczeć. Prasert miał nadzieję, że to nie obudzi Niny. Chciał sprawdzić loty z Ravenny do Isle of Man. Nie sądził, żeby były bezpośrednie. Gdyby należał do IBPI, to mógłby skorzystać z Portalu… być może. A tak miał do wyboru tylko te opcje, które posiadali również zwykli śmiertelnicy. Prasertowi to nie do końca odpowiadało, bo miał ochotę tam pojawić się, wykonać co trzeba i prędko zniknąć. Najlepiej zanim ktokolwiek zauważy. Włączył przeglądarkę i zaczął wyszukiwać połączenia.
Znalazł lot na jutrzejsze popołudnie, z przesiadką w Londynie. To, albo zapyta Morozow o jej zdanie. Kobieta jednak zdawała się w mocnym śnie i szum komputera jej nie zbudził. Tak naprawdę mógł od razu zarezerwować bilet, ale czy zamierzał lecieć sam, czy zabrać kogoś ze sobą?
Kogo takiego mógł wziąć? Nina musiała zostać z dziećmi. Nie było mowy, żeby Prasert wziął Agana lub Nagę z sobą, więc Morozow musiała opiekować się nimi tutaj. Sunan jedynie plątałaby się pod nogami. Pozostali Warun, Alexiei i Han. Nie mógł zabrać ich wszystkich. Przynajmniej dwie osoby musiały opiekować się Niną i dziećmi. Najlepiej Warun i któryś z dwóch chłopaków. Co znaczyło, że Prasert mógłby wziąć z sobą Alexieia lub Hana. Czy obydwoje byli w tej chwili dostępni?
Obaj byli również w rezydencji, więc mógł wybrać dowolnie. Jeden i drugi znali sztuki walki. Alexiei wyczuwał energie, dzięki swojemu Skorpionowi, a poza tym panował nad ogniem, a tymczasem Han miał Skorpiona języków i władał cieniami. Mógł sobie więc dobrać towarzysza i był pewien, że żaden mu nie odmówi.
Prasert pomyślał, że weźmie z sobą Alexieia. A do plecaka Przędzarza. Chyba że zostałby wykryty na lotnisku… ale to zdawało się raczej mało prawdopodobne… Mógłby zapakować go do walizki, wcześniej zostawiając w niej nieco otworów. Chociaż… co gdyby się zdusił w luku bagażowym? Nie mógł pozwolić na to, żeby umarł w taki głupi sposób. Privat podszedł do Niny i delikatnie pogłaskał go po ramieniu. Chciał ją zapytać, jak dokładnie przetransportowali Nagę, Przędzarza i Pnącze do Ravenny. Sam Privat w tym czasie głównie spał i to reszta zajmowała się wszystkim. Prasert na samym początku korzystania ze swoich mocy był bardzo zmęczony, dopiero później doszedł do siebie.
A poza tym chciał porozmawiać z nią na temat wylotu na Isle of Man.

Co prawda Nina zasnęła, ale nie potrwało Prasertowi długo, by ją obudzić. Poruszona, mruknęła cicho i wzięła głębszy wdech, by następnie poruszyć głową i obrócić się w stronę Privata.
- M? - zapytała półprzytomnie, przecierając oczy wierzchem dłoni.
- Lecę dzisiaj na wyspę niedaleko Wysp Brytyjskich. Nazywa się Isle of Man. Myślałem o tym, żeby wziąć z sobą Alexieia. Zostaniesz tutaj z pozostałymi, zaopiekuj się nimi - rzekł, bo to brzmiało dumnie, ale w rzeczywistości bardziej chciał, aby to inni opiekowali się nią. - Ach i jeszcze myślałem o tym, żeby wziąć Przędzarza, ale nie wiem, jak go przeszmuglować przez lotnisko. Jak to zrobiliście, lecąc z Tajlandii do… Nina… Słuchasz mnie? Rozbudziłaś się już może? - zapytał, kiedy naszły go wątpliwości.
- Wtedy były jeszcze niezbyt duże… Przetransportowaliśmy je pod ubraniami przez Portal… Ciebie samolotem… - odpowiedziała zaspana Morozow.
- Pod ubraniami… - Prasert zmarszczył brwi. - Cholera. I to jeszcze Portal na dodatek - westchnął.
- Czemu lecisz na Isle of Man? - zapytała, bo informacje chyba zaczęły do niej docierać.
Nie wiedział, co odpowiedzieć, bo sam w pełni tego nie rozumiał.
- Muszę pomóc Gwieździe Energii, to ona zapewne pomoże mi - powiedział. - To tak w wielkim skrócie. Okazuje się, że są tam jakieś dzieci wcześniejszego wcielenia Phecdy i mam nasączyć je swoją energią. Bo walczą z… wcześniejszym wcieleniem Gwiazdy Energii…? - próbował to sobie przypomnieć. - To zagmatwane i wcale mój rozmówca nie zaczął od początku. Coś mi mówi, że to byłaby wtedy bardzo długa rozmowa.
Nina milczała chwilę…
- Gwiazda Energii, przydałaby nam się teraz bardzo - zauważyła. Westchnęła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:22   #549
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Wiem. Dlatego powiedziałem, że nie będę zwlekał i postaram się przybyć tak szybko, jak to tylko możliwe - Privat mruknął pod nosem. - Choć nie do końca chcę opuszczać Ravennę… i ciebie, skarbie - przysunął się i pocałował delikatnie jej usta. Odsunął się i złapał ją za dłonie.
- Jeśli dzięki temu będziesz miał do niej dostęp to weź Alexieia i lećcie. Zadbam o wszystkich… - obiecała mu po czym uniosła się na łokciach i również pocałowała go czule.
Prasert pogłębił pocałunek. Podniósł dłoń i wsunął je we włosy kobiety. Było w tym wszystkim coś zachłannego i tęsknego… jak gdyby obawiał się, że widzi ją po raz ostatni. Że wyleci do obcej krainy i już nigdy z niej nie powróci. To wydawało się głupie i bezsensowne, ale ciężko było walczyć z własnymi myślami.
- Postaram się wrócić tak szybko, jak to możliwe - obiecał.
- Mhm… I masz się nie pakować w kłopoty… - nakazała mu jego partnerka. Przytuliła się do niego i zasnęła.
- Skarbie… właśnie po to tam jadę - szepnął Prasert, ale Morozow już spała.

***

Alexiei był nieco zaskoczony, ale gdy Prasert wyjaśnił mu powód ich wyprawy, zgodził się towarzyszyć mu bez chwili wahania. Lot miał się odbyć o godzinie piątej trzydzieści po południu, więc wyruszyli na lotnisko odpowiednio wcześniej.
Zaskakująco samolot zdawał się być dość pełny, choć ani nie była to pora na loty międzykrajowe, zwłaszcza do Anglii, ani czas ferii…

Londyn przywitał ich deszczową pogodą. Prasert był w tym miejscu pierwszy raz w życiu i nie miał nawet za wiele czasu, by zwiedzić to niezwykłe miasto. Ich kolejny samolot miał odlecieć za godzinę i jedyne na co mogli sobie pozwolić to kawa i wyjście przed budynek lotniska, by rozejrzeć się po okolicy. Czerwone dwupiętrowe autobusy rozchlapywały deszczowe kałuże. Ludzie pod czarnymi parasolami biegali, starając się schować przed marudną pogodą. Wszyscy na około mówili po angielsku. Privat poczuł się jak w filmie…
- Wypijemy kawę? - zaproponował Alexiei wsadzając ręce do kieszeni i obserwując ludzi na zewnątrz.
- Tak… - Prasert odpowiedział po chwili zwłoki. Patrzył we wszystkie strony. Anglia skutecznie go rozpraszała.
Dziwnie było wyjść z domu do ludzi i to na dodatek do tak wielkiego ich zbiorowiska, jakim była stolica Wielkiej Brytanii. Privat czuł się oszołomiony. Do tej pory spędzał czas głównie w posiadłości ze swoją sektą, smokiem oraz krakenem. Raz na jakiś czas wychodził do Ravenny, ale zazwyczaj nie miał najmniejszego powodu, by to robić. Dlatego też pozostawał w rezydencji, ewentualnie trenował na świeżym powietrzu. Czuł się w tej chwili, jak gdyby wypadł z buszu. Kompletnie dziki i do końca nie wiedzący, jak się zachować. To, że znajdował się w obcym kontynencie i kraju również nie pomagało się oswoić. W Bangkoku również panowały tłumy, jednak… to było coś kompletnie innego.
- Czuję się dziwnie, mając przy sobie tylko ciebie - powiedział Prasert do Alexieia. - Zawsze byłeś jedną z wielu osób, bez urazy. Teraz mam poczucie, że mogę polegać tylko na tobie. Hmm… - mruknął pod nosem, idąc w stronę kawiarni.
- Cóż, też przywyklem do tego, że jesteśmy otoczeni naszą grupą… Ale nie martw się, nawet we dwóch, sądzę, że z potencjalnym problemem świetnie sobie poradzimy. Możesz na mnie polegać - obiecał mu Rosjanin.
- W to nie wątpię. Dlatego cię z sobą wziąłem - rzekł Prasert, choć tak właściwie Woronow do tej pory wcale nie udowodnił swojej wartości...
Kawa była dość droga, ale adekwatnie smaczna, przynajmniej jak na standardy angielskie. W końcu Prasert codziennie rano pijał włoską, świeżą kawę, trudno było znaleźć coś lepszego, niż to… Nie było jednak źle.

Lot na Isle okazał się jednak mniej przyjemny. Lecieli w drugiej klasie i jakieś rozkapryszone dziecko całą drogę postanowiło drzeć japę, informując wszystkich pasażerów o swoim niezadowoleniu. Matka wyglądała, jakby już dawno straciła słuch i tylko machinalnie próbowała je uciszać…
- Przepraszam, czy można byłoby być nieco ciszej? - Prasert zapytał uprzejmie. - Zawsze Wielka Brytania kojarzyła mi się z dżentelmenami, również takimi miłymi.
Mówił tonem zarezerwowanym do interakcji z dziećmi. Był pouczający, nieco stonowany i bez wątpienia protekcjonalny. Spoglądał na chłopca, mówiąc to, jednak miał nadzieję, że przesłanie trafi w pierwszej kolejności do matki.
- Nathanielu… Słyszysz? Proszę… - powiedziała kobieta do chłopca. Ten zerknął na Praserta i zamilkł. Miał może sześć latek. Gapił się na niego wielkimi oczami. Zdawał się nigdy nie widzieć Azjaty…
Privat również czuł się dziwnie nieśmiało wśród tyle osób rasy kaukaskiej. Nawet we Włoszech obracał się jedynie wśród Azjatów, nie licząc jednej Rosjanki i jednego Rosjanina.
- Pan ma czarne oczy i czarne włosy… - powiedział mały jakby chciał dotknąć.
Prasert nie miałby nic przeciwko temu, o ile chłopiec by nie pociągnął. Nie zamierzał jednak nachylać się do niego, aby umożliwiać takie dzikie rzeczy.
- Tak. Od urodzenia - Privat dodał. - Czy teraz będziesz grzeczny? - zapytał. - Lot wcale nie trwa długo i nie chcesz zasmucić mamy, która… - Prasert kontynuował, ale doszedł do wniosku, że za bardzo w to brnie. - Na pewno również chciałaby trochę spokoju - dokończył.
- Ale mama obiecała, że poleci z nami też Benjamin, a nie leci… A ja chciałem z Benjaminem… - oznajmił mały Nathaniel i zrobił nachmurzoną minę. Kobieta westchnęła.
- To jego starszy brat, gra w zespole muzycznym, obiecał, że poleci z nami do dziadków, ale wypadł mu dodatkowy koncert i w ostatniej chwili nie mógł… - powiedziała kobieta, przepraszającym tonem. Cały samolot zdawał się odetchnąć z ulgą, że ktoś zdołał poskromić tego małego krzykacza. Nawet nie trzeba było wytaczać ciężkich dział. Privat spodziewał się, że matka i dziecko będą równie nieznośni i może nawet dojdzie do rękoczynów. Okazało się jednak, że przynajmniej tego dnia wiara w człowieka została jeszcze zachowana.
- Mój przyjaciel pięknie gra na gitarze i trochę mnie uczył również - powiedział Prasert. - Jaka szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą instrumentu. Mógłbyś trochę zagrać i rozweselić Nathaniela. Choć wtedy pewnie reszta pasażerów na ciebie przeniosłaby ciężkie spojrzenia - zaśmiał się pod nosem, teraz patrząc na Rosjanina.
- Myślę, że byłaby to odrobina ulgi po koncercie tego młodzieńca - stwierdził Alexiei.
- Z takim głosem Nathanielu to mógłbyś śpiewać w zespole… - dodał. Nathaniel zrobił wielkie oczy.
- Mamo! Ja chcę śpiewać w zespole Benjamina! - oznajmił chłopiec. Matka posłała Alexieiowi spojrzenie, jakby był doktorem Frankensteinem i właśnie stworzył potwora…
- Tak kochanie, zapytasz go o to, gdy wrócimy od dziadków… - odpowiedziała cierpliwie.
- Tak, tak tak! - ucieszył się chłopiec. Kobieta zaczęła grzebać w torbie i dała mu komiks z Kaczorem Donaldem.
- Masz, poczytaj sobie… - wcześniej już próbowała mu go dać, ale chłopiec nie chciał w swej złości i histerii. Teraz przyjął komiks i zaczął czytać machając nogami zadowolony z siebie. Woronow wzruszył ramionami i odetchnął z ulgą. Wyglądał, jakby miał już od dwudziestu minut migrenę.
Prasert zaśmiał się krótko i wesoło. Cała ta scena rozbawiła go. Wydawała się taka… mimo wszystko normalna i niewinna. Kiedy on po raz ostatni był normalny i niewinny? Dawno temu. Przebywanie z dziećmi odmładzało człowieka.
- Sam bym poczytał taki komiks - Prasert mruknął pod nosem i wyjrzał przez okno. Dopilnował tego, żeby miał miejsce, które by mu to umożliwiło. Nie był w stanie jednak zbyt wiele zobaczyć w tych warunkach pogodowych, o tej porze roku i w tej godzinie. Dlatego spojrzał ponownie na swojego towarzysza.
- Boli cię głowa? - zapytał.
- Trochę, ale jeśli będzie teraz resztę drogi cicho, to mi minie… - Alexiei dał mu do zrozumienia, że powodem jego bólu był chłopiec. Nie można mu się było dziwić… Nawet Privatowi dzwoniło początkowo w uszach.
- Hmm… - Prasert mruknął.
Zamknął oczy i skoncentrował się. Lekko zagryzł wargę. Następnie przysunął się i pocałował Woronowa w skroń.
- Teraz lepiej? - zapytał.
To, że bolała go głowa to jedno, ale może udałoby mu się wyleczyć ból Alexieia. Wiedział, że pewnie zaraz sam minie, ale jednak czuł się niezręcznie ze świadomością, że ktoś z jego roju czuje się niekomfortowo.
Jego oczy na krótką chwilę stały się błękitne i Alexiei aż cały sapnął. Spojrzał na Praserta, a potem rozejrzał się, czy ktoś to widział. Wszyscy zdawali się odreagowywać po drącym się chłopcu. Woronow kiwnął głową i uśmiechnął się lekko.
- Mhm… Dużo lepiej… Dziękuję - powiedział cicho i podniósł dłoń. Pogładził nią ramię Praserta. Znów rozsiadł się w swoim fotelu i wyglądał rzeczywiście dużo lepiej. Wcześniej jego mina wyrażała ten ból, który odczuwał.
I Privat od razu poczuł się lepiej. Pomyślał potem, że niegdyś myśl pocałowania mężczyzny w miejscu publicznym kompletnie by go zmierziła. Teraz robił takie rzeczy spontanicznie. Doszedł do wniosku, że w pewnym momencie Prasert umarł, żeby drugi Prasert mógł się narodzić. To tyczyło się wielu drobnych rzeczy. Kompletnie zmienił się styl jego życia, więc sam również był już innym człowiekiem.
- Na lotnisku powinien czekać na nas ten mężczyzna. Rozpoznamy go po chustce - dodał. - Pewnie lot nie będzie trwał aż tak długo, więc odpocznijmy chwilę jeszcze - rzekł. Oparł głowę o szybę i przymknął oczy.

***

Lotnisko Ronaldsway nie należało ani do największych, jakie Prasert widywał w filmach, ani też nie było na nim zbyt wielu samolotów. Uznał więc, że zdecydowanie nie będzie trudno odnaleźć im w hali przylotów osoby, z którą mieli się spotkać. Miał notatkę, w której zapisał informację o zielonej chustce. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza i mimo, że całą podróż z Ravenny aż tu, w większości przesiedział, Prasert czuł się nieco zmęczony.
Po odebraniu swojego bagażu, który składał się z dwóch niewielkich walizek, bo nie planowali zostawać tu zbyt długo, ruszyli ruchomymi schodkami na dół. Tak jak się spodziewał, nie było tu zbyt wielu ludzi… Dostrzegł zegar cyfrowy, który wskazywał godzinę, kilka kawiarni, sklep z gazetami, a także Hot Dogami.
Kątem oka dostrzegł odcień zielony.
- O kurwa… - odezwał się szeptem obok niego Alexiei. Patrzył w stronę, gdzie Privatowi wydawało się, że dostrzegł poszukiwany kolor.
Na jednej z ławek poczekalni siedział chłopak. Był nieco przygarbiony, miał na sobie kurtkę w panterkę i jaskrawożółte adidasy. Do tego jasne spodnie, różowy plecak Hello Kitty, który idealnie komponował się z jego różowymi włosami… I chyba najnormalniejszym elementem jego wyglądu była właśnie ta biedna, nie pasująca do niczego, zielona chustka na jego szyi…
- Przez telefon wcale tak nie wyglądał… - szepnął Prasert pod nosem.
Skrzywił się lekko. Czy to był jakiś żart? Kirill wysłał mu na spotkanie jakiegoś pedałka? Chłopak nie wydawał się kompetentny w żadnej kwestii, może jedynie do bycia pieprzonym. Jednak Privat przypomniał sobie swoje ostatnie myśli w samolocie. Jak to się zmienił i teraz miał otwarty umysł. I w ogóle. Uznał, że da mu szansę.
- Czy to pan… - zapomniał jego nazwiska.
Po prostu stanął przed nim i patrzył w jego oczy. Były całkiem ładne. A także… dziwne. Prasert nie wiedział do końca dlaczego, ale kompletnie nie pasowały mu do reszty tej osoby.
Chłopak podniósł wzrok na Alexieia, a potem na Praserta. Wyglądał na rozpogodzonego, ale kiedy już otworzył usta, by coś powiedzieć, wypuścił powietrze z płuc. Jego oczy stały się puste, i jakby wyblakły. Spoważniał i siedział w kompletnym bezruchu.
- Złoto, którego szukasz jest blisko… - powiedział enigmatycznie, ale nim Prasert zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, chłopak mrugnął i uniósł brwi. Jego mina znów stała się taka jak wcześniej. Wstał.
- Pan Cuddleton? Niezwykle mi miło - powiedział i wyciągnął rękę do Praserta ze szczerym uśmiechem.
- W rzeczywistości Prasert Privat, ale nie lubię podawać nazwiska przez telefon - rzekł Tajlandczyk. Spojrzał na dłoń i uścisnął ją, choć spodziewał się jakiegoś podstępu. - Snuggles Cuddleton to imię i nazwisko, którym mogą nazywać mnie jedynie moje kochanki i kochankowie. Czy na pewno pan nadal chce tak się do mnie zwracać?
“Co za creep”, pomyślał. Złoto, którego szukasz, jest blisko. Co to miało być, darmowa przepowiednia? Brzmiało tanio, zwłaszcza w połączeniu z różowym plecaczkiem i takimi samymi włosami mężczyzny.
Różowowłosy skrzywił się lekko.
- Prasert Privat lepiej do pana pasuje. Jestem Kit Kaiser, a to jak mniemam pana... towarzysz… - zdawał się ugryźć w język by nie powiedzieć kochanek, ale pauza wskazywała, że dokładnie to miał na myśli. Kit zrobił się jakoś dodatkowo spięty, co przy jego dziwnej prezencji było tylko kolejnym dziwnym dodatkiem.
- Miło mi pana poznać - rzekł Prasert.
- Zabierzemy się autem do Douglas… To miasteczko kawałek stąd, po drodze wytłumaczę panom co się tutaj działo i do czego potrzebujemy pomocy… - wyjaśnił. Zdawał się rozkojarzony i jakby powtarzał sobie kilka razy ten cały tekst, nim go wypowiedział, bo brzmiał trochę jak telefoniczna sekretarka.
- A po drodze moglibyśmy wstąpić do jakichś sklepów… skorzystalibyśmy z pana modowych porad… bardzo potrzebuję osobistego fashionisty - Prasert mówił złudniczo uprzejmym głosem, tak że nie można było go od razu oskarżyć o toksyczny sarkazm. Nawet jeśli właśnie nim się posługiwał. - Wszyscy mówią mi, że nie mam stylu. To mój odwieczny problem. Czy jest choćby najmniejsza szansa, że to się wreszcie zmieni? - stulił dłonie.
Kit uniósł brwi i zdawał się szczerze… uradowany.
- Oczywiście, jeśli tylko czuje pan taką potrzebę. Jednak trudno nam będzie o porządny sklep po drodze, większość trasy to pola.
- Nie znajdziemy na nich nic, co by się nadawało? - Prasert wydawał się zaskoczony.
- Dopiero w Douglas jakieś się znajdą. No i jest trochę późno, ale jeśli pan zechce, poradzę coś… Oh… - entuzjazm Kaisera zwiędnął. Przyjrzał się Prasertowi.
- Pan sobie ze mnie kpi? Nie szkodzi. Tak to już jest z artystami, że są niedoceniani… Zapraszam - ruszył przodem, chyba nieco urażony.
Woronow zdawał się powstrzymywać od parsknięcia już dobre dziesięć minut.
- Zapamiętam sobie, panie Cuddleton - szepnął do Praserta, kiedy szli po drodze do wyjścia.
Privat uśmiechnął się do niego… i nagle naszła go ochota na seks. Taki spontaniczny, radosny i szybki. Był w dobrym nastroju. Spodziewał się jakiegoś twardego gościa, a napotkał chłopaczka, którym mógł zacząć pomiatać od pierwszej chwili. Kiedy jednak już ustaliła się hierarchia dominacji, Prasert zaczął odczuwać wyrzuty sumienia. Przyspieszył nieco.
- Artysta? Jesteś artystą? Przepraszam za moje nastawienie, ale nieczęsto spotyka się dojrzałych mężczyzn z plecaczkiem Hello Kitty i różowymi włosami. Najgorsza jednak jest ta panterka. To jakiś manifest? To ma coś znaczyć? Chyba dobrze wiesz, że ludzie będą oceniać cię po tym ubiorze. Chociaż to nie jest kompletnie moja sprawa i przepraszam, że się wtrącam - powiedział.
Prasert był przyzwyczajony do tego, że mieszkał z pięciorgiem osób, których był królem. Przywykł do władzy i myśl, że niektórzy ludzie mogli posiadać swoje własne, niepodległe mu życie wydawała się czasami zaskakująca.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:23   #550
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kaiser zerknął na niego. Udali się do jasnożółtego samochodu. Zdawał się być w stanie pomieścić pięć osób. Dla trzech był więc idealny. Chłopak otworzył auto kluczem.
- Jestem artystą, projektuję… Różne rzeczy… To nie tak, że nie jestem świadomy, że ludzie się na mnie patrzą. Po prostu nie zwracam na to uwagi, chodzę tak jak mi się podoba i jest mi wygodnie. Lubię panterkę - oznajmił. Zdawał się mieć bardzo indywidualne podejście do świata, co więcej nie trzymał się ogólno przyjętych norm, miał własne zdanie i nie omieszkał go odważnie prezentować. Był kompletnie niepodległy jakimkolwiek prawom. Mimo, że wyglądał dziwacznie i bardzo młodo, miał dość silne poczucie własnego, oryginalnego ja. Takie wrażenie odniósł Prasert.
Alexiei wsiadł do tyłu. Privat mógł wybrać czy usiądzie obok Kaisera z przodu, czy też obok Woronowa na tylnym siedzeniu.
Rosjanina miał na co dzień. Uznał, że usiądzie obok Kita. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał tak długo z żywym, kompletnie niezależnym człowiekiem. To było wręcz fascynujące.
- To w sumie w wielu punktach jesteśmy tacy sami. Tylko ja staram się ukrywać to, że żyję w wielkim dystansie do wszelkich norm. Natomiast ty wręcz przeciwnie, chcesz, by inni widzieli, jaki jesteś wyjątkowy. A jesteś? - zapytał Prasert. - Jesteś wyjątkowy?
Napomniał się, żeby znów się nie śmiać z Kaisera, choć tak łatwo było stroić sobie z niego żarty.
- Oczywiście, że jestem. Księżniczka zawsze mówi, że w każdym z nas drzemie coś wyjątkowego - oznajmił Kit. Odpalił silnik, kiedy wszyscy już usiedli. Wyjechał z miejsca parkingowego i wprost na drogę wyjazdową z terenu lotniska. Czekało ich sporo trasy, o czym Prasert nie wiedział, a miał się wkrótce przekonać.
Kaiser opowiedział im o jegomościu, który został zamknięty pod jeziorem. Opowiedział o Mooinjer veggey i o tym, że pomagają im powstrzymać tę istotę. Opowiedział też o tym, że jego szefowa stara się wszystkiemu zaradzić, ale wszyscy obawiają się, że może zginąć i nie dać rady i dlatego przyszła mu do głowy myśl, że skoro wróżki traciły energię, to sprowadzenie kogoś, kto ma w sobie moc jednego z ich rodziców może im pomóc.
- Czyli mogę tworzyć hybrydy z innymi Gwiazdami? - Prasert tyle z tego wszystkiego wyciągnął. - To pewnie silniejsze dzieci, niż te pochodzące tylko ze mnie. Choć kto to wie… - zawiesił głos.
Może po prostu dużo więcej czasu w inkubatorze potrzebował smok i kraken, żeby się w pełni rozwinąć. A takie wróżki pewnie od razu pojawiły się na świecie kompletnie do niego przystosowane i pełne energii… której teraz im brakowało.
- Myślę, że powinienem w takim razie zemścić się za moje poprzednie wcielenie. Chociaż tyle. Czy tego właśnie chcesz? - zapytał Phecdę, choć mogło to być mylące dla jego towarzyszy podróży.
- W jaki sposób zemścić? Co masz na myśli? - zapytał Kit. Zerknął lekko z ukosa na Praserta.
- Z tego, co zrozumiałem, to ten mężczyzna robi krzywdę mooinjer veggey. A one są z kolei dziećmi poprzedniej Phecdy. Jak zostaniesz kiedyś rodzicem, to to zrozumiesz - mruknął Privat.
Osobiście chciałby, żeby jego następca kompletnie rozpierdolił osobę, która wyrządziłaby szkodę Nadze lub Aganowi. Prasert miał wrażenie, że to rozumiało się samo przez się.
- No… No tak...To ma sens - stwierdził różowowłosy i wrócił do bycia bardziej skupionym na jeździe.
W pewnym jednak momencie podróży zatrzymał samochód po środku… dosłownie niczego. W pobliżu było kilka starych zabudowań, po drugiej stronie ulicy kilka drzew i jakieś krzewy.
- Wysiądziemy tu na moment, bo to ważne… - powiedział Kaiser, nie wyłączał świateł, ale zablokował auto i odpiął pasy i wysiadł. Czekał, aż Prasert i Alexiei też to zrobią. Woronow wzruszył ramionami zdezorientowany, ale wyszedł na zewnątrz.
- Wy również macie takie pełne pęcherze? - zapytał Privat.
Zażartował, ale tak właściwie było w tym ziarenko prawdy… nie skorzystali z łazienki po przylocie i to mógł być drobny błąd.
- Albo to, albo chcesz nas zastrzelić na kompletnym pustkowiu - uśmiechnął się pod nosem, bo jednak nie spodziewał się, żeby w tym różowym plecaczku czaiły się gnaty.
Wysiadł na zewnątrz. Spojrzał na Woronowa, a potem na różowowłosego.
- Niee, po prostu ta wyspa ma pewien obyczaj, stworzony przez wróżki… Czy właściwie ludność, która je czciła. Podejdźcie tam - wskazał krzewy.
- I powiedzcie ‘Dzień dobry wróżkom’. To takie powitanie, które ma pokazać, że okazuje im się szacunek, no i gdyby tego nie zrobić, to ponoć przynosi pecha - oznajmił Kit.
Prasert zaśmiał się.
- Myślisz, że wróżki, dzieci mojego poprzednika, rzucą na mnie klątwę, bo nie przywitałem się z nimi w drodze do ratowania ich? To byłoby dość zaskakujące - rzekł. Spojrzał na krzaki. - Skąd wiesz, że znajdują się właśnie w tych krzakach? To jakieś znane naokoło krzaki?
Wcale mu na to nie wyglądało.
- To miejsce nazywa się Fairy Bridge - powiedział Kaiser, jakby tłumacząc gdzie się znajdują i jakby to miało być wyjaśnieniem.
- Może ciebie nie, ale twojego kolegę czemu nie - powiedział, próbując wybrnąć.
- Hmm… - Prasert zastanowił się. - Kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda…
Ruszył przed siebie, stąpając po moście. Wcześniej sądził, że Kit wybrał kompletnie przypadkowe miejsce, ale jeżeli to rzeczywiście było jakieś znane wszystkim miejsce… i na dodatek powiązane z wróżkami… To być może byłby w stanie wczuć się w okoliczną aurę i przynajmniej zobaczyć, co się działo z mooinjer veggey. Nawet nie śmiał marzyć o tym, że w ten sposób byłby w stanie przesłać im nieco własnej energii. Przymknął oczy i przykucnął w połowie mostu. Dotknął dłonią podłoża.
- Witajcie, wróżki - szepnął, koncentrując się.
Nic się nie działo. Jedynie wiatr szumiał wśród liści pobliskich drzew. Alexiei powtórzył powitanie i Kit klasnął w dłonie.
- Dobra, to myślę, że można już wracać do auta… - oznajmił, kiedy zamarł w pół ruchu. Na masce samochodu siedziała dziewczyna. Jej oczy delikatnie połyskiwały na niebiesko i zielono. Jej skóra zdawała się niezdrowo, nierealnie wręcz blada i miała bardzo eleganckie rysy twarzy. Uważnie obserwowała trzech panów. Miała na sobie półprzezroczystą sukienkę i podkulone nogi. Zdawała się zafascynowana osobą Praserta.
Ten podszedł w jej stronę.
- Fascynujące - rzekł. - Czy rozumiesz, co do ciebie mówię? - zapytał.
Postać była przepiękna i przynajmniej na pierwszy rzut oka zdawała się inteligentna. Privat doceniał kunszt swojego poprzedniego wcielenia. Niełatwo byłoby stworzyć tak wierną imitację człowieka, która miała na dodatek ją przewyższyć. Bo chyba takie było założenie.
Dziewczyna obserwowała go i kiwnęła głową.
- Rozumiem… - powiedziała. Jej głos był piękny. Melodyjny. Jak śpiew ptaków i szum strumyka. Podniosła się i uśmiechnęła uradowana.
- Jeśli tu jesteś, to nic nam już nie grozi… Uratujesz nas - ucieszyła się wyraźnie - zdawała się odrobinę infantylna, albo oderwana z tego świata, ale nie można jej się było dziwić, w końcu była wróżką. Kit tymczasem był cały spięty.
- Podążałaś za nami, czy przyszłaś z… nie wiem skąd, bo Gwiazda Życia tu jest? - zapytał. Zdawał się mieć już styczność z wróżkami i nie należał do najbardziej ufnych w stosunku do nich, z tylko sobie znanego powodu.
Prasert nie był w stanie się jej bać. Przecież cała jej moc pochodziła z blasku, który bił w głębi jego własnej duszy. Choć jeśli wziąć pod uwagę opowieść Kita… to jedynie połowa mocy, gdyż drugą podarowała jej Gwiazda Losu. To jednak niewiele zmieniało.
- Przybyłaś na moje wezwanie? - Prasert w sumie zadał pytanie Kaisera, tylko w innej formie. - Miło mi cię spotkać - uśmiechnął się uprzejmie, stojąc przed maską samochodu i wróżką. - Jak masz na imię?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Apsaras - przedstawiła się.
- Co? - Prasert zapytał. - To prawdziwe imię? - zerknął na Alexieia.
- Czy jedziesz nam pomóc? Czy mogę wam towarzyszyć? - zapytała lekko podekscytowanym głosem.
- A czemu jesteś tutaj z nami, a nie z nimi? - odpowiedział Prasert. - Lepiej w grupie podróżować, zawsze raźniej.
“I dlatego prawie całą swoją zostawiłem w Ravennie”, pomyślał po chwili. Spojrzał na piękną istotę. Chyba nie była jakąś pułapką. Wydawała się miła i cudowna. To brzmiało naiwnie, jednak Privat postanowił jej zaufać. Może nie powierzyłby jej własnego życia, ale też nie sądził, by Apsaras miała mu je odebrać. Również uświadomił sobie, że Apsaras czytane od tyłu układało się w Sara Spa. Brzmiało jak kontakt z książki telefonicznej kogoś, kto bardzo o siebie dbał.
Apsaras przechyliła głowę.
- Zostałam posłana, by ci towarzyszyć, reszta moich braci i sióstr jest w tej chwili zajęta walką, lub obroną, lub próbami leczenia. Nasza energia tu jest bardzo osłabiona, zanika, ponieważ nie ma już dawnych Gwiazd, a są teraz nowe… - powiedziała nieco smutno. Wsiadła do samochodu.
- To może ja usiądę teraz z przodu - zaproponował Alexiei, by Prasert mógł usiąść obok wróżki i dalej z nią rozmawiać. Kit rzecz jasna zasiadł w fotelu kierowcy.
Privat usiadł na tylnym siedzeniu i czekał, aż wszyscy będą gotowi i wyruszą w dalszą drogę.
- A kto cię posłał? I skąd wiedzieliście, że przybędę? Kit wam mnie obiecał? - Prasert pytał. - Czy mogę dotknąć twojej dłoni? - dodał jeszcze i wyciągnął w stronę Apsaras swoją własną.
Był ciekawy, czy coś poczuje. Byłoby miło zweryfikować opowieść nieznajomego różowowłosego i przekonać się, ile tak naprawdę Phecdy czaiło się we wróżce.
- Książę i Księżniczka… Znaczy się… Już tylko ona, jego wysokość niestety stracił dziś życie… - powiedziała. Zdawało się, że Apsaras była posłańcem nie pierwszy raz.
Prasert autentycznie zasmucił się. To nie brzmiało zbyt optymistycznie i wesoło.
- Zawsze czuwałam nad Mostem i tymi, którzy witają mój lud - czyli w tych klątwach mogło być ziarnko prawdy. Apsaras wyciągnęła do niego dłoń. Kiedy ją wziął, zauważył, że jej była ciepła, delikatna i miła w dotyku… A gdy się skupił. Uderzył go puls. Phecda w nim wręcz poruszył się i chciał przejąć kontrolę. Wyczuwał swoją energię, zdecydowanie osłabioną i potrzebującą pomocy. Wróżka otworzyła lekko usta wstrzymując oddech i zarumieniła się. Czuł, że może i dwie Gwiazdy współtworzyły tę rasę, ale ich cała energia powstawała dzięki woli Phecdy, w końcu to przez seks Mooinjer veggey używały czarów, nabywały energii, leczyły się i okazywały większość emocji.
Prasert skoncentrował się i dał jedną iskrę Apsaras. Nie wiedział, w jak tragicznym stanie jest reszta mooinjer veggey i jak wiele siły będzie potrzebował za chwilę. Natomiast słyszał już o tym, że przynajmniej część postradała życie, więc nie zapowiadało się to zbyt dobrze. Privat posiadał w sobie bardzo skończony rezerwuar mocy, który mógł napełnić poprzez seks z Alexieiem. Jednak nie były to ogromne ilości energii. Zazwyczaj czerpał z trzech mężczyzn i to ledwo co wystarczało na karmienie dzieci. Teraz musiał dokonać większych cudów i zaczął się lekko stresować. A co, jeśli nie będzie w stanie? Jeśli nie wykrzesze z siebie wystarczająco dużo energii? Dlatego też postanowił szanować jej rezerwuar…

Dojechali do niewielkiego miasta… Choć zapewne na standardy tej wyspy mogło być duże, ale jednak Prasert wychowywał się w tętniącym życiem Bangkoku. Tutaj zdawało mu się, jakby był na wsi, mimo, że budynki były dość nowe i solidne. Przejechali jednak to miejsce i udali się do jakiegoś hotelu.
- Zatrzymuję się chwilowo tu i potrzebujemy nieco czasu. Staram się bowiem namierzyć szefową. Po całej dzisiejszej walce została zabrana i kiedy już to zrobimy, wszyscy się tam udamy… - Kit wyjaśnił.
Alexiei sapnął.
- Nie wiem, czy bardziej potrzebuje do łazienki, czy coś zjeść… - mruknął. Tymczasem Apsaras wyszła z auta. Zdawała się pełna energii i niemal skakała z nogi na nogę. Prasert miał wrażenie, że była… pijana… Pijana od ładunku, który jej podarował. Chichotała i chciała go przytulać.
Prasert wyciągnął dłonie i przytulił ją tak, jak tego chciała.
- Jakie masz umiejętności? Ty i reszta mooinjer veggey? W jaki sposób jesteście w stanie walczyć z wrogiem? Miło byłoby wiedzieć, na co mogę liczyć z waszej strony.
Apsaras wtuliła się w niego i westchnęła, wdychając jego zapach. Nie było w tym nic seksualnego, zdawała się traktować go jakby był jej opiekunem.
- M… Zmieniamy postacie. Potrafimy hipnotyzować i usypiać poprzez pył… A także część z nas potrafi władać bronią białą - wyjaśniła.
- A ty? Umiesz te wszystkie rzeczy? - zapytał Prasert. - Jak dowolna jest zmiana postaci? Chodzi na przykład tylko o rysy twarzy, czy też potrafiłabyś zmienić się w niedźwiedzia lub dinozaura… albo coś jeszcze większego? Poza tym jesteście widzialne przez zwykłych ludzi? Kit i Alexiei zdają się cię dobrze dostrzegać… - mruknął.
Szli wspólnie do budynku hotelu. Apsaras opowiadała.
- Potrafimy przybierać postać dowolnego zwierzęcia, które żyje na wyspie. Specjalnie uzdolnione jednostki mogą zmieniać się w bardziej egzotyczne stworzenia, a nawet przemieniać w jakąś osobę, jeśli chcą. Nie wszystkie z nas mogą pokazać się ludziom, ale odkąd wymiar w którym żyjemy się zapada… Staje się to bardziej powszechne - powiedziała smutno.
- Co się robi…? - Prasert zawiesił głos. - Wymiar się zapada? Gdzie? - rozejrzał się dookoła, jakby spodziewając się dziwnych wybrzuszeń lub zbiegnięć przestrzeni w polu widzenia. - To jakaś metafora mam nadzieję… - zerknął na nią, jakby nie będąc pewny, czy wierzyć w to, co mówiła. Nikt nie rzucał takich bomb przypadkowo.
- Nie… Zaczęliśmy tracić energię, a im mniej jej mieliśmy, tym trudniej nam było utrzymać pieczę nad potworem… I zdołali go uwolnić, a uwolniony, potwór wdarł się do naszego wymiaru i pokonał naszą królową… Matkę pary książęcej… My… Ja i ci bardziej bystrzy, którzy byli w stanie pojawiać się w świecie ludzi, rozumiemy, że nasz wymiar teraz zniknie… I że stracimy nasz dom… - powiedziała trzymając jego ramię i idąc obok.
- Nie mam już łez, żeby płakać, już dziś wszystkie uroniłam - powiedziała jeszcze i uśmiechnęła się smutno.
- Ach… to wy macie własny wymiar? Kto ten wymiar stworzył?
Nie wydawało mu się, że był w stanie stworzyć cały wymiar… Może to była sprawka Gwiazdy Losu? Ale co miał los do wymiarów? To było zaskakujące. Poza tym też smutne, ale Prasert nie mógł tak naprawdę ubolewać nad takimi konceptami, jak zapadające się domy wróżek, czy coś w tym stylu. To wydawało się zbyt surrealistyczne, żeby było prawdziwe. Choć z drugiej strony Privat żył w surrealizmie.
- Pierwsze z Mooinjer veggey. Miały dużo więcej mocy i sił niż my… Energia rozrzedzała się przez kolejne pokolenia… - powiedziała w zadumie.
- Nie martw się, damy radę - rzekł Privat. - Jaki tak właściwie mamy plan działania? Zameldujemy się i co potem? - teraz spojrzał bardziej na Kita.
Weszli do lobby i udali się do windy.
- Skontaktuję się z moją towarzyszką, która miała za zadanie wraz z resztą wróżek…
- Mooinjer veggey - poprawiła go Apsaras.
- No… - dodał Kit. - Wraz z resztą wyszukują punkt, gdzie trzymana jest szefowa. Wtedy się tam udamy by im pomóc. Sądzę, że kop energii od ciebie im się przyda i zdołają dzięki niemu obezwładnić Duncana - powiedział Kit, a wróżka na to imię syknęła, jakby zabluźnił.
- Duncana? Duncan to ten zły, tak? - zapytał Prasert, rozglądając się po otoczeniu. W tej akurat chwili nie było zbyt interesujące. Windy na całym świecie wyglądały tak samo.
- Tak przedstawia się właśnie poprzednia Gwiazda Energii. Jego właściwe imię i nazwisko brzmią inaczej, ale nie ma sensu o tym mówić - Kit wyjaśnił.
Skierowali się na drugie piętro, a następnie do pokoju numer 43. Były w nim dwa pokoje z łóżkami. Jeden salonik z kanapą i fotelami. Każda sypialnia miała swoja łazienkę. Był też niewielki taras. Nastole rozstawiono laptop. Prasert widział na nim jakieś pliki video. Nie zdążył jednak doczytać tytułów. Kit zamknął urządzenie. Oglądanie nowego apartamentu nieco rozproszyło Privata, bo miał już pytać o imię i nazwisko obecnej Gwiazdy Energii. Zamiast tego sprawdzał właśnie, czy w łazience są darmowe próbki szamponów, płynów do mycia ciała i balsamu. Wrócił z niej, kiedy Kaiser przemówił.
- Siadajcie, rozgośćcie się. W tej mini lodówce mam jakieś napoje. Chcieliście skorzystać z łazienek, to proszę - powiedział i wyjął komórkę. Zaraz wyszedł na taras do kogoś zadzwonić. Apsaras rozglądała się z zaciekawieniem po otoczeniu. Alexiei udał się do toalety, tak jak potrzebował. Kaiser tymczasem chyba zdołał się do kogoś dodzwonić, bo rozpoczął intensywną rozmowę.
Prasert żałował, że nie skorzystał od razu z toalety, kiedy już w niej był. Rosjanin zdążył go uprzedzić. Tajlandczyk westchnął i otworzył lodówkę. Osiągnął ten dziwny stan, w którym jednocześnie miał przepełniony pęcherz i chciało mu się pić. Wziął piwo. Jeszcze nie zamierzał go otwierać. Pomyślał, że przecież jest tu również druga sypialnia, a w niej druga łazienka. Skierował się w tamtą stronę. Oczywiście, że chciał podsłuchać Kita, jednak zignorował ten cichy podszept z tyłu głowy. Postanowił, że zachowa choć trochę godności.
Nim Prasert wrócił z łazienki, usłyszał już głos Kaisera, wróżki, a po chwili i Alexieia. Gdy wyszedł, dostrzegł, że rozmawiali. Apsaras siedziała w jednym z foteli, a Alexiei stał za nim. Kit zamknął drzwi na taras.
- Znaleźli trop. Ponoć teraz czekają na odpowiedni moment, więc… Więc sądzę, że mamy jakieś trzydzieści minut na odpoczynek i powinniśmy ruszać. Polecam krótką drzemkę, albo medytację Zen - zaproponował. Następnie udał się do pokoju, z którego wyszedł Prasert, ściągając marynarkę w panterkę. Wyglądało na to, że zamierzał iść się przebrać w coś bardziej adekwatnego.

***

Znaleźli się w pobliżu obiektu, który musiał być jakimś opuszczonym magazynem, lub składem. Stały tu jeszcze cztery inne samochody, ale to nie było dla Praserta ważne. Nie mógł się skoncentrować. Od momentu, kiedy znaleźli się w okolicy, to co odczuwał, całkowicie zagłuszało jego zdolność do myślenia. Bujał się pomiędzy ogromnymi ładunkami energii życia, a powalającym źródłem energii życia, które pulsowało, aż paliło. Zaschło mu w gardle, takie poczuł łaknienie posiadania jej. Poruszył się i dostrzegł, że wszyscy na niego patrzą.
- Pra...rt? - poruszyły się usta Woronowa.
- Prasert? Słuchasz? - dźwięk jakby powrócił do obrazu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172