Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:22   #548
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
***


Trzy i pół tygodnia później.
15.12.2010, Ravenna. Godzina 05:34.

Telefon Praserta zaczął brzęczeć na szafce nocnej.
To była godzina, która uniwersalnie przez wszystkich ludzi zostawała przeznaczona na sen. Czy ktoś lubił wstawać rano, czy też sypiać bardzo długo, po piątej nie lubił budzić się nikt. Nawet jeśli musiał, bo na przykład wstawał rano do pracy… Privat nie wstawał. O piątej trzydzieści był zazwyczaj dopiero w połowie nocnego wypoczynku. Zazwyczaj zasypiał mniej więcej o pierwszej i spał do dziewiątej lub dziesiątej, jeśli poprzedniego dnia nieco bardziej się zmęczył na treningu z Warunem.
- Nina, wyłącz to kurewstwo - mruknął przez sen, tylko trochę rozbudzony.
Morozow zaczęła macać, wyszukując swojego telefonu. Wzięła go.
- Mm… Kotku, ale to nie mój… - sapnęła. Rzeczywiście, to wydzwaniał telefon Privata. Po jego stronie łóżka.
- To znowu jakaś kurwa dzwoni z twojej pracy…
To było już dość skomplikowane zdanie i Prasert musiał się już nieco bardziej wybudzić, żeby podzielić się nim z Niną. Nawet otworzył oczy i odkrył, że rzeczywiście to jego komórka brzęczała na stoliku obok. Wtedy też rozpoznał swój dzwonek.
- Sunan nie zadzwoniła do matki wczoraj - Privat nagle zrozumiał.
To już raz się zdarzyło przed dwoma tygodniami. Sunan zapomniała o codziennym telefonie i ich matka dostała ataku paniki o szóstej rano. Gdzie były ich dzieci? Czemu nagle zniknęły? Czy były zamieszane w mafię, na przykład poprzez dawną pracę Sunan? Prasert nie dziwił się rodzicom, że nie zawsze byli do końca spokojni. To w sumie było niedopowiedzenie. Jednak nie mógł rzucić wszystkiego i wrócić do Bangkoku. Miał tutaj już własne życie. Mimo to czuł się kiepskim synem i dlatego tydzień temu wysłał do Tajlandii dziesięć fotografii. Bardzo grzecznych i niewiele mówiących. Uśmiechał się z Sunan tu, uśmiechał się z nią tam. Trzy zdjęcia jak biegali z Warunem. Fotografie pewnie jeszcze nie dotarły do Bangkoku. Gdyby jego rodzice potrafili korzystać z internetu, to mógłby wysłać je błyskawicznie, jednak oni nie posiadali nawet komputera…
Złapał komórkę, aby zobaczyć, kto dzwonił. Choć był przekonany, że matka.
Litery w jego telefonie układały się w imię i nazwisko.
Dzwonił ‘Kirill Kaverin’.
- Co się stało? - zapytał Prasert zmęczonym głosem.
- Dobrze… Poddaję się. Powiem ci gdzie znaleźć Gwiazdę Energii. Dostaniesz namiary, ale potrzebuję twojej pomocy… A dokładnie ktoś potrzebuje skontaktować się z tobą… To dość pilne - Kaverin zdawał się nie mniej zmęczony.
- Już ktoś się ze mną skontaktował - odpowiedział Privat. - Ty. Czy teraz w takim razie powiesz mi, gdzie znajdę twoją Amerykankę?
Czas uciekał… drastycznie. Prasert miał tylko kilka dni, żeby ją odnaleźć, zanim dojdzie do być może… najgorszego. Dzieci potrzebowały energii. A on nie mógł przelecieć całej Ameryki w poszukiwaniu tej właśnie gwiazdy.
- Jeśli pomożesz… Gdy wrócisz, zadzwoń do mnie, wtedy podam ci jej wszystkie dane - Kaverin zdawał się mimo wszystko nieugięty w tej kwestii. Nie zdawał się mu nie ufać, zdawał się w jakiś sposób trzymać za punkt honoru obronę prywatności Amerykanki przed interesami Privata.
- Gdy wrócę skąd, kurwa? - zapytał Prasert. Kirill nieco go już denerwował.
I to nie od dzisiaj. To, że blokował kontakt pomiędzy nim a Gwiazdą Energii Privat uważał za deklarację wrogości. Taką delikatną, ale jednak. Od tego zależało życie jego dzieci, a wcale nie planował zabić tej Amerykanki… Nie rozumiał skąd takie zachowanie Kirilla. Jednak nie raz w przeciągu ostatnich tygodni postanowił sobie, że się na nim zemści za to. Nie dzisiaj, nie jutro, może nawet nie w tym roku, lecz w końcu to nastąpi. Wszyscy w posiadłości Niny doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądała sytuacja i nastroje były koszmarne. Privat był kłębkiem nerwów.
- To już nie ja ci wyjaśnię. Sam nie do końca zrozumiałem co ta osoba, która zadzwoniła miała dokładnie na myśli, ale z tego co zrozumiałem, dotyczy to poprzedniej Gwiazdy Życia i jej dzieci, które potrzebują pomocy. Twojej - odpowiedział mu tym swoim zwyczajnym, zmęczonym tonem Kaverin. Choć w ostatnim czasie zdawał się jakby… Bardziej żywy, cokolwiek to oznaczało.
Prasert nie spodziewał się czegoś takiego. To, że była wcześniejsza Gwiazda Życia i jej dzieci istniały do dzisiaj… zdawało mu się przedziwne.
- Tak… i kurwa na tamtych dzieciach ci zależy, a na moich to nie? A gdyby nie potrzebowały mojej pomocy… co wtedy? W ogóle byś do mnie nie zadzwonił. Wiesz, ile razy ja próbowałem się z tobą skontaktować ostatnimi czasami?
- Nie było mnie w domu… - odpowiedział wymijająco Kaverin.
- Och… no tak. Wszystko jasne - głos Praserta promieniował sarkazmem.
- Koniec końców i tak byście się poznali. Jeśli cię uraziłem, to przepraszam. Podam ci telefon, zadzwoń, a tam dowiesz się o co chodzi… A potem podam ci informacje… - kontynuował Kirill.
- Ale mi kurwa nie chodziło nigdy o to, żeby koniec końców ją poznać, tylko chciałem… musiałem to uczynić teraz. Nie chodzi tutaj o urażenie mnie, bo to wcale nie jest kwestia mojej dumy, tylko… - już miał kontynuować, ale naprawdę nie miał siły i ochoty tłumaczyć jedno i to samo po raz kolejny. - Do kogo to będzie telefon? - zapytał, zmieniając już temat.
- Do… Pana Kaisera… - odpowiedział Kirill, w lekkim zwolnieniu, jakby czytał z kartki nazwisko.
- To ten zespół…? - Prasertowi coś kojarzyło się w głowie.
Był prawie pewien, że Alexiei słuchał pewnego dnia albumu, który miał na okładce takie właśnie słowo. Jednak Privat wnet uświadomił sobie, że na pewno nie o to chodziło Kaverinowi. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie do końca się wybudził.
- Kim jest ten pan Kaiser?
- Człowiekiem, który przedstawi ci informacje na temat tego kto i gdzie potrzebuje twojej pomocy… - odpowiedział Kaverin.
- A jaką mam gwarancję, że z kolei ja też otrzymam pomoc? - zapytał Privat.
- Nie oszukam cię. Pomóż im, a dostaniesz to czego potrzebujesz - powiedział rzeczowo Rosjanin.
- Ale co dokładnie mam zrobić? Gdzie i dlaczego… ach, to pewnie pytanie do tego Kaisera, tak? Czy mówi po angielsku? - zapytał Prasert. - Albo po rosyjsku, bo nie mam takiej wyobraźni, żeby uznać, że mógłby mówić po tajsku.
- Po angielsku. Za kilka chwil wyślę ci sms… Wróciłem już do siebie, więc będe również od tej pory normalnie pod telefonem - poinformował go Kaverin i w swoim zwyczaju, rozłączył się.
Jak zapowiedział, po chwili przyszedł sms z numerem.
- Czy to był ten Rosjanin? - zapytała sennie Nina. Przez ostatni tydzień była bardzo zmęczona.
- Nie martw się niczym skarbie - powiedział Prasert, wstając. - Tak, to on - rzekł, kiedy uświadomił sobie, że nie odpowiedział wcale na jej pytanie.
Wsunął stopy w pantofle i narzucił na siebie polar. Był grudzień i temperatury w nocy nie były wcale pieszczotliwe. Nina podkręciła już dawno temu ogrzewanie na maksa, jednak było nieco przestarzałe i nie obejmowało całej rezydencji. Choć dałoby pewnie radę, gdyby nie nieco nieszczelne okna. Za dnia było cieplutko, jednak nocą, a zwłaszcza nad ranem… nie. Zupełnie nie.
Prasert wyszedł na korytarz i wybrał numer.
Rozległy się trzy sygnały, po czym melodyjka… Prasert słyszał w słuchawce coś, co brzmiało jak intro do jakiejś bajki. Trwało chwilę, dzwoniąc mu w uchu, aż ktoś odebrał.
- Halo? - rozległ się głos jakiegoś chłopaka. Zdawał się zdezorientowany.
- Czy to pan Kaiser? - zapytał Prasert. - Dobry numer wybrałem?
Mówił powoli i wyraźnie. Nie lubił rozmawiać przez telefon, a na dodatek jeszcze w obcym języku. Czasami jego angielski plątał się momentami i ciężko go było zrozumieć. No ale dlatego właśnie Privat pragnął wejść w posiadanie Skorpiona.
- Kit… Tak. Dobry numer, ale kto mówi? - odezwał się znów głos po drugiej stronie.
- Pan Snuggles Cuddleton - odpowiedział Prasert zirytowanym głosem. - Ja od Kaverina.
Miał nadzieję, że to wszystko wytłumaczy głosowi po drugiej stronie. Zastanawiał się, co był w stanie z niego wyciągnąć. Wiek rozmówcy, jego akcent? Słuchał uważnie.
W telefonie nastąpiła chwila ciszy i ktoś się zapowietrzył.
- Niezmiernie mi miło panie Cuddleton… Musi pan być obecną Gwiazdą Życia! Potrzebuję pana pomocy. Są tu elfy, które są dziećmi poprzedniej Gwiazdy Życia i Losu i tylko one są w stanie pokonać poprzednią Gwiazdę Energii, która próbuje wymordować wszystkich. Grozi im niebezpieczeństwo i gdyby zechciał pan nam pomóc wesprzeć ich energią ich Życiodajcy, no to… Na pewno zdołalibyśmy ocalić świat. Mogę panu zaoferować dozgonną wdzięczność i co sobie pan jeszcze w zamian zażyczy - chłopak zdawał się strasznie podekscytowany.
- Elfy… Dzieci poprzednich Gwiazd Życia i Losu… poza tym Gwiazda Energii… Zdaje się, że gdzieś dzieje się bardzo dużo, a ja jestem obecnie bezczynny… Na czym dokładnie miałaby polegać moja pomoc? Rozumiem, że mam wesprzeć ich swoją energią, jednak w jaki dokładnie sposób. Bo nie zamierzam złożyć nikogo w ofierze - odpowiedział.
Jednocześnie zaczął się zastanawiać, jak mógłby uczynić coś takiego. Może wystarczyłoby, gdyby po prostu wszedł, poświecił Imago i wyszedł…
- No… Chyba w pierwszej kolejności powinieneś tu przylecieć. Wydaje mi się, że musisz być na miejscu, by wesprzeć ich swoją energią… A co dokładnie będziesz musiał zrobić, no to pewnie dowiesz się już tutaj… tak myślę… To co? Możemy liczyć na twoją pomoc? - zapytał i zabrzmiał jakby bardzo prosił.
- A jak bardzo ci na niej zależy? - odpowiedział Prasert. - Jestem w stanie wymienić moją energię za energię Gwiazdy… no cóż… Energii… To nieco skomplikowane - zagryzł delikatnie wargę. - A poza tym to chciałbym… e… milion dola… funtów… - dodał nieco tylko niepewnym głosem. Był ciekawy, jak daleko był w stanie posunąć się w żądaniach.
Głos po drugiej stronie telefonu milczał.
- Co do pierwszego, trzeba będzie się dowiedzieć czy można, bo nie do końca wiem co masz na myśli… Co do drugiego, zgoda - powiedział beztrosko Kit.
Privat zmarszczył brwi.
- Wiesz, ile to jest milion funtów, prawda? Mam na myśli funtów brytyjskich, jeżeli byłyby jakieś inne funty. I chodzi również o walutę, a nie jednostkę masy - Prasert zastrzegał.
Czuł się trochę jakby składał życzenie szczególnie paskudnemu dżinowi, który je co prawda spełni, ale w niewłaściwy sposób.
- Oczywiście. Milion to milion. Chcesz milion, będzie milion… To za ile przylecisz? - zapytał głos w słuchawce.
Prasert przez chwilę kompletnie nie wiedział, co odpowiedzieć.
- A gdzie dokładnie mam przylecieć? Jakieś lotnisko mi polecasz? - zapytał. To było w sumie sensowne pytanie, a na dodatek mógł tym kupić sobie nieco czasu.
Uchylił drzwi do sypialni i zerknął do środka. Czy Nina spała, czy może już się rozbudziła na dobre?
Nina znów zasnęła. Wyraźnie przez niedostatki energetyczne, potrzebowała dużo więcej snu, tak jak i większość domowników…
- Hm, polecam lotnisko Ronaldsway na Isle of Man. Tam mógłbym cię odebrać i pojechalibyśmy we właściwe miejsce? - zaproponował głos.
- Mhm… - Prasert mruknął pod nosem. Nazwa tego lotniska kompletnie nic mu nie mówiła, ale też nie spodziewał się niczego innego.
- A po tym jakbyś nam pomógł, dobilibyśmy transakcji… Gdy już ten Gwiazdkowy sztorm ustanie - dodał.
- Czy jest tam szczególnie niebezpiecznie? - zapytał Privat i od razu poczuł się głupio, kiedy tylko zadał to pytanie. - No pewnie, że jest, prawda? - westchnął. - Napiszę ci wiadomość z godziną i dniem przylotu. Spróbuję dostać się tam najszybszym samolotem, jeżeli jest taka konieczność. Jak cię rozpoznam na lotnisku?
- Będę mieć zieloną chustkę na szyi - oznajmił głos po drugiej stronie słuchawki. Zdawał się podekscytowany tym, że Prasert przybędzie.
- No dobrze - westchnął Privat. - Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał.
- Cieszę się, że przyjedziesz, może pomożesz ocalić życia wielu ludzi - oznajmił głos.
Zdawało się jasne, że to było jego ostatnie pytanie przed rozłączeniem się. Potarł oczy, po czym prędko odsunął komórkę od ucha i włączył głośnomówiący. Wyszedł z aplikacji telefonu i wszedł w notatnik. Utworzył nową notatkę z pojedynczym słowem “Ronaldsway”. Po chwili namysłu dopisał “Isle of Man”. Już miał zapisać, kiedy uznał, że doda jeszcze wzmiankę o zielonej chustce.
Notatka była gotowa. Jedynym co mu pozostało, to porozmawiać w tej sprawie z Niną i udać się w owe miejsce… Tylko może nie o tak wczesnej porze.
Westchnął i wszedł do sypialni. Podszedł do stolika, na którym znajdował się jego laptop. Delikatnie podniósł klapę i nacisnął przycisk. Ekran rozświetlił się i wnętrze urządzenia zaczęło cicho buczeć. Prasert miał nadzieję, że to nie obudzi Niny. Chciał sprawdzić loty z Ravenny do Isle of Man. Nie sądził, żeby były bezpośrednie. Gdyby należał do IBPI, to mógłby skorzystać z Portalu… być może. A tak miał do wyboru tylko te opcje, które posiadali również zwykli śmiertelnicy. Prasertowi to nie do końca odpowiadało, bo miał ochotę tam pojawić się, wykonać co trzeba i prędko zniknąć. Najlepiej zanim ktokolwiek zauważy. Włączył przeglądarkę i zaczął wyszukiwać połączenia.
Znalazł lot na jutrzejsze popołudnie, z przesiadką w Londynie. To, albo zapyta Morozow o jej zdanie. Kobieta jednak zdawała się w mocnym śnie i szum komputera jej nie zbudził. Tak naprawdę mógł od razu zarezerwować bilet, ale czy zamierzał lecieć sam, czy zabrać kogoś ze sobą?
Kogo takiego mógł wziąć? Nina musiała zostać z dziećmi. Nie było mowy, żeby Prasert wziął Agana lub Nagę z sobą, więc Morozow musiała opiekować się nimi tutaj. Sunan jedynie plątałaby się pod nogami. Pozostali Warun, Alexiei i Han. Nie mógł zabrać ich wszystkich. Przynajmniej dwie osoby musiały opiekować się Niną i dziećmi. Najlepiej Warun i któryś z dwóch chłopaków. Co znaczyło, że Prasert mógłby wziąć z sobą Alexieia lub Hana. Czy obydwoje byli w tej chwili dostępni?
Obaj byli również w rezydencji, więc mógł wybrać dowolnie. Jeden i drugi znali sztuki walki. Alexiei wyczuwał energie, dzięki swojemu Skorpionowi, a poza tym panował nad ogniem, a tymczasem Han miał Skorpiona języków i władał cieniami. Mógł sobie więc dobrać towarzysza i był pewien, że żaden mu nie odmówi.
Prasert pomyślał, że weźmie z sobą Alexieia. A do plecaka Przędzarza. Chyba że zostałby wykryty na lotnisku… ale to zdawało się raczej mało prawdopodobne… Mógłby zapakować go do walizki, wcześniej zostawiając w niej nieco otworów. Chociaż… co gdyby się zdusił w luku bagażowym? Nie mógł pozwolić na to, żeby umarł w taki głupi sposób. Privat podszedł do Niny i delikatnie pogłaskał go po ramieniu. Chciał ją zapytać, jak dokładnie przetransportowali Nagę, Przędzarza i Pnącze do Ravenny. Sam Privat w tym czasie głównie spał i to reszta zajmowała się wszystkim. Prasert na samym początku korzystania ze swoich mocy był bardzo zmęczony, dopiero później doszedł do siebie.
A poza tym chciał porozmawiać z nią na temat wylotu na Isle of Man.

Co prawda Nina zasnęła, ale nie potrwało Prasertowi długo, by ją obudzić. Poruszona, mruknęła cicho i wzięła głębszy wdech, by następnie poruszyć głową i obrócić się w stronę Privata.
- M? - zapytała półprzytomnie, przecierając oczy wierzchem dłoni.
- Lecę dzisiaj na wyspę niedaleko Wysp Brytyjskich. Nazywa się Isle of Man. Myślałem o tym, żeby wziąć z sobą Alexieia. Zostaniesz tutaj z pozostałymi, zaopiekuj się nimi - rzekł, bo to brzmiało dumnie, ale w rzeczywistości bardziej chciał, aby to inni opiekowali się nią. - Ach i jeszcze myślałem o tym, żeby wziąć Przędzarza, ale nie wiem, jak go przeszmuglować przez lotnisko. Jak to zrobiliście, lecąc z Tajlandii do… Nina… Słuchasz mnie? Rozbudziłaś się już może? - zapytał, kiedy naszły go wątpliwości.
- Wtedy były jeszcze niezbyt duże… Przetransportowaliśmy je pod ubraniami przez Portal… Ciebie samolotem… - odpowiedziała zaspana Morozow.
- Pod ubraniami… - Prasert zmarszczył brwi. - Cholera. I to jeszcze Portal na dodatek - westchnął.
- Czemu lecisz na Isle of Man? - zapytała, bo informacje chyba zaczęły do niej docierać.
Nie wiedział, co odpowiedzieć, bo sam w pełni tego nie rozumiał.
- Muszę pomóc Gwieździe Energii, to ona zapewne pomoże mi - powiedział. - To tak w wielkim skrócie. Okazuje się, że są tam jakieś dzieci wcześniejszego wcielenia Phecdy i mam nasączyć je swoją energią. Bo walczą z… wcześniejszym wcieleniem Gwiazdy Energii…? - próbował to sobie przypomnieć. - To zagmatwane i wcale mój rozmówca nie zaczął od początku. Coś mi mówi, że to byłaby wtedy bardzo długa rozmowa.
Nina milczała chwilę…
- Gwiazda Energii, przydałaby nam się teraz bardzo - zauważyła. Westchnęła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline