Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:23   #550
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kaiser zerknął na niego. Udali się do jasnożółtego samochodu. Zdawał się być w stanie pomieścić pięć osób. Dla trzech był więc idealny. Chłopak otworzył auto kluczem.
- Jestem artystą, projektuję… Różne rzeczy… To nie tak, że nie jestem świadomy, że ludzie się na mnie patrzą. Po prostu nie zwracam na to uwagi, chodzę tak jak mi się podoba i jest mi wygodnie. Lubię panterkę - oznajmił. Zdawał się mieć bardzo indywidualne podejście do świata, co więcej nie trzymał się ogólno przyjętych norm, miał własne zdanie i nie omieszkał go odważnie prezentować. Był kompletnie niepodległy jakimkolwiek prawom. Mimo, że wyglądał dziwacznie i bardzo młodo, miał dość silne poczucie własnego, oryginalnego ja. Takie wrażenie odniósł Prasert.
Alexiei wsiadł do tyłu. Privat mógł wybrać czy usiądzie obok Kaisera z przodu, czy też obok Woronowa na tylnym siedzeniu.
Rosjanina miał na co dzień. Uznał, że usiądzie obok Kita. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał tak długo z żywym, kompletnie niezależnym człowiekiem. To było wręcz fascynujące.
- To w sumie w wielu punktach jesteśmy tacy sami. Tylko ja staram się ukrywać to, że żyję w wielkim dystansie do wszelkich norm. Natomiast ty wręcz przeciwnie, chcesz, by inni widzieli, jaki jesteś wyjątkowy. A jesteś? - zapytał Prasert. - Jesteś wyjątkowy?
Napomniał się, żeby znów się nie śmiać z Kaisera, choć tak łatwo było stroić sobie z niego żarty.
- Oczywiście, że jestem. Księżniczka zawsze mówi, że w każdym z nas drzemie coś wyjątkowego - oznajmił Kit. Odpalił silnik, kiedy wszyscy już usiedli. Wyjechał z miejsca parkingowego i wprost na drogę wyjazdową z terenu lotniska. Czekało ich sporo trasy, o czym Prasert nie wiedział, a miał się wkrótce przekonać.
Kaiser opowiedział im o jegomościu, który został zamknięty pod jeziorem. Opowiedział o Mooinjer veggey i o tym, że pomagają im powstrzymać tę istotę. Opowiedział też o tym, że jego szefowa stara się wszystkiemu zaradzić, ale wszyscy obawiają się, że może zginąć i nie dać rady i dlatego przyszła mu do głowy myśl, że skoro wróżki traciły energię, to sprowadzenie kogoś, kto ma w sobie moc jednego z ich rodziców może im pomóc.
- Czyli mogę tworzyć hybrydy z innymi Gwiazdami? - Prasert tyle z tego wszystkiego wyciągnął. - To pewnie silniejsze dzieci, niż te pochodzące tylko ze mnie. Choć kto to wie… - zawiesił głos.
Może po prostu dużo więcej czasu w inkubatorze potrzebował smok i kraken, żeby się w pełni rozwinąć. A takie wróżki pewnie od razu pojawiły się na świecie kompletnie do niego przystosowane i pełne energii… której teraz im brakowało.
- Myślę, że powinienem w takim razie zemścić się za moje poprzednie wcielenie. Chociaż tyle. Czy tego właśnie chcesz? - zapytał Phecdę, choć mogło to być mylące dla jego towarzyszy podróży.
- W jaki sposób zemścić? Co masz na myśli? - zapytał Kit. Zerknął lekko z ukosa na Praserta.
- Z tego, co zrozumiałem, to ten mężczyzna robi krzywdę mooinjer veggey. A one są z kolei dziećmi poprzedniej Phecdy. Jak zostaniesz kiedyś rodzicem, to to zrozumiesz - mruknął Privat.
Osobiście chciałby, żeby jego następca kompletnie rozpierdolił osobę, która wyrządziłaby szkodę Nadze lub Aganowi. Prasert miał wrażenie, że to rozumiało się samo przez się.
- No… No tak...To ma sens - stwierdził różowowłosy i wrócił do bycia bardziej skupionym na jeździe.
W pewnym jednak momencie podróży zatrzymał samochód po środku… dosłownie niczego. W pobliżu było kilka starych zabudowań, po drugiej stronie ulicy kilka drzew i jakieś krzewy.
- Wysiądziemy tu na moment, bo to ważne… - powiedział Kaiser, nie wyłączał świateł, ale zablokował auto i odpiął pasy i wysiadł. Czekał, aż Prasert i Alexiei też to zrobią. Woronow wzruszył ramionami zdezorientowany, ale wyszedł na zewnątrz.
- Wy również macie takie pełne pęcherze? - zapytał Privat.
Zażartował, ale tak właściwie było w tym ziarenko prawdy… nie skorzystali z łazienki po przylocie i to mógł być drobny błąd.
- Albo to, albo chcesz nas zastrzelić na kompletnym pustkowiu - uśmiechnął się pod nosem, bo jednak nie spodziewał się, żeby w tym różowym plecaczku czaiły się gnaty.
Wysiadł na zewnątrz. Spojrzał na Woronowa, a potem na różowowłosego.
- Niee, po prostu ta wyspa ma pewien obyczaj, stworzony przez wróżki… Czy właściwie ludność, która je czciła. Podejdźcie tam - wskazał krzewy.
- I powiedzcie ‘Dzień dobry wróżkom’. To takie powitanie, które ma pokazać, że okazuje im się szacunek, no i gdyby tego nie zrobić, to ponoć przynosi pecha - oznajmił Kit.
Prasert zaśmiał się.
- Myślisz, że wróżki, dzieci mojego poprzednika, rzucą na mnie klątwę, bo nie przywitałem się z nimi w drodze do ratowania ich? To byłoby dość zaskakujące - rzekł. Spojrzał na krzaki. - Skąd wiesz, że znajdują się właśnie w tych krzakach? To jakieś znane naokoło krzaki?
Wcale mu na to nie wyglądało.
- To miejsce nazywa się Fairy Bridge - powiedział Kaiser, jakby tłumacząc gdzie się znajdują i jakby to miało być wyjaśnieniem.
- Może ciebie nie, ale twojego kolegę czemu nie - powiedział, próbując wybrnąć.
- Hmm… - Prasert zastanowił się. - Kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda…
Ruszył przed siebie, stąpając po moście. Wcześniej sądził, że Kit wybrał kompletnie przypadkowe miejsce, ale jeżeli to rzeczywiście było jakieś znane wszystkim miejsce… i na dodatek powiązane z wróżkami… To być może byłby w stanie wczuć się w okoliczną aurę i przynajmniej zobaczyć, co się działo z mooinjer veggey. Nawet nie śmiał marzyć o tym, że w ten sposób byłby w stanie przesłać im nieco własnej energii. Przymknął oczy i przykucnął w połowie mostu. Dotknął dłonią podłoża.
- Witajcie, wróżki - szepnął, koncentrując się.
Nic się nie działo. Jedynie wiatr szumiał wśród liści pobliskich drzew. Alexiei powtórzył powitanie i Kit klasnął w dłonie.
- Dobra, to myślę, że można już wracać do auta… - oznajmił, kiedy zamarł w pół ruchu. Na masce samochodu siedziała dziewczyna. Jej oczy delikatnie połyskiwały na niebiesko i zielono. Jej skóra zdawała się niezdrowo, nierealnie wręcz blada i miała bardzo eleganckie rysy twarzy. Uważnie obserwowała trzech panów. Miała na sobie półprzezroczystą sukienkę i podkulone nogi. Zdawała się zafascynowana osobą Praserta.
Ten podszedł w jej stronę.
- Fascynujące - rzekł. - Czy rozumiesz, co do ciebie mówię? - zapytał.
Postać była przepiękna i przynajmniej na pierwszy rzut oka zdawała się inteligentna. Privat doceniał kunszt swojego poprzedniego wcielenia. Niełatwo byłoby stworzyć tak wierną imitację człowieka, która miała na dodatek ją przewyższyć. Bo chyba takie było założenie.
Dziewczyna obserwowała go i kiwnęła głową.
- Rozumiem… - powiedziała. Jej głos był piękny. Melodyjny. Jak śpiew ptaków i szum strumyka. Podniosła się i uśmiechnęła uradowana.
- Jeśli tu jesteś, to nic nam już nie grozi… Uratujesz nas - ucieszyła się wyraźnie - zdawała się odrobinę infantylna, albo oderwana z tego świata, ale nie można jej się było dziwić, w końcu była wróżką. Kit tymczasem był cały spięty.
- Podążałaś za nami, czy przyszłaś z… nie wiem skąd, bo Gwiazda Życia tu jest? - zapytał. Zdawał się mieć już styczność z wróżkami i nie należał do najbardziej ufnych w stosunku do nich, z tylko sobie znanego powodu.
Prasert nie był w stanie się jej bać. Przecież cała jej moc pochodziła z blasku, który bił w głębi jego własnej duszy. Choć jeśli wziąć pod uwagę opowieść Kita… to jedynie połowa mocy, gdyż drugą podarowała jej Gwiazda Losu. To jednak niewiele zmieniało.
- Przybyłaś na moje wezwanie? - Prasert w sumie zadał pytanie Kaisera, tylko w innej formie. - Miło mi cię spotkać - uśmiechnął się uprzejmie, stojąc przed maską samochodu i wróżką. - Jak masz na imię?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Apsaras - przedstawiła się.
- Co? - Prasert zapytał. - To prawdziwe imię? - zerknął na Alexieia.
- Czy jedziesz nam pomóc? Czy mogę wam towarzyszyć? - zapytała lekko podekscytowanym głosem.
- A czemu jesteś tutaj z nami, a nie z nimi? - odpowiedział Prasert. - Lepiej w grupie podróżować, zawsze raźniej.
“I dlatego prawie całą swoją zostawiłem w Ravennie”, pomyślał po chwili. Spojrzał na piękną istotę. Chyba nie była jakąś pułapką. Wydawała się miła i cudowna. To brzmiało naiwnie, jednak Privat postanowił jej zaufać. Może nie powierzyłby jej własnego życia, ale też nie sądził, by Apsaras miała mu je odebrać. Również uświadomił sobie, że Apsaras czytane od tyłu układało się w Sara Spa. Brzmiało jak kontakt z książki telefonicznej kogoś, kto bardzo o siebie dbał.
Apsaras przechyliła głowę.
- Zostałam posłana, by ci towarzyszyć, reszta moich braci i sióstr jest w tej chwili zajęta walką, lub obroną, lub próbami leczenia. Nasza energia tu jest bardzo osłabiona, zanika, ponieważ nie ma już dawnych Gwiazd, a są teraz nowe… - powiedziała nieco smutno. Wsiadła do samochodu.
- To może ja usiądę teraz z przodu - zaproponował Alexiei, by Prasert mógł usiąść obok wróżki i dalej z nią rozmawiać. Kit rzecz jasna zasiadł w fotelu kierowcy.
Privat usiadł na tylnym siedzeniu i czekał, aż wszyscy będą gotowi i wyruszą w dalszą drogę.
- A kto cię posłał? I skąd wiedzieliście, że przybędę? Kit wam mnie obiecał? - Prasert pytał. - Czy mogę dotknąć twojej dłoni? - dodał jeszcze i wyciągnął w stronę Apsaras swoją własną.
Był ciekawy, czy coś poczuje. Byłoby miło zweryfikować opowieść nieznajomego różowowłosego i przekonać się, ile tak naprawdę Phecdy czaiło się we wróżce.
- Książę i Księżniczka… Znaczy się… Już tylko ona, jego wysokość niestety stracił dziś życie… - powiedziała. Zdawało się, że Apsaras była posłańcem nie pierwszy raz.
Prasert autentycznie zasmucił się. To nie brzmiało zbyt optymistycznie i wesoło.
- Zawsze czuwałam nad Mostem i tymi, którzy witają mój lud - czyli w tych klątwach mogło być ziarnko prawdy. Apsaras wyciągnęła do niego dłoń. Kiedy ją wziął, zauważył, że jej była ciepła, delikatna i miła w dotyku… A gdy się skupił. Uderzył go puls. Phecda w nim wręcz poruszył się i chciał przejąć kontrolę. Wyczuwał swoją energię, zdecydowanie osłabioną i potrzebującą pomocy. Wróżka otworzyła lekko usta wstrzymując oddech i zarumieniła się. Czuł, że może i dwie Gwiazdy współtworzyły tę rasę, ale ich cała energia powstawała dzięki woli Phecdy, w końcu to przez seks Mooinjer veggey używały czarów, nabywały energii, leczyły się i okazywały większość emocji.
Prasert skoncentrował się i dał jedną iskrę Apsaras. Nie wiedział, w jak tragicznym stanie jest reszta mooinjer veggey i jak wiele siły będzie potrzebował za chwilę. Natomiast słyszał już o tym, że przynajmniej część postradała życie, więc nie zapowiadało się to zbyt dobrze. Privat posiadał w sobie bardzo skończony rezerwuar mocy, który mógł napełnić poprzez seks z Alexieiem. Jednak nie były to ogromne ilości energii. Zazwyczaj czerpał z trzech mężczyzn i to ledwo co wystarczało na karmienie dzieci. Teraz musiał dokonać większych cudów i zaczął się lekko stresować. A co, jeśli nie będzie w stanie? Jeśli nie wykrzesze z siebie wystarczająco dużo energii? Dlatego też postanowił szanować jej rezerwuar…

Dojechali do niewielkiego miasta… Choć zapewne na standardy tej wyspy mogło być duże, ale jednak Prasert wychowywał się w tętniącym życiem Bangkoku. Tutaj zdawało mu się, jakby był na wsi, mimo, że budynki były dość nowe i solidne. Przejechali jednak to miejsce i udali się do jakiegoś hotelu.
- Zatrzymuję się chwilowo tu i potrzebujemy nieco czasu. Staram się bowiem namierzyć szefową. Po całej dzisiejszej walce została zabrana i kiedy już to zrobimy, wszyscy się tam udamy… - Kit wyjaśnił.
Alexiei sapnął.
- Nie wiem, czy bardziej potrzebuje do łazienki, czy coś zjeść… - mruknął. Tymczasem Apsaras wyszła z auta. Zdawała się pełna energii i niemal skakała z nogi na nogę. Prasert miał wrażenie, że była… pijana… Pijana od ładunku, który jej podarował. Chichotała i chciała go przytulać.
Prasert wyciągnął dłonie i przytulił ją tak, jak tego chciała.
- Jakie masz umiejętności? Ty i reszta mooinjer veggey? W jaki sposób jesteście w stanie walczyć z wrogiem? Miło byłoby wiedzieć, na co mogę liczyć z waszej strony.
Apsaras wtuliła się w niego i westchnęła, wdychając jego zapach. Nie było w tym nic seksualnego, zdawała się traktować go jakby był jej opiekunem.
- M… Zmieniamy postacie. Potrafimy hipnotyzować i usypiać poprzez pył… A także część z nas potrafi władać bronią białą - wyjaśniła.
- A ty? Umiesz te wszystkie rzeczy? - zapytał Prasert. - Jak dowolna jest zmiana postaci? Chodzi na przykład tylko o rysy twarzy, czy też potrafiłabyś zmienić się w niedźwiedzia lub dinozaura… albo coś jeszcze większego? Poza tym jesteście widzialne przez zwykłych ludzi? Kit i Alexiei zdają się cię dobrze dostrzegać… - mruknął.
Szli wspólnie do budynku hotelu. Apsaras opowiadała.
- Potrafimy przybierać postać dowolnego zwierzęcia, które żyje na wyspie. Specjalnie uzdolnione jednostki mogą zmieniać się w bardziej egzotyczne stworzenia, a nawet przemieniać w jakąś osobę, jeśli chcą. Nie wszystkie z nas mogą pokazać się ludziom, ale odkąd wymiar w którym żyjemy się zapada… Staje się to bardziej powszechne - powiedziała smutno.
- Co się robi…? - Prasert zawiesił głos. - Wymiar się zapada? Gdzie? - rozejrzał się dookoła, jakby spodziewając się dziwnych wybrzuszeń lub zbiegnięć przestrzeni w polu widzenia. - To jakaś metafora mam nadzieję… - zerknął na nią, jakby nie będąc pewny, czy wierzyć w to, co mówiła. Nikt nie rzucał takich bomb przypadkowo.
- Nie… Zaczęliśmy tracić energię, a im mniej jej mieliśmy, tym trudniej nam było utrzymać pieczę nad potworem… I zdołali go uwolnić, a uwolniony, potwór wdarł się do naszego wymiaru i pokonał naszą królową… Matkę pary książęcej… My… Ja i ci bardziej bystrzy, którzy byli w stanie pojawiać się w świecie ludzi, rozumiemy, że nasz wymiar teraz zniknie… I że stracimy nasz dom… - powiedziała trzymając jego ramię i idąc obok.
- Nie mam już łez, żeby płakać, już dziś wszystkie uroniłam - powiedziała jeszcze i uśmiechnęła się smutno.
- Ach… to wy macie własny wymiar? Kto ten wymiar stworzył?
Nie wydawało mu się, że był w stanie stworzyć cały wymiar… Może to była sprawka Gwiazdy Losu? Ale co miał los do wymiarów? To było zaskakujące. Poza tym też smutne, ale Prasert nie mógł tak naprawdę ubolewać nad takimi konceptami, jak zapadające się domy wróżek, czy coś w tym stylu. To wydawało się zbyt surrealistyczne, żeby było prawdziwe. Choć z drugiej strony Privat żył w surrealizmie.
- Pierwsze z Mooinjer veggey. Miały dużo więcej mocy i sił niż my… Energia rozrzedzała się przez kolejne pokolenia… - powiedziała w zadumie.
- Nie martw się, damy radę - rzekł Privat. - Jaki tak właściwie mamy plan działania? Zameldujemy się i co potem? - teraz spojrzał bardziej na Kita.
Weszli do lobby i udali się do windy.
- Skontaktuję się z moją towarzyszką, która miała za zadanie wraz z resztą wróżek…
- Mooinjer veggey - poprawiła go Apsaras.
- No… - dodał Kit. - Wraz z resztą wyszukują punkt, gdzie trzymana jest szefowa. Wtedy się tam udamy by im pomóc. Sądzę, że kop energii od ciebie im się przyda i zdołają dzięki niemu obezwładnić Duncana - powiedział Kit, a wróżka na to imię syknęła, jakby zabluźnił.
- Duncana? Duncan to ten zły, tak? - zapytał Prasert, rozglądając się po otoczeniu. W tej akurat chwili nie było zbyt interesujące. Windy na całym świecie wyglądały tak samo.
- Tak przedstawia się właśnie poprzednia Gwiazda Energii. Jego właściwe imię i nazwisko brzmią inaczej, ale nie ma sensu o tym mówić - Kit wyjaśnił.
Skierowali się na drugie piętro, a następnie do pokoju numer 43. Były w nim dwa pokoje z łóżkami. Jeden salonik z kanapą i fotelami. Każda sypialnia miała swoja łazienkę. Był też niewielki taras. Nastole rozstawiono laptop. Prasert widział na nim jakieś pliki video. Nie zdążył jednak doczytać tytułów. Kit zamknął urządzenie. Oglądanie nowego apartamentu nieco rozproszyło Privata, bo miał już pytać o imię i nazwisko obecnej Gwiazdy Energii. Zamiast tego sprawdzał właśnie, czy w łazience są darmowe próbki szamponów, płynów do mycia ciała i balsamu. Wrócił z niej, kiedy Kaiser przemówił.
- Siadajcie, rozgośćcie się. W tej mini lodówce mam jakieś napoje. Chcieliście skorzystać z łazienek, to proszę - powiedział i wyjął komórkę. Zaraz wyszedł na taras do kogoś zadzwonić. Apsaras rozglądała się z zaciekawieniem po otoczeniu. Alexiei udał się do toalety, tak jak potrzebował. Kaiser tymczasem chyba zdołał się do kogoś dodzwonić, bo rozpoczął intensywną rozmowę.
Prasert żałował, że nie skorzystał od razu z toalety, kiedy już w niej był. Rosjanin zdążył go uprzedzić. Tajlandczyk westchnął i otworzył lodówkę. Osiągnął ten dziwny stan, w którym jednocześnie miał przepełniony pęcherz i chciało mu się pić. Wziął piwo. Jeszcze nie zamierzał go otwierać. Pomyślał, że przecież jest tu również druga sypialnia, a w niej druga łazienka. Skierował się w tamtą stronę. Oczywiście, że chciał podsłuchać Kita, jednak zignorował ten cichy podszept z tyłu głowy. Postanowił, że zachowa choć trochę godności.
Nim Prasert wrócił z łazienki, usłyszał już głos Kaisera, wróżki, a po chwili i Alexieia. Gdy wyszedł, dostrzegł, że rozmawiali. Apsaras siedziała w jednym z foteli, a Alexiei stał za nim. Kit zamknął drzwi na taras.
- Znaleźli trop. Ponoć teraz czekają na odpowiedni moment, więc… Więc sądzę, że mamy jakieś trzydzieści minut na odpoczynek i powinniśmy ruszać. Polecam krótką drzemkę, albo medytację Zen - zaproponował. Następnie udał się do pokoju, z którego wyszedł Prasert, ściągając marynarkę w panterkę. Wyglądało na to, że zamierzał iść się przebrać w coś bardziej adekwatnego.

***

Znaleźli się w pobliżu obiektu, który musiał być jakimś opuszczonym magazynem, lub składem. Stały tu jeszcze cztery inne samochody, ale to nie było dla Praserta ważne. Nie mógł się skoncentrować. Od momentu, kiedy znaleźli się w okolicy, to co odczuwał, całkowicie zagłuszało jego zdolność do myślenia. Bujał się pomiędzy ogromnymi ładunkami energii życia, a powalającym źródłem energii życia, które pulsowało, aż paliło. Zaschło mu w gardle, takie poczuł łaknienie posiadania jej. Poruszył się i dostrzegł, że wszyscy na niego patrzą.
- Pra...rt? - poruszyły się usta Woronowa.
- Prasert? Słuchasz? - dźwięk jakby powrócił do obrazu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline