Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:23   #551
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Privat przymknął oczy. Mocno zacisnął powieki. Pomasował skronie. Próbował odgonić te dziwne bodźce, które na niego działały, jednak nie był w stanie. Nie mógł z tym walczyć.
- T-to tutaj? - jego głos tylko trochę zadrżał, kiedy już postanowił się odezwać. - Potrzebuję jeszcze chwilki, żeby dojść do siebie. Niecodziennie znajduję się w takim otoczeniu… - zawiesił głos.
To, że był w stanie wypowiedzieć tyle zdań znaczyło, że wszystko zmierzało już w dobrym kierunku.
- Jasne… To ja wyjdę i rozejrzę się nieco… - powiedział Alexiei.
- To ja pójdę i dołączę do moich braci i sióstr. Dziękuję ci Gwiazdo Życia, Prasercie, że mogłam ci towarzyszyć w tej drodze - powiedziała wróżka. Pochyliła się i ucałowała go w policzek, po czym zmieniła się w sowę i wyleciała przez otwarte drzwi samochodu. Kit zdawał się na razie nie spieszyć z wysiadaniem, a im dłużej Prasert siedział, tym łatwiej docierało do niego co się działo i oswajał się ze swoimi odczuciami. Choć czuł się dziwnie nabuzowany. Jakby to była cisza przed burzą.
- Daj znać, gdy będziemy mogli iść - rzucił Kit. Prasert poczuł, jak w pewnym momencie Phecda poruszył się niespokojnie. Zdawał się czymś rozzłoszczony i gdy się na tym skupił, zarejestrował, że energia życia… Zniknęła nagle w tamtym budynku.
“Stary, musimy coś zrobić”, pomyślał Privat. Wydawało mu się oczywiste, że Phecda miał dostęp do jego umysłu i to usłyszał.
Tajlandczyk wyciągnął z plecaka czapkę z daszkiem i założył ją na głowę. Słońce raziło go, choć wcale nie było szczególnie intensywne. Zasunął zamek i założył torbę na plecy. Następnie wyszedł z samochodu. Trochę było mu szkoda, że wróżka go tak szybko opuściła. Poczułby się nieco bezpieczniej, mając ją przy sobie. Tak właściwie wcale nie czuł się przynajmniej w tej chwili zagrożony. Bardzo zirytowany, bolała go też głowa i czuł mocny stres, bolał go z tego powodu też brzuch. Zauważył, że spinał jego mięśnie od bardzo długiego czasu i do końca nie potrafił ich też rozluźnić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Alexieia. Też chciał zastanowić się, jak przebiegała droga do celu.
- Idziesz ze mną, czy zostajesz? - rzucił do Kaisera.
- Idę… - powiedział Kit. Wyszedł za nim i zamknął drzwi auta, jednak nie na klucz. Alexiei stał nieco dalej i obserwował magazyn z nieco niespokojną miną.
- Tam się dzieje coś niezbyt dobrego… - rzucił tylko, Privat miał wrażenie, że dostrzega jak tatuaż, który uczynił na swoim ogarze jarzy się delikatnym, pulsującym światłem. Po czym poczuł silne ukłucie bólu w klatce piersiowej. Zamroczyło go.
Załapał emocję strachu z umysłów wróżek, które musiały być w magazynie. Wyłapał umysł Apsaras. Zawołała go. Gasnąc. Phecda w nim wybuchnął złością. Prasert poczuł, ze te zasoby, które tak skrupulatnie chomikował… Że właśnie zostały nadszarpnięte…


- Nie ma czasu do stracenia! - zawołał.
Następnie zaczął wspinać się na szczyt wzniesienia, na którym znajdował się magazyn. Miał nadzieję jak najszybciej przebyć tę odległość. Patrzył na lewą kończynę górną, która uległa dziwnej transformacji. Wydawała się nie być wykonana z ludzkich tkanek, lecz czystej energii… Poruszył palcami. Wyglądały nieco tak, jakby zostały uformowane ze szkła. W każdej innej sytuacji przystanąłby i zaczął mniej lub bardziej panikować, lecz nie miał na to czasu. Najpewniej Phecda zmobilizowała się w nim do uczynienia czegoś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca…
Co to miało być?
Najpewniej ratunek dla mooinjer veggey…
Z każdym kolejnym krokiem kolejne pasemko jego kruczoczarnych włosów zaczął zmieniać kolor na niebieski. Wnet wszystkie jego włosy lewitowały. Zauważył to, bo strąciły z jego głowy czapkę. Wetknął ją za pasek spodni.

Kaiser dogonił pospiesznie Praserta, tymczasem Alexiei trzymał się nieco z tyłu, najpewniej zamierzając osłaniać ich, przed potencjalnym zagrożeniem z zewnątrz.

Gdy Kit otworzył drzwi, Prasert dostrzegł mnóstwo leżących na posadzce wróżek. To tylko sprawiło, że Phecda w nim mocniej się zeźlił. Zabijanie życia było złe… A zabijanie dzieci Gwiazdy Życia? Brakowało mu określeń. Wiedział instynktownie co należało uczynić.

Dostrzegł, że w głębi sali znajdowały się dwie postacie. Jedna przywiązana do krzesła, a druga stojąca nad nią. Kobieta i mężczyzna. Oboje… Rudowłosi. Jakieś wspomnienie zaiskrzyło w umyśle Praserta, ale nie było na nie teraz czasu. Najpierw musiał ożywić te wróżki, a one będą wiedziały co uczynić z tym potworem…

- Mooinjer veggey - szepnął Prasert.
Stał wyprostowany. Wyciągnął rękę w stronę tłumu porzuconych, nieżywych ciał. Czuł każde z nich z osobna. Nie żyły, jednak nie od długiego czasu. Ich dusze jeszcze wciąż nie opuściły ziemskich kotwic.
- Mooinjer veggey - powtórzył.
Blask bijący z dłoni Privat jakby zgęstniał i zaczął się skraplać. Zaczął opadać na podłogę. Było go coraz więcej i więcej. Zaczął rozprzestrzeniać się wokół w formie błękitnej mgły. Ta wnet dotarła do zwłok.
- Mooinjer veggey - Prasert rzekł po raz trzeci.
Wtedy też pojedyncze kończyny zmarłych zaczęły drgać.

Teraz całe ciało Tajlandczyka zaczęło wibrować błękitem. Światło, którym promieniował, było mocne. Delikatnie lewitował. Pojedyncze wróżki zaczęły powstawać. Pierwsza zeskoczyła jakaś młoda dziewczyna. Ruszyła w stronę przywiązanej kobiety i mężczyzny, ale Prasert przywołał ją do siebie. Przywoływał kolejne postaci. Coraz więcej wróżek powstawało ze zbiorowej mogiły.
- Coś jest… czy to… Przecież to niemożliwe… - mężczyzna w oddali przemówił, ale Privat w ogóle go nie usłyszał.
Podszedł do pierwszej dziewczyny.
- Jak się nazywasz? - zapytał.
- Moira - odpowiedziała krótko.
- Rozwiązuję cię i pozwalam ci chodzić - powiedział, kładąc błyszczącą dłoń na jej głowie. Wtedy też rozbłysnął z niej na krótki moment jeszcze mocniejszy blask, po czym lekko przygasł. Oczy dziewczyny zrobiły się dużo bardziej przytomne. Odwróciła się w stronę Duncana.
Tymczasem Privat podchodził do kolejnych mooinjer veggey. Wskrzeszał jedną po drugiej. Te szły prosto w stronę związanej kobiety i mężczyzny. Zaczęły oplatać go zielonymi pętami, i to całkiem sprawnie, ale Prasert tego nie obserwował. Był na to zbyt zajęty…

Wróżki zaczęły spętywać mężczyznę, który nie omieszkał wyrazić swego niezadowolenia. Im więcej ich Prasert ożywił, tym trudniej mu było, aż w końcu… Został pokonany… Przynajmniej tak wyczuł Privat. Obserwował całe wydarzenie i nie czuł żalu, w pewnym sensie, był zagniewany na tę istotę. Ziemia spękała, a on został wciągnięty w otchłań. Patrzył na rudowłosą, która znajdowała się na krześle, a ona zdawała się cierpieć wraz z nim. Ziemia w końcu zamknęła się. Pochłonęła Duncana. W magazynie zapanowała cisza. Mooinjer veggey były przemęczone po swym wskrzeszeniu. Poupadały na ziemię.
To samo zmęczenie… Zwaliło Praserta z nóg. Wykorzystał cały zapas energii Phecdy i czuł się wręcz oszołomiony. Wylądował na kolanach. Kit podszedł do niego i sprawdził czy wszystko w porządku. Pomógł mu nawet wstać.
W tym czasie po magazynie rozniósł się krzyk. Prasert spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł jak ciało kobiety było otulone przez złotą energię. Dotarło do niego na kogo patrzył. Ta rudowłosa, była obecną Gwiazdą Energii. Jej moc buchnęła, a on ją wyczuwał bardzo wyraźnie i Phecda też był jednak zbyt otumaniony, by cokolwiek z tym faktem zrobić. Jedyne o czym marzył, to by wynieść się stąd. Założył czapkę, a potem ją zdjął, jakby nie mogąc zdecydować co zrobić.

- Pieprzony Kaverin - warknął Prasert i ruszył w stronę wyjścia. Wcześniej jednak spojrzał na Kaisera. - Milion funtów brytyjskich.
- Tak, jak obiecywałem - mruknął Kit, choć niepewnie.
Obcy mężczyzna spojrzał raz jeszcze na Alice.
- Myślę, że kiedyś się jeszcze zobaczymy - westchnął.

Kobieta półprzytomnie zrobiła ruch głową przytakując mu.
Nie było sensu zostawać na miejscu. Prasert dostał to czego chciał. Wiedział gdzie była Gwiazda Energii i dostanie milion funtów. To był dobry dzień. Gdy ruszył do wyjścia natrafił w nim na Alexieia… Zrobiło mu się słabo i upadł, tracąc przytomność z przemęczenia.

***

Znajdował się na powierzchni swej wodnej przestrzeni. Delikatnie drżała. Była nienasycona… On też. Czuł dokładnie to samo… Znów był w tym miejscu, ale teraz był w pełni świadomy wszystkiego czego zapomniał wcześniej.
Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Nie sądził, że kiedyś wróci do tego miejsca. Przez chwilę zastygł w bezruchu, kontemplując. Myślał na temat wspomnień, które powróciły do jego głowy. Nie wiedział, co o tym sądził i jak się z tym wszystkim czuł. Wreszcie uznał, że jest mu wszystko jedno - byleby tylko wszyscy bezpiecznie dotarli do swoich domów. I żeby Naga i Agan otrzymali niezbędną dawkę energii. Trochę bolała go głowa i czuł się wykończony, jednak to było związane bardziej z jego ciałem… natomiast on tutaj znajdował się jedynie umysłem i nie pętały go ziemskie, materialne ograniczenia. Przynajmniej w teorii, bo wcale nie czuł się jednak aż tak dobrze.
- Rybki… - mruknął i rozejrzał się w poszukiwaniu małych stworzonek.
Chciał się z nimi pobawić. Tylko tyle i aż tyle. A potem położyć się na podwodnej powierzchni i odpocząć. Było tutaj spokojnie i chłodno. Bardzo lubił to miejsce. Nie znajdował się w nim sam, a jednak czuł się w nim bezpiecznie.
Rybki rzeczywiście dalej pływały. Zaraz wypłynęły do niego i zaczęły ocierać się o jego skórę. Zdawały się również nieco wyblakłe i zmęczone, ale to nie przeszkodziło im łasić się do Praserta.
Odpoczywał spokojnie przez pewien czas. Kiedy dosłyszał warknięcie. Pochodziło spod wody. Gdzieś z głębi.
Ciężko było się do tego przyzwyczaić, gdyż głębia morskiej toni znajdowała się nad głową Praserta. Grawitacja ciągnęła wszystko w górę. Choć może to po prostu on znajdował się do góry nogami, stąpając po tafli wody od tej drugiej strony. Przymrużył oczy i spróbował zlokalizować źródło odgłosu. Czy może jednak coś mu tu groziło? Poczucie bezpieczeństwa było kompletnie złudne? Czekał na rozwój wydarzeń. Miał wrażenie, że próby ucieczki nie miały sensu.
Gdy zaczął przyglądać się tafli wody, rybki patrzyły wraz z nim. Dostrzegł w otchłani sporą podwodną istotę, o niewidzących oczach. Na jej czole błyszczał się kryształ. Płynęła goniąc kogoś, kto jednak starał się przed nią uciekać. Była to kobieta… Przynajmniej tyle dostrzegł po jej nieco chaotycznych ruchach. Płynęła, ale istota ją raczej złapie w tym tempie.
… - pomyślał Prasert.
Nie spodziewał się czegoś takiego. Miał ochotę ich zatrzymać i nakrzyczeć na nich obydwoje. To była jego prywatna strefa sacrum, w której chciał odpocząć i zebrać siły. Natomiast w sam środek wpieprzyły się dwie postacie grające w berka. Dosłownie dziesięć sekund temu myślał o tym, jak tu jest spokojnie i przyjemnie. Natomiast teraz był świadkiem jakiegoś polowania, którego kompletnie nie rozumiał. Zanim zareagował w jakikolwiek sposób, spróbował rozpoznać kobietę lub też goniącą ją postać. Wciąż nie był pewny, po czyjej powinien znaleźć się stronie…
Był nieco za daleko, by dokładnie określić rysy twarzy kobiety… Ale dostrzegł rude włosy snujące się w toni wody.
- Hmm… - mruknął.
Jak wiele znał kobiet z rudymi włosami? Przymknął oczy i skoncentrował się. Czy miał w sobie choć kropelkę mocy? Nie łudził się, że posiadał choć trochę energii. Dosłownie przed chwilą stracił jej tak dużo… Mimo wszystko spróbował ją odnaleźć…
Poczuł słaby ładunek energii, ale zdawał się dość wystarczający, bo istota przestała gonić kobietę i zwróciła uwagę na blask. Kobieta tymczasem zdołała uciec i jak się Prasertowi zdawało, wymknąć się przez jakieś przejście… Zniknęła z jego toni.
- Idźcie i uspokójcie ją - Prasert powiedział do rybek i przekazał im tę ostatnią iskierkę.
Zerknął na dziwną postać z kryształem. Rzecz jasna chodziło mu o złagodzenie tej istoty, a nie kolejną delegację pocieszającą dla Gwiazdy Energii. Bo najpewniej to ona uciekała przed tym dziwnym stworzeniem.
“Ta ruda to nawet przez chwilę sobie spokojnie nie usiądzie”, pomyślał jeszcze.
Rybki podpłynęły do istoty. Ta obwąchała je, sapnęła i wydawała sie juz spokojna. Chyba broniła terenu przed obcą istotą w swojej sferze. Prasert dostrzegł w niewielkim odbiciu w wodzie, że rudowłosa wylądowała u siebie w ogrodzie. Zdawała się zestresowana i była cała mokra. Zdawała się zdezorientowana. Privat przeczuwał, że ona stale tak wyglądała. Nie widział jeszcze jakiejś innej miny na jej twarzy. Kiedy przybyły do niej rybki, pogłaskała je.
- Cześć malce… Wy mi nic nie zrobicie, prawda? - zdawała się ich nie pamiętać z poprzedniego razu.
Prasert natomiast zachwiał się i upadł na taflę wody. Był taki zmęczony… czuł się tak, jak gdyby zaatakowała go jakaś potężna hipoglikemia lub hipotermia. Był też coraz bardziej śpiący. Miał w sobie ostatni płomyczek, który tlił się wątle. Oddał go rybkom i został kompletnie wyczerpany. Czuł, jak tafla zaczyna go pochłaniać… Chyba nawet nie miał siły, żeby przebywać w Iterze… Czy to dlatego rybki od razu udały się po pomoc do Gwiazdy Energii? Chciały, aby ta uczyniła to samo, co poprzednim razem? No cóż, tym razem Prasert rzeczywiście tego potrzebował…
Powierzchnia wody rzeczywiście zaczęła go pochłaniać, jednak… Zamiast się obudzić. Zaczął spadać. I wylądował na ziemi. Uderzył plecami w trawę pod okwieconymi krzewami. Kręciło mu się w głowie. Za moment napadła go chmara rybek. A za nimi podeszła kobieta. Zamrugała i przyglądała mu się.
- Widziałam cię… Ty nam pomogłeś - zauważyła.
- Ech… tak - mruknął Prasert. Przymknął oczy. Wciąż nie otrzymał energii i przymierał niczym sim ze wszystkimi paskami potrzeb płonącymi w czerwieni.
- Jesteś Gwiazdą Życia, czyż nie? - zapytała.
- Snuggles Cuddleton - Privat przedstawił się. - To znaczy… jeśli chcesz mnie dobrze poznać… - jęknął i potarł skronie.
Rudowłosa obserwowała go uważnie.
- Dobrze się czujesz? - zapytała, jakby zatroskanym tonem. Prasert znów poczuł, jak Phecda łaknie energii i że ma świadomość, że jej źródło stało tuż przed nim.
- Uhm… nie - odpowiedział Prasert.
Przecież to chyba było oczywiste. Czemu Gwiazda Energii mu nie dawała tego, czego posiadała najwięcej? Nie chciała? Nie mogła. Bez znaczenia. Privat musiał czym prędzej zregenerować zapasy. Może gdyby obudził się, to zobaczyłby Alexieia… Mógłby go wykorzystać do odzyskania choćby podstawowych rezerw mocy.
- Potrzebuję seksu, jak najszybciej - wyjaśnił.
 
Ombrose jest offline