Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2020, 14:23   #551
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Privat przymknął oczy. Mocno zacisnął powieki. Pomasował skronie. Próbował odgonić te dziwne bodźce, które na niego działały, jednak nie był w stanie. Nie mógł z tym walczyć.
- T-to tutaj? - jego głos tylko trochę zadrżał, kiedy już postanowił się odezwać. - Potrzebuję jeszcze chwilki, żeby dojść do siebie. Niecodziennie znajduję się w takim otoczeniu… - zawiesił głos.
To, że był w stanie wypowiedzieć tyle zdań znaczyło, że wszystko zmierzało już w dobrym kierunku.
- Jasne… To ja wyjdę i rozejrzę się nieco… - powiedział Alexiei.
- To ja pójdę i dołączę do moich braci i sióstr. Dziękuję ci Gwiazdo Życia, Prasercie, że mogłam ci towarzyszyć w tej drodze - powiedziała wróżka. Pochyliła się i ucałowała go w policzek, po czym zmieniła się w sowę i wyleciała przez otwarte drzwi samochodu. Kit zdawał się na razie nie spieszyć z wysiadaniem, a im dłużej Prasert siedział, tym łatwiej docierało do niego co się działo i oswajał się ze swoimi odczuciami. Choć czuł się dziwnie nabuzowany. Jakby to była cisza przed burzą.
- Daj znać, gdy będziemy mogli iść - rzucił Kit. Prasert poczuł, jak w pewnym momencie Phecda poruszył się niespokojnie. Zdawał się czymś rozzłoszczony i gdy się na tym skupił, zarejestrował, że energia życia… Zniknęła nagle w tamtym budynku.
“Stary, musimy coś zrobić”, pomyślał Privat. Wydawało mu się oczywiste, że Phecda miał dostęp do jego umysłu i to usłyszał.
Tajlandczyk wyciągnął z plecaka czapkę z daszkiem i założył ją na głowę. Słońce raziło go, choć wcale nie było szczególnie intensywne. Zasunął zamek i założył torbę na plecy. Następnie wyszedł z samochodu. Trochę było mu szkoda, że wróżka go tak szybko opuściła. Poczułby się nieco bezpieczniej, mając ją przy sobie. Tak właściwie wcale nie czuł się przynajmniej w tej chwili zagrożony. Bardzo zirytowany, bolała go też głowa i czuł mocny stres, bolał go z tego powodu też brzuch. Zauważył, że spinał jego mięśnie od bardzo długiego czasu i do końca nie potrafił ich też rozluźnić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Alexieia. Też chciał zastanowić się, jak przebiegała droga do celu.
- Idziesz ze mną, czy zostajesz? - rzucił do Kaisera.
- Idę… - powiedział Kit. Wyszedł za nim i zamknął drzwi auta, jednak nie na klucz. Alexiei stał nieco dalej i obserwował magazyn z nieco niespokojną miną.
- Tam się dzieje coś niezbyt dobrego… - rzucił tylko, Privat miał wrażenie, że dostrzega jak tatuaż, który uczynił na swoim ogarze jarzy się delikatnym, pulsującym światłem. Po czym poczuł silne ukłucie bólu w klatce piersiowej. Zamroczyło go.
Załapał emocję strachu z umysłów wróżek, które musiały być w magazynie. Wyłapał umysł Apsaras. Zawołała go. Gasnąc. Phecda w nim wybuchnął złością. Prasert poczuł, ze te zasoby, które tak skrupulatnie chomikował… Że właśnie zostały nadszarpnięte…


- Nie ma czasu do stracenia! - zawołał.
Następnie zaczął wspinać się na szczyt wzniesienia, na którym znajdował się magazyn. Miał nadzieję jak najszybciej przebyć tę odległość. Patrzył na lewą kończynę górną, która uległa dziwnej transformacji. Wydawała się nie być wykonana z ludzkich tkanek, lecz czystej energii… Poruszył palcami. Wyglądały nieco tak, jakby zostały uformowane ze szkła. W każdej innej sytuacji przystanąłby i zaczął mniej lub bardziej panikować, lecz nie miał na to czasu. Najpewniej Phecda zmobilizowała się w nim do uczynienia czegoś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca…
Co to miało być?
Najpewniej ratunek dla mooinjer veggey…
Z każdym kolejnym krokiem kolejne pasemko jego kruczoczarnych włosów zaczął zmieniać kolor na niebieski. Wnet wszystkie jego włosy lewitowały. Zauważył to, bo strąciły z jego głowy czapkę. Wetknął ją za pasek spodni.

Kaiser dogonił pospiesznie Praserta, tymczasem Alexiei trzymał się nieco z tyłu, najpewniej zamierzając osłaniać ich, przed potencjalnym zagrożeniem z zewnątrz.

Gdy Kit otworzył drzwi, Prasert dostrzegł mnóstwo leżących na posadzce wróżek. To tylko sprawiło, że Phecda w nim mocniej się zeźlił. Zabijanie życia było złe… A zabijanie dzieci Gwiazdy Życia? Brakowało mu określeń. Wiedział instynktownie co należało uczynić.

Dostrzegł, że w głębi sali znajdowały się dwie postacie. Jedna przywiązana do krzesła, a druga stojąca nad nią. Kobieta i mężczyzna. Oboje… Rudowłosi. Jakieś wspomnienie zaiskrzyło w umyśle Praserta, ale nie było na nie teraz czasu. Najpierw musiał ożywić te wróżki, a one będą wiedziały co uczynić z tym potworem…

- Mooinjer veggey - szepnął Prasert.
Stał wyprostowany. Wyciągnął rękę w stronę tłumu porzuconych, nieżywych ciał. Czuł każde z nich z osobna. Nie żyły, jednak nie od długiego czasu. Ich dusze jeszcze wciąż nie opuściły ziemskich kotwic.
- Mooinjer veggey - powtórzył.
Blask bijący z dłoni Privat jakby zgęstniał i zaczął się skraplać. Zaczął opadać na podłogę. Było go coraz więcej i więcej. Zaczął rozprzestrzeniać się wokół w formie błękitnej mgły. Ta wnet dotarła do zwłok.
- Mooinjer veggey - Prasert rzekł po raz trzeci.
Wtedy też pojedyncze kończyny zmarłych zaczęły drgać.

Teraz całe ciało Tajlandczyka zaczęło wibrować błękitem. Światło, którym promieniował, było mocne. Delikatnie lewitował. Pojedyncze wróżki zaczęły powstawać. Pierwsza zeskoczyła jakaś młoda dziewczyna. Ruszyła w stronę przywiązanej kobiety i mężczyzny, ale Prasert przywołał ją do siebie. Przywoływał kolejne postaci. Coraz więcej wróżek powstawało ze zbiorowej mogiły.
- Coś jest… czy to… Przecież to niemożliwe… - mężczyzna w oddali przemówił, ale Privat w ogóle go nie usłyszał.
Podszedł do pierwszej dziewczyny.
- Jak się nazywasz? - zapytał.
- Moira - odpowiedziała krótko.
- Rozwiązuję cię i pozwalam ci chodzić - powiedział, kładąc błyszczącą dłoń na jej głowie. Wtedy też rozbłysnął z niej na krótki moment jeszcze mocniejszy blask, po czym lekko przygasł. Oczy dziewczyny zrobiły się dużo bardziej przytomne. Odwróciła się w stronę Duncana.
Tymczasem Privat podchodził do kolejnych mooinjer veggey. Wskrzeszał jedną po drugiej. Te szły prosto w stronę związanej kobiety i mężczyzny. Zaczęły oplatać go zielonymi pętami, i to całkiem sprawnie, ale Prasert tego nie obserwował. Był na to zbyt zajęty…

Wróżki zaczęły spętywać mężczyznę, który nie omieszkał wyrazić swego niezadowolenia. Im więcej ich Prasert ożywił, tym trudniej mu było, aż w końcu… Został pokonany… Przynajmniej tak wyczuł Privat. Obserwował całe wydarzenie i nie czuł żalu, w pewnym sensie, był zagniewany na tę istotę. Ziemia spękała, a on został wciągnięty w otchłań. Patrzył na rudowłosą, która znajdowała się na krześle, a ona zdawała się cierpieć wraz z nim. Ziemia w końcu zamknęła się. Pochłonęła Duncana. W magazynie zapanowała cisza. Mooinjer veggey były przemęczone po swym wskrzeszeniu. Poupadały na ziemię.
To samo zmęczenie… Zwaliło Praserta z nóg. Wykorzystał cały zapas energii Phecdy i czuł się wręcz oszołomiony. Wylądował na kolanach. Kit podszedł do niego i sprawdził czy wszystko w porządku. Pomógł mu nawet wstać.
W tym czasie po magazynie rozniósł się krzyk. Prasert spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł jak ciało kobiety było otulone przez złotą energię. Dotarło do niego na kogo patrzył. Ta rudowłosa, była obecną Gwiazdą Energii. Jej moc buchnęła, a on ją wyczuwał bardzo wyraźnie i Phecda też był jednak zbyt otumaniony, by cokolwiek z tym faktem zrobić. Jedyne o czym marzył, to by wynieść się stąd. Założył czapkę, a potem ją zdjął, jakby nie mogąc zdecydować co zrobić.

- Pieprzony Kaverin - warknął Prasert i ruszył w stronę wyjścia. Wcześniej jednak spojrzał na Kaisera. - Milion funtów brytyjskich.
- Tak, jak obiecywałem - mruknął Kit, choć niepewnie.
Obcy mężczyzna spojrzał raz jeszcze na Alice.
- Myślę, że kiedyś się jeszcze zobaczymy - westchnął.

Kobieta półprzytomnie zrobiła ruch głową przytakując mu.
Nie było sensu zostawać na miejscu. Prasert dostał to czego chciał. Wiedział gdzie była Gwiazda Energii i dostanie milion funtów. To był dobry dzień. Gdy ruszył do wyjścia natrafił w nim na Alexieia… Zrobiło mu się słabo i upadł, tracąc przytomność z przemęczenia.

***

Znajdował się na powierzchni swej wodnej przestrzeni. Delikatnie drżała. Była nienasycona… On też. Czuł dokładnie to samo… Znów był w tym miejscu, ale teraz był w pełni świadomy wszystkiego czego zapomniał wcześniej.
Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Nie sądził, że kiedyś wróci do tego miejsca. Przez chwilę zastygł w bezruchu, kontemplując. Myślał na temat wspomnień, które powróciły do jego głowy. Nie wiedział, co o tym sądził i jak się z tym wszystkim czuł. Wreszcie uznał, że jest mu wszystko jedno - byleby tylko wszyscy bezpiecznie dotarli do swoich domów. I żeby Naga i Agan otrzymali niezbędną dawkę energii. Trochę bolała go głowa i czuł się wykończony, jednak to było związane bardziej z jego ciałem… natomiast on tutaj znajdował się jedynie umysłem i nie pętały go ziemskie, materialne ograniczenia. Przynajmniej w teorii, bo wcale nie czuł się jednak aż tak dobrze.
- Rybki… - mruknął i rozejrzał się w poszukiwaniu małych stworzonek.
Chciał się z nimi pobawić. Tylko tyle i aż tyle. A potem położyć się na podwodnej powierzchni i odpocząć. Było tutaj spokojnie i chłodno. Bardzo lubił to miejsce. Nie znajdował się w nim sam, a jednak czuł się w nim bezpiecznie.
Rybki rzeczywiście dalej pływały. Zaraz wypłynęły do niego i zaczęły ocierać się o jego skórę. Zdawały się również nieco wyblakłe i zmęczone, ale to nie przeszkodziło im łasić się do Praserta.
Odpoczywał spokojnie przez pewien czas. Kiedy dosłyszał warknięcie. Pochodziło spod wody. Gdzieś z głębi.
Ciężko było się do tego przyzwyczaić, gdyż głębia morskiej toni znajdowała się nad głową Praserta. Grawitacja ciągnęła wszystko w górę. Choć może to po prostu on znajdował się do góry nogami, stąpając po tafli wody od tej drugiej strony. Przymrużył oczy i spróbował zlokalizować źródło odgłosu. Czy może jednak coś mu tu groziło? Poczucie bezpieczeństwa było kompletnie złudne? Czekał na rozwój wydarzeń. Miał wrażenie, że próby ucieczki nie miały sensu.
Gdy zaczął przyglądać się tafli wody, rybki patrzyły wraz z nim. Dostrzegł w otchłani sporą podwodną istotę, o niewidzących oczach. Na jej czole błyszczał się kryształ. Płynęła goniąc kogoś, kto jednak starał się przed nią uciekać. Była to kobieta… Przynajmniej tyle dostrzegł po jej nieco chaotycznych ruchach. Płynęła, ale istota ją raczej złapie w tym tempie.
… - pomyślał Prasert.
Nie spodziewał się czegoś takiego. Miał ochotę ich zatrzymać i nakrzyczeć na nich obydwoje. To była jego prywatna strefa sacrum, w której chciał odpocząć i zebrać siły. Natomiast w sam środek wpieprzyły się dwie postacie grające w berka. Dosłownie dziesięć sekund temu myślał o tym, jak tu jest spokojnie i przyjemnie. Natomiast teraz był świadkiem jakiegoś polowania, którego kompletnie nie rozumiał. Zanim zareagował w jakikolwiek sposób, spróbował rozpoznać kobietę lub też goniącą ją postać. Wciąż nie był pewny, po czyjej powinien znaleźć się stronie…
Był nieco za daleko, by dokładnie określić rysy twarzy kobiety… Ale dostrzegł rude włosy snujące się w toni wody.
- Hmm… - mruknął.
Jak wiele znał kobiet z rudymi włosami? Przymknął oczy i skoncentrował się. Czy miał w sobie choć kropelkę mocy? Nie łudził się, że posiadał choć trochę energii. Dosłownie przed chwilą stracił jej tak dużo… Mimo wszystko spróbował ją odnaleźć…
Poczuł słaby ładunek energii, ale zdawał się dość wystarczający, bo istota przestała gonić kobietę i zwróciła uwagę na blask. Kobieta tymczasem zdołała uciec i jak się Prasertowi zdawało, wymknąć się przez jakieś przejście… Zniknęła z jego toni.
- Idźcie i uspokójcie ją - Prasert powiedział do rybek i przekazał im tę ostatnią iskierkę.
Zerknął na dziwną postać z kryształem. Rzecz jasna chodziło mu o złagodzenie tej istoty, a nie kolejną delegację pocieszającą dla Gwiazdy Energii. Bo najpewniej to ona uciekała przed tym dziwnym stworzeniem.
“Ta ruda to nawet przez chwilę sobie spokojnie nie usiądzie”, pomyślał jeszcze.
Rybki podpłynęły do istoty. Ta obwąchała je, sapnęła i wydawała sie juz spokojna. Chyba broniła terenu przed obcą istotą w swojej sferze. Prasert dostrzegł w niewielkim odbiciu w wodzie, że rudowłosa wylądowała u siebie w ogrodzie. Zdawała się zestresowana i była cała mokra. Zdawała się zdezorientowana. Privat przeczuwał, że ona stale tak wyglądała. Nie widział jeszcze jakiejś innej miny na jej twarzy. Kiedy przybyły do niej rybki, pogłaskała je.
- Cześć malce… Wy mi nic nie zrobicie, prawda? - zdawała się ich nie pamiętać z poprzedniego razu.
Prasert natomiast zachwiał się i upadł na taflę wody. Był taki zmęczony… czuł się tak, jak gdyby zaatakowała go jakaś potężna hipoglikemia lub hipotermia. Był też coraz bardziej śpiący. Miał w sobie ostatni płomyczek, który tlił się wątle. Oddał go rybkom i został kompletnie wyczerpany. Czuł, jak tafla zaczyna go pochłaniać… Chyba nawet nie miał siły, żeby przebywać w Iterze… Czy to dlatego rybki od razu udały się po pomoc do Gwiazdy Energii? Chciały, aby ta uczyniła to samo, co poprzednim razem? No cóż, tym razem Prasert rzeczywiście tego potrzebował…
Powierzchnia wody rzeczywiście zaczęła go pochłaniać, jednak… Zamiast się obudzić. Zaczął spadać. I wylądował na ziemi. Uderzył plecami w trawę pod okwieconymi krzewami. Kręciło mu się w głowie. Za moment napadła go chmara rybek. A za nimi podeszła kobieta. Zamrugała i przyglądała mu się.
- Widziałam cię… Ty nam pomogłeś - zauważyła.
- Ech… tak - mruknął Prasert. Przymknął oczy. Wciąż nie otrzymał energii i przymierał niczym sim ze wszystkimi paskami potrzeb płonącymi w czerwieni.
- Jesteś Gwiazdą Życia, czyż nie? - zapytała.
- Snuggles Cuddleton - Privat przedstawił się. - To znaczy… jeśli chcesz mnie dobrze poznać… - jęknął i potarł skronie.
Rudowłosa obserwowała go uważnie.
- Dobrze się czujesz? - zapytała, jakby zatroskanym tonem. Prasert znów poczuł, jak Phecda łaknie energii i że ma świadomość, że jej źródło stało tuż przed nim.
- Uhm… nie - odpowiedział Prasert.
Przecież to chyba było oczywiste. Czemu Gwiazda Energii mu nie dawała tego, czego posiadała najwięcej? Nie chciała? Nie mogła. Bez znaczenia. Privat musiał czym prędzej zregenerować zapasy. Może gdyby obudził się, to zobaczyłby Alexieia… Mógłby go wykorzystać do odzyskania choćby podstawowych rezerw mocy.
- Potrzebuję seksu, jak najszybciej - wyjaśnił.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:24   #552
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kobieta uniosła brwi.
- Seksu? Czemu? - zapytała lekko zdezorientowana. Nie zdawała się zniesmaczona, ale delikatnie się spięła. Rybki podpłynęły do niej i otarły się o jej policzki.
Gwiazda Energii powinna być w stanie spojrzeć na niego i zobaczyć, że właśnie energii nie posiadał. Prasert walczył z tym, żeby formułować w głowie myśli. Jego umysł chciał się wyłączyć. W takim stanie próbował rozmawiać i czuł się coraz bardziej zirytowany.
- Nie widzisz, że potrzebuję twojej pomocy? - jęknął.
Kobieta uniosła brwi, po czym sapnęła.
- Oh… Wybacz, dopiero odzyskałam swoje zdolności i czuję się nimi trochę pijana. Pomogę ci, tylko jak? - zapytała. Chyba zdawała się chcieć mu faktycznie pomóc, skoro on pomógł jej.
- Rybki… daj im nieco swojego blasku… One przekażą go mi - szepnął Prasert.
Wydawało mu się, że już nic więcej nie powie. Każdy centymetr jego duchowego ciała przeszywał już przeraźliwy chłód. Alice widziała, że jego ciało zrobiło się bardzo blade i momentami jakby lekko prześwitywało…
Rudowłosa usiadła, po czym rozluźniła się. Jej oczy stały się złote. Powoli jej kosmyki stawały się złote. Rybki dalej łasiły się do jej skóry, teraz stały się złotawe. Podpłynęły do Praserta w powietrzu i otarły się o niego. Poczuł intensywny dreszcz, gdy energia uderzyła w jego ciało. Było to silne odczucie, choć energii dostał mało. Poczuł podniecenie. Poczuł jak Phecda chciał jeszcze. Reszta rybek również przekazała mu energię, ale czuł, że jest jej mało… Potrzebował więcej.
- Wyglądasz wyraźniej - zauważyła kobieta. Jej włosy lewitowały, tak jak i ona odrobinę nad ziemią.
Prasert spróbował wstać. Czy odzyskał kontrolę nad ciałem? Chciał sprawdzić to w pierwszej kolejności zanim odpowie. Jak miło było otrzymać trochę mocy tej Gwiazdy. Przypominało to spijanie słodkiego nektaru. Pragnął go. Potrzebował. Jeżeli chodzi o sposoby pozyskiwania energii… uprawianie seksu z mężczyznami przypominało chodzenie, natomiast pobieranie jej z rybek to był już lot samolotem. Różnica zdawała się niewyobrażalna.
Prasert poczuł się dużo silniejszy niż kilka chwil temu. Ten drobny ładunek energii dał już ogromną różnicę. Mimo wszystko, to nie było dość. Chciał jeszcze. Kobieta obserwowała go uważnie. Stał się wyraźny.
- Jak się znalazłeś w moim ogrodzie? - zapytała. Wyglądało na to, że chciała z nim prowadzić normalną rozmowę, sądząc, że tyle energii ile dostał to było dość.
- Więcej. Daj mi więcej. Przed chwilą wylałem z siebie całą rzekę na tym wzgórzu na Isle of Man. Czy musisz być taka skąpa…? - Prasert jęknął, choć to był inny jęk niż jeszcze chwilę temu. Wtedy to było postękiwanie duszącego się człowieka. Natomiast teraz przypominało bardziej manifestację zniecierpliwienia. - Uratowałem cię, odwdzięcz się proszę… Przynajmniej pierwszą ratą…
Odgiął głowę do tyłu tak, że chrząstki jego krtani ustawiły się w lepszej pozycji i łatwiej mu było oddychać.
Rudowłosa uniosła brwi. Następnie przysunęła się i dotknęła jego policzka. Chyba chciała sprawić, by energia przeszła z niej na niego. Prasert dosłownie czuł jak energia pulsowała pod skórą rudowłosej, ale tak ona nie przejdzie. Musiał ją wziąć od niej. Kobieta jednak zdawała się nie wiedzieć jak ma mu ją dać.
Czy to znaczyło, że musieli uprawiać seks? Privat nie wiedział, czy był w stanie w tej chwili w nim uczestniczyć. Poza tym przewidywał, że kobieta mogła nie chcieć tak po prostu wdać się z nim w intymną relację. Prasert nie wiedział, jak to było z innymi Gwiazdami i czy jego moce w ogóle na nie działały.
- Tak nie uda się. Pocałuj mnie - poprosił.
Może to pomoże. Prasert zauważył, że instynktownie pojmował najróżniejsze astralne rytuały, w sumie nieświadomie. Przecież nikt nie uczył go tworzyć mitycznych bestii, czy też wskrzeszać zmarłe wróżki, a jednak jakoś wiedział, jak to uczynić. Może to pamięć Phecdy podpowiadała mu niczym wgrana księga zaklęć. Miał nadzieję, że ten pocałunek to właśnie ona mu podsunęła i nie wymyślił sobie sam takiego rozwiązania.
Rudowłosa obserwowała go. Zdawała się mieć obiekcje, ale Prasert wyczuł jak jego oczy lekko zabłyszczały na niebiesko… Kobieta patrzyła w nie i westchnęła. Jej złote źrenice delikatnie pulsowały.
- Pomogę ci - powiedziała cicho, po czym przysunęła się do niego. Oblizała lekko wargi i złożyła pocałunek na jego ustach. Privat poczuł jakby oblała go fala ciepła. Dostał zastrzyk energii. Potrzebował więcej, ale to co teraz dostał, dało mu ogromną ulgę. Poczuł się o niebo lepiej. Jednak to było jeszcze mało. Jego rój i dzieci potrzebowały więcej. Gwiazda Energii zdawała się teraz lekko oszołomiona, ale nie odrywała się od niego. Cofnęła się po chwili, chcąc złapać oddech.
- Dziękuję - Prasert uśmiechnął się lekko.
Wstał i spojrzał na kobietę. Była naprawdę atrakcyjna. Wyglądała tak, jak ją widział poprzednim razem.
- Przykro mi, że było ci tak smutno - rzekł i rozejrzał się po otoczeniu. - Mam nadzieję, że spodobało ci się to, co ci wysłałem… - powiedział i spojrzał na drzewo. - Niestety już nie ma ani jednego płatka - mruknął i podniósł dłoń, chcąc chwycić gałąź.
- Nic nie szkodzi, ponoć często bywam smutna, ale to dlatego, że bliskie mi osoby umierają… - westchnęła. Kiedy Prasert dotknął gałązkę ta oblepiła się płatkami… Alice obserwowała.
- Śmierć - Privat skrzywił się. - Jednak nie wszyscy nie żyją. Spójrz na przykład na to drzewo… teraz wibruje energią - powiedział, choć to była lekka przesada.
- Piękne… - Alice podniosła dłoń i dotknęła płatków. Jej skóra również delikatnie połyskiwała złotem. Prasert poczuł jak Phecda odetchnął rozbudzając się w pełni. Czuł się znakomicie.
Privat pomyślał, że szkoda, że to Nina nie jest Gwiazdą Energią. Wtedy w słowniku pod “power couple” umieszczonoby ich zdjęcie.
- Czy Kit… pan Kaiser przekazał ci już wszystkie szczegóły? - Prasert zapytał. - Na jakich zasadach tutaj przybyłem i pomogłem wam… w ostatniej chwili… z tego co mi się zdaje…
- Słyszałam o pieniądzach… - powiedziała. Gładziłą palcami płatki. Oto stała przed nim złota istota, której poszukiwał. Prasert wyczuwał, że Phecda dalej był niecierpliwy. Ona jednak zdawała się nieświadoma jego potrzeb. Na swój sposób niewinna.
- Jesteś w ciąży - Privat nagle sobie uświadomił.
Przykucnął i spojrzał na jej brzuch. Już wyciągnął dłoń, kiedy uzmysłowił sobie, że to może nie było zbyt normalne zachowanie.
- Mogę dotknąć? - zapytał.
- Jesteś Gwiazdą Życia. Twój dotyk może jedynie dać mi dobro, czyż nie? Proszę - powiedziała spokojnym tonem i obserwowała go z delikatnym uśmiechem. Miała nadzieję, że rzeczywiście otrzyma może jakieś błogosławieństwo, a przynajmniej Prasert takie odniósłwrażenie po tym jaką miała minę przez pierwsze kilka sekund.
“Chyba nie będę jej mówił, że technicznie rzecz biorąc nowotwory to również moja działka”, Prasert zdecydował.
- Życie jest ważne, szkoda, że tak łatwo można je stracić - westchnęła delikatnie.
- To prawda - Prasert rzekł.
Nie miał złych intencji, więc nie wahał się, żeby dotknąć brzucha kobiety. Wsunął dłoń pod jej koszulkę, żeby dotknąć jej ciała. Przymknął oczy i skoncentrował się. Wtem prędko odsunął dłoń, jak gdyby go coś popiekło. Zawahał się i raz jeszcze dotknął Gwiazdę Energii. Zagryzł dolną wargę.
- Ojcem jest Gwiazda Losu? - zapytał po dłuższej chwili.
Alice była nieco zaskoczona tym pytaniem.
- Nie… Jest nim obdarzony dużą mocą mężczyzna, ale nie był Gwiazdą… Czemu takie przypuszczenie? - zapytała odrobinę zaskoczona. Dotknęła swojego brzucha i pogładziła ostrożnie. Ochronnie. Phecda wewnątrz Praserta poczuł się rozczulony. Matka była najwyższym dobrem świata, bo dawała życie.
Prasert odniósł wrażenie, że mógłby od niej dostać wiele energii, właśnie ze względu na jej stan.
- Wyczuwam wewnątrz jakąś obcą moc… myślałem, że może astralną, ale jeśli nie, to pewnie ten ojciec po prostu przekazał nieco swojemu dziecku - Prasert wyjaśnił, ale z nieco niepewną miną. - Znajdujesz się w błogosławionym stanie… wiem, że to się tak zwyczajowo mówi, ale mam to na myśli. W twoim ciele krążą ogromne pokłady energii… i cieszę się z tego… bo ja też jestem ojcem dwójki dzieci. I umrą, jeśli nie uzyskają mocy… twojej mocy… - Privat zawiesił głos.
Uznał, że nie będzie na razie wspominał o tym, że tymi dziećmi był smok i kraken. Zresztą pewnie kobiecie i tak to nie robiło różnicy… najpewniej…
Alice wstrzymała oddech.
- Jak to? Mój Boże, w takim razie pomogę. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby twoje dzieci straciły życie… To by było straszne… Dam ci więcej energii… - powiedziała dobrowolnie chcąc mu ją oddać. Phecda w nim niemal zaśmiał się mrocznie. Oto Dubhe dawała mu właśnie dostęp do swego źródła… Musiał jedynie z niego zaczerpnąć. Wyczuwał, że najlepiej byłoby to jednak uczynić w swojej strefie nie jej oazie. Na nieswoim terenie będzie bardziej ustępliwa.
- Ale żeby to uczynić, to musimy znaleźć się w mojej strefie. Tak sądzę. Bo jak tutaj mi pomożesz, to przyjmę tyle mocy ile będę w stanie przyjąć, a reszta rozproszy się i zmarnuje. Natomiast w tamtym podwodnym świecie… myślę, że będę w stanie zdeponować w nim zapasy, z których będę mógł potem skorzystać… To naprawdę wiele dla mnie znaczy - rzekł. - Jeśli mi pomożesz, to na dodatek pobłogosławię twoją ciążę, żebyś bez komplikacji donosiła dzieciątko… To trochę głupio tak się targować…
Reakcja kobiety sprawiła, że trochę ją polubił. Choć w sumie to jej jeszcze nie znał.
- Jak się nazywasz? - zapytał. - Nie przedstawiliśmy się sobie… Nazywam się Prasert Privat i jestem z Tajlandii.
- Pójdę z tobą… Tylko nie pozwól tej istocie znów mnie gonić… Była straszna… - powiedziała i wzdrygnęła się.
- Ostatnim razem też jej nie pozwoliłem - przypomniał Prasert.
- Nazywam się Alice Harper. Jestem Amerykanką - przedstawiła się i uśmiechnęła do niego.
Ten odpowiedział uśmiechem.
- Przeniesiesz nas tam? - zapytała. Wyciągnęła do Praserta dłoń. Instynktownie Privat wiedział, jak należało użyć energii, by otworzyć przejście, jak wtedy z rybkami. Nie musieli nawet pływać w wodzie, po prostu potrzebował tej kobiety w tamtej sferze a Phecda podszeptywał mu, że zdołają zyskać dość energii na dłuższy czas. Ta obietnica była kusząca.
- Tak… - rzekł Privat.
Pociągnął Alice w stronę drzwi znajdujących się w drzewie.
- Mogę otworzyć? - zapytał. - Czy podchodzisz do tego bardzo osobiście?
Tak miło było trzymać dłoń Harper. Poszukiwał jej tak długo… Prasert miał wrażenie, że ogromny ciężar zwalił się z jego piersi. Z drugiej jednak strony jeszcze nie świętował, póki nie doszło do zapieczętowania mocy…
Alice pokręciła głową.
- Proszę, droga wolna. W końcu to ty prowadzisz teraz do swojej strefy. Więc to ty wskaż nam drogę - powiedziała przychylnie. Ufała mu, była naprawdę skora do szczerego pomagania mu. Nie była skąpa, chciała dać mu energię, która była tak bardzo dla niego ważna.
Privat uśmiechnął się wdzięcznie.
Otworzył drzwi. Po drugiej stronie nie znajdowała się mapa Iteru z zawieszonymi astralnymi drogami, do której przywykła Alice. Ujrzała czerń. Kompletną pustkę.
- Będziesz w stanie ze mną skoczyć? - zapytał Prasert, dochodząc do samej krawędzi.
Jego dłoń była taka ciepła teraz, kiedy w ciele mężczyzny znów krążyła energia. Spojrzał na rudowłosą. Dłuższe, czarne włosy mężczyzny lekko powiewały na wietrze, który wydobywał się z przepaści. Były kompletnie proste i tym odróżniały się od włosów Joakima. Kolor był taki sam.
Obserwowała go. Na swój sposób on również był bardzo przystojny. Zdawało jej się, że nie spotkała do tej pory Gwiazdy, która nie byłaby w jakiś sposób urodziwa.
- Zaufam ci - powiedziała i uścisnęła jego dłoń. Podeszła do krawędzi i spojrzała w przepaść. Zdawała się zastanawiać nad czymś, ale nie ustąpiła, nie zaprotestowała. Trzymała tylko mocno jego dłoń. Gotowa skoczyć, gdy i on to uczyni.
Prasert przechylił się i upadł w przepaść. Alice poczuła, że jego uścisk wcale nie osłabł. Pociągnął ją do przodu… mogła jeszcze wyszarpnąć się, jeżeli chciała…
Zdawała się jednak nie chcieć. Dała mu się pociągnąć za sobą. Wstrzymała oddech, kiedy zaczęli spadać w dół. Prasert już dwa razy pokonał tę drogę, dla niej to był pierwszy raz i wyczuł, że odrobinę mimo wszystko się niepokoiła, dlatego mocno trzymała jego dłoń.
Obydwoje spadali w dół… Tak właściwie niczym Alicja tuż przed wizytą w Krainie Czarów. Spadali bez końca, aż wreszcie Harper dostrzegła w dole pośród czerni przebłysk. Jakby refleks światła który przebiegał po jakiejś powierzchni. Jej serce szybko biło. Instynkt podpowiadał, że zaraz rozbiją się i umrą. Jednak tak się nie stało. Uderzyli w taflę wody i przebili się na drugą stronę. Delikatnie i z dziwną gracją. Grawitacja wciąż pociągała ich w stronę dna, jednak stopy przywarły do tafli, dzięki czemu utrzymali się tuż pod powierzchnią. Harper spostrzegła piękną, podwodną krainę… nieco tajemniczą i niepokojącą, ale w taki bardziej interesujący niż straszny sposób.
- Witaj w mojej sferze - rzekł. - Co prawda nie jest tak stylowa, jak minimalistyczna, okrągła sfera bieli, jednak ma swój urok… - zawiesił głos.
- Jest niesamowita - stwierdziła Alice rozglądając się. Kolorowe ryby pływały sobie spokojnie jakby były ptakami, połyskująca roślinność powoli poruszała się pod wpływem prądów pod wodą, a oni stali jak gdyby nic, jedynie ich włosy delikatnie poddawały się wpływowi otoczenia. Rudowłosa zerknęła na dłoń Praserta, którą cały czas trzymała. Rozluźniła uścisk, bo trzymała go bardzo mocno po spadaniu.
- W jaki sposób mam podarować ci więcej energii. Pocałunek to dość dużo? - zapytała.
- Spokojnie - rzekł Prasert.
Opadł na kolana. Następnie dotknął podłoża. Przymknął oczy. Wnet pośród nich pojawiła się dziwna roślinność. Wpierw były to pojedyncze ziarenka, ale zaczęły się rozrastać. Opierały się na szerokiej podstawie, a potem zbiegały w okrągłe, dość brzydkie bulwy. Alice naliczyła ich co najmniej dwadzieścia. Privat wstał i spojrzał na nie.
- To nasionka… - powiedział. - Jak przelejesz w nie energię, to rozrosną się i dadzą owoce - rzekł, choć nie wiedział, skąd miał taką dużą pewność w tym względzie. - Te owoce będą zawierać całą oddaną przez ciebie moc. Będę nimi karmił dzieci… Bardzo cię o to proszę - dodał.
Alice obserwowała nasiona.
- W porządku - podeszła do pierwszej z bulw i skupiła się. Jej włosy stały się złote. Prasert miał niemal wrażenie, że rośliny stały się czujne na znajdujące się w pobliżu źródło energii. Rudowłosa podniosła dłoń i dotknęła pierwszego naczynia na energię. Prasert wyczuwał jak słodki miód jej energii zaczął przeciekać na roślinę. Obserwowanie tego procesu napawało go spokojem, pewnego rodzaju ekscytacją, że jego Rój będzie miał energię… A po drugim nasionku, nawet poczuł podniecenie i euforię. Phecda był zadowolony, ale nadal chciał jeszcze.
- Kiedy dowiedziałem się, że jesteś w potrzebie, przyleciałem pierwszym samolotem - powiedział Prasert. - To prawda, że cię nie znałem, a jednak nie chciałem, żeby coś ci się stało. Wcale nie kłamię. Choć nie będę ukrywał, że dobro moich dzieci było dla mnie jeszcze większym motorem. Głównym powodem. To dla mnie dużo znaczy, że uratujesz je i napełnisz wszystkie nasiona mocą. Bardzo ci za to dziękuję.
Zacisnął mocno kciuki.
- Cieszę się, że mogę pomóc - odpowiedziała mu Alice. Następnie skończyła napełniać ostatni z pojemników… Prasert wyczuwał jak złota energia pulsowała w nich i widział jak rośliny zaczynały rozrastać się. Miał wrażenie, że jego sfera zostanie w pełni zawładnięta przez te rośliny, ale to dobrze, bo będą miały dużo energii dla dzieci. Alice splotła dłonie przed sobą i obserwowała niezwykłe, dziwne kwiaty i pędy, które zaczęły rozrastać się na około.
Prasert poszukał wzrokiem rybek.
- Chodźcie tu no! - zawołał je wszystkie. Chciał ich tak dużo, jak to tylko możliwe.
Następnie spojrzał na Alice.
- To wiele dla mnie znaczy - powiedział. Zerknął na nią. W jakim stanie była kobieta? Czy ten wysiłek wycisnął na niej jakiekolwiek piętno?
Prasert zauważył, że jej oczy choć świeciły złotem, zdawały się zrelaksowane. Jej policzki były zarumienione. Oddychała dość płytko, ale nie był to oddech jak po wysiłku. Odniósł wrażenie, że była nieco podniecona. Niezbyt intensywnie, ale jednak w pewnym stopniu tak. Może to jego sfera miała taki wpływ na gości?
Rybki przypłynęły. Zaczęły pływać wokół Alice, ocierając się o nią, przepływając między jej włosami i nabierając złotych barw. Kobieta zaśmiała się na ten mały najazd. Zdawała się w pełni zrelaksowana. Jedna z gałązek rośliny musnęła dłoń Praserta. Wyczuł jej radość na zebrana energię. Wszystko cieszyło się na obecność źródła mocy.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:24   #553
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert skoncentrował się i podarował rybom trochę swojej energii. Nie tak wcale mało…
- Będziecie chronić te rośliny - przykazał im. - Musicie być ich wiernymi i najzacieklejszymi strażnikami. Każdą obcą osobę z zewnątrz musicie przepędzić i nie pozwolić jej zjeść owoce. Same również nie możecie ich jeść. To bardzo ważne zadanie. Jesteście strażnikami skarbca.
Następnie Privat spojrzał na nie. Czy zrozumiały?
Rybki kręciły się i zdawały machać ciałkami jakby próbowały potakiwać. Chyba poważnie wzięły do serca zlecone im zadanie. Alice tymczasem powąchała jeden z kwiatów. Odetchnęła, a jej oczy na moment ze złotych stały się niebieskie i znów złote. Prasert znów poczuł jak Phecda zaczął snuć kolejny plan…
“To w porządku, tylko jej nie zabij i nie zrób nic jej dziecku”, powiedział Phecdzie w duchu.
Jeżeli miałby pobrać bardzo dużo energii Dubhe, to tylko lepiej dla świata i samej Alice. Jak będzie nieco osłabiona, to spokojnie usiądzie sobie w domu i będzie odpoczywać tak, jak powinna kobieta ciężarna. Prasert aż zadrżał na myśl, że Nina mogłaby być przywiązana do krzesła tak jak Harper i kompletnie na łasce jakiegoś dziwacznego mężczyzny.
- Chcę tylko zobaczyć te owoce - mruknął Prasert i przejrzał rośliny w poszukiwaniu ich.
Nie musiał długo szukać. Dostrzegł złotoniebieskie kuleczki, które zdawały się pobierać energię od łodyg kwiatów. Rosły i pęczniały. Domyślał się, że potrzebowały nieco czasu, by być w pełni gotowe, ale do tej pory na pewno już wróci do Ravenny. Podaruje energię dzieciom i Rojowi i będzie wspaniale. Phecda nigdy nie skrzywdziłby nikogo żywego, szczególnie Gwiazdy Energii. Była im niezwykle niezbędna. Prasert wyczuwał to.
- Udało ci się - powiedział Privat. - Nie mogę w to uwierzyć. Pewnie za jakąś godzinę tę strefę zaatakuje horda spragnionych energii potworów. W Iterze musi być ich co najmniej kilka. Czy te rybki będą w stanie obronić dar, który mi dałaś? Jak myślisz? - Prasert spojrzał na Alice. - Wspomogłem ich… to znaczy te rybki… nieco swoją mocą, ale nie do końca ich ufam. Bardzo długo pragnąłem twojej pomocy… I ją w końcu uzyskałem. Nie chciałbym, żeby jakieś obce stworzenia napiły się z twej mocy, kiedy nie będę patrzył - Prasert westchnął.
- Wydaje mi się, że nic tej energii nie grozi. Jeśli by tak było, to moja sfera byłaby ciągle atakowana, bo przebywam w niej najczęściej - zauważyła rozsądnie rudowłosa kobieta. Zdawała się zadowolona z tego, że zdołała mu pomóc.
- To jest zastanawiające - odpowiedział Prasert. - Ty jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak wiele energii w sobie posiadasz? Myślę, że masz dostęp może do jakichś dziesięciu procent. Może taka twoja rola… magazynować i udostępniać… - Privat powiedział jakby wygłodniale. - Wiem tylko tyle, że zechciałaś pomóc mi i moim dzieciom. To znaczy dla mnie wiele. Co prawda, zapłaciłaś mi za to milion funtów… Jednak…
Prasert nie wiedział, co miał mówić. Dotknął ramion Alice i uśmiechnął się do niej. Czuł się szczęśliwy i może trochę głupi. Czuł energię przepływającą przez niego. Działała niczym narkotyk.
Alice lekko uśmiechnęła się.
- Cóż, dopiero poznaję możliwości swojej mocy, które posiadam i uczę się jak z nich korzystać. Jeśli mogę ci jakoś pomóc, zawsze to zrobię. W końcu oboje jesteśmy Gwiazdami w jednym Gwiazdozbiorze… To prawie jak rodzina - powiedziała i pogłaskała wierzch jego dłoni. Prasert wyczuwał całą tę energię, która nadal była pod skórą Alice. Niemal oddychając czuł jej słodki zapach. Kobieta odetchnęła.
- Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, nim wrócę do siebie? - zapytała.
- Na pewno wiele. I też myślę, że ja mogę pomóc ci na tysiąc różnych sposobów. Wydajesz mi się całkiem rozsądną i sympatyczną kobietą. Wyobrazisz sobie, że przez cały miesiąc pragnąłem kontaktu z tobą, ale nasz wspólny znajomy nam go utrudniał? Pytałem o ciebie, ale Kirill nie chciał dać mi żadnych twoich danych… - Prasert nabrał powietrza. - I w sumie rozumiem, że chciał cię ochraniać… nie wiem przed kim, może przede mną. Ale to była kwestia życia moich dzieci. I ja wiedziałem, że mógłby mi pomóc. Ale mi nie pomógł. Wiesz ile to jest trzy, cztery tygodnie? - Privat zapytał i wpatrzył się w Alice. - Ile to jest dni? Kiedy myślisz, że zawiedziesz swoje dzieci i zginą, bo nie byłeś w stanie ich ochronić. No i zapewnić im przeżycia. I… - Prasert zawiesił głos i spuścił głowę. Nie chciał być taki bezpośredni względem Alice. Jednak wyczuwał ją… i też nie mógł udawać kompletnie obcej osoby. Może to była jakaś cecha charakterystyczna Gwiazd.
Dążyły do siebie i pragnęły połączenia… w jakąkolwiek konstelację.
Alice zmarszczyła brwi.
- Porozmawiam z nim na ten temat, zachował się nieodpowiednio. Przecież nie szkodzi mi podarowanie ci części energii. Zwłaszcza, jeżeli ma ona pomóc twym dzieciom - powiedziała.
Prasert zagryzł dolną wargę i na nią spojrzał. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Alice odezwała się.
- Mam nadzieję, że następnym razem, gdy będziesz potrzebował, bym ci pomogła, po prostu sam się do mnie zgłosisz. Już bez udziału osób trzecich - powiedziała. Wydawała się chcieć wrócić do siebie. Jeden z kwiatów poruszył się i musnął jej policzek, jakby chcąc zająć jej uwagę ponownie. Jakby roślina nie chciała, by gdziekolwiek odchodziła.
Privat poczuł się nieco urażony. Alice chciała skończyć tę rozmowę, choć mieli jeszcze milion tematów do omówienia. Nie wiedziała o nim kompletnie nic. O jego roju i zdolnościach. Też się nie pytała. Najwyraźniej nie była zainteresowana.
- Och, tak właśnie postąpię - rzekł Prasert. - Nie chciałbym cię jednak powstrzymywać, już dużo czasu spędziliśmy razem - skłamał. Wcale tak nie uważał. - Myślę, że powinniśmy wrócić do naszych obowiązków.
“Bo oczywiście nie jest warto poznać się lepiej”, dodał w myślach. “Dlaczego mielibyśmy.”
- Dziękuję ci za twoją pomoc.
“Którą uzyskałem, wskrzeszając ogromną ilość istot i strącając twojego wroga do podziemi.”
- Do zobaczenia - uśmiechnął się lekko.
- Jesteś jeszcze na Isle of Man, prawda? Chcesz jutro spotkać się na kawę? - zaproponowała Harper. Zdawała się mieć plan, by jednak spędzić z nim więcej czasu, ale osobiście, a nie w tej kosmicznej sferze.
- W Iterze czasem czuję się nieco nieswojo, nie jestem mistrzynią korzystania z tego miejsca - wyjaśniła nieśmiało.
- A tak postawiłabym ci kawę i porozmawialibyśmy o pieniądzach i innych rzeczach - zaproponowała.
- Jeśli będziesz miała na to czas… - powiedział Prasert. - Nie zrozum mnie źle. Chciałbym, żebyś była pewna, jak bardzo cię szanuję i doceniam twoją pomoc. Jednak chciałbym też wrócić czym prędzej do moich dzieci i zapewnić im energię, którą mi ofiarowałaś. To wspaniały dar. Mimo to nie chciałbym z tobą tak sobie gawędzić, kiedy one będę ginąć z niedożywienia… - mruknął i chyba nawet zaśmiał się, ale niezbyt wesoło. - Może moglibyśmy pogadać przed moim wylotem na lotnisku? - zaproponował. - Lub kiedy upewnię się, że z nimi wszystko w porządku… Wtedy specjalnie dla ciebie mógłbym przylecieć prosto na Isle of Man.
- To może w takim razie… Spotkamy się znów w Iterze. Nie wiem czy sama zostanę na Isle, mam coś do zrobienia w Anglii, a potem zapewne znów gdzieś polecę. Dużo podróżuję. Powiedz mi, gdzie teraz zamieszkujesz? Może to ja prędzej odwiedzę ciebie - powiedziała ze szczerym, uprzejmym uśmiechem.
Prasert nie był pewny. Czy naprawdę mógł powierzyć jej dane dotyczące miejsca jego zamieszkania? Jeszcze gdyby chodziło tylko o niego… jednak mógłby narazić tym mnóstwo różnych innych ludzi, w tym Agana i Nagę.
- A gdzie ty mieszkasz? Ja też chciałbym móc cię odwiedzić! - Prasert rzekł entuzjastycznie.
- Cóż, mieszkam w domu mojej obecnej pracodawczyni… Gdyby należał tylko do mnie od razu podałabym ci pełny adres, ale skoro nie jest mój, chyba powinnam zapytać najpierw właścicielkę o zezwolenie - stwierdziła.
- Nie brzmi to pochopnie - przyznał Privat.
- Przepraszam, to rzeczywiście było niegrzeczne z mojej strony. Powinnam była najpierw powiedzieć ci więcej o sobie… Na przykład… Jestem śpiewaczką, kiedyś grywałam w operze - powiedziała. Chyba pojęła, że bardzo niewiele o sobie wiedzieli. Była upojona ekscytacją z poznania go i nie myślała zbyt rozsądnie. Zaskoczyła.
- A ja przez większość życia byłem strażnikiem królewskim - powiedział Prasert. - Na samym początku myślałem, że może będę musiał kogoś chronić… może z kimś walczyć… Że to będzie bardzo efektowny tryb życia. Pełny wrażeń. Otóż znudziłem tam się dość konkretnie i dopiero później zaczęły się te wszystkie dziwy… Co… jak pomyślisz… jest bardzo komiczne samo w sobie - Prasert zaśmiał się. - Czyli nie możesz mi podać adresu twojej pracodawczyni. Może moglibyśmy chociaż prowadzić korespondecję mailową? - poprosił Prasert. - Masz jakiś adres mailowy?
Alice kiwnęła głową.
- Mam kilka, ale taki z którego korzystam dość często to gold.nightingale@gmail.com - powiedziała i zerknęła na Praserta.
- Gdzie ja to sobie zapiszę - Tajlandczyk nagle sobie uświadomił brak notesu.
- Sądzę, że dość łatwy do zapamiętania, a kojarzy się ze mną… Przynajmniej taką mam nadzieję - dodała i westchnęła. Pogładziła kielich kwiatu, który dalej ocierał się o jej policzek.
- Złoty słowik, czy tak? - zapytał Prasert. Kojarzył te słowa w języku angielskim. - Rozumiem, czemu złoty. Nawet bardzo dobrze rozumiem. Ale czemu słowik? Słowiki są znane ze śpiewania. Czyżbyś śpiewała? - Privat mimowolnie zainteresował się tą kwestią. - Oprócz tego, że śpiewałaś w operze, to mnie nie interesuje. Czy Dubhe posiada jakieś moce związane z muzyką?
- Chyba nie… Przynajmniej jak dotąd nie zauważyłam niczego takiego. To zdaje się być moim indywidualnym talentem… Po prostu potrafię śpiewać - podsumowała Alice. Jedna z łodyżek zaplątała się wokół nadgarstka kobiety.
- Oj, ostrożnie, nie chcę ci zrobić krzywdy ruchem - powiedziała i delikatnie spróbowała ją odplątać. Phecda tymczasem zamruczał wewnątrz Praserta. Obserwowanie Dubhe i jego roślin chyba sprawiało mu przyjemność.
- Cudownie - powiedział Privat. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję - mruknął. - Mam teraz twój adres mailowy. To chyba wszystko, czego chciałbym kiedykolwiek... chcieć - zaśmiał się krótko. - Na serio. Jestem wdzięczny - rozejrzał się po otoczeniu i owocach, które wkrótce miały spożywać jego dzieci. - Czy mógłbym jakoś dodatkowo ci się odwdzięczyć? - zapytał.
Tak właściwie to było pytanie z grzeczności, bo nie spodziewał się usłyszeć jakiegokolwiek zadania.
- No… Na pewno będzie mi miło, jeśli faktycznie do mnie napiszesz - mrugnęła do niego, wreszcie uwalniając się od łodyżki.
Prasert spojrzał na tę roślinkę, a potem z powrotem na Alice.
- Prędzej czy później do ciebie napiszę. Nawet jeśli nie wszyscy moi znajomi Rosjanie byli moimi przyjaciółmi - zaśmiał się, mając oczywiście na myśli Kaverina.
Trafiał go szlag, że Alice mogła nakarmić jego dzieci w ten właśnie sposób tygodnie temu. Nie straciła przy tym nic, z tego, co wydawało się Privatowi. Kirill to wszystko opóźnił tylko dlatego, bo… mógł. Prasert zazgrzytał zębami, myśląc o Gwieździe Czasu.
- Lubię cię - mruknął, tym razem do Harper.
To zabrzmiało trochę jak wiadomość skierowana do Kaverina.
Alice uśmiechnęła się.
- Ja ciebie też. Wydajesz mi się być bardzo w porządku. Masz dobre serce Prasercie - stwierdziła. Co prawda oceniła go zaledwie po tym co poznała, ale nie omieszkała się wyrazić swej opinii otwarcie na głos. Jej oczy dalej połyskiwały nieco na złoto, ale błękit, który wcześniej w nich iskrzył delikatnie przygasł. Wydawała się być też spokojniejsza i mniej nakręcona niż wtedy, kiedy roślina pobierała od niej energię.
Privat to zauważył, jednak nie wiedział, co dokładnie to znaczyło. Był zbyt skoncentrowany na wyzywaniu Kirilla, żeby myśleć o takich rzeczach.
- Może mam - mruknął Prasert. - Każdy człowiek ma dobre serce. Wierzę, że wszyscy rodzimy się z takimi. Jednak zostaje ono odebrane w którejś chwili. Podczas dzieciństwa… dorastania… dorosłości… - mruknął. - Wszystko zależy od tego, jak wiele syfu jesteś w stanie przyjąć na siebie zanim się złamiesz. Na szczęście mam wsparcie swoich bliskich i mogę się na nich opierać. Ty też masz takie osoby, Alice?
Harper zastanawiała się chwilę.
- Oczywiście… Mam osoby, na których wiem, że mogłabym polegać, choć czasami obawiam się to robić. Nie chcę ich stracić, są dla mnie najważniejsze - powiedziała szczerze. Wygladało na to, że na swój sposób, poprzez próby niezbyt częstego polegania na innych, Alice próbowała ich chronić. Mogło się to wiązać z jej słowami na temat tego, że osoby w jej otoczeniu umierały. Musiało ją to nieco straumatyzować i napiętnować.
- Wiem co masz na myśli - powiedział Prasert. - Żyję na co dzień w sześcioosobowej grupie. Po dłuższym wahaniu zdecydowałem się wziąć tylko jedną osobę. Bo nie chciałem, żeby którejkolwiek z nich stało się coś złego. Gdyby została zraniona, poczułbym to kilka razy bardziej dotkliwie. Gdyby umarła… - Privat zawiesił głos i nie kontynuował.
Tak właściwie kompletnie sobie tego nie wyobrażał. Śmierć Hana…? Alexieia? Waruna? Sunan? Niny? Agana? Nagi? Przędzarza? Pnącza? Zadrżał. To była jego rodzina. Jego przyjaciele. Musiał do nich wrócić.
- Teraz cię opuszczę, ale chciałbym spotkać się z tobą przynajmniej raz jeszcze - powiedział. - Jeśli ty też byś tego chciała.
- Czemu nie… W takim razie. Do następnego razu. Obyś miał się bezpiecznie ty i twoja rodzina - powiedziała Alice i sapnęła. Spojrzała na powierzchnię wody pod stopami. Zamknęła oczy i zrobiła krok do przodu… Zapadła się w nią, tak jakby jej świat obrócił się, przybierając odpowiedni horyzont za swój.

Prasert został sam w swej sferze wraz z darami od Dubhe. Roślina rozrastała się, dając więcej owoców, aż w końcu było ich całkiem sporo. Nie dostatecznie dużo, by służyły jego dzieciom już na zawsze, ale to dawało mu powód, by rzeczywiście za jakiś czas ponownie spotkać się z Gwiazdą Energii. Rybki pływały między kwiatami ciesząc się, że będa teraz wypełniać bardzo istotną rolę. Prasert jeszcze nie był pewny jak to miało działać, ale odniósł wrażenie, że chociaż one miały o tym jakieś pojęcie, więc mógł być spokojny.

Jego sfera wróciła do swojego dotychczasowego, stonowanego stanu bycia. Pojawienie się Alice wprowadziło małe zawirowanie, ale teraz, gdy już poszła, mógł ponownie zrelaksować się i odpocząć. To było chyba najlepsze. W końcu zebrał dość energii, pomógł Gwieździe Energii no i miał dostać kupę pieniędzy. Zupełnie jakby wygrał na loterii tym jednym wyjazdem…
...i nawet nie musiał zbyt długo pracować, aby to wszystko osiągnąć. Jeden dzień pełen wysiłku. Jednak nawet nie widział, jak wielkie było zagrożenie. Z jego perspektywy ten mężczyzna tylko przez chwilę stał, po czym został pokonany przez wskrzeszone mooinjer veggey. Nie trwało to wszystko bardzo długo.
- Ale się cieszę - westchnął Privat. - Wielki kamień spadł mi z serca - rzekł, spoglądając na rybki. Wydawały mu się szczególnie sympatyczne. - To chyba naprawdę szczęśliwe zakończenie - uśmiechnął się optymistycznie.

***

Lot powrotny z Alexieiem do Ravenny przebiegł bez większych komplikacji. Woronow już na wstępie zdawał się nieco żywszy, już przez samo przebywanie w pobliżu naenergetyzowanego Praserta. Privat mógł się domyślać, że będzie to miało efekt na cały Rój.

Rzeczywiście, gdy wrócili do posiadłości, Pnącze zareagowało na jego aurę. Muskało jego skórę pędami, gdy szedł korytarzem, jakby zlizywało jego pot, bo już nawet on przesycony był energią. Cały dom pragnął jego powrotu i Prasert o tym doskonale wiedział, a teraz miał środki, by dać wszystkim to, czego tak łaknęli od tygodni…
Prasert pogłaskał listki paranormalnej rośliny i uśmiechnął się do jej kwiatów.
- Jestem w domu - rzekł do niej cicho. - Jestem w domu! - obrócił się i krzyknął głośno, żeby wiadomość dotarła tak daleko, jak to tylko możliwe.
Uśmiechał się. Czuł się naprawdę szczęśliwy. Minęło w sumie bardzo niewiele czasu, a i tak zdążył się stęsknić za wszystkimi. Taka krótka przerwa przecież mogłaby mu się spodobać, każdy potrzebował czasu w samotności, prawda? A jednak Prasert wcale za tym nie przepadał. Chciał być w samym środku swojej wspólnoty. W końcu był jej sercem…
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:24   #554
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nie potrwało długo, gdy do pomieszczenia przyszła Nina. Niosła na ramionach Nagę i Przędzarza. Zdawała się nieco bledsza, niż ją pamiętał. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Wyglądasz na zadowolonego, wszystko poszło w porządku? - zapytała. Przegarnęła włosy do tyłu.
- Tata wrócił z polowania - powiedział. - I było bardzo owocne.
Podszedł i pocałował Nagę w czoło. Przędzarz był dużo mniej estetyczny. Włochaty pająk zdawał się wręcz przerażający, ale Prasert go również pocałował. Był jego dzieckiem i wcale nie czuł względem niego obrzydzenia. Następnie spojrzał na Ninę.
- Zasługuję na buziaka - powiedział, uśmiechając się.
Nina przysunęła się do niego i wpiła się w jego usta. Chyba stęskniła się za nim tak bardzo, jak i on za nią.
Prasert pogłębił pocałunek i odsunął się nieco. Spojrzał na nią z uśmiechem. Mieli taki kompletnie inny typ urody. Nie wyglądali ani trochę podobnie. Czy stanowili ładną parę? Jak wyglądałyby ich ludzkie dzieci? Czasami zastanawiał się nad tym.
- Nie jestem do końca pewny, jak udostępnić te owoce dzieciom. Ale znajdę sposób, jak zawsze. Chyba będziemy musieli zasnąć razem. Wprowadzę je wtedy do Iteru. Bo w Iterze jest magazyn energii. Wszystko poszło bardzo dobrze. A co tutaj się działo?
- Nic, wszystko tak jak wcześniej… Zajmijmy się dawaniem wszystkim energii… Nakarm nas kochanie… - powiedziała czule. Uśmiechnęła się do Praserta.
- Ciebie też mam nakarmić? - Privat zmarszczył brwi, spoglądając na kobietę. - Jesteś bardzo głodna? A reszta? Gdzie są pozostali?
- Wszyscy są spragnieni energii - przypomniała mu. Prasert musiał się zastanowić w jaki sposób powinien zagospodarować energię i jak ją wszystkim przekazać. Najłatwiej byłoby chyba wykorzystać do tego Ninę, w końcu była Matką. Dzieci mogły się z niej żywić. Ogary mógł nasycić sam, tak samo jak Sunan.
- A może… może mam inny pomysł - powiedział Privat. - Tylko do tego musimy znaleźć się sami we dwoje. To chyba będzie lepsze rozwiązanie - mówił, choć tak właściwie nic konkretnego. - Ale najpierw chwilę odpocznę. Wypiłbym kawy i może coś zjadł. Mam też ochotę na kąpiel. Chciałabyś wieczorem spędzić trochę czasu we dwoje? - zapytał. - Myślę, że dzieci wytrzymają do tego czasu.
- Sądzę, że tak… Masz ochotę na obiad? - zapytała spokojnie. Posadziła Przędzarza i Nagę na kanapie. Smok zwinął się na poduszkach do snu, a Przędzarz wszedł na Pnącze i zaczął tkać sieć. Nina ruszyła w stronę kuchni.
- Pewnie! A co takiego przygotowałaś?
- Piekłam dziś lasagne… - powiedziała.
- Cudownie. Kocham lasagne. Wszystkie rodzaje. Ze szpinakiem, z sosem pomidorowym… Byleby było dużo sera. Dużo, dużo… sera… - Prasert był naprawdę głodny. - Pytałem, gdzie są pozostali. Wszyscy są w domu? Czy też pojechali na misje, zakupy, rozpierzchli się po świecie… uciekli w siną dal, kiedy nie patrzyłem - zażartował.
- Wszyscy są na miejscu. Pewnie gdzieś się kręcą, lub odpoczywają. Sunan miała dziś straszny ból głowy i mdłości - wyjaśniła. Nałożyła Prasertowi lasagne, okazała się być taką ze szpinakiem i dużą ilością sera. Postawiła przed nim parujący talerz jedzenia i nalała mu sok pomarańczowy.
Privat bardzo lubił ukroić porcję i patrzeć na ser rozciągający się między widelcem a resztą dania. I chociaż daleko przesuwał rękę, to żółta nitka wciąż nie chciała się przerwać. Co znaczyło, że mozzarella była bardzo dobra. W Bangkoku nigdy nie jadł tego typu rzeczy. Były bardzo zapychające i tłuste, ale jemu smakowały.
- Czyli jednak jest w tej ciąży. Nawet nie wiem, czy to dobrze. To zależy, co takiego miałaby urodzić i czy byłaby w stanie znieść poród. Kobiety umierają podczas rodzenia zwyczajnych ludzi. A co dopiero… - zawiesił głos, rozmyślając. W tej chwili też wsunął porcję obiadu do ust. Było pyszne, tak jak się spodziewał.
- Cóż, sądzę, że Phecda nie chciałby skrzywdzić twej siostry - zauważyła. Zabrała się za przygotowywanie kawy dla siebie i dla Praserta. Wydawała się zadowolona i zrelaksowana obecnością swojego partnera w rezydencji.
- Och, na pewno nie chciałby. Jednak może by musiał? Nie wiem, najpewniej nie. Jednak ostatnio czytam trochę książek na temat biologii. W wolnej chwili. Wiesz, że istnieje coś takiego, jak apoptoza? To jest programowana śmierć komórki. Niektóre komórki w naszym organizmie mają takie przeznaczenie, żeby w pewnym momencie umrzeć. Z jakiegoś powodu. Na przykład, żeby organizm mógł się dalej rozwijać. To powszechne zjawisko. Czasami boję się, że Phecdzie przyjdzie coś takiego do głowy. Zabić jednostkę, aby całość była silniejsza. Może nie tyle zabić, co poświęcić. Więc… po prostu boję się, że Sunan urodzi jakiegoś terminatora, ale kosztem swojego życia. Ale to tylko takie dywagacje. Miałem za dużo czasu wolnego i w mojej głowie zaczęły się tworzyć chore wizje - zaśmiał się. - Teraz jak już jestem z wami w domu, nie czuję niepokoju.
Nina uniosła brwi zaskoczona takimi przemyśleniami Praserta.
- Sądzę, że Phecda nie zrobiłby czegoś takiego twej siostrze. Innej kobiecie, może tak, ale jak na razie jest nas tu tylko dwójka i obie jesteśmy ci bardzo bliskie - zauważyła. Pogłaskała Praserta po ramieniu.
- Cieszę się, że tak sądzisz - Prasert uśmiechnął się lekko. - Nie powinienem był w ogóle o tym mówić...
- Chyba zacznę kontrolować lektury, które pochłaniasz - zażartowała.
Woda się zagotowała i kobieta zalała kawy. Nasypała do swojej cukru i nalała mleka, a następnie zrobiła Prasertowi jego kawę tak jak lubił. Postawiła ją przed nim i usiadła na przeciwko. Pogładziła jego łydkę palcami stóp. Chodziła na boso. Okazywała mu tak czułość i najwyraźniej nie mogła się powstrzymać przed dotykaniem go.
Privat lubił to. Sprawiało mu to przyjemność. Już nawet nie myślał o tym i sam również to czynił względem Niny. Zdążył przyzwyczaić się do tego po tygodniach wspólnego mieszkania, jednak nie spowszedniało mu to wcale.
- Pyszne - rzekł Privat, kiedy dokończył jedzenie. - Teraz kawa. Stęskniłem się za włoską kawą. W Anglii też mają dobrą, jednak ta jest najlepsza. Może to my po prostu kupujemy najdroższy gatunek w całym sklepie. Nie wiem. Zmieniając temat… tak jak obserwowałaś dzieci… czy wydają ci się bardziej ospałe lub jakieś cierpiące? Bo to już prawie ostateczny termin, który postawiła Phecda. Na napojenie ich energią… - zawiesił głos.
- Senne. Zdają się dużo więcej spać, tak jak zresztą i my wszyscy - zauważyła Nina. Napiła się kawy.
- Serio? Wy też? Ciekawe. Hmm - mruknął Prasert.
- Lubię dobrą kawę - powiedziała niewinnie. To rzeczywiście mogła być lepsza kawa… Kobieta popijała napój i obserwowała Praserta.
- Wiem, ja też… - Privat zgodził się bez chwili wahania i pomieszał nieco łyżeczką napój. Zaciągnął się zapachem. Uwielbiał go czuć. Był bardzo aromatyczny. Czasami nawet wolał wąchać kawę niż ją pić.
- Wieczorem chcesz spędzić ze mną czas, a co planujesz robić dalej? Znaczy teraz… - zapytała.
- W sumie to nie musi być wieczór. Planowałem wziąć nieco dłuższą kąpiel. Taką może godzinną. Wcześniej jednak, czyli za chwilę, przejdę się po domu i pogadam ze wszystkimi. Tak będzie uprzejmie, poza tym chcę zobaczyć wszystkich. Chyba uspokoję się w pełni dopiero wtedy, jak zobaczę, że wszyscy są cali i zdrowi - powiedział. - No i jak już się wykąpię, to chciałbym spędzić z tobą czas. Myślę, że za dwie godziny… mniej więcej tyle powinno mi to wszystko zająć. Tak myślę.
- W takim razie może najpierw pójdę i zbiorę wszystkich do salonu… Zjedz do końca skarbie… - powiedziała i podniosła się. Przechyliła się nad stołem i ucałowała go w czoło. Następnie ruszyła w stronę wyjścia z kuchni, najpewniej zamierzając uczynić to, co przed chwilą zaplanowała. Chyba nie chciała marnować czasu i móc już spędzić miłe chwile z Prasertem.
Prasert włożył talerz do zmywarki. Po chwili dopił kubek kawy i jego również w niej umieścił. Umył ręce, a następnie twarz. Spojrzał na swoje odbicie w oszklonej szafce nad zlewem. Uśmiechnął się do siebie. Wszystko się dobrze układało. Tak właściwie myślał, że nie uda się zyskać energii od Alice. Tak sądził, kiedy jeszcze nawet nie znał jej imienia. Myślał sobie wtedy, że wszystko się zgadzało. Przeżył kilka tygodni raju tylko po to, żeby patrzeć na to, jak pali się i gnije na jego oczach. Miał wszystko, lecz zostanie z niczym. A tu jednak dobre zakończenie. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Zaśmiał się. To był dźwięk czystej, niepohamowanej radości.
Następnie ruszył na obchód po pokojach. Nie chciał prowadzić wielkich dyskusji, lecz zobaczyć, czy wszyscy są cali i zdrowi. Przywitać się i przekazać dobre wieści.
Zastał akurat Sunan i Waruna na korytarzu. Oboje wyglądali na nieco zaspanych, ale na jego widok uśmiechnęli się lekko. Sunan była nieco blada i miała podkrążone oczy. Zdawała się jednak już nie cierpieć na ból brzucha, bo stała prosto. Musiała odpoczywać.
- I jak podróż, Nina mówiła, że wszystko w porządku? - rzucił Suttirat. Trzymał Sunan za rękę.

Z drugiej strony korytarza zaraz wyszła Nina, prowadząc Alexieia i Hana. Obaj zdawali się spokojni. Najpewniej Woronow już powiedział Guirenowi o przebiegu wydarzeń na Isle of Man.
Wszyscy czekali na to, aż Prasert zarządzi wspólne wejście do salonu, który był Sercem Posiadłości.
Tyle że Privat nie miał w ogóle takich zamiarów. Zmieszał się nieco. Czy musiał teraz zapraszać wszystkich do salonu?
- Hej… - zaczął.
Rozejrzał się niepewnie. Po jednej stronie korytarza znajdował się Alexiei, Han i Nina, a po drugiej Sunan i Waruna.
- Wróciłem. Miło was wszystkich widzieć - rzekł. - Wszystko dobrze się potoczyło, misja wykonana. Udało mi się uzyskać energię. To wszystko. Na serio dobrze was widzieć.
Następnie ruszył w stronę łazienki, w której uprawiał seks z Niną i Warunem. Rozejrzał się jeszcze jednak ciekawy, czy ktoś coś na to powie. Nie miał wcale nastroju na jakieś rozmowy o niczym i wszystkim. Ważne było to, że wszyscy byli cali i zdrowi, a także że przekazał im dobre wieści.
- No to było najkrótsze zebranie na jakim byłem… - stwierdził Han.
- Nina, mogłabyś się uczyć od Praserta, a nie, półgodzinne wprowadzenia… - zażartował Alexiei i zarobił kuksańca od blondynki. Warun zerknął na łazienkę i zdawał się pomyśleć o seksie, bo przesunął spojrzeniem po ciele Praserta, ale nic nie powiedział. Poszedł wraz z Sunan do kuchni. Woronow i Guiren cofnęli się do siebie, a Nina, poszła za Privatem.
- Chcesz odpocząć w wannie sam? Czy mogę cię umyć? - zapytała.
Prasert zamierzał spędzić ten czas w samotności. Chciał się wyciszyć i po prostu poleżeć chwilę w ciepłej wodzie, która oczyściłaby go z trudów podróży. Lot na Wyspy Brytyjskie nie był wcale taki długi, ale jeżeli podliczyć dojazdy na lotniska i z lotnisko, poza tym czekanie na odprawę… Zdołał się zmęczyć i znudzić.
- Chodź ze mną - powiedział Prasert. Nie mógł odmówić Morozow. - Tak właściwie… może tego właśnie potrzebuję. Umyłabyś mi włosy… i pomasowałabyś mi paznokciami skórę głowy… I też twarz… - Privat nieświadomie się uśmiechnął. - Jeżeli rzecz jasna byś chciała. Po jedzeniu robię się senny i łaknący takich pieszczot, kawa tego akurat nie zmieniła - zaśmiał się lekko.
Nina uśmiechnęła się ciepło.
- Dobrze, zrobię ci twoje małe włosko-tajskie spa - zażartowała i ruszyła za nim do łazienki. Tutaj nic się nie zmieniło, nadal główną część stanowiła wanna ustawiona w najdalszym od drzwi punkcie. Nina podeszła i odkręciła krany, zaczynając wypełniać wannę wodą. Podwinęła rękawy lekkiej koszuli, którą miała na sobie. Następnie nalała do wody płynu, który zaczął się pienić i rozniósł po pomieszczeniu przyjemną, kwiatową woń. Morozow usiadła na brzegu wanny i czekala, aż Prasert się w niej znajdzie, by mogła się nim zająć.
Privat rozbierał się w trakcie. Zaczął składać ubrania, ale potem uznał, że to nie ma sensu. I tak nie będzie chciał się w nie potem ubrać. Włożył je więc do kosza na brudną bieliznę. Wnet był już kompletnie nagi. Zrobiło mu się trochę zimno, bo ciepła woda nie zdołała jeszcze rozgrzać w pełni pomieszczenia. Z drugiej strony nie mógł się doczekać, żeby w nią wejść.
- Gorąca… taka, jaką lubię - powiedział, wkładając stopę do środka.
Nie wszedł jednak cały. Podszedł do jednego z okien i je nieco uchylił od góry. To nie pomogło na zimno, lecz dzięki temu za chwilę nie zrobi się duszno, kiedy całe pomieszczenie wypełnią kłęby pary. Prasert lubił gorącą wodę, ale nie wtedy, jak się w niej dusił. Dopiero wtedy wrócił do wanny z hydromasażem.
- Powinienem wam wszystkim zafundować odpowiednie kursy… Masowalibyście mnie, zajmowali się włosami, manicure, pełen relaks… - żartował, jednak tak właściwie zaczął się nad tym zastanawiać. - Ale to chyba byłaby już przesada - powiedział, przyzwyczajając się do wody.
Wyobraził sobie Ninę karmiącą go winogronami, Sunan pielęgnującą jego paznokcie, Waruna masującego plecy, Alexieia i Hana przy jego stopach… Tak, to byłaby już zdecydowana przesada.
- Zawsze za jakiś czas, kiedy już ustabilizujemy naszą pozycję, możesz zrobić sobie mały harem kobiet, które będą ci robić takie spa… W końcu jesteś tym, który nosi w sobie Gwiazdę Życia. Głową naszego Roju. Sądzę, że zrobiłyby to z chęcią - zauważyła Nina. Gdy tylko usiadł, nabrała olejków na dłonie i zaczęła masować mu barki i ramiona, następnie kark i szczękę. Czekała aż oprze głowę o brzeg i zajęła się jego twarzą. Nie miała wprawy w takiej pielęgnacji, ale była delikatna w swych ruchach, a jej dłonie były drobne, więc szło jej nawet dobrze.
Prasert nic nie mówił, tylko rozkoszował się tym.
- Nasza pozycja jeszcze nie jest ustabilizowana? - zapytał wreszcie, kiedy już trochę przyzwyczaił się do masażu. Miał spięte mięśnie i dotykanie ich bolało go, ale w taki dobry sposób. - Myślę, że jest bardzo stabilna. Kto wie, w przyszłości może będzie tylko mniej stabilna. Od nikogo nie zależymy, mamy energię, pieniądze… żaden wróg nie puka do naszych drzwi… Jest dużo rzeczy, które mogą się zepsuć i mało takich, które mogą być jeszcze lepsze, niż są. Cała sprawa z IBPI to tylko dlatego w sumie, bo mi się nudzi i chcę za darmo poznać wszystkie języki. Bo pierwotny plan był taki, że wpływy tej organizacji pomogą znaleźć Gwiazdę Energii. Tygodnie jednak minęły, a sprawy toczyły się opornie… A Alice napotkałem i tak. Swoją drogą… pamiętasz Kaverina, prawda? Opowiadałem ci o nim…
- Tak pamiętam… To ten Rosjanin, inna gwiazda - dodała w zadumie.
- Yep.
- Chodziło mi o to, że nie mamy jeszcze stabilnego dostępu do energii, czyż nie? Znaczy chyba że mamy, a jeszcze mi tego nie wytłumaczyłeś? - dopytała Morozow, dalej masując jego skórę.
- Nie “mamy”... ale też nie jest tak, że… “nie mamy”... - Prasert zawiesił głos. - To nie jest tak, że porwał Alice i teraz będę mógł ją stale doić, kiedy mi się to tylko spodoba. Z drugiej strony teraz się znamy i jeżeli poproszę ją raz jeszcze, to może się zgodzi. Ostatecznie uratowałem jej życie, natomiast ją to chyba nic nie kosztuje. W każdym razie, wracając do Kaverina, to on od początku wiedział wszystko, co tylko mógł na temat Alice. Jednak nie udostępnił mi… nam… jej danych, niczego. Może obawiał się, że coś jej zrobię, nie wiem. Ale gdyby Bóg nie zesłał nam tego zagrożenia na Isle of Man i gdyby nie potrzebowali naszej pomocy, to skończyłoby się to dla nas tragicznie. Widzisz… niby Gwiazdy, niby astralni bracia, wielka przyjaźń - Prasert mówił zjadliwie i sarkastycznie. - Ale jednak jak przychodzi co do czego… to jest, jak widzisz. Ale dobrze, że teraz znam zasady gry - powiedział, co zabrzmiało jak groźba. - Możesz jeszcze chwilę kark? - teraz zapytał kompletnie innym tonem, co miało aż komediancki wydźwięk.
Nina tymczasem milczała w zadumie.
- Tak właściwie, czemu w takim razie nie zabrałeś tu tej Alice? Skoro Kaverin tak bardzo chciał ją zostawić dla siebie, nie patrząc na to, że nasze dzieci umierają… Trzeba było zrobić mu to, czego się tak obawiał… - zasugerowała Morozow. Wyraźnie i jej nie podobała się postawa Kaverina. Chciała dobra ich dzieci, jeśli tamta kobieta mogłaby je im zapewnić, zamierzała potraktować ją jak potencjalne zwierzątko, które musieli mieć w domu. Przesunęła dłonie na kark Praserta i rozmasowywała go.
- Bo ją szanuję - powiedział Privat. - To nie jest jakiś bezdomny kotek, którego mogłem z sobą wziąć, tylko prawdziwy człowiek. Myślę, że długoterminowo patrząc, więcej zyskam, jeśli będziemy przyjaciółmi. Lepiej niech zasila nas swoją energią z miłości, nie ze strachu lub niewoli… Poza tym nie chcę się odgrywać na Kaverinie, na pewno też nie czyimś kosztem. Gdybym był sam i to byłoby liceum, to mógłbym zachowywać się impulsywnie. Ale teraz jestem odpowiedzialny również za was i wolę zastanowić się dwa razy, zanim wypowiem komuś wojnę. Uczynić sobie kogoś wrogiem można w każdej chwili, gorzej zbudować spalony most. Może będę go jeszcze kiedyś potrzebował, kto wie. Możliwe jest też jednak, że on będzie potrzebował mnie. I ja zachowam się dokładnie tak samo, jak on. Nie kiwnę nawet palcem, chyba że będę miał nóż na gardle - powiedział i uśmiechnął się. - Na Isle of Man wygrałem ja, bo mam energię. Wygrała Alice, bo uszła z życiem. Przegrał tam jedynie Kaverin.
Morozow znów masowała go chwilę w milczeniu, po czym pochyliła się i cmoknęła go w głowę. Nie mogła w policzki, bo miał na nich olejek.
- Rozsądnie mój drogi… Bardzo mądrze… - podsumowała. Najwyraźniej rozważyła jego słowa i wszystkie potencjalne scenariusze idące za konkretnymi zachowaniami. W obecnym momencie była zmartwiona o dzieci, więc pewnie podjęłaby impulsywne decyzje. Jeśli jednak zastanowić się nad wszystkim, Prasert miał rację. Masowała go, póki nie poczuła rozluźnienia pod palcami. Wtedy zaczęła opłukiwać jego skórę i zabrała się za mycie jego włosów. Masowała mu też przy tym skórę głowy.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:25   #555
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Kocham cię, wiesz? - Privat zapytał po chwili. Był w coraz lepszym humorze. - Czuję, że optymizm zaczyna mnie zalewać. Przyznaj się, co za substancje dodałaś do tych olejków? Co tak naprawdę wdycham? - zaśmiał się lekko.
- A taki nowy wynalazek, serotoninę w olejku… - odpowiedziała czule i pocałowała go w policzek.
- Stymulanty na serio zwiększają stężenie serotoniny w mózgu. Mam na myśli kokainę, amfetaminę, MDMA i tym podobne… - Prasert uśmiechnął się.
Właśnie dlatego chciał tej kąpieli. Nie spodziewał się jednak, że potrzebował do niej Niny. Wcześniej planował spędzić ten czas w samotności, lecz towarzystwo kobiety było dużo lepsze. Chyba potrzebował się wygadać i nawet o tym wcześniej nie wiedział. Poza tym jego ciało było przyjemnie rozgrzane zarówno przez wodę, jak i dłonie Morozow. Kobieta znała się na masowaniu. Co znaczyło, że miała w tym doświadczenie? Kogo wcześniej w takim razie masowała? Prasert poczuł tak irracjonalną zazdrość, że aż parsknął śmiechem. Nina nie mogła wiedzieć, z jakiego powodu.
- Bo zacznę się martwić tymi twoimi wybuchami śmiechu ze szczęścia - zażartowała kobieta. Nina pocałowała go w policzek, po czym zaczęła spłukiwać mu włosy, ostrożnie, by nie nalać wody do oczu.
Wreszcie już Prasert był kompletnie czysty. Odwrócił się i spojrzał na Ninę. Przysunął się i pocałował ją krótko w usta.
- Muszę zapełnić cię energią. A potem twoje mleko wszystkich wyżywi - rzekł. - Czy masz jakiś dobry pomysł… w jaki sposób mógłbym cię naładować? - uśmiechnął się urokliwie.
Morozow uniosła brwi. Wstrzymała oddech.
- Zapewne… Zapewne skoro masz ją w sobie, musisz w jakiś sposób tę energię przenieść w moje ciało. Myślę, że znajdziemy kilka optymalnych sposobów na to, by to zrobić… - stwierdziła. Prasert widział jak jej źrenice nieco rozszerzyły się. Ekscytowała się na samą myśl ich nadchodzącego zbliżenia.
- Och… a czy wszystkie muszą być optymalne? Może niektóre mogłyby być spontaniczne, dzikie, nieprzemyślane… bardzo mocne… i pełne uczucia... - mruknął i pocałował ją w usta.
Po chwili odkręcił wodę. Tak właściwie chciał kochać się tu i teraz, ale nie w brudnej wodzie. Najpierw tej się pozbędzie, a potem napełni wannę czystę. Pewnie tyle w kwestii spontaniczności i braku przemyślenia…
Nina uśmiechnęła się. Też go pocałowała, odpowiadając na jego pocałunek. Westchnęła w jego usta, po czym otworzyła oczy i zerknęła w jego. Zauważył delikatny, blady blask w głębi jej oczu, był, ale słaby. Poczuł potrzebę, by go rozpalić.
- Rozbierz się - powiedział.
Odsunął się i usiadł w wannie. Ta ponownie zaczęła napełniać się wodą. Czystą i pozbawioną olejków.
- Chcę na ciebie patrzeć. Rób to powoli - rzekł.
Umieścił ręce za sobą, wygodnie opierając je o brzeg wanny. Spojrzał wyczekująco na Rosjankę.
- Chcę cię widzieć nagą. Teraz.
Morozow uniosła brwi, po czym wyprostowała się i wstała. Przeszła do przodu, tak, by Prasert mógł ją dobre widzieć. Następnie zaczęła powoli rozpinać guziki koszuli. Materiał przesuwał się po jej ciele, jeszcze skrywając jej piersi i brzuch, ale widział w świetle kinkietów połyskującą na jej skórze nić pajęczyny, którą przyozdobił jej ciało Przędzarz. Błyski i refleksy światła migały po jej nitkach, majacząc i wygladając tajemniczo i zachęcająco, niczym piękna biżuteria lub bielizna, gdy wiedziało się jaki kształt miało to ‘odzienie’. Nina odwinęła rękawy, po czym pozwoliła wreszcie koszuli zsunąć się ze swych ramion i upaść na posadzkę. Następnie rozpięła powoli guziki spodni, które miała na sobie i pozwoliła im zsunąć się powoli po jej biodrach i w dół.
Wyszła z nogawek i stała przed Prasertem naga, odziana jedynie w nici Przędzarza. Przechyliła głowę. Chyba czekała jakie następne polecenie wyda jej Privat. Zwykle to ona je wydawała i chyba lubiła, kiedy czasem wydawał jej je on.
- Wejdź do wanny, skarbie. I usiądź na moich nogach - powiedział Prasert. Nina ostrożnie weszła do wanny, stanęła na moment nad nim, po czym powoli usiadła mu na nogach, przodem do niego.
Przesuwał wzrokiem po łukach jej ciała. Była bardzo atrakcyjną kobietą. Privat nawet nie miał zbyt dużej ochoty na seks, ale zdołała go pobudzić. Zrobił się twardy. Oczywiście mógł zrobić się twardy, kiedy tylko chciał, wchodząc w Imago. Miło jednak było osiągnąć ten stan bez użycia własnej mocy. Pragnął chwycić jej piersi, ścisnąć je mocno, wsunąć język między jej wargi i palce między jej uda… Był prostym mężczyzną, nie potrzebował więcej do szczęścia. Przynajmniej w tej chwili.
Nina nie opierała mu się. Gdy tylko zaczął przesuwać dłońmi po jej ciele westchnęła zadowolona. Przełknęła ślinę i przechyliła się bliżej, by łatwiej mu było dostać się do jej ust i palcami między jej nogi. Zadrżała cała w oczekiwaniu. Zdawała się wytęskniona i zniecierpliwiona. Nie napadała jednak na niego, tylko grzecznie czekała, aż Prasert wydzieli jej kolejne dawki swego dotyku i przyjemności, która za tym szła.

Mężczyzna składał pocałunki na jej ciele. Z jednej strony otulała go ciepła, czysta woda, a z drugiej jędrne, miękkie ciało pięknej dziewczyny. Czuł się szczęśliwy. Nawet nie zauważył, jak pajęczyna Przędzarza zaczęła stopniowo zabarwiać się na coraz bardziej niebieski kolor… Nina wyglądała pięknie, jakby pokryta siatką z szafiru. A także jeszcze seksowniej. Srebrny kolor nieco zlewał się z jej skórą. Teraz barwa wyraźnie odcinała się na tle ciała.
Wsuwał palce między jej wargi sromowe. Napotkał wilgoć i miękkość oraz charakterystyczną strukturę ścian kobiety… Dopiero wtedy zrobił się naprawdę twardy. Umieścił dłonie na biodrach Niny, chcąc nakierować ją na swoją męskość. Chciał, żeby czym prędzej połączyli się z sobą.
Nina oparła dłonie na jego ramionach i lekko się uniosła, przesuwając po jego udach do przodu, jednocześnie przybliżając do jego penisa. Niemal muskała piersiami jego klatkę piersiową. Pocałowała go i przygryzła lekko jego wargę, ssąc ją chwilę, czekała i pomagała mu, nakierowując go i wreszcie ochoczo przyjmując w siebie. Aż jęknęła, kiedy wreszcie wsunął się i cały w niej zagłębił. Była gorąca i wilgotna. Czuł pulsowanie w jej wnętrzu. Potrzebowała go. Nina zamknęła oczy. Jej policzki były zarumienione od ciepłej wody, ale w głównej mierze od narastającego żaru w jej ciele. Poruszyła biodrami, ciesząc się obecnością Praserta w sobie.
Privat jęknął z rozkoszy. To było cudowne przeżycie, nieco inne od poprzednich. Nie wiedział jednak, na czym polegała ta różnica. Odgiął głowę do tyłu. Włosy, które je pokrywały, zrobiły się wnet błękitne i zaczęły bezwładnie poruszać się na nieistniejącym wietrze. Delikatnie sam poruszał biodrami w rytmie zgodnym z ruchami Morozow. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, aż ich klatki piersiowe się zderzyły. Czuł jej piersi na swoim ciele. Woda wokół nich przelewała się na zewnątrz wanny, ale Prasert w ogóle się tym nie przejmował. Zamknął oczy i spróbował zagłębić się w Iter… może nie całkowicie… ale przynajmniej na tyle, aby zaczerpnąć z mocy Dubhe i zacząć przelewać ją do ciała Niny.
Odczuwał, że praktycznie był już do tego gotowy, najwyraźniej Phecda przewidział to i Prasert wyczuł, że jedyne na czym musiał się skupić, to by dobrze wypełnić ciało swojej partnerki swoim nasieniem. Ona tymczasem kompletnie zrelaksowała się, poruszając biodrami i z wyraźną rozkoszą, rozchyliła usta i zaczęła pojękiwać, co odbijało się echem od ścian łazienki.
Prasert przymrużył oczy. Znajdował się na dziwnym, ale za to bardzo przyjemnym haju. Wypełniała go euforia. Chciał wręcz skakać z radości, choć to może nie była na to najlepsza pora. Nie wiedział skąd brało się to uczucie, bo na pewno nie tylko z seksu. Może Phecda bardzo cieszył się z tego, że Matka dzieci wnet będzie w stanie je wykarmić i dlatego zalewał Privata endorfinami. Taj odgiął głowę do tyłu i otworzył lekko oczy. Miał rozszerzone źrenice. Jego serce szybko biło, a krew prędko płynęła w żyłach pod dużym ciśnieniem. Zaczął coraz mocniej i wyraźniej poruszać biodrami i wnet rytm jego i Niny przestał się zgrywać. Wtedy objął ją mocniej i wstał. Utrzymywał kobietę w ramionach. Nie było to takie trudne. Po pierwszej, znajdowali się w wodzie, po drugie był silny, po trzecie - ona lekka. Poruszał biodrami, biorąc ją jednostajnym, nie aż tak szybkim, ale bardzo dosadnym tempem. Woda wylewała się na podłogę łazienki zgodnie z tym rytmem. Prasert chwycił ciało Morozow tak mocno, że aż jego paznokcie wpięły się w nią. Kilka pchnięć więcej i doszedł. Jeknął. Zakręciło mu się w głowie i nagle wszystkie siły zaczęły opuszczać jego ciało. Miał nadzieję, że się nie przewróci…
Był świadomy tego, że i ona doszła w tym samym momencie, ale doszło do niego też to, że jej orgazm nie ustawał, jak i jego. Przez kilka dobrych chwil zalewał jej wnętrze, a ona to wszystko w siebie przyjęła. Zobaczył jak od jej łona po pajęczynie rozszedł się intensywny impuls rozświetlający jej ciało na błękitny kolor. Jej tatuaże, które kreślił na jej ciele również zabłyszczały, ale przede wszystkim rozjarzyły się jej dotąd przygaszone oczy. Zaśmiała się w ekstazie. Prasert usiadł, a ona opadła wraz z nim, nadal mając go w sobie. Całowała jego szyję i lizała z rozkoszą.
W niebieskiej siatce Przędzarza pojawiły się złote przebłyski, jak gdyby brokatu. Promieniowały jeszcze mocniej. Privat kojarzył ten kolor i wiedział, co oznaczał, jednak nie myślał o tym w tej chwili. Męski orgazm był bardzo intensywny i kiedy rozciągał się w czasie tak długo, był w stanie doprowadzić do obłędu. Mocno wtulił się w ciało Niny i zagryzł jej ramię. Niezbyt mocno, bo nie chciał sprawić jej bólu ani zranić i myślał o tym nawet teraz. Jednak potrzebował znaleźć jaki sposób, żeby wyładować z siebie to całe światło, które go rozsadzało. To było rozkoszne i obezwładniające… Cudowne i niepowtarzalne… Prasert znajdował się w tej chwili nie tylko w jedności z Niną, ale również z całym światem.
Rozżarzenie czystą energią Dubhe wkrótce ustąpiło, a przynajmniej z ciała Praserta. Czuł, że posiadał jeszcze pokaźny zapas energii, ale ogromną jego część Nina wzięła w siebie. Zdawała się półprzytomna od mocy, która teraz przekształcała się w jej ciele. Musiała przybrać odpowiednią postać, by mogła odpowiednio podać ją dzieciom. Prasert opadł na oparcie, a Nina opadła do przodu, opierając czoło na jego ramieniu. Oboje dyszeli ciężko. To jednak nie był przecież jeszcze koniec, Matka musiała teraz podać energię wszystkim dzieciom. Prasert czuł ekscytację i zadowolenie Phecdy w sobie. Zmęczenie, które chwilowo czuł, ustąpiło.
Privat oddychał przez usta przez pewien czas. Kiedy przestał dyszeć, przemówił.
- Jak się czujesz? Jesteś śpiąca, czy… - zawiesił głos.
Nie wiedział, czy potrzebowała czasu, aby wyprodukować mleko, czy może wręcz przeciwnie… chciała spotkać się z dziećmi jak najprędzej, zanim energia z niej wyparuje. Sam nie czuł się zmęczony, ale Morozow zdawała się nie do końca przytomna, więc Prasert nie był pewny, jak miała wyglądać następna godzina.
Kobieta westchnęła.
- Czuję się wspaniale… Cudownie… Niesamowicie. Ta energia jest taka nieskazitelna… - wypowiedziała powoli, jakby smakowała czegoś bardzo dobrego i opisywała teraz tego smak.
- Prawda? Prawda, że tak? - Prasert błyskawicznie się zgodził. Jak mógłby się nie zgodzić. - Potrzebujesz czasu, żeby odpocząć? Przenieść cię do twojej sypialni, to znaczy jeśli będę w stanie…? - ten ostatni komentarz dodał już trochę ciszej. - Jestem pełen energii, ale z drugiej strony nie wiem, jak bardzo jest ona stabilna. Czy może chciałabyś tu zostać i żeby dzieci tutaj przyszły? Jesteś w stanie je teraz nakarmić?
- Jestem w stanie je teraz nakarmić… Jednak po kolei… Potrzebuję znaleźć się w naszej sypialni… Tam zajmę się Nagą i Aganem. A potem w Sercu Domu popracuję nad Pnączem i Przędzarzem. Wszystkie dzieci są głodne kochanie… Choć sądzę, że Pnącze może się niecierpliwić już w sypialni… No ale zobaczymy - powiedziała i westchnęła. Usiadła powoli. Prasert zobaczył, że jej oczy jarzył się żywo złotem i błękitem.
- Jesteś w stanie sama wstać i pójść? - zapytał Prasert. - Potrzebujesz chwili, żeby odpocząć? A może mam zawołać chłopaków, żeby cię przenieśli? Niczym królową, którą jesteś?
W pierwszej chwili Privat pomyślał, że to byłoby bardzo ekstrawaganckie i pokazowe. Z drugiej strony jeśli ktoś kiedyś zasługiwał na to, żeby być noszonym po pokojach, to była to właśnie Matka Roju.
- Albo wezmę cię jak na ramiona i w ten po prostu sposób przeniosę - uśmiechnął się. - Wyglądasz jak bogini - dodał.
- Przenieś mnie kochanie… Wyglądam tak, tylko dlatego, że to ty jesteś moim partnerem… - powiedziała i pocałowała go czule w usta. Poczuł elektryczny dreszcz wymieszanych energii w jej ciele. To nie było to samo, kiedy Phecda spotkał się i zetknął z Dubhe, ale energie były dokładnie te i odczuł echo tego doznania.
- Nie… wyglądasz tak dlatego, bo byłaś wystarczająco dobra, aby zostać moją partnerką - odpowiedział Prasert.
Chwycił ją odpowiednio i podniósł. Ostrożnie zaczął wchodzić po stopniach wielkiej wanny. Nie chciał się teraz wywrócić. Czuł się jednak całkiem dobrze, mimo że normalnie chyba nadal kręciłoby mu się w głowie.
- Znaczy nawet nie mam tyle na myśli siebie, co Phecdę. Byłaś dla niego dość dobra. Inaczej by cię nie zapłodnił. W pewnym sensie wybrał cię tak samo, jak i mnie. Tyle że ja go przenoszę w sobie. Wytrzeć cię? Nas? Musiałbym cię postawić na podłodze.
- Nie, nie wycieraj, nie ma sensu, po wszystkim pewnie i tak będę znów wilgotna i do kąpieli - stwierdziła lekko rozbawiona. Zamruczała, jakby było jej dobrze. Przytuliła się bardziej do Praserta. Pocałowała go w policzek i kolejny lekki ładunek przeszedł po jego skórze.
Taj na chwilę zamilkł, kiedy poczuł, jak się rozchodzi. Przymrużył oczy z przyjemności. Aż nawet na moment stracił wątek.
- Tak… obiecujesz, że będziesz wilgotna? - zapytał wesoło, przechodząc przez drzwi.
Obydwoje byli mokrzy i pewnie zaatakowałby ich powiew zimna po wyjściu na korytarz. Jednak przynajmniej Prasert nie zauważył niczego takiego. Był na paranormalnym haju koniec końców.
Zdawało mu się też, że Nina również nic nie odczuwała. Oboje byli przepełnieni energią. Na korytarzu nie było nikogo, ale kiedy Prasert szedł korytarzem, zauważył, że pędy Pnącza poruszają się w ich stronę, jakby już wyczuwały, że Nina miała dla niego coś dobrego.
- Chyba roztaczasz piękny zapach, moja droga. Niektórym już ślinka leci na twój widok - mruknął Prasert, spoglądając na kwiaty rośliny. Uśmiechnął się do nich delikatnie.
Posiadłość była duża, ale nie olbrzymia, więc dość szybko dotarli do sypialni. Prasert otworzył ją łokciem i kopnął drzwi. Ruszył do środka i delikatnie położył swoją miłość na szerokim łożu małżeńskim. Pocałował ją delikatnie w usta.
- Jak słodko… - mruknął z uśmiechem.
Kiedy ją pocałował, znów poczuł ładunek. Jedyne co im pozostało to pozbierać dzieci do Mamy. Naga, z tego co pamiętał, była w salonie, tymczasem Agan na pewno był w swojej wannie. Nina ułożyła się wygodnie na łóżku, przeciągając. Jej ruchy zdawały mu się nawet bardziej kuszące i powabne. W końcu jej ciało było teraz przekaźnikiem tej całej energii, którą miał zmagazynowaną w sobie. Nic więc dziwnego, że Pnącze reagowało…
Prasert ruszył do łazienki. Spodziewał się ujrzeć w wannie ukochanego krakena. Włączył światło i spojrzał do środka ogromnego pojemnika z wodą. Nie zawiódł się, Kraken drzemał, wtulony w zatopionego misia.
- Skarbie, mój kochany… czas jeść! - powiedział. - Mam nadzieję, że nie jesteś na to zbyt słaby… - zagryzł wargę.
Wsunął dłonie pod wodę mając nadzieję, że wpłynie między nie Agan.
Mały Kraken poruszył się i porzucił misia, by przyczepić się do rąk taty. Wyraźnie chciał się przytulać, a na wieść o jedzeniu, podekscytował się, bo już zaczął badać otoczenie swoimi mackami.
Prasert podniósł go. Sam również chciał się do niego przytulić. Mały był taki słodki, oczywiście nie według jakichkolwiek światowych standardów… ale według jego własnych… nawet bardzo. Pocałował go w głowę. Na wargach Privata zostało nieco śluzu, kiedy odchylił głowę.
- Chodź do tatusia. A teraz do mamusi - powiedział, idąc w stronę sypialni. - Tylko nie wypij wszystkiego, dobrze? - zapytał i położył delikatnie Agana na klatce piersiowej Niny. - Trochę wam zazdroszczę. Sam najchętniej bym się z niej napił… - mruknął, spoglądając na jedną z piersi.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:25   #556
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina uśmiechnęła się do Praserta posyłając mu seksowne spojrzenie.
Tymczasem Agan poruszył się na niej i zaraz odnalazł sobie jej pierś. Owinął wokół niej dwie macki, tymczasem innymi gładził jej ciało. Morozow jęknęła rozkosznie. W końcu to było takie przyjemne doznanie. Kraken zaczął pić, jego ciało delikatnie zajaśniało błękitem. Wreszcie. Prasert czuł i widział to. Jego dzieci najedzą się jak trzeba. Rozpierała go duma i radość i ulga.
Widok macek na ciele Niny był bardzo podniecający. Privat był w pełni zaspokojony, a i tak nie mógł oderwać wzroku.
- Szkoda, że nie jestem malarzem. Namalowałbym was… to piękny obraz. Taki… czysty, naturalny artyzm… - zawiesił głos. - Aż mam ochotę zrobić zdjęcie. Ale boję się, że gdybym nacisnął przycisk aparatu, prysnęlibyście jak bańka mydlana. To tak w kontekście nieracjonalnych lęków… - mruknął. - Co ja to miałem zrobić…? Ach, iść po Nagę… Może jednak zrobię to zdjęcie?
Nina popatrzyła na niego ponaglająco. Chyba chciała, by Prasert przyniósł również drugie dziecko. Oddychała dość płytko, czując jak jej głodne dziecko piło łapczywie.
- Może jak przyniesiesz Nagę - powiedziała na wizję Praserta robiącego im zdjęcie. Najpierw chciała nakarmić dzieci. Zdawała się nadal w tym transie, nieco otumaniona energią, którą podarował jej Privat.
- Tak… - odpowiedział Taj. - Oczywiście, że tak - mruknął nieco ciszej.
Obrócił się i wyszedł na korytarz. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojego dziecka. Smok miał swoje ulubione miejsca, w których lubił przebywać. Bardzo często były dziwne i trudno dostępne, jak na przykład na szafie tuż pod sufitem. Pod tym względem przypominał bardzo kota, choć nie miał tej samej sprawności, zwinności i giętkości.
- Naga, gdzie jesteś?! - zawołał.
Rozległo się już po chwili donośne skiełknięcie z salonu. Kiedy Prasert tam zaszedł, nie zobaczył jednak smoczka. Było też cicho.
- Chowasz się znowu w chowanego? - Privat zaśmiał się. - Czy nadal będziesz się chował, jak powiem, że czeka cię zaraz najprzyjemniejszy i najpożywniejszy posiłek w całym twoim życiu…? - zawiesił głos. - Gdzie jesteś?
Prasert wyszedł na narożnik i spojrzał za niego. W samym rogu pokoju tworzyła się pomiędzy meblem a ścianami drobna przestrzeń, idealna do chowania się. To było jedno z potencjalnych miejsc.
I właśnie stamtad wyłoniła się głowa Nagi. Poderwała się żywo. Znowu skiełknięcie i smoczątko wydreptało na środek pokoju. Dyszało ciężko - zmęczone, bo głodne, ale chciało biec… Biec do tatusia, który obiecał jedzonko.
- Wiedziałem, że tu będziesz, Szafirku - Prasert uśmiechnął się. Czasami tak nazywał smoka ze względu na kolor jego łusek. - Chodź tutaj, malutki - wyciągnął w jego stronę dłonie.
Mały był zmęczony, jednak Privat miał nadzieję, że da radę przynajmniej dobiec do niego.
Szafirek dobiegł do niego i upadł mu w ręce. Był zmęczony i sapał, zaczął lizać Praserta po rękach. Ułożył się zapierając skrzydełkami. Ziewnął. Zaczął lizać znowu.
Privat nachylił się i pocałował go w czoło. Następnie położył dłonie na tułowiu i podniósł go. Przytulił do siebie i objął.
- Mama na ciebie czeka - zaczął mu opowiadać, wychodząc na korytarz. - Dałem jej nieco nowej, smacznej energii od cioci. Twój brat już je, miał szczęście, że był bliżej - Prasert uśmiechnął się, mówiąc żartobliwym tonem. - Ale dla ciebie nie zabraknie w żadnym wypadku, nie martw się.
Szedł w stronę sypialni.
Naga coś do niego próbował mówić, chyba opowiadając co robił tego dnia. To było słodkie. Prasert zawsze był ciekawy, co takiego smok mógł mówić, mimo że każdy jego dzień wyglądał dokładnie tak samo i raczej nie mógł opowiadać o czymś, co zdziwiłoby mężczyznę.
Kiedy znaleźli się w sypialni, zastali tam Ninę i Agana nadal na łóżku. Smoczek podekscytował się i zawiercił chcąc już do mamy.
- Boże, jestem taki szczęśliwy - westchnął Prasert, widząc ten obrazek. - Myślałem już, że nie uda się ich nigdy nakarmić - powiedział. - Jedzcie, moi kochani. Rośnijcie zdrowi - pogłaskał jeszcze raz smoka, po czym postawił go na łóżku obok kobiety.
Następnie pogłaskał również po główce krakena. Odsunął się nieco, chcąc obserwować, jak dzieci ssą mleko z piersi Niny. Ten widok go uspokajał. Sprawiał, że czuł mocne, przyjemne ciepło w sercu. Rozchodziło się na całe jego ciało i koiło duszę.
Naga potruptała do matki i zaraz nacisnęła łapkami jej wolną pierś wczepiając pyszczkiem i zaczynając pić. Nina rozluźniła się zadowolona i spojrzała na Praserta z miłością i niemal łzami ulgi w oczach. Privat odwzajemnił spojrzenie. To była bardzo miła, intymna, a zarazem… rodzinna chwila.

Oboje dzieci jadły, a za chwilę miały też dostać posiłek pozostałe. Potem energią miała poczęstować się reszta roju.
Uczty energetycznej nie było tego wieczoru zadość.

***

La Trattoria była dość elegancką restauracją. Nina wynajęła w niej prywatną salę. Mieli umówione spotkanie na godzinę osiemnastą. Nina była dość elegancko ubrana. Jechali samochodem, prowadził Han. Mieli jeszcze godzinę do samego spotkania, mogli się przygotować.
- Chcesz prowadzić całą rozmowę, czy abym ja to robiła? Wynajęte sale w tym lokalu są specjalne i nikt nam przeszkadzać nie będzie… - powiedziała spokojnie.
- A czy jestem zapowiedziany? - zapytał Prasert. - W jaki sposób mnie zapowiedziałaś? Bo nie wiem, w jakiej roli powinienem wystąpić… i jak się zachowywać.
- Potencjalnego dobrze zapowiadającego się detektywa o interesujących zdolnościach wartych uwagi. Namówienie ich, by pojawili się tu dziś, było niezwykłym wyczynem z mojej strony… - westchnęła i potarła skroń.
- Zdaję sobie sprawę. Powinnaś rozpocząć i prowadzić rozmowę, jako że jesteś naszym jedynym wspólnym znajomym. I zależy, jak dalej będą się toczyć sprawy… Może uda mi się mówić nieco więcej, a może ty będziesz bardziej dominowała przy stole - Prasert mówił. - Zobaczymy. Czy wiedzą, że jestem twoich chłopakiem? Kto dokładnie tam będzie?
- Wszyscy… Udało mi się ściągnąć ich wszystkich - powiedziała pogodnie.
- Na… na serio? Wszystkich - Prasert nie mógł uwierzyć.
- A dominować mogę w sypialni, ale jeśli chcesz, przy stole też mogę - przechyliła się i pocałowała go.
Privat roześmiał się jej w twarz.
- Skoro nalegasz. Oficjalnie z jakiej okazji jest to spotkanie? I czy wiedzą, że jestem twoim chłopakiem? - zapytał.
- Proponuję cię jako przyszłego kandydata do obsługi portali. To dość konkretne stanowisko, dlatego jest tu dziś również Arisa - wyjaśniła.
Wygładził mankiety białej koszuli. Wyglądał całkiem przystojnie w nowym garniturze. Spojrzał na swoje odbicie w lusterku. Tak właściwie wydawało mu się, że przebrał się za kogoś innego. Niegdyś w Bangkoku nie miał takich pięknych ubrań. Przypomniała mu się elitarna szkoła, do której chodził przez jakiś czas. To tam poznał Mali i Sakchaia. Teraz wyglądał jak jeden z nich. Wtedy chodził w ubraniach ojca, które kompletnie na niego nie pasowały. I bynajmniej nie była to ich jedyna wada.


- Więc jak?
- Hmm? Wyglądasz bardzo dobrze i wszystko też wyjdzie dobrze, jeśli po jedzeniu odpowiednio szybko zgarniesz ich energią Phecdy - wyjaśniła. Poprawiła mu kołnierz.
- Ile razy muszę cię o to zapytać, żebyś odpowiedziała mi, czy wiedzą, że jesteśmy razem? - Prasert westchnął. - Wydajesz się trochę rozkojarzona dzisiaj. Wszystko w porządku? - zapytał.
Zerknął z troską na Ninę. Miał nadzieję, że nie wyczerpało ją zbytnio karmienie dzieci i reszty domowników. Ta kolacja mogła być potencjalnie bardzo długa i musiała mieć przytomny umysł.
Zdawała się być rzeczywiście zaaferowana, ale raczej wydarzeniem, a nie z powodu tego, że coś jej dolegało.
- Wie tylko Arisa… Reszcie jeszcze nie mówiłam… Może lepiej, żeby dowiedzieli się już gdy ich zmienisz - zaproponowała.
- Ciężko będzie udawać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedział Prasert. - Jednak może to się uda… - uśmiechnął się i przysunął, żeby pocałować ją w policzek. Poczuł na wargach podkład. - Jeśli teraz cię odpowiednio wycałuję, to może potem już nie będę miał na to ochoty. Dobry plan, co nie? Prawdopodobny… - mruknął.
Nina zaśmiała się i pocałowała go w szczękę.
- Całuj - poleciła z uśmiechem. Obserwowała go uważnie. Han nie komentował, zdawał się sam lekko rozbawiony ich rozmową.

Droga minęła dość szybko.

Wkrótce znaleźli się na niewielkim parkingu, przed lokalem. Okolica była usłana bladymi, ciepłymi światłami, nadając terenowi restauracji przyjemnego klimatu. Już sama droga do wejścia miała relaksować i wprawiać klientów w dobry nastrój.
Nina wysiadła pierwsza. Han pozostał w samochodzie, nie był ‘zapowiedzianym członkiem spotkania’, a jedynie ich prywatnym kierowcą i pomocą w razie gdyby coś się nie powiodło.
kobieta poprawiła płaszczyk, stawiając jego kołnierz, zerknęła w stronę drzwi Praserta, czekając, aż do niej dołączy, by razem udali się do środka.
Privat stanął tuż obok niej. Poprawił elementy garnituru.
- Teraz nagle opuściła mnie pewność siebie - powiedział. - Nie wiem, jak to poprowadzić. Wydaje mi się, że nie mamy dobrego powodu na to spotkanie. Nie licząc oczywiście tego prawdziwego. Niestety nie mam pewności co do tego, jak dokładnie wprowadzić ich do naszej grupy. Wystarczy pocałunek? - zaśmiał się nerwowo. - To szaleństwo. Jestem jednak trochę podekscytowany, muszę to przyznać - powiedział.
- Połowa problemu, by ich tu zgromadzić jest już za nami, teraz pozostaje tylko, byś w odpowiednim momencie zamienił słowo lub dwa z każdym z nich z osobna i natchnął ich energia Phecdy… Spodziewam się, że skoro starczyło na wszystkich członków Roju i teraz są kim są, to nikt nie zdoła ci się sprzeciwić, jeśli już obierzesz go sobie za cel, kochanie - powiedziała i wygładziła mu kołnierzyk koszuli, pieszczotliwie.
- Z Jonasem powinno być dość łatwo. Poczekam, aż ruszy do toalety i ja wtedy ruszę za nim - zdecydował Prasert. - A w toalecie, jak będziemy sami, dobiorę się do niego - mruknął. - Arisa… mogę poprosić ją na bok i zapytać co tak faktycznie sądzi o pracy operatora Portalu… Jednak nie mam pojęcia, jak dotrę do Elsy - mruknął. - Wydaje się osobą, z którą się zazwyczaj nie rozmawia. A już na pewno nie rozmawia się na boku. Bo nie sądzę, żebym mógł natchnąć ich Phecdą przy wszystkich innych. To może zrobić się bardzo graficzne, dlatego zależałoby mi raczej na ustronnym miejscu.
- Elsa może i wydaje się samotnikiem i to dość groźnym, tak naprawdę ma swoje problemy. Poczekaj, aż wypije trzy kieliszki, zwykle włącza jej się wtedy ‘Włóczykij’ - wytłumaczyła Nina i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Pogładziła Praserta po dłoni.
- Gotowy? - zapytała w końcu. Byli już niemal przy wejściu.

Privat westchnął głęboko. Pamiętał, jak oglądał wywiad z jakąś gwiazdą popu, która opowiadała, w jaki sposób przełamać tremę. Otóż należało oddychać. Dlatego oddychał głęboko i miarowo, żeby dobrze się dotlenić i wyciszyć. Czuł się zdenerwowany. Ostatnie tygodnie spędził, nie wychodząc praktycznie z domu. Przyzwyczaił się do bezpiecznego środowiska, w którym był panem i wszystko mógł kontrolować. Ta kolacja była skokiem na głęboką wodę. Mógłby delikatnie stresować się przed zwykłym spotkaniem, na które zostali zaproszeni kompletnie nieznani ludzie. Tutaj miał dodatkowo skomplikowaną misję do wykonania. Co prawda może nie była aż taka pokrętna i zawiła, jednak zależała od wielu różnych czynników. Będzie musiał myśleć szybko, być uważnym i umiejętnie dostosowywać się do sytuacji.
- Chyba za dużo myślę na ten temat - zaśmiał się. - Tak, chodźmy. Do niczego nie dojdziemy, stojąc w jednym miejscu. To metafora.
Ruszył do przodu w stronę drzwi.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=ZcThrAU9yLk[/media]

Gdy tylko weszli do środka, otuliła ich spokojna, przyjemna muzyka. Elegancka i kojąca.
Już przy drzwiach podszedł do nich kelner i uśmiechnął się ciepło i uprzejmie.
- Dobry wieczór państwu. Czy mają państwo rezerwację? - zapytał spokojnie.
- Tak, na nazwisko Morozow - powiedziała Nina. Podeszli do niewielkiego stolika, na którym ustawiono dzban z kwiatami, a także stylizowaną księgę. Mężczyzna wynalazł tam nazwisko kobiety. Najwyraźniej wszystko przygotowywano w taki sposób, by przywodziło na myśl staroświecki klimat. Przynajmniej w tym względzie. Prasert zauważył, że nie było nigdzie komputerów i ekranów dostępnych na widoku gości. Był to miły dodatek do klimatu lokalu.
- Proszę tędy. Pozostali goście przybyli i oczekują państwa przy stoliku - wskazał im kierunek i poprowadził w tamtą stronę.

Rzeczywiście, po przejściu prawym skrzydłem sali znaleźli się w klimatycznym, nieco odosobnionym i wyciszonym zakątku. Przy stoliku siedziały trzy postacie. Arisa Horiuchi była drobnej postury, młodziutką Japonką. Na ten wieczór ubrała niebieską sukienkę z długim rękawem i wywijanym kołnierzykiem, dopasowaną do ciała. Miała dobrane do niej białe buty na lekkim obcasie i jak Privat odnotował na wieszaku, biały płaszczyk, beret i rękawiczki, które wystawały z torebeczki. Była zajęta rozmową z Jonasem Holtem. Mężczyzna założył po prostu garnitur, czarny, elegancki, jednak dwa górne guziki jego koszuli były rozpięte i mężczyzna nie ubrał krawata, ani muszki. Najpewniej tak było mu wygodniej. Ostatnią osobą była Elsa Holz. Ona również była odziana w czarny, damski garnitur i białą, a nie błękitną jak Jonas koszulę. Oboje wyglądali jak agenci FBI, ale klimat restauracji kompletnie gryzł się z tym wrażeniem. Kobieta najwyraźniej nie przepadała za zbytnim manifestowaniem swojej kobiecości. Nie zauważyli nadejścia Praserta i Niny, aż w końcu Jonas wyprostował się i uniósł dłoń w geście powitania. Uśmiechnął się też lekko, uprzejmie, ale nieco sztywno i oficjalnie. W końcu jeszcze nie wiedział sam, z czym się będzie mierzył.

Prasert nie przywykł do takich restauracji. “Jak daleko zaszedłem”, pomyślał. Jeszcze kilka miesięcy temu nieruchomo stał całymi dniami jako strażnik pałacowy i żył za głodową pensję. Dzisiaj miał piękną kobietę u swojego boku, jadał w tak drogich miejscach i obracał się wśród ludzi na wysokim poziomie. Wystarczył jeden rzut oka, aby tak określić Arisę, Jonasa i Elsę. Privat pierwszy raz od naprawdę długiego czasu poczuł lekkie kompleksy. To uczucie nie spodobało mu się.
Wyciągnął dłoń i uścisnął wyciągniętą rękę Jonasa. Jakie były zasady? Chyba to Holt powinien przywitać się jako starszy mężczyzna. Technicznie to uczynił, wyciągając dłoń w stronę Praserta. Ale czy to znaczyło, że również on pierwszy powinien się odezwać? Chyba nikt nie zwracał tutaj uwagi na takie rzeczy. Mimo wszystko Jonas nie miał zapiętej do końca koszuli, no i ten brak krawata… To chyba nieco rozluźniało atmosferę.
- Dzień dobry - powiedział Privat. - Bardzo mi miło państwa widzieć. To zaszczyt zjeść kolację w tak znakomitym gronie - uśmiechnął się, spoglądając po Koordynatorach. A na końcu spojrzeniem zaszczycił Japonkę.
Zamilkł. To było takie minimum, jakie powinien powiedzieć. Jeszcze tylko…
- Nazywam się Prasert Privat - przedstawił się.
Doszli do wniosku, że nie miało sensu krycie się za fałszywym nazwiskiem. IBPI najpewniej wykryłoby to i stworzyłoby to tylko problemy. Poza tym w przeszłości Praserta nie było niczego, czego musiałby się wstydzić przed detektywami.
- Miło mi, Jonas Holt - przedstawił się mężczyzna. Tymczasem Nina wybrała sobie miejsce i zajęła się rozpinaniem płaszcza.
- Nina sporo dobrego nam o panu opowiadała - powiedziała Arisa uprzejmie. Miała miły, delikatny i dziewczęcy głos. Nieco nieśmiały. Jedynie Elsa powitała go krótkim skinieniem głowy. Prasert zarejestrował przed nią w szklance drinka z whiskey i coli, do połowy już wypitego.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:26   #557
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat podszedł w stronę Morozow i pomógł jej z płaszczem. Chciał go później odwiesić. Jednocześnie myślał o głosie Japonki. Lubił nieśmiałość. Z nieśmiałością mógł pracować. To, że Elsa była lekko już wstawiona… a przynajmniej pracowała w tym kierunku… również dobrze rokowało. Sam zastanawiał się czy i ile powinien wypić. Nie chciał stracić nad sobą kontroli, a z drugiej strony rozsądna ilość mogła mu pomóc w prowadzeniu konwersacji i wyluzowaniu.
- Mam nadzieję, że uda mi się państwa w takim razie nie rozczarować - zaśmiał się lekko. - Wiem, na jak bardzo odpowiedzialne i trudne stanowisko próbuję się dostać.
Doszedł do wniosku, że nie będzie zalewał ich potokiem słów. Każde dodatkowe zdanie było okazją na potknięcie się i palnięcie jakiejś głupoty. Czuł się jak jakiś średniowieczny dyplomata.
- Dokładnie, ale tak jak mówiłam, uważam że Prasert ma świetne kwalifikacje. A teraz moi drodzy, jeśli pozwolicie, może zamówimy jakieś przystawki? Szczerze powiedziawszy nieco zgłodniałam - zagadnęła Nina, taktycznie przejmując nieco pałeczkę i wspierając Praserta. Zaznaczyła tym samym swoje stanowisko w jego sprawie i przypomniała im, że również tu jest i że będzie bronić swego zdania. Arisa zdawała się nieświadoma tego zabiegu, Jonas na pewno był, ale nie dał po sobie nic poznać, Elsa tymczasem zdawała się w innym miejscu i czasie, jedynie jej ciało było obecne. Obserwowała jakiś punkt w innej części sali z zamyśloną i nieco ponurą miną. Jej ramiona były jednak zrelaksowane, więc faktycznie napięta nie była…
Zamówili delikatnie przyrządzone owoce morza z sosami i świeżym chlebem z oliwą. Główne dania miały zostać przygotowane w międzyczasie, więc musieli czekać. Zamówiono również alkohol. Każde preferowało coś odrobinę innego. Nina postawiła na drinki, Jonas podobnie jak Elsa preferował whiskey, natomiast Arisa wybrała delikatne, białe wino. Prasert uznał, że on w takim razie również musiał zamówić alkohol. Uznał, że tak jak Horiuchi wybierze nieco słabszy. Także białe wino. Zresztą Azjaci i tak zawsze potrzebowali mniej, żeby się upić. Takie geny. Z każdą chwilą Privat zaczął nieco się rozluźniać.
- Siedzimy w dość ustronnym miejscu - zagaił. - Jak bardzo jest ono ustronne? Możemy otwarcie rozmawiać na wiele różnych spraw? Czy lepiej korzystać z niedopowiedzeń…? - zapytał.
- Sądzę, że może lepiej pomijać pewne zagadnienia. Tak na wszelki wypadek - odezwała się w końcu pierwszy raz Elsa. Miała nieco zmęczony wszechświatem głos. Nieco niższy, ale nadal kobiecy, w pewnym stopniu nawet seksowny.
Było w niej coś intrygującego. Ale tak samo w Jonasie i też Arisie. Ich perfumy pięknie zlewały się w jeden zapach. O dziwo nie przytłaczał i nie prowokował nudności ani wymiotów.
- To całkiem rozsądne - przyznał Prasert. - Zapewne jesteście tak zapracowani, że rzadko kiedy macie takie wolne wieczory, jak ten - rzekł i napił się nieco wina. - Dlatego doceniam, że postanowiliście spotkać się akurat ze mną. Przyznam, że nie mam zbyt wielu znajomych osób tutaj w Ravennie. Mieszkam od niedawna w tym mieście. Od urodzenia przebywałem w Bangkoku. Kompletnie inne miejsce, inna kultura, inni ludzie… Niby inni, a jednak tacy sami - zaśmiał się. - Możemy być wychowani w kompletnie innych wartościach, mówić innym językiem i pisać innym alfabetem, a jednak pod spodem wszyscy i tak jesteśmy ludźmi - powiedział. - Europa jest piękna i zachwycająca, tak samo Ravenna. Jak długo wy tutaj mieszkacie? Ile zajęła wam aklimatyzacja?
Jonas przechylił lekko głowę.
- Cóż, ja miałem tu znajomych nim się tutaj przeniosłem. Zdecydowanie znajomość języków ułatwia sporo. A że jestem z pochodzenia europejczykiem, nie miałem dużego problemu… Choć typowa natura Włochów jest nieco trudna do przyjęcia dla mieszkańców innych państw Europy, czy świata - stwierdził mężczyzna.
- Racja - powiedziała Elsa, ale nie rozwijała swojej wypowiedzi.
Prasert uśmiechnął się pod nosem. Ona to rzeczywiście kompletnie nie pasowała do gorącego temperamentu Włochów.
- Mi na początku było trudno, bo to dla mnie zupełnie nowe miejsce i inna kultura… Inny tryb pracy i podejście… Ale z czasem się przyzwyczaiłam. Jestem tutaj już dwa lata - powiedziała cichutko Arisa.
Prasert pokiwał głową i zjadł jeszcze trochę owoców morza. W międzyczasie myślał, jak dalej poprowadzić tę rozmowę. Bo zdawało mu się, że ten temat został już wyczerpany. Niekiedy przebywanie z innymi ludźmi przypominało grę logiczną i wymagało dużego skupienia się. Czasami przychodziło bardzo naturalnie. Ale do tego to już trzeba było się chwilę znać.
- Trochę tęsknię za Bangkokiem - przyznał Prasert. - Za znajomymi, za barami, sklepami, parkami, stoiskami… - zawiesił głos. - Zastanawiam się, czy kiedykolwiek powrócę tam. I zamieszkam tam z powrotem. Nie mam żadnego powodu. Oprócz rodziców, którzy jeszcze żyją. Tutaj mimo wszystko zawsze będę outsiderem - mruknął. - Chociażby z powodu innej rasy. Pamiętam, jak ostatnio szedłem jedną z głównych ulic i mała dziewczynka pokazywała mnie palcem i ciągnęła swoją matkę za rękaw, żeby na mnie spojrzała - Prasert zaśmiał się.
Arisa lekko kiwnęła głową, wyraźnie zaznajomiona z takim reagowaniem ludzi tutaj. Zarumieniła się też lekko. Prasert kontynuował.
- To trochę zabawne, muszę przyznać. Niekiedy jesteś obcokrajowcem, ale nie widać tego na pierwszy rzut oka, jak w waszym przypadku - spojrzał na Jonasa i Elsę.
Miał nadzieję, że nie był irytujący, ciągnąc ten mało znaczący temat. Z drugiej strony nikt z IBPI nie podejmował kolejnego. Może to i dobrze. Jeszcze zaczęliby mu zadawać niewygodne pytania. Dbał jednak o ich opinię na swój temat i nie chciał wypaść źle.
Jonas zerknął lekko rozbawiony na Elsę.
- No nie wiem, Elsa na przykład praktycznie w ogóle nie łapie słońca. Wygląda jak kosmita wśród tych wszystkich opalonych turystów i rodowitych Włochów, szczególnie latem.
- Zwalaj - skwitowała krótko kobieta i napiła się jeszcze whiskey. Holt zaśmiał się na to rozbawiony. Nina rozluźniła się, najwyraźniej Koordynatorzy zaczynali się rozluźniać i tracić czujność.
Podano wreszcie danie główne i na ten czas rozmowy nieco przystopowały na rzecz pochłaniania jedzenia i kolejnych porcji alkoholu.
Nie potrwało długo, jak Jonas zaczął opowiadać mu o tym jak ciężko było znaleźć sobie we Włoszech kobietę, która nie myślała o zakładaniu całej rodziny z dziesiątką dzieci, bo najwyraźniej każda Włoszka wraz z mlekiem matki wysysała potrzebę posiadania wielkiej, hałaśliwej rodziny. Elsa pozostawała tak samo cicha od początku, ale lekkie rumieńce na jej twarzy sygnalizowały pogłębiający się stan wstawienia, tymczasem Arisa zdawała się wciąż tak samo uprzejma i nieśmiała, co było typową cechą Japonek. Błyszczały jej oczy, więc te trzy lampki wina i tak robiły już swoje. Towarzystwo nieco się rozluźniło.
- Zdajesz mi się całkiem w porządku Prasercie… Mogę ci mówić po imieniu, czyż nie? Pijemy w końcu już… Drugą godzinę? No to już coś… Nina wspominała, że trenujesz sztuki walki… Chętnie posłucham - rzucił Holt. Elsa lekko poruszyła się na swoim krześle. Temat zdawał się ją chyba zaciekawić, ale ciężko było zrozumieć co kobiecie chodziło tak właściwie po głowie.
- Boks tajski. Muay thai. Ćwiczę to od dziecka - Prasert odpowiedział. - I jestem całkiem dobry. Wygrałem kilka zawodów, a w pozostałych zająłem wysokie miejsca. Koniec końców trenował mnie Warun Suttirat. Choć może nie tyle trenował, co dużo z nim sparingowałem. To taki lokalny czempion na skalę narodową - mruknął Privat. - I mój najlepszy przyjaciel. Przeprowadził się ze mną do Ravenny, więc przynajmniej część Bangkoku z sobą zabrałem - zaśmiał się. - W naszych realiach… - zrobił tutaj wymowną przerwę - ...sztuki walki czasami się przydają, jednak często nie można na nich polegać. Zagrożenie nie z tego świata można zażegnać jedynie… metodami nie z tego świata. Jednak przynajmniej nie muszę się obawiać, że zostanę napadnięty przez oprychów w jakiejś ciemnej uliczce - mruknął. - A i tak, wszyscy możecie mówić po imieniu. Wracając do wcześniejszego tematu, Jonasie… czy to będzie zbyt odważne z mojej strony, jak zapytam, czy twoje poszukiwania skończyły się sukcesem? Mam na myśli kobiety, która nie chciałaby od razu ogromnej rodziny… - zawiesił głos.
Takie rzeczy właśnie chciał wiedzieć. Czy mieli żony, mężów, dzieci, kochanki, narzeczone… To wszystko miało duże znaczenie.
- Kolego… - westchnął Jonas.
- Łatwiej znaleźć przeklętą księgę ze stuletnią klątwą pod parkiem narodowym, niż taką kobietę, przynajmniej w tym mieście… Au… No co? - mężczyzna zarobił kuksańca od Elsy. Oczywiście chodziło o formę porównania, którą wybrał, można to było z zewnątrz jednak różnie zinterpretować. Holz pokręciła tylko głową. Zdegustowana.
- Czasem oglądam zawody Muay Thai - oznajmiła nagle Niemka, spoglądając na Praserta. To mogło wyjaśnić, czemu stuknęła palcami w stół, kiedy wspomniał o Warunie i o tym, że przeprowadził się z nim do Ravenny. Tym razem to Arisa nie miała zbyt wiele do dodania w temacie, popijała dalej wino ze swego kieliszka.
- Lubisz sztuki walki? - zapytał Prasert. - Tylko oglądać, czy również trenujesz? Jeśli chcesz, to moglibyśmy kiedyś wybrać się na sparing. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wydajesz się twardym zawodnikiem - uśmiechnął się nieco niepewnie. - Może moglibyśmy czegoś nauczyć się od siebie nawzajem.
- Nie trenuję, ale lubię oglądać…
- Spocone, męskie, wysportowane ciała, rzucające sobą po macie? - zażartował Jonas.
- Zwalaj - skwitowała w typowy dla siebie sposób Elsa i tu temat urwał się.
Privat pragnął mocniejszego alkoholu. Nie tylko tego białego wina. Procenty bez wątpienia biły mu już do głowy. Nie robił ani nie mówił niczego szczególnie upokarzającego, jednak czuł po sobie promile. Choćby po sposobie, w jaki poruszało się jego ciało. Pomyślał również, że to picie na umór jest świetnym rozwiązaniem wszystkich problemów. Zaraz zaproponuje afterparty i tam przejdzie do gwiezdnych rzeczy. Przy odrobinie szczęścia cała trójka będzie tak najebana, że nawet nie zauważy pnączy porastających pokoje i korytarze rezydencji Niny.
Morozow również zdawała się świadoma tego procederu, bo zwolniła nieco picie i obserwowała co jakiś czas zegarek.
- Macie jeszcze ochotę na deser? - zapytała.
- O kobieto, ja przystopuję, jestem najedzony. Alkohol mają za to dobry- stwierdził Holt. Elsa pokręciła głową i wypiła czwartą szklankę whiskey.
- A ja bym zjadła tiramisu - powiedziała bardzo cicho i nieśmiało Arisa. Wyglądało na to, że zawstydziła się, że jako jedyna miała na deser ochotę.
Prasert totalnie widział, jak zaprzyjaźnia się z Sunan. Choć w sumie nie wiedział, czemu tak pomyślał. Arisa była nieśmiała niczym dziewica, natomiast siostra Privata z niejednego pieca chleb jadła. Widział jednak, jak oglądają razem telewizje albo chodzą na zakupy. Podniósł dłoń i zawołał kelnera. Ten przyjął zamówienie na kolejną porcję alkoholu oraz desery. Arisa wzięła tiramisu, on natomiast miał ochotę na orzeźwiający sorbet mojito.
- Alkohol konsumować można na wiele sposobów - zażartował. - Dobry sorbet to kolejna opcja. Na pewno tylko ja mam ochotę? - zapytał.
Wszyscy dość zgodnie pokiwali głowami. Elsa chyba powoli miała dosyć, bo jej spojrzenie stało się mniej ostre i uważne niż wcześniej. Jonas tymczasem dopijał swojego drinka dużo wolniej. Arisa tymczasem delektowała się słodkim tiramisu i zapijała je winem. Zdawała się odrobine bardziej zrelaksowana i rozluźniona.
- Mmm miło, że zdołaliście się do nas wyrwać - powiedziała Nina, zaczynając powoli i niewinnie sugerować nadchodzące zakończenie spotkania.
Prasert zerknął w jej stronę, łyżeczką próbując kolejnej porcji lodów. Zastanawiał się.
- Może mielibyście ochotę na małe afterparty? - zapytał. - Mamy w domu muzykę, alkohol, dobre jedzenie… i jesteśmy spragnieni waszego towarzystwa - rzekł i zaśmiał się. - Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało desperacko. Po prostu zdążyłem was polubić. Bardzo miło spędziłem czas w waszym towarzystwie i nie chciałbym, żeby się jeszcze skończyło. I tak… w naszym domu… bo nie wiem, czy była wcześniej okazja, ale jesteśmy z sobą razem - rzekł, spoglądając na Ninę. Uśmiechnął się do niej czule. - To pewnie wyjaśni, dlaczego zgłosiła moją kandydaturę na stanowisko pracy u was. Fajnie byłoby pracować razem.
Czy to było zbyt wcześnie? Chyba już nic nie było zbyt wcześnie. Alkohol tak go znieczulił, że nie był w stanie już niczym się przejmować. To było świetne uczucie. Uśmiechał się do innych i do siebie, mieszając łyżeczką zielonkawy sorbet.
Jonas zerknął na Elsę. Wzruszył ramionami.
- Wiedzieliśmy o waszej relacji, a co do afterparty… Cóż, czemu nie? Mi się nigdzie jutro nie spieszy.
- Mi też nie - Elsa zdawała się odrobinę podekscytowana? Pierwszy raz tego wieczoru aż tak. Chyba wizja pojechania gdzieś z Privatem pasowała jej i mogła mieć związek z osobą Suttirata i wzrastającym prawdopodobieństwem jego obecności tam. Arisa nic nie mówiła chyba była jeszcze niepewna.
Nina zerknęła na nią.
- Nic się nie stanie, w końcu też masz jutro wolne, rozmawiałam o tym z Aurorą by cię zastąpiła - podpowiedziała jej. Arisa zarumieniła się bardziej, po czym kiwnęła lekko głową, w końcu też się zgadzając. Wyglądało na to, że nie było nikogo, kto miałby oponować. Prasert musiał wzbudzić w nich zaufanie… A w przyszłej rodzinie to było ważne, prawda?

To było trochę dziwne. Czuł się jak jakiś wymyślny drapieżca, który wabi swoje ofiary alkoholem i dobrym jedzeniem, a potem zatapia w nie paranormalne kły, przez co nie chcą go już nigdy opuścić. Moralnie był godny potępienia. Haczyk tkwił w tym, że był w stanie dać im prawdziwe szczęście w tym wszystkim. I będzie o nich dbał. Tak wiele kultów powstało w oparciu o czysty wyzysk. On nie był taki. Z drugiej strony czy nie każdy dyktator tak uważał na swój temat? Mógłby zapytać się Niny, ale ona przecież też była w Roju.
- Jest dużo miejsca dla wszystkich. Również do spania - powiedział Prasert. - Mamy akurat kilku znajomych na miejscu, ale łóżek jest jeszcze więcej - zaśmiał się. - No i w razie czego materacy. Poza tym nas znacie. Jeśli nie mnie, to na pewno Ninę - spojrzał na blondynkę. - Będzie wam wszystkiego u nas dostatek i postaramy się, żebyście poczuli się jak w domu.
“A wkrótce uczynili to miejsce swoim domem”, dodał w myślach.
Koordynatorzy i Arisa zdawali się przekonani. Za moment Nina poprosiła o rachunek, który w zgodzie wszyscy postanowi zapłacić w swojej części.
Wkrótce panie zaczęły zakładać swoje płaszcze, zbierali się do wyjścia. Prasert stojąc koło Niny, zauważył, że wstająca ze swojego krzesła Arisa, zachwiała się nieco niebezpiecznie.
“Są w chuj najebani”, pomyślał Privat. “Nie wiem, czy to dzisiaj skonsumujemy”.
Ruszył do przodu, żeby złapać Japonkę. Okazało się, że sam był w niewiele lepszym stanie i rozbił przy okazji talerz. Jednak tak, jak planował, udało mu się przytrzymać Horiuchi i w ten sposób zabezpieczyć jej zdrowie.
- Chyba przesadziłem z reakcją, co nie? - zapytał lekko zażenowany. - Najprawdopodobniej byś nie umarła… a ja zrobiłem bałagan.
- Uh, Oh… Przepraszam cię bardzo… Bardzo… Nie skaleczyłeś się? - zapytała skrępowana dziewczyna. Spoglądała na jego rękę i ledwo powstrzymywała się od typowych, japońskich ukłonów w przeprosinach.
Wziął kilka chusteczek i zaczął zbierać kawałki porcelany na nie. Gdyby był trzeźwy, na pewno by tego nie robił. Jako że w jego żyłach krążyły procenty, uznał że czym prędzej naprawi swój błąd.
Nina dodała jeszcze nieco pieniędzy do zapłaty za stłuczone naczynie, po czym gdy wszyscy się ubrali, mogli opuścić lokal.
- Dzwoniłam do Guirena, podrzuci nas - powiedziała, jakby to było nic niezwykłego. Jonas kiwnął głową. Elsa wzruszyła ramionami. Nie czekali długo i mężczyzna rzeczywiście podjechał autem terenowym, którym mogli się zabrać wszyscy.
Prasert stał na zewnątrz, w oczekiwaniu na Guirena. Chłodny wiatr delikatnie smagał go po twarzy. Orzeźwiał go. Choć wcale nie czuł się z tego powodu mniej pijany. Mocno i niespodziewanie nawalił się. Głupim winem i sorbetem. Toczył wewnętrzną walkę pomiędzy racjonalnym wewnętrznym głosem, a tym emocjonalnym. Ten drugi zaczął wygrywać.
- Czujecie się szczęśliwi w życiu? - rzucił.
To było też pytanie w związku z rekrutacją do Roju. Normalnie poczułby się bardzo niezręcznie, pytając o takie rzeczy prawie nieznanych ludzi. Spojrzał na samochód Guirena, który zatrzymał się kilkanaście metrów dalej.
- To zależy… Jestem najedzony, piłem dobry alkohol i spędziłem czas z pięknymi kobietami i rozsądnym kolegą. W tej chwili nawet tak - stwierdził.
Prasert rozejrzał się w poszukiwaniu jeszcze jednego mężczyzny. Zajęło mu to dobre pięć sekund.
- W sensie, że ja? - zdziwił się. - Rozsądny? - zaśmiał się.
- To zależy, fakt - stwierdziła Elsa. Arisa tymczasem zarumieniła się i nie odpowiedziała. Chyba trochę krępowała się swojej odpowiedzi. Nina otworzyła drzwi do wnętrza i zaprosiła gości. Czekała na Praserta.
- Chcesz usiaść z nimi z tyłu, czy obok Hana? - zapytała, gdy goście wsiedli i zostali na zewnątrz przez moment sami.
- Uwielbiam Hana. Ma piękną cerę - odpowiedział Prasert. - Ale tym razem usiądę z naszymi nowymi przyjaciółmi na tyle. Tylko czy zmieścimy się wszyscy? Sześć osób to całkiem dużo… Z drugiej strony to samochód terenowy.
Privat nachylił się i spojrzał do środka, czy rzeczywiście wszyscy się zmieszczą.
- W razie czego… będziemy musieli stać się kreatywni - westchnął. - Być może Arisa będzie musiała usiąść na twoich kolanach, Jonasie - powiedział komicznie poważnym, ciężkim tonem. Elsy wolał nie tykać nawet w żartach, choć teraz wcale nie wydawała mu się królową demonów. A taką spodziewał się napotkać, czytając akta.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:27   #558
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
To wywołało śmiech Jonasa i pogłębione rumieńce Arisy. Na szczęście w aucie miejsce było, zwłaszcza, że to miało z tyłu dwa rzędy siedzeń, dzięki czemu trzy osoby mogły usiąść na środku, trzy z tyłu, plus kierowca i pasażer obok niego.
Nina usiadła obok Hana z przodu a Elsa usiadła na samym końcu sama. Jonas siedział na środku, a obok niego Arisa. Prasert mógł wybrać w którym rzędzie sobie zasiądzie.
W pierwszej chwili chciał usiąść obok Jonasa. Byłby wtedy w centrum. Bliżej Niny i Hana. A także obok przystojnego mężczyzny i pięknej, niewinnej dziewczyny. Uznał jednak, że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Chciał zacząć Elsę odzwyczajać od bycia outsiderem. Gdyby zostawił ją samą na tyle, byłaby w dość dużym odosobnieniu. Otworzył więc drzwi i usiadł obok niej. Uśmiechnął się do niej szeroko. W tej chwili był bardzo pewny siebie.
- Masz dość morderczą reputację - rzekł cicho.
Ludzie na przednich i środkowych siedzeniach rozmawiali głośniej, więc mogli nie słyszeć jego słów.
- Czy ja też powinienem się ciebie obawiać? - uśmiechnął się. Równie urokliwie, co bezczelnie. Czuł miarę pulsowanie tętnicy skroniowej.
Holz zerknęła na niego.
- Hmmm no nie wiem, to zależy czy stanowisz zagrożenie dla mnie. Albo dla kogoś kto na mnie polega - stwierdziła. Przyglądała mu się.
- Poza tym, może powinnam się ciebie obawiać, jesteś w końcu wytrenowany w Tajskim Boksie… Co ja taka drobna istotka mogłabym przeciw tobie? - zażartowała. Była pijana. Bez wątpienia. Wcześniej nie dało się z niej wyciągnąć zdania złożonego. Kiedy nagle zaczęli ze sobą szeptać na tylnej kanapie, odezwała się i to dwoma zdaniami złożonymi! Elsa przyjrzała mu się uważnie.
- Zdajesz się w porządku, możesz być sobie tym operatorem portalu… - powiedziała w końcu.
- Myślałem również o tym, żeby zostać zwyczajnym detektywem - powiedział. - Jeszcze zastanawiam się, gdzie pasowałbym najlepiej.
To się dobrze układało. Kłamstwo o operatorze portalu powstało w związku z tym, że Koordynatorzy powinni poznać ewentualną osobę na tak ważnym stanowisku. Zwykłego detektywa? W żadnym wypadku takie kolacje nie miałyby sensu. Oprócz takiego czysto towarzyskiego.
- Nie uważam cię wcale za drobną istotkę. Bardziej śmiertelnie niebezpieczną osobę. Nie zauważyłaś, że tylko na twój temat wolę nie żartować w najmniejszym stopniu? - zaśmiał się. - Nie żebym sugerował, że nie masz poczucia humoru, rzecz jasna. Po prostu wolałbym od ciebie nie dostać.
- Oh, mówisz, że taki duży chłopiec jak ty boi się odrobiny bólu? - zażartowała kobieta i zaśmiała się cicho i niecnie. Pokręciła głową.
- Nie, jeśli połączy się go z rozkoszą - Privat uśmiechnął się lekko, jakby był co najmniej arcymistrzem BDSM z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem.
- Tak… Możesz być detektywem, operatorem… Tylko nie startuj na koordynatora, te stołki mamy już obsadzone - dodała… Zerknęła na niego ukradkiem. Albo mu się wydawało, albo zarumieniła się nieco. Zwłaszcza po tym do czego nawiązał.
Zarumieniła się? Prasert czuł się zszokowany. Miał wrażenie, że osiągnął coś naprawdę dużego. Czy Elsa nie była jedną z tych osób, które rumieniły się tylko po oblaniu policzków wrzątkiem? Privat skorzystał tylko ze słów.
- Spokojnie, nie mam tak dużych ambicji - odpowiedział. - Wystarczy, że moja dziewczyna jest Koordynatorką. A ty? - zawiesił głos. - W sumie nie mówiłaś nic na ten temat… Masz chłopaka w IBPI? Albo dziewczynę?
Tak naprawdę nie interesowało go, czy Elsa miała kogoś akurat w IBPI. Ale w ten sposób pytanie zabrzmiało nieco mniej bezpośrednio. Niby wyszło z tego, że jego własna dziewczyna pracowała w tej organizacji.
- Niee… Sypiam z kimś tylko jak mam na to ochotę… No i ten ktoś musi mi zaimponować w taki lub inny sposób. Nie interesują mnie nudne osoby - stwierdziła i mruknęła, skrzyżowała ręce przed sobą. Wyglądała, jakby robiła jakiś rachunek w głowie.
Prasert roześmiał się.
- I co? Skończyłaś rozważania? - zapytał. - Jestem nudny, czy nie?
To już mogło być trochę za dużo. Jednak był na etanolowym haju, czuł miłość, podniecenie i radość z życia. Wszystko jak do tej pory szło po jego myśli. Każdego dnia, każdego tygodnia, a także każdej z tych ostatnich, niebezpiecznych godzin.
Kobieta zerknęła na niego.
- Hmm… Nie, ale masz dziewczynę - zauważyła niewinnym jak na siebie, rozbawionym tonem. Odrobinę sarkastycznym. Może i o nim miała dobre zdanie, ale jej opinia o Ninie chyba była mieszana. Musiała ją tolerować, ale chyba na tym jej zaangażowanie się kończyło.
- Nawet nie masz pojęcia - Prasert uśmiechnął się lekko.
“Jestem zbyt nawalony, żeby liczyć, ile dokładnie mam dziewczyn i chłopaków”, pomyślał.
- Muzyka! - krzyknął. - Han, czy to karawan pogrzebowy?! Włącz coś z dobrym rytmem!
Zaśmiał się lekko.
- O mało co nie krzyknąłem “to rozkaz” - mruknął do Elsy. - Ale nikt nie lubi despotów. Spełnianie rozkazów, poleceń i fantazji nie jest dla każdego - znowu rzucił tym samym, wcześniejszym tonem.
- Ja lubię despotów… To całkiem sexy… - stwierdziła Elsa.
- Czy ja słyszałem sexy? - rzucił Jonas do tyłu. Chyba miał radar na każde słowo pochodne od podstawowego ‘sex’.
Prasert o mało co nie zaczął flirtować z Holtem. Ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Pijani heteroseksualni mężczyźni bardzo kiepsko reagowali na takie teksty od innych mężczyzn. Sam był kimś takim przez większość swojego życia.
- A jeśli tak, to co? - rzucił zamiast tego Prasert. - Zazdrosny? - zaśmiał się. - Jeśli tak, to wina Arisy, że cię nie komplementuje… - zamilkł na moment. Nie chciał żartować kosztem dziewczyny. - Choć sama jest warta dużo więcej komplementów od ciebie - dodał lekkim tonem.
- Mój drogi, komplementy to jedno, używanie słów związanych z seksem, to drugie - zaczął mini wykład Jonas, ale w tym miejscu zakończył się on. Han włączył muzykę, której słuchali wcześniej podczas drogi na miejsce. W aucie rzeczywiście zrobiło się nieco bardziej żywo. Prasert miał wrażenie, że nie towarzyszą mu dorośli, dojrzali ludzie, tylko banda studentów, która z jednej imprezy przenosi się na drugą. Jedyna, która czuła się odrobinę zagubiona była Arisa, ale nie mogła się czuć zupełnie źle, skoro dała się namówić na afterparty.
Jednak odkąd cała trójka wsiadła do auta, żadne ich za lub przeciw nie miały już znaczenia, bo gdy tylko przekroczą próg posiadłości Morozow, tak naprawdę będzie ich miał już w kieszeni...

Droga trwała około dwudziestu minut. W końcu dotarli na miejsce. Han zaparkował koło głównego wjazdu. Było ciemno. Niewiele okien w posiadłości było rozpalonych, więc nie było dokładnie widać porastającej wszystko roślinności. Poza tym, gdy wejdą, woń i pył Pnącza sprawi, że nawet go nie zauważą, tak jak budowniczy, którzy przebudowywali jedno ze skrzydeł posiadłości, robiąc większy basen i salę treningową…
Wszyscy powoli wytoczyli się z samochodu. Najpierw Nina i Han, potem Arisa i Jonas. Elsa musiała poczekać aż Prasert wysiądzie pierwszy, bo blokował jej drogę ‘na wolność’.

- Jak tu pusto, jak tu ciemno… - zawiesił głos Privat. - Życia! Jest tu za mało życia! - krzyknął.
Wyszedł na zewnątrz.
- Kto to widział, żeby o tej godzinie było wszędzie pogaszone. Jedynie w dwóch pokojach się świeci - pokręcił głową. - Czyżby wszyscy pomarli? Wychodźcie - mruknął.
Następnie ruszył w stronę drzwi wejściowych. Robotnicy przy okazji przebudowy założyli również sprzęt nagłaśniający w całej posiadłości. To były głośniki pod sufitem umiejscowione na korytarzu, w pokojach… Wszystkie zsynchronizowane grały jedną muzykę. Prasert przeglądał w myślach playlisty na Spotify, które będą się w tej chwili nadawały najbardziej. Zaczął coraz bardziej nakręcać się na imprezę, a coraz mniej myślał o faktycznych obowiązkach, jakim było wtłoczenie Phecdy w całą trójkę.
- Warun?! - krzyknął, wchodząc do środka. - Alexiei?! Mamy gości!
Nie trwało długo, by na korytarzu pojawił się Woronow. Podniósł rękę na powitanie Jonasa. Ten skinął mu głową i też uniósł dłoń. Nina wskazała gościom gdzie mogli zawiesić płaszcze i kurtki, a następnie poprowadziła ich w stronę salonu. Woronow dołączył. Zerknął na Hana, wymienili kilka słów i mężczyzna poszedł do kuchni, zapewne po więcej alkoholu. Suttirat pojawił się niedługo potem. Zainteresowany hałasem.
- Prasert, przyjacielu… Nie mówiłeś, że przeniesiesz imprezę do domu - rzucił i pokręcił głową rozbawiony, choć jak na ‘zwykłe’ domowe okoliczności, był całkiem przyzwoicie odziany. Prasert wyczuł podniesienie temperatury w ciele Holz, która odnotowała pojawienie się Suttirata uważnym obserwowaniem go. Warun chyba jednak nie zwrócił na nią uwagi, przynajmniej jeszcze. Sunan weszła zaraz za nim.
- Co tak hałasujesz braciszku? - zapytała i oceniła spojrzeniem gości. Chwilę dłużej skanowała Jonasa i Arisę. Uśmiechnęła się lekko.

Prasert uśmiechnął się i przedstawił wszystkich po kolei. Łącznie z państwami, z których pochodzili. Ten dodatek zabrzmiał trochę komicznie, ale Privat nawet tego nie zauważył.
“Ale będę miał jutro kaca”, nagle pomyślał.
- Jest nas trochę - powiedział. - Uwielbiam ludzi! Słychać ich głosy, śmiech, śpiewy, patrzeć jak tańczą… - mówił, idąc w stronę jednego z pokojów.
Nakręcał się coraz bardziej. Niekiedy ludzie upijali się na smutno, jednak niekiedy również na bardzo wesoło. Włączył komputer i spojrzał na playlisty. Uznał, że lata osiemdziesiąte wszyscy lubią. Wnet ze wszystkich głośników rozbrzmiało I’m So Excited. Privat tymczasem wrócił na korytarz.
- Rozbierzcie się, tam są szafy. Pomóżcie im - powiedział do trójki mężczyzn. - Jesteście głodni? Pewnie że tak - mruknął.
- W sumie niedawno co jedliśmy, ale przekąski się przydadzą - zauważył Jonas. Prasert dwa razy nie musiał powtarzać, w korytarzu zrobił się mały młyn kiedy wszyscy wieszali swoje rzeczy, a za moment przenieśli się ponownie do salonu, Serca Domu, gdzie najpewniej instynktownie wszyscy chcieli był odbyła się zabawa.
Wrócił do komputera w poszukiwaniu całodobowej pizzerii. Był najedzony po kolacji, ale uważał, że nie pasuje mieć gości bez żadnego poczęstunku. Puste stoły zawsze prezentowały się nieco gorzej.
- I’m about to lose control and I think I like it - zaśpiewał zaskakująco czysto, scrollując.

Początkowo wszyscy zajęli się głównie rozmowami. Podzielili się na mniejsze grupy i dyskutowali. Po pewnym czasie i butelce kolejnego alkoholu… Sunan zaprosiła Arisę do tańca. Suttirat jakby w lekkim rozbawieniu namówił do tego Elsę… I okazało się, że sztywna i poważna panna Holz, potrafiła giętko i zręcznie wywijać na parkiecie. Jonas prowadził zagorzałą rozmowę z Hanem i Alexieiem. Nina tymczasem przysiadła na podłokietniku kanapy i sącząc alkohol obserwowała wszystkich i Praserta również. Posłała mu ciepły uśmiech.
Privat w pierwszej chwili chciał pójść do mężczyzn. Jednak uśmiech Niny zelektryzował go. Poczuł się podniecony, przynajmniej w takim emocjonalnym znaczenie. Na szczęście nie musiał przy wszystkich walczyć z erekcją. Podszedł do kobiety i usiadł na kanapie obok niej. Położył rękę na jej udzie, kompletnie odruchowo. Nachylił się i pocałował ją w policzek. Miał właśnie taki nastrój teraz na przytulanie się, całowanie i uśmiechanie do siebie. Na szczęście Nina również nie była trzeźwa.
- I jak? Dobrze idzie, prawda? - szepnął. - Nie wiem, czym się przejmowałem! - zaśmiał się nieco głośniej.
- Tak, zdecydowanie kochanie… Wszystko idzie cudownie… - stwierdziła i obróciła głowę. Pocałowała go delikatnie w usta i pogładziła po policzku. Następnie znów rozejrzała się po salonie. Wszyscy byli już podpici w mniejszym, lub zaawansowanym stopniu. Wygladało na to, że nawet jeśli dziś Prasert nie dołączy tej trójki i tak nie było im spieszno powracać do swoich domów tej nocy, więc najpewniej miał na to i cały poranek dnia następnego… Jonas wylądował tańcząc z Sunan, Arisa odpoczywała przy oknie, obserwując niebo. Powoli i w alkoholowym zamyśleniu pocierała wargami o brzeg kieliszka z winem. Han skradł Alexieiowi pocałunek. Warun tymczasem ukradł kawałek pizzy i bujał się lekko w takt kolejnych utworów z playlisty Praserta.
Privat poczuł się, jakby wszystko było na swym miejscu. Phecda był zadowolony i na swój sposób, podekscytowany. To wywoływało pełne energii mrowienie pod jego skórą.

Mężczyzna miał ochotę wziąć sztalugę i zacząć malować. Chciał uwiecznić ten obraz. Dlaczego codziennie nie wyprawiali przyjęć? Imprezy nigdy nie powinny się kończyć. Patrzył po kolejnych postaciach odpoczywających i cieszących się ze swojego towarzystwa.
- Przypomina mi to trochę dom - mruknął do Niny. - Zawsze jak czułem się smutny lub samotny, to mogłem zejść na dół do restauracji. Zazwyczaj było tam kilka osób, z którymi mogłem porozmawiać. A jeśli nie miałem na to ochoty, to po prostu ich obserwowałem. Tak jak teraz. Chyba najbardziej właśnie boję się samotności - wyznał. - Czasami wciąż mam ci za złe, że zostawiłaś mnie bez słowa na cały rok. Samotnego i tęskniącego… - zawiesił głos. Milczał przez chwilę. - Ale to już przeszłość - powiedział i pocałował ją raz jeszcze w policzek. - Czas zająć się przyszłością… - mruknął i wstał.
Ruszył w stronę Arisy, która odpoczywała przy oknie. Stanął obok niej. Oboje zaczęli obserwować niebo.
- Masz swoje ulubione gwiazdy i konstelacje? - rzucił. - Ja mam swoją własną.
Choć technicznie rzecz biorąc Wielki Wóz był asteryzmem, nie konstelacją. Prasert jednak nie był pryszczatym, rudym nerdem i nie zaczął tłumaczyć Arisie różnice.
- Hmm… Lubię Syriusza… To Psia Gwiazda, niebieska… Kojarzy mi się z oddaniem. Psy to bardzo oddane i kochające swoich bliskich taką bezwarunkową miłością stworzenia - zdradziła. Uśmiechnęła się, chyba do jakiegoś wspomnienia.
- Wychowałam się w domu pełnym psów, moja matka hodowała je na sprzedaż… - zdradziła o sobie jakiś szczegół, chyba kompletnie niezamierzenie, a w przypływie chwili.
“Ja hoduje je dla siebie”, pomyślał Privat.
- Psy są lojalne, kochane i cudowne - odpowiedział. - Nie rozumiem, dlaczego niektórzy uważają bycie przyrównanym do psa jako obelgę. Jak dla mnie… wręcz przeciwnie. Taki tytuł nosiłbym z dumą. Jak byłem dzieckiem, to mieliśmy psa, ale uciekł. Płakałem potem cały miesiąc - zaśmiał się, ale niemrawo. - Tęsknisz za domem? I za matką? Oraz psami?
- Nie… Poróżniłyśmy się… Za nią nie tęsknię. Tylko tęsknię za psami… Niestety prowadzę taki tryb życia w swojej pracy, że nie mogę żadnego mieć, bo nie miałby się kto nim opiekować pod moją nieobecność - stwierdziła odrobinę smutno.
Prasert podniósł dłoń i położył ją na ramieniu kobiety.
- Nie smuć się - zawiesił głos. Naprawdę nie chciał, aby Arisa była smutna. - Czasami poróżniamy się z ludźmi tylko po to, żeby ich naprawdę docenić. Żeby wiedzieć, ile są warci i jak nam jest smutno, kiedy ich nie ma obok nas. Wtedy można się pogodzić.
Horiuchi powiedziała, że nie tęskni za matką, ale Prasert nie był tego pewny. Może podświadomie wciąż ją to dręczyło. Nikt nie lubi waśni, zwłaszcza rodzinnych.
- A jakie jeszcze lubisz zwierzaki oprócz psów? - zapytał. - Ja jestem wielkim fanem smoków i krakenów - zaśmiał się.
Przysunął się lekko do niej. Ich usta dzieliła niewielka odległość. Wystarczyłoby tylko lekko nachylić się, żeby ją pocałować…
Dziewczyna zarumieniła się mocniej, świadoma tego faktu, przez co nie odpowiadała chwilę. Zerknęła na jego usta, a potem na jego oczy.
- Lubię… Ptaki… Lubię jednorożce… Smoki też. Są piękne… Trudno mi się wypowiadać o krakenach, nigdy się nad nimi nie zastanawiałam - stwierdziła w zadumie. Przełknęła ślinę. Delikatnie drżała, ale nie z zimna, tylko jakiegoś napięcia, które Prasert teraz w niej wywoływał.
- Wkrótce będziesz mogła je poznać. I pomóc w opiekowaniu się nimi - Privat rzucił nęcąco.
Pokonał ostatni dystans i złączył ich wargi. To był słodki pocałunek. Usta Arisy były mięciutkie i bardzo ciepłe. Przesunął językiem po jej języku. Wyczuł w sobie Phecdę.
“Natchnij ją”, szepnął do gwiazdy.
Położył dłoń na potylicy kobiety i lekko docisnął w swoją stronę. Jakby szczególnie zależało mu na tym, żeby mu nie uciekła…
Poczuł jak delikatna, struga energii Phecdy przesiąknęła z jego ust w usta Arisy. Dziewczyna wciągnęła głębiej powietrze, po czym kiedy rozdzielili usta, spojrzała na niego uważnie. W jej oczach mignął błękitny błysk i uśmiechnęła się do niego czule i niewinnie. Tak jak Prasert chciał, Phecda natchnął ją swoją energią. Była gotowa pójść z nim gdziekolwiek by jej teraz nakazał iść, oraz zrobiłaby cokolwiek by jej nakazał zrobić, by tylko dostać kolejny taki pocałunek.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:27   #559
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat otulił ją ciepłym uśmiechem.
- Mój dom jest twoim domem - powiedział. - Zamieszkajmy w nim razem. Żyjmy i radujmy się w nim. Albowiem takie jest moje przykazanie.
Nie mówił zazwyczaj w ten sposób. Nie wiedział więc, skąd te słowa pojawiły się w jego ustach. Chwycił jej dłoń i mocno ścisnął. Spojrzał jej w oczy. Był to moment, który Horiuchi miała zapamiętać na całe życie. I który wielokrotnie przyśni jej się w przyszłości. Po kilku chwilach Prasert odwrócił się i rozejrzał po sali. Szczególnie interesowało go położenie Elsy i Jonasa.
- Tak, tak… Co tylko chcesz - powiedziała Japonka bez wytchnienia. Elsa skończyła taniec z Jonasem w międzyczasie. Mężczyzna usiadł na kanapie koło Niny i pił alkohol, tymczasem Elsy nie było w pomieszczeniu, najpewniej wybrała się do łazienki.
Prasert zawahał się. Co powinien w tym momencie zrobić? Tak właściwie mógł ruszyć albo do Jonasa, albo do Elsy. Obydwoje byli teraz w stosunkowym odosobnieniu. Bo członków Roju nie liczył. Mogli a nawet powinni być przy tym wszystkim. Privat ruszył w stronę Jonasa. Wolał zostawić go na koniec, bo wydawał mu się najtrudniejszym orzechem do zgryzienia. Głównie ze względu na własną płeć i najpewniej czysto heteroseksualną orientację. Han, Alexiei i Warun wszyscy lubili wcześniej mężczyzn, więc stosunkowo łatwo wywarł na nich wpływ. Jak będzie w tym przypadku?
Ruszył w stronę Jonasa i Niny.
- O czym rozmawiacie? - zapytał. - Mogę się dosiąść?
Uśmiechnął się, patrząc po obu osobach. Lekko zachwiał się, kiedy uderzył go po nogach etanol.
Nina zerknęła z delikatnym uśmiechem na Praserta, a potem na Jonasa.
- Jonas właśnie powiedział mi, że wybrałam sobie całkiem nie głupiego chłopaka. Cieszę się, że on również cię zaakceptował - stwierdziła Morozow. Jonas rozłożył dłonie.
- Człowiek, który podbił to lodowe serce musi być niezwykłym magikiem, cóż innego mogę rzec - stwierdził pijany i lekko rozbawiony.
Privat zastanawiał się, czy próbować go uwieść, czy znienacka na niego skoczyć i pocałować. Wszystko miało swoje plusy i minusy.
- Lodowe serce, mówisz? Czyli Nina nie miała żadnego chłopaka…? Nie no, na pewno miała. Ktoś, kto wygląda tak, jak ona... Może to byłeś nawet ty, co? - Prasert zaśmiał się i uderzył pięścią w bok ramienia Jonasa. Tak po przyjacielsku. - Przyznaj się - mruknął i strategicznie przysunął się bliżej niego. Lekko zakręciło mu się w głowie i tu już niechcąco oparł się przez chwilę o bark mężczyzny.
Jonas go podtrzymał, uznając, że Prasert rzeczywiście tylko stracił równowagę.
- Oh mój drogi, uwierz mi. Próbowałem. Ale nasza Lodowa Królowa od lat była niezłomną i nie do podbicia. Wygląda na to, że oczarowałeś ją. Może też powinienem pojechać do Tajlandii poszukać miłości - zażartował i zaśmiał się lekko.
- Albo też Tajlandia w tym celu przyjechała do ciebie - odpowiedział Privat, żartując.
Objął go ramieniem, niczym dobrego kumpla. To było trochę niezręczne. Prasert zacząłby się stresować, gdyby nie był napojony alkoholem.
- Może podoba ci się moja siostra? - zapytał po chwili ciszy.
Nie wiedział gdzie to dalej poprowadzi. Pytanie samo pojawiło się w jego głowie.
Jonas uniósł brew. Zerknął na Sunan.
- Cóż, jest zdecydowanie urodziwa… Matka dała wam obojgu zajebiste geny - powiedział uprzejmie. Chyba sam był na tyle upity, że zlewał niezręczność.
Prasert zastanowił się. Czy Holt właśnie docenił jego urodę? Może będzie łatwiej. Sam mu się teraz podłożył.
- Miło, że tak sądzisz - odpowiedział. - Nie mogę kazać siostrze, żeby cię pocałowała. Ale sam mogę to zrobić. Masz szczęście, bo dzisiaj wypada dzień dobroci dla desperatów - zażartował.
Privat zapomniał na chwilę o niezręczności i aktywował swój urok. Uśmiechnął się do Jonasa i przysunął do niego. Wstrzymywał oddech.
- Może dzięki temu tak jak żaba w królewicza… ty zmienisz się w kogoś, z kim można wytrzymać - zaśmiał się i przysunął swoje wargi do warg mężczyzny. Spodziewał się po części uderzenia. Takiego dosłownego, z pięści.
Jonas zaśmiał się, ale nie uciekł. Chyba był pijany, zdesperowany i ciekawy… Spiął się rzecz jasna w całkiem naturalnym dla heteroseksualnego mężczyzny odruchu, ale czasem akty desperacji nakłaniały ludzi do testowania różnych rzeczy… I Holt nawet nie wiedział, że to był najważniejszy test w jego życiu… Dał się pocałować, a Phecda znów zrobił swoje. Prasert to poczuł. W tym samym elektryzującym chłodzie, w lekkim błysku w oczach mężczyzny, a także w tym jak jego spięte ciało, powoli rozluźniło się obok niego.
Privat czuł alkohol na języku Jonasa. Przed chwilą całował Arisę i dlatego miał najświeższe porównanie. Mężczyźni bardzo różnili się od kobiet, przynajmniej takie odniósł wrażenie. To były dwa zupełnie różne pocałunki, a jednak takie same - gdyż łączyły ich z Phecdą. I na jego potylicy Prasert umieścił dłoń. Wsunął je we włosy mężczyzny, bawiąc się nimi delikatnie. Ich nosy tylko trochę o siebie zawadzały. Prasert odsunął się po chwili.
- Wszystkie twoje poszukiwania dobiegły końca - powiedział. - Zostaniesz w moim domu. I tak jak ja zaopiekuję się tobą, ty zaopiekujesz się mną. Oto słowo moje.
Mężczyzna kiwnął głową. Był oczarowany. Uśmiechnął się z wyraźną, błogą ulgą. Czuł się spełniony, nareszcie po tylu latach poszukiwań…
Z kuchni rozległ się dźwięk stłuczonego szkła.

Prasert odsunął się od Jonasa. Czuł się szczęśliwy i usatysfakcjonowany. Przypominało to przyjemne poczucie relaksu, wyciszenia i spokoju po osiągnięciu orgazmu. Choć tym razem nie przekazał wcale swoich genów, a zamiast tego włączył do Roju dwójkę kolejnych ludzi. Wszystkie jego mięśnie przestały być tak nadludzko spięte i to nie tylko za sprawą alkoholu. Dźwięk stłuczonego szkła jednak sprawił, że się zaniepokoił. Czy ktoś wtargnął do domu? A może Elsa natrafiła na Nagę lub Agana? Ale przecież była w toalecie, a nie w kuchni. Choć mogła tam potem pójść. Tak właściwie gdzie były jego dzieci? Prasert doszedł do wniosku, że jest świetnym ojcem, skoro dopiero teraz o nich pomyślał.
- Państwo wybaczy - mruknął. Następnie ruszył czym prędzej do kuchni.
Nikomu jego opuszczenie pomieszczenia nie przeszkadzało. W kuchni tymczasem zastał Elsę. Klęczała na podłodze koło stłuczonej butelki wina. Najwyraźniej chciała go spróbować, ale musiała je przypadkiem upuścić i teraz ścierała kałużę alkoholu i szkła znalezioną szmatą i papierem. Zerknęła na Praserta.
- Uh, wybacz… Odkupię - powiedziała cierpko. Chyba serio było jej przykro, że upuściła alkohol.
- Tak, odkup koniecznie - Privat rzucił żartobliwym tonem. - Inaczej będę cię ścigał po całym mieście w poszukiwaniu moich straconych kilku euro - zaśmiał się. - Bez wytchnienia przemierzę całą Ravennę wzdłuż - zrobił pionową linię dłonią - i wszerz - dokończył poziomą.
Następnie przytrzymał się framugi.
- Boję się, że jak pomogę ci to ścierać, to przy moim obecnym stanie prędzej się skaleczę i może ciebie również - mruknął. - Zostaw to może - dodał. - Choć lepiej nie, bo ktoś zrobi sobie krzywdę.
Ruszył w stronę szafki. Przykucnął i otworzył ją. Wyciągnął z niej szufelkę i zmiotkę. Pomimo swoich wcześniejszych słów zaczął zbierać okruchy szkła, lekko zataczając się w przysiadzie.
Większość szkła była już zgarnięta przez szmatę, więc Elsa, mimo upojenia myślała w miarę trzeźwo.
- To ścigaj, będzie zabawnie - stwierdziła.

Wspólnie dość szybko uporali się z bałaganem. Szmatę jednak trzeba było wyrzucić wraz z resztkami szkła do kosza. Holz podniosła się opornie i umyła dłonie w zlewie. Stała tam i zamyśliła się chyba, obserwując ściekającą po dłoniach, letnią wodę.
Prasert przybliżył się do niej i oparł bokiem o szafkę. Zwrócił się tym samym przodem do kobiety.
- Lady Makbet - mruknął. - Mam na myśli obmywanie dłoni z krwi. Czy może w tym przypadku z wina - zażartował. Zamilkł na chwilę. - Albo z winy. O czym myślisz? - zapytał.
Przesuwał wzrokiem po rysach jej twarzy. Wydawała mu się w tej chwili szczególnie ładna. Był szczęśliwy z tego powodu, że zaczął rozmawiać z innymi ludźmi, a nie tylko tymi przebywającymi z nim w domu od tygodniu. Nie żeby oni mu nie wystarczali. Po prostu chyba każdy lubił mniejsze lub większe nowości.
Zerknęła na niego.
- O tym jak bardzo trafne to było porównanie… sprytne… I o tym po co tak właściwie nas tu przywiozłeś? Arisa i Jonas nie są zbyt spostrzegawczy, ale może nie wyglądam, ale mam wykształcenie z psychologii… Twoi przyjaciele… Nie byli zaskoczeni naszym przyjazdem… - zauważyła zerkając na niego uważnie, przynajmniej jak na osobę pijaną.
- Żeby to zauważyć, nie trzeba mieć takiego wykształcenia. Ale masz rację, to bystre spostrzeżenie z twojej strony… - zawiesił głos. - A co, gdybym powiedział, że często imprezują i często przyprowadzam ludzi? Ostatecznie ich samych jest tu dużo, skądś musieli się sami wziąć… - mruknął i uśmiechnął się lekko do Elsy.
Oparł łokieć o blat, a podbródek o dłoń. Spoglądał z dołu na Holz. Miał minę, jak gdyby rzucał jej jakieś bliżej nieokreślone wyzwanie.
Elsa zmarszczyła brwi.
- Ale mówiłeś, że nie masz tu znajomych i że tęsknisz za domem w Bangkoku - zauważyła. Przyglądała mu się uważnie.
- Czy obcego człowieka po jednym dniu imprezowania można nazwać znajomym? - zapytał Prasert. - Takie osoby szybko się zapomina. Ale masz rację… W tym przypadku było trochę inaczej.
Oderwał się od blatu i wstał. Oparł się teraz o niego plecami i znajdował się bokiem do Elsy. Czy miał jej teraz wszystko powiedzieć? Nie wiedział, czy chciał. A tym bardziej, czy powinien.
- Po co komplikować sprawy? - zapytał. - Czy nie możemy się po prostu dobrze bawić? - rzucił dziwnie lekkim tonem.
- Możemy… Cały wieczór właśnie to robimy… To nie tak, że cię nie lubię… Jestem tylko ciekawa, co tak naprawdę ukrywasz - powiedziała i wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się cierpko.
- A co jeśli powiem… że jeśli dowiesz się tego, to najpewniej zmieni to całe twoje życie? - zapytał. - Wiem, to brzmi wzniośle i przesadnie, ale może tak właśnie być. Czy mimo to znajdziesz odwagę, żeby usłyszeć, co mam do powiedzenia? Albo poczuć rzeczy, których bardzo niewielu ludzi miało zaszczyt dostąpić?
Przeniósł na nią wzrok.
- Jesteś tchórzem, Elso? - zapytał.
To było wyzywające. I takie miało być. Prasert podpuszczał ją, choć robił to nie do końca świadomie.
Kobieta pokręciła głową i zmarszczyła brwi.
- Należę do organizacji, która zbiera wiedzę taką, że życia wielu detektywów zmieniają się nieodwracalnie. Jestem przyzwyczajona do bycia obrzucaną takimi prawdami Prasercie Privatcie. Nie jestem tchórzem - powiedziała dumnie.
- Więc podejdź i pocałuj mnie - rzucił. - A wtedy będziesz wszystko wiedzieć. Nie ma słów, którymi mógłbym w pełni ci wszystko wytlumaczyć. Tylko tak mogę sprawić, żebyś zrozumiała… naprawdę zrozumiała… i to wszystko w przeciągu sekundy - uśmiechnął się do niej lekko. Ale w jego oczach było coś poważnego. Elsa raczej nie mogła uznać, że żartował.
Holz przyglądała mu się uważnie.
- Rzucisz na mnie jakiś czar w ten sposób? - zapytała zaciekawiona, ale podeszła do niego bliżej.
- Nie nazwałbym tego tak. Ale tak to mniej więcej będzie wyglądać - rzekł Prasert. - Obiecuję ci, że nic na tym nie stracisz. A możesz tylko zyskać. Choć jest to trochę skok na głęboką wodę. Niestety, a może stety… ciężko jest tak po prostu mnie pocałować i nie napotkać tego ogromnych konsekwencji - tym razem rzeczywiście zaśmiał się, trochę lżej.
Elsa zastanawiała się, po czym uniosła brwi i uśmiechnęła.
- Chcę poznać prawdę przytomna… No… Powiedzmy, bo stopnia upojenia alkoholowego w jakim jestem przytomnością bym nie nazwała… Ale chce poznać prawdę nie otumaniona twoimi specjalnymi zdolnościami… Pozwól mi się dowiedzieć, a wtedy zdecyduję czy chcę cię pocałować, czy nie. Może być? - zapytała.
Prasert przestał się uśmiechać. Problemem było to, że przemienił już dwójkę jej towarzyszy i mogło zrobić się to dla Elsy bardzo osobiste. Zwłaszcza, że im nie dał żadnego wyboru. Jeśli uzna, że czas toczyć z nim wojnę… i zwali im na głowę IBPI… Oczywiście Privat nie mógł na to pozwolić. W pewnym sensie Holz nie miała żadnego wyboru. Prasert nie chciał jej zabijać, więc mógł ją ewentualnie zmusić do przejścia na jego stronę. Choć bardzo tego nie chciał. Jak więc mógł to sprzedać najlepiej, jak tylko można?
- Posiadam w sobie pierwotną, najczystszą z możliwych esencję życia. Tak właściwie… pisanego z wielkiej litery. Tak, Życia. Trochę patetyczne, ale kompletnie prawdziwe. Może to mój charakter, a może to dzięki temu żywe istoty zakochują się we mnie. Daje im czyste szczęście, bo pragną żyć, a ja im to umożliwiam w największym możliwym stopniu. A oni są przy mnie i mnie wspierają. Można rzec, że jestem idealnym narkotykiem. Bo zapewniam ekstazę, ale przy tym wcale nie niszczę człowieka. Sprawiam, że staje się najlepszą wersją samego siebie.
Kobieta milczała, zastanawiając się. Następnie zerknęła na jego usta.
- Pokaż mi. Tę swoja energię - powiedziała zaciekawiona, wyraźnie jego słowa przekonały ją nieco bardziej, ale chciała zobaczyć więcej.
- Podejdź i mnie pocałuj w takim razie - rzucił Prasert i uśmiechnął się do niej ostrożnie. Nie był pewny, czy właśnie tego oczekiwała od niego Elsa. Tak właściwie zaczął się znowu nieco stresować. Czyżby alkohol zaczął wyparowywać z jego krwioobiegu? Powinien był więcej pić od przyjazdu do domu!
- Nie możesz jej pokazać bez pocałunku? - zapytała zaciekawiona. Przybliżyła się jednak nieco i teraz ich usta dzieliło parę cali, ale nie przekraczała ich.
- Pewnie bym mógł - mruknął, zmieniając nieco ton. Teraz wkładał w każdą sylabę tyle uroku, ile go tylko posiadał. - Ale czy chcę? - zapytał i sam również oderwał się od blatu.
Przysunął bliżej głowę. Ich wargi dzieliły teraz może co najwyżej milimetry. Prasert już teraz czuł ich ciepło. Elsa mogła jeszcze uciec, jeśli chciała. Privat natomiast nie zamierzał czekać i pochylił się jeszcze trochę, że złączyć ich ciała w pocałunku.
Holz nie uciekła. Pocałowali się. Phecda czuł się dodatkowo podekscytowany, bo było tym razem odrobinę trudniej. Zupełnie jakby to, że nie było łatwo sprawić mu przyjemność, nieco innego rodzaju niż wszystko inne. Zaraz poczuł też, że Gwiazda Życia nieco mocniej wpłynął na nią swoją energią. Kobieta aż zamruczała przy tym pocałunku, jakby poczułą ogrom przyjemności.
Prasert pogłębił pocałunek. I znowu. Kompletnie inaczej całowało się Jonasa, inaczej Arisę. Każdą osoba pod tym dachem była inna, włącznie z oryginalnymi członkami Roju. I Privat cieszył się tą różnorodnością. Żył nią. Sprawiała mu wielką radość. Po kilku chwilach odsunął się. Spojrzał na Elsę.
- Ty dajesz ludziom ból, ja daję rozkosz. Uzupełniamy się w tym. Życie posiada bardzo wiele różnych obliczy. W ich kalejdoskopie wszyscy trwamy.
Poleciał do tyłu, na szczęście mógł wesprzeć się szafką. Phecda był zadowolony, ale zmęczony. Trzy osoby na jeden wieczór to był limit. Prasert zaczął oddychać głośno przez usta.
- I jak? - zapytał.
- Niesamowicie. To bardzo ciekawe… Niezwykłe uczucie… Chcę więcej - sapnęła Elsa. Jej oczy połyskiwały błękitem. Zdawała się podekscytowana, ale i nieco zmęczona. Po takim dniu i jego zakończeniu, zapewne każdy by był.
- Oczywiście, że chcesz więcej. I więcej dostaniesz - uśmiechnął się Prasert. - Chodźmy do twoich braci i sióstr - powiedział.
Odepchnął się od blatu i lekko zakołysał. Zarówno z powodu wykończenia, jak i alkoholu.
- Może dam radę dotrzeć do salonu - zaśmiał się lekko. - Arisę pocałowałem jako pierwszą. Jonasa jako drugiego. I co, żałujesz? - zapytał.
- Nie… Choć jestem ciekawa co jeszcze robisz tak dobrze, jak całujesz - powiedziała i uśmiechnęła się elektryzująco. Podeszła do niego, by mogli wspólnie wrócić do reszty.
- Pewnie, że jesteś ciekawa - Privat roześmiał się.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:27   #560
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nikt nie opuścił salonu. Gdy Prasert się w nim pojawił, wszyscy niemal jednocześnie zwrócili na niego swe oczy. Jakby instynktownie wyczuwali, ze przyszedł. Uśmiechali się, zadowoleni.
To był doskonały wieczór…
Privat spojrzał po tych wszystkich ludziach. Przesuwał wzrokiem po twarzach starych i nowych. Zelektryzowało go to, jak synchronicznie wszyscy spojrzeli na niego. Poczuł się nagle jak prawdziwy przywódca sekty. Podniósł do góry obie dłonie i rozwarł je.
- Oto jestem! - krzyknął, przekrzykując Modern Talking grające pod sufitem. - Cieszcie i radujcie się ze mną! Bo oto dołączyła do nas trójka nowych sióstr i braci - uśmiechnął się dumny i szczęśliwy. - Arisa! Jonas! Elsa! Powitajmy ich oklaskami!
Jeszcze raz przesunął wzrok po wszystkich, tym razem wyczekująco.
Rozległa się ogólna radość i wrzawa, wszyscy byli zadowoleni i zachwyceni. Starzy członkowie Roju klaskali.
Zdecydowanie tej nocy wszyscy chcieli podziękować Prasertowi za to, że pozwala im ze sobą być.

***

- Dobrze. Pamiętasz co ustalaliśmy? - zapytała Elsa idąc wraz z Prasertem w stronę najbliższych drzwi. Mieli przejść przez nie, by wspólnie dostać się do hali portali. Dziś zmianę miała Arisa, więc był to idealny moment na wprowadzenie Praserta do środka. Ustalili, że Prasert ma ruszyć za nią, a następnie zostać zaprowadzony do jednej z sal instruktażowych, skąd odbierze go Nina. Dziś miał otrzymać Skorpiona… A za dwa dni wraz z Hanem i Alexieiem mieli zająć się nowym zjawiskiem, które miało miejsce w okolicach Ravenny. Tak na rozgrzewkę dla nowego detektywa.
- Ustalaliśmy wiele rzeczy - mruknął Privat. - Wiem, jakie mamy plany na dzisiaj. Czy to… będzie bolało? - zapytał po chwili wahania.
Wiedział, że miał się położyć na boku i jakiś badacz wbije mu igłę w kręgosłup. Wszczepi mu do płynu otaczającego rdzeń kręgowy nanoimplanty, które powędrują w górę prosto do rdzenia przedłużonego, gdzie się przyczepią.
To brzmiało koszmarnie boleśnie.
Elsa zerknęła na niego.
- Nie jest przyjemne… - stwierdziła. Nawet przy znieczuleniu potem trochę boli, ale to raz na całe życie. Nie zabije go to, bo gdyby była taka możliwość, żadne z trojga Koordynatorów nie zgodziłoby się na wszczepienie mu Skorpiona.
- Będzie dobrze - powiedziała, po czym wzięła wdech i wyprostowała się. Nacisnęła klamkę. Po czym przeszła przez drzwi pierwsza.

Po drugiej stronie nie czekało ich jednak wyjście na taras, lecz spora, dość jasna sala. Było tu dość… futurystycznie według pierwszego skojarzenia Privata. Poczuł się trochę, jakby przeniósł się do samego środka gry PORTAL… Co było zabawnym, bo w końcu byli w sali portali właśnie…
Przy jednej z platform stała Arisa. Miała dziś na sobie ładną, wiśniową sukienkę. Zerknęła na nich i uniosła dłoń, by pomachać Prasertowi z uprzejmym uśmiechem. Elsa pokręciła głową.
- Chodźmy, mamy dla ciebie zarezerwowaną salę 10… Za jakiś moment przyjdzie Morozow - powiedziała. Wsadziła dłonie w kieszenie spodni i dalej szła przodem. Zerkała co kilka chwil na Praserta. Privat już nauczył się, że w ten sposób okazywała mu swoją uwagę i opiekuńczość.
- Przypomnisz mi, ile jest tutaj koordynatorów? - zapytał Taj.
- Siedmioro - przypomniała mu Elsa.
- To posiadam coś ponad czterdzieści procent tego miejsca - zażartował.
Z jakiegoś powodu Privat mówił przyciszonym głosem. Czuł się trochę przytłoczony tym miejscem. Ogromem elektroniki nie z tego świata. Z tego, co się orientował, by ona dosłownie nie z tego świata. Prasert w miarę przywykł do innych wymiarów, takich jak Iter. Od początku wydawały mu się dużo bardziej naturalne i normalne, od czegoś takiego, co tutaj się znajdowało.
- Kupię wam kilka roślin w doniczce - mruknął, żartując. - Żeby nie było tak… sterylnie.
- No tak, biorąc pod uwagę Pnącze… To tutaj to mamy pusto - stwierdziła Holz. Uśmiechnęła się lekko. Polubiła się z rośliną i to mocno przez ostatni czas.

Wkrótce dotarli pod drzwi z odpowiednim numerem. Elsa zaprosiła Praserta do pomieszczenia o białych ścianach, białym, szklanym stole i również białych siedziskach. Było ich tu przynajmniej na pięć osób. Wyglądało to jak sala konferencyjna z samego sławetnego statku Enterprise.
- Usiądź proszę, Nina powinna się wkrótce pojawić… Wrócę do domu za dwa wieczory - powiedziała pochmurno.
- A ja? - zapytał Prasert. - Powinien tutaj zostać przez jakiś czas? Na przykład, gdyby mi się trafił… no nie wiem, szok anafilaktyczny? - jego mina wskazywała na kompletne zagubienie. - Czy obserwacja nie będzie konieczna i będę mógł wrócić od razu do domu?
Właśnie taką miał nadzieję. Miał ochotę stanąć na ziemi, zobaczyć drzewo, ptaka lecącego nad nim… Tutaj była tylko biel. Plastik, metal i szkło. Na swój sposób było to piękne, jednak nieco przerażało Privata. Czuł się tutaj trochę, jak w pułapce. Mówił sobie, że wszystko jest w porządku, ale jego serce i tak szybko biło. Jakby na złość.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jeszcze dziś wrócisz do domu ze swoim pierwszym zadaniem - powiedziała. Zerknęła na niego. Wyglądała, jakby chciała go pocałować, ale w pomieszczeniu były kamery i tylko dlatego się powstrzymywała.
- Ale to pierwsze zadanie to dopiero za dni? - zapytał. - Poza tym, czemu nie zaprowadziłaś mnie prosto na wszczepienie Skorpiona? Co my tu w ogóle robimy w tej sali? Chcesz mi coś pokazać? - Prasert rozejrzał się dookoła. - Czuję się lekko zdezorientowany - powiedział.
Trochę jakby był drogocenną przesyłką, Elsa pierwszym statkiem towarowym, ten pokój przygodnym portem, a Nina drugim, który miał go odebrać.
- Chętnie bym cię zaprowadziła prosto na miejsce, ale niestety mam umówione spotkanie na za… - zawiesiła się, zerknęła na zegarek na nadgarstku.
- Siedem minut i dlatego to Nina będzie ci towarzyszyć… Poza tym, upierała się, że chce przy tym być… Nie żeby wszyscy nie chcieli, no ale to byłoby już podejrzane… - powiedziała i westchnęła.
- Aha… i tu przyszliśmy, bo są po prostu krzesła, na których można usiąść - dopowiedział Prasert i też to zrobił. - Przepraszam, jeśli wydaję się lekko oszołomiony. No cóż, taki jestem. Szczerze mówiąc bardziej sobie wyobrażałem kwaterę oddziału jak takie biuro ze starego filmu o detektywach z lat dwudziestych. Jakieś biurka, dużo dymu papierosowego, przystojni, nieogoleni mężczyźni w kapeluszach - zaśmiał się. - Natomiast trafiłem do filmu science fiction - pokręcił głową. - Czy są tutaj roboty? Takie androidy? Poza tym... gdzie jest Jonas? - rzucił.
- Pewnie zajmuje się robotą papierkową, nie było go w biurze kilka dni, a bardzo nie lubi zajmować się raportami… Którymi raz na jakiś czas zajmować się musi. Już widzę jak siedzi przy biurku i jęczy na sterty zaległych papierów… A co do robotów, ponoć w oddziale w Tokio mają - stwierdziła w zadumie.
- My tu uciekamy głównie dlatego, że jest klima, a w klimacie śródziemnomorskim wszyscy detektywi narzekają na gorąco - wzruszyła ramionami.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - dodała. Podniosła rękę i poklepała go lekko po ramieniu.
Wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Elsa podskoczyła i zabrała rękę. Weszła Morozow. Była ubrana w ładny, biały garnitur z czarną koszulą. Holz westchnęła rozluźniając się.
- Coo… Wystraszyłam cię? - zagadnęła rozbawiona Nina. Elsa przewróciła oczami.
- Dobra… To ja będę spadać na spotkanie… Daj znać jak poszło - rzuciła do Niny. Blondynka kiwnęła głową.
- Jasne… Powodzenia - rzuciła jej Morozow.
- Taa… Przyda się. Santos lubi biadolić - rzuciła i pokręciła głową wychodząc.
- E… powodzenia! - jeszcze Prasert rzucił za Holz, zanim ta zniknęła. Następnie spojrzał na Ninę. - Kto to jest Santos? - zapytał.
Tak bardzo pragnął podejść, przytulić ją i pocałować mocno… Niewiele kobiet było w stanie wyglądać tak dobrze i kobieco w tym bez wątpienia typowo męskim stroju, jakim był garnitur. Nina miała jeszcze blond włosy zaczesane do tyłu i potraktowane jakimś specyfikiem przypominającym żel. Wyglądała bardzo profesjonalnie i kompletnie inaczej, niż w domu. Tak właściwie Privat czuł się nią trochę… speszony. Bez wątpienia Morozow była Koordynatorem z krwi i kości. Choć potrafiła zostawić ten tytuł w pracy i po powrocie do domu stać się po prostu… kobietą.
Uśmiechnęła się do niego ciepło i czule.
- Santos to nasz znajomy detektyw wyższego szczebla… Tu mówimy na to inaczej, ale generalnie chodzi o to, że jest doświadczony i ma więcej dostępów do informacji… Tak czy inaczej, Santos wraca z oddziału w Portland. Generalnie wszyscy lekko się… No że tak powiem zestresowali ponownym otwarciem sporu z Konsumentami… Pewnie będzie lekkie panikowanie, rozważanie co zrobimy i jak podejść do tematu, oraz jak poinstruować młodszych detektywów. To tyle - wytłumaczyła Morozow.
Prasert zastanowił się.
- Nie wiem, jak to się tutaj odbywa… ale z tego, co mi odpowiadałaś… Nie zdziwiłbym się, gdyby wytyczne zostały już dawno temu ustalone na Antarktydzie i po prostu prześlą je PDFem do wszystkich Koordynatorów w tym oddziale. I we wszystkich oddziałach - Privat mruknął. - A w tym dokumencie najpewniej napiszą dużą czcionką, żeby strzelać we wszystko, co jest Konsumentem i się rusza - zaśmiał się. - I pewnie na tym skończą się te rozważania, co zrobicie i jak podejść do tematu - mruknął. - Mylę się?
Spojrzał na ten szklany stół. Czy zbiłby się, gdyby zaczęli uprawiać na nim seks? Na przykład… teraz? O tym właśnie myślał.
Nina przytaknęła.
- Tak, zapewne coś takiego będzie… A do wszystkiego co jest rude i jest Konsumentem, to strzelać dwa razy… - pokręciła głową.
Prasert zaśmiał się. Choć przypomniał sobie, że to wcale nie było śmieszne i nieco spoważniał.
- Jesteś gotowy? - zapytała Nina.
- Pamiętasz jakie modyfikacje chcesz w swoim Skorpionie? - dodała.
- Uhm… tak - odparł Prasert. - To nie było wcale łatwe. Ale doszedłem do wniosku, że chcę Moduł Języki, ten lepszy, posiadający również starożytne języki. Nie wiadomo, co napotkam na mojej drodze. A poza tym “Dostęp do zapisu wrażeń zmysłowych”. Czyli inaczej pamięć fotograficzna. Będę mógł odtwarzać rzeczy, które zobaczę… albo poczuję… - uśmiechnął się lekko i delikatnie musnął dłonią jej dłoń. Bardzo przelotnie. Na kamerze nawet nie zostałoby to zauważone. A mimo to ich dwójkę i tak przeszedł elektryczny dreszcz…
Morozow rozchyliła usta i wydała ciche westchnięcie napięcia i podniecenia.
- Kochanie… Jestem w pracy - powiedziała cicho.
- Technicznie… teraz ja też - odpowiedział, uśmiechając się cały czas w ten sam sposób.
- Przyda się też Stabilizator ze względu na twoje zdolności, a poza tym, dostęp do zapisu wrażeń… To tak, żeby nagrywać stosunki, co… - zażartowała i pokręciła głową.
- Ale chyba nie będę mógł wszystkiego posiadać…? - zapytał Prasert. - No bo te dwa moduły to już i tak zapychają te wolne 40%... bo one mają oba po 20%... tak czytałem w ulotce… - mruknął, zastanawiając się. - Cholera.
- Chodźmy. Gabinet powinien być wolny za dziesięć minut, Będę cały czas czuwać przy tobie - posłała mu spojrzenie, które informowało, że chciałaby, żeby wziął ją na tym stole, albo pod ścianą, ale nie mogli sobie na to pozwolić i dlatego rosło napięcie i dlatego było przyjemniej i bardziej frustrująco jednocześnie.
Rzeczywiście najpierw tak było, ale potem Prasert zaczął się bardziej przejmować Skorpionem i romantyczny nastrój prysł.
- Myślisz, że potrzebuję tego Stabilizatora? W sumie… mówiłaś o tym, że niedawno został wprowadzony prototyp Skorpiona posiadający większą pojemność. To ja dostanę ten prototyp?
- Tak, dlatego musieliśmy poczekać kilka dni. Sprowadzano go dla ciebie - powiedziała prowadząc go do wyjścia, a następnie korytarzem w lewo.
- Och… miło mi. Mam nadzieję, że jest tak samo bezpieczny, jak te normalne - Privat mruknął pod nosem. - A ty również masz Skorpiona, prawda? I jakie masz moduły? Czy to, że… wiesz, jesteś ze mną… sprawiło, że potrzebujesz Stabilizatora również? A może wcześniej go miałaś?
- Miałam już wcześniej ze względu na swoje zdolności. Też mam ten od pamięci fotograficznej. No i języki, jak większość osób, ale również niższego poziomu - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

Szli korytarzem, aż do przeszklonych, matowych drzwi. Przeszli przez nie. Minęła ich dwójka ludzi w białych kitlach, rozmawiająca przyciszonymi głosami. Skręcili w korytarz na prawo. Oni tymczasem szli do przodu. Mijali jakieś drzwi, aż dotarli do sekcji z opisem ‘B’. Nina otworzyła pierwsze drzwi po lewej i wpuściła Praserta do środka.

W gabinecie czekała kobieta, na oko Praserta podchodząca wiekiem pod sześćdziesiątkę. Uśmiechnęła się uprzejmie na ich widok. Był tu stół, oraz fotel jak u dentysty.
- Dzień dobry pani Morozow.
- Lauro, witaj… Cieszę się, że to ty zajmiesz się Prasertem… Zaraz podam ci wytyczne co do nanoimplantów… - podeszła do stołu i wzięła z niego jakąś podkładkę z dokumentami, zaczęła zaznaczać i wypisywać coś na karcie.
- Proszę młodzieńcze, usiądź sobie i rozluźnij się… - zaprosiła go Laura na fotel.
“Młodzieńcze?”, pomyślał Privat. “Czy ty wiesz, kim ja jestem?”
Oczywiście, że nie wiedziała. O to właśnie chodziło. Poza tym samego Tajlandczyka zaskoczyło to, że w jego głowie pojawiła się taka arogancka odpowiedź. Zbeształ się od razu w duchu.

Zaczęła przeprowadzać z Prasertem wywiad na temat ostatnio przebytych chorób, oraz czy nie był uczulony na jakieś leki, a także kiedy ostatnio miał przeprowadzany zabieg w szpitalu.
- Nie. Nie mam przewlekłych chorób. Nie, cukrzycy też nie mam. Nadciśnienia również - Privat miał nadzieję, że ten wywiad zmierzał już w stronę końca. - W mojej rodzinie nie było chorób psychicznych… no może transseksualizm. Ale nie wiem, czy to choroba psychiczna.
- Technicznie, według ICD-10 jest - odpowiedziała Laura. - Znajduje się w spisie chorobowych jednostek psychiatrycznych. Ale homoseksualizm już nie.
- Ani nowotworowych, czy innych przewlekłych. Tak, i szczepienie na WZW B też posiadam - powiedział Prasert, zerkając na formularz. Następnie spojrzał na Ninę.
“To już koniec?”, zapytał bezgłośnie.
Nina odłożyła formularz informacyjny o nanoimplantach i zerknęła na Praserta.
- To jak Lauro, możemy podjąć zabieg dzisiaj? - zapytała. Nie odniosła wrażenia, by były jakieś przeciwwskazania, ale należało zapytać panią doktor, chociażby po to, by połechtać jej lekarskie ego.
- Jeszcze zmierzę ci temperaturę i spojrzę na migdałki.
Kobieta wstała i podeszła do Privata. Podniosła termometr i przystawiła go do skroni mężczyzny. Spojrzała na wynik. Potem powtórzyła.
- Ciekawe. Chyba się zepsuł - mruknęła, zerkając na wyświetlacz.
Zanim Prasert zdążył zadać pytanie, poprosiła go otwarcie ust. Zerknęła do środka latarką. Następnie zmierzyła mu ciśnienie.
- Proszę nie mówić, kiedy mierzę panu ciśnienie - powiedziała Laura, gdy Prasert już otwierał usta.
Nina uśmiechnęła się lekko rozbawiona. Lubiła Laurę Heart, była bardzo charyzmatyczną i sympatyczną kobietą. Czekała, na zakończenie badania, siadając na jednym z krzeseł pod ścianą. Obserwowała Praserta i Laurę. Też nic nie mówiła. Założyła nogę na nogę i czekała.


Urozmaiceniem ogólnej bieli pomieszczenia były monitory mające na celu skanowanie stanu pacjenta, oraz bóg wie co potrzebowała wiedzieć Laura podczas wszczepiania mu Skorpiona. Nie widział żadnych narzędzi do zabiegu, ale zapewne dlatego, by się nie wystraszył na wstępie. Różnie ludzie reagowali na widok strzykawki i igły większych niż standardowe u pani pielęgniarki w gabinecie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172