Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:27   #559
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat otulił ją ciepłym uśmiechem.
- Mój dom jest twoim domem - powiedział. - Zamieszkajmy w nim razem. Żyjmy i radujmy się w nim. Albowiem takie jest moje przykazanie.
Nie mówił zazwyczaj w ten sposób. Nie wiedział więc, skąd te słowa pojawiły się w jego ustach. Chwycił jej dłoń i mocno ścisnął. Spojrzał jej w oczy. Był to moment, który Horiuchi miała zapamiętać na całe życie. I który wielokrotnie przyśni jej się w przyszłości. Po kilku chwilach Prasert odwrócił się i rozejrzał po sali. Szczególnie interesowało go położenie Elsy i Jonasa.
- Tak, tak… Co tylko chcesz - powiedziała Japonka bez wytchnienia. Elsa skończyła taniec z Jonasem w międzyczasie. Mężczyzna usiadł na kanapie koło Niny i pił alkohol, tymczasem Elsy nie było w pomieszczeniu, najpewniej wybrała się do łazienki.
Prasert zawahał się. Co powinien w tym momencie zrobić? Tak właściwie mógł ruszyć albo do Jonasa, albo do Elsy. Obydwoje byli teraz w stosunkowym odosobnieniu. Bo członków Roju nie liczył. Mogli a nawet powinni być przy tym wszystkim. Privat ruszył w stronę Jonasa. Wolał zostawić go na koniec, bo wydawał mu się najtrudniejszym orzechem do zgryzienia. Głównie ze względu na własną płeć i najpewniej czysto heteroseksualną orientację. Han, Alexiei i Warun wszyscy lubili wcześniej mężczyzn, więc stosunkowo łatwo wywarł na nich wpływ. Jak będzie w tym przypadku?
Ruszył w stronę Jonasa i Niny.
- O czym rozmawiacie? - zapytał. - Mogę się dosiąść?
Uśmiechnął się, patrząc po obu osobach. Lekko zachwiał się, kiedy uderzył go po nogach etanol.
Nina zerknęła z delikatnym uśmiechem na Praserta, a potem na Jonasa.
- Jonas właśnie powiedział mi, że wybrałam sobie całkiem nie głupiego chłopaka. Cieszę się, że on również cię zaakceptował - stwierdziła Morozow. Jonas rozłożył dłonie.
- Człowiek, który podbił to lodowe serce musi być niezwykłym magikiem, cóż innego mogę rzec - stwierdził pijany i lekko rozbawiony.
Privat zastanawiał się, czy próbować go uwieść, czy znienacka na niego skoczyć i pocałować. Wszystko miało swoje plusy i minusy.
- Lodowe serce, mówisz? Czyli Nina nie miała żadnego chłopaka…? Nie no, na pewno miała. Ktoś, kto wygląda tak, jak ona... Może to byłeś nawet ty, co? - Prasert zaśmiał się i uderzył pięścią w bok ramienia Jonasa. Tak po przyjacielsku. - Przyznaj się - mruknął i strategicznie przysunął się bliżej niego. Lekko zakręciło mu się w głowie i tu już niechcąco oparł się przez chwilę o bark mężczyzny.
Jonas go podtrzymał, uznając, że Prasert rzeczywiście tylko stracił równowagę.
- Oh mój drogi, uwierz mi. Próbowałem. Ale nasza Lodowa Królowa od lat była niezłomną i nie do podbicia. Wygląda na to, że oczarowałeś ją. Może też powinienem pojechać do Tajlandii poszukać miłości - zażartował i zaśmiał się lekko.
- Albo też Tajlandia w tym celu przyjechała do ciebie - odpowiedział Privat, żartując.
Objął go ramieniem, niczym dobrego kumpla. To było trochę niezręczne. Prasert zacząłby się stresować, gdyby nie był napojony alkoholem.
- Może podoba ci się moja siostra? - zapytał po chwili ciszy.
Nie wiedział gdzie to dalej poprowadzi. Pytanie samo pojawiło się w jego głowie.
Jonas uniósł brew. Zerknął na Sunan.
- Cóż, jest zdecydowanie urodziwa… Matka dała wam obojgu zajebiste geny - powiedział uprzejmie. Chyba sam był na tyle upity, że zlewał niezręczność.
Prasert zastanowił się. Czy Holt właśnie docenił jego urodę? Może będzie łatwiej. Sam mu się teraz podłożył.
- Miło, że tak sądzisz - odpowiedział. - Nie mogę kazać siostrze, żeby cię pocałowała. Ale sam mogę to zrobić. Masz szczęście, bo dzisiaj wypada dzień dobroci dla desperatów - zażartował.
Privat zapomniał na chwilę o niezręczności i aktywował swój urok. Uśmiechnął się do Jonasa i przysunął do niego. Wstrzymywał oddech.
- Może dzięki temu tak jak żaba w królewicza… ty zmienisz się w kogoś, z kim można wytrzymać - zaśmiał się i przysunął swoje wargi do warg mężczyzny. Spodziewał się po części uderzenia. Takiego dosłownego, z pięści.
Jonas zaśmiał się, ale nie uciekł. Chyba był pijany, zdesperowany i ciekawy… Spiął się rzecz jasna w całkiem naturalnym dla heteroseksualnego mężczyzny odruchu, ale czasem akty desperacji nakłaniały ludzi do testowania różnych rzeczy… I Holt nawet nie wiedział, że to był najważniejszy test w jego życiu… Dał się pocałować, a Phecda znów zrobił swoje. Prasert to poczuł. W tym samym elektryzującym chłodzie, w lekkim błysku w oczach mężczyzny, a także w tym jak jego spięte ciało, powoli rozluźniło się obok niego.
Privat czuł alkohol na języku Jonasa. Przed chwilą całował Arisę i dlatego miał najświeższe porównanie. Mężczyźni bardzo różnili się od kobiet, przynajmniej takie odniósł wrażenie. To były dwa zupełnie różne pocałunki, a jednak takie same - gdyż łączyły ich z Phecdą. I na jego potylicy Prasert umieścił dłoń. Wsunął je we włosy mężczyzny, bawiąc się nimi delikatnie. Ich nosy tylko trochę o siebie zawadzały. Prasert odsunął się po chwili.
- Wszystkie twoje poszukiwania dobiegły końca - powiedział. - Zostaniesz w moim domu. I tak jak ja zaopiekuję się tobą, ty zaopiekujesz się mną. Oto słowo moje.
Mężczyzna kiwnął głową. Był oczarowany. Uśmiechnął się z wyraźną, błogą ulgą. Czuł się spełniony, nareszcie po tylu latach poszukiwań…
Z kuchni rozległ się dźwięk stłuczonego szkła.

Prasert odsunął się od Jonasa. Czuł się szczęśliwy i usatysfakcjonowany. Przypominało to przyjemne poczucie relaksu, wyciszenia i spokoju po osiągnięciu orgazmu. Choć tym razem nie przekazał wcale swoich genów, a zamiast tego włączył do Roju dwójkę kolejnych ludzi. Wszystkie jego mięśnie przestały być tak nadludzko spięte i to nie tylko za sprawą alkoholu. Dźwięk stłuczonego szkła jednak sprawił, że się zaniepokoił. Czy ktoś wtargnął do domu? A może Elsa natrafiła na Nagę lub Agana? Ale przecież była w toalecie, a nie w kuchni. Choć mogła tam potem pójść. Tak właściwie gdzie były jego dzieci? Prasert doszedł do wniosku, że jest świetnym ojcem, skoro dopiero teraz o nich pomyślał.
- Państwo wybaczy - mruknął. Następnie ruszył czym prędzej do kuchni.
Nikomu jego opuszczenie pomieszczenia nie przeszkadzało. W kuchni tymczasem zastał Elsę. Klęczała na podłodze koło stłuczonej butelki wina. Najwyraźniej chciała go spróbować, ale musiała je przypadkiem upuścić i teraz ścierała kałużę alkoholu i szkła znalezioną szmatą i papierem. Zerknęła na Praserta.
- Uh, wybacz… Odkupię - powiedziała cierpko. Chyba serio było jej przykro, że upuściła alkohol.
- Tak, odkup koniecznie - Privat rzucił żartobliwym tonem. - Inaczej będę cię ścigał po całym mieście w poszukiwaniu moich straconych kilku euro - zaśmiał się. - Bez wytchnienia przemierzę całą Ravennę wzdłuż - zrobił pionową linię dłonią - i wszerz - dokończył poziomą.
Następnie przytrzymał się framugi.
- Boję się, że jak pomogę ci to ścierać, to przy moim obecnym stanie prędzej się skaleczę i może ciebie również - mruknął. - Zostaw to może - dodał. - Choć lepiej nie, bo ktoś zrobi sobie krzywdę.
Ruszył w stronę szafki. Przykucnął i otworzył ją. Wyciągnął z niej szufelkę i zmiotkę. Pomimo swoich wcześniejszych słów zaczął zbierać okruchy szkła, lekko zataczając się w przysiadzie.
Większość szkła była już zgarnięta przez szmatę, więc Elsa, mimo upojenia myślała w miarę trzeźwo.
- To ścigaj, będzie zabawnie - stwierdziła.

Wspólnie dość szybko uporali się z bałaganem. Szmatę jednak trzeba było wyrzucić wraz z resztkami szkła do kosza. Holz podniosła się opornie i umyła dłonie w zlewie. Stała tam i zamyśliła się chyba, obserwując ściekającą po dłoniach, letnią wodę.
Prasert przybliżył się do niej i oparł bokiem o szafkę. Zwrócił się tym samym przodem do kobiety.
- Lady Makbet - mruknął. - Mam na myśli obmywanie dłoni z krwi. Czy może w tym przypadku z wina - zażartował. Zamilkł na chwilę. - Albo z winy. O czym myślisz? - zapytał.
Przesuwał wzrokiem po rysach jej twarzy. Wydawała mu się w tej chwili szczególnie ładna. Był szczęśliwy z tego powodu, że zaczął rozmawiać z innymi ludźmi, a nie tylko tymi przebywającymi z nim w domu od tygodniu. Nie żeby oni mu nie wystarczali. Po prostu chyba każdy lubił mniejsze lub większe nowości.
Zerknęła na niego.
- O tym jak bardzo trafne to było porównanie… sprytne… I o tym po co tak właściwie nas tu przywiozłeś? Arisa i Jonas nie są zbyt spostrzegawczy, ale może nie wyglądam, ale mam wykształcenie z psychologii… Twoi przyjaciele… Nie byli zaskoczeni naszym przyjazdem… - zauważyła zerkając na niego uważnie, przynajmniej jak na osobę pijaną.
- Żeby to zauważyć, nie trzeba mieć takiego wykształcenia. Ale masz rację, to bystre spostrzeżenie z twojej strony… - zawiesił głos. - A co, gdybym powiedział, że często imprezują i często przyprowadzam ludzi? Ostatecznie ich samych jest tu dużo, skądś musieli się sami wziąć… - mruknął i uśmiechnął się lekko do Elsy.
Oparł łokieć o blat, a podbródek o dłoń. Spoglądał z dołu na Holz. Miał minę, jak gdyby rzucał jej jakieś bliżej nieokreślone wyzwanie.
Elsa zmarszczyła brwi.
- Ale mówiłeś, że nie masz tu znajomych i że tęsknisz za domem w Bangkoku - zauważyła. Przyglądała mu się uważnie.
- Czy obcego człowieka po jednym dniu imprezowania można nazwać znajomym? - zapytał Prasert. - Takie osoby szybko się zapomina. Ale masz rację… W tym przypadku było trochę inaczej.
Oderwał się od blatu i wstał. Oparł się teraz o niego plecami i znajdował się bokiem do Elsy. Czy miał jej teraz wszystko powiedzieć? Nie wiedział, czy chciał. A tym bardziej, czy powinien.
- Po co komplikować sprawy? - zapytał. - Czy nie możemy się po prostu dobrze bawić? - rzucił dziwnie lekkim tonem.
- Możemy… Cały wieczór właśnie to robimy… To nie tak, że cię nie lubię… Jestem tylko ciekawa, co tak naprawdę ukrywasz - powiedziała i wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się cierpko.
- A co jeśli powiem… że jeśli dowiesz się tego, to najpewniej zmieni to całe twoje życie? - zapytał. - Wiem, to brzmi wzniośle i przesadnie, ale może tak właśnie być. Czy mimo to znajdziesz odwagę, żeby usłyszeć, co mam do powiedzenia? Albo poczuć rzeczy, których bardzo niewielu ludzi miało zaszczyt dostąpić?
Przeniósł na nią wzrok.
- Jesteś tchórzem, Elso? - zapytał.
To było wyzywające. I takie miało być. Prasert podpuszczał ją, choć robił to nie do końca świadomie.
Kobieta pokręciła głową i zmarszczyła brwi.
- Należę do organizacji, która zbiera wiedzę taką, że życia wielu detektywów zmieniają się nieodwracalnie. Jestem przyzwyczajona do bycia obrzucaną takimi prawdami Prasercie Privatcie. Nie jestem tchórzem - powiedziała dumnie.
- Więc podejdź i pocałuj mnie - rzucił. - A wtedy będziesz wszystko wiedzieć. Nie ma słów, którymi mógłbym w pełni ci wszystko wytlumaczyć. Tylko tak mogę sprawić, żebyś zrozumiała… naprawdę zrozumiała… i to wszystko w przeciągu sekundy - uśmiechnął się do niej lekko. Ale w jego oczach było coś poważnego. Elsa raczej nie mogła uznać, że żartował.
Holz przyglądała mu się uważnie.
- Rzucisz na mnie jakiś czar w ten sposób? - zapytała zaciekawiona, ale podeszła do niego bliżej.
- Nie nazwałbym tego tak. Ale tak to mniej więcej będzie wyglądać - rzekł Prasert. - Obiecuję ci, że nic na tym nie stracisz. A możesz tylko zyskać. Choć jest to trochę skok na głęboką wodę. Niestety, a może stety… ciężko jest tak po prostu mnie pocałować i nie napotkać tego ogromnych konsekwencji - tym razem rzeczywiście zaśmiał się, trochę lżej.
Elsa zastanawiała się, po czym uniosła brwi i uśmiechnęła.
- Chcę poznać prawdę przytomna… No… Powiedzmy, bo stopnia upojenia alkoholowego w jakim jestem przytomnością bym nie nazwała… Ale chce poznać prawdę nie otumaniona twoimi specjalnymi zdolnościami… Pozwól mi się dowiedzieć, a wtedy zdecyduję czy chcę cię pocałować, czy nie. Może być? - zapytała.
Prasert przestał się uśmiechać. Problemem było to, że przemienił już dwójkę jej towarzyszy i mogło zrobić się to dla Elsy bardzo osobiste. Zwłaszcza, że im nie dał żadnego wyboru. Jeśli uzna, że czas toczyć z nim wojnę… i zwali im na głowę IBPI… Oczywiście Privat nie mógł na to pozwolić. W pewnym sensie Holz nie miała żadnego wyboru. Prasert nie chciał jej zabijać, więc mógł ją ewentualnie zmusić do przejścia na jego stronę. Choć bardzo tego nie chciał. Jak więc mógł to sprzedać najlepiej, jak tylko można?
- Posiadam w sobie pierwotną, najczystszą z możliwych esencję życia. Tak właściwie… pisanego z wielkiej litery. Tak, Życia. Trochę patetyczne, ale kompletnie prawdziwe. Może to mój charakter, a może to dzięki temu żywe istoty zakochują się we mnie. Daje im czyste szczęście, bo pragną żyć, a ja im to umożliwiam w największym możliwym stopniu. A oni są przy mnie i mnie wspierają. Można rzec, że jestem idealnym narkotykiem. Bo zapewniam ekstazę, ale przy tym wcale nie niszczę człowieka. Sprawiam, że staje się najlepszą wersją samego siebie.
Kobieta milczała, zastanawiając się. Następnie zerknęła na jego usta.
- Pokaż mi. Tę swoja energię - powiedziała zaciekawiona, wyraźnie jego słowa przekonały ją nieco bardziej, ale chciała zobaczyć więcej.
- Podejdź i mnie pocałuj w takim razie - rzucił Prasert i uśmiechnął się do niej ostrożnie. Nie był pewny, czy właśnie tego oczekiwała od niego Elsa. Tak właściwie zaczął się znowu nieco stresować. Czyżby alkohol zaczął wyparowywać z jego krwioobiegu? Powinien był więcej pić od przyjazdu do domu!
- Nie możesz jej pokazać bez pocałunku? - zapytała zaciekawiona. Przybliżyła się jednak nieco i teraz ich usta dzieliło parę cali, ale nie przekraczała ich.
- Pewnie bym mógł - mruknął, zmieniając nieco ton. Teraz wkładał w każdą sylabę tyle uroku, ile go tylko posiadał. - Ale czy chcę? - zapytał i sam również oderwał się od blatu.
Przysunął bliżej głowę. Ich wargi dzieliły teraz może co najwyżej milimetry. Prasert już teraz czuł ich ciepło. Elsa mogła jeszcze uciec, jeśli chciała. Privat natomiast nie zamierzał czekać i pochylił się jeszcze trochę, że złączyć ich ciała w pocałunku.
Holz nie uciekła. Pocałowali się. Phecda czuł się dodatkowo podekscytowany, bo było tym razem odrobinę trudniej. Zupełnie jakby to, że nie było łatwo sprawić mu przyjemność, nieco innego rodzaju niż wszystko inne. Zaraz poczuł też, że Gwiazda Życia nieco mocniej wpłynął na nią swoją energią. Kobieta aż zamruczała przy tym pocałunku, jakby poczułą ogrom przyjemności.
Prasert pogłębił pocałunek. I znowu. Kompletnie inaczej całowało się Jonasa, inaczej Arisę. Każdą osoba pod tym dachem była inna, włącznie z oryginalnymi członkami Roju. I Privat cieszył się tą różnorodnością. Żył nią. Sprawiała mu wielką radość. Po kilku chwilach odsunął się. Spojrzał na Elsę.
- Ty dajesz ludziom ból, ja daję rozkosz. Uzupełniamy się w tym. Życie posiada bardzo wiele różnych obliczy. W ich kalejdoskopie wszyscy trwamy.
Poleciał do tyłu, na szczęście mógł wesprzeć się szafką. Phecda był zadowolony, ale zmęczony. Trzy osoby na jeden wieczór to był limit. Prasert zaczął oddychać głośno przez usta.
- I jak? - zapytał.
- Niesamowicie. To bardzo ciekawe… Niezwykłe uczucie… Chcę więcej - sapnęła Elsa. Jej oczy połyskiwały błękitem. Zdawała się podekscytowana, ale i nieco zmęczona. Po takim dniu i jego zakończeniu, zapewne każdy by był.
- Oczywiście, że chcesz więcej. I więcej dostaniesz - uśmiechnął się Prasert. - Chodźmy do twoich braci i sióstr - powiedział.
Odepchnął się od blatu i lekko zakołysał. Zarówno z powodu wykończenia, jak i alkoholu.
- Może dam radę dotrzeć do salonu - zaśmiał się lekko. - Arisę pocałowałem jako pierwszą. Jonasa jako drugiego. I co, żałujesz? - zapytał.
- Nie… Choć jestem ciekawa co jeszcze robisz tak dobrze, jak całujesz - powiedziała i uśmiechnęła się elektryzująco. Podeszła do niego, by mogli wspólnie wrócić do reszty.
- Pewnie, że jesteś ciekawa - Privat roześmiał się.
 
Ombrose jest offline