Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:28   #561
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Proszę się położyć na boku - poprosiła Heart. - Albo jeśli pan chce to można również na siedząco.
- To wolę chyba na siedząco - odpowiedział Prasert.
- To proszę nachylić się do przodu i maksymalnie wygiąć kręgosłup do przodu. Wprowadzę igłę między czwarty i piąty kręg lędźwiowy. Bez obaw, nie trafię w rdzeń kręgowy, gdyż kończy się wyżej - dodała.
Następnie wyznaczyła linię pomiędzy jakimiś punktami topograficznymi na miednicy Praserta i zaczęła badać palcami wyrostki jego kręgów. Tak naprawdę wcale nie trwało to zbyt długo. A może Privat po relanium nieco odjechał i czas zaczął mu lecieć w inny sposób. Laura wbiła się, przecinając igłą więzadła i wnet dostała się do przestrzeni wypełnionej płynem.
- Trochę odciągnę, żeby upewnić się, czy pokaże się płyn - powiedziała. - A teraz… może zaboleć - rzekła i nadusiła tłok, powoli wprowadzając całą zawartość do organizmu Praserta.
Ten jęknął z bólu, ale wytrzymał.

Niestety Elsa chyba w dobrej wierze nie chciała mu powiedzieć, że jednak to bardzo bolało… Zapewne nie chciała go zniechęcić przed zabiegiem.
Około dwudziestu minut później, poczuł, że uczucie minęło. Wszystko lekko bujało się i było dziwne. Czuł się osowiały i zmęczony, ale zobaczył Ninę. Uśmiechnęła się do niego.
- udało się - powiedziała ciepło i pochyliła się, żeby pocałować go w policzek.

Praserta ogarnęła senność. Zmęczenie bólem, plus relanium przyniosły wreszcie błogi sen.

***

Privat znajdował się w swojej sferze w Iterze. Rośliny poruszały się, jakby spowolnione pod wodą, jednak kolorowe rybki i inni mieszkańcy tej sfery pływali zupełnie normalnym tempem, tak jak i on swobodnie mógł się poruszać.
Prasert zawsze lubił przebywać w tej podwodnej krainie. Wydawała się tętnić życiem. Takim pierwotnym, czystym, aż wibrującym. Miał wrażenie, że w otaczającym go płynie znajdowały się wszystkie niezbędne dla niego witaminy, mikroelementy i inne składniki. Wchłaniał je i absorbował. Wypoczywając i odnawiając się na nowo. Czuł się tutaj trochę tak, jak gdyby powrócił do macicy swojej matki i otoczył się życiodajnymi wodami płodowymi. Wzrastając i odradzając się na nowo. Kto to wiedział, może Iter był właśnie macicą Boga? W której powstawały i rodziły się wszystkie kolejne światy i wymiary? Tego nie wiedział nikt. Może Kirill.

Privat udał się na swoją zwyczajową wędrówkę. Lubił zadzierać głowę do góry w poszukiwaniu najstraszniejszych, najbardziej tajemniczych stworów. Ciekawiło go, czy coś zmieniło się w iterze od czasu, kiedy był tutaj po raz ostatni.
Dostrzegł cień istoty o długiej szyi i płetwach. Długi ogon kończył jej smukłe ciało. Przypominała mu jakiegoś dinozaura, albo potwora z Loch Ness. Płynęła sobie powoli przez przestrzeń Iteru. Istoty zamieszkujące go szeptały widząc, że przemierzał jedną ze ścieżek. Szły za nim w pewnej odległości, jakby bardzo chciały, ale wstydziły się podejść.
Prasert podniósł dłoń i im pomachał. To było głupie. Dlaczego mieszkające tutaj kreatury miałyby znać takie podstawowe ludzkie gesty? Niestety Privat nie potrafił porozumiewać się w ich języku. Co było zabawne, bo właśnie miał instalowanego Skorpiona posiadającego odpowiedni moduł. Choć raczej nie do rozmowy ze zwierzętami. Tyle że Prasert nie myślał o tych istotach, jak o zwierzętach. Nie do końca był pewny, czym były. Duchami?
- Witajcie! - krzyknął do nich przez wodę. Oczywiście, że mógł. Chciał tutaj efektowną podmorską scenę jak z baśni Disneya.
Istotki zwróciły się jakby do siebie i skłębiły w większą grupkę. Coś szemrały między sobą, po czym zamilkły i zamarły w bezruchu…
A następnie wszystkie na raz podniosły tę samą dłoń, w lustrzanym odbiciu jak Prasert im pomachał i zaczęły mu machać.
To było trochę niepokojące, a trochę zabawne. Privat podszedł trochę bliżej, żeby im się przyjrzeć. Jak wyglądały? Były humanoidalne? Nie bał się o swoje bezpieczeństwo. Cóż takiego mogłoby mu się przydarzyć w jego własnym domu? Prasert jakoś stopniowo na przestrzeni kilku miesięcy przeszedł przemianę. Wcześniej myślał o sobie jak o kimś, kto obawia się wielu rzeczy i osób. Teraz sądził, że to jego należało się obawiać.
Istotki nie miały normalnych ludzkich kształtów. Zdawały się mieć coś na kształt rąk, ale z trzema palcami i tak jakby okrągłe głowy, ale nie miały na nich nosów, ust, czy nawet oczu. Jedynie czarna masa przybrała taki nieco cieniopodobny kształt. A jednak wyraźnie słyszał jak szemrały, zupełnie tak jakby szeptały i zdawały się go niejako rozumieć. Machały mu dłuższą chwilę, aż przestały i niemal jednocześnie opuściły łapki. Znów po prostu stały czekając czy ruszy dalej, nigdy nie zbliżały się jednak zbytnio.
- Jeśli mnie rozumiecie, podnieście do góry dłonie! - krzyknął wesoło.
Chciał tym sprawdzić, czy były inteligentne. Czy też może jedynie mimikowały jego ruchy. Ludzie posiadali neurony lustrzane. Może te stworzenia nie były niczym więcej. A mimo to go interesowały. Były piękne, ale w nieco niepokojący sposób. Przypominały nieco eksponaty z muzeum sztuki nowoczesnej, której nikt nie rozumiał. Ale która miała swoją wartość.
Isotki chwilę nie reagowały. Znów zaczęły szemrać między sobą. Po czym jak jeden mąż, uniosły w górę łapki i wydały donośny dźwięk jakby imitując jego zawołanie.
To było interesujące.
- Miło mi was widzieć. Nie wiem kim jesteście, ale o ile macie dobre zamiary, to jesteście tutaj mile widziane - powiedział.
Uśmiechnął się i jeszcze raz im pomachał. Teraz przypomniały mu się teletubisie.
Nastąpiła cisza, trochę szeptów i istotki znów zaczeły mu machać synchronicznie. Po czym zamarły w bezruchu i nigdzie nie szły. Zdawały się jego cichymi towarzyszami w Iterze, gdziekolwiek by nie szedł. Kaverin tłumaczył mu ich istnienie, że po prostu zawsze tu były… Ale skąd, albo po co? Tego już Prasert się nie dowiedział.
Wielka płynąca istota udała się gdzieś w swoją stronę dalej.
O niej Privat teraz nie myślał. Bo i po co. Wszystko po kolei.
- Możemy się poznać - powiedział. - Czy urodziłyście się tutaj w Iterze? Jeśli tak, to podnieście do góry lewą rękę. Jeśli pochodzicie z innego wymiaru, na przykład ziemi, podnieście prawą - poprosił.
Teraz natomiast czuł się już nie jak teletubiś, a jak jakiś instruktor fitnessu. A może raper w jakiejś piosence disco.
Istotki zaczęły szeptać i zamarły w bezruchu. Po czym podniosły obie ręce i zaczęły chwilę machać i je opuściły.
Prasert zaczął myśleć… a potem… myśleć…
- Czy jesteście poprzednimi dziećmi Phecdy? Tymi z pierwszych? Które kiedyś umarły i tutaj trafiły? Prawa ręka w górę na tak. Lewa na nie.
Może to był tłum Nag i Aganów poprzednich generacji. Które niestety zmarły i tutaj właśnie trafiły, do swoistego, podmorskiego, pierwotnego nieba.
Istotki zaszemrały między sobą, po czym podniosły lewe łapki. Pomachały i opuściły.
Prasert poczuł się lekko zawiedziony. Czyż to nie byłoby romantyczne wytłumaczenie ich istnienia?
- A czy jesteście jakkolwiek związane z Phecdą? - zapytał.
Już miał zadać kolejne pytanie, ale istoty miałyby problem z odpowiedzią na nie. Wszystko po kolei.
Znów szemranie, po czym istotki podniosły prawą rękę, pomachały i opuściły.
- Czy zostałyście stworzone bezpośrednio przez Phecdę? Prawa ręka do góry. Czy może przez… jakiegoś powiernika Phecdy? Takiego jak ja? Lewa ręka do góry.
Istotki podniosły lewą rękę. Wyglądało więc na to, że mogły pochodzić od Phecdy, ale nie były jego dziećmi, a tworami stworzonymi w jakimś celu.
- Czy to ja was stworzyłem? - Prasert zapytał z niedowierzaniem.
Nie przypominał sobie tego.
Istotki podniosły rękę odpowiedzialną za zaprzeczenie.
- Ech… jesteście zmarłymi elfami? Czy jak one się nazywały… meaner… veggies? - zapytał.
Przypomniał sobie tę sprawę, którą zlecił mu Kirill. Jak poleciał na Isle of Man, żeby pomóc Alice. Tam też poznali się, choć było to raczej przelotne spotkanie.
Znowu ręka na nie. Wyglądało na to, że sprawa mogła być nieco bardziej skomplikowana.
- A czy jesteście dziećmi poprzedniej gwiazdy? - Prasertowi zaczęły kończyć się pomysły.
Istotki podniosły obie łapki i nimi pomachały. Tak jakby odpowiedź była i tak i nie. Nie był w stanie się z nimi komunikować wprost, więc nie miał się skąd dowiedzieć dokładnie czym były.

Prasert nie wyczuwał obecności innych Gwiazd w tej chwili. Najwyraźniej byli zajęci swoimi sprawami w swoich ‘światach’. Bez ich towarzystwa Iter zdawał się dziwnie pusty, nawet mimo mieszkających w nim istot. Jego sfera mogła być pełna życia, jednak brak astralnego towarzystwa sprawiał, że Privat nieco nudził się. Dziwne stwory przez chwilę zdołały zająć jego umysł, ale kiedy mężczyzna doszedł do wniosku, że nie wie, jakie kolejne pytania zadawać… pozostała tylko niezręczność. Splótł ręce za sobą.
- Jesteście strażnikami tego miejsca? - zapytał. - Bo skoro nie wiem, czym jesteście to może uda mi się odgadnąć, po co… jesteście.
Istotki pokazały łapkę odpowiedzialną za tak i nie. Najwyraźniej to nie była pełna odpowiedź kim tak właściwie były.
Zaczęły krążyć. Część została, a część gdzieś poszła. Po chwili jakaś inna część przyszła. Tak jakby ustać w pełnym bezruchu mogły tylko na chwilę.
- Jesteście moimi strażnikami? - zastanowił się.
Znów łapka na tak i na nie. Istotki zaczęły szemrać między sobą, po czym rozeszły się na boki. Stworzyły między sobą pole pustej przestrzeni, jakby scenę. Po czym jedna istotka zmieniła kształt i Prasert odniósł wrażenie, że pokazuje mu Kaverina. Potem druga zmieniła kształt i pokazała kobietę, po czym te dwie istotki się przytuliły, ale wszystkie pozostałe wskazały na kobietę łapkami jakby coś chciały Privatowi powiedzieć.
Privat kompletnie nie spodziewał się czegoś takiego. Spojrzał na odlew twarzy Kirilla z czarnej, plastycznej masy. Przypominał nieco manekina. Spojrzał na kobietę. Czy przypominała mu kogokolwiek? Może to była Alice?
Zdecydowanie nie była to Alice. Ta kobieta była szczuplejsza i mniej pełna w swych kobiecych kształtach, zdawała się jednak również bardzo piękna, przynajmniej z zarysu jaki stworzyły istotki. Musiała być w jakiś sposób związana z Kaverinem, skoro to do niego tak się tuliła.
Prasert pomyślał, że to może jakaś przypadkowa laska. Kto wie, może dziewczyna Kirilla. Choć Kirill nie sprawiał wrażenie osoby, która posiadałaby partnerkę. Oczywiście, był atrakcyjny, jednak jego osobowość raczej nie stanowiła magnesu na kobiety. Może nie licząc tych szczególnie zainteresowanych biczowaniem.
- Jesteście dziećmi Kaverina i tej kobiety? - zapytał Prasert po chwili wahania.
Istotki podniosły łapkę na ‘nie’.
Następnie zniknęła istotka która pokazywała Kaverina i została tylko ta kobieta. Istotka wskazała łapkami jej oczy i okręgiem wszystkie istotki, a następnie pokazała na uszy i znów na wszystkie istotki. Następnie zmieniła kształt w siebie i stanęła z resztą istotek.
Prasert zmarszczył brwi.
- Jesteście… telefonem, łączącym mnie z nią? To ona odpowiada na moje pytania, nie bezpośrednio wy? - zapytał.
Istotki podniosły łapki na nie i zaczęły szemrać głośniej. Po czym zamilkły i sobie poszły.
- Do zobaczenia - Prasert odpowiedział niemrawo.
Odniósł wrażenie, że uczestniczył w jakiejś szczególnie groteskowej pantomimie. Miał nadzieję, że nic się nie stało Kaverinowi. Może ta kobieta była jakimś niecnym sukubem, która wysysała właśnie z niego życie swoimi oczami. I dlatego na nie wskazywały istoty. Privat pomyślał, że będzie musiał obudzić się i do niego zadzwonić. Mógł też spróbować wyjść na zewnątrz poza swoją sferę i ruszyć w stronę sfery Kirilla. Spróbować zobaczyć, czy była uszkodzona albo nadszarpnięta. Bał się jednak opuścić podwodny świat kompletnie sam. A co jeśli zgubi się w Iterze i nigdy nie odnajdzie drogi z powrotem? Skoncentrował się, próbując wrócić na Ziemię.

Nie trwało długo nim się obudził. Doznanie było dziwne, zwłaszcza, że był świadomy, iż podano mu wcześniej leki, które miały zdecydowanie otumaniający efekt. Czuł lekki ból głowy, ale nie był na tyle natrętny, by bardzo mu przeszkadzał. Nieco bardziej bolał go dół pleców. Usłyszał obok siebie ruch.
- Eee… - jęknął cicho. Spomiędzy jego ust wysunęła się strużka śliny. - Zas… zasno…
Chciał powiedzieć, że zasnął, ale to było na tym etapie chyba zbyt wymagające intelektualnie, jak na jego siły. Zamrugał i starał się rozejrzeć dookoła. Czy widział Laurę? Ninę? Cud, że przypomniał sobie w ogóle dwie kobiety. Jego mózg pracował na niezwykle zwolnionych obrotach. O ile w ogóle można było rzec, że pracował. Gdyby nie relanium, Prasert poczułby ukłucie lęku. Tak jedynie zastanawiał się, gdzie podziała się jego dziewczyna. Liczył na to, że stała obok.
Dostrzegł, że źródłem ruchu była właśnie Nina. Siedziała tuż obok niego i gdy zaczął mówić przechyliła się w jego stronę i pogłaskała go po głowie.
- Tak, zasnąłeś… Jeśli chcesz, możesz pospać jeszcze, nikt nam tu nie będzie zawracał głowy. Odpoczywaj kochanie. Nanoimplanty przyjęły się dobrze - powiedziała, a Prasert zarejestrował, że nie słyszał zmienionego akcentu u Morozow. Mówiła dla niego kompletnie zrozumiale. Czuł się jednak wciąż nieco zmęczony.
- Erm… telefon… - był w zdanie wypowiedzieć jedno słowo.
Mógł być bardzo zmęczony, ale chciał upewnić się, że wszystko było w porządku z Kaverinem. Miał wrażenie, że powinien to zrobić, choć w sumie nie potrafiłby podać dobrych argumentów dlaczego. Może po prostu sam chciałby zostać tak potraktowany przez niego. Najpewniej nie działo się z nim nic złego, ale to należało wykluczyć. A nie przyjąć z góry.
- Kav… Kav… - Prasert spróbował wymówić długie nazwisko Rosjanina.
Morozow gładziła go po głowie.
- Kochanie, zadzwonisz do Kaverina jak już się całkiem ockniesz. Teraz i tak mu za wiele nie powiesz przecież… Nic się przez godzinę nie stanie… - powiedziała chcąc go uspokoić.
“Umiera się w ułamku sekundy. Nie potrzeba do tego godziny”, pomyślał Prasert. Otworzył usta. Czemu jednak nie był w stanie wypowiedzieć tych słów?
- ...Pewnij się… w porz… ku… rządk… ku… - poprosił.
Przymknął oczy. Miał wrażenie, że zaraz znowu zaśnie. Dali mu jakąś końską dawkę, bo zazwyczaj ludzie raczej nie reagowali w ten sposób na ten specyfik. A może jednak? Nie potrafił sobie przypomnieć. Ani przypomnieć tego, czy w ogóle to kiedykolwiek wiedział.
Nina słuchała go uważnie.
- Ummm… Mam do niego zadzwonić i upewnić się, że wszystko w porządku? - zapytała próbując wydedukować co dokładnie chciał Prasert.
- Tak… - odpowiedział mężczyzna.
- Przyśnił ci się? Coś się działo? - zapytała.
- Eee… nie… - Prasert podniósł dłoń, żeby pomasować nią skroń, ale chyba nie miał na to siły. - Ale go… zobaczyłem - powiedział.
Był dumny z siebie, że mógł wypowiedzieć trzysylabowe słowo. Choć z drugiej strony nie przekazał Ninie w żadnym wypadku pełnego obrazu sytuacji. Przymrużył oczy, bo światło go nieco raziło i spojrzał na Morozow.
- Śli… czna… - mruknął. Czuł się trochę jak upośledzony umysłowo.
Rosjanka uśmiechnęła się. Przechyliła ciało jeszcze bardziej w jego stronę i pocałowała go w czoło.
- Zaraz do niego zadzwonię, a ty jeszcze się zdrzemnij. Gdy zbudzisz się później, już wszystko powinno być dobrze… - poleciła.
- I ty też jesteś bardzo przystojny - wyszeptała.
- Wiem… - szepnął Prasert.
Przymknął oczy i już odpoczął. Tak właściwie to wszystko nie było bardzo logiczne. No bo nawet jeśli Nina w jakiś sposób dowiedziałaby się, że coś się działo Kirillowi, to co by zrobiła? Co on mógłby zrobić? Privat doszedł do wniosku, że jak na tę chwilę zrobił i tak wszystko, co tylko mógł. Albo i więcej. Rozluźnił mięśnie i przestał walczyć z ogarniającą go sennością. Jego mózg potrzebował odpoczynku. Ostatecznie przed chwilą wkręciły się w niego miliardy malusieńkich implantów…

***

Nina stała na korytarzu. Przeglądała telefon Praserta. Wybrała numer do Kirilla Kaverina. Czekała, aż połączenie zostanie nawiązane.
- Dzień dobry, Prasercie - Morozow usłyszała głos Rosjanina. - Czy wszystko w porządku?
Normalnie nie dzwonili do siebie bez powodu. Tak właściwie prawie w ogóle do siebie nie dzwonili. Chyba że bardzo rzadko wtedy, kiedy potrzebowali swojej pomocy. Co zazwyczaj się nie działo głównie z powodu ogromnego dystansu, jaki ich dzielił. Choć po przeprowadzce do Ravenny Privat znalazł się w Europie, co zdecydowanie skróciło odległości.
 
Ombrose jest offline