Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2020, 14:28   #561
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Proszę się położyć na boku - poprosiła Heart. - Albo jeśli pan chce to można również na siedząco.
- To wolę chyba na siedząco - odpowiedział Prasert.
- To proszę nachylić się do przodu i maksymalnie wygiąć kręgosłup do przodu. Wprowadzę igłę między czwarty i piąty kręg lędźwiowy. Bez obaw, nie trafię w rdzeń kręgowy, gdyż kończy się wyżej - dodała.
Następnie wyznaczyła linię pomiędzy jakimiś punktami topograficznymi na miednicy Praserta i zaczęła badać palcami wyrostki jego kręgów. Tak naprawdę wcale nie trwało to zbyt długo. A może Privat po relanium nieco odjechał i czas zaczął mu lecieć w inny sposób. Laura wbiła się, przecinając igłą więzadła i wnet dostała się do przestrzeni wypełnionej płynem.
- Trochę odciągnę, żeby upewnić się, czy pokaże się płyn - powiedziała. - A teraz… może zaboleć - rzekła i nadusiła tłok, powoli wprowadzając całą zawartość do organizmu Praserta.
Ten jęknął z bólu, ale wytrzymał.

Niestety Elsa chyba w dobrej wierze nie chciała mu powiedzieć, że jednak to bardzo bolało… Zapewne nie chciała go zniechęcić przed zabiegiem.
Około dwudziestu minut później, poczuł, że uczucie minęło. Wszystko lekko bujało się i było dziwne. Czuł się osowiały i zmęczony, ale zobaczył Ninę. Uśmiechnęła się do niego.
- udało się - powiedziała ciepło i pochyliła się, żeby pocałować go w policzek.

Praserta ogarnęła senność. Zmęczenie bólem, plus relanium przyniosły wreszcie błogi sen.

***

Privat znajdował się w swojej sferze w Iterze. Rośliny poruszały się, jakby spowolnione pod wodą, jednak kolorowe rybki i inni mieszkańcy tej sfery pływali zupełnie normalnym tempem, tak jak i on swobodnie mógł się poruszać.
Prasert zawsze lubił przebywać w tej podwodnej krainie. Wydawała się tętnić życiem. Takim pierwotnym, czystym, aż wibrującym. Miał wrażenie, że w otaczającym go płynie znajdowały się wszystkie niezbędne dla niego witaminy, mikroelementy i inne składniki. Wchłaniał je i absorbował. Wypoczywając i odnawiając się na nowo. Czuł się tutaj trochę tak, jak gdyby powrócił do macicy swojej matki i otoczył się życiodajnymi wodami płodowymi. Wzrastając i odradzając się na nowo. Kto to wiedział, może Iter był właśnie macicą Boga? W której powstawały i rodziły się wszystkie kolejne światy i wymiary? Tego nie wiedział nikt. Może Kirill.

Privat udał się na swoją zwyczajową wędrówkę. Lubił zadzierać głowę do góry w poszukiwaniu najstraszniejszych, najbardziej tajemniczych stworów. Ciekawiło go, czy coś zmieniło się w iterze od czasu, kiedy był tutaj po raz ostatni.
Dostrzegł cień istoty o długiej szyi i płetwach. Długi ogon kończył jej smukłe ciało. Przypominała mu jakiegoś dinozaura, albo potwora z Loch Ness. Płynęła sobie powoli przez przestrzeń Iteru. Istoty zamieszkujące go szeptały widząc, że przemierzał jedną ze ścieżek. Szły za nim w pewnej odległości, jakby bardzo chciały, ale wstydziły się podejść.
Prasert podniósł dłoń i im pomachał. To było głupie. Dlaczego mieszkające tutaj kreatury miałyby znać takie podstawowe ludzkie gesty? Niestety Privat nie potrafił porozumiewać się w ich języku. Co było zabawne, bo właśnie miał instalowanego Skorpiona posiadającego odpowiedni moduł. Choć raczej nie do rozmowy ze zwierzętami. Tyle że Prasert nie myślał o tych istotach, jak o zwierzętach. Nie do końca był pewny, czym były. Duchami?
- Witajcie! - krzyknął do nich przez wodę. Oczywiście, że mógł. Chciał tutaj efektowną podmorską scenę jak z baśni Disneya.
Istotki zwróciły się jakby do siebie i skłębiły w większą grupkę. Coś szemrały między sobą, po czym zamilkły i zamarły w bezruchu…
A następnie wszystkie na raz podniosły tę samą dłoń, w lustrzanym odbiciu jak Prasert im pomachał i zaczęły mu machać.
To było trochę niepokojące, a trochę zabawne. Privat podszedł trochę bliżej, żeby im się przyjrzeć. Jak wyglądały? Były humanoidalne? Nie bał się o swoje bezpieczeństwo. Cóż takiego mogłoby mu się przydarzyć w jego własnym domu? Prasert jakoś stopniowo na przestrzeni kilku miesięcy przeszedł przemianę. Wcześniej myślał o sobie jak o kimś, kto obawia się wielu rzeczy i osób. Teraz sądził, że to jego należało się obawiać.
Istotki nie miały normalnych ludzkich kształtów. Zdawały się mieć coś na kształt rąk, ale z trzema palcami i tak jakby okrągłe głowy, ale nie miały na nich nosów, ust, czy nawet oczu. Jedynie czarna masa przybrała taki nieco cieniopodobny kształt. A jednak wyraźnie słyszał jak szemrały, zupełnie tak jakby szeptały i zdawały się go niejako rozumieć. Machały mu dłuższą chwilę, aż przestały i niemal jednocześnie opuściły łapki. Znów po prostu stały czekając czy ruszy dalej, nigdy nie zbliżały się jednak zbytnio.
- Jeśli mnie rozumiecie, podnieście do góry dłonie! - krzyknął wesoło.
Chciał tym sprawdzić, czy były inteligentne. Czy też może jedynie mimikowały jego ruchy. Ludzie posiadali neurony lustrzane. Może te stworzenia nie były niczym więcej. A mimo to go interesowały. Były piękne, ale w nieco niepokojący sposób. Przypominały nieco eksponaty z muzeum sztuki nowoczesnej, której nikt nie rozumiał. Ale która miała swoją wartość.
Isotki chwilę nie reagowały. Znów zaczęły szemrać między sobą. Po czym jak jeden mąż, uniosły w górę łapki i wydały donośny dźwięk jakby imitując jego zawołanie.
To było interesujące.
- Miło mi was widzieć. Nie wiem kim jesteście, ale o ile macie dobre zamiary, to jesteście tutaj mile widziane - powiedział.
Uśmiechnął się i jeszcze raz im pomachał. Teraz przypomniały mu się teletubisie.
Nastąpiła cisza, trochę szeptów i istotki znów zaczeły mu machać synchronicznie. Po czym zamarły w bezruchu i nigdzie nie szły. Zdawały się jego cichymi towarzyszami w Iterze, gdziekolwiek by nie szedł. Kaverin tłumaczył mu ich istnienie, że po prostu zawsze tu były… Ale skąd, albo po co? Tego już Prasert się nie dowiedział.
Wielka płynąca istota udała się gdzieś w swoją stronę dalej.
O niej Privat teraz nie myślał. Bo i po co. Wszystko po kolei.
- Możemy się poznać - powiedział. - Czy urodziłyście się tutaj w Iterze? Jeśli tak, to podnieście do góry lewą rękę. Jeśli pochodzicie z innego wymiaru, na przykład ziemi, podnieście prawą - poprosił.
Teraz natomiast czuł się już nie jak teletubiś, a jak jakiś instruktor fitnessu. A może raper w jakiejś piosence disco.
Istotki zaczęły szeptać i zamarły w bezruchu. Po czym podniosły obie ręce i zaczęły chwilę machać i je opuściły.
Prasert zaczął myśleć… a potem… myśleć…
- Czy jesteście poprzednimi dziećmi Phecdy? Tymi z pierwszych? Które kiedyś umarły i tutaj trafiły? Prawa ręka w górę na tak. Lewa na nie.
Może to był tłum Nag i Aganów poprzednich generacji. Które niestety zmarły i tutaj właśnie trafiły, do swoistego, podmorskiego, pierwotnego nieba.
Istotki zaszemrały między sobą, po czym podniosły lewe łapki. Pomachały i opuściły.
Prasert poczuł się lekko zawiedziony. Czyż to nie byłoby romantyczne wytłumaczenie ich istnienia?
- A czy jesteście jakkolwiek związane z Phecdą? - zapytał.
Już miał zadać kolejne pytanie, ale istoty miałyby problem z odpowiedzią na nie. Wszystko po kolei.
Znów szemranie, po czym istotki podniosły prawą rękę, pomachały i opuściły.
- Czy zostałyście stworzone bezpośrednio przez Phecdę? Prawa ręka do góry. Czy może przez… jakiegoś powiernika Phecdy? Takiego jak ja? Lewa ręka do góry.
Istotki podniosły lewą rękę. Wyglądało więc na to, że mogły pochodzić od Phecdy, ale nie były jego dziećmi, a tworami stworzonymi w jakimś celu.
- Czy to ja was stworzyłem? - Prasert zapytał z niedowierzaniem.
Nie przypominał sobie tego.
Istotki podniosły rękę odpowiedzialną za zaprzeczenie.
- Ech… jesteście zmarłymi elfami? Czy jak one się nazywały… meaner… veggies? - zapytał.
Przypomniał sobie tę sprawę, którą zlecił mu Kirill. Jak poleciał na Isle of Man, żeby pomóc Alice. Tam też poznali się, choć było to raczej przelotne spotkanie.
Znowu ręka na nie. Wyglądało na to, że sprawa mogła być nieco bardziej skomplikowana.
- A czy jesteście dziećmi poprzedniej gwiazdy? - Prasertowi zaczęły kończyć się pomysły.
Istotki podniosły obie łapki i nimi pomachały. Tak jakby odpowiedź była i tak i nie. Nie był w stanie się z nimi komunikować wprost, więc nie miał się skąd dowiedzieć dokładnie czym były.

Prasert nie wyczuwał obecności innych Gwiazd w tej chwili. Najwyraźniej byli zajęci swoimi sprawami w swoich ‘światach’. Bez ich towarzystwa Iter zdawał się dziwnie pusty, nawet mimo mieszkających w nim istot. Jego sfera mogła być pełna życia, jednak brak astralnego towarzystwa sprawiał, że Privat nieco nudził się. Dziwne stwory przez chwilę zdołały zająć jego umysł, ale kiedy mężczyzna doszedł do wniosku, że nie wie, jakie kolejne pytania zadawać… pozostała tylko niezręczność. Splótł ręce za sobą.
- Jesteście strażnikami tego miejsca? - zapytał. - Bo skoro nie wiem, czym jesteście to może uda mi się odgadnąć, po co… jesteście.
Istotki pokazały łapkę odpowiedzialną za tak i nie. Najwyraźniej to nie była pełna odpowiedź kim tak właściwie były.
Zaczęły krążyć. Część została, a część gdzieś poszła. Po chwili jakaś inna część przyszła. Tak jakby ustać w pełnym bezruchu mogły tylko na chwilę.
- Jesteście moimi strażnikami? - zastanowił się.
Znów łapka na tak i na nie. Istotki zaczęły szemrać między sobą, po czym rozeszły się na boki. Stworzyły między sobą pole pustej przestrzeni, jakby scenę. Po czym jedna istotka zmieniła kształt i Prasert odniósł wrażenie, że pokazuje mu Kaverina. Potem druga zmieniła kształt i pokazała kobietę, po czym te dwie istotki się przytuliły, ale wszystkie pozostałe wskazały na kobietę łapkami jakby coś chciały Privatowi powiedzieć.
Privat kompletnie nie spodziewał się czegoś takiego. Spojrzał na odlew twarzy Kirilla z czarnej, plastycznej masy. Przypominał nieco manekina. Spojrzał na kobietę. Czy przypominała mu kogokolwiek? Może to była Alice?
Zdecydowanie nie była to Alice. Ta kobieta była szczuplejsza i mniej pełna w swych kobiecych kształtach, zdawała się jednak również bardzo piękna, przynajmniej z zarysu jaki stworzyły istotki. Musiała być w jakiś sposób związana z Kaverinem, skoro to do niego tak się tuliła.
Prasert pomyślał, że to może jakaś przypadkowa laska. Kto wie, może dziewczyna Kirilla. Choć Kirill nie sprawiał wrażenie osoby, która posiadałaby partnerkę. Oczywiście, był atrakcyjny, jednak jego osobowość raczej nie stanowiła magnesu na kobiety. Może nie licząc tych szczególnie zainteresowanych biczowaniem.
- Jesteście dziećmi Kaverina i tej kobiety? - zapytał Prasert po chwili wahania.
Istotki podniosły łapkę na ‘nie’.
Następnie zniknęła istotka która pokazywała Kaverina i została tylko ta kobieta. Istotka wskazała łapkami jej oczy i okręgiem wszystkie istotki, a następnie pokazała na uszy i znów na wszystkie istotki. Następnie zmieniła kształt w siebie i stanęła z resztą istotek.
Prasert zmarszczył brwi.
- Jesteście… telefonem, łączącym mnie z nią? To ona odpowiada na moje pytania, nie bezpośrednio wy? - zapytał.
Istotki podniosły łapki na nie i zaczęły szemrać głośniej. Po czym zamilkły i sobie poszły.
- Do zobaczenia - Prasert odpowiedział niemrawo.
Odniósł wrażenie, że uczestniczył w jakiejś szczególnie groteskowej pantomimie. Miał nadzieję, że nic się nie stało Kaverinowi. Może ta kobieta była jakimś niecnym sukubem, która wysysała właśnie z niego życie swoimi oczami. I dlatego na nie wskazywały istoty. Privat pomyślał, że będzie musiał obudzić się i do niego zadzwonić. Mógł też spróbować wyjść na zewnątrz poza swoją sferę i ruszyć w stronę sfery Kirilla. Spróbować zobaczyć, czy była uszkodzona albo nadszarpnięta. Bał się jednak opuścić podwodny świat kompletnie sam. A co jeśli zgubi się w Iterze i nigdy nie odnajdzie drogi z powrotem? Skoncentrował się, próbując wrócić na Ziemię.

Nie trwało długo nim się obudził. Doznanie było dziwne, zwłaszcza, że był świadomy, iż podano mu wcześniej leki, które miały zdecydowanie otumaniający efekt. Czuł lekki ból głowy, ale nie był na tyle natrętny, by bardzo mu przeszkadzał. Nieco bardziej bolał go dół pleców. Usłyszał obok siebie ruch.
- Eee… - jęknął cicho. Spomiędzy jego ust wysunęła się strużka śliny. - Zas… zasno…
Chciał powiedzieć, że zasnął, ale to było na tym etapie chyba zbyt wymagające intelektualnie, jak na jego siły. Zamrugał i starał się rozejrzeć dookoła. Czy widział Laurę? Ninę? Cud, że przypomniał sobie w ogóle dwie kobiety. Jego mózg pracował na niezwykle zwolnionych obrotach. O ile w ogóle można było rzec, że pracował. Gdyby nie relanium, Prasert poczułby ukłucie lęku. Tak jedynie zastanawiał się, gdzie podziała się jego dziewczyna. Liczył na to, że stała obok.
Dostrzegł, że źródłem ruchu była właśnie Nina. Siedziała tuż obok niego i gdy zaczął mówić przechyliła się w jego stronę i pogłaskała go po głowie.
- Tak, zasnąłeś… Jeśli chcesz, możesz pospać jeszcze, nikt nam tu nie będzie zawracał głowy. Odpoczywaj kochanie. Nanoimplanty przyjęły się dobrze - powiedziała, a Prasert zarejestrował, że nie słyszał zmienionego akcentu u Morozow. Mówiła dla niego kompletnie zrozumiale. Czuł się jednak wciąż nieco zmęczony.
- Erm… telefon… - był w zdanie wypowiedzieć jedno słowo.
Mógł być bardzo zmęczony, ale chciał upewnić się, że wszystko było w porządku z Kaverinem. Miał wrażenie, że powinien to zrobić, choć w sumie nie potrafiłby podać dobrych argumentów dlaczego. Może po prostu sam chciałby zostać tak potraktowany przez niego. Najpewniej nie działo się z nim nic złego, ale to należało wykluczyć. A nie przyjąć z góry.
- Kav… Kav… - Prasert spróbował wymówić długie nazwisko Rosjanina.
Morozow gładziła go po głowie.
- Kochanie, zadzwonisz do Kaverina jak już się całkiem ockniesz. Teraz i tak mu za wiele nie powiesz przecież… Nic się przez godzinę nie stanie… - powiedziała chcąc go uspokoić.
“Umiera się w ułamku sekundy. Nie potrzeba do tego godziny”, pomyślał Prasert. Otworzył usta. Czemu jednak nie był w stanie wypowiedzieć tych słów?
- ...Pewnij się… w porz… ku… rządk… ku… - poprosił.
Przymknął oczy. Miał wrażenie, że zaraz znowu zaśnie. Dali mu jakąś końską dawkę, bo zazwyczaj ludzie raczej nie reagowali w ten sposób na ten specyfik. A może jednak? Nie potrafił sobie przypomnieć. Ani przypomnieć tego, czy w ogóle to kiedykolwiek wiedział.
Nina słuchała go uważnie.
- Ummm… Mam do niego zadzwonić i upewnić się, że wszystko w porządku? - zapytała próbując wydedukować co dokładnie chciał Prasert.
- Tak… - odpowiedział mężczyzna.
- Przyśnił ci się? Coś się działo? - zapytała.
- Eee… nie… - Prasert podniósł dłoń, żeby pomasować nią skroń, ale chyba nie miał na to siły. - Ale go… zobaczyłem - powiedział.
Był dumny z siebie, że mógł wypowiedzieć trzysylabowe słowo. Choć z drugiej strony nie przekazał Ninie w żadnym wypadku pełnego obrazu sytuacji. Przymrużył oczy, bo światło go nieco raziło i spojrzał na Morozow.
- Śli… czna… - mruknął. Czuł się trochę jak upośledzony umysłowo.
Rosjanka uśmiechnęła się. Przechyliła ciało jeszcze bardziej w jego stronę i pocałowała go w czoło.
- Zaraz do niego zadzwonię, a ty jeszcze się zdrzemnij. Gdy zbudzisz się później, już wszystko powinno być dobrze… - poleciła.
- I ty też jesteś bardzo przystojny - wyszeptała.
- Wiem… - szepnął Prasert.
Przymknął oczy i już odpoczął. Tak właściwie to wszystko nie było bardzo logiczne. No bo nawet jeśli Nina w jakiś sposób dowiedziałaby się, że coś się działo Kirillowi, to co by zrobiła? Co on mógłby zrobić? Privat doszedł do wniosku, że jak na tę chwilę zrobił i tak wszystko, co tylko mógł. Albo i więcej. Rozluźnił mięśnie i przestał walczyć z ogarniającą go sennością. Jego mózg potrzebował odpoczynku. Ostatecznie przed chwilą wkręciły się w niego miliardy malusieńkich implantów…

***

Nina stała na korytarzu. Przeglądała telefon Praserta. Wybrała numer do Kirilla Kaverina. Czekała, aż połączenie zostanie nawiązane.
- Dzień dobry, Prasercie - Morozow usłyszała głos Rosjanina. - Czy wszystko w porządku?
Normalnie nie dzwonili do siebie bez powodu. Tak właściwie prawie w ogóle do siebie nie dzwonili. Chyba że bardzo rzadko wtedy, kiedy potrzebowali swojej pomocy. Co zazwyczaj się nie działo głównie z powodu ogromnego dystansu, jaki ich dzielił. Choć po przeprowadzce do Ravenny Privat znalazł się w Europie, co zdecydowanie skróciło odległości.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:28   #562
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Tutaj Nina. Prasert prosił, żebym do ciebie zadzwoniła celem skontrolowania, czy wszystko u ciebie w porządku. Po zabiegu spał i ponoć mu się śniłeś. Więc… Pytam - powiedziała do telefonu.
- Jestem trochę głodny. Privat może zamówić mi pizzę - odpowiedział Kirill kompletnie bezbarwnym głosem. - To był żart - poinformował po chwili. - Wszystko w porządku. Żyję i mam się dobrze. Na dodatek wcale nie jestem głodny. Mam nadzieję, że nie śniłem mu się szczególnie źle, bo niekiedy sny bywają profetyczne. Miło mi z panią rozmawiać, pani Nino. Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji, o ile się nie mylę?
- Owszem, nie mieliśmy. Mam w takim razie nadzieję, że jednak nic panu nie grozi. Nie będę już zawracać głowy, chciałam tylko się upewnić, że wszystko w porządku. Miło było rozmawiać panie Kaverin. Dobrego dnia - pożegnała go Morozow. Nie czuła potrzeby by rozmawiać z nim dłużej, choć miło było pomówić w swoim języku, tu w Ravennie nie było zbyt wielu Rosjan.
- Wesołych świąt oraz szczęśliwego nadchodzącego nowego roku - powiedział uprzejmie Kirill i poczekał, aż kobieta się rozłączy. Doszedł do wniosku, że tak będzie uprzejmiej. - I proszę przekazać Prasertowi wyrazy mojej wdzięczności za okazany niepokój. To bardzo troskliwe.
- Dziękuję, wzajemnie. Wygląda na to, że mimo pewnych zgrzytów jako Gwiazda pragnie dalej dbać o inne Gwiazdy - powiedziała, po czym, rozłączyła się.
Wyglądało na to, że Prasert miał po prostu sen… Miała taką nadzieję.
Wyjęła swój telefon i zapisała numer Kaverina na wszelki wypadek.

***

Prasert poczuł liźnięcie na policzku. Gdy się poruszył, poczuł następne, a także że na jego twarzy tańczył promyk słońca, który wdarł się do jego sypialni przez zasłonięte okno, odnajdując tę jedną, niewielką szczelinę w zasłonach i bezczelnie ją wykorzystując.
Usłyszał podekscytowany dźwięk powarkiwania, a za moment poczuł, jak kawałek kołdry, którym był przykryty został szarpnięty czyimiś małymi, ostrymi ząbkami.
- Nie… przestań - Privat się zaśmiał. - Łasko… to łasko… łaskocze!
Podniósł dłoń i potarł oczy. Wydobył z ich kącików śpiochy. Wydawało mu się, że spał kilka dni. Albo i dłużej. Był ekstremalnie wypoczęty. Tak bardzo, że aż przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno żyje. Ten poziom relaksu wydawał mu się zarezerwowany jedynie dla zmarłych.
- Kto mnie napastuje? - zapytał radosnym, żartobliwym tonem, poszukując śmiertelnie niebezpiecznego drapieżnika, który postanowił go zaatakować w trakcie snu.
Dostrzegł swoje pierworodne dziecko, Nagę. Trzymała w zębach kawałek kołdry i pociągała ochoczo. Widząc że na nią spojrzał, zaczęła szarpać kołdrę jeszcze bardziej zaciekle, wesoło i ochoczo.
- Wielki, straszny smok! - krzyknął Prasert.
Odsunął kołdrę na bok i wyciągnął rękę w stronę mitycznego stwora.
- O nie! Co ja biedny pocznę! Kto mnie teraz uratuje! - kontynuował. Te wrzaski teatralnego przerażenia nijak miały się do mowy ciała Privata, który bez wątpienia chciał, żeby Naga wskoczyła między jego obie dłonie. - Nie ma takiej gaśnicy, która by mi pomogła w tym starciu!
Naga zrozumiała gest. Wydała ciche, wesołe piśnięcie i powarkiwanie, porzuciła kołdrę i skoczyła na niego, atakując teraz szyję i szczękę Praserta. Zamiast go jednak gryźć, tak jak powinna robić każda krwiożercza, drapieżna bestia, zaczęła go lizać i leciutko podszczypywać, próbując utrzymać się na nim łapkami, co lekko drapało, ale nie był to żaden ból.
- Och… - Privat roześmiał się.
To było takie rozkoszne i przyjemne. Tęsknił za Nagą i nawet nie był tego świadomy w trakcie snu. Pomyślał sobie, że chyba by się zabił, gdyby coś złego przytrafiło się małemu smokowi. A także jego młodszemu bratu. Pewnie kraken był bardzo samotny, kiedy nie miał kto bawić się z nim w zatapianie statków. Musiał nudzić się i płakać z tęsknoty swoimi atramentowymi łzami. Prasert poczuł nagle wyrzuty sumienia. Bardzo intensywnie zaczął głaskać Nagę po łbie. Pocałował ją w czoło. Rozejrzał się w poszukiwaniu komórki. Interesowała go data i godzina.
Data wskazywała na dwudziestego dziewiątego grudnia 2010 roku, godzina dochodziła dziesiąta. Wkrótce miał zadzwonić jego budzik. Dziś mieli wraz z Hanem i Alexieiem udać się do IBPI, by wraz z jeszcze jednym detektywem zająć się zadaniem w okolicy. Naga była zadowolona z bycia wygłaskanym smokiem. Drzwi do łazienki były uchylone i usłyszał tam spokojne pluskanie. Światło się paliło, prawdopodobnie Nina była w pomieszczeniu.
Przeciągnął się. Był bardzo głodny. Miał ochotę na… sałatkę z gotowanych buraków. To była przedziwna zachcianka. Chciał taką z rukolą, prażonym słonecznikiem i kozim serem. Jeszcze gdyby naszło go na kiszone ogórki, to sprawa byłaby prosta - wszystko wskazywałoby na ciążę. Ale sałatka z buraków? Na to nie miał logicznego wyjaśnienia.
- Gdzie jest Agan? Gdzie jest Nina? Gdzie są wszyscy? - rzucił w powietrze, idąc w stronę łazienki.
Naga obróciła łepek w stronę łazienki i wydała ciche popiskiwanie.
- Jestem, jestem kochanie - zawołała Nina. Jak przystało na dobrą matkę i jej szósty zmysł, natychmiast rozpoznawała dźwięk płaczu jej dziecka. Westchnęła przeciągle po chwili.
- Tatuś wstał? - zagadnęła rozbawionym tonem.
- Wszyscy powoli wstają, jak zwykle w naszym królestwie rozkoszy - dodała do Praserta. Znów coś leciutko zachlupotało.
- Kąpiesz się? Ja też mam ochotę na kąpiel - powiedział Privat. - Ale dzisiaj misja. Jestem taki podekscytowany! - uśmiechnął się. - Moja pierwsza. Wow. Wyjdę wreszcie z domu i będę miał prawdziwy do tego powód - rzekł. Przypominał bardziej dziecko udające się do Disneylandu, niż detektywa przed misją. - A jak wrócimy, to zrobimy sobie wielką orgię w tej dużej łazience. Na wszystkie osoby. Chcę rozparzone, zarumienione ciała w tak ciepłej wodzie, że to prawie wrzątek… - zawiesił głos, przechodząc przez próg łazienki.
Nina leżała w wannie, a na niej leżał Agan. Drażnił ją pod wodą, bo chciał się nakarmić. Ona tymczasem leżała wygodnie ułożona w wannie. Naga zeskoczyła z łóżka i podbiegła do nogi Praserta. Zaczęła włazić mu na nogawkę, prawie ściągając spodnie przez swoje gwałtowne szarpanie. Chciała na rączki. Nie musiała o to długo prosić. Privat schylił się i ją podniósł.
- Widzę, że macierzyństwo ci służy - roześmiał się do Niny. - Teraz zazdroszczę Aganowi - mruknął.
Po części miał ochotę oderwać od ud Morozow krakena i włożyć głęboko w nią palce. Zagryzł zęby, czując przypływ podniecenia. W pewnym sensie przypominało nieco gniew. Było to nagłe, zdecydowane uczucie, które popychało do szybkich i gwałtownych czynów fizycznych. Prasert zawsze miał największą ochotę na seks rankiem.
- Dzieci muszą jeść, jedno już nakarmiłam, teraz była pora drugiego… Patrzysz na mnie, jakbyś też był głodny kochanie? - zapytała czule. Pogłaskała krakena, który pogłaskał ją w odpowiedzi macką po brzuchu.
- Trochę jestem - powiedział. - Ale wstrzemięźliwość z samego rana jest dobra, bo pozwala wyjść z domu przed piętnastą - zażartował. - Jesteś jedną z niewielu kobiet, które po ciąży stały się dużo bardziej atrakcyjne niż przed nią - mruknął, spoglądając na kuszące krągłości jej ciała. Czasami był na skraju wyrzutów sumienia, że tak ją pożądał. Głównie dlatego bo miała bardzo niewinny typ urody i musiał sobie przypominać, że wcale nie jest dzieckiem. A wyglądała młodo. - Jakieś dla mnie rady przed pierwszą misją, pani Koordynator? W ogóle kto będzie moim Koordynatorem? Dostanę jakieś materiały wprowadzające?
- Oczywiście, że dostaniesz. Wprowadzać was będzie Jonas, więc na pewno dostaniecie informacje i zaopatrzenie. Co do moich rad to hmmm… Bądź uważny, zbieraj informacje i poszlaki i nie ryzykuj, jeśli nie ma potrzeby, albo jeśli sytuacja jest groźna… Nie chciałabym, żeby coś ci się stało. Pamiętaj także, że zwykle, jeśli masz do czynienia z jakimś obiektem, albo miejscem, które na przykład naelektryowane jest energią, to ma to związek z emocjami żywych. Bo takie rzeczy lubią się tym żywić, czy to dobrymi czy złymi. Nie znam dokładnie tematu waszego zadania, ale słyszałam, że ma w tym udział jakiś upiór… - powiedziała i westchnęła. Pogłaskała Agana przy swej piersi. Naga polizała Praserta po policzku.
- A… a… - Privat gładził smoka jedną dłonią. Spoglądał na biust Niny, którą oblepiała mniej lub bardziej kształtna masa, jaką było ich młodsze dziecko. Łatwo było rozkojarzyć Tajlandczyka. - A… trafię do oddziału tak jak wszyscy? Że wiesz… - spojrzał na drzwi. - Przejdę tak sobie przez nie nieświadomie i nagle znajdę się w oddziale? - zapytał. - Spojrzał z lekką nieufnością, ale i ekscytacją na najzwyczajniejszą w świecie framugę.
- Tak. Najpewniej traficie na miejsce z Hanem i Alexieiem w podobnym czasie… Plus minus kilka minut, w zależności kiedy Jonas będzie gotowy, a wy przejdziecie przez drzwi - wyjaśniła. Przymrużyła oczy, gdy kraken podrażnił ją znów między udami. Jej oczy zabłyszczały nieco błękitem.
- A kim będzie ten czwarty detektyw? W ogóle zazwyczaj wysyłają aż czterech? Czy taka duża liczba to jest coś nienormalnego? A jeśli tak… to oznacza, że ta sprawa może być trudna, czy że ja jako świeżak nie do końca się liczę? - zapytał.
- Zwykle wysyłamy adekwatną ilość osób do sprawy. Pięć to zwykle standardowa ilość na dużą i niebezpieczną misję, albo taką z wieloma niewiadomymi. Cztery to taka liczba, że każde będzie się liczyć i będziecie mogli wspólnie głowić się nad zadaniem. Pamiętasz jak rozwiązywaliśmy zagadkę w rezydencji Sunan? - zapytała Nina.
- Nie do końca. Pamiętasz, ile wtedy wypiliśmy? Sunan naważyła jakiegoś swojego samogonu i trzymał mnie dłużej niż ten zastrzyk przy zakładaniu Skorpiona - Prasert zaśmiał się. - Swoją drogą myślałem, że będę czuł się jakoś inaczej z nim. Ale nie. Po prostu nagle znam wszystkie języki i mam w głowie zajebisty odtwarzacz oraz kamerę.
Morozow zaśmiała się cicho, co przeszło w lekki jęk. Prasert wstrzymał oddech na ten dźwięk.
- Hmm, to mniej więcej to co działo się tam, to taka standardowa misja, tylko z większym napięciem. Nie zawsze jest tak tajemniczo. Czasem jest bardziej, czasem mniej - wyjaśniła mu. Uśmiechnęła się do niego ciepło, zarumieniona. To co działo się w chwili obecnej w wannie, mogło być żywcem wyjęte z japońskich starożytnych rycin, na podstawie których powstała fetyszowa erotyka komiksów…
- Jesteś cała różowa - powiedział Prasert, zerkając na ciało Niny. - To chyba nie tylko z powodu gorąca wody - mruknął. - On na serio żywi się w ten sposób? To nie są po prostu takie wasze zabawy? - spojrzał znów na Morozow. - Pierwszy raz w życiu chciałbym być kobietą, tylko na chwilę - zażartował.
- Zdaje mi się, że gdy jestem podniecona energia jest smaczniejsza i pożywniejsza dla nich - wyjaśniła Nina. Oddychała nieco szybciej.
- Masz… jeszcze jakieś pytania? - zapytała chyba chcąc profesjonalnie dalej prowadzić z nim rozmowę o misji.
- Cieszę się, że trochę na tym zarobię. I nie będę takim pasożytem - zaśmiał się. - Następna impreza za moje pieniądze - oświadczył i pokręcił głową.
Udawanie, że w ich gronie pieniądze miały jakieś prawdziwe znaczenie było komiczne. I tak wszyscy mieszkali razem, jakby byli jednym wielkim małżeństwem. Czy raczej komuną. I wszystko, co posiadali, było w pewnym sensie wspólne. Rzecz jasna nie wziąłby na przykład gitary Alexieia bez pytania, ale też nie sądził, że byłby jakikolwiek problem, gdyby o nią poprosił. Podobnie było z pieniędzmi. Tak właściwie największe wydatki ponosiła Nina, jak tak teraz o tym pomyślał. I też udostępniała wszystkim miejsce do życia.
- W razie czego po prostu zadzwonię do ciebie i zapytam. Albo do Jonasa. Albo do kogokolwiek innego. Ale postaram się nie wykorzystywać was. Bo tym razem misja jest co prawda w domu, w Ravennie, ale następnym razem nie będę mógł polegać na ludziach, których ze mną nie będzie.
- Dasz sobie radę, jesteś bystry - powiedziała Nina i wyciągnęła do niego rękę, najpewniej chcąc go przyciągnąć na buziaka.
- Widzisz, jak ładnie mamusia do ciebie mówi? - Prasert uśmiechnął się do Nagi.
Ale sam nachylił się i pocałował ją w usta. Potem odsunął się.
- Jadłaś już śniadanie? - zapytał. - Ja jeszcze nie. Zostawię ci Nagę, żebyś go również nakarmiła. Niestety ma łuski i nie jest taki elastyczny, więc… wiesz… - zaśmiał się i nachylił się drugi raz, żeby położyć smoka w nogach kobiety.
Naga przeskoczył sobie zręcznie wyżej i zaraz wspierając się na Aganie dostała się do drugiej piersi mamusi. Na to Nina znów jęknęła.
- Ja już jadłam - powiedziała i westchnęła z zadowoleniem. Czuła się szczęśliwa, gdy mogła karmić dzieci.
Prasert jeszcze raz pocałował Nagę, a następnie Agana. Na samym końcu Ninę.
- To ja idę do kuchni coś zjeść. I wypić kawę. Tak… - zawiesił głos i wyszedł na korytarz. Dość ostrożnie przestąpił przez próg. Teraz pewnie będzie szczególnie uważał przed każdym progiem. To było ekscytujące, ale również zdawało się nieco głupie… Bo po przejściu na drugą stronę przecież nic się nie działo. Ale Prasert wiedział, że za którymś razem trafi do oddziału. Uznał więc, że na sam początek przebierze się w szary, wygodny dres, a potem ruszy na śniadanie. Miał ochotę na jogurt z musli i dżemem. Może kogoś napotka, to wtedy nie będzie musiał jeść sam.
W kuchni napotkał Hana przy automacie z kawą. Mężczyzna ubrany był w wygodne czarne spodnie i t-shirt. Jego włosy jak zawsze zebrane były w koński ogon.
- Witaj Prasercie. Kawy? - zapytał i uśmiechnął się do niego lekko.
- Zawsze kawy! - odpowiedział radośnie Privat. - To jest ekscytujące. Będziemy dzisiaj razem na misji. I jeszcze Alex. Wiesz, kim będzie ta czwarta osoba? - zapytał. - To będzie jedyna osoba tak naprawdę z zewnątrz, bo nawet Koordynator będzie nasz. Jonas. Tak przynajmniej twierdzi Nina.
Guiren zaraz przygotował dla Praserta jego ulubioną kawę z automatu.
- Też nie wiem kogo nam Jonas doczepi… W sumie nie wiedziałem nawet, że to będzie Jonas. Pewnie zgadali się z Niną i Elsą… Też się cieszę, dawno nie miałem zadania, do którego nie trzeba było udać się na drugą stronę globu… - powiedział i przeciągnął się nieco.
Technicznie Prasert udał się na drugą stronę globu z Bangkoku do Ravenny i Rój był jego zadaniem. Oraz odpowiedzialnością. Tak właśnie o tym myślał.
- Głodny? Robiłem dziś jajecznicę z pomidorami - wskazał na patelnię, na której wciąż było nieco jajka.
- Z pomidorami? - Prasert spojrzał. - Pewnie, dawaj. To nie były moje oryginalne plany, ale wygląda lepiej niż to, co sobie zaplanowałem. Sunan zrobiła mi wczoraj coś podobnego, ale kompletnie innego. Bo najpierw usmażyła pomidory z przyprawami, potem wbiła w to dwa jajka bez mieszenia i przykryła patelnią. Nazwała to szakszuką. Było to mokre, bo woda w pełni nie wyparowała, ale mimo to mega smaczne.
Usiadł przy blacie i napił się kawy. Prasert po kilku tygodniach we Włoszech uzależnił się od kawy. Pił ją na śniadanie, obiad, kolację… i jeszcze w międzyczasie jedną filiżankę.
Han zaraz nałożył mu jajecznicę z pomidorami. Wyglądało na to, że została przyprawiona zaledwie pieprzem i solą oraz paroma liśćmi bazylii. Miała odrobinę bardziej wodnistą postać niż mocno ścięte jajka, ale pachniała smacznie.
- Ja dorzucam świeże pomidory na patelnię podczas podsmażania jajek, a potem przyprawy i mamy to - wyjaśnił. Dodał mu do tego chleb ze świeżym masłem i widelec. Sam również pił kawę. Usiadł przy stole i odetchnął.
- Niby to samo, a jednak kompletnie inny smak. Serio - odpowiedział Prasert. - Ale też pyszne - dodał po spróbowaniu.
- Będę musiał iść obudzić Alexieia, żeby nie było, że idąc do toalety na poranną łazienkę nagle trafi do oddziału - parsknął, jakby coś takiego miewało miejsce częściej niż tylko w tej prześmiewczej wizji.
- Dokładnie. Dobry pomysł. Pewnie nie wiesz, o której mniej więcej godzinie możemy spodziewać się skoku? - zapytał Privat.
Tak właściwie teleportacja wcale nie przypominała skoku. Wcale w twoim brzuchu nie pojawiały się motyle, ani nic w tym stylu. Przynajmniej Prasert tego tak nie odczuł. Skorzystanie z Portalu było ekstremalnie subtelnym przeżyciem, a jednak obiektywnie rzecz ujmując… jak efektownym! I efektywnym.
- Pewnie koło dziesiątej trzydzieści. Tak żebyśmy mieli chwilę na pozbieranie się? - stwierdził Guiren w zadumie.
- No to chyba nie zależy od nas, kiedy zostaniemy wezwani - Prasert uśmiechnął się.
- Ale lepiej być przygotowanym wcześniej niż później - dodał Han.
- Yep, właśnie o tym mówię - Privat skinął głową. - Ile już misji masz za sobą? Chyba nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Ale zawsze myślałem, że jesteś całkiem doświadczonym detektywem, a Alexiei nieco mniej. Ktoś mi to mówił? Czy ja to sobie sam wymyśliłem? Może po prostu dlatego, bo ty jesteś starszy. Ale to w sumie nic nie znaczy w tym zawodzie.
Han zamyślił się.
- Przestałem liczyć po dziesiątej. Alexiei powinien być gdzieś przy ośmiu teraz? Nie jestem pewny - powiedział i zamyślił się.
- Pracuję dla IBPI już kilka lat. Woronow tymczasem jakieś dwa - dodał. Dopił swoją kawę.
- Ekscytujesz się, hmm? Każdy ekscytuje się przed swoim pierwszym zadaniem - powiedział i uśmiechnął się lekko.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:29   #563
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nina zwróciła uwagę, że w sumie to jakby moje drugie. Jeśli wziąć pod uwagę rezydencję Seuxa z wami. Ale jak dla mnie to nie to samo, no bo… - Prasert zaczął gestykulować rękami. - To… nie to samo - dokończył elokwentnie.
Wstał i ukroił sobie jeszcze jedną kromkę chleba. Wrócił i dokończył jajecznicę. Nina mówiła, że powinien poczekać na pomidory do lata, bo wtedy we Włoszech wybuchał pomidorowy szał. Można było dostać na każdym kroku warzywa najlepszej jakości, które nie równały się z żadnymi innymi w skali światowej. Przynajmniej jeśli chodziło właśnie o pomidory. Ale te w jajecznicy w tym momencie również mu bardzo smakowały.
- No wtedy to byłeś raczej… Dołączonym do dochodzenia cywilem. Teraz jesteś oficjalnie detektywem, a to twoje pierwsze oficjalne zadanie… Pewnie stąd różnica. Dobra… Pójdę zbudzić Alexieia. Zjedz sobie spokojnie. Wcześniej czy później spotkamy się znów w ciągu najbliższego pół godziny - powiedział. Podszedł i poklepał go po ramieniu lekko.
- Czy myślisz, że powinienem się jakoś przygotować teraz? Ubrałem się i zjadłem. Coś jeszcze? Umyłbym się, ale łazienka była zajęta - mruknął Privat. - Może skorzystam z tej dużej - uznał. - Dobra, włożę zaraz do zmywarki, tylko dopiję kawę - mruknął. - Ty już do Alexieia.
Prasert połknął kolejny łyk pysznego, czarnego naparu, rozmyślając. Upiór. To było ekscytujące. Prawdziwy upiór!
Potem przypomniał sobie, ile upiorów widział w Bangkoku i doszedł do wniosku, że powinien chyba jednak nieco pohamować to podniecenie. Z drugiej strony nic nie tracił na zwykłym ekscytowaniu się.
Han uśmiechnął się do niego i wyszedł z kuchni. Zniknął za zakrętem korytarza. Nie dawał mu żadnych dodatkowych informacji, ale zwykle był małomówny. Prasert wiedział jednak, że gdyby miał dla niego jakieś dobre wskazówki podałby mu je od razu.

Czas mijał i w końcu, niestety, kawa się skończyła. Posprzątanie po śniadaniu zajęło mu zaledwie kilka chwil.
Prasert mógł posiedzieć dalej w kuchni, albo przejść się dokądś. Zegarek wskazywał dziesiątą dwadzieścia.
Doszedł do wniosku, że nie potrzebuje się kąpać. Ruszył z powrotem do łazienki, w której zostawił dziewczynę i dzieci. Była w niej również szczoteczka do zębów, a po śniadaniu dobrze było je umyć. Nucił pod nosem I’m So Excited. Ta piosenka zapadła mu w pamięć od nocy, w której wprowadził do roju trójkę nowych ludzi.
Wyszedł z kuchni, ale gdy już miał przejść przez drzwi do swojej sypialni… Znalazł się w hali portali w oddziale. Jakiś chłopak obsługujący portale obserwował ekran. Obok stał natomiast Jonas. Był ubrany w koszulę i spodnie od garnituru. Spojrzał na Praserta.
- Witaj Prasercie… To teraz czekamy na pozostałych dwóch panów… - powitał go Holt. Chwilę później z portalu wyszedł Alexiei z zaskoczoną miną. Miał w ręku suszarkę i wciąż mokre włosy. Zaraz za nim pojawił się Han. Wydawał się lekko rozbawiony.
- No to świetnie, mamy już wszystkich… - oznajmił Jonas.
- Chodźcie za mną - polecił i ruszył w stronę sal konferencyjnych. Nie mógł oczywiście dać po sobie znać w głównej sali, że jest z nimi zaznajomiony bardziej niż ustawa przewiduje.

Zaprowadził ich do sali numer cztery. Kiedy otworzył drzwi, okazało się, że to niewielkie pomieszczenie, podobne do sali numer dziesięć, w której wcześniej zdarzyło się Prasertowi już raz być. Tym razem jednak na stole porozkładane były jakieś teczki z dokumentami, a na środku blatu rozłożono jakąś mapkę. Dodatkowo jedno z pięciu miejsc przy stole było zajęte. Siedziała tam młodo wyglądająca dziewczyna. Miała na sobie sweter i jeansy, a jej blond włosy splecione były w luźne warkocze. Zerknęła na nich, kiedy wchodzili. Wstała od stołu.
- moi drodzy, to jest Olimpia Pacini. Będzie wam towarzyszyć na zadaniu - powiedział spokojnie.
- Olimpio, to są Han Guiren - wskazał Japończyka. - Alexiei Woronow - wskazał Rosjanina. - I nasz nowy nabytek, Prasert Privat - przedstawił Taja. Olimpia przyglądała mu się chwilę.
- Trochę jak superbohater… W sensie imię i nazwisko na tę samą literę… Miło mi - przywitała się.
- Na te same dwie litery - sprostał Prasert. - Przynajmniej jeśli to napisać w alfabecie łacińskim - dodał. - Miło mi cię poznać, Olimpio - rzekł i podał jej rękę. - Będziesz musiała dużo myśleć i główkować sama. Bo trójka mężczyzn u twojego boku będzie miała głowę zaprzątniętą jedynie twoją urodą - zaśmiał się.
Kobieta miała taki całkiem słowiański typ urody. Jednak biorąc pod uwagę nazwisko, najpewniej była Włoszką. Imię Olimpia nic nie mówiło Prasertowi. Brzmiało tak, jak gdyby mogło być nadawane dzieciom w dosłownie każdym kraju. Może prócz tych wschodnich.
Olimpia uśmiechnęła się rozbawiona, ale z lekkim zażenowaniem. W końcu widzieli się pierwszy raz, a to nie było typowe, by zasypywać współpracowników takimi komplementami już na dzień dobry. Han parsknął lekko. Alexiei tymczasem podszedł do jednej ze ścian, po czym podpiął suszarkę do kontaktu. Zaczął suszyć włosy rozwalając klimat. Jonas teraz się zaśmiał, już nie mogąc wytrzymać tego napięcia w sali.
- Dobrze, to zaczniemy za trzy minuty, jak Woronow skończy się doprowadzać do użytku - oznajmił Jonas. Przeszedł za stół i usiadł w głównym, centralnym miejscu, przeglądając notatki. Olimpia również wróciła na swoje miejsce.
Prasert usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Nie przejmował się tym, że zażenował kobietę swoimi słowami. Jego pewność siebie na tym etapie nie pozwalała mu na jakąkolwiek nerwowość w kwestiach czysto społecznych. Podparł podbródek o rękę, której łokieć postawił na blacie. Czekał, aż Alexiei doprowadzi się do użytku.
- Skąd jesteś, Olimpio? Rodowita Włoszka? - zapytał ją.
- Z Wenecji - powiedziała kobieta.
- Zgadłeś po nazwisku? - zapytała. Chyba przetrawiła zażenowanie po komplemencie. Alexiei zdawał się spieszyć z suszeniem włosów.
- Tak. Chociaż wydawało mi się, że Wenecjanie nie lubią uważać się za część Włoch. Można więc powiedzieć, że nie zgadłem - Prasert zażartował. - Jesteś na serio z Wenecji? Z samej Wenecji? Jak to jest tam mieszkać teraz, kiedy ciągle miasto zalewa… powódź turystów? Widziałem raz jeden film i wyglądało to tragicznie. Niezbyt komfortowo, jeśli chodzi o miejsce do życia. Cudownie, jeśli chodzi o miejsce do zobaczenia - dodał. - Poza tym ceny muszą być koszmarne.
Olimpia westchnęła.
- No… to prawda… Wenecja jest zalewana… miasto rzek wody i rzek spoconych ludzi… No ale cóż poradzić, każdy chce choć raz zobaczyć miasto zakochanych - powiedziała i pokręciła głową.
Tymczasem Woronow skończył suszenie.
- Wszyscy gotowi? - zapytał Jonas. Han usiadł na kolejnym wolnym miejscu, a po chwili na ostatnim zasiadł Alexiei. Położył suszarkę na stole. Podniósł teczkę z notatkami i otworzył.
Po chwili to samo zrobiła reszta włącznie z Jonasem, który przerzucił swoje na pierwszą stronę. Poczekał, aż wszyscy to zrobią.
- Bardzo gotowi - odpowiedział Prasert. - Dajesz.
Pomyślał sobie, że to nie był do końca język, jakim zwracał się młody detektyw na swojej pierwszej misji do doświadczego Koordynatora.
- ...panie Koordynatorze - dokończył i uśmiechnął się lekko niezręcznie. To było przedstawienie głównie dla Olimpii. Oraz ewentualnych kamer, które ich nagrywały.
Jonas patrzył chwilę na niego, po czym uśmiechnął się, lekko rozbawiony. W takich moment Holt był najbardziej atrakcyjny. Prasert zaczął lekko obracać się na fotelu, tak dla zabawy.
- Ahym… Tak… No więc mam dla was zadanie w Ravennie, o czym już wszyscy wiecie. Zostaliśmy poinformowani o podwyższonym poziomie PWF pewnego terenu. Dokładnie tutaj… - Holt wskazał wskaźnikiem na mapę na środku stołu. Laserowy punkt okrążał obszar lasu poniżej Lido di Dante.
- W pobliżu znajduje się ujście rzeki Torrente Bevano do morza Adriatyckiego. Rodzina Nestegio ma tam swoja rezydencję i to w okolicy jej i lasów należałoby zbadać źródło pochodzenia tej energii. Zalecam wstępny wywiad z rodziną, może osobami, które pracują w okolicy, a także zbadanie terenu. Wszelkie informacje o zjawiskach paranormalnych mogą okazać się przydatne. W pobliżu Ortazzo znajduje się również rezerwat naturalny. Dodatkowe atrakcje to Safari Zoo, a także Mirabilandia… Mogą to być źródła, ale nie muszą. Polecam zwiedzenie obu, ale w ramach śledztwa, a nie rozrywki, dobrze? Pytania? - zapytał Jonas i wyłączył laserowy wskaźnik.
- Trochę… - Prasert zawiesił głos. - Na szczęście nie potrzebuję notatnika, bo mam fotograficzną pamięć - uśmiechnął się lekko. - Po pierwsze, co wiemy na temat rodziny Nestegio? Czy badacze zebrali cokolwiek na ich temat? Czy też zaczynamy od zera? - zapytał.
Zamyślił się.
- A poza tym… rozumiem, że nie wydarzyło się jeszcze nic tragicznego. A przynajmniej o tym nie wiemy. Na razie jedynie Oculus spostrzegł źródło energii, prawda? Jeśli tak, to będzie to trochę problematyczne. Gdyby ktoś zginął, mielibyśmy powód, żeby węszyć. Bez czegoś takiego miejscowi będą sądzić, że węszymy dla samego węszenia… Albo dla naszych własnych, na pewno niecnych, powodów - mruknął Privat.
- Jak na razie mamy jedynie informację o tym, że ktoś prześladuje samą rodzinę Nestegio. Wiemy też, że to ród, który od wielu pokoleń zamieszkuje ten konkretny teren, więc źródło może znajdować się w ich posesji, która należy zdecydowanie do obiektów zabytkowych, choć wielokrotnie odrestaurowywanych. Polecałbym zacząć tam, ale warto sprawdzić też inne tropy. Niestety nie mamy za wielu informacji i to całkiem świeże źródło. Zalecałbym w tym wypadku ostrożność, bo to że jeszcze nikt nie zaginął, nie oznacza, że nie zaginie, a nie chciałbym, żeby to było któreś z was… - powiedział Jonas.
- A jak stoimy z wyposażeniem? - zapytała Olimpia.
- Ah tak… Macie dostęp do dwóch typów broni, dowolnego rodzaju, a także dowolny sprzęt typu aparaty, kamery i krótkofalówki. Dostaniecie dwa telefony satelitarne. Tylko proszę… Nie dzwońcie do mnie po pierwszej w noc, chyba że sytuacja będzie awaryjna… - mrugnął do nich.
- Teraz przez tych kilka dni… to może lepiej nie dzwonić już po dwudziestej - mruknął Privat, uśmiechając się lekko do Jonasa.
Żart polegał na tym, że bez niego to i tak wszyscy będą szybko chodzić spać. No bo co mieliby robić w nocy?
- Ten cały sprzęt się przyda - powiedział Prasert. - Ale przydałby się jakiś fajny badacz, który mógłby nam nieco pomóc - dodał. - Powinniśmy skorzystać z tej ogromnej zalety tej sprawy, jaką jest fakt, że wszystko dzieje się w Ravennie. IBPI powinno mieć tutejszą policję owiniętą wokół małego palca. Czy możemy liczyć na jakieś raporty zebrane na temat owego prześladowania rodziny Nestegio? - zapytał. - Zgaduję, że rozmawiali w tej sprawie z policją. Dobrze byłoby otrzymać również fałszywe odznaki i legitymacje policyjne. A jeśli nie te rzeczy… to przynajmniej duży van pomalowany na zielono i niebiesko z napisem “Mystery Machine” - zażartował. - Za gadającego psa dam dodatkowe punkty.
Jonas uśmiechnął się do niego, znów lekko rozbawiony.
- Wszystko macie w waszych teczkach, włącznie z waszymi nowymi dokumentami, a także kartami kredytowymi. Co do pojazdu, został wam udostępniony jeden, więc w razie, gdybyście potrzebowali dodatkowych środków lokomocji, musicie liczyć na swoją kreatywność. W dokumentach macie już zawarty wstępny raport policyjny, więcej na ten temat powie wam na miejscu Amedeo Musso, nasz zaprzyjaźniony tamtejszy funkcjonariusz, który pomaga w prowadzeniu tej sprawy. Macie zapisany do niego numer telefonu. Podacie się za prywatnych detektywów wynajętych przez Danilo Mediate. To sekretarz rodziny Nestegio. Pan Mediate został już oczywiście przez nas poinformowany o tym, że wykwalifikowane osoby zostały przydzielone do tego śledztwa i że zajmą się sprawą - powiedział spokojnie Holt. Olimpia tymczasem zajrzała do swojej teczki. Wyciągnęła paszport i prawo jazdy. Obejrzała również kartę kredytową.

Prasert sięgnął po swoją i zaczął ją otwierać.
- Chwila… Czyli zaprzyjaźniony Musso nie wie o IBPI, a sekretarz rodziny Nestegio, Mediate, wie o naszej organizacji? Dobrze to rozumiem?
- Nie. Mediate wie, że jesteście płatnymi detektywami, którzy mają wyśledzić kto prześladuje rezydencję i rodzinę Nestegio. Zdarzyło nam się być poleconymi przez siostrę głowy rodziny Tabitę Nestegio i tylko ona wie czym faktycznie się zajmujemy. Reszta rodziny nie akceptuje kompletnie możliwego aspektu paranormalnego w całym zajściu. Tabita mieszka w innej części Ravenny, ale to od niej poszedł kontakt do nas. Reasumując. Jesteście wynajętymi przez Danilo detektywami, z agencji poleconej przez Tabitę. Macie się zająć nękaniem. Tyle - wyjaśnił i sprecyzował Jonas.
- Ach… okej. Dobra - Prasert powoli układał to sobie w głowie. - A skąd Tabita wie o IBPI? I rozumiem, że ona jedna z tych wszystkich osób ma informacje na nasz temat, prawda?
Ciekawe, dlaczego to ona w takim razie nie “zatrudniła” ich jako detektywów bezpośrednio, tylko miało to miejsce przez sekretarza rodziny. Może po prostu to on zajmował się takimi rzeczami i byłoby podejrzane, gdyby Tabita próbowała go obejść.
- To się robi łańcuszek - zaśmiał się. - Porozmawiacie z policjantem, któremu podacie się za detektywów wynajętych przez sekretarza, któremu poleciła was siostra głowy rodziny.
- Dokładnie. Ja nie wnikam w te tutejsze włoskie, starorodowe protokoły działania. Z tego co rozumiem, Tabita jest zaznajomiona z naszą organizacją z brania udziału w dochodzeniu o paranormalnym charakterze, które miało miejsce dwa lata temu. Jej narzeczony był prześladowany przez pewnego uciążliwego upiora, który był źródłem klątwy… Dawne dzieje. Zabawna historia. Tabita nie jest zbyt zżyta ze swoją rodziną, oczywiście ma kontakt, jak to wszystkie włoskie rody, ale wpada tylko na duże okazje. Możecie przeprowadzić z nią rozmowę na temat rezydencji i członków rodu. Jeśli uznacie to za konieczny element dochodzenia… - powiedział Holt.
- No na pewno przyda się względnie obiektywna opinia kogoś, kto już na miejscu nie przebywa, a w miarę dobrze je zna - zauważyła Pacini.
- Wypytamy wszystkich, którzy będą chcieli z nami rozmawiać - zadecydował Privat. - A ci, którzy nie będą chcieli… ich też przesłuchamy - zażartował, ale nie do końca. - Jak często dwa różne pioruny biją w to samo miejsce? - zapytał. - Czy to możliwe, że pewnego roku związana z nimi osoba była paranormalnie prześladowana… a dwa lata później sama rodzina zaczęła być paranormalnie prześladowana… I te dwie sprawy nie mają z sobą nic wspólnego? Możliwe. Ale wątpię. Będziemy potrzebowali również akt z poprzedniego śledztwa. Ale rozumiem, że wszystko znajdziemy w Zbiorze Legend? - Privat spojrzał na Jonasa.
Następnie zaczął przeglądać rzeczy znajdujące się w jego teczce.
- Owszem, wszystkie informacje w Zbiorze Legend, myślę że będziesz mieć do nich dostęp… A jeśli nie, to poproś Guirena o zerknięcie - skinął głową na mężczyznę. Han kiwnął w formie potaknięcia, że pomoże i się tym zajmie w razie czego.

W swojej teczce Prasert zastał informacje o terenie i obiektach na nich umieszczonych, wstępne informacje o rodzinie Nestegio. Telefony komórkowe do sekretarza i funkcjonariusza policji. W jego paszporcie była informacja o tym, że pochodził z Filipin, a także że nazywał się Lucio Noah Jante Buenaflor… co było typowym procederem nazywania na Filipinach… Czemu akurat to miejsce i czemu akurat takie imię? Tego Prasert mógł się tylko domyślać. Była tam również karta kredytowa z przeznaczonymi na tę misję środkami.
- Lucio Noah Jante Buenaflor - mruknął Prasert. - Czy można tak się nazywać i nie być gejem? - zapytał. - Już teraz w tej chwili mam ochotę projektować wieczorowe kreacje, a jedynie trzymam w dłoni legitymację z tym imieniem - dodał i spojrzał na Jonasa. - Nie wiem, czy jest sens, żeby zasypywać się teraz kolejnymi pytaniami, zanim zapoznamy się z tym wszystkim. Myślę, że niezbędne minimum już nam przekazałeś, a reszta to będzie nasza ciężka praca - dodał. - W razie czego do ciebie zadzwonimy.
Złapał się na tym, że mówił do Jonasa głosem jego… przełożonego. Jak gdyby go wynajął do roboty Koordynatora, a nie odwrotnie. Technicznie dokładnie tak było.
- ...szanowny panie Koordynatorze - dokończył pokorniutko.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:29   #564
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Han i Alexiei mieli miny, jakby ledwo powstrzymywali parsknięcie. Jonas uśmiechnął się do Praserta ciepło i profesjonalnie i tylko Olimpia nie rozumiała sytuacji, lekko skołowana.
- Dobrze. To teraz pora na aktywowanie nagrywania w waszych Skorpionach oraz na zgarnięcie sprzętu. Następnie widzimy się w sali portali - powiedział Holt. zebrał swoje dokumenty i mapę i wstał od stołu. Reszta również zaczęła się zbierać. Prasert został zaznajomiony z punktami oddziału, które były dla niego jako detektywa kluczowymi, mógł się tam od razu udać.

Privat schował wszystkie rzeczy z powrotem do teczki i wstał.
- Zanim wyjdziemy z tej sali i porwie nas wir wydarzeń… chciałbym życzyć wam wszystkim powodzenia. To zaszczyt z wami pracować. Rozwiążemy tę sprawę raz dwa - uśmiechnął się i spojrzał po wszystkich po kolei. - A teraz do roboty - rzucił i wyszedł na korytarz.
Przez chwilę myślał nad tym, żeby zaproponować głosowanie na przewodniczącego ich grupy, ale potem doszedł do wniosku… że raczej nie miałoby to żadnego sensu. Przecież i tak miał już ten tytuł w kieszeni. Szedł korytarzem, aż doszedł do sali z napisem Zbrojownia. Zapukał do drzwi.
- Mogę wejść? Detektyw Privat.
Obejrzał się na resztę jego drużyny.
- To prawie brzmi jak Private Detective - rzucił.
Alexiei parsknął.
- Czekałem kiedy na to wpadniesz… - stwierdził rozbawiony. Guiren uśmiechnął się, a Olimpia przewróciła swoimi pięknymi oczami jakby zażenowana, ale jej kącik ust też drgnął.
Drzwi otworzyły się. Stał za nimi uprzejmie wyglądający, starszy mężczyzna.
- Witaj Henry - powitał go Han. Mężczyzna pomachał mu dłonią.
- Witajcie, zapraszam, co prawda miałem akurat pójść na drugie śniadanie, ale skoro akurat przyszliście, to jeszcze was obsłużę. Proszę - zaprosił ich do środka.

Prasert w życiu nie widział chyba tyle broni i dziwnych sprzętów co w tym miejscu. Mógł wybrać dosłownie wszystko, jednak dostali od swego Koordynatora pewne wytyczne i zapewne tego powinni się trzymać. Alexiei i Han rozeszli się, a Olimpia podeszła do pistoletów i oglądała Glocka 19’.
- Wybierzecie mi jakiś fajny pistolet? - Prasert zapytał chłopaków. - Coś dla początkującego strzelca. Jeśli szczególnie boicie się przyjaznego ognia, to może być na wodę. I w sumie jakiś gaz byłby też dobry. A najlepiej paralizatory - powiedział. - Wolę paralizator od gazu. Gazy są tak jakby… kobiece. Paralizatory zdają się bardziej unisex. A poza tym… macie tu może bicze… kajdanki… taśmy… takie ważne rzeczy… do walki, rzecz jasna…
Henry pokiwał głową i wskazał lekko drżącą ręką kierunek. Między regałami Prasert zauważył pudełko ze świeżutkimi taśmami i kajdankami, a także całe rzędy stojaków z paralizatorami. Mógł jakiś wybrać sobie sam.
- Może weź Glocka 22’? Jest całkiem w porządku. Nóż też się zawsze przyda - rzucił Woronow. Sam wybierał sobie właśnie całkiem poręczny, fikuśny nóż, który zdawał się być jakąś wojskową nowinką. Mieli możliwość wzięcia dwóch broni i mężczyzna chyba zamierzał zgarnąć dwa noże. Guiren tymczasem wziął sobie desert eagle, naboje i paralizator. Szukał właśnie krótkofalówki. Henry ruszył po dwa telefony satelitarne dla nich. Alexiei wziął jedną z dostępnych toreb.
- Możemy wszystko wrzucić do środka, dla wygody. Każdy raczej zapamięta jakie zabawki zabrał - zauważył. Olimpia wzięła Glocka 19 i włożyła do torby… Wraz z gazem łzawiącym.
Prasert wybrał paralizator i Glocka 22’. Doszedł do wniosku, że nóż to może zawsze kupić w supermarkecie przy drodze. Natomiast takich rzeczy nie dostanie zbyt łatwo nigdzie.

Do pomieszczenia weszła tymczasem jakaś, na oko Privata, czterdziestoletnia kobieta.
- Hej Henry, przyszłam zdać broń - rzuciła i podeszła do lady, za którą stał teraz starszy mężczyzna. Wdali się w rozmowę. Alexiei zgarnął tymczasem telefony, które mężczyzna już dla nich wyjął. Han dorzucił swoje rzeczy.
- Ok, to wszyscy są już gotowi? - zapytał Woronow spoglądając do torby.
- To ja wypiszę protokół, taka notke na grupę, którą zawsze zostawiamy dla osoby wydającej nam broń, kto i co wziął oraz na jakie zadanie… - wyjaśnił Guiren.
- To ja już pójdę przodem do sali aktywacji - rzuciła Olimpia i ruszyła do wyjścia z pomieszczenia. Alexiei zamierzał poczekać na Hana i Praserta.
- Dobra. Jak tam aktywujesz Skorpiona, to poczekaj na nas, proszę. Będzie profesjonalniej, jak w czwórkę stawimy się w sali Portalu - rzucił Privat.
Oparł się o ladę i spoglądał na równe pismo Guirena. To była wręcz kaligrafia. Co zdawało się zaskakujące, jako że alfabet łaciński nawet nie był rodzimym alfabetem Chińczyka.
- Ładnie piszesz - mruknął Prasert. Następnie spojrzał na Henry’ego. - Ile lat pan tu już pracuje? Wygląda pan na doświadczonego zbrojmistrza.
Henry zerknął na Praserta i jego rozmówczyni również to uczyniła.
- Będzie jakieś trzydzieści Henry? - zapytała rozbawiona.
- Trzydzieści dwa… - poprawił ją mężczyzna. Zdawał się dumny z tej liczby. Guiren w tym czasie skończył pisać. Podał kartkę Henremu.
- To by było dla nas wszystko. Lecimy Prasert? - zapytał Han. Alexiei zapiał torbę i ruszył w stronę wyjścia. Wyraźnie ciężar sprzętu w ogóle mu nie przeszkadzał.
- Lecimy - odpowiedział Prasert. - Miło było pana poznać. A pani nazwisko? - zerknął na dojrzałą kobietę. - Moje to Privat. Jestem tutaj nowy i chcę poznać najwięcej ludzi - rzekł.
Kompletnie nie zachowywał jak nowa, przestraszona osoba, ale to było częścią zabawy. Nie przyszedł tutaj po to, żeby padać ludziom do stóp i być sztucznie pokornym oraz nieśmiałym.
Kobieta podparła brodę ręką i uśmiechnęła się do niego.
- Hellen Sandin, kotku. Nowy? To powodzenia na twojej pierwszej? Misji? - zagadnęła rozbawiona. Zdawała się pozytywną i towarzyską osobą.
- Misji. Czy może raczej śledztwie. Pierwszym śledztwie - rzekł Prasert. - Zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? Ważne, żeby był w dobrym towarzystwie - mruknął i uśmiechnął do Hellen, jakby to z nią miał udać się na misję. A może raczej na coś kompletnie innego.
Kobieta zareagowała rozbawionym, lekko poddenerwowanym śmiechem. Bardziej jednak schlebił jej.
Następnie Privat obrócił się do Hana i Alexieia.
- Idziemy na serio - mruknął. - Miło było was poznać - rzekł do Helen i Henry’ego, a następnie otworzył drzwi na korytarz.

Cała trójka mężczyzn opuściła pomieszczenie. Hellen i Henry zostali w nim sami.
- Nie po to zmieniłem placówkę Hell… - mruknął Henry i złapał się za serce. Blondynka z zainteresowaniem zerknęła na niego.
- Hmmm? - zamruczała rozbawiona.
- Nie po to zmieniłem placówkę, by po prawie trzydziestu latach znowu… Wpaść na kogoś takiego Hell… Zaraz mi serce stanie - powiedział mężczyzna przyciszonym tonem. Sandin uniosła brew.
- Podobny… Fakt - stwierdziła.
- Podobny?! Cholera jasna Hellen! - powiedział Henry poddenerwowanym głosem. Kobieta tylko zaśmiała się znowu wesoło…

***

Kiedy Prasert wraz z Hanem i Alexieiem doszli do sali aktywacji, przy drzwiach stała już Olimpia. Wyraźnie czekała na nich, tak jak poprosił Privat.
- Wolne, możecie wchodzić… Tylko mówiła, żeby po kolei - poleciła Pacini.
- Rozumiem - rzekł Prasert. - Kto chce pierwszy? Czy raczej drugi, jako że Olimpia już była w środku… - mruknął, spoglądając na dwóch towarzyszy.
Sam najbardziej lubił być ostatni w takich sytuacjach. Miało to swoje plusy i minusy. Musiał czekać najdłużej na swoją kolej, ale też czuł się nieco bezpieczniej. Gdyby coś poszło nie po myśli, to poinformowałyby go o tym wcześniejsze króliki doświadczalne. Było to bardziej podświadome rozumowanie niż coś, czym się kierował celowo.
- To ja pójdę przodem - stwierdził Alexiei i po prostu wszedł do środka. Nie było go parę chwil. Po tym wyszedł.
- Chcesz teraz wejść? - zapytał Han Praserta. Był dżentelmenem w końcu…
- Tak - odpowiedział Privat.
Nie miał powodu, żeby powiedzieć “nie”. Otworzył drzwi i zajrzał do środka.
- Mogę wejść? - zapytał uprzejmie.
Spodziewał się starszej, niemiłej sekretarki za wielkim, nowoczesnym komputerem. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że idzie zaszczepić się do jakieś centrum medycznego. A nie aktywować Skorpiona.
Za biurkiem w pomieszczeniu rzeczywiście siedziała kobieta, jednak nie starsza. Młoda blondynka zerknęła na niego.
- Jasne, proszę - zaprosiła go do środka.
- Super - mruknął Privat i wszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Usiądź sobie, zaraz aktywuję twojego Skorpiona, złożysz mi podpis i będziesz wolny. Jestem Lissa - przedstawiła się, podając mu dłoń gdy podszedł.
- Prasert. Prasert Privat - powiedział mężczyzna i uścisnął wyciągniętą rękę. - Mam nadzieję, że aktywacja Skorpiona nie dzieje się poprzez system elektrowstrząsów - zaśmiał się niepewnie.
Uświadomił sobie również, że pomylił się w trakcie wprowadzenia i wcale nie będzie ono nagrane. Bo nagrywanie miało się zacząć od teraz.
- Czy to prawda, że w dowolnym momencie mogę wyłączać i włączać nagrywanie, kiedy już aktywacja dobiegnie końca?
Lissa uśmiechnęła się do niego rozbawiona.
- Nie powiedzieli ci? Podpinam ci elektrody do sutków i kopię cię prądem… - powiedziała z poważną miną. Patrzyła na niego chwilę w ciszy.
- A jak nie zadziała, to do penisa też… Iiii… - zawiesiła się na krótki moment, spoglądając na ekran swojego komputera. Kliknęła coś.
- Już. Gotowe. Możesz wyłączać nagrywanie, ale zalecamy na krótkie momenty… wiesz, tak z uprzejmości dla detektywów, jakby nie chcieli, żeby ich poranna toaleta została nagrana - uśmiechnęła się lekko.
- Rozumiem, dziękuję - powiedział Prasert. - Całkiem szybko to minęło. Rozumiem, że zrezygnowałaś z podpinania się do mojego penisa? Skoro Skorpion już działa? - zażartował lekko. - Nie tylko poranną toaletę mogę ukryć przed pamięcią implantów - spojrzał na nią bezczelnie.
Flirtować mógł z każdym, ale pomysł uprawiania seksu z kimś spoza jego roju wydawał mu się okropny. Wcale go to tak naprawdę nie pociągało, było w tym coś nienaturalnego.
Kobieta uniosła brew.
- No o ile uwiniesz się w parę minut… - zażartowała w drugą stronę.
- Myślę, że nie będę potrzebował więcej niż trzech - Prasert zażartował.
- Skorpion działa, dziś elektrowstrząsy sobie darujemy. Powodzenia na zadaniu… - powiedziała, po czym pospieszyła go dłonią z rozbawioną miną jak przedszkolanka.
- Rozumiem, że potem tutaj wracam na dezaktywację Skorpiona i sczytanie pamięci? - zapytał Privat. - W sensie po zakończonym zadaniu? - zastygł z dłonią zaciśniętą na klamce. Spoglądał z zaciekawieniem na Lissę.
- Dokładnie tak - powiedziała kobieta spoglądając na ekran komputera.
- Zaproś kolejną osobę jak wyjdziesz, poproszę - powiedziała na odchodne.
Prasert wyszedł na zewnątrz.
- Han, teraz ty - rzucił.
Oparł się o ścianę i spojrzał na Alexieia oraz Olimpię.
- Ciekawe, jak nam pójdzie - rzucił. To była taka niezobowiązujące kwestia, która zapychała ciszę i na którą można było wszystko odpowiedzieć, jeśli tylko chciało się poprowadzić rozmowę. - A, zapomniałem o jedno zapytać. Wiecie, co to jest Ortazzo? To jest nazwa wioski lub miejscowości pod Ravenną? Czy chodzi o coś innego?
- Zgaduję, że to ten las, który Jonas wskazywał wskaźnikiem na wprowadzeniu - rzuciła Olimpia. Najwidoczniej zamiast obserwować piękne oczy Holta, koncentrowała się na mapie, którą im pokazywał.
- A jak nam pójdzie? Z tak barwnym składem na pewno szybko sobie poradzimy - stwierdził Woronow. Był zrelaksowany i zadowolony. Chyba cieszyło go towarzystwo zarówno Guirena i Privata. Olimpia była tym dodatkiem, który można było pominąć…
- Zastanawiam się tylko, czy powinniśmy się podzielić na dwie pary i tak działać - rzucił Prasert. - Chyba nie musimy jeździć wszędzie we czwórkę. A może powinniśmy? Żeby każdy z nas miał informacje z pierwszej ręki? Wciąż nie jestem przekonany… - zawiesił głos.
Czyli Ortazzo było lasem. Wyciągnął mapę z teczki i wnet znalazł go na mapie. Rozpościerał się wokół Torrente Bevano i Fiume Montone. Następnie schował plan okolicy z powrotem do środka.
- Sądzę, że najpierw powinniśmy zgarnąć samochód, a potem wspólnie zdecydować czy najpierw zapoznamy się z okolicą, czy najpierw udamy się do posiadłości rodziny Nestegio - powiedziała Pacini. W tym czasie Han wyszedł z pomieszczenia.
- No to możemy ruszać do sali portali. Już się trochę nie mogę doczekać, przyznam wam szczerze… Mam wrażenie, że będzie ciekawie… - powiedział Azjata.
- Nie kracz - nakazał mu Alexiei. Han zaśmiał się.

Prasert uśmiechnął się, patrząc na nich. Nigdy nie myślał o nich w ten sposób, jednak zdawali się całkiem słodcy jako para. O ile rzeczywiście byli z sobą. Privat myślał cały czas, że ich relację można było określić jako friends with benefits. Ale co tak naprawdę działo się w ich głowach? To wiedzieli tylko oni. Choć w sumie to zdawało się dziwne, że Prasert jako przywódca roju nie był pewny takich rzeczy.
- Myślę, że najpierw dobrze byłoby porozmawiać z policjantem i tą siostrą głowy rodu, a potem pojechać do posiadłości - rzekł Privat. - Chyba fajnie byłoby wiedzieć, czego szukać. Kiedy już znajdziemy się w rezydencji Nestegio. Nie wiem, czy Amadeo Musso i Tabita rzeczywiście powiedzą nam coś przydatnego, ale nie możemy ich lekceważyć jako naszych źródeł - mruknął.
- Nie najgorszy pomysł w sumie - stwierdziła Olimpia, a Alexiei kiwnął głową.
Ruszyli w stronę sali portali.
- I ja też nie mogę się doczekać - uśmiechnął się do Hana.
Chińczyk przytaknął i zerknął przed siebie.


Po chwili znaleźli się na miejscu. Spora sala z przestrzenią dla portali nadal zajęta była przez dwóch otwierających, a teraz także przez Jonasa. Stał przy jednym z paneli i coś dyktował.
- Podawałem właśnie dla was koordynaty. Generalnie przenosiny na miejsce powinny być w porządku, ale czasami następują pewne odchylenia w stopniach, więc miejcie to na uwadze.
- W najgorszym wypadku wylądujemy w wodzie… - zażartował Woronow.
- Albo na środku ulicy przed jadącą ciężarówką… - dodał Guiren.
- No… Albo na obszarze tego całego Safari… - dodała Olimpia. Nie wyglądali jednak na zbyt zaniepokojonych taką możliwością, albo co najmniej spiętych. Prawdopodobnie brali po prostu pod uwagę możliwość takiej niespodzianki ze strony portalu.
Jonas ścisnął usta w kreskę, po czym klasnął w dłonie.
- Bez złowróżbnych myśli, liczę na to, że wszystko pójdzie wam szybko, sprawnie i gładziutko. Wylądujecie w jakimś miłym miejscu i będzie dobrze… No. To zapraszam… - wskazał dłonią przestrzeń, przez którą mieli przejść.
- W razie czego, łapcie mnie pod telefonem i połamania nóg… - powiedział, podszedł i poklepał Praserta po ramieniu.
To był ciekawy gest. Bo ze wszystkich osób przyszedł i dotknął akurat Privata. Olimpia mogła to zauważyć. Nie zdawała się jednak przejęta tym faktem, raczej zerkała na portal, niż na cokolwiek innego, poza tym, to była pierwsza misja Taja, Koordynator taki jak Holt, mógł chcieć życzyć mu powodzenia.
- Nawet nie obejrzysz się, a już będziemy z powrotem… drogi panie Koordynatorze - Prasert uśmiechnął się lekko do Jonasa. Mężczyzna odpowiedział mu pewnym tego uśmiechem.
Po chwili wahania podniósł dłoń i musnął nią rękę Holta. Miło było go dotykać… jak również wielu innych osób, którymi otaczał się Privat. Dodatek trzech nowych osób do Roju sprawił, że Tajlandczyk miał ostatnio podkręcone libido. I nie tylko tą trójką, ogólnie leciał trochę bardziej na wszystkich. Pewnie dlatego flirtował z taką liczbą osób po drodze.
Jonas lekko się zarumienił, ale zaraz cofnął się płynnie, odchrząknął, zasłaniając twarz teczką.
- No to idźcie. Portal ustawiony - powiedział jeszcze. Woronow wzruszył ramionami i przeszedł jako pierwszy. Za nim zaraz przeszła Pacini. Han zerknął na Praserta i zaproponował mu, że puści go przodem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:30   #565
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat ruszył, po czym przystanął przed wrotami.
- Czyli… możemy wylądować pod wodą… albo w paszczy lwa? - zapytał. - To brzmi trochę niebezpiecznie… - mruknął.
Szczególnie nie chciałby znaleźć się w klatce z rozjuszonymi dzikimi zwierzętami, bo wtedy musiałby skorzystać z mocy Phecdy. Najpewniej by przeżył. Ale IBPI miałoby bardzo interesujące nagranie. Nawet gdyby sam wyłączył nagrywanie, to raczej Han, Alexiei i Olimpia nie zrobiliby tego samego.
- Wszyscy wylądujemy w jednym miejscu? - dodał.
- Tak, wszyscy znajdziecie się w jednym miejscu. Nie martw się, raczej rzadko zdarzają się wypadki - powiedział Jonas i zerknął na portal w zamyśleniu. Han czekał dalej cierpliwie. Sam też spojrzał na przejście.
- W porządku… Skoro tak mówisz… - mężczyzna zawiesił głos. - Niech się stanie.
Zaczął oddychać nieco głębiej. Tak, żeby nikt tego nie zauważył. Następnie zaczerpnął powietrza i zrobił krok do przodu. Jeśli na serio wylądują pod wodą, to chciał mieć trochę zapasu tlenu. Przeszedł przez Portal. Miał nadzieję, że nie będzie ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobił. Mówił sobie, żeby się nie stresować, ale ciało samo reagowało zdenerwowaniem.

Po drugiej stronie portalu nie zetknął się na szczęście z wodą. Ani z hałasem klaksonu. To wskazywało na to, że potencjalnie nie groziło im to.
Gdy się rozejrzał, dostrzegł las. Oraz słyszał jakieś samochody, jednak w oddali. Cała pozostała grupa rozglądała się i czekała. Za moment pojawił się również Han, co uczyniło ich drużynę pełną.
- No dobrze, to teraz znajdźmy nasz samochód. Według danych w dokumentach, powinien być pod hotelem B&B Villa Cerasa. Musimy określić gdzie jesteśmy… - Guiren wyciągnął telefon i zaczął odpalać mapę.
- Na razie wszystko idzie po naszej myśli. Przeżyliśmy przejście przez Portal, to już sukces - Prasert zażartował. - Sprawdzaj, ale jeśli nie będziesz miał zasięgu, to wydaje mi się, że słyszałem samochody w oddali. Może znajdziemy drogę, a tam stopa. Nie wiem jednak, czy aż dla czterech osób.
Privat rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu… czegokolwiek. Jakichś przyczajonych tygrysów. Nie chciał się do tego przyznać, ale miał ambicję szybko i dobrze rozwiązać tę sprawę, żeby Nina była z niego dumna. A pozostali go podziwiali. Dlatego zamierzał uważać nawet w pozornie bezpiecznych sceneriach i mieć oczy dookoła głowy.
Prasert nie dostrzegł żadnych tygrysów, czy innych zwierząt. Zdecydowanie jednak słyszał jakieś ptaki śpiewające w koronach drzew.
- Znajdujemy się około pięciu minut od tego hotelu. Wygląda na to, że jednak tym razem wyrzuciło nas nawet nieźle… - Han wskazał kierunek.
- Musimy iść w tamtą stronę - oznajmił i trzymając telefon przed sobą ruszył w tamtą stronę. Olimpia wsadziła dłonie w kieszenie i ruszyła za nim. Alexiei zerknął na Praserta i poprawił torbę na ramieniu.
- Tak się składa, że to akurat też kierunek ulicy, więc dobrze się składa - zauważył Guiren.

Privat, kiedy już opadła z niego adrenalina, odetchnął głęboko. Osunął się delikatnie na kolana i położył dłonie na trawie. Przymknął oczy. Czuł pod palcami delikatne źdźbła, brązowe gałązki i małe kamyczki. Gdzieś pod spodem w ziemi drążyła gąsienica, a na powierzchni zalęgały się grzyby. Odetchnął świeżym, leśnym powietrzem, a następnie podniósł głowę i spojrzał na drzewa. Wysoko, pomiędzy ich konarami, prześwitywały niebieskie niebo poprzedzielane pojedynczymi chmurami.
- Jak dobrze wrócić na ziemię - mruknął. - Strasznie pusto jest na tym oddziale. Trochę jak na cmentarzu - rzekł.
Następnie pozbierał się i wstał. Od razu czuł się nieco lepiej.
- Możemy iść - powiedział.
Wszyscy czekali chwilę, a gdy do nich dołączył, ruszyli wspólnie.
- Cóż, spędzanie czasu w oddziale i tak nie jest naszą robotą. Jako detektywi najwięcej robimy w terenie - stwierdził Woronow.

Po około pięciu minutach dotarli z lasu na piaskową drogę, która po chwili przeszła w asfalt. Znaleźli się na uliczce pomiędzy domami. Okolica wyglądała zupełnie normalnie i prawdopodobnie gdyby nie informacja na bilboardzie na płocie, oraz mapa Hana, nie wiedzieliby że budynki po prawej stronie należą do hotelu, którego szukali. Na parkingu stał ładny, czarny Jeep. Zdecydowanie należał do nich. Han ze swojej teczki wysypał kluczyki i zerknął i kiwnął głową.
- To nasze - oznajmił. Mogli się zapakować do samochodu.
- Jedziemy najpierw na rozmowę z policjantem, czy z Tabitą? - zapytał Woronow.
- Najpierw może szybko wynajmiemy… trzy, cztery pokoje w tym hotelu? - zasugerował Privat. - Lepiej wcześniej niż później, a może nie uda nam się wszystkiego ogarnąć w jeden dzień… - zawiesił głos, spoglądając po detektywach. - A następnie pojechałbym do Tabity. Najpewniej będzie wiedziała więcej od policjanta. Ostatecznie jest członkiem tej nękanej rodziny. Ciekawi mnie w sumie dlaczego po tamtej sprawie Mnemosyne nie wyczyściło jej pamięci. Musi być albo dobrym sponsorem IBPI, albo mieć z kimś bardzo gorący romans - Prasert uśmiechnął się lekko, ruszając w stronę hotela.
Alexiei ruszył za nim.

- Czy on tak od wszystkiego wali aluzje? - zapytała Olimpia przyciszonym tonem idącego obok Hana, zostali nieco z tyłu i nie weszli z Prasertem i Alexieiem do środka.
- Aluzje? Przecież ja mówię wszystko wprost! - zaśmiał się Privat, który wszystko usłyszał.
Pacini nie odpowiedziała. Przewróciła oczami. Han wyglądał za to na rozbawionego.
- Myślę, że możemy wynająć dwa pokoje? Czy wolisz trzy? - zapytał Woronow. Najpewniej dwa chciał podzielić na jeden dla Olimpii i jeden dla nich trzech, a trzy na jeden dla siebie i Guirena, jeden dla Praserta i jeden dla Olimpii.
- Jeżeli będzie taki pokój, w którym zmieści się nasza trójka, to jak najbardziej możemy go wziąć - powiedział Privat. - A drugi dla Olimpii. Chyba wolałbym tylko dwa, bo mimo wszystko środki na naszej karcie są ograniczone, a ja nie chcę dopłacać w razie czego z własnych pieniędzy, gdybyśmy napotkali potem jakiś większy niespodziewany wydatek - rzekł.
Otworzył drzwi prowadzące do hotelu. Ciekawiło go, czy to była jedna z tych niesławnych, włoskich burdelowych nor, czy może elegancki ośrodek. Z zewnątrz ciężko mu to było określić.
Był to budynek w kolorze złotym, z czerwoną dachówką. Kiedy weszli do środka, za ladą stała młoda dziewczyna. Oglądała coś na niewielkim telewizorku ustawionym na rogu blatu. Po pierwszym rzucie oka, jakąś operę mydlaną. Widząc ich, dziewczyna usiadła prosto.
- Witamy w B&B Villa Cerasa, rodzinnym hoteliku z pokojami do wynajęcia - powitała ich nieco sztywno. Wyraźnie dopiero uczyła się obsługi gości. Mogła mieć jakieś szesnaście lat tak na oko Privata. Uśmiechnęła się jednak lekko.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy wynająć pokoje - powiedział Prasert. - Czy macie taki, w którym zmieściłyby się trzy osoby? Ewentualnie cały apartament? Jest nas czwórka, w tym trzech mężczyzn i jedna kobieta. Dama musi spać sama, natomiast dżentelmeni nie mają nic przeciwko swojemu własnemu, wspólnemu towarzystwu.
Dziewczyna zdawała sobie przypominać układ pokoi. Zerknęła na skrzyneczkę, w któej powywieszano klucze.
- Niestety nie mamy pokoju jednoosobowego, ale jeden apartament ma dwie sypialnie i salon z kanapą. Jeśli więc państwu by to odpowiadało, to donieślibyśmy dodatkową pościel i mogliby państwo wprowadzić się nawet zaraz - powiedziała, obserwując klucz z numerem dwunastym.
- Idealnie - odpowiedział Prasert. - Czy teraz wypełniam dokumenty? Pokazać mój dowód osobisty? Jestem z… Filipin - uśmiechnął się. - Co potwierdza moja wschodnia facjata.
Wyciągnął teczkę i zaczął ją otwierać w poszukiwaniu dokumentów. Pomyślał sobie, że jak już wprowadzą się do pokoju, to dobrze byłoby je solidnie przejrzeć. Jeszcze przed rozmową z kimkolwiek. Jonas wspominał, że znajdował się tam zarys rodziny Nestegio? Chyba między innymi.
Dziewczyna zamrugała.
- A bardzo dobrze mówi pan po włosku… Niezwykłe - zauważyła i przyjęła jego paszport. Zaczęła spisywać dane i wprowadzać do komputera. Następnie wyjęła czytnik karty bankowej.
- Opłata jest pobierana połowę teraz, a połowę przy wymeldowaniu. Na ile dni państwo zostają? Żebym mogła wprowadzić od razu odpowiednią kwotę? - zapytała.
- A moglibyśmy zapłacić dopiero przy wymeldowaniu? - zapytał Prasert. - Jesteśmy tutaj w sprawie biznesowej i nie wiemy, czy konsultacja zajmie nam jeden dzień czy też jeden miesiąc. Dużo wygodniej byłoby nam nie podawać teraz żadnej konkretnej daty opuszczenia hotelu. W ostateczności mogę zapłacić za tę jedną dobą i każdego kolejnego dnia przedłużać o kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę.
- W takim razie zróbmy tak jak pan proponuje. Wynajmę państwu pokój do jutra, a jeśli jutro państwo przedłużą, no to tak jak dziś proszę tu po prostu zejść i dokonać opłaty - zaproponowała, jednocześnie zgadzając się na to co powiedział Privat.
Wbiła na czytnik kwotę za jedną noc, która nie była dramatycznie wygórowana i czekała aż Prasert dokona opłaty.
- E… to ta karta - mruknął Prasert.
Wyciągnął identyfikator policyjny.
Dziewczynka otworzyła szerzej oczy, ale nic nie powiedziała.
- A nie, przepraszam - dodał, zmieniając to na kartę kredytową. Podał ją kobiecie. - Bardzo ładny ośrodek - pochwalił, choć wcale aż tak nie zwalał z nóg. Przynajmniej w porównaniu do odnowionej willi Niny. - Na pewno będziemy zadowoleni z pobytu, już teraz to czuję - uśmiechnął się uprzejmie do młodej dziewczyny.
Nastolatka uśmiechnęła się lekko i po chwili było już po wszystkim. Dokonano opłaty. Prasert otrzymał klucz i informację, że ich pokój znajdował się na przebudowanym poddaszu i że mieli nawet taras.
- Dobra - mruknął Privat. - Idziemy na górę? - zaproponował pozostałej trójce.
Technicznie nie mieli do końca powodu. Nie mieli bagaży do pozostawienia. Mogli siedzieć i czytać akta, ale to dało się uczynić w samochodzie, w drodze do Tabity. Z drugiej strony respektował to, że wszyscy byli tylko ludźmi. Może Olimpia pragnęła skorzystać z toalety, albo Alexiei położyć się na chwilę na łóżku.
- Chyba na razie wszyscy są wypoczęci po poranku, tak? - zapytała Olimpia. Alexiei zrobił nachmurzoną minę na wspomnienie zbyt wczesnej pobudki o dziesiątej rano. Han tylko uśmiechnął się rozbawiony reakcją Rosjanina.
- No, chyba zdaje mi się, że możemy się wstrzymać z odwiedzinami pokoju i wrócić tu po prostu na noc. Zajmijmy się wywiadami i rozeznaniem w sprawie. Najpierw, zadzwońmy do pani, która nas tu sprowadziła, a potem zajmiemy się resztą i zobaczymy ile zdołamy zrobić przed wybiciem pory Siesty - zaproponował Han.
- Ach… dzisiaj zjemy w restauracji! Miłe urozmaicenie - powiedział Prasert. Zazwyczaj gotowali w domu na zmianę. Co nie było wcale złe, dużo osób potrafiło przyrządzić smaczne rzeczy w ich rezydencji. - Ciekawe tylko gdzie zjemy. Ale najpierw to, po co tutaj przyszliśmy - rzekł. Obrócił się do kobiety. - Bardzo dziękuję pani za pomoc. Miłego dnia - rzekł.
Schował dobrze klucz. Głęboko do kieszeni. Następnie ruszył do wyjścia. Myślał. Zadzwoni do Tabity już w samochodzie. Tam też przejrzy gruntownie teczkę.
- Mi… Miłego - powiedziała dziewczyna, żegnając ich.
Nie było dziś szczególnie ciepło, ale chociaż świeciło słońce i nie wiało. Pogoda nadawała się na jazdę bez potencjalnego zagrożenia, że czeka ich wypadek. Wszyscy udali się do Jeepa. Han usiadł za kierownicą, a Alexiei w odruchu usiadł po prostu na miejscu pasażera zaraz obok. Dla Praserta i Olimpii została więc kanapa z tyłu. Dziewczyna wyciągnęła z teczki kartkę z informacjami o rodzinie Nestegio i zaczęła sobie czytać.
- Chcesz zadzwonić do Tabity Prasercie? - zapytał Guiren.
- Tak, musimy się zapowiedzieć - powiedział Privat. - Jej numer jest w tych aktach, Olimpio? - zapytał kobiety. - Mam nadzieję, że tak - mruknął. - Choć samo miejsce jej zamieszkania również byłoby niczego sobie.
Wyjrzał przez okno. Cieszył się, że nie wiało. Zawsze najgorszy i najmniej przyjemny był wicher. Może jasne słońce nie dawało gorąca, ale za to nieco dodawało otuchy. Jak gdyby wszystkie koszmary, potwory i straszne stwory smacznie spały, przygniecione blaskiem odwiecznego, gazowego olbrzyma.
- Jest wszystko Prasercie, możesz sobie sprawdzić… Chyba, że mam podyktować? - zapytała Pacini, zerkając na niego. Han czekał z kierunkiem w jakim miałby jechać, było to uwarunkowane tym, do kogo uda im się dodzwonić i umówić na spotkanie.
Privat wyciągnął telefon.
- Jeśli masz go w zasięgu wzroku, to mów - poprosił. - Ja dopiero musiałbym szukać w tej teczce. Oszczędzimy kilka sekund - mruknął.
Odblokował ekran i włączył aplikację telefonu. Zastygł z palcem nad klawiaturą elektroniczną, która pokazała się na wyświetlaczu i zerknął na Olimpię.

Pacini podała mu numer telefonu, typowy dla włoskiej telefonii, zabawnym było jak na całym świecie numery bardzo różniły się…
Gdy wybrał nawiązanie połączenia, rozległ się pierwszy sygnał, potem drugi, następnie trzeci, aż wreszcie ktoś odebrał.
- Halo? - zapytała kobieta. Miała dojrzały głos, zapewne była już starszą kobietą. Dosłyszał również pewien elegancki manieryzm, ale mogło to być tylko wrażenie, choć fakt, że pochodziła ze starego rodu, mógł być tego przyczyną.
- Dzień dobry - powiedział Prasert idealnym językiem włoskim. - Moje nazwisko… Lucio Buenaflor - lekko uśmiechnął się na to nazwisko. Poczuł się nieco zawstydzony. Jak mieli traktować go poważnie, kiedy nazywał się jak jakiś zniewieściały florysta? - Chciałbym umówić się z panią na spotkanie z powodu problemu, jaki nęka panią rodzinę. Najlepiej w najbliższym czasie. Czy wie pani, dla jakiej organizacji pracujemy? - Privat zapytał niewinnie, ale strategicznie. Nie chciał wymawiać IBPI z nazwy.
Kobieta milczała chwilę.
- Może pan powtórzyć? Bo nie dosłyszałam… - powiedziała. Musiała być lekko przygłucha, ewentualnie winowajcą był ten hałas, który Prasert słyszał u niej w tle.
Mężczyzna zaczerpnął powietrza. Nie mógł pozwolić, aby jego irytacja została zauważona.
- Pan w sprawie mojej rodziny… Chwileczkę… Pan jest detektywem? - zapytała. Teraz Prasert wyraźnie usłyszał, że mijała chyba jakieś roboty drogowe.
- Tak, jestem detektywem - powiedział głośno i wyraźnie. - Zaproponowała pani sekretarzowi rodziny Nestegio, żeby nas zatrudnił - dodał. Miał nadzieję, że Tabita nie była ani głucha, ani głupia. - Czy możemy się teraz spotkać? Porozmawiamy z dużo większym komfortem na żywo - dodał.
- Właśnie wracam do domu, proszę w takim razie podjechać. Ma pan podany adres? - zapytała uprzejmie. Hałas w tle zniknął. Najwyraźniej była w trakcie jazdy, tak jak powiedziała.
Prasert uspokoił się. Spodziewał się, że nie będzie się chciała spotkać. Już to słyszał… “Spotkanie? Z detektywami? Jakimi detektywami… o nie, właśnie wjeżdżam pod most… nie ma zasięgu… Czy słyszy mnie pan?! Czy słyszy?!”
A potem połączenie przerwane.
Na szczęście nie ta wersja wydarzeń koniec końców zwyciężyła.
- Byłoby cudownie, gdyby pani raz jeszcze go podała. Tak, żebyśmy mieli pewność, że wszystko jest aktualne - Prasert powiedział uprzejmie.
Kobieta wysłuchała go uważnie.
- Proszę przyjechać na Via Auguta 39, to jest w okolicy Santerno i Villanova - powiedziała spokojnie ze wspaniałą dykcją. Teraz jak nie było już niczego, co zakłócało rozmowę, Prasert mógł się dobrze przysłuchać.
- Via Augusta 39 w okolicy Santerno i Villanova - Prasert powtórzył powoli nie tyle dla siebie, co dla siedzących wokoło detektywów. - Cudownie. Czy możemy przyjechać od razu? Mam nadzieję, że nie przeszkodzimy pani w niczym szczególnym? Byłoby świetnie, gdyby znalazła pani dla nas czas właśnie teraz. Przepraszam, że nie dzwonię z większym wyprzedzeniem.
- Nie ma problemu, proszę przyjeżdżać. Może załapiecie się państwo na moją poranną kawę - powiedziała uprzejmie. Olimpia tymczasem pokazała mu, że w notatkach mieli dokładnie ten adres podany. Han odpalił silnik samochodu, podpiął telefon i ustawił adres w gps’ie. Alexiei zaczął bawić się radiem, na razie cicho, póki Prasert rozmawiał.
- Proszę nas oczekiwać w najbliższym czasie. Już do pani jedziemy. Do zobaczenia - powiedział Privat i poczekał chwilę, czy coś Tabita zamierzała mu odpowiedzieć. - Jedziemy - szepnął do Hana, który rozgrzewał już silnik.
Podobało mu się, że startowali z kopyta. Bez zbędnej opieszałości. Rzeczywiście zainteresował się sprawą i chciał dowiedzieć się tak dużo, jak to tylko możliwe. Jak najszybciej.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:30   #566
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Według mapy, którą Han odpalił na telefonie, trasa do domu pani Tabity miała im potrwać dwadzieścia pięć minut. Alexiei wreszcie ustawił radio.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PiNdcBg3xC8[/media]

Gorillaz było bezpiecznym wyborem, chyba nie było osoby, której nie podobałby się chociaż jeden ich utwór.
- Jedziemy do tej Nestegio, a potem? Do policjanta? Od razu do posiadłości? Czy zdecydujemy po rozmowie z nią? - zapytał Woronow, opierając ręce za głową.
- Zdecydujemy po rozmowie z nią. Ale domyślny plan to ona, policjant i posiadłość. A w posiadłości między innymi sekretarz. Dowiemy się o co chodzi.
Otworzył raz jeszcze teczkę i zaczął czytać informacje na temat rodziny, które zostały tam skompletowane. Jonas wspomniał, że umieszczono tam choć zarys.
- Fajna piosenka - mruknął przy okazji. - Od razu czuję przy niej, jakbym miał na koncie co najmniej sto misji i był już zmęczony tym wszystkim. Brakuje mi papierosa w ustach tylko oraz seksownych cieni pod oczami - zażartował.
Alexiei parsknał lekko. Zapewne chciał coś dodać, ale tego nie zrobił…

Rodzina Nestegio obecnie liczyła w swym składzie pięcioro członków plus ich partnerów. W posiadłości zamieszkiwała głowa rodziny:
- Averardo Nestegio. Mężczyzna jest 58 letnim właścicielem firmy farmaceutycznej.
- Małżonka głowy rodziny, Maura Nestegio, z domu panieńskiego Rapone. Kobieta ma 54 lata i jest architektem wnętrz.
- Pierwsza córka, Florina Nestegio. Kobieta ma 32 lata i pracuje jako aktorka w Teatro Comunale Alighieri.
- Druga córka, Livia Nestegio[/url. Dziewczyna ma 23 lata. Obecnie studiuje zoologię.
-
Tabita Amodei, z domu Nestegio. Siostra głowy rodu, zamieszkuje wraz ze swoim mężem poza posiadłością. Kobieta ma 63 lata, jest pisarką, a także znaną recenzentką i kolekcjonerką beletrystyki.

Obie córki zamieszkują na stałe w rezydencji wraz z rodzicami, jedynie pani Amodei ma swoją własną posiadłość po drugiej stronie Ravenny.

Inni stali bywalcy posiadłości:
- Ornella Supino. 68 letnia zarządczyni i gospodyni posiadłości Nestegio. Od lat jej rodzina prowadzi stałą współpracę z domem Nestegio, obejmując właśnie to stanowisko.
- Danilo Mediate. 34 letni sekretarz rodziny, partner w firmie pana Nestegio. Zajmuje się finansami rodziny, a także obrotem jej wydatków.

W posiadłości jest również około trzech ogrodników, dwóch kucharzy, a także sześciu pokojówek i trzech strażników.

Rodzina jest w posiadaniu sporych terenów ziemskich, które państwo wynajęło od rodu pod tereny parku narodowego, a także zoo i pobliskiego aquaparku. Rodzina jest poważana w całej Ravennie, a także ma ogromne znaczenie na północy Włoch.

Te informacje Prasert zdołał wyczytać ze swojej teczki.

- Tacy ludzie mogą mieć wielu wrogów - mruknął Privat, czytając akta od początku. - Zaczynając od tego, że Averardo jest właścicielem firmy farmaceutycznej. To są niebotyczne pieniądze. Dosłownie wszyscy mogą im zazdrościć i też wiele osób może mieć im za złe różne rzeczy, jeśli Averardo w swej karierze nie zawsze był fair. A łatwo jest o moralne potknięcie, kiedy jest się na takim stanowisku. Reszta rodziny nie zwraca szczególnie mojej uwagi. Może Florina jako aktorka na swej drodze napotkała jakiegoś szczególnie złośliwego wielbiciela, który źle zniósł odrzucenie przez nią. Ciekawi mnie to, co tu jest napisane… Rodzina posiada sporo ziemi, które państwo wynajęło na park narodowy. Czy to w ten sposób zazwyczaj funkcjonuje? - zdziwił się. - Wydawało mi się, że parki narodowe należą do państwa i nie mogą być w żaden sposób przekształcone. Jak można to osiągnąć, jeśli ta ziemia będzie należeć do osoby prywatnej? W każdej chwili może zabrać ją z powrotem i postawić tam fabrykę, co jakby przeczy definicji i samemu zamysłowi parku narodowego… - mruknął.
- To Włochy… - powiedział Alexiei, ale Olimpia posłała mu takie spojrzenie, jakby chciała go zastrzelić, jeśli dokończy.
- Sądzę, że stare rodziny we wszystkich krajach mają nieco inne układy z państwem, niż normalni ludzie Prasercie… - przybył z odsieczą Guiren.
- Możliwe, że państwo sowicie im płaci za utrzymanie tej strefy parkiem narodowym, a i oni mogą mieć z tego profity… Chociażby przez sam fakt, że w parku narodowym nikt nie wybuduje osiedla mieszkań, nikt nie wykupi ziemi, no i nie będzie głośnych, uciążliwych sąsiadów koło ich posesji… Jak ma się pieniądze, różnie można sobie radzić, czyż nie? - zauważył Han.
- To trochę jak w tym filmie… Hm… ‘Osada’? O tym milionerze, który wykupił ogromny teren lasu, ogrodził go i wraz z innymi przyjaciółmi zamieszkiwał w osadzie przywodzącej na myśl wioskę średniowieczną, ponieważ chciał uchronić dzieci przed zagrożeniami wielkiego miasta… Więc cała starszyzna osady przebierała się za potwory i straszyła ludzi… Przez co wszyscy bali się opuszczać osady i trzymali pewnych zasad, które miały ich bronić… - powiedziała Olimpia.
- Taka ekscentryczna forma ucieczki od świata, by odpocząć… - podsumowała.
Prasert zamilkł na chwilę. Po czym roześmiał się.
- Nie przesadzajmy - zaproponował. - Raczej nie chodzi o to, że chce odizolować się od reszty świata, inaczej nie pozwoliłby córce zostać aktorką, a siostrze zamieszkać nie wiadomo gdzie. Bardziej trafiło do mnie tłumaczenie Hana, że Averardo ma jakieś brudy na którychś polityków i ci płacą mu haracz z pieniędzy publicznych, co jest ładnie nazwane wynajmowaniem terenu na park narodowy - Privat skinął głową. - To miałeś na myśli, prawda? - mężczyzna spojrzał na Chińczyka.
- Mniej więcej - zgodził się Guiren. Uśmiechnął lekko.
- Tak czy inaczej, będziemy obcować z rodzinką pokroju rodziny Corleone, więc nawet jeśli nie mają nic za pazurami, to lepiej nie obraźmy ich w żaden sposób - dodała jeszcze Pacini.
- Nie boję się ich - odpowiedział Privat. - Bo widzisz… oni mogą mieć władzę i pieniądze, ale my mamy coś dużo potężniejszego. Coś paranormalnego - spojrzał na Hana i Alexieia. Przez kilka długich sekund zamyślił się i przypomniał sobie o obecności Olimpii. - Potęgę prawdziwej przyjaźni, rzecz jasna - uśmiechnął się do niej szeroko. - No i nie są naszymi wrogami. Mamy im pomóc, a nie toczyć z nimi wojny - mruknął.
- No jasne… Tylko może nie podrywaj im córek rodziny… - poleciła Olimpia, lekko rozbawiona. Trudno by miała o nim inną opinię, od pierwszej minuty ich znajomości, Prasert zdawał się mieć jeden życiowy cel - flirt ze wszystkim co może potencjalnie chcieć flirtować…
- Sugerując, że są brzydkie, tylko je obrażę - powiedział Privat. - Myślę, że właśnie powinienem je uwieść i z każdą z nich spędzić noc, żeby były kompletnie zadowolone i zaspokojone. Oraz szczęśliwe. Jak tego nie zrobię, Averardo najpewniej mnie zastrzeli. A przynajmniej podrzuci mi do samochodu ucięty, koński łeb.
Pacini otworzyła usta, po czym je zamknęła, po czym znów otworzyła. Wyglądała jak ryba, która patrzyła na świat przez szybkę akwarium. Może chciała coś powiedzieć, ale nie mogła zwerbalizować żadnego słowa.
- No wiesz co… - powiedziała wreszcie. Pokręciła głową.
- Myślisz, że każda kobieta chce się z tobą przespać, czy coś? - zapytała.
- To byłoby tylko połową prawdy - powiedział Prasert. - Gdybyś powiedziała, że każdy człowiek chce się ze mną przespać, wtedy bym się zgodził.
Najbardziej bawiło go to, jak Olimpia reagowała na jego słowa. Technicznie Prasert wierzył w pełni w to, co mówił. Może ludzie nie pożądali go na pierwszy rzut oka, a przynajmniej nie wszyscy… Ale wystarczyłoby kogoś pocałować, żeby padł mu do stóp. Gdyby nachylił się i przysunął wargi do ust Pacini w tym momencie, rozpaliłby ją tak, że nawet samochodowa gaśnica nie zdołałaby jej zagasić.
- Niezłe masz ego Prasercie Privatcie… - podsumowała rozbawiona. Han i Alexiei wymienili spojrzenia i lekkie uśmieszki na przednich siedzeniach samochodu. Obaj w końcu wiedzieli, że Prasert nie tylko ego miał niezłe…

***

Gdy dojechali pod dom Tabity, Han wyłączył silnik Jeepa. Była to spora rezydencja. Ściany były białe, a dach burgundowy. Trawniki przy wjeździe były zadbane i dopiero co zroszone ze zraszaczy.
- Idziemy wszyscy? - zapytał Alexiei.
- Ja na pewno - odpowiedział Prasert. - Pytaj pozostałych - mruknął. - Wydaje mi się, że nie ma powodu, żeby pilnować samochodu. Coś mi mówi, że w tej okolicy nie ma zbyt dużo złodziei - mruknął.
Poprawił teczkę w dłoni i otworzył drzwi. Odpiął pasy i wyszedł na zewnątrz. Wyprostował się. Bez wątpienia Tabita nic nie traciła, nie będąc z resztą rodziny. Przynajmniej nie pod względem materialnym. Ta rezydencja była duża, elegancka i bardzo estetyczna. Na pewno kobiecie niczego w życiu nie brakowało.
Koło bramy wjazdowej Prasert zauważył videodomofon. Najpewniej był to sposób, żeby dostać się na teren posiadłości. Alexiei i Olimpia również wysiedli, tymczasem Han przeparkował Jeepa na niewielki parking po drugiej stronie ulicy, koło jakiegoś sklepu.
- No to rzeczywiście po prostu wejdźmy… - zaproponowała Olimpia. Podeszła przodem do bramy i do videodomofonu. Przycisnęła przycisk i czekała.
- Tak? - odezwał się męski, bardzo spokojny głos.
- Mm, dzień dobry. Jesteśmy umówieni z panią Tabitą Amodei na rozmowę… Rozmawialiśmy z nią jakiś czas temu przez telefon… - powiedziała Pacini.
- M, tak, proszę. Wejście frontowe - polecił głos i rozmowa zakończyła się. Brama po chwili ruszyła, aktywowana mechanizmem. Dostali się na wysypaną drobnymi, jasnymi kamykami drogę wiodącą aż pod samą posiadłość. Długiej drogi do przebycia nie mieli, na pewno jednak teren dookoła budynku musiał być znacznie okazalszy. Większość jednak zasłaniały taktycznie posadzone cyprysy, mające zapewne zapewnić prywatność na posesji.

Privat pomyślał, że to było naprawdę fajne miejsce do życia. Z drugiej strony nie zazdrościł specjalnie, bo domowi Niny również niczego nie brakowało. Rozglądał się w poszukiwaniu czegokolwiek, co zwróciłoby jego uwagę. Nie spodziewał się jednak ujrzeć jakichś tajemniczych śladów, rozbitych okien, pozostawionego podejrzanego bucika, czy innych poszlak tego typu. Ruszył dlatego prosto do drzwi.
- Wywiad podstawą dobrego śledztwa - powiedział i nacisnął dzwonek.
- Co prawda, to prawda… - stwierdził Han, podchodząc i stając obok niego. Olimpia i Alexiei byli nieco z tyłu. Po chwili drzwi otworzył przed nimi starszy, elegancko odziany mężczyzna. Miał na sobie surdut, a jego siwa broda i wąsy były pieknie przystrzyżone. Popatrzył na całą czwórkę. Jeśli zdziwił się, to w ogóle tego po sobie nie okazał.
- Zapraszam państwa do środka. Nazywam się Flaviano, jestem kamerdynerem państwa Amodei - skłonił lekko głowę, po czym ustąpił, pozwalając detektywom wejść do środka.

Hol do którego weszli przystrojony był pięknymi obrazami pejzaży. Prowadziły stąd trzy korytarze, a Flaviano poprowadził ich tym w lewą stronę. Wkrótce znaleźli się w eleganckim saloniku. Był tu ogromny kominek, część wydzielona na fotele i kanapy, a także ogromne, wspaniałe pianino. Na krześle, koło małego stoliczka siedziała [ulr=https://i.imgur.com/oS38s5O.jpg]Tabita, a po niej chodziły trzy małe kociaki. Miaucząc i prosząc o jej atencję. Kobieta głaskała je i drapała delikatnie. Na kanapie leżała wygodnie wyciągnięta biała kocica, zapewne dumna mama trojga malców, czujnie obserwując swoje pociechy w rękach swej pani.
- Witajcie. Bardzo mi miło, jestem Tabita Amodei - powitała ich kobieta i posłała delikatny, dość oszczędny uśmiech. Zdawała się być jakby, nieco zmęczona. Takie przynajmniej pierwsze wrażenie odniósł Prasert.
Privat podszedł do niej.
- Moje nazwisko Lucio Buenaflor - powiedział. - Cieszę się, że zgodziła się pani z nami porozmawiać. Jakie piękne kocięta - uśmiechnął się do białych zwierzątek. - Proszę mi wybaczyć, uwielbiam takie maluszki - rzekł. - Trochę przypominają mi moje własne dzieci - zażartował.
Pomyślał, że może rozładuje tym naturalne napięcie, jakie powstawało w takich sytuacjach. Nie wiedział, na ile Tabita była zmęczona, a na ile zdenerwowana. Niektórzy ludzie okazywali nerwy w bardzo różny, czasami nieoczywisty sposób.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Tak, pamiętam, to z panem rozmawiałam przez telefon… Świetnie mówi pan po włosku, jest pan stąd? - zapytała zaciekawiona. Nie zdawała się zestresowana, czy spięta.
- Nie do końca, co może zdradzać moja aparycja - odpowiedział Prasert. - Ale dziękuję za komplement. Zwłaszcza jeśli pochodzi z ust pisarki i dotyczy języka - spojrzał na nią miło.
- Zapraszam państwa, siadajcie. Za moment Antonia przyniesie państwu kawy i herbaty, oraz ciastka - zaprosiła wszystkich do pomieszczenia. Olimpia zajęła miejsce na kanapie, a Han i Alexiei usiedli w dwóch wolnych fotelach. Prasert mógł usiąść na kanapie obok kociej mamy, albo na tej, którą zajęła Olimpia. Wybrał tę pierwszą.
- Cieszę się, że tak szybko państwo przybyli. Czy chcą państwo zadać mi jakieś pytania, czy może od razu mam przejść do opowiadania co takiego miało miejsce i skąd mój kontakt z waszą organizacją? - zapytała.
- Istnieje wiele różnych szkół zbierania wywiadu - powiedział Prasert, jak gdyby przeczytał po kilka razy wszystkie książki w nieistniejącej bibliotece IBPI. - Jedna pozwala rozmówcy na swobodną wypowiedź, inna preferuje bardziej usystematyzowany styl rozmowy i serię rzeczowych pytań. Może to być niestety nieco dławiące, a nie chciałbym sprawić, żeby poczuła się pani choćby w najmniejszym stopniu niekomfortowo. Proszę więc zacząć od początku i opisać wszystko swoimi słowami. Po pani opowieści zadamy kilka pytań, jeśli pani na to pozwoli.
Tabita kiwnęła głową, usatysfakcjonowana taką propozycją ze strony Praserta.
- Dobrze więc… Przejdę wprost do sedna, a od tego opowiem co zaszło i co myślę - zapowiedziała. W tym czasie do pomieszczenia weszła inna kobieta. Wniosła tacę z ciastkami, oraz elementami, z których goście mogli sporządzić sobie napoje. Był czajniczek z kawą i był imbryk z gorącą wodą, zbiorniczek z mlekiem i taki ze śmietaną. Była cukiernica z kostkami cukru, odpowiednia ilość łyżeczek i dwie misy ciastek i wafelków. Kobieta nie łapała z nikim kontaktu wzrokowego. Wykonała swoje zadanie i niczym cień opuściła pomieszczenie.
- Nasza rezydencja rodowa jest nawiedzona. Jest stara, ma wiele sekretów i od zawsze czułam się tam źle, dlatego się wyprowadziłam. Mój młodszy brat uważa, że to głupoty i szaleństwo, ale wie swoje. Jak byliśmy mali, widzieliśmy tam dziwne rzeczy… Nawet jeśli udaje, to na pewno choć część z nich pamięta. Długi czas nic się nie działo, a potem nastąpiła ta cała eskapada z Dziewczynką z truskawkami… Kiedy wasza organizacja mi pomogła. Sądzę, że tym razem, to może być coś podobnego… Znaczy duch - wytłumaczyła kobieta.
- Zadzwoniła do mnie Livia. Miałyśmy zawsze dużo lepsze kontakty, niż z jej starszą siostrą. Powiedziała, że już od trzech nocy nie może spać. A potem, nastąpiła kolejna i okazało się, że ktoś włamał się do nich do domu i próbował zaatakować ją i jej siostrę… - powiedziała Tabita zmartwionym tonem. Wzięła filiżankę, wrzuciła do niej torebkę herbaty, po czym zalała wodą, a następnie wrzuciła cztery kostki cukru, mówiąc dalej…
- Tylko że, uwierzcie mi państwo lub nie… Żaden pies nie zareagował na posesji… A żadna kamera nie nagrała napastnika, nawet kiedy wypędził biedną Livię z jej własnej sypialni i przegonił przez całe piętro… Skryła się w saloniku myśliwskim… I tam służba znalazła ją rano. Jej starsza siostra tymczasem została zaatakowana w pracy… Jest obecnie w szpitalu. Nie widziała napastnika, ale ktoś zepchnął ją z drabinki, na której stała wieszając ozdoby. Wie pan, takie ze schodkami, po których się wchodzi na stojący podest, nie te zwykłe… Czuła wyraźnie, że ktoś ją zepchnął. Mój brat uważa, że ktoś próbuje nas zastraszyć, ale to wprost niemożliwe, żeby być aż tak dobrym… Czyż nie? - zapytała nieco przejęta Tabita. Napiła się swojej wyjątkowo słodkiej herbaty. Biała kocica tymczasem przeciągnęła się leniwie, podniosła i weszła Prasertowi na kolana, zaczynając się do niego łasić.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:31   #567
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat spojrzał na kota. “Bądź moim szpiegiem”, pomyślał. Następnie wykrzesał z siebie iskierkę Phecdy i nachylił się, żeby pocałować futrzaka w czubek głowy. Nie wiedział, czy to zadziała. Ale może udałoby się zdobyć agenta wewnątrz posiadłości Tabity, który mógłby mieć na nią oczy i uszy szeroko otwarte. Oczy kotki delikatnie zabłyszczały i zaczęła mruczeć i turlać mu się na kolanach, jakby był pokryty kocimiętką.
- Śnieżko… Nie wiem co w nią wstąpiło, zwykle jest raczej nieufna do obcych… - pokręciła głową Tabita, kotka tymczasem mruczała do Praserta miłosną pieśń.
- Należy ci się za ten duży poród, moja miła! Musisz być silną dziewczynką - powiedział do niej. Potem zwrócił wzrok na starszą kobietę. - Mam dobrą rękę do zwierząt. Powiedziałbym, że potrafią rozpoznać dobrego człowieka, ale skromność mi nie pozwala - zaśmiał się.
Następnie przeniósł wzrok na Hana i Alexieia.
- Proszę, przypomnijcie mi później, żeby dokładnie prześledzić trasę z sypialni Livii do salonika myśliwskiego w poszukiwaniu poszlak. Też sprawdzimy sami nagrania z kamer. Będziemy rzecz jasna musieli z nią porozmawiać. Tak samo z jej siostrą, więc szykuje się wizyta w szpitalu. Interesuje mnie dokładny charakter odniesionych przez nią obrażeń. Może nie została tylko zepchnięta z tego podestu - powiedział. - Musimy też ustalić, kiedy dokładnie miały miejsce oba wydarzenia i jaki czas upłynął między nimi. Jeżeli wydarzyły się w tym samym czasie, to mamy do czynienia z dwoma napastnikami.
Następnie Prasert zamyślił się i spojrzał na Tabitę.
- Czy miały miejsce jakiekolwiek inne niepokojące wydarzenia? Przed tym lub też po? Kiedy to w ogóle się wydarzyło? Pani bratanica nie mogła spać już trzy dni przed wydarzeniem. Z jakiego powodu? Coś widziała, słyszała?
- To wszystko miało miejsce trzy dni temu. Od tamtej pory był spokój, przynajmniej Livia nie mówiła nic nowego… A co do tego co nie dawało jej spać… Wie pan… Coś mi mówiła… O ujadaniu psów? Tylko że ponoć to nie były ich owczarki. Są wyszkolone i nigdy nie szczekają… Mówiła, że to tak jakby jakieś bezpańskie psy szczekały zawzięcie… Ale to również nie nagrało się na żadnym nagraniu. Martwię się, że coś może grozić moim bratanicom. Proszę znaleźć sprawcę… Wypadek Floriny miał miejsce dzień po napadzie na Livię - dodała, bo najwyraźniej zapomniała o tym w emocjach. Olimpia przysłuchiwała się wszystkiemu z zainteresowaniem. Han zdawał się bardzo skupiony, a Alexiei miał minę, jakby walczył z sennością. Pochylił się i zaparzył sobie kawę. Kotka dalej ocierała się o Praserta, w końcu ułożyła mu się wygodnie na kolanach i tak leżała. Jej dzieci zeszły z fotela pani Tabity i rozlazły się po pomieszczeniu, niczym mali Kolumbowie.
- Hmm… a czy coś takiego miało miejsce w przeszłości? Wspominała pani o jakichś niepokojących wizjach z dzieciństwa, które przytrafiały się zarówno pani, jak i pani bratu. Czy również słyszała pani ujadanie jakichś nieistniejących, bezpańskich psów? Co się wtedy działo? Również miały miejsce jakieś ataki na panią lub brata? Lub też kogokolwiek innego?
Kobieta pokręciła głową.
- Nie. Nie… I nie było ataków. Przynajmniej, nie takie… Wie pan, poddałam się kilku hipnozom, by o tym zapomnieć i odwiedziłam setki terapeutów… Ale nadal nie mogę zapomnieć jej płaczu - powiedziała Tabita i przez jej twarz przebiegł cień lęku.
Prasert postawił kotkę na bok i przesunął się na kanapie bliżej starszej kobiety. Myślał, czy nie dotknąć przez moment jej ramienia, ale uznał, że to byłaby przesada.
- Bardzo mi przykro, jeśli przywołuję nieprzyjemne wspomnienia z przeszłości. Nie chciałbym, ale tutaj chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo całej pani rodziny. Im więcej nam pani przekaże, tym bardziej nam pani pomoże. Czyjego płaczu nie może pani zapomnieć?
- Kobiety, która utopiła swoje dzieci w studni - powiedziała Tabita.
- Często siedziała na niej, ze zwieszonymi nogami do środka i płakała… Kiedyś po prostu zniknęła… Nie pamiętam kiedy dokładnie… Wyjechałam do internatu, o co wyprosiłam swoich rodziców, a gdy wróciłam po latach, no cóż, już jej nie było. Może po prostu z tego wyrosłam. Może duchy po jakimś czasie wyparowują. Nie wiem… Ale mój brat też na pewno ją pamięta… Kiedyś rzucał w nią kamieniami, a one przez nią po prostu przelatywały - powiedziała w zadumie.
Prasert zamrugał oczami. Próby kamieniowania dzieciobójczyni. Zapowiadało się jeszcze ciekawiej.
- Chciałbym dobrze to zrozumieć. To nie była żadna żywa kobieta, na przykład sąsiadka, która pewnego dnia utopiła swoje dzieci, a potem rozpaczała za nimi. Tylko od samego początku duch. Jeśli tak, to skąd pani wie, że ta kobieta utopiła swoje dzieci i płakała z tego powodu. Ktoś pani o tym powiedział?
Spojrzał na Hana.
- Przypomnij mi, żebym zapytał, gdzie jest ta studnia - szepnął, po czym spojrzał ponownie na Tabitę.
- Bo Averardo z nią kiedyś rozmawiał… Ja słyszałam tylko jak ciągle płakała. Zresztą, nigdy nie podchodziłam blisko. Mój pies, Kropka, ciągle na nią szczekał, gdy tylko podchodziłam za blisko szarpał mnie za sukienkę… I to nie tak, że to było tylko nocą… Ona tam bywała i za dnia… - powiedziała i zmarszczyła lekko brwi. Pomasowała skroń.
- Ave będzie pewnie zaprzeczał, jeśli państwo o to zapytacie. Nigdy, przenigdy o tym nie rozmawia… I bardzo go złoszczą takie tematy - dodała.
- Rozumiem. Choć szczerze mówiąc… nie do końca - powiedział Prasert, dość delikatnie. - To bardzo niepokojące, widok takiej kobiety. Ale czemu państwo nie poszli po prostu do swoich rodziców z prośbą o zajęcie się nią? Czy samo jej istnienie sprawiło, że musiała pani korzystać z hipnozy i psychoterapii? A może zdarzyło się coś bardziej traumatycznego? Gdzie jest w ogóle ta studnia? Jak na terenie państwa posiadłości, to tym bardziej powinny zająć się tym osoby dorosłe. Nie poprosiliście o pomoc zanim zaczęliście rzucać kamieniami?
- Prosiliśmy, ale nikt nie słuchał. Widzi pan. Widzieliśmy ją tylko ja i mój brat. Nikomu innemu się nie pokazywała. Dla wszystkich, to była po prostu stara studnia… A z tego co wiem, mój brat zabetonował ją i rozłożył kilka lat temu - powiedziała i westchnęła. Zdawała się spięta tym tematem. Nie powiedziała, czy stało się coś traumatycznego. Albo nie chciała, albo… Nie pamiętała.
Prasert pokiwał powoli głową.
- A gdzie jest zamurowana studnia? - mężczyzna zapytał uprzejmie. Już wcześniej o to pytał, ale kobieta nie odpowiedziała. - Proszę poczekać…
Wyjął z teczki mapę okolicy i podał ją kobiecie.
- Najlepiej, gdyby mogła pani zaznaczyć… Jeśli to tylko możliwe - poprosił.
Tabita spojrzała na mapę terenu posiadłości. Obejrzała ją uważnie. Wskazała budynek, który określono na mapie mianem garażu technicznego, a następnie przesunęła dłonią nieco dalej od niego w górę i w prawo.
- Powinna być tutaj. Za ogromnym krzewem dzikiej róży i wśród kilku płaczących wierzb. Na tym planie jej nie ma, ale są wierzby - wskazała palcem naniesione drzewa.
- Pomiędzy nimi, a różą - dodała.
- Myśli pani, że będziemy mogli poszukać informacji o tej kobiecie w miejscowej bibliotece? Może w jakichś starych rocznikach gazet pisano o niej. Mam na myśli kobietę, która utopiła swoje dzieci w studni. Kiedy żyła, najpewniej widzieli ją wszyscy dookoła, nie tylko państwo. Czy też zdawała się dużo, dużo starsza? I raczej nie będzie o niej w dziennikach? Może być pani ciężko to ocenić, zwłaszcza że minęło tyle czasu. Ale może jednak…
Kobieta zastanawiała się dłuższą chwilę.
- Nie, niestety nie mam pojęcia. Rodzice nic na ten temat nie mówili, a jeśli miałoby to miejsce, to zapewne ktoś w domu znałby chociaż jakąś historyjkę. Mogą państwo spróbować w miejskiej bibliotece, ale nie mam pojęcia jak datować tę kobietę. Zawsze była w zwykłej, białej koszuli do snu… Takie są uniwersalne we wszystkich dziesięcioleciach - powiedziała i westchnęła. Olimpia zjadła sobie ciasteczko. Chyba nikomu nie przeszkadzało, że Prasert sam zadawał pytania.
- A kojarzy pani, czy jest ktoś, kto w bezpośrednim otoczeniu chciałby tym dziewczynom, albo ich ojcu bezpośrednio zagrozić? - zapytał wreszcie Guiren. Tabita aż podskoczyła, przypominając sobie, że w pomieszczeniu był jeszcze ktoś poza Prasertem.
- Em… Hm… - zamyśliła się nad tym pytaniem.
- Cóż, nie jestem pewna. Dziewczynki są odrobinę rozpuszczone, ale to jak każdy… - kącik ust Olimpii zadrżał.
- A mój brat to władcza i pochmurna osoba, chyba łatwiej byłoby mi wymienić kto nie chciałby jakoś mu dopiec w mniejszym, lub większym stopniu - powiedziała. Guiren kiwnął głową w podzięce za jej odpowiedź.
Jak dla Privata to nie była żadna odpowiedź. Bo nic nie wnosiła.
- Ale jednak jest pani przekonana, że źródłem tych nękań jest upiór, duch, źródło paranormalne, jeśli dobrze rozumiem. A nie osoba trzecia, jak najbardziej namacalna? Przyznam, że opisane przez panią okoliczności na to wskazują… - Prasert skinął głową, zastanawiając się.
Nawet jeśli to nie był upiór, to może jakiś człowiek z mocami paranormalnymi. Ewentualnie… ktoś mieszkający w posiadłości również mógłby przestraszyć obie kobiety. Ktoś z obsługi. Może mógłby majstrować przy kamerach mniej lub bardziej niezauważony… Jednak Oculus wychwycił jakiś sygnał z tej strony, więc najpewniej stało za tym wszystkim źródło nadnaturalne.
- Proszę mi wybaczyć, to może moja paranoja, ale nawet jakby komuś w tamtym domu spadła na stopę doniczka, to zawsze powiem, że to wina duchów. Po prostu to miejsce jest złe… - oznajmiła. Najpewniej w tym tkwiło sedno sprawy i dlaczego zgłosiła się do organizacji… Bóg wie w ilu przypadkach już się zgłaszała i ile razy mogli ją ignorować i tym razem wreszcie zdarzyło się, że to mogło być rzeczywiście ‘coś’.
- A co wydarzyło się dwa lata temu? I wspominała pani coś o dziewczynce z truskawkami… Czyżby rosły tutaj truskawki? - zapytał Prasert i uśmiechnął się lekko na koniec. - A może to nazwa obrazu? Brzmi tak trochę, musi pani przyznać.
- Mój mąż jest terapeutą. Kilka lat temu miał pacjentkę, która od dziecka miała problem z wymyślonymi przyjaciółmi, którzy mówili jej co ma robić. Do takiego stopnia, że mąż uważał, że samookaleczała się i maskowała to mówiąc, że to oni jej to zrobili, bo ich nie słuchała. Trafiła do niego. Zadurzyła się w nim, mimo, że jest od niej o wiele lat starszy… Mój mąż starał się jej wyperswadować, że nie czuje do niej nic. Że ich relacja jest wyłącznie jak pomiędzy lekarzem i jego pacjentem. Nie docierało to do niej i musiał niestety zalecić jej zmianę terapeuty. Ostatnie co mu wtedy powiedziała, to że Mika po niego przyjdzie. Od tamtej pory, mój mąż zaczął widywać młodą dziewczynę ze stoiskiem z truskawkami. Początkowo rzadko, co jakiś czas. W pewnej oddali. Jak jechał gdzieś samochodem na przykład… Potem, coraz częściej. Na przykład, przed budynkiem pracy, przed naszym domem… Gdy zaczęła pojawiać się w nocy w naszym domu, sądziłam że oszalał, ale miał zadrapania na plecach… I wtedy pojawili się detektywi z waszej organizacji. Bardzo miła para… Zajęli się tą sprawą i rozwiązali ją w zaledwie kilka dni… Mój mąż niczego nie pamięta, bo poprosiłam o to, by wymazano mu pamięć, ale łożę pieniądze w podzięce za to wydarzenie, a także poprosiłam, by moja pamięć pozostała nienaruszona w tej sprawie. I tak jest już pełna dziwnych rzeczy, co mi po jednej w tę, czy we wte. Okazało się, że jednak ta pamięć się przydała - Tabita uśmiechnęła się kwaśno.
Czyli wszystko sprowadzało się do pieniędzy. Oczywiście, że tak. Zdawało się, że za forsę można było kupić nawet IBPI.
- I jak to rozwiązali? Jaki był finał tej opowieści? - zapytał mężczyzna.
Nie miał na razie bardziej skomplikowanych pytań od tych.
- Zabrali Matildę, zniknęła Mika - odpowiedziała Tabita. Proste. Najpewniej kobieta miała jakieś zdolności i IBPI uznało, że najlepszym rozwiązaniem będzie zabrać ją do jakiejś placówki. a co się tam z nią stało? To już zapewne informacje, do których dostęp mają detektywi wyższych stopni…
- Myśli pani, że te sprawy mogą być jakoś powiązane? - zapytał Prasert. - Wpierw tak myślałem, ale teraz przynajmniej z mojej perspektywy wydaje się to wątpliwe. Przecież Matilda nie dręczyła pani od dzieciństwa, a już wtedy były pierwsze problemy - westchnął Privat.
- Sądzę, że nie są powiązane, a cały świat jest pełen paranormalnych rzeczy, tylko nikt zazwyczaj ich nie zauważa - powiedziała pochmurnie.
- Ale waszej rodzinie przydarzają się w dużych ilościach - zauważył Privat. - Czy wie pani, dlaczego tak może być? Co takiego może być z tym domem nie tak? Doszło tam do morderstw? Samobójstw? Na pewno wie pani co nieco o historii swojej rodziny… - ciągnął Prasert. - Jak w każdej rodzinie jest dużo wstydliwych rzeczy, którymi niekoniecznie chcemy dzielić się z obcymi osobami. Ale proszę panią o to. Bo mimo że może pani uznać coś za istotne, to może to w rzeczywistości być niezwykle ważne dla śledztwa… - Taj zawiesił głos.
- Historia naszej rodziny jest pełna dobrych i niezbyt dobrych sytuacji. Brała czynny udział w II wojnie światowej, były samobójstwa, były kradzieże, były morderstwa… Nie wiem ile z tego w samym budnyku rezydencji, a ile poza nim… Wiem natomiast o jednej ciekawej historii. Ponoć dziadek po wojnie przywiózł ogromną skrzynię skarbów… Za współpracę z Mussolinim. Moja babcia kazała mu to sprzedać, bo to przeklęte, żydowskie, brudne kosztowności, ale nie mam pojęcia co się z tym tak faktycznie, rzeczywiście stało - powiedziała Tabita. Chyba nie była dumna z takiej historii, ale w końcu byli we Włoszech, a Włochy jednak stały w układzie z Hitlerem…
- Rozumiem, że rezydencja została gruntownie przeszukana w poszukiwaniu tej skrzyni? - zapytał Prasert. - Rezydencja… oraz studnia… - zawiesił głos.
- To zapewne wie mój brat… Ale zapewne nie będzie chciał o tym rozmawiać - powiedziała cierpko Tabita.
- Ech… - Privat pokiwał głową. - Czy jest jeszcze coś, o czym warto byłoby wspomnieć? A o czym nie dopytaliśmy? - zapytał kobietę.
Następnie przesunął wzrok na Olimpię, Hana i Alexieia.
- Może wy również macie jakieś pytania? - zapytał ich.
- Nawiedzona studnia, szczekanie psów, niewidzialni napastnicy, potencjalny skarb skradziony za czasu drugiej wojny światowej… Klątwy, a także zwykli ludzie… Chyba mamy potencjalnie już wszystko. Jakbyśmy pozbierali więcej, to moglibyśmy się pogubić. Sprawdźmy najpierw to - zaproponował Alexiei. Han i Olimpia przytaknęli. To było już całkiem sporo informacji…
- Też tak sądzę - Prasert pokiwał głową. - Na pierwszy rzut oka to ta skrzynia nam podpada, prawda? Leży gdzieś, albo znaleziona przez pani brata, albo też nie - spojrzał na Tabitę. - Jest w niej pełno różnych artefaktów i to od nich straszy. Z drugiej strony… dlaczego akurat teraz Oculus odebrał sygnał? Coś zmieniło się w ciągu tych kilku ostatnich dni? Może skrzynia została otwarta… - Privat dywagował. - Bo rozumiem, że już wcześniej uważała pani to miejsce za przeklęte, ale dopiero teraz owe upiory zdobyły moc… taką fizyczną. Że aż doprowadziły pani bratanicę do hospitalizacji.
- Tak… Tak! Dokładnie tak… Dobrze pan to ujął… Upiory dopiero teraz zyskały zdolność fizyczną do atakowania nas… - zgodziła się z nim Tabita. Tak jakby olśnił ją tym spostrzeżeniem.
- Gdzie w państwa rezydencji można by było schować taką skrzynię? - zapytał Han.
- Na strychu, w piwnicy za winniczką, ewentualnie w którymś przybytku na terenie posiadłości. Te stare szopy i składy kiedyś były oborami i stajniami, tam też można było schować taką skrzynię - stwierdziła w zadumie.
- Żydzi was dręczą - powiedział Prasert. - Lepiej. Zmarli Żydzi.
Pokiwał głową i wstał.
- Albo też nie. Dziękuję pani za rozmowę - rzekł i wyciągnął rękę w stronę Tabity. - Wydaje mi się, że jak na razie to nasze wszystkie pytania. Czy możemy na panią liczyć, jeśli przyjdzie nam do głowy następne? Czy będzie pani pod telefonem? - zapytał ją tonem bardziej nakazującym, żeby tak było.
- Tak oczywiście… O ile nie będę spać, to na pewno odbiorę. Prosze dzwonić w razie pytań. Jeszcze raz dziękuję, że się państwo tym zajmą - powiedziała uprzejmie i wstała z fotela. Reszta również zaczęła się podnosić. Najwyraźniej to była pora się zbierać.
- Nie ma za co, to dla nas przyjemność, pomagać państwu - powiedział Prasert.
“Pieprzeni faszyści”, pomyślał.
- Do zobaczenia - rzekł z uśmiechem. - Czy mogę wziąć jednego wafelka na drogę? - zapytał i schylił się po łakoć. Zastygł z dłonią nad nim i spojrzał uprzejmie na Tabitę. Oczywiście, że był uroczy.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:31   #568
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Tabita kiwnęła głową uprzejmie.
- Proszę… I proszę nie rozmawiać z moim bratem o tej historii, nie jesteśmy z żadnej z nich dumni, a on dodatkowo nie wierzy w duchy… - przypomniała jeszcze raz Tabita. Następnie doprowadziła ich do drzwi, skąd odebrał ich jej kamerdyner, zapewne celem odprowadzenia do wyjścia.
- Powodzenia! - pożyczyła im na odchodne.
Prasert uśmiechnął się. Spojrzał na Śnieżkę, która stała w oddali.
- Przekaż mi, gdyby zdarzyło się coś ciekawego, moja nowa przyjaciółko - zaśmiał się do kota. Śnieżka zamiauczała, składając mu obietnicę.
Obrócił się i już bez uśmiechu ruszył w stronę samochodu. Myślał nad tym wszystkim, co powiedziała Tabita. Przystanął dopiero przy pojeździe. Miał rzeczywistą ochotę, żeby zapalić. Poczekał, aż reszta do niego dołączy.
- I co o tym myślicie? - zapytał ich.
- No… Trochę tego mają… Za pazurami - podsumowała Olimpia. Poczekała, aż Han otworzy samochód. Wsiadła do środka, ale nie zamykała drzwi. Alexiei przeciągnął się.
- Dużo gadała, mało twardych szlaków, choć ten wątek z żydowską biżuterią brzmi jak potencjalna puszka Pandory w składziku na miotły - stwierdził Woronow.
- Yep. Dokładnie to porównanie miałem w głowie. Puszka Pandory. Powiedziałem to na głos? - Prasert zmarszczył brwi. - Czy sam na to wpadłeś? Hmm...
- No wygląda na to, że cokolwiek powoduje te nowe wydarzenia, najpierw musimy zebrać więcej informacji do całej układanki. Proponuje skontaktować się z funkcjonariuszem, abyśmy mogli potwierdzić zeznanie na temat braku nagrań oraz dowiedzieli się kogo potencjalnie podejrzewają. Po tym myślę, że czeka nas wyprawa do posiadłości - zaproponował Guiren.
- Tak. Ale najpierw na komisariat. Bo wydaje mi się, że jak pojedziemy do tej posiadłości, to prędko się już z niej nie wyrwiemy - Privat uśmiechnął się półgębkiem. - A jakie wrażenie sprawiła na was Tabita? Wydaje mi się, że jest w porządku, choć może coś ukrywać w związku z tą studnią.
Otworzył drzwi obok Olimpii, która siedziała już w środku. Następnie wszedł do środka, ale również nie zamykał jeszcze drzwi.
- Hmm, sądzę, że nie zdawała się zbyt skryta, jeśli walnęła nam opowieść o koneksjach z faszystami, to raczej powiedziałaby, gdyby coś więcej było przy sprawie tej studni… Ale też musimy to brać pod uwagę… Mnie zaciekawił ten jej brat, Averardo. Mam wrażenie, że może nie chcieć takich tematów i drażnią go, bo się boi tego co pamięta - zasugerowała Olimpia.
- Hmmm, możliwe - stwierdził Alexiei.
- Nie wiem, ale jakoś już teraz nie przepadam za typem - mruknął Prasert. - Ale nie będę mógł tego okazywać. W sumie nie jestem przekonany, co dokładnie w nim mi się nie podoba, ale mnie irytuje. Chyba… chyba już wiem. Nie lubię wątków, w których facet jest świadkiem czegoś bez wątpienia paranormalnego, ale jest taki logiczny i władający rozumem, że aż nie jest w stanie tego zaakceptować. To świadczy o bardzo wąskiej perspektywie… - westchnął. - Poza tym Olimpio… wiesz, różnie bywa. O faszystach można powiedzieć, bo to w sumie dotyczyło przodków, nie jej samej. Natomiast jeśli chodzi o jej jakieś własne, prywatne doświadczenia z przeszłości, w którym może coś przeskrobała, może nie… - Privat wzruszył ramionami. - Ale nie szedłbym tym tropem. Zostawiłbym już Tabitę w spokoju.
- No, zdecydowanie mamy sporo wątków. To teraz co? Dzwonimy do tego Amedeo Musso? - zapytał Alexiei.
- Chcesz też dzwonić, czy tym razem damy pogadać Olimpii, skoro to kobieta, tam facet i żeby było sprawiedliwie? - zaproponował Woronow rozbawiony. Pacini przewróciła oczami.
- Niech tak będzie. Ja już się tak nagadałem, że aż mi zaschło w gardle - mruknął mężczyzna. - Działaj, Olimpio. Oczaruj go. Niech wszystko nam wyśpiewa - uśmiechnął się do niej. - Zawładnij jego sercem tak, jak zawładnęłaś naszym.
Mówił te wszystkie rzeczy, bo wiedział, że łatwo ją było zażenować. Była to dla niego rozrywka.
Olimpia spojrzała na niego, jakby upadł na głowę i zrobiła się lekko czerwona. Odwróciła się i wyjęła swój telefon, następnie z teczki wyjęła kartę i sprawdziła numer do policjanta.
Czekała chwilę.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność z panem Amadeo Musso? Mogę zająć panu chwilę? - zapytała. Nastąpiła chwila ciszy.
- Nazywam się Luna Benassi, jestem jedną z czworga detektywów wynajętych przez pana Mediate… Tak… Dokładnie, do sprawy rodziny Nestegio… Chcielibyśmy się z panem spotkać i zapoznać z informacjami, które miałby pan dla nas. Jest możliwość, byśmy zajęli panu godzinkę dzisiaj? - zapytała. Zerknęła na zegarek. Słuchała czegoś.
- Na jaki adres? - zapytała. Przytaknęła odruchowo głową i mhmnęła.
- Dobrze… Powinniśmy dotrzeć w ciągu godziny… Dobrze… Do widzenia panu - powiedziała. Rozłączyła się i westchnęła.
- Jedziemy na Via del Pioppo 51. To w Ponte Nuevo… - powiedziała. Han zaczął wpisywać w GPS.
- Dwadzieścia pięć minut jazdy. A jak chce ci się pić Prasercie, pod siedzeniem Alexieia, tam gdzie siedzisz może być jakaś zgrzewka wody. Czasem nam podrzucają na zadania - podpowiedział mu Chińczyk.
- Bardzo rozsądnie - powiedział Privat, myśląc. - Benassi… czy nie był może kiedyś taki didżej? - zapytał. - Musi mieć w oddziale swojego fana - zerknął na Olimpię. - Jego najbardziej znana piosenka nie jest zbyt feministyczna. Przynajmniej jeśli chodzi o teledysk. Choć jak na tamte czasy wcale nie jest aż tak kontrowersyjna - mruknął. - Ale ja mówię o muzyce, a tutaj misja. Jakie sprawiał wrażenie Musso? Musso… lini. Mussolini. Może to wcielenie króla faszystów, który chce odzyskać skradziona żydowskie trofea i dlatego straszy biedne młode dziewczyny w rezydencji Nestegiów - zaśmiał się.
- No nie wiem, ale tutaj to bym się spodziewała wszystkiego… Cóż, znów go przepytasz, oczarujesz jego świnkę morską, czy co tam ma i zbierzemy kolejne informacje - stwierdziła lekko rozbawiona Olimpia.
Han włączył silnik i poczekał, aż wszyscy pozamykają drzwi, by mogli ruszyć w drogę.
- Mam nadzieję, że to będzie rzeczywiście świnka morska, a nie na przykład wszy - mruknął Prasert. - Jacy ludzie, takie ich zwierzęta - powiedział.
Zabrzmiało to jak jakieś przysłowie, ale Prasert kompletnie nie miał pojęcia, czy tak rzeczywiście było. Również się nad tym nie zastanawiał.
- Może pójdziemy na obiad po komisariacie? Skoro już będziemy w Ponte Nuevo? - zaproponował.
Wyciągnął butelkę wody mineralnej i napił się jej. Wtedy uzmysłowił sobie, że nie próbował niczego u Tabity. No cóż, dobrze było wyrobić sobie taki nawyk. Spożywanie rzeczy od nieznajomych nie zawsze kończyło się dobrze, o czym przekonała się między innymi Królewna Śnieżka.
- Hm, ale nie jedziemy na komisariat. Z tego co rozumiem, udajemy się do domu tego policjanta. Będzie nam w końcu przekazywał dane, których nie powinien nam podawać. Policja i prywatni detektywi zazwyczaj za sobą nie przepadają - zauważyła Olimpia.
- Ale tak, po spotkaniu z panem Musso możemy się wybrać na obiad, chyba będzie na to odpowiednia pora - dodała jeszcze.

Droga do domu Amadeo Musso potrwała rzeczywiście około 30 minut. Głównie przez niewielki korek w okolicy centrum Ravenny. Dom pod który podjechali wyglądał dość standardowo. Był jedną połową bliźniaka w bladym, pomarańczowym kolorze. Guiren zaparkował przed bramą wjazdową na podwórze, by nie zajmować niepotrzebnie chodnika. Koło furtki znajdował się dzwonek. Pacini wysiadła z samochodu, a zaraz za nią Han i Alexiei. Prasert wyszedł jako ostatni. Ruszył prosto do dzwonka.
- Ciekawe co to za typ człowieka - mruknął. - Skoro umówił się na spotkanie we własnym domu, to najpewniej nie będzie nam robił problemów. Wręcz przeciwnie, to znak, że chce nam pójść na rękę i pomóc w śledztwie. Szczerze mówiąc to nie dziwię mu się. Im więcej my rozwikłamy, tym mniej on będzie miał do rozpracowania. To tak działa? - zaśmiał się pod nosem.
Wcisnął przycisk. Czekał na głos mężczyzny.
Rozległo się stłumione ‘Ding-Dong’ od strony domu. Chwila ciszy, po czym zamiast głosu rozległ się dźwięk otwierania furtki. Alexiei stojący najbliżej popchnął je i wszedł na ścieżkę. Han i Olimpia poczekali na Praserta, aż wejdzie, by sami ruszyli również. Pacini zamknęła za nimi furtkę.

Ścieżka do niewielkich schodków drzwi frontowych miła jakieś piętnaście metrów. Wkrótce byli przed drzwiami. Zanim jednak ktokolwiek zdążył zapukać, zamek w drzwiach szczęknął i te stanęły otworem.
Otwierał dość młody mężczyzna z nieładem na głowie. Popatrzył na nich uważnie, bystro i oceniająco, mimo lekko podkrążonych oczu, które wskazywały na przemęczenie.
- Witam, jestem Amadeo Musso. Zapraszam - powiedział. Miał dość głęboki, przyjemny głos i co jeszcze Prasert zarejestrował, intensywnie niebieskie oczy. Cofnął się do dość ciemnego korytarzyka wpuszczając ich do środka. Miał na sobie jeansy i granatową koszulkę. Był boso.
Ruszył przodem. Mijając jakieś pomieszczenie po prawej zamknął jego drzwi, po czym zatrzymał się, odwrócił i wskazał ręką wejście po lewej, z którego na korytarz wylewało się światło dzienne.
- Dzień dobry - powiedział Prasert. - Moje nazwisko Lucio Buenaflor. Miło mi pana spotkać… - zawiesił głos, idąc za mężczyzną, który nie robił zbyt wielu przystanków. Wydawał się całkiem rzeczowy. Privat odniósł wrażenie, że był jednym z tych, którzy od razu przechodził do rzeczy.
Poza tym kompletnie nie wyglądał na policjanta. Przypominał bardziej modela, niż funkcjonariusza policji. Zdawał się zbyt zadbany do tej roboty. A może to był jego naturalny stan i musiał naprawdę niewiele robić, żeby go utrzymać? Prasert mimo wszystko wątpił.

Pomieszczenie to było niewielkim, nieco zagraconym salonem. Na środku znajdowała się ława, na której ktoś porozrzucał mnóstwo dokumentów, a na środku między nimi ustawił laptopa. Na ścianie wisiał wyłączony telewizor plazmowy. Była jedna kanapa, dwa fotele i dostawione krzesło. Na ławie stały trzy kubki po wypitych kawach, tuż obok laptopa. Na parapecie stała popielniczka i leżała paczka papierosów. Największą ścianę pomieszczenia zajmował kredens z szafkami i szufladami, stały tam jakieś nagrody, dyplomy, zdjęcia, obrazki i ozdobne figury. Część półek zajmowały także książki.
- Siadajcie proszę. Chcecie coś do picia? - zapytał opierając się ramieniem o framugę. Była to kompletnie inna forma wysławiania, czy traktowania ich niż w przypadku Tabity, która każde zwrócone do nich zdanie poprzedzała zwrotem grzecznościowym. Amadeo natomiast mówił tak, jakby znał ich od dzieciństwa i byli jego kumplami od piwa…
Albo chciał być z nimi na dobrej stopie…
Albo miał po prostu wyjebane.

Olimpia przez sekundę miała minę, jakby bała się czegokolwiek dotknąć, bo mogło być ulepione kawą, chipsami, frytkami, albo zeszłotygodniową pizzą. Mężczyzna zdawał się mieszkać sam, dlatego już zrobiła sobie o nim pewną opinię. Usiadła ostrożnie na krześle. Han i Alexiei zajęli fotele.
- Ja bardzo dziękuję - powiedziała Pacini, albo dość się napiła u Tabity, albo bała się że filiżanka może być z zaciekami. Han również podziękował, a Alexiei pokręcił głową i podniósł ręce. Spojrzenie Amadea spoczęło na Prasercie, oczekując jego odpowiedzi. Uniósł nieco brew.
- Dopiero co byliśmy na poczęstunku - powiedział Privat. - Myślę, że teraz nie ma takiej potrzeby. Może później - dodał.
Mieszkanie nie było zbyt czyste, ale Prasert nie oceniał Amadea. Dla mężczyzn w tym wieku sprzątanie nie zdawało się zbyt ciekawe i też nie mieli na to czasu. Rozumiał go i sam normalnie nie mieszkał inaczej. To zmieniło się dopiero po zamieszkaniu z Niną, ale zdawało się, że Musso nie miał partnerki. A przynajmniej nie w domu.
- Widzę, że już pracuje pan nad sprawą? - zapytał, zerkając w stronę dokumentów na stole. Miał ochotę również zajrzeć, co było na ekranie komputera, ale uznał, że nie byłoby to zbyt eleganckie.
- Można tak powiedzieć, bo to naprawdę niezrozumiałe dla nikogo zadanie. Biorąc pod uwagę, pewnego stopnia skłonności do niepoczytalności i ekscentryzmu w tej rodzinie, uznałbym, że najmłodsza córka ma urojenia, albo szuka atencji… Gdyby nie wypadek drugiej córki… - Musso zasiadł przed swoim laptopem i odpalił na nim plik z jakimiś nagraniami video.
- Tu mam nagrania z rezydencji i okolic z dnia napadu na Livię… A tu mam folder z teatru, z dnia napadu na Florinę… Albo wszyscy oszaleli, albo to jacyś pierdzieleni ninja… Bez urazy - zerknął na Praserta i Hana, jakby skapął się, że mógłby ich tym jakoś urazić, w końcu wyglądali na Azjatów.
Privat zaśmiał się pod nosem.
- Proszę mówić w ten sposób dalej, a nasz zakon ninja pana pozwie - zagroził.
- Albo zacznę wierzyć w duchy, bo tam po prostu nic nie ma… Nikogo. Jest opcja, że ktoś mógłby jakoś sfałszować te nagrania, ale to musiałby być naprawdę niezły haker… - dodał jeszcze potencjalną inną opcję. Odpalił jedno z nagrań.
Widać na nim było dziewczynę z rozpuszczonymi włosami, która w panice rozgląda się biegnąc korytarzem. Oglądała się za siebie i uciekała przed czymś. Słychać było jej niespokojny oddech.
- Jak ktoś panicznie się boi, to nie jest jak w filmach… Nie ma krzyków… Bo walczą o to, by oddychać… Krzyki zwykle mają miejsce przy bólu, więc… No cóż, chociaż to nie jest sfake’owane. Cokolwiek wydawało jej się że widziała, albo słyszała, musiała się tego bać - podsumował nagranie, które skończyło się po chwili, gdy dziewczyna zniknęła za rogiem korytarza.
Włączył drugie nagranie.
Ładna blondynka przypinała gwiazdki do tła sceny. Drgnęła i obejrzała się, jakby ktoś ją zawołał z głębi sali, niczego takiego nie było jednak słychać… Po chwili poruszyła się bardzo dziwnie i zleciała po stopniach schodków z wysokości około pięciu metrów. Upadła nieprzytomna na scenę i kilka chwil później ktoś wbiega do sali krzycząc zaskoczony imię Floriny. Nagranie się urywa.

W ogóle na samym początku Prasert myślał, że Florina upadła również w domu. Tabita wspomniała, że to było w teatrze? Privatowi zdawało się, że nie. Inaczej zwróciłby na to uwagę. A pomyślał jedynie tyle, że to ciekawe, jakimi ozdobami zajmowała się kobieta. Teraz wiedział, że scenicznymi. Skorzystał ze Skorpiona i znalazł moment w którym powiedziała, że “starsza siostra została zaatakowana w pracy”. No tak… w pracy! Wydawało mu się, że chodziło o to, że dla Floriny pracą było zawieszanie domowych ozdób. To miało dużo więcej sensu.
- Pięć metrów… - mruknął. - To będzie pięć metrów, prawda? Nie sądzę, żeby zrobiła to celowo. Z drugiej strony nikt nie mógł jej popchnąć, bo byśmy go zobaczyli. Trzeba porozmawiać z lekarzami. Może po prostu miała zawroty głowy i zemdlała tam w górze… - powiedział tonem sugerującym, że raczej w to nie wierzył. - Oba nagrania są z dźwiękiem, jak dobrze rozumiem? Może gdyby je trochę pogłośnić, to więcej dałoby się wysłyszeć?
- Robiliśmy to oczywiście. Wyostrzono również obraz, czy może coś widać, jednak niestety. Żadnych dźwięków dodatkowych i żadnych widocznych rzeczy… Patrzyłem nawet na obrazy, żeby może zadziałały jak lustra do stref, których kamera nie obejmowała, ale nie… Nic nie widać - pokazał na nagranie z Livią i na jeden z obrazów, w którym odbija się światło z jednego z okien.
- Na drugim nagraniu widać mężczyznę, który wbiega zaniepokojony upadkiem kobiety. Przesłuchiwaliście go? - zapytał Prasert. - Może on słyszał lub widział coś niepokojącego przed, w trakcie lub po zdarzeniu? Też że ze wszystkich osób akurat Florinie dali taką robotę… - skrzywił się. - Nie lubię, jak pięknym kobietom dzieją się złe rzeczy.
Zamyślił się.
- No i też nie przepadam, kiedy przytrafiają się ogólnie ludziom - dodał.
Amadeo lekko parsknął.
- Proszę mi wierzyć, ja też nie lubię, żeby pięknym kobietom działy się złe rzeczy… Chyba, że same o to proszą i jest to sytuacja kontrolowana i akceptowana przez obie strony - mrugnął i pokręcił głową. Olimpia poruszyła się i przewróciła oczami.
- W takich okolicznościach nie są to wtedy złe rzeczy - powiedział Prasert i uśmiechnął się lekko do Mussa.
- Przesłuchaliśmy wszystkie osoby, które były wtedy w teatrze. Nikt nie słyszał nic, poza kilkoma osobami, które były na zapleczu i usłyszały uderzenie Floriny o ziemię - powiedział Musso i westchnął. Oparł plecy o oparcie kanapy i skrzyżował ręce przed sobą. Westchnął.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:32   #569
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Czy wcześniej obie kobiety dostawały pogróżki, na przykład listowne? Jakieś głuche telefony? Widziały śledzącego mężczyznę i tym podobne? Czy też wszystko przez cały czas było w porządku i niewinnie, aż nagle doszło do tych wydarzeń? Nie zdziwiłbym się, gdyby to ich ojciec dostał tego typu wiadomość, a kobietom dostało się tylko za to, że są częścią jego rodziny - zamyślił się Privat.
Oczywiście spodziewał się paranormalnego charakteru tego zdarzenia, ale nie mógł przecież pytać Mussa, czy zapieprzał z wahadełkiem przez korytarze w poszukiwaniu sił nieczystych.
- Z tego co mi wiadomo, w ostatnim czasie rodzina nie była nękana żadnymi pogróżkami. W to wliczamy i rodziców i obie córki Nestegio. Obie dziewczyny są raczej lubiane i też nic nie wskazywałoby na to, żeby ktoś wynajął na nie porywaczy, zabójców, czy coś w tym rodzaju. Szczerze powiedziawszy… Nie podoba mi się ta sprawa. Albo ktoś tu czegoś nie mówi, albo to jakieś Nowoorleańskie voodoo… Wie pan, laleczki i te sprawy - parsknął policjant. Chyba nie wierzył w to co powiedział, ale nie umiał inaczej poradzić sobie ze stresem, niż wykpieniem i lekką irytacją.
- Kto wie? - zapytał Prasert. - Może tak właśnie jest - rzekł, ale kompletnie normalnym tonem. - Czyli trzy dni temu miał miejsce upadek Floriny, a cztery dni temu Livii? Czy dobrze to rozumiem? - spojrzał na Mussa.
- Tak. Dokładnie tak - potwierdził Amadeo. Potarł kark dłonią w zamyśleniu. Najwyraźniej ta sprawa go nieco frustrowała.
- Wasi technicy byli w ich domu i w teatrze? Czy znaleźli coś, zebrali jakieś ślady? - zapytał Prasert, jednak wydawało mu się, że już i tak zna odpowiedź na to pytanie.
- Jedynie odciski domowników i osób zaprzyjaźnionych z rodziną, czy pracowników teatru - odpowiedział Amadeo.
Zerknął na Hana, potem na Alexieia. Obawiał się, że mógł niewiele informacji otrzymać od Mussa. Jeśli tak, to nie miało sensu marnowanie tutaj dużej ilości czasu. Zastanawiał się również, czy powinni odwiedzić teatr oraz Florinę w szpitalu. Zdawało mu się mało prawdopodobne, żeby coś tam znaleźli. Może rozdzielą się i dwie osoby udadzą się do nawiedzonej rezydencji, jedna do starszej córki i jedna na miejsce drugiej zbrodni.
- Chciałbym mieć więcej informacji, które mógłbym wam przekazać, ale to na razie wszystko. W razie czego przekazujcie mi to na co wpadniecie na bieżąco, a ja w drugą stronę, zrobię to samo jeśli pojawią się jakieś nowe dane - dodał policjant.
Prasert pokiwał głową.
- Swoją drogą… czy słyszał pan może kiedyś o miejscowej kobiecie, która utopiła swoje dzieci w studni? To może być stara sprawa, mająca z trzydzieści lat, albo i więcej… - zawiesił głos, próbując szacować, jak dawno temu miała miejsce młodość Tabity.
Chciał ustalić, czy duch ze studni był przypadkową Żydówką ze skrzyni, która mogła utopić swoje dzieci zupełnie gdzie i kiedy indziej… czy też to była tutejsza Włoszka, która dopuściła się takiej zbrodni.
Musso uniósł brwi zaskoczony.
- Nie, nie przypominam sobie. Rzecz jasna nie znam wszystkich spraw z ostatnich trzydziestu lat, czy dalej, ale nie obiło mi się nic takiego o uszy. Jeśli jednak szukać o tym informacji to w starych gazetach w archiwum. Znajduje się koło miejskiej biblioteki. Na tym samym piętrze - polecił.
- O, świetna informacja. Dziękujemy - powiedział Prasert. - To taka sprawa na boku, proszę się tym nie przejmować - uśmiechnął się lekko. A następnie spojrzał na pozostałych. - Mamy jeszcze jakieś pytania do pana? - zapytał.
- Chyba mamy już wszystko… - stwierdziła Olimpia. ‘Znaczy się nic’ - mówiła jej mina. Han chyba również nie miał żadnych pytań, a Alexiei zdawał się pasywny w tych kwestiach, więc można było założyć, że od początku wielu dodatkowych pytań nie miał.
- Świetnie - mruknął Prasert. Tym samym tonem, co Olimpia. - Dziękujemy za pana pomoc - rzekł do Mussa. - Nie zawsze policja jest taka otwarta na współpracę. Pan jednak udowodnił, że dobrzy policjanci istnieją i żyją wśród nas - uśmiechnął się. - Udostępnione przez pana filmy udowodniły jedną główną rzecz. Sprawa jest kompletnie nienormalna. Wręcz paranormalna - zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia. - Zapisał pan nasz numer telefonu? - zapytał.
- Tak… Mam - kłamał, zapomniał, albo o tym nie pomyślał. Zamierzał zapewne zrobić to jak tylko wyjdą.
Wstał z kanapy.
- Jeśli podacie jakiegoś maila, to wam prześlę te video - zaproponował jeszcze.
- Jeszcze lepiej - powiedział Prasert.
Następnie spojrzał na swoich towarzyszy. Jego prywatny mail miał w nazwie jego imię i nazwisko. Nie chciał się z tego tłumaczyć.
- Podajcie panu policjantowi mail - rzekł Privat. Liczył na to, że któryś z nich miał nieco bardziej dyskretny adres.
Alexiei podał swojego maila, który okazał się mieć bardzo wiele związanego z szaleństwem i muzyką, niż Rosjanin pewnie wolałby przyznać, ale nikt inny się nie kwapił. Amadeo uniósł kącik ust zapisując go.
Następnie odprowadził całą czwórkę do drzwi.
- Nie będę wam życzyć powodzenia, bo to przynosi pecha - zażartował.
- Życzmy sobie w takim razie nawzajem świetnego instynktu śledczego oraz szczęścia - odpowiedział Prasert. Wyciągnął rękę, chcąc uścisnąć dłoń Mussa na pożegnanie.
“Jak cholernie piękny jest ten mężczyzna”, pomyślał.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się do niego lekko.
- Tak… Do zobaczenia i udanego śledztwa - powiedział i nie ociągał się z podaniem Prasertowi ręki. Byli mniej więcej podobnego wzrostu, ale policjant miał tendencję do przechylania się i siadania w wygodny sposób, co sprawiało wrażenie, że był niższy. Teraz, gdy stanęli naprzeciwko siebie wprost, Privat dopiero to odnotował jak często Amadeo przeginał się lub odrobinę garbił. Nie było to aż tak widoczne, ale najwyraźniej miał taki nawyk. Nie ujmował mu on jednak od urody.
Musso uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na uśmiech Praserta.
Privat odwrócił się i złapał klamkę. Pociągnął ją i wyszedł na zewnątrz. Doszedł do wniosku, że rozdzielenie się chyba rzeczywiście było w tym momencie najrozsądniejszą opcją. Nie pojawili się tutaj w czwórkę dla moralnego wsparcia, tylko żeby pracować. Ruszył w stronę samochodu. Poczekał, aż zostanie otwarty i usiadł na tylnym siedzeniu. Chciał, żeby wszyscy weszli do środka, zanim zacznie mówić.
Co nastąpiło już po chwili i Privat mógł rozpocząć wylewanie swoich przemyśleń.
- Mamy do sprawdzenia przynajmniej trzy miejsca - powiedział. - Chciałbym, aby jedno z nas udało się do archiwum i przeszukało gazety w poszukiwaniu dzieciobójczyni. Druga osoba musi zebrać wywiad z Floriną w szpitalu i upewnić się, jak wyglądają jej obrażenia. Trzecia osoba pojedzie do teatru i obejrzy miejsce zdarzenia. Może dowie się czegoś ciekawego. Ja bym w takim wypadku udał się do nawiedzonej posiadłości… - zawiesił głos. - Chyba że wolicie nie rozdzielać się i razem po kolei odwiedzać wszystkie miejsca - rzekł. - Tak będzie bezpieczniej, ale dużo wolniej. Możemy ewentualnie głosować.
- Cóż, wolałbym, żebyśmy do posiadłości udali się jednak razem. Jak na razie tam mamy najsolidniejsze przypuszczenie, że coś w budynku mogło wywołać ten ciąg wydarzeń - zasugerował Guiren. Olimpia kiwnęła głową.
- Mhmm… Może i jesteś najbardziej wygadany i w ogóle, ale lepiej, żebyśmy akurat posiadłość zwiedzili wszyscy razem… Co do pozostałych trzech miejsc, to rzeczywiście dobrze by się było w nich rozejrzeć. Więc może w takim razie wybierzesz się z kimś do jednego z nich? - zaproponowała Pacini.
- Albo też mógłbym poszukać na własną rękę zamurowanej studni - mruknął Privat. - Macie rację, do samego domu udamy się w czwórkę. Myślę, że nie potrzeba dwóch osób w szpitalu lub w teatrze. Jednak mógłbym również pomóc z przebrnięciem przez te gazety. Wydaje się to najcięższą i najbardziej karkołomną pracą - westchnął. - Zwalanie jej na jedną osobę może być nieco przytłaczające.
- Cóż, studnia jest na terenie posiadłości, więc nim byśmy się do jej szukania wybrali, najpierw musielibyśmy dostać pozwolenie właścicieli, co wiąże się z… No cóż, przebywaniem w domu… - zauważyła Olimpia.
- Och… ja wcale nie zamierzam z tym czekać na pozwolenie właścicieli. W sensie boję się, że możemy go nie dostać, a Tabita wspominała, że jej brat jest uczulony na punkcie tego miejsca. Zapytam się, czy możemy przeszukać posiadłość i okoliczne tereny w poszukiwaniu poszlak i tak to się skończy. Na pewno powie nam, że tak.
- To ja wybieram się do teatru - rzucił Alexiei. Han uśmiechnął się rozbawiony.
- To może wywiad z Floriną zostawmy Olimpii, a my we dwóch wybierzemy się do archiwum? - zaproponował Prasertowi Han.
- Azjaci pracujący jak mróweczki - mruknął Taj. - Myślałem, że nie jesteś aż takim fanem stereotypów - zaśmiał się. - Dobra, to w porządku. Ustalcie najszybszą trasę pomiędzy tymi punktami, żebyśmy mogli wszystkich po kolei rozwieść. Szkoda czekać na taksówki. Macie wszyscy sprawne telefony?

Wszyscy zgodnie potwierdzili aktywność swoich telefonów. Olimpia wymieniła się swoim z Hanem, by był z nią kontakt.
Pierwszy na trasie był właśnie szpital. Odstawili tam kobietę. Następnie był teatr gdzie wysiadł Alexiei. Na koniec, około piętnastu minut później Prasert i Han dotarli pod budynek publicznej biblioteki i archiwum miasta.
- Mam nadzieję, że nie potrzeba jakichś specjalnych dokumentów i zezwoleń, żeby dostać się do archiwum - mruknął Guiren.
- Ale może to tylko takie zwyczaje mieli w Tokio - dodał. Zaparkowali i Chińczyk wyłączył silnik, a następnie wysiadł z samochodu.
- Przecież mamy odznaki policyjne - powiedział Prasert. - Co to za archiwum, w którym policjanci muszą mieć specjalne zezwolenia, aby poczytać stare gazety? - zapytał. - Nie próbujemy włamać się do jakichś ekstremalnie tajnych akt z czasów drugiej wojny światowej. Chcemy zobaczyć poprzednie wydania lokalnego tygodnika - rzekł żartobliwie, wysiadając. - Długo pracowałeś w Tokio? Masz na myśli Oddział w Tokio, czy jakieś archiwa samego miasta?
Rozprostował się, będąc już na zewnątrz.
- Mam na myśli ogólnie Tokio. Pracowałem wcześniej w tamtejszym oddziale, ale przeniosłem się ze względu na Alexieia - powiedział otwarcie. Ruszyli do wejścia do biblioteki.

Budynek składał się z czterech pięter. Pierwsze było sporą szatnią i kafeterią, zapewne stworzoną z myślą o studentach, którzy od wertowania książek pragnęliby przez chwilę odetchnąć przy kawie i poukładać przyswojoną wiedzę w głowie.
Weszli po ozdobnych, starych schodach, wyłożonych mozaiką na kolejne piętro. Tutaj zastali sporą klatkę schodową i dwa przejścia. Jedno prowadziło do archiwum, za ciężkimi, drewnianymi, przeszklonymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Drugie natomiast prowadziły do biblioteki, były jasne, chyba niedawno odmalowane i również przeszklone. Prasert dostrzegł, że kręciły się tam jakieś osoby. Tymczasem koło drzwi do archiwum był dzwonek.
- Tak właściwie nawet nie mam pojęcia, gdzie takie gazety mogłyby być przechowywane - powiedział Prasert. - Na przykład dlaczego akurat w archiwum, a nie w samej bibliotece? Bo jest ich tak dużo? Zapytamy - mruknął. - Musso powiedział, że w archiwum, więc myślę, że wiedział, o czym mówił. Może kiedyś korzystał ze starych roczników do jakiejś innej sprawy.
Privat podszedł do dzwonka i go nacisnął.
- No cóż, kto wie… Sprawdźmy najpierw w archiwum, to nie tak, że do biblioteki mamy trzydzieści kilometrów, jeśli się okaże, że to nie tu - zażartował Guiren i skinął na drugie drzwi. Po czym podszedł i nacisnął klamkę… Która nie zareagowała. Najwyraźniej do archiwum trzeba się było dostać jedynie za pomocą dzwonka i zezwoleniem osoby, która obecnie w niej stróżował.
- Nikt nie odbiera - mruknął Prasert. - Nacisnę jeszcze raz - rzekł i ponownie zaatakował przycisk palcem. - Bez wątpienia jest zamknięte. Jeśli nikt nam nie odpowie, to będziemy musieli szukać pomocy w bibliotece.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś tabliczki, na której byłyby napisane godziny otwarcia i zamknięcia archiwum.
Po kolejnym naciśnięciu, usłyszał jakiś ruch za drzwiami archiwum. Ktoś podszedł do nich od środka i drzwi otworzyły się.
Stał w nich lekko rozkojarzony młody blondyn. Popatrzył zaskoczony na Praserta i na Hana. Zamrugał, jakby dopiero co się ocknął, po czym cofnął się.
- Eym… Proszę? - powiedział i cofnął się. Chyba nie był pewny, czy rozumieją po włosku. Mogli natomiast wejść do środka. Archiwum przypominało bardzo stare filmowe biblioteki, było tu dużo regałów z opisanymi datami. Po lewej od drzwi była niewielka lada a za nią wygodny skórzany fotel. Był tu komputer, czajnik i drzwiczki, zapewne prowadzące do toalety. Nie było tu nikogo, poza nimi i młodym chłopakiem.
- Jakoś panom pomóc? - zapytał.
- Dzień dobry - powiedział Privat.
Otworzył teczkę i zaczął w niej szperać. Wnet wyjął legitymację policyjną, którą pokazał chłopakowi.
- Lucio Buenaflor - przedstawił się. - Jestem śledczym, podobnie jak mój partner. Jesteśmy tutaj w związku ze sprawą, którą badamy. Poszukujemy informacji na temat kobiety, która utopiła w studni swoje dzieci. Miało to miejsce co najmniej trzydzieści lat temu. Chcielibyśmy przeszukać numery lokalnych gazet z lat osiemdziesiątych… a potem siedemdziesiątych… ewentualnie sześćdziesiątych… - Privat robił się coraz bardziej blady z każdym kolejnym liczebnikiem. To brzmiało jak mnóstwo roboty. - Czy mógłby nam pan pomóc?
Początkowo chłopak nieco zbladł, po chwili jednak rozluźnił się.
- Kobieta która utopiła swoje dzieci? Hm… To by było… Tędy - powiedział i ruszył przodem. Pokierował ich miedzy regałami w zacienioną część archiwum. Zapalił lampy przełącznikiem na ścianie. Pokazał cały dział.
- Tutaj znajdą panowie wszystkie gazety od lat osiemdziesiątych wstecz. Na samym końcu są roczniki sprzed pierwszej wojny światowej… Najstarszy chyba z 1865 roku... - wskazał miejsce i odszedł.
Kiedy znikał między półkami, spojrzał jeszcze podejrzliwie na Praserta, nim książki i dokumenty mu go zasłoniły.
Pod ściana stał stolik, przy któym detektywi mogli zaczać pracować. Han spojrzał po półkach, zdjął marynarkę i zawiesił na krześle. Podwinął rękawy koszuli i wyglądał jakby wcale to wszystko go nie przerażało swoją ilością.
- Proponuję zacząć dalej.
- Tak - Prasert skinął głową. - Byłem dla niej bardzo łaskawy, sugerując lata osiemdziesiąte jako dekadę jej dzieciństwa - przyznał.
- Jeśli Tabita nie kojarzyła tego ducha, a z danych wynika, że ma jakieś sześćdziesiąt lat, to proponowałbym strzelać wcześniej… Może coś międzywojennego? To by wypadało na czasy młodości jej rodziców. Swoją drogą to ciekawa sprawa, nie było nic nigdzie powiedziane o nich. Tak jakby… W ogóle ich nie było. Myślisz, że już nie żyją? - zapytał i zaczął szukać regału z datowaniem na lata 1918-1940.
- Być może - odpowiedział Prasert. - Na razie mamy dużo innych rzeczy na głowie, że nawet do głowy mi nie przyszli. O ile to ich duchy nie straszą wnuków, to nie są raczej zbyt ważni. Choć mogą mieć dużo ważnych informacji na temat historii rodziny - przyznał Tajlandczyk. - To znaczy o ile jeszcze żyją, ma się rozumieć. Ja bym powiedział, że lata pięćdziesiąte wstecz są prawdopodobne - mruknął Privat. - Może ja zacznę od tej dekady, a ty od lat czterdziestych. Szczerze mówiąc równie dobrze to może być topicielka z XIX wieku, duchy się nie starzeją - mruknął i sam ruszył w stronę innego regału z późniejszymi gazetami.
Było tam parę pudeł, segregatorów, oraz teczek. Stare dzienniki były nieco poniszczone, ale właśnie w tym celu zostały profesjonalnie zalaminowane.
- No dobra… Mam nadzieję, że uporamy się z tym w miarę szybko... - powiedział Han i ściągnął z regału jedno z pudeł, przenosząc na stolik, wykładając i zaczynając przeglądać gazety.
- Yep - mruknął Prasert. - Włącz sobie dobre oświetlenie, żeby nie męczyć oczu - mruknął Privat.
Wyjął zbiór pierwszych egzemplarzy ze stycznia 1950, po czym usiadł z nimi na krześle. Włączył lampkę z Ikei, która stała na stole. Obliczył w głowie, że w jednej dekadzie będzie aż sto dwadzieścia takich segregatorów. W końcu dwanaście miesięcy razy dziesięć lat… Zaczął czytać. Panowała tutaj tak absolutna cisza. Doszedł do połowy, kiedy podniósł wzrok i zerknął na skupionego Hana. Prasert oblizał usta. Jak by to było wziąć go tutaj w tej ciszy? Na tym stole? Mógłby mu kazać, aby to uczynił. Rozebrał się, położył i…
Prasert poczuł erekcję.
“No kurwa chyba nie”, pomyślał i wrócił do drugiej połowy stycznia 1950. Wcale nie chciał spędzić tutaj całego dnia.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:33   #570
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Han był skupiony na segregatorach. Nie czytał dokładnie każdego artykułu, szukał po tytułach czegoś o topieniu, zaginięciu, lub tym podobnych.
Prasert przekopał się przez dziesięć segregatorów i choć znajdował różne najróżniejsze rzeczy, nie mógł natrafić na nic związanego z matką i jej utopionymi dziećmi. W dwunastym segregatorze natrafił natomiast na artykuł: ‘Rodziny Capano i Nestegio, ostatnia rozprawa w sprawie granic ziemskich’. To był chyba pierwszy artykuł z tych starszych, w którym pojawiło się znajome nazwisko. Opowiadał o sporze trwającym od dekady między dwiema rodzinami i o tym, jak wreszcie został zażegnany…
Jakiś spór? Spory miały to do siebie, że zazwyczaj jedna osoba w nich wygrywała, a druga przegrywała. I jeśli już jedna przegrywała, to mogła mieć żal. A żal popychał do dręczenia i popychania z drabinek kobiet przypinających teatralne ozdoby. Privat zaczął czytać tekst artykułu, zainteresowany, co takiego mogło być w środku. Jeśli nie mylił się, było to zdarzenie z października 1950 roku.

...według ustaleń, Rodzina Capano zgodziła się na ustąpienie od roszczeń połowy terenów łownych lasu usytuowanego między własnościami ziemskimi obu rodzin. Nestegio zapłacili sporą sumę za wykupienie owych terenów.
Spór narósł ponownie, kiedy Sansone Capano dowiedział się, iż Ezio Nestegio zamierzał wydać owe tereny pod stworzenie przyszłego parku narodowego.

“Taka ziemia nie powinna już służyć nikomu za tereny przeznaczone do zabawy w mordowanie” - mówi głowa rodziny Nestegio.

To wywołało wyraźne niezadowolenie rodu Capano, który nie dość, że wcześniej korzystał z tych terenów łowieckich, to również miał prawa do opuszczonej twierdzy wewnątrz samego lasu. Po trwającym niemal dwa lata sporze, panowie wreszcie doszli do porozumienia za namową reszty członków rodzin.

“Nie potrzeba nam więcej wojen. Dość już krwi przelano w innych, ważniejszych sprawach i dość już krwi widziała ta ziemia.” - mówi Corinna Capano.
Czy miała na myśli nasze rodzime Włochy, czy też same tereny lasów obu rodów? Tego już nie było nam dane się dowiedzieć.
” - głosił fragment artykułu.

- Han… - Prasert zawiesił głos. - Znalazłem coś. Teren parku narodowego… wcześniej należał do rodziny Capano. Nestegio byli z nimi w sporze. Ci wcześniejsi mieli tam… słuchaj teraz… opuszczoną twierdzę… i korzystali z okolicznych terenów w ramach polowań. A poza tym najprawdopodobniej dużo krwi tam się przelało. Może była tutaj jakaś wojna? Kto wie. Twierdze buduje się z jakichś powodów. Ale co to dla nas znaczy? - zapytał Privat. - Że Nestegio straszą członkowie rodziny Capano, którzy nawet po sześćdziesięciu latach jeszcze nie zaakceptowali straty? A może chodzi o ewentualne duchy poległych tam ludzi? Mam na myśli w parku narodowym i w samej twierdzy. Co się w niej znajduje? Dlaczego Nestegiowi zależało tak bardzo na tej ziemi? O co naprawdę poszło tym dwóm rodzinom? Mam wrażenie, że znaleźliśmy tutaj więcej pytań, niż odpowiedzi. I jeszcze nie skończyliśmy przeglądać nawet jednej trzeciej segregatorów… - Prasert zawiesił głos, patrząc na Guirena.
Han zmarszczył brwi.
- Mówisz, że Nestegio odkupili cały las od tej drugiej rodziny? - zapytał zaciekawiony, odkładając swój segregator nad którym siedział.
Prasert dosłyszał ruch dwa rzędy dalej w samym rogu.
- Ja to rozumiem tak, że pomiedzy siedzibami obu rodów był las łowny. Połowa należała do jednej rodziny i połowa do drugiej. W tej drugiej połowie znajdowała się również opuszczona twierdza. I Nestegio posiadali swoją połowę i potem wykupili drugą połowę należącą do Capano i na dodatek zabronili tam łowienia zwierzyny. Nie rozumiem tylko, jak byli w stanie wykupić ten las, jeżeli Capano nie chcieli go sprzedać… - Privat wzruszył ramionami. - Jak będziesz szukał, to zwracaj uwagę również na nazwisko tej rodziny - mruknął.
Następnie przystawił palec wskazujący do ust na znak ciszy i wstał. Ruszył cichutkimi krokami w stronę rogu, w którym usłyszał niepokojący dźwięk.
Gdy wyjrzał, zauważył, że między regałami stał ów blondwłosy chłopak. Nie zapalał świateł, ale zadziwiająco dobrze poruszał się z tą stertą segregatorów, którą miał w dłoniach. Wkładał je na półkę tak cicho, że gdyby Prasert akurat nie zrobił pauzy, oczekując na odpowiedź Hana, mógłby go nawet nie usłyszeć. W końcu nie usłyszał jego kroków, kiedy dostał się w to miejsce. Blondyn był zręczny. Segregatory wydawały dźwięk tylko, kiedy przykładał ich dolną krawędź do półki. Szeleściła też odrobinę jego koszula, ale nic ponad to. Na chwilę zwolnił i znów wrócił do poprzedniego tempa.
“Cholera, kręci się tutaj”, pomyślał Prasert z niezadowoleniem. “Ale może to lepiej. Teraz wiem na pewno, że to nie jest czas i miejsce na seks.”
Wrócił z powrotem do swojego miejsca przy stole. Zamyślił się. Blondyn najpewniej słyszał ich słowa. Czy coś z tego wynikało? Privat mógł mieć paranoje i wszystkich wokół podejrzewać o złe intencje, ale czasami zwykli ludzie naprawdę bywali zwykłymi ludźmi.
- Wracając do pracy… - mruknął i zaczął przeglądać kolejne artykuły.

Przeglądanie kolejnych artykułów nie przyniosło jednak więcej interesujących wzmianek o żadnej z rodzin, poza jednym o dotacji rodziny Capano na rzecz odnowy starego ratusza w 1924 roku.
Han przegrzebał się przez literaturę międzywojenną, ale niewiele było tam istotnych rzeczy, zwłaszcza dla całej sprawy.
Zrobił krótką przerwę. Przeciągnął się nieco i podniósł ręce w górę, żeby rozprostować plecy. Zerknął na porozkładane segregatory na stoliku.
- Posprzątam tu trochę i wezmę coś z wcześniej… - zaproponował i wstał, zabierając się do zbierania swojej części bałaganu dokumentów i dzienników.
- Słusznie… znalazłeś coś może? Bo ja niestety nie miałem żadnych sukcesów. Poza tym pierwszym - mruknął Privat. - Już dużo przeszukaliśmy - rzekł, spoglądając na zegarek. - I zajęło nam to też trochę czasu. Masz może ochotę na krótką przerwę? - zapytał, przeciągając się na krześle. Zerknął na Hana i zgasił mocne światło bijące z żarówki. Było bardzo pomocne w pracy, lecz Prasert pragnął choć chwilę odpocząć od niego. Wszystko wskazywało na to, że segregatory nigdzie nie uciekną. Mogli i im dać chwilę wytchnienia.
- Chcesz się przewietrzyć? - zapytał zaciekawiony Guiren. Chyba nie miał nic na przeciwko krótkiej przerwie. Odłożył pudło na stół i zerknął na Praserta. Nie siadał, zapewne czekając na reakcję Privata.
- Nie - odpowiedział Tajlandczyk. - Potrzebuję cię dla mojej własnej rozrywki, psie - rzucił.
Zaczął rozpinać guzik spodni. Nie odsunął się jednak od stołu i też od niego nie wstał. Reakcja na kluczowe słowo była natychmiastowa. Han znieruchomiał, a jego oczy zrobiły się błękitne. Przez kilka sekund było widać tatuaż na jego ciele, kiedy rozjaśniał i przygasł.
- Widzę cię tutaj pod blatem - szepnął do mężczyzny i uśmiechnął się do niego lekko. - Zadowalaj mnie. Niewiele osób ma szczęście być ze mną sam na sam.
Rzeczywiście, zazwyczaj uprawiali seks w co najmniej trójkę. Teraz jednak chciał po prostu poczuć język i usta Guirena na swoim penisie. Pomyślał, że nie ma powodu, żeby dusić się z pożądaniem. Dodatkowo podniecała go obecna sceneria. Miejsce publiczne i w każdej chwili mogli zostać nakryci. Choć wcale nie rzucali się w oczy. Nie dość, że Privat wyłączył światło, to jeszcze Hana miał zakrywać długi stół.
Mężczyzna bez dyskusji ruszył pod stół. Uklęknął przed nim na ziemi i dostał się pod mebel na czworaka. Prasert słyszał jak odgarnął zebrane w koński ogon włosy i oparł dłonie na jego kolanach. Przesunął dłońmi w górę, do jego ud. Zdecydowanie chciał sprawić mu przyjemność już samym przygotowywaniem. Znalazł jego pasek samymi dłońmi i zaczął go rozpinać.
Prasert jęknął. Tak. Właśnie człowieka pomiędzy swoimi nogami potrzebował. Czasami zdarzały mu się okresy, w których prawie w ogóle nie odczuwał podniecenia i uprawiał seks bardziej z obowiązku. Niekiedy jednak nie mógł myśleć o niczym innym i najchętniej jednego dnia przeszedłby przez cały rój po kilka razy. Rzecz jasna akurat trafił na ten drugi okres. Wsunął dłonie pod stół i zaczął pomagać Hanowi. Chciał poczuć jego wilgoć i ciepło jak najprędzej. Rozpiął guzik spodni. Paskiem zajął się już Guiren. Następnie jednym ruchem zsunął spodnie i bieliznę, uwalniając swoją męskość. Była już sztywna i gotowa na Chińczyka. Napletek sam zsunął się, ukazując wyczekującą żołądź.
Han nie ociągał się zbytnio. Prasert tego nie widział, ale uczucie było wspaniałe. Poczuł jak ciepły, wilgotny język Guirena na całej długości swego penisa, zaczynał od nasady i dążył aż do samego czubka. Następnie wziął go w usta. Prasert poczuł jak przyjemna wilgoć, miękkość i gorąco otuliły jego męskość. Han zaczął poruszać głową i zdecydowanie pragnął zaspokoić Privata.
Tajlandczyk przesunął się tak bardzo do stołu, jak to tylko możliwe. Jego kant zaczął wbijać się w brzuch, prawie że boleśnie. Splótł nogi z krzesłem, zahaczając przód obu stóp o dwa przednie metalowe drążki podpierające siedzenie. Natomiast dłoniami chwycił obydwa rogi blatu. Zaczął oddychać przez usta. Jego tętno zaczęło wzrastać, kiedy Guiren coraz chciwiej ssał jego męskość. Stymulował ją również wargami, przesuwając nimi po całej długości wzwodu. Bez problemu brał ją całą do ust. Prasert czuł wtedy zarówno twardość podniebienia, jak i mięśnie języka… oraz gładkość gardła na samym końcu… A także ta ciepła, nawilżająca ślina oraz ssanie. Cały czas ssanie. Minęły może trzy minuty intensywnych pieszczot i Prasert doszedł. Zgiął palce w pięść i uderzył nią o blat biurka, pompując nasienie do przełyku Hana. Jęknął z rozkoszy. Następnie zgiął przednią połowę ciała i uderzył czołem o drewnianą powierzchnię, jakby z wycieńczenia.
Guiren chyba nie miał nic przeciwko. Wszystko przełknął i wyssał, a następnie wylizał jego męskość czyszcząc go po wszystkim. Nie wyszedł spod stołu, czekał, czy jego pan zechce od niego czegoś więcej. Prasert musiał zakończyć swój ‘czar’, jeśli chciał wrócić do dalszej pracy.
- Starczy. Dobry pies. Koniec przerwy - Privat jęknął i westchnął, już z ulgą. - Definitywnie koniec - uśmiechnął się lekko. Tak właściwie sam do siebie.
Odsunął się od stołu i wstał. Szybko podciągnął bieliznę i zapiął spodnie. Teraz, kiedy już nie czuł podniecenia, naszedł go niepokój, że pojawi się archiwista. Wnet usiadł z powrotem na krześle, w pełni zaspokojony i zadowolony. Oparł łokcie o blat i podbródek o dłonie.
- Potrzebujesz chwilki, czy możemy dalej czytać dzienniki? - zapytał.
Han wyszedł spod stołu. Otarł usta dłonią i westchnął. Błękit z jego oczu zniknął. Guiren zerknął na Privata.
- Bardzo sprytna przerwa… Tak… - pokręcił głową i wstał z kolan, po czym usiadł na drugim krześle.
- Strzepnij proch z kolan - Privat uśmiechnął się do niego.
- Chyba pójdę na moment do łazienki… - dodał Han, po czym ruszył w tamtą stronę. Prasert na chwilę pozostał więc sam.
Tajlandczyk zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku? - rzekł głośno za nim. W tej panujący wokoło ciszy zabrzmiało to prawie jak krzyk.
Prasert poczuł ukłucie niepokoju. Jakby zrobił krzywdę Chińczykowi. Co przecież było kompletnie niedorzeczne. Mimo wszystko Tajlandczyk poczuł się nieco zbity z tropu.
- Tak, tak, wszystko ok - rzucił Guiren. Nie było słychać w jego głosie zniesmaczenia, czy czegoś takiego. Może po prostu chciał z niej skorzystać, ewentualnie przepłukać usta. Co by znaczyło, że pragnął pozbyć się posmaku Praserta? Tajlandczykowi w głowie się to nie mieściło. Nie zamierzał jednak dalej drążyć tematu.
Usiadł z powrotem na krześle. Pomasował oczy. Policzył w myślach do dziesięciu. Teraz miał ochotę na kawę. Uznał jednak, że nie będzie się rozpieszczał. Ile przyjemności jeszcze potrzebował? Zmieniał się w niepoprawnego hedonistę. Oraz optymistę… jeśli nadal będzie uważał, że rozwiąże tę sprawę bez pracy. Westchnął. Zaczął sprzątać i odkładać segregatory na miejsce. Chciał to wszystko uporządkować. A potem zająć się wcześniejszym materiałem, którego jeszcze nie przejrzeli.

Han wrócił po paru minutach, zdawał się w takim samym spokojnym nastroju co wcześniej. Opłukał chyba twarz, ale trudno było wszystko określić w słabym świetle pomieszczenia, skoro lampki na stoliku były wyłączone.
Guiren usiadł i rozejrzał się po segregatorach.
- Dobra, to cofamy się dalej? - zapytał. Otworzył segregator z roku 1870. Zaczął przeglądać...
Zmarszczył brwi i usiadł bardziej prosto.
- Chyba coś mam… - powiedział cicho. Podsunął Prasertowi segregator.
Tytuł głosił: ‘Tragedia w domu Capano. Szalona zabija własne dzieci’
- Mój złoty chłopiec - szepnął Privat. Podniósł dłoń i poczochrał długie włosy Hana, co nie było łatwe, gdyż zostały przez niego spięte w koński ogon. - Oczywiście, że mogę na ciebie liczyć. To… to najpewniej to - powiedział. Guiren parsknął lekko.
- Zawsze miałem cierpliwość do takich rzeczy - stwierdził skromnie.
Prasert usiadł i włączył lampkę.
- Będę czytał na głos, żebyśmy mogli razem poznawać fakty - powiedział i uśmiechnął się do Guirena. Jak większość mężczyzn, po orgazmie był szczególnie miły względem osób, które ten orgazm zapewniły.

...siostra głowy rodziny Capano, panna Serena Capano, na zeszłą zimę wydana za panicza rodu Nestegio oświadczyła, że to co opowiadała jej młodsza siostra Lorianna, o tym że Vasco (narzeczony Sereny) ją zgwałcił to oszczerstwa.
Dziewczyna rzeczywiście zaszła w ciążę, jednak ojcem okazał się być syn piekarza Pio Barsotti, jak podaje ojciec Lorianny.

‘Lorianna musiała być zazdrosna o nadchodzące zamążpójście Sereny’ - mówi Mirella Nestegio, matka Vasco.

Dziewczyna urodziła na wiosnę dwójkę dzieci, które jak donosi nasz informator, ‘nienawidziła od samego początku’.

Wczoraj aresztowano Loriannę. Służba rodziny Nestegio znalazła ciała dwójki zaginionych od tygodnia dzieci w nieużywanej od lat studni.

Obie rodziny w obecnej chwili nie chcą komentować całej sprawy, pozostają poza naszym zasięgiem. Sama Lorianna zostanie zamknięta w przytułku. Do samego końca zarzekała się, że to były dzieci rodziny Nestegio, a skoro ich nie chcieli, postanowiła im je oddać…

Według koronera, dzieci utonęły po wrzuceniu do wody. Jako iż uznano Loriannę za niepoczytalną, uchowała się od kary śmierci.


Prasert zmarszczył brwi.
- Dramy. Rodowe dramy. Nadużycia. Jedno za drugim. Kocham to. Kocham Włochy! - Privat prawie wykrzyknął. - Han, kup mi na urodziny koszulkę z tym napisem. I kaszkietówkę z flagą Italii. Obiecujesz? Pewnie, że obiecujesz.
Zaczął czytać artykuł od początku.
- Jak tutaj wpasowuje się Tabita i jej brat? Już zapomniałem, jak ma na imię. To są dzieci Vaski i Sereny? Nie zdziwiłbym się, gdyby Lorianna celowo ich w takim razie nawiedzała. Oni odziedziczyli wszystko, a ona dostała nic. Szkoda mi jej tak właściwie. Choć nie jest to powód, żeby zabijać dzieci rzecz jasna. Lecz czasami złe rzeczy trafiają na mentalnie podatny grunt i tak kwitnie choroba psychiczna. Jeśli jeszcze została zgwałcona - Prasert westchnął. - Trudne sprawy. Na serio. Myślę, że minie jeszcze chwila, zanim wsiąkną we mnie wszystkie niuanse tej sytuacji. Też ciężko je wychwycić, czytając jedynie suche gazetowe informacje, a nie bezpośrednie relacje tych ludzi. Poza tym… dobrze to ogarniam… Że Capano miał dwie córki. Jedna wyszła za Nestegio, a druga no skończyła marnie. Więc w pewnym sensie Nestegio wchłonęli rodzinę Capano. To by tłumaczyło, skąd zdobyli tę drugą połowę lasu i tym podobne. Dobrze myślę…? - Privat pytająco spojrzał na Hana.
- Sądząc po datowaniu… I sądząc po artykule… Tam był jeszcze syn… W sensie siostra głowy rodziny Capano… A głową rodziny we Włoszech zawsze jest mężczyzna. Czyli było troje rodzeństwa… A wracając do datowania, to jak policzyć pokolenia… To ich dziećmi musieli być ci dwaj synowie, którzy odsprzedali sobie las… A następne pokolenie to już rodzice Tabity i Averarda… Czyli mówimy o pradziadkach obecnych głów rodów i pra pra dziadkach Floriny i Livii - podsumował Guiren.
- Czekaj, jesteś pewny? Vasco i Serena, pierwsze pokolenie. Handlarz lasem, drugie pokolenie. Trzecie to Tabita i jej brat. Co by znaczyło, że mówimy o dziadkach obecnych głów rodów? Czy to mi się ciągle myli?
- Ym… tak, wybacz… Pradziadkach zaatakowanych dziewcząt… - poprawił się Han, licząc błyskawicznie pokolenia w głowie, po raz drugi.
- Sądzę, że rzeczywiście dobrze będzie rzucić okiem na tę studnię w posiadłości Nestegio. Albo chociaż miejsce, gdzie była… - zasugerował Han. Chciał otworzyć usta i jeszcze coś powiedzieć, ale trzy rzędy dalej po przeciwnej stronie coś głośno łupnęło. Segregatory rozsypały się, blondyn syknął.
Prasert zirytował się. Wstał i ruszył w tamtą stronę.
- Coś się stało? - zapytał pozornie zatroskanym głosem. - Mogę jakoś panu pomóc? - zapytał, jeszcze nie widząc mężczyzny.
Przeszkadzał im w pracy. Pałętał się i robił hałas. Privat chwilowo zapomniał, że przecież tak właściwie to było głównie jego miejsce pracy i tylko wykonywał swoje obowiązki.
Chłopakowi pudło zdawało się spaść na głowę.
- Proszę wybaczyć, upuściłem sobie to na głowę… Zdają się panowie nad czymś pracować i nie chciałem przeszkadzać - powiedział, ale nie patrzył prosto na Praserta. Zdawał się zestresowany, albo spięty. Podniósł się, ale lekko się zatoczył. Zaraz jednak wyprostował po czym zaczął zbierać dokumenty. Wrzucił je dość pospiesznie do pudłą i zwiał z nim gdzieś.
- Dobra, czyli mamy informację o studni. Sprzątamy i idziemy? - zapytał Han, tylko przyglądając się zajściu z archiwistą. Prasert zauważył, że chłopak stał w dziale opisanym jako ‘Legendy i powieści ludowe’. Zabrał z niego jedyne pudło, które stało nad tym opisem.
- Tak, do niego. Chodź ze mną - szepnął Prasert i ruszył za chłopakiem. - Ja bym też nie chciał przeszkadzać, ale wszyscy i tak nazywają mnie irytującym. Więc nie mam nic do stracenia - zażartował, ale dość chłodno. - Co pan robi? Z tymi kartonami? Tak z ciekawości pytam.
Chciał stanąć tak przy tym pudle, aby zobaczyć, jakie znajdowały się w środku tytuły. No cóż, legendy i powieści ludowe. Dobrze byłoby wiedzieć coś na ich temat… Bo potencjalnie wszystko mogło mieć związek ze sprawą. Prasert nie wiedział, czy chłopak był nerwowy, bo widział, jak Han mu obciągał. Czy może raczej… należał do sekretnego kultu czarowników zjadających dzieci wrzucane do studni, którzy od prawieków spychają z drabin niewinne niewiasty.
Kiedy jednak wyszli zza regałów, żeby spojrzeć co to było za pudło, chłopak siedział za biurkiem, a pudła nigdzie nie było widać. Zakładał właśnie słuchawki na głowę i zdawał się jeszcze ich nie zauważyć.
- Struś pędziwiatr - mruknął Prasert.
Podszedł do faceta.
- Dzień dobry! - krzyknął do niego na wypadek, gdyby znowu nie usłyszał. - Ma pan czas chwilę porozmawiać? - zapytał.
Chłopak zwrócił na nich uwagę, gdy tylko pojawił się przed nimi ruch. Zdjął słuchawki i odłożył na biurko.
- Tak? - zapytał. Zerknął najpierw na Praserta, potem na Hana i znów na Praserta. Czekał co powiedzą.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172