Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:30   #565
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat ruszył, po czym przystanął przed wrotami.
- Czyli… możemy wylądować pod wodą… albo w paszczy lwa? - zapytał. - To brzmi trochę niebezpiecznie… - mruknął.
Szczególnie nie chciałby znaleźć się w klatce z rozjuszonymi dzikimi zwierzętami, bo wtedy musiałby skorzystać z mocy Phecdy. Najpewniej by przeżył. Ale IBPI miałoby bardzo interesujące nagranie. Nawet gdyby sam wyłączył nagrywanie, to raczej Han, Alexiei i Olimpia nie zrobiliby tego samego.
- Wszyscy wylądujemy w jednym miejscu? - dodał.
- Tak, wszyscy znajdziecie się w jednym miejscu. Nie martw się, raczej rzadko zdarzają się wypadki - powiedział Jonas i zerknął na portal w zamyśleniu. Han czekał dalej cierpliwie. Sam też spojrzał na przejście.
- W porządku… Skoro tak mówisz… - mężczyzna zawiesił głos. - Niech się stanie.
Zaczął oddychać nieco głębiej. Tak, żeby nikt tego nie zauważył. Następnie zaczerpnął powietrza i zrobił krok do przodu. Jeśli na serio wylądują pod wodą, to chciał mieć trochę zapasu tlenu. Przeszedł przez Portal. Miał nadzieję, że nie będzie ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobił. Mówił sobie, żeby się nie stresować, ale ciało samo reagowało zdenerwowaniem.

Po drugiej stronie portalu nie zetknął się na szczęście z wodą. Ani z hałasem klaksonu. To wskazywało na to, że potencjalnie nie groziło im to.
Gdy się rozejrzał, dostrzegł las. Oraz słyszał jakieś samochody, jednak w oddali. Cała pozostała grupa rozglądała się i czekała. Za moment pojawił się również Han, co uczyniło ich drużynę pełną.
- No dobrze, to teraz znajdźmy nasz samochód. Według danych w dokumentach, powinien być pod hotelem B&B Villa Cerasa. Musimy określić gdzie jesteśmy… - Guiren wyciągnął telefon i zaczął odpalać mapę.
- Na razie wszystko idzie po naszej myśli. Przeżyliśmy przejście przez Portal, to już sukces - Prasert zażartował. - Sprawdzaj, ale jeśli nie będziesz miał zasięgu, to wydaje mi się, że słyszałem samochody w oddali. Może znajdziemy drogę, a tam stopa. Nie wiem jednak, czy aż dla czterech osób.
Privat rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu… czegokolwiek. Jakichś przyczajonych tygrysów. Nie chciał się do tego przyznać, ale miał ambicję szybko i dobrze rozwiązać tę sprawę, żeby Nina była z niego dumna. A pozostali go podziwiali. Dlatego zamierzał uważać nawet w pozornie bezpiecznych sceneriach i mieć oczy dookoła głowy.
Prasert nie dostrzegł żadnych tygrysów, czy innych zwierząt. Zdecydowanie jednak słyszał jakieś ptaki śpiewające w koronach drzew.
- Znajdujemy się około pięciu minut od tego hotelu. Wygląda na to, że jednak tym razem wyrzuciło nas nawet nieźle… - Han wskazał kierunek.
- Musimy iść w tamtą stronę - oznajmił i trzymając telefon przed sobą ruszył w tamtą stronę. Olimpia wsadziła dłonie w kieszenie i ruszyła za nim. Alexiei zerknął na Praserta i poprawił torbę na ramieniu.
- Tak się składa, że to akurat też kierunek ulicy, więc dobrze się składa - zauważył Guiren.

Privat, kiedy już opadła z niego adrenalina, odetchnął głęboko. Osunął się delikatnie na kolana i położył dłonie na trawie. Przymknął oczy. Czuł pod palcami delikatne źdźbła, brązowe gałązki i małe kamyczki. Gdzieś pod spodem w ziemi drążyła gąsienica, a na powierzchni zalęgały się grzyby. Odetchnął świeżym, leśnym powietrzem, a następnie podniósł głowę i spojrzał na drzewa. Wysoko, pomiędzy ich konarami, prześwitywały niebieskie niebo poprzedzielane pojedynczymi chmurami.
- Jak dobrze wrócić na ziemię - mruknął. - Strasznie pusto jest na tym oddziale. Trochę jak na cmentarzu - rzekł.
Następnie pozbierał się i wstał. Od razu czuł się nieco lepiej.
- Możemy iść - powiedział.
Wszyscy czekali chwilę, a gdy do nich dołączył, ruszyli wspólnie.
- Cóż, spędzanie czasu w oddziale i tak nie jest naszą robotą. Jako detektywi najwięcej robimy w terenie - stwierdził Woronow.

Po około pięciu minutach dotarli z lasu na piaskową drogę, która po chwili przeszła w asfalt. Znaleźli się na uliczce pomiędzy domami. Okolica wyglądała zupełnie normalnie i prawdopodobnie gdyby nie informacja na bilboardzie na płocie, oraz mapa Hana, nie wiedzieliby że budynki po prawej stronie należą do hotelu, którego szukali. Na parkingu stał ładny, czarny Jeep. Zdecydowanie należał do nich. Han ze swojej teczki wysypał kluczyki i zerknął i kiwnął głową.
- To nasze - oznajmił. Mogli się zapakować do samochodu.
- Jedziemy najpierw na rozmowę z policjantem, czy z Tabitą? - zapytał Woronow.
- Najpierw może szybko wynajmiemy… trzy, cztery pokoje w tym hotelu? - zasugerował Privat. - Lepiej wcześniej niż później, a może nie uda nam się wszystkiego ogarnąć w jeden dzień… - zawiesił głos, spoglądając po detektywach. - A następnie pojechałbym do Tabity. Najpewniej będzie wiedziała więcej od policjanta. Ostatecznie jest członkiem tej nękanej rodziny. Ciekawi mnie w sumie dlaczego po tamtej sprawie Mnemosyne nie wyczyściło jej pamięci. Musi być albo dobrym sponsorem IBPI, albo mieć z kimś bardzo gorący romans - Prasert uśmiechnął się lekko, ruszając w stronę hotela.
Alexiei ruszył za nim.

- Czy on tak od wszystkiego wali aluzje? - zapytała Olimpia przyciszonym tonem idącego obok Hana, zostali nieco z tyłu i nie weszli z Prasertem i Alexieiem do środka.
- Aluzje? Przecież ja mówię wszystko wprost! - zaśmiał się Privat, który wszystko usłyszał.
Pacini nie odpowiedziała. Przewróciła oczami. Han wyglądał za to na rozbawionego.
- Myślę, że możemy wynająć dwa pokoje? Czy wolisz trzy? - zapytał Woronow. Najpewniej dwa chciał podzielić na jeden dla Olimpii i jeden dla nich trzech, a trzy na jeden dla siebie i Guirena, jeden dla Praserta i jeden dla Olimpii.
- Jeżeli będzie taki pokój, w którym zmieści się nasza trójka, to jak najbardziej możemy go wziąć - powiedział Privat. - A drugi dla Olimpii. Chyba wolałbym tylko dwa, bo mimo wszystko środki na naszej karcie są ograniczone, a ja nie chcę dopłacać w razie czego z własnych pieniędzy, gdybyśmy napotkali potem jakiś większy niespodziewany wydatek - rzekł.
Otworzył drzwi prowadzące do hotelu. Ciekawiło go, czy to była jedna z tych niesławnych, włoskich burdelowych nor, czy może elegancki ośrodek. Z zewnątrz ciężko mu to było określić.
Był to budynek w kolorze złotym, z czerwoną dachówką. Kiedy weszli do środka, za ladą stała młoda dziewczyna. Oglądała coś na niewielkim telewizorku ustawionym na rogu blatu. Po pierwszym rzucie oka, jakąś operę mydlaną. Widząc ich, dziewczyna usiadła prosto.
- Witamy w B&B Villa Cerasa, rodzinnym hoteliku z pokojami do wynajęcia - powitała ich nieco sztywno. Wyraźnie dopiero uczyła się obsługi gości. Mogła mieć jakieś szesnaście lat tak na oko Privata. Uśmiechnęła się jednak lekko.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy wynająć pokoje - powiedział Prasert. - Czy macie taki, w którym zmieściłyby się trzy osoby? Ewentualnie cały apartament? Jest nas czwórka, w tym trzech mężczyzn i jedna kobieta. Dama musi spać sama, natomiast dżentelmeni nie mają nic przeciwko swojemu własnemu, wspólnemu towarzystwu.
Dziewczyna zdawała sobie przypominać układ pokoi. Zerknęła na skrzyneczkę, w któej powywieszano klucze.
- Niestety nie mamy pokoju jednoosobowego, ale jeden apartament ma dwie sypialnie i salon z kanapą. Jeśli więc państwu by to odpowiadało, to donieślibyśmy dodatkową pościel i mogliby państwo wprowadzić się nawet zaraz - powiedziała, obserwując klucz z numerem dwunastym.
- Idealnie - odpowiedział Prasert. - Czy teraz wypełniam dokumenty? Pokazać mój dowód osobisty? Jestem z… Filipin - uśmiechnął się. - Co potwierdza moja wschodnia facjata.
Wyciągnął teczkę i zaczął ją otwierać w poszukiwaniu dokumentów. Pomyślał sobie, że jak już wprowadzą się do pokoju, to dobrze byłoby je solidnie przejrzeć. Jeszcze przed rozmową z kimkolwiek. Jonas wspominał, że znajdował się tam zarys rodziny Nestegio? Chyba między innymi.
Dziewczyna zamrugała.
- A bardzo dobrze mówi pan po włosku… Niezwykłe - zauważyła i przyjęła jego paszport. Zaczęła spisywać dane i wprowadzać do komputera. Następnie wyjęła czytnik karty bankowej.
- Opłata jest pobierana połowę teraz, a połowę przy wymeldowaniu. Na ile dni państwo zostają? Żebym mogła wprowadzić od razu odpowiednią kwotę? - zapytała.
- A moglibyśmy zapłacić dopiero przy wymeldowaniu? - zapytał Prasert. - Jesteśmy tutaj w sprawie biznesowej i nie wiemy, czy konsultacja zajmie nam jeden dzień czy też jeden miesiąc. Dużo wygodniej byłoby nam nie podawać teraz żadnej konkretnej daty opuszczenia hotelu. W ostateczności mogę zapłacić za tę jedną dobą i każdego kolejnego dnia przedłużać o kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę.
- W takim razie zróbmy tak jak pan proponuje. Wynajmę państwu pokój do jutra, a jeśli jutro państwo przedłużą, no to tak jak dziś proszę tu po prostu zejść i dokonać opłaty - zaproponowała, jednocześnie zgadzając się na to co powiedział Privat.
Wbiła na czytnik kwotę za jedną noc, która nie była dramatycznie wygórowana i czekała aż Prasert dokona opłaty.
- E… to ta karta - mruknął Prasert.
Wyciągnął identyfikator policyjny.
Dziewczynka otworzyła szerzej oczy, ale nic nie powiedziała.
- A nie, przepraszam - dodał, zmieniając to na kartę kredytową. Podał ją kobiecie. - Bardzo ładny ośrodek - pochwalił, choć wcale aż tak nie zwalał z nóg. Przynajmniej w porównaniu do odnowionej willi Niny. - Na pewno będziemy zadowoleni z pobytu, już teraz to czuję - uśmiechnął się uprzejmie do młodej dziewczyny.
Nastolatka uśmiechnęła się lekko i po chwili było już po wszystkim. Dokonano opłaty. Prasert otrzymał klucz i informację, że ich pokój znajdował się na przebudowanym poddaszu i że mieli nawet taras.
- Dobra - mruknął Privat. - Idziemy na górę? - zaproponował pozostałej trójce.
Technicznie nie mieli do końca powodu. Nie mieli bagaży do pozostawienia. Mogli siedzieć i czytać akta, ale to dało się uczynić w samochodzie, w drodze do Tabity. Z drugiej strony respektował to, że wszyscy byli tylko ludźmi. Może Olimpia pragnęła skorzystać z toalety, albo Alexiei położyć się na chwilę na łóżku.
- Chyba na razie wszyscy są wypoczęci po poranku, tak? - zapytała Olimpia. Alexiei zrobił nachmurzoną minę na wspomnienie zbyt wczesnej pobudki o dziesiątej rano. Han tylko uśmiechnął się rozbawiony reakcją Rosjanina.
- No, chyba zdaje mi się, że możemy się wstrzymać z odwiedzinami pokoju i wrócić tu po prostu na noc. Zajmijmy się wywiadami i rozeznaniem w sprawie. Najpierw, zadzwońmy do pani, która nas tu sprowadziła, a potem zajmiemy się resztą i zobaczymy ile zdołamy zrobić przed wybiciem pory Siesty - zaproponował Han.
- Ach… dzisiaj zjemy w restauracji! Miłe urozmaicenie - powiedział Prasert. Zazwyczaj gotowali w domu na zmianę. Co nie było wcale złe, dużo osób potrafiło przyrządzić smaczne rzeczy w ich rezydencji. - Ciekawe tylko gdzie zjemy. Ale najpierw to, po co tutaj przyszliśmy - rzekł. Obrócił się do kobiety. - Bardzo dziękuję pani za pomoc. Miłego dnia - rzekł.
Schował dobrze klucz. Głęboko do kieszeni. Następnie ruszył do wyjścia. Myślał. Zadzwoni do Tabity już w samochodzie. Tam też przejrzy gruntownie teczkę.
- Mi… Miłego - powiedziała dziewczyna, żegnając ich.
Nie było dziś szczególnie ciepło, ale chociaż świeciło słońce i nie wiało. Pogoda nadawała się na jazdę bez potencjalnego zagrożenia, że czeka ich wypadek. Wszyscy udali się do Jeepa. Han usiadł za kierownicą, a Alexiei w odruchu usiadł po prostu na miejscu pasażera zaraz obok. Dla Praserta i Olimpii została więc kanapa z tyłu. Dziewczyna wyciągnęła z teczki kartkę z informacjami o rodzinie Nestegio i zaczęła sobie czytać.
- Chcesz zadzwonić do Tabity Prasercie? - zapytał Guiren.
- Tak, musimy się zapowiedzieć - powiedział Privat. - Jej numer jest w tych aktach, Olimpio? - zapytał kobiety. - Mam nadzieję, że tak - mruknął. - Choć samo miejsce jej zamieszkania również byłoby niczego sobie.
Wyjrzał przez okno. Cieszył się, że nie wiało. Zawsze najgorszy i najmniej przyjemny był wicher. Może jasne słońce nie dawało gorąca, ale za to nieco dodawało otuchy. Jak gdyby wszystkie koszmary, potwory i straszne stwory smacznie spały, przygniecione blaskiem odwiecznego, gazowego olbrzyma.
- Jest wszystko Prasercie, możesz sobie sprawdzić… Chyba, że mam podyktować? - zapytała Pacini, zerkając na niego. Han czekał z kierunkiem w jakim miałby jechać, było to uwarunkowane tym, do kogo uda im się dodzwonić i umówić na spotkanie.
Privat wyciągnął telefon.
- Jeśli masz go w zasięgu wzroku, to mów - poprosił. - Ja dopiero musiałbym szukać w tej teczce. Oszczędzimy kilka sekund - mruknął.
Odblokował ekran i włączył aplikację telefonu. Zastygł z palcem nad klawiaturą elektroniczną, która pokazała się na wyświetlaczu i zerknął na Olimpię.

Pacini podała mu numer telefonu, typowy dla włoskiej telefonii, zabawnym było jak na całym świecie numery bardzo różniły się…
Gdy wybrał nawiązanie połączenia, rozległ się pierwszy sygnał, potem drugi, następnie trzeci, aż wreszcie ktoś odebrał.
- Halo? - zapytała kobieta. Miała dojrzały głos, zapewne była już starszą kobietą. Dosłyszał również pewien elegancki manieryzm, ale mogło to być tylko wrażenie, choć fakt, że pochodziła ze starego rodu, mógł być tego przyczyną.
- Dzień dobry - powiedział Prasert idealnym językiem włoskim. - Moje nazwisko… Lucio Buenaflor - lekko uśmiechnął się na to nazwisko. Poczuł się nieco zawstydzony. Jak mieli traktować go poważnie, kiedy nazywał się jak jakiś zniewieściały florysta? - Chciałbym umówić się z panią na spotkanie z powodu problemu, jaki nęka panią rodzinę. Najlepiej w najbliższym czasie. Czy wie pani, dla jakiej organizacji pracujemy? - Privat zapytał niewinnie, ale strategicznie. Nie chciał wymawiać IBPI z nazwy.
Kobieta milczała chwilę.
- Może pan powtórzyć? Bo nie dosłyszałam… - powiedziała. Musiała być lekko przygłucha, ewentualnie winowajcą był ten hałas, który Prasert słyszał u niej w tle.
Mężczyzna zaczerpnął powietrza. Nie mógł pozwolić, aby jego irytacja została zauważona.
- Pan w sprawie mojej rodziny… Chwileczkę… Pan jest detektywem? - zapytała. Teraz Prasert wyraźnie usłyszał, że mijała chyba jakieś roboty drogowe.
- Tak, jestem detektywem - powiedział głośno i wyraźnie. - Zaproponowała pani sekretarzowi rodziny Nestegio, żeby nas zatrudnił - dodał. Miał nadzieję, że Tabita nie była ani głucha, ani głupia. - Czy możemy się teraz spotkać? Porozmawiamy z dużo większym komfortem na żywo - dodał.
- Właśnie wracam do domu, proszę w takim razie podjechać. Ma pan podany adres? - zapytała uprzejmie. Hałas w tle zniknął. Najwyraźniej była w trakcie jazdy, tak jak powiedziała.
Prasert uspokoił się. Spodziewał się, że nie będzie się chciała spotkać. Już to słyszał… “Spotkanie? Z detektywami? Jakimi detektywami… o nie, właśnie wjeżdżam pod most… nie ma zasięgu… Czy słyszy mnie pan?! Czy słyszy?!”
A potem połączenie przerwane.
Na szczęście nie ta wersja wydarzeń koniec końców zwyciężyła.
- Byłoby cudownie, gdyby pani raz jeszcze go podała. Tak, żebyśmy mieli pewność, że wszystko jest aktualne - Prasert powiedział uprzejmie.
Kobieta wysłuchała go uważnie.
- Proszę przyjechać na Via Auguta 39, to jest w okolicy Santerno i Villanova - powiedziała spokojnie ze wspaniałą dykcją. Teraz jak nie było już niczego, co zakłócało rozmowę, Prasert mógł się dobrze przysłuchać.
- Via Augusta 39 w okolicy Santerno i Villanova - Prasert powtórzył powoli nie tyle dla siebie, co dla siedzących wokoło detektywów. - Cudownie. Czy możemy przyjechać od razu? Mam nadzieję, że nie przeszkodzimy pani w niczym szczególnym? Byłoby świetnie, gdyby znalazła pani dla nas czas właśnie teraz. Przepraszam, że nie dzwonię z większym wyprzedzeniem.
- Nie ma problemu, proszę przyjeżdżać. Może załapiecie się państwo na moją poranną kawę - powiedziała uprzejmie. Olimpia tymczasem pokazała mu, że w notatkach mieli dokładnie ten adres podany. Han odpalił silnik samochodu, podpiął telefon i ustawił adres w gps’ie. Alexiei zaczął bawić się radiem, na razie cicho, póki Prasert rozmawiał.
- Proszę nas oczekiwać w najbliższym czasie. Już do pani jedziemy. Do zobaczenia - powiedział Privat i poczekał chwilę, czy coś Tabita zamierzała mu odpowiedzieć. - Jedziemy - szepnął do Hana, który rozgrzewał już silnik.
Podobało mu się, że startowali z kopyta. Bez zbędnej opieszałości. Rzeczywiście zainteresował się sprawą i chciał dowiedzieć się tak dużo, jak to tylko możliwe. Jak najszybciej.
 
Ombrose jest offline