Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:30   #566
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Według mapy, którą Han odpalił na telefonie, trasa do domu pani Tabity miała im potrwać dwadzieścia pięć minut. Alexiei wreszcie ustawił radio.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PiNdcBg3xC8[/media]

Gorillaz było bezpiecznym wyborem, chyba nie było osoby, której nie podobałby się chociaż jeden ich utwór.
- Jedziemy do tej Nestegio, a potem? Do policjanta? Od razu do posiadłości? Czy zdecydujemy po rozmowie z nią? - zapytał Woronow, opierając ręce za głową.
- Zdecydujemy po rozmowie z nią. Ale domyślny plan to ona, policjant i posiadłość. A w posiadłości między innymi sekretarz. Dowiemy się o co chodzi.
Otworzył raz jeszcze teczkę i zaczął czytać informacje na temat rodziny, które zostały tam skompletowane. Jonas wspomniał, że umieszczono tam choć zarys.
- Fajna piosenka - mruknął przy okazji. - Od razu czuję przy niej, jakbym miał na koncie co najmniej sto misji i był już zmęczony tym wszystkim. Brakuje mi papierosa w ustach tylko oraz seksownych cieni pod oczami - zażartował.
Alexiei parsknał lekko. Zapewne chciał coś dodać, ale tego nie zrobił…

Rodzina Nestegio obecnie liczyła w swym składzie pięcioro członków plus ich partnerów. W posiadłości zamieszkiwała głowa rodziny:
- Averardo Nestegio. Mężczyzna jest 58 letnim właścicielem firmy farmaceutycznej.
- Małżonka głowy rodziny, Maura Nestegio, z domu panieńskiego Rapone. Kobieta ma 54 lata i jest architektem wnętrz.
- Pierwsza córka, Florina Nestegio. Kobieta ma 32 lata i pracuje jako aktorka w Teatro Comunale Alighieri.
- Druga córka, Livia Nestegio[/url. Dziewczyna ma 23 lata. Obecnie studiuje zoologię.
-
Tabita Amodei, z domu Nestegio. Siostra głowy rodu, zamieszkuje wraz ze swoim mężem poza posiadłością. Kobieta ma 63 lata, jest pisarką, a także znaną recenzentką i kolekcjonerką beletrystyki.

Obie córki zamieszkują na stałe w rezydencji wraz z rodzicami, jedynie pani Amodei ma swoją własną posiadłość po drugiej stronie Ravenny.

Inni stali bywalcy posiadłości:
- Ornella Supino. 68 letnia zarządczyni i gospodyni posiadłości Nestegio. Od lat jej rodzina prowadzi stałą współpracę z domem Nestegio, obejmując właśnie to stanowisko.
- Danilo Mediate. 34 letni sekretarz rodziny, partner w firmie pana Nestegio. Zajmuje się finansami rodziny, a także obrotem jej wydatków.

W posiadłości jest również około trzech ogrodników, dwóch kucharzy, a także sześciu pokojówek i trzech strażników.

Rodzina jest w posiadaniu sporych terenów ziemskich, które państwo wynajęło od rodu pod tereny parku narodowego, a także zoo i pobliskiego aquaparku. Rodzina jest poważana w całej Ravennie, a także ma ogromne znaczenie na północy Włoch.

Te informacje Prasert zdołał wyczytać ze swojej teczki.

- Tacy ludzie mogą mieć wielu wrogów - mruknął Privat, czytając akta od początku. - Zaczynając od tego, że Averardo jest właścicielem firmy farmaceutycznej. To są niebotyczne pieniądze. Dosłownie wszyscy mogą im zazdrościć i też wiele osób może mieć im za złe różne rzeczy, jeśli Averardo w swej karierze nie zawsze był fair. A łatwo jest o moralne potknięcie, kiedy jest się na takim stanowisku. Reszta rodziny nie zwraca szczególnie mojej uwagi. Może Florina jako aktorka na swej drodze napotkała jakiegoś szczególnie złośliwego wielbiciela, który źle zniósł odrzucenie przez nią. Ciekawi mnie to, co tu jest napisane… Rodzina posiada sporo ziemi, które państwo wynajęło na park narodowy. Czy to w ten sposób zazwyczaj funkcjonuje? - zdziwił się. - Wydawało mi się, że parki narodowe należą do państwa i nie mogą być w żaden sposób przekształcone. Jak można to osiągnąć, jeśli ta ziemia będzie należeć do osoby prywatnej? W każdej chwili może zabrać ją z powrotem i postawić tam fabrykę, co jakby przeczy definicji i samemu zamysłowi parku narodowego… - mruknął.
- To Włochy… - powiedział Alexiei, ale Olimpia posłała mu takie spojrzenie, jakby chciała go zastrzelić, jeśli dokończy.
- Sądzę, że stare rodziny we wszystkich krajach mają nieco inne układy z państwem, niż normalni ludzie Prasercie… - przybył z odsieczą Guiren.
- Możliwe, że państwo sowicie im płaci za utrzymanie tej strefy parkiem narodowym, a i oni mogą mieć z tego profity… Chociażby przez sam fakt, że w parku narodowym nikt nie wybuduje osiedla mieszkań, nikt nie wykupi ziemi, no i nie będzie głośnych, uciążliwych sąsiadów koło ich posesji… Jak ma się pieniądze, różnie można sobie radzić, czyż nie? - zauważył Han.
- To trochę jak w tym filmie… Hm… ‘Osada’? O tym milionerze, który wykupił ogromny teren lasu, ogrodził go i wraz z innymi przyjaciółmi zamieszkiwał w osadzie przywodzącej na myśl wioskę średniowieczną, ponieważ chciał uchronić dzieci przed zagrożeniami wielkiego miasta… Więc cała starszyzna osady przebierała się za potwory i straszyła ludzi… Przez co wszyscy bali się opuszczać osady i trzymali pewnych zasad, które miały ich bronić… - powiedziała Olimpia.
- Taka ekscentryczna forma ucieczki od świata, by odpocząć… - podsumowała.
Prasert zamilkł na chwilę. Po czym roześmiał się.
- Nie przesadzajmy - zaproponował. - Raczej nie chodzi o to, że chce odizolować się od reszty świata, inaczej nie pozwoliłby córce zostać aktorką, a siostrze zamieszkać nie wiadomo gdzie. Bardziej trafiło do mnie tłumaczenie Hana, że Averardo ma jakieś brudy na którychś polityków i ci płacą mu haracz z pieniędzy publicznych, co jest ładnie nazwane wynajmowaniem terenu na park narodowy - Privat skinął głową. - To miałeś na myśli, prawda? - mężczyzna spojrzał na Chińczyka.
- Mniej więcej - zgodził się Guiren. Uśmiechnął lekko.
- Tak czy inaczej, będziemy obcować z rodzinką pokroju rodziny Corleone, więc nawet jeśli nie mają nic za pazurami, to lepiej nie obraźmy ich w żaden sposób - dodała jeszcze Pacini.
- Nie boję się ich - odpowiedział Privat. - Bo widzisz… oni mogą mieć władzę i pieniądze, ale my mamy coś dużo potężniejszego. Coś paranormalnego - spojrzał na Hana i Alexieia. Przez kilka długich sekund zamyślił się i przypomniał sobie o obecności Olimpii. - Potęgę prawdziwej przyjaźni, rzecz jasna - uśmiechnął się do niej szeroko. - No i nie są naszymi wrogami. Mamy im pomóc, a nie toczyć z nimi wojny - mruknął.
- No jasne… Tylko może nie podrywaj im córek rodziny… - poleciła Olimpia, lekko rozbawiona. Trudno by miała o nim inną opinię, od pierwszej minuty ich znajomości, Prasert zdawał się mieć jeden życiowy cel - flirt ze wszystkim co może potencjalnie chcieć flirtować…
- Sugerując, że są brzydkie, tylko je obrażę - powiedział Privat. - Myślę, że właśnie powinienem je uwieść i z każdą z nich spędzić noc, żeby były kompletnie zadowolone i zaspokojone. Oraz szczęśliwe. Jak tego nie zrobię, Averardo najpewniej mnie zastrzeli. A przynajmniej podrzuci mi do samochodu ucięty, koński łeb.
Pacini otworzyła usta, po czym je zamknęła, po czym znów otworzyła. Wyglądała jak ryba, która patrzyła na świat przez szybkę akwarium. Może chciała coś powiedzieć, ale nie mogła zwerbalizować żadnego słowa.
- No wiesz co… - powiedziała wreszcie. Pokręciła głową.
- Myślisz, że każda kobieta chce się z tobą przespać, czy coś? - zapytała.
- To byłoby tylko połową prawdy - powiedział Prasert. - Gdybyś powiedziała, że każdy człowiek chce się ze mną przespać, wtedy bym się zgodził.
Najbardziej bawiło go to, jak Olimpia reagowała na jego słowa. Technicznie Prasert wierzył w pełni w to, co mówił. Może ludzie nie pożądali go na pierwszy rzut oka, a przynajmniej nie wszyscy… Ale wystarczyłoby kogoś pocałować, żeby padł mu do stóp. Gdyby nachylił się i przysunął wargi do ust Pacini w tym momencie, rozpaliłby ją tak, że nawet samochodowa gaśnica nie zdołałaby jej zagasić.
- Niezłe masz ego Prasercie Privatcie… - podsumowała rozbawiona. Han i Alexiei wymienili spojrzenia i lekkie uśmieszki na przednich siedzeniach samochodu. Obaj w końcu wiedzieli, że Prasert nie tylko ego miał niezłe…

***

Gdy dojechali pod dom Tabity, Han wyłączył silnik Jeepa. Była to spora rezydencja. Ściany były białe, a dach burgundowy. Trawniki przy wjeździe były zadbane i dopiero co zroszone ze zraszaczy.
- Idziemy wszyscy? - zapytał Alexiei.
- Ja na pewno - odpowiedział Prasert. - Pytaj pozostałych - mruknął. - Wydaje mi się, że nie ma powodu, żeby pilnować samochodu. Coś mi mówi, że w tej okolicy nie ma zbyt dużo złodziei - mruknął.
Poprawił teczkę w dłoni i otworzył drzwi. Odpiął pasy i wyszedł na zewnątrz. Wyprostował się. Bez wątpienia Tabita nic nie traciła, nie będąc z resztą rodziny. Przynajmniej nie pod względem materialnym. Ta rezydencja była duża, elegancka i bardzo estetyczna. Na pewno kobiecie niczego w życiu nie brakowało.
Koło bramy wjazdowej Prasert zauważył videodomofon. Najpewniej był to sposób, żeby dostać się na teren posiadłości. Alexiei i Olimpia również wysiedli, tymczasem Han przeparkował Jeepa na niewielki parking po drugiej stronie ulicy, koło jakiegoś sklepu.
- No to rzeczywiście po prostu wejdźmy… - zaproponowała Olimpia. Podeszła przodem do bramy i do videodomofonu. Przycisnęła przycisk i czekała.
- Tak? - odezwał się męski, bardzo spokojny głos.
- Mm, dzień dobry. Jesteśmy umówieni z panią Tabitą Amodei na rozmowę… Rozmawialiśmy z nią jakiś czas temu przez telefon… - powiedziała Pacini.
- M, tak, proszę. Wejście frontowe - polecił głos i rozmowa zakończyła się. Brama po chwili ruszyła, aktywowana mechanizmem. Dostali się na wysypaną drobnymi, jasnymi kamykami drogę wiodącą aż pod samą posiadłość. Długiej drogi do przebycia nie mieli, na pewno jednak teren dookoła budynku musiał być znacznie okazalszy. Większość jednak zasłaniały taktycznie posadzone cyprysy, mające zapewne zapewnić prywatność na posesji.

Privat pomyślał, że to było naprawdę fajne miejsce do życia. Z drugiej strony nie zazdrościł specjalnie, bo domowi Niny również niczego nie brakowało. Rozglądał się w poszukiwaniu czegokolwiek, co zwróciłoby jego uwagę. Nie spodziewał się jednak ujrzeć jakichś tajemniczych śladów, rozbitych okien, pozostawionego podejrzanego bucika, czy innych poszlak tego typu. Ruszył dlatego prosto do drzwi.
- Wywiad podstawą dobrego śledztwa - powiedział i nacisnął dzwonek.
- Co prawda, to prawda… - stwierdził Han, podchodząc i stając obok niego. Olimpia i Alexiei byli nieco z tyłu. Po chwili drzwi otworzył przed nimi starszy, elegancko odziany mężczyzna. Miał na sobie surdut, a jego siwa broda i wąsy były pieknie przystrzyżone. Popatrzył na całą czwórkę. Jeśli zdziwił się, to w ogóle tego po sobie nie okazał.
- Zapraszam państwa do środka. Nazywam się Flaviano, jestem kamerdynerem państwa Amodei - skłonił lekko głowę, po czym ustąpił, pozwalając detektywom wejść do środka.

Hol do którego weszli przystrojony był pięknymi obrazami pejzaży. Prowadziły stąd trzy korytarze, a Flaviano poprowadził ich tym w lewą stronę. Wkrótce znaleźli się w eleganckim saloniku. Był tu ogromny kominek, część wydzielona na fotele i kanapy, a także ogromne, wspaniałe pianino. Na krześle, koło małego stoliczka siedziała [ulr=https://i.imgur.com/oS38s5O.jpg]Tabita, a po niej chodziły trzy małe kociaki. Miaucząc i prosząc o jej atencję. Kobieta głaskała je i drapała delikatnie. Na kanapie leżała wygodnie wyciągnięta biała kocica, zapewne dumna mama trojga malców, czujnie obserwując swoje pociechy w rękach swej pani.
- Witajcie. Bardzo mi miło, jestem Tabita Amodei - powitała ich kobieta i posłała delikatny, dość oszczędny uśmiech. Zdawała się być jakby, nieco zmęczona. Takie przynajmniej pierwsze wrażenie odniósł Prasert.
Privat podszedł do niej.
- Moje nazwisko Lucio Buenaflor - powiedział. - Cieszę się, że zgodziła się pani z nami porozmawiać. Jakie piękne kocięta - uśmiechnął się do białych zwierzątek. - Proszę mi wybaczyć, uwielbiam takie maluszki - rzekł. - Trochę przypominają mi moje własne dzieci - zażartował.
Pomyślał, że może rozładuje tym naturalne napięcie, jakie powstawało w takich sytuacjach. Nie wiedział, na ile Tabita była zmęczona, a na ile zdenerwowana. Niektórzy ludzie okazywali nerwy w bardzo różny, czasami nieoczywisty sposób.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Tak, pamiętam, to z panem rozmawiałam przez telefon… Świetnie mówi pan po włosku, jest pan stąd? - zapytała zaciekawiona. Nie zdawała się zestresowana, czy spięta.
- Nie do końca, co może zdradzać moja aparycja - odpowiedział Prasert. - Ale dziękuję za komplement. Zwłaszcza jeśli pochodzi z ust pisarki i dotyczy języka - spojrzał na nią miło.
- Zapraszam państwa, siadajcie. Za moment Antonia przyniesie państwu kawy i herbaty, oraz ciastka - zaprosiła wszystkich do pomieszczenia. Olimpia zajęła miejsce na kanapie, a Han i Alexiei usiedli w dwóch wolnych fotelach. Prasert mógł usiąść na kanapie obok kociej mamy, albo na tej, którą zajęła Olimpia. Wybrał tę pierwszą.
- Cieszę się, że tak szybko państwo przybyli. Czy chcą państwo zadać mi jakieś pytania, czy może od razu mam przejść do opowiadania co takiego miało miejsce i skąd mój kontakt z waszą organizacją? - zapytała.
- Istnieje wiele różnych szkół zbierania wywiadu - powiedział Prasert, jak gdyby przeczytał po kilka razy wszystkie książki w nieistniejącej bibliotece IBPI. - Jedna pozwala rozmówcy na swobodną wypowiedź, inna preferuje bardziej usystematyzowany styl rozmowy i serię rzeczowych pytań. Może to być niestety nieco dławiące, a nie chciałbym sprawić, żeby poczuła się pani choćby w najmniejszym stopniu niekomfortowo. Proszę więc zacząć od początku i opisać wszystko swoimi słowami. Po pani opowieści zadamy kilka pytań, jeśli pani na to pozwoli.
Tabita kiwnęła głową, usatysfakcjonowana taką propozycją ze strony Praserta.
- Dobrze więc… Przejdę wprost do sedna, a od tego opowiem co zaszło i co myślę - zapowiedziała. W tym czasie do pomieszczenia weszła inna kobieta. Wniosła tacę z ciastkami, oraz elementami, z których goście mogli sporządzić sobie napoje. Był czajniczek z kawą i był imbryk z gorącą wodą, zbiorniczek z mlekiem i taki ze śmietaną. Była cukiernica z kostkami cukru, odpowiednia ilość łyżeczek i dwie misy ciastek i wafelków. Kobieta nie łapała z nikim kontaktu wzrokowego. Wykonała swoje zadanie i niczym cień opuściła pomieszczenie.
- Nasza rezydencja rodowa jest nawiedzona. Jest stara, ma wiele sekretów i od zawsze czułam się tam źle, dlatego się wyprowadziłam. Mój młodszy brat uważa, że to głupoty i szaleństwo, ale wie swoje. Jak byliśmy mali, widzieliśmy tam dziwne rzeczy… Nawet jeśli udaje, to na pewno choć część z nich pamięta. Długi czas nic się nie działo, a potem nastąpiła ta cała eskapada z Dziewczynką z truskawkami… Kiedy wasza organizacja mi pomogła. Sądzę, że tym razem, to może być coś podobnego… Znaczy duch - wytłumaczyła kobieta.
- Zadzwoniła do mnie Livia. Miałyśmy zawsze dużo lepsze kontakty, niż z jej starszą siostrą. Powiedziała, że już od trzech nocy nie może spać. A potem, nastąpiła kolejna i okazało się, że ktoś włamał się do nich do domu i próbował zaatakować ją i jej siostrę… - powiedziała Tabita zmartwionym tonem. Wzięła filiżankę, wrzuciła do niej torebkę herbaty, po czym zalała wodą, a następnie wrzuciła cztery kostki cukru, mówiąc dalej…
- Tylko że, uwierzcie mi państwo lub nie… Żaden pies nie zareagował na posesji… A żadna kamera nie nagrała napastnika, nawet kiedy wypędził biedną Livię z jej własnej sypialni i przegonił przez całe piętro… Skryła się w saloniku myśliwskim… I tam służba znalazła ją rano. Jej starsza siostra tymczasem została zaatakowana w pracy… Jest obecnie w szpitalu. Nie widziała napastnika, ale ktoś zepchnął ją z drabinki, na której stała wieszając ozdoby. Wie pan, takie ze schodkami, po których się wchodzi na stojący podest, nie te zwykłe… Czuła wyraźnie, że ktoś ją zepchnął. Mój brat uważa, że ktoś próbuje nas zastraszyć, ale to wprost niemożliwe, żeby być aż tak dobrym… Czyż nie? - zapytała nieco przejęta Tabita. Napiła się swojej wyjątkowo słodkiej herbaty. Biała kocica tymczasem przeciągnęła się leniwie, podniosła i weszła Prasertowi na kolana, zaczynając się do niego łasić.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline