Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:32   #569
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Czy wcześniej obie kobiety dostawały pogróżki, na przykład listowne? Jakieś głuche telefony? Widziały śledzącego mężczyznę i tym podobne? Czy też wszystko przez cały czas było w porządku i niewinnie, aż nagle doszło do tych wydarzeń? Nie zdziwiłbym się, gdyby to ich ojciec dostał tego typu wiadomość, a kobietom dostało się tylko za to, że są częścią jego rodziny - zamyślił się Privat.
Oczywiście spodziewał się paranormalnego charakteru tego zdarzenia, ale nie mógł przecież pytać Mussa, czy zapieprzał z wahadełkiem przez korytarze w poszukiwaniu sił nieczystych.
- Z tego co mi wiadomo, w ostatnim czasie rodzina nie była nękana żadnymi pogróżkami. W to wliczamy i rodziców i obie córki Nestegio. Obie dziewczyny są raczej lubiane i też nic nie wskazywałoby na to, żeby ktoś wynajął na nie porywaczy, zabójców, czy coś w tym rodzaju. Szczerze powiedziawszy… Nie podoba mi się ta sprawa. Albo ktoś tu czegoś nie mówi, albo to jakieś Nowoorleańskie voodoo… Wie pan, laleczki i te sprawy - parsknął policjant. Chyba nie wierzył w to co powiedział, ale nie umiał inaczej poradzić sobie ze stresem, niż wykpieniem i lekką irytacją.
- Kto wie? - zapytał Prasert. - Może tak właśnie jest - rzekł, ale kompletnie normalnym tonem. - Czyli trzy dni temu miał miejsce upadek Floriny, a cztery dni temu Livii? Czy dobrze to rozumiem? - spojrzał na Mussa.
- Tak. Dokładnie tak - potwierdził Amadeo. Potarł kark dłonią w zamyśleniu. Najwyraźniej ta sprawa go nieco frustrowała.
- Wasi technicy byli w ich domu i w teatrze? Czy znaleźli coś, zebrali jakieś ślady? - zapytał Prasert, jednak wydawało mu się, że już i tak zna odpowiedź na to pytanie.
- Jedynie odciski domowników i osób zaprzyjaźnionych z rodziną, czy pracowników teatru - odpowiedział Amadeo.
Zerknął na Hana, potem na Alexieia. Obawiał się, że mógł niewiele informacji otrzymać od Mussa. Jeśli tak, to nie miało sensu marnowanie tutaj dużej ilości czasu. Zastanawiał się również, czy powinni odwiedzić teatr oraz Florinę w szpitalu. Zdawało mu się mało prawdopodobne, żeby coś tam znaleźli. Może rozdzielą się i dwie osoby udadzą się do nawiedzonej rezydencji, jedna do starszej córki i jedna na miejsce drugiej zbrodni.
- Chciałbym mieć więcej informacji, które mógłbym wam przekazać, ale to na razie wszystko. W razie czego przekazujcie mi to na co wpadniecie na bieżąco, a ja w drugą stronę, zrobię to samo jeśli pojawią się jakieś nowe dane - dodał policjant.
Prasert pokiwał głową.
- Swoją drogą… czy słyszał pan może kiedyś o miejscowej kobiecie, która utopiła swoje dzieci w studni? To może być stara sprawa, mająca z trzydzieści lat, albo i więcej… - zawiesił głos, próbując szacować, jak dawno temu miała miejsce młodość Tabity.
Chciał ustalić, czy duch ze studni był przypadkową Żydówką ze skrzyni, która mogła utopić swoje dzieci zupełnie gdzie i kiedy indziej… czy też to była tutejsza Włoszka, która dopuściła się takiej zbrodni.
Musso uniósł brwi zaskoczony.
- Nie, nie przypominam sobie. Rzecz jasna nie znam wszystkich spraw z ostatnich trzydziestu lat, czy dalej, ale nie obiło mi się nic takiego o uszy. Jeśli jednak szukać o tym informacji to w starych gazetach w archiwum. Znajduje się koło miejskiej biblioteki. Na tym samym piętrze - polecił.
- O, świetna informacja. Dziękujemy - powiedział Prasert. - To taka sprawa na boku, proszę się tym nie przejmować - uśmiechnął się lekko. A następnie spojrzał na pozostałych. - Mamy jeszcze jakieś pytania do pana? - zapytał.
- Chyba mamy już wszystko… - stwierdziła Olimpia. ‘Znaczy się nic’ - mówiła jej mina. Han chyba również nie miał żadnych pytań, a Alexiei zdawał się pasywny w tych kwestiach, więc można było założyć, że od początku wielu dodatkowych pytań nie miał.
- Świetnie - mruknął Prasert. Tym samym tonem, co Olimpia. - Dziękujemy za pana pomoc - rzekł do Mussa. - Nie zawsze policja jest taka otwarta na współpracę. Pan jednak udowodnił, że dobrzy policjanci istnieją i żyją wśród nas - uśmiechnął się. - Udostępnione przez pana filmy udowodniły jedną główną rzecz. Sprawa jest kompletnie nienormalna. Wręcz paranormalna - zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia. - Zapisał pan nasz numer telefonu? - zapytał.
- Tak… Mam - kłamał, zapomniał, albo o tym nie pomyślał. Zamierzał zapewne zrobić to jak tylko wyjdą.
Wstał z kanapy.
- Jeśli podacie jakiegoś maila, to wam prześlę te video - zaproponował jeszcze.
- Jeszcze lepiej - powiedział Prasert.
Następnie spojrzał na swoich towarzyszy. Jego prywatny mail miał w nazwie jego imię i nazwisko. Nie chciał się z tego tłumaczyć.
- Podajcie panu policjantowi mail - rzekł Privat. Liczył na to, że któryś z nich miał nieco bardziej dyskretny adres.
Alexiei podał swojego maila, który okazał się mieć bardzo wiele związanego z szaleństwem i muzyką, niż Rosjanin pewnie wolałby przyznać, ale nikt inny się nie kwapił. Amadeo uniósł kącik ust zapisując go.
Następnie odprowadził całą czwórkę do drzwi.
- Nie będę wam życzyć powodzenia, bo to przynosi pecha - zażartował.
- Życzmy sobie w takim razie nawzajem świetnego instynktu śledczego oraz szczęścia - odpowiedział Prasert. Wyciągnął rękę, chcąc uścisnąć dłoń Mussa na pożegnanie.
“Jak cholernie piękny jest ten mężczyzna”, pomyślał.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się do niego lekko.
- Tak… Do zobaczenia i udanego śledztwa - powiedział i nie ociągał się z podaniem Prasertowi ręki. Byli mniej więcej podobnego wzrostu, ale policjant miał tendencję do przechylania się i siadania w wygodny sposób, co sprawiało wrażenie, że był niższy. Teraz, gdy stanęli naprzeciwko siebie wprost, Privat dopiero to odnotował jak często Amadeo przeginał się lub odrobinę garbił. Nie było to aż tak widoczne, ale najwyraźniej miał taki nawyk. Nie ujmował mu on jednak od urody.
Musso uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na uśmiech Praserta.
Privat odwrócił się i złapał klamkę. Pociągnął ją i wyszedł na zewnątrz. Doszedł do wniosku, że rozdzielenie się chyba rzeczywiście było w tym momencie najrozsądniejszą opcją. Nie pojawili się tutaj w czwórkę dla moralnego wsparcia, tylko żeby pracować. Ruszył w stronę samochodu. Poczekał, aż zostanie otwarty i usiadł na tylnym siedzeniu. Chciał, żeby wszyscy weszli do środka, zanim zacznie mówić.
Co nastąpiło już po chwili i Privat mógł rozpocząć wylewanie swoich przemyśleń.
- Mamy do sprawdzenia przynajmniej trzy miejsca - powiedział. - Chciałbym, aby jedno z nas udało się do archiwum i przeszukało gazety w poszukiwaniu dzieciobójczyni. Druga osoba musi zebrać wywiad z Floriną w szpitalu i upewnić się, jak wyglądają jej obrażenia. Trzecia osoba pojedzie do teatru i obejrzy miejsce zdarzenia. Może dowie się czegoś ciekawego. Ja bym w takim wypadku udał się do nawiedzonej posiadłości… - zawiesił głos. - Chyba że wolicie nie rozdzielać się i razem po kolei odwiedzać wszystkie miejsca - rzekł. - Tak będzie bezpieczniej, ale dużo wolniej. Możemy ewentualnie głosować.
- Cóż, wolałbym, żebyśmy do posiadłości udali się jednak razem. Jak na razie tam mamy najsolidniejsze przypuszczenie, że coś w budynku mogło wywołać ten ciąg wydarzeń - zasugerował Guiren. Olimpia kiwnęła głową.
- Mhmm… Może i jesteś najbardziej wygadany i w ogóle, ale lepiej, żebyśmy akurat posiadłość zwiedzili wszyscy razem… Co do pozostałych trzech miejsc, to rzeczywiście dobrze by się było w nich rozejrzeć. Więc może w takim razie wybierzesz się z kimś do jednego z nich? - zaproponowała Pacini.
- Albo też mógłbym poszukać na własną rękę zamurowanej studni - mruknął Privat. - Macie rację, do samego domu udamy się w czwórkę. Myślę, że nie potrzeba dwóch osób w szpitalu lub w teatrze. Jednak mógłbym również pomóc z przebrnięciem przez te gazety. Wydaje się to najcięższą i najbardziej karkołomną pracą - westchnął. - Zwalanie jej na jedną osobę może być nieco przytłaczające.
- Cóż, studnia jest na terenie posiadłości, więc nim byśmy się do jej szukania wybrali, najpierw musielibyśmy dostać pozwolenie właścicieli, co wiąże się z… No cóż, przebywaniem w domu… - zauważyła Olimpia.
- Och… ja wcale nie zamierzam z tym czekać na pozwolenie właścicieli. W sensie boję się, że możemy go nie dostać, a Tabita wspominała, że jej brat jest uczulony na punkcie tego miejsca. Zapytam się, czy możemy przeszukać posiadłość i okoliczne tereny w poszukiwaniu poszlak i tak to się skończy. Na pewno powie nam, że tak.
- To ja wybieram się do teatru - rzucił Alexiei. Han uśmiechnął się rozbawiony.
- To może wywiad z Floriną zostawmy Olimpii, a my we dwóch wybierzemy się do archiwum? - zaproponował Prasertowi Han.
- Azjaci pracujący jak mróweczki - mruknął Taj. - Myślałem, że nie jesteś aż takim fanem stereotypów - zaśmiał się. - Dobra, to w porządku. Ustalcie najszybszą trasę pomiędzy tymi punktami, żebyśmy mogli wszystkich po kolei rozwieść. Szkoda czekać na taksówki. Macie wszyscy sprawne telefony?

Wszyscy zgodnie potwierdzili aktywność swoich telefonów. Olimpia wymieniła się swoim z Hanem, by był z nią kontakt.
Pierwszy na trasie był właśnie szpital. Odstawili tam kobietę. Następnie był teatr gdzie wysiadł Alexiei. Na koniec, około piętnastu minut później Prasert i Han dotarli pod budynek publicznej biblioteki i archiwum miasta.
- Mam nadzieję, że nie potrzeba jakichś specjalnych dokumentów i zezwoleń, żeby dostać się do archiwum - mruknął Guiren.
- Ale może to tylko takie zwyczaje mieli w Tokio - dodał. Zaparkowali i Chińczyk wyłączył silnik, a następnie wysiadł z samochodu.
- Przecież mamy odznaki policyjne - powiedział Prasert. - Co to za archiwum, w którym policjanci muszą mieć specjalne zezwolenia, aby poczytać stare gazety? - zapytał. - Nie próbujemy włamać się do jakichś ekstremalnie tajnych akt z czasów drugiej wojny światowej. Chcemy zobaczyć poprzednie wydania lokalnego tygodnika - rzekł żartobliwie, wysiadając. - Długo pracowałeś w Tokio? Masz na myśli Oddział w Tokio, czy jakieś archiwa samego miasta?
Rozprostował się, będąc już na zewnątrz.
- Mam na myśli ogólnie Tokio. Pracowałem wcześniej w tamtejszym oddziale, ale przeniosłem się ze względu na Alexieia - powiedział otwarcie. Ruszyli do wejścia do biblioteki.

Budynek składał się z czterech pięter. Pierwsze było sporą szatnią i kafeterią, zapewne stworzoną z myślą o studentach, którzy od wertowania książek pragnęliby przez chwilę odetchnąć przy kawie i poukładać przyswojoną wiedzę w głowie.
Weszli po ozdobnych, starych schodach, wyłożonych mozaiką na kolejne piętro. Tutaj zastali sporą klatkę schodową i dwa przejścia. Jedno prowadziło do archiwum, za ciężkimi, drewnianymi, przeszklonymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Drugie natomiast prowadziły do biblioteki, były jasne, chyba niedawno odmalowane i również przeszklone. Prasert dostrzegł, że kręciły się tam jakieś osoby. Tymczasem koło drzwi do archiwum był dzwonek.
- Tak właściwie nawet nie mam pojęcia, gdzie takie gazety mogłyby być przechowywane - powiedział Prasert. - Na przykład dlaczego akurat w archiwum, a nie w samej bibliotece? Bo jest ich tak dużo? Zapytamy - mruknął. - Musso powiedział, że w archiwum, więc myślę, że wiedział, o czym mówił. Może kiedyś korzystał ze starych roczników do jakiejś innej sprawy.
Privat podszedł do dzwonka i go nacisnął.
- No cóż, kto wie… Sprawdźmy najpierw w archiwum, to nie tak, że do biblioteki mamy trzydzieści kilometrów, jeśli się okaże, że to nie tu - zażartował Guiren i skinął na drugie drzwi. Po czym podszedł i nacisnął klamkę… Która nie zareagowała. Najwyraźniej do archiwum trzeba się było dostać jedynie za pomocą dzwonka i zezwoleniem osoby, która obecnie w niej stróżował.
- Nikt nie odbiera - mruknął Prasert. - Nacisnę jeszcze raz - rzekł i ponownie zaatakował przycisk palcem. - Bez wątpienia jest zamknięte. Jeśli nikt nam nie odpowie, to będziemy musieli szukać pomocy w bibliotece.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś tabliczki, na której byłyby napisane godziny otwarcia i zamknięcia archiwum.
Po kolejnym naciśnięciu, usłyszał jakiś ruch za drzwiami archiwum. Ktoś podszedł do nich od środka i drzwi otworzyły się.
Stał w nich lekko rozkojarzony młody blondyn. Popatrzył zaskoczony na Praserta i na Hana. Zamrugał, jakby dopiero co się ocknął, po czym cofnął się.
- Eym… Proszę? - powiedział i cofnął się. Chyba nie był pewny, czy rozumieją po włosku. Mogli natomiast wejść do środka. Archiwum przypominało bardzo stare filmowe biblioteki, było tu dużo regałów z opisanymi datami. Po lewej od drzwi była niewielka lada a za nią wygodny skórzany fotel. Był tu komputer, czajnik i drzwiczki, zapewne prowadzące do toalety. Nie było tu nikogo, poza nimi i młodym chłopakiem.
- Jakoś panom pomóc? - zapytał.
- Dzień dobry - powiedział Privat.
Otworzył teczkę i zaczął w niej szperać. Wnet wyjął legitymację policyjną, którą pokazał chłopakowi.
- Lucio Buenaflor - przedstawił się. - Jestem śledczym, podobnie jak mój partner. Jesteśmy tutaj w związku ze sprawą, którą badamy. Poszukujemy informacji na temat kobiety, która utopiła w studni swoje dzieci. Miało to miejsce co najmniej trzydzieści lat temu. Chcielibyśmy przeszukać numery lokalnych gazet z lat osiemdziesiątych… a potem siedemdziesiątych… ewentualnie sześćdziesiątych… - Privat robił się coraz bardziej blady z każdym kolejnym liczebnikiem. To brzmiało jak mnóstwo roboty. - Czy mógłby nam pan pomóc?
Początkowo chłopak nieco zbladł, po chwili jednak rozluźnił się.
- Kobieta która utopiła swoje dzieci? Hm… To by było… Tędy - powiedział i ruszył przodem. Pokierował ich miedzy regałami w zacienioną część archiwum. Zapalił lampy przełącznikiem na ścianie. Pokazał cały dział.
- Tutaj znajdą panowie wszystkie gazety od lat osiemdziesiątych wstecz. Na samym końcu są roczniki sprzed pierwszej wojny światowej… Najstarszy chyba z 1865 roku... - wskazał miejsce i odszedł.
Kiedy znikał między półkami, spojrzał jeszcze podejrzliwie na Praserta, nim książki i dokumenty mu go zasłoniły.
Pod ściana stał stolik, przy któym detektywi mogli zaczać pracować. Han spojrzał po półkach, zdjął marynarkę i zawiesił na krześle. Podwinął rękawy koszuli i wyglądał jakby wcale to wszystko go nie przerażało swoją ilością.
- Proponuję zacząć dalej.
- Tak - Prasert skinął głową. - Byłem dla niej bardzo łaskawy, sugerując lata osiemdziesiąte jako dekadę jej dzieciństwa - przyznał.
- Jeśli Tabita nie kojarzyła tego ducha, a z danych wynika, że ma jakieś sześćdziesiąt lat, to proponowałbym strzelać wcześniej… Może coś międzywojennego? To by wypadało na czasy młodości jej rodziców. Swoją drogą to ciekawa sprawa, nie było nic nigdzie powiedziane o nich. Tak jakby… W ogóle ich nie było. Myślisz, że już nie żyją? - zapytał i zaczął szukać regału z datowaniem na lata 1918-1940.
- Być może - odpowiedział Prasert. - Na razie mamy dużo innych rzeczy na głowie, że nawet do głowy mi nie przyszli. O ile to ich duchy nie straszą wnuków, to nie są raczej zbyt ważni. Choć mogą mieć dużo ważnych informacji na temat historii rodziny - przyznał Tajlandczyk. - To znaczy o ile jeszcze żyją, ma się rozumieć. Ja bym powiedział, że lata pięćdziesiąte wstecz są prawdopodobne - mruknął Privat. - Może ja zacznę od tej dekady, a ty od lat czterdziestych. Szczerze mówiąc równie dobrze to może być topicielka z XIX wieku, duchy się nie starzeją - mruknął i sam ruszył w stronę innego regału z późniejszymi gazetami.
Było tam parę pudeł, segregatorów, oraz teczek. Stare dzienniki były nieco poniszczone, ale właśnie w tym celu zostały profesjonalnie zalaminowane.
- No dobra… Mam nadzieję, że uporamy się z tym w miarę szybko... - powiedział Han i ściągnął z regału jedno z pudeł, przenosząc na stolik, wykładając i zaczynając przeglądać gazety.
- Yep - mruknął Prasert. - Włącz sobie dobre oświetlenie, żeby nie męczyć oczu - mruknął Privat.
Wyjął zbiór pierwszych egzemplarzy ze stycznia 1950, po czym usiadł z nimi na krześle. Włączył lampkę z Ikei, która stała na stole. Obliczył w głowie, że w jednej dekadzie będzie aż sto dwadzieścia takich segregatorów. W końcu dwanaście miesięcy razy dziesięć lat… Zaczął czytać. Panowała tutaj tak absolutna cisza. Doszedł do połowy, kiedy podniósł wzrok i zerknął na skupionego Hana. Prasert oblizał usta. Jak by to było wziąć go tutaj w tej ciszy? Na tym stole? Mógłby mu kazać, aby to uczynił. Rozebrał się, położył i…
Prasert poczuł erekcję.
“No kurwa chyba nie”, pomyślał i wrócił do drugiej połowy stycznia 1950. Wcale nie chciał spędzić tutaj całego dnia.
 
Ombrose jest offline