Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:33   #570
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Han był skupiony na segregatorach. Nie czytał dokładnie każdego artykułu, szukał po tytułach czegoś o topieniu, zaginięciu, lub tym podobnych.
Prasert przekopał się przez dziesięć segregatorów i choć znajdował różne najróżniejsze rzeczy, nie mógł natrafić na nic związanego z matką i jej utopionymi dziećmi. W dwunastym segregatorze natrafił natomiast na artykuł: ‘Rodziny Capano i Nestegio, ostatnia rozprawa w sprawie granic ziemskich’. To był chyba pierwszy artykuł z tych starszych, w którym pojawiło się znajome nazwisko. Opowiadał o sporze trwającym od dekady między dwiema rodzinami i o tym, jak wreszcie został zażegnany…
Jakiś spór? Spory miały to do siebie, że zazwyczaj jedna osoba w nich wygrywała, a druga przegrywała. I jeśli już jedna przegrywała, to mogła mieć żal. A żal popychał do dręczenia i popychania z drabinek kobiet przypinających teatralne ozdoby. Privat zaczął czytać tekst artykułu, zainteresowany, co takiego mogło być w środku. Jeśli nie mylił się, było to zdarzenie z października 1950 roku.

...według ustaleń, Rodzina Capano zgodziła się na ustąpienie od roszczeń połowy terenów łownych lasu usytuowanego między własnościami ziemskimi obu rodzin. Nestegio zapłacili sporą sumę za wykupienie owych terenów.
Spór narósł ponownie, kiedy Sansone Capano dowiedział się, iż Ezio Nestegio zamierzał wydać owe tereny pod stworzenie przyszłego parku narodowego.

“Taka ziemia nie powinna już służyć nikomu za tereny przeznaczone do zabawy w mordowanie” - mówi głowa rodziny Nestegio.

To wywołało wyraźne niezadowolenie rodu Capano, który nie dość, że wcześniej korzystał z tych terenów łowieckich, to również miał prawa do opuszczonej twierdzy wewnątrz samego lasu. Po trwającym niemal dwa lata sporze, panowie wreszcie doszli do porozumienia za namową reszty członków rodzin.

“Nie potrzeba nam więcej wojen. Dość już krwi przelano w innych, ważniejszych sprawach i dość już krwi widziała ta ziemia.” - mówi Corinna Capano.
Czy miała na myśli nasze rodzime Włochy, czy też same tereny lasów obu rodów? Tego już nie było nam dane się dowiedzieć.
” - głosił fragment artykułu.

- Han… - Prasert zawiesił głos. - Znalazłem coś. Teren parku narodowego… wcześniej należał do rodziny Capano. Nestegio byli z nimi w sporze. Ci wcześniejsi mieli tam… słuchaj teraz… opuszczoną twierdzę… i korzystali z okolicznych terenów w ramach polowań. A poza tym najprawdopodobniej dużo krwi tam się przelało. Może była tutaj jakaś wojna? Kto wie. Twierdze buduje się z jakichś powodów. Ale co to dla nas znaczy? - zapytał Privat. - Że Nestegio straszą członkowie rodziny Capano, którzy nawet po sześćdziesięciu latach jeszcze nie zaakceptowali straty? A może chodzi o ewentualne duchy poległych tam ludzi? Mam na myśli w parku narodowym i w samej twierdzy. Co się w niej znajduje? Dlaczego Nestegiowi zależało tak bardzo na tej ziemi? O co naprawdę poszło tym dwóm rodzinom? Mam wrażenie, że znaleźliśmy tutaj więcej pytań, niż odpowiedzi. I jeszcze nie skończyliśmy przeglądać nawet jednej trzeciej segregatorów… - Prasert zawiesił głos, patrząc na Guirena.
Han zmarszczył brwi.
- Mówisz, że Nestegio odkupili cały las od tej drugiej rodziny? - zapytał zaciekawiony, odkładając swój segregator nad którym siedział.
Prasert dosłyszał ruch dwa rzędy dalej w samym rogu.
- Ja to rozumiem tak, że pomiedzy siedzibami obu rodów był las łowny. Połowa należała do jednej rodziny i połowa do drugiej. W tej drugiej połowie znajdowała się również opuszczona twierdza. I Nestegio posiadali swoją połowę i potem wykupili drugą połowę należącą do Capano i na dodatek zabronili tam łowienia zwierzyny. Nie rozumiem tylko, jak byli w stanie wykupić ten las, jeżeli Capano nie chcieli go sprzedać… - Privat wzruszył ramionami. - Jak będziesz szukał, to zwracaj uwagę również na nazwisko tej rodziny - mruknął.
Następnie przystawił palec wskazujący do ust na znak ciszy i wstał. Ruszył cichutkimi krokami w stronę rogu, w którym usłyszał niepokojący dźwięk.
Gdy wyjrzał, zauważył, że między regałami stał ów blondwłosy chłopak. Nie zapalał świateł, ale zadziwiająco dobrze poruszał się z tą stertą segregatorów, którą miał w dłoniach. Wkładał je na półkę tak cicho, że gdyby Prasert akurat nie zrobił pauzy, oczekując na odpowiedź Hana, mógłby go nawet nie usłyszeć. W końcu nie usłyszał jego kroków, kiedy dostał się w to miejsce. Blondyn był zręczny. Segregatory wydawały dźwięk tylko, kiedy przykładał ich dolną krawędź do półki. Szeleściła też odrobinę jego koszula, ale nic ponad to. Na chwilę zwolnił i znów wrócił do poprzedniego tempa.
“Cholera, kręci się tutaj”, pomyślał Prasert z niezadowoleniem. “Ale może to lepiej. Teraz wiem na pewno, że to nie jest czas i miejsce na seks.”
Wrócił z powrotem do swojego miejsca przy stole. Zamyślił się. Blondyn najpewniej słyszał ich słowa. Czy coś z tego wynikało? Privat mógł mieć paranoje i wszystkich wokół podejrzewać o złe intencje, ale czasami zwykli ludzie naprawdę bywali zwykłymi ludźmi.
- Wracając do pracy… - mruknął i zaczął przeglądać kolejne artykuły.

Przeglądanie kolejnych artykułów nie przyniosło jednak więcej interesujących wzmianek o żadnej z rodzin, poza jednym o dotacji rodziny Capano na rzecz odnowy starego ratusza w 1924 roku.
Han przegrzebał się przez literaturę międzywojenną, ale niewiele było tam istotnych rzeczy, zwłaszcza dla całej sprawy.
Zrobił krótką przerwę. Przeciągnął się nieco i podniósł ręce w górę, żeby rozprostować plecy. Zerknął na porozkładane segregatory na stoliku.
- Posprzątam tu trochę i wezmę coś z wcześniej… - zaproponował i wstał, zabierając się do zbierania swojej części bałaganu dokumentów i dzienników.
- Słusznie… znalazłeś coś może? Bo ja niestety nie miałem żadnych sukcesów. Poza tym pierwszym - mruknął Privat. - Już dużo przeszukaliśmy - rzekł, spoglądając na zegarek. - I zajęło nam to też trochę czasu. Masz może ochotę na krótką przerwę? - zapytał, przeciągając się na krześle. Zerknął na Hana i zgasił mocne światło bijące z żarówki. Było bardzo pomocne w pracy, lecz Prasert pragnął choć chwilę odpocząć od niego. Wszystko wskazywało na to, że segregatory nigdzie nie uciekną. Mogli i im dać chwilę wytchnienia.
- Chcesz się przewietrzyć? - zapytał zaciekawiony Guiren. Chyba nie miał nic na przeciwko krótkiej przerwie. Odłożył pudło na stół i zerknął na Praserta. Nie siadał, zapewne czekając na reakcję Privata.
- Nie - odpowiedział Tajlandczyk. - Potrzebuję cię dla mojej własnej rozrywki, psie - rzucił.
Zaczął rozpinać guzik spodni. Nie odsunął się jednak od stołu i też od niego nie wstał. Reakcja na kluczowe słowo była natychmiastowa. Han znieruchomiał, a jego oczy zrobiły się błękitne. Przez kilka sekund było widać tatuaż na jego ciele, kiedy rozjaśniał i przygasł.
- Widzę cię tutaj pod blatem - szepnął do mężczyzny i uśmiechnął się do niego lekko. - Zadowalaj mnie. Niewiele osób ma szczęście być ze mną sam na sam.
Rzeczywiście, zazwyczaj uprawiali seks w co najmniej trójkę. Teraz jednak chciał po prostu poczuć język i usta Guirena na swoim penisie. Pomyślał, że nie ma powodu, żeby dusić się z pożądaniem. Dodatkowo podniecała go obecna sceneria. Miejsce publiczne i w każdej chwili mogli zostać nakryci. Choć wcale nie rzucali się w oczy. Nie dość, że Privat wyłączył światło, to jeszcze Hana miał zakrywać długi stół.
Mężczyzna bez dyskusji ruszył pod stół. Uklęknął przed nim na ziemi i dostał się pod mebel na czworaka. Prasert słyszał jak odgarnął zebrane w koński ogon włosy i oparł dłonie na jego kolanach. Przesunął dłońmi w górę, do jego ud. Zdecydowanie chciał sprawić mu przyjemność już samym przygotowywaniem. Znalazł jego pasek samymi dłońmi i zaczął go rozpinać.
Prasert jęknął. Tak. Właśnie człowieka pomiędzy swoimi nogami potrzebował. Czasami zdarzały mu się okresy, w których prawie w ogóle nie odczuwał podniecenia i uprawiał seks bardziej z obowiązku. Niekiedy jednak nie mógł myśleć o niczym innym i najchętniej jednego dnia przeszedłby przez cały rój po kilka razy. Rzecz jasna akurat trafił na ten drugi okres. Wsunął dłonie pod stół i zaczął pomagać Hanowi. Chciał poczuć jego wilgoć i ciepło jak najprędzej. Rozpiął guzik spodni. Paskiem zajął się już Guiren. Następnie jednym ruchem zsunął spodnie i bieliznę, uwalniając swoją męskość. Była już sztywna i gotowa na Chińczyka. Napletek sam zsunął się, ukazując wyczekującą żołądź.
Han nie ociągał się zbytnio. Prasert tego nie widział, ale uczucie było wspaniałe. Poczuł jak ciepły, wilgotny język Guirena na całej długości swego penisa, zaczynał od nasady i dążył aż do samego czubka. Następnie wziął go w usta. Prasert poczuł jak przyjemna wilgoć, miękkość i gorąco otuliły jego męskość. Han zaczął poruszać głową i zdecydowanie pragnął zaspokoić Privata.
Tajlandczyk przesunął się tak bardzo do stołu, jak to tylko możliwe. Jego kant zaczął wbijać się w brzuch, prawie że boleśnie. Splótł nogi z krzesłem, zahaczając przód obu stóp o dwa przednie metalowe drążki podpierające siedzenie. Natomiast dłoniami chwycił obydwa rogi blatu. Zaczął oddychać przez usta. Jego tętno zaczęło wzrastać, kiedy Guiren coraz chciwiej ssał jego męskość. Stymulował ją również wargami, przesuwając nimi po całej długości wzwodu. Bez problemu brał ją całą do ust. Prasert czuł wtedy zarówno twardość podniebienia, jak i mięśnie języka… oraz gładkość gardła na samym końcu… A także ta ciepła, nawilżająca ślina oraz ssanie. Cały czas ssanie. Minęły może trzy minuty intensywnych pieszczot i Prasert doszedł. Zgiął palce w pięść i uderzył nią o blat biurka, pompując nasienie do przełyku Hana. Jęknął z rozkoszy. Następnie zgiął przednią połowę ciała i uderzył czołem o drewnianą powierzchnię, jakby z wycieńczenia.
Guiren chyba nie miał nic przeciwko. Wszystko przełknął i wyssał, a następnie wylizał jego męskość czyszcząc go po wszystkim. Nie wyszedł spod stołu, czekał, czy jego pan zechce od niego czegoś więcej. Prasert musiał zakończyć swój ‘czar’, jeśli chciał wrócić do dalszej pracy.
- Starczy. Dobry pies. Koniec przerwy - Privat jęknął i westchnął, już z ulgą. - Definitywnie koniec - uśmiechnął się lekko. Tak właściwie sam do siebie.
Odsunął się od stołu i wstał. Szybko podciągnął bieliznę i zapiął spodnie. Teraz, kiedy już nie czuł podniecenia, naszedł go niepokój, że pojawi się archiwista. Wnet usiadł z powrotem na krześle, w pełni zaspokojony i zadowolony. Oparł łokcie o blat i podbródek o dłonie.
- Potrzebujesz chwilki, czy możemy dalej czytać dzienniki? - zapytał.
Han wyszedł spod stołu. Otarł usta dłonią i westchnął. Błękit z jego oczu zniknął. Guiren zerknął na Privata.
- Bardzo sprytna przerwa… Tak… - pokręcił głową i wstał z kolan, po czym usiadł na drugim krześle.
- Strzepnij proch z kolan - Privat uśmiechnął się do niego.
- Chyba pójdę na moment do łazienki… - dodał Han, po czym ruszył w tamtą stronę. Prasert na chwilę pozostał więc sam.
Tajlandczyk zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku? - rzekł głośno za nim. W tej panujący wokoło ciszy zabrzmiało to prawie jak krzyk.
Prasert poczuł ukłucie niepokoju. Jakby zrobił krzywdę Chińczykowi. Co przecież było kompletnie niedorzeczne. Mimo wszystko Tajlandczyk poczuł się nieco zbity z tropu.
- Tak, tak, wszystko ok - rzucił Guiren. Nie było słychać w jego głosie zniesmaczenia, czy czegoś takiego. Może po prostu chciał z niej skorzystać, ewentualnie przepłukać usta. Co by znaczyło, że pragnął pozbyć się posmaku Praserta? Tajlandczykowi w głowie się to nie mieściło. Nie zamierzał jednak dalej drążyć tematu.
Usiadł z powrotem na krześle. Pomasował oczy. Policzył w myślach do dziesięciu. Teraz miał ochotę na kawę. Uznał jednak, że nie będzie się rozpieszczał. Ile przyjemności jeszcze potrzebował? Zmieniał się w niepoprawnego hedonistę. Oraz optymistę… jeśli nadal będzie uważał, że rozwiąże tę sprawę bez pracy. Westchnął. Zaczął sprzątać i odkładać segregatory na miejsce. Chciał to wszystko uporządkować. A potem zająć się wcześniejszym materiałem, którego jeszcze nie przejrzeli.

Han wrócił po paru minutach, zdawał się w takim samym spokojnym nastroju co wcześniej. Opłukał chyba twarz, ale trudno było wszystko określić w słabym świetle pomieszczenia, skoro lampki na stoliku były wyłączone.
Guiren usiadł i rozejrzał się po segregatorach.
- Dobra, to cofamy się dalej? - zapytał. Otworzył segregator z roku 1870. Zaczął przeglądać...
Zmarszczył brwi i usiadł bardziej prosto.
- Chyba coś mam… - powiedział cicho. Podsunął Prasertowi segregator.
Tytuł głosił: ‘Tragedia w domu Capano. Szalona zabija własne dzieci’
- Mój złoty chłopiec - szepnął Privat. Podniósł dłoń i poczochrał długie włosy Hana, co nie było łatwe, gdyż zostały przez niego spięte w koński ogon. - Oczywiście, że mogę na ciebie liczyć. To… to najpewniej to - powiedział. Guiren parsknął lekko.
- Zawsze miałem cierpliwość do takich rzeczy - stwierdził skromnie.
Prasert usiadł i włączył lampkę.
- Będę czytał na głos, żebyśmy mogli razem poznawać fakty - powiedział i uśmiechnął się do Guirena. Jak większość mężczyzn, po orgazmie był szczególnie miły względem osób, które ten orgazm zapewniły.

...siostra głowy rodziny Capano, panna Serena Capano, na zeszłą zimę wydana za panicza rodu Nestegio oświadczyła, że to co opowiadała jej młodsza siostra Lorianna, o tym że Vasco (narzeczony Sereny) ją zgwałcił to oszczerstwa.
Dziewczyna rzeczywiście zaszła w ciążę, jednak ojcem okazał się być syn piekarza Pio Barsotti, jak podaje ojciec Lorianny.

‘Lorianna musiała być zazdrosna o nadchodzące zamążpójście Sereny’ - mówi Mirella Nestegio, matka Vasco.

Dziewczyna urodziła na wiosnę dwójkę dzieci, które jak donosi nasz informator, ‘nienawidziła od samego początku’.

Wczoraj aresztowano Loriannę. Służba rodziny Nestegio znalazła ciała dwójki zaginionych od tygodnia dzieci w nieużywanej od lat studni.

Obie rodziny w obecnej chwili nie chcą komentować całej sprawy, pozostają poza naszym zasięgiem. Sama Lorianna zostanie zamknięta w przytułku. Do samego końca zarzekała się, że to były dzieci rodziny Nestegio, a skoro ich nie chcieli, postanowiła im je oddać…

Według koronera, dzieci utonęły po wrzuceniu do wody. Jako iż uznano Loriannę za niepoczytalną, uchowała się od kary śmierci.


Prasert zmarszczył brwi.
- Dramy. Rodowe dramy. Nadużycia. Jedno za drugim. Kocham to. Kocham Włochy! - Privat prawie wykrzyknął. - Han, kup mi na urodziny koszulkę z tym napisem. I kaszkietówkę z flagą Italii. Obiecujesz? Pewnie, że obiecujesz.
Zaczął czytać artykuł od początku.
- Jak tutaj wpasowuje się Tabita i jej brat? Już zapomniałem, jak ma na imię. To są dzieci Vaski i Sereny? Nie zdziwiłbym się, gdyby Lorianna celowo ich w takim razie nawiedzała. Oni odziedziczyli wszystko, a ona dostała nic. Szkoda mi jej tak właściwie. Choć nie jest to powód, żeby zabijać dzieci rzecz jasna. Lecz czasami złe rzeczy trafiają na mentalnie podatny grunt i tak kwitnie choroba psychiczna. Jeśli jeszcze została zgwałcona - Prasert westchnął. - Trudne sprawy. Na serio. Myślę, że minie jeszcze chwila, zanim wsiąkną we mnie wszystkie niuanse tej sytuacji. Też ciężko je wychwycić, czytając jedynie suche gazetowe informacje, a nie bezpośrednie relacje tych ludzi. Poza tym… dobrze to ogarniam… Że Capano miał dwie córki. Jedna wyszła za Nestegio, a druga no skończyła marnie. Więc w pewnym sensie Nestegio wchłonęli rodzinę Capano. To by tłumaczyło, skąd zdobyli tę drugą połowę lasu i tym podobne. Dobrze myślę…? - Privat pytająco spojrzał na Hana.
- Sądząc po datowaniu… I sądząc po artykule… Tam był jeszcze syn… W sensie siostra głowy rodziny Capano… A głową rodziny we Włoszech zawsze jest mężczyzna. Czyli było troje rodzeństwa… A wracając do datowania, to jak policzyć pokolenia… To ich dziećmi musieli być ci dwaj synowie, którzy odsprzedali sobie las… A następne pokolenie to już rodzice Tabity i Averarda… Czyli mówimy o pradziadkach obecnych głów rodów i pra pra dziadkach Floriny i Livii - podsumował Guiren.
- Czekaj, jesteś pewny? Vasco i Serena, pierwsze pokolenie. Handlarz lasem, drugie pokolenie. Trzecie to Tabita i jej brat. Co by znaczyło, że mówimy o dziadkach obecnych głów rodów? Czy to mi się ciągle myli?
- Ym… tak, wybacz… Pradziadkach zaatakowanych dziewcząt… - poprawił się Han, licząc błyskawicznie pokolenia w głowie, po raz drugi.
- Sądzę, że rzeczywiście dobrze będzie rzucić okiem na tę studnię w posiadłości Nestegio. Albo chociaż miejsce, gdzie była… - zasugerował Han. Chciał otworzyć usta i jeszcze coś powiedzieć, ale trzy rzędy dalej po przeciwnej stronie coś głośno łupnęło. Segregatory rozsypały się, blondyn syknął.
Prasert zirytował się. Wstał i ruszył w tamtą stronę.
- Coś się stało? - zapytał pozornie zatroskanym głosem. - Mogę jakoś panu pomóc? - zapytał, jeszcze nie widząc mężczyzny.
Przeszkadzał im w pracy. Pałętał się i robił hałas. Privat chwilowo zapomniał, że przecież tak właściwie to było głównie jego miejsce pracy i tylko wykonywał swoje obowiązki.
Chłopakowi pudło zdawało się spaść na głowę.
- Proszę wybaczyć, upuściłem sobie to na głowę… Zdają się panowie nad czymś pracować i nie chciałem przeszkadzać - powiedział, ale nie patrzył prosto na Praserta. Zdawał się zestresowany, albo spięty. Podniósł się, ale lekko się zatoczył. Zaraz jednak wyprostował po czym zaczął zbierać dokumenty. Wrzucił je dość pospiesznie do pudłą i zwiał z nim gdzieś.
- Dobra, czyli mamy informację o studni. Sprzątamy i idziemy? - zapytał Han, tylko przyglądając się zajściu z archiwistą. Prasert zauważył, że chłopak stał w dziale opisanym jako ‘Legendy i powieści ludowe’. Zabrał z niego jedyne pudło, które stało nad tym opisem.
- Tak, do niego. Chodź ze mną - szepnął Prasert i ruszył za chłopakiem. - Ja bym też nie chciał przeszkadzać, ale wszyscy i tak nazywają mnie irytującym. Więc nie mam nic do stracenia - zażartował, ale dość chłodno. - Co pan robi? Z tymi kartonami? Tak z ciekawości pytam.
Chciał stanąć tak przy tym pudle, aby zobaczyć, jakie znajdowały się w środku tytuły. No cóż, legendy i powieści ludowe. Dobrze byłoby wiedzieć coś na ich temat… Bo potencjalnie wszystko mogło mieć związek ze sprawą. Prasert nie wiedział, czy chłopak był nerwowy, bo widział, jak Han mu obciągał. Czy może raczej… należał do sekretnego kultu czarowników zjadających dzieci wrzucane do studni, którzy od prawieków spychają z drabin niewinne niewiasty.
Kiedy jednak wyszli zza regałów, żeby spojrzeć co to było za pudło, chłopak siedział za biurkiem, a pudła nigdzie nie było widać. Zakładał właśnie słuchawki na głowę i zdawał się jeszcze ich nie zauważyć.
- Struś pędziwiatr - mruknął Prasert.
Podszedł do faceta.
- Dzień dobry! - krzyknął do niego na wypadek, gdyby znowu nie usłyszał. - Ma pan czas chwilę porozmawiać? - zapytał.
Chłopak zwrócił na nich uwagę, gdy tylko pojawił się przed nimi ruch. Zdjął słuchawki i odłożył na biurko.
- Tak? - zapytał. Zerknął najpierw na Praserta, potem na Hana i znów na Praserta. Czekał co powiedzą.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline