Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:34   #572
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kobieta zdawała się jednak nigdzie nie wybierać. Siedziała spokojnie przy biurku, kiedy Prasert zaoferował się by przynieść pudła. Han tymczasem przeglądał coś na telefonie. Po chwili, gdy Privat wrócił, pokazał mu w sieci zdjęcie chłopaka.
- Zdaje się, że Caprano jak i Nestegio są tu dość popularni - podsumował tylko i wyłączył przeglądarkę.
- Nie muszę rysować - Prasert ucieszył się bardzo mocno. - A czemu popularni? Milion polubień na facebooku?
Położył torbę na biurku kobiety.
- Tutaj są wszystkie książki, które pozostały - powiedział już bardzo łagodniej. - Bardzo proszę panią o pomoc.
Po czym znów zwrócił wzrok na Hana. Ciekawiło go, co takiego dowiedział się z internetu na temat obu rodzin.
Nie wypadało na ten temat rozmawiać przy postronnej osobie, więc Guiren milczał, ale zdawał się mieć coś do powiedzenia, bo obracał pierścionek na palcu raz w jedną raz w drugą stronę. Kobieta poprawiła okulary na nosie i zaczęła przeglądać książki.

Zajęło jakieś dwadzieścia minut, nim miała w pełni sporządzoną listę tego co było, a zapowiadało się na kolejne piętnaście nim porówna to z danymi w komputerze i spisze im listę.
Koniec końców wyszło, że Efrem zabrał sześć książek. Trzy o architekturze krajobrazu, oraz trzy o mitach i opowiadaniach tutejszych: Jedną bajkę o zaczarowanym flecie, jedną księgę zbioru mitów i jedną opowieść o czarnym rycerzu.
Czy to cokolwiek mówiło Prasertowi? Nie bardzo. Liczył na książkę pod tytułem… “Jak Skutecznie Przekląć Znienawidzony Ród - Poradnik Dla Głuptasów”.
Albo coś w tym stylu.
Mimo wszystko zapisał skrzętnie wszystkie pozycje. Czy to było możliwe, że Efrem zabrał po prostu te książki, które były mu potrzebne z powodów kompletnie niewinnych? Te trzy o architekturze krajobrazu mogły mu się przydać do studiów. Lecz te kolejne… Zaczarowany flet kojarzył się Privatowi z legendą o grajku z Hammelin. Wiedział jednak, że jeśli ktoś w tym mieście posiadał takie moce, to był nim tylko on. Księga zbioru mitów mogła w sobie mieścić dosłownie wszystko. Niczego nie wykluczała i niczego nie potwierdzała. Natomiast czarny rycerz… Może to był jakiś duch, którego można było nająć do czynienia szkody bliźnim?
- Niemożliwe, żeby te wszystkie książki były białymi krukami - powiedział Prasert. - Gdzie mogę zdobyć kopię owych tytułów?
Ta kobieta go mocno irytowała. Powiedziała, że Efrem podał fałszywe dane policji dlatego, bo nie chciał rozgłosu. Jak gdyby Prasert i Han byli napalonymi fankami tutejszych rodów, a nie funkcjonariuszami. Mimo negatywnych uczuć, Privat postanowił spróbować je nieco okiełznać i nie okazywać kobiecie.
- Zapewne w sporej ilości starych domów. Większość tych zbiorów to miejscowe bajki. Spodziewam się, że każdy zna przynajmniej jedną, czy dwie z nich, bo jego mama opowiadała mu je do snu. Te egzemplarze, to po prostu spisane przez pewną pisarkę podarunki dla naszego archiwum… Jak to ujęła, ‘To nie czasy Homera, by takie historie przekazywać ustnie i jeszcze nie chcę, by wszystko zostało utopione w sieci cyfrowego pająka, dlatego to spisuję.’, o - oznajmiła Alma i poprawiła okulary na nosie.
- Jaka normalna osoba z takimi pragnieniami myśli o tym, aby pójść do miejscowego archiwum i tam złożyć takie opowieści? - zapytał Prasert. - Każdy spróbowałby wydać książkę. Czy nie znajdziemy żadnego egzemplarza w bibliotece za rogiem? Skoro to miejscowe bajki, które są powszechnie znane, to muszą istnieć jakieś inne ich zbiory. Jeśli pani zaraz powie, że ta pisarka była jedyną osobą na całym świecie, która postanowiła przelać je na papier… - Privat zawiesił głos.
- Sądzę, że na pewno powstały jakieś inne spisane formy, w końcu jak pan sam zauważył, to tylko spisane opowieści, na pewno ktoś jeszcze je wydał - uśmiechnęła się lekko. Chyba nie miała zamiaru się kłócić. Może po prostu te bajki były jak tutejsza forma opowieści o Pinokiu, Jasiu i Małgosi, czy Małej Syrence… Każdy pisarz usłyszał taką opowieść z innych ust i zapisał ją tak jak sam chciał ją przedstawić, mógł ją ubarwić, dodać coś od siebie. Tyle opowieści ile ust, które je przekazały i ile uszu je usłyszało.
Niby tak. A z drugiej strony pewne rzeczy, być może najważniejsze, pozostawały w każdej wersji. Prasert był złakniony informacji. Pragnął dowiedzieć się czegokolwiek, co mógł wynieść Efrem.
- Czy Efrem nie brzmi wam trochę arabsko? To na pewno włoskie imię? - przymrużył oczy.
Ale pokręcił głową.
- Myśli pani, że jest sens szukać w bibliotece? - zapytał ją.
- Mogą panowie spróbować, jeśli zależy panom na kilku bajkach… - wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że nie zamierzała im na przykład powiedzieć, którą z tych bajek zna. Może dlatego, bo Prasert źle wypowiadał się o jej pomocniku? Zapewne…
Privat westchnął głębiej. Musiał się uspokoić.
Posiadał ogromną moc. I jak nauczył go Spiderman, wielka moc to wielka odpowiedzialność.
Już chciał natchnąć kobietę Phecdą, aby go pokochała. Ale poczuł niesmak na tę myśl. Nie potrafiłby chyba tego zrobić ludziom, którym nie był zafascynowany. Może na tym polegał haczyk jego mocy. Mógł rozkochać w sobie ludzi i istoty, ale tylko pod warunkiem, że on sam mógł się w nich zakochać. Niekoniecznie w sensie erotycznym. Bardzo polubił Śnieżkę, kota Tabity i dlatego to zadziałało.
- Czy może nam pani jeszcze jakoś pomóc? - zapytał Prasert, wzdychając. - Mierzymy się z naprawdę ciężkim śledztwem. Proszę mi wybaczyć, jeśli niekiedy byłem surowy w słowach. To nie jest moja opinia. Pan Efrem obiektywnie skłamał nam w twarz, podając fałszywe nazwisko. Moglibyśmy mu za to sprawić nieprzyjemności prawne, czego nie zrobimy - zablefował. - Mogłaby pani nieco uratować honor pracowników w tym wspaniałym, tutejszym archiwum? I przekazać nam coś więcej… coś, co pomogłoby nam?
Kobieta wyraźnie zastanawiała się chwilę.
- Kojarzę, że w tej księdze o mitach był jeden opowiadający o baranku z dzwoneczkiem na szyi. Kiedy jakieś dziecko zgubiło się w lesie, słyszało dźwięk dzwoneczka, to powinno za nim iść, bo to znaczyło, że przyszedł do niego baranek, który pomoże mu wrócić do domu - powiedziała w zadumie.
Prasert uśmiechnął się do niej i pokiwał głową. Zamilkł na chwilę. Poczuł się w rzeczywistości zirytowany, bo nie był wcale poszukiwaczem dzwoniących baranków.
- To bardzo ciekawa legenda. To niesamowite, jak w najróżniejszych częściach świata ludzie posiadają swoje własne mity i wierzenia. Gdybym cofnął czas, pewnie nie poszedłbym do szkoły policyjnej, tylko na studia zajmujące się tą tematyką - zaśmiał się. - Czy zna pani może jeszcze jakieś inne ciekawe legendy?
- Znam tę o flecie i tę o rycerzu - powiedziała kobieta.
- I jeszcze o śpiewaczce ze skradzionym głosem, o gęsi która chodziła do tyłu i o tykającym grobie - powiedziała i wzruszyła ramionami.
Prasert pokiwał głową. Czy marnowali czas? No cóż. Nie. Ich rolą tutaj nie było pomóc rodzinie Nestegio. Tylko zapełnienie Zbioru Legend. Na tym zależało IBPI. I jak ktoś chciał mu opowiedzieć te mity, to Privat nie miał najmniejszego prawa wyjść, zanim nie usłyszy ostatniego.
Dlatego też dosiadł się do stołu.
- Bardzo proszę opowiedzieć mi je wszystkie. Ja wiem, że to może być nieco męczące, ale byłbym naprawdę wdzięczny. Czy może poprosić kolegę, aby skoczył po kawę lub gorącą czekoladę dla pani? Powszechnie wiadomo, że przy mówieniu łatwo o chrypkę. I najlepiej popić ją czymś gorącym.

Kobieta zerknęła na Hana.
- No… Może mała filiżanka czekolady - powiedziała nieco przekabacona. Han kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak.
- Tobie też coś przynieść? - zapytał, zerkając na Praserta.
Privat już miał zaprzeczyć.
- Dla mnie podwójne espresso. Razy dwa. Czyli cztery razy espresso… - Privat zawiesił głos.
Tak po prostu wybierał w ekspresie w domu. Ale jak wypowiedział to na głos, to nagle poczuł się jak wielka diwa, która zwyczajnej kawy nie wypije.
- Albo cokolwiek, co będzie miało w sobie kofeinę - uśmiechnął się lekko, po czym przeniósł wzrok na archiwistkę.
Guiren uśmiechnął się lekko rozbawiony i wyszedł z pomieszczenia.
Kobieta tymczasem odchrząknęła. Wzięła wodę truskawkową i napiła się, najwyraźniej butelka należała do niej.
- A więc tak… Jeśli chodzi o opowieść o zaczarowanym flecie opowiada o magicznym instrumencie, który sprawiał, że jak się go słuchało nie można było przestać się śmiać radośnie na dźwięki muzyki. Jak długo grajek grał, tak długo ludzie śmiali się i cieszyli. To był zaczarowany flet, który przyjechał wraz z grupą cyrkową. Jeden chłopiec wykradł go i nie wiedząc o jego zdolnościach, zaczął na nim grać. Oczywiście, przyniosło to wiele złego, bo śmiejące się osoby na przykład mdlały, czy nie mogły go powstrzymać i płakały śmiejąc się radośnie. A im więcej chłopiec grał na flecie, tym trudniej było mu przestać i tym piękniej grał. Aż w końcu flet wyssał z niego duszę wraz z oddechem i zniknął. I ponoć czasem jak wiatr wieje, to słychać muzykę fletu - powiedziała. Zastanawiała się nad tym chwilę.
- Śpiewaczce ze skradzionym głosem odebrała go zazdrosna ptaszyna, która poszła do jeżowej wiedźmy z lasu i uprosiła ją o to. Ponieważ codzień kobieta wyśpiewywała piękne piosenki i aż słowiki cichły i sam mąż ptaszyny nie zwracał na nią uwagi, kiedy kobieta śpiewała. Jeżowa wiedźma poleciła ptaszynie zanieść nasiona do ogrodu dziewczyny i tam zasiać, a gdy wyrosły, wyglądały jak zwyczajne truskawki. Dziewczyna je zjadła i straciła głos, który trafił do ptaka. Odkrył to mąż dziewczyny i zastrzelił ptaszynę, gdy śpiewała. Głos wrócił do dziewczyny, wraz z głosem ptaszyny. Morał z tego taki, że nie powinno się nachalnie przechwalać swym talentem, oraz że nie należy zazdrościć i kraść komuś tego, bo to ma złe konsekwencje. Jedno i drugie postępowanie - Alma zrobiła krótką pauzę. Zerknęła na Praserta czy jej słuchał.

- Mhm… - mruknął Privat.
Czy można to było porównać do walki o las? Jeżeli śpiewaczką byli Capano, a ptaszkiem Nestegio… natomiast truskawki metaforą lasu… Czy to znaczyło, że Capano zamierzali zastrzelić rodzinę Nestegio? Tak jak mąż śpiewaczki zastrzelił ptaszynę? W ten sposób miałby trafić do nich może nie cudowny głos, ale wspaniałe ziemie?
Czy na serio to wszystko było sporem o jakiś głupi las?
- To piękne opowieści. Naprawdę. Czy zna pani jeszcze jakieś? Już te są zajmujące i warte uwagi. Oraz zapamiętania. Może jednak przychodzi pani na myśl jakaś wisienka na torcie? - Privat uśmiechnął się życzliwie.
W tym czasie powrócił Han wraz z dwoma kubkami.
- Proszę, oto czekolada - postawił filiżankę przed kobietą, a ta podziękowała grzecznie.
- A to twoja poczwórna kawa - powiedział i postawił przed Prasertem drugą filiżankę. Wziął sobie krzesło i usiadł obok Praserta.
Alma zamieszała, po czym napiła się. Uśmiechnęła, czekolada chyba była jak trzeba.
- To w sumie dwie… Ta o gęsi to tak średnio, ale ta o rycerzu i ta o tykającym grobie są dość straszne… I nie do końca mają taki zwyczajny morał. Przynajmniej, póki się nie zastanowić do czego się odnoszą - kobieta zrobiła pauzę na łyk czekolady.
- Opowieść o tykającym grobie mówi o zegarmistrzu, który kolekcjonował zegarki. Dla każdego mieszkańca wioski robił jeden, a gdy taki mieszkaniec umierał, zegarek magicznie sam się zatrzymywał. Zegarmistrz był tak zaaobsorbowany robieniem zegarków dla wszystkich, że zapomniał o swoim własnym… Przez co nie umierał. Ludzie zrobili się podejrzliwi. Uznali, że ten miły człowiek, który cały czas tu jest, dba o zegary w mieście i z własnej woli tworzy jeden dla każdego ma konszachty z diabłem. Napadli jego warsztat, potłukli część zegarów i zaciągnęli go do lasu. A tam wrzucili go do trumny i żywcem zakopali. I ponoć przy samotnym grobie, czasem jak się uważnie przysłuchać, to słychać cykanie zegarka… Głupi ludzie nie wiedzieli, że tłukąc zegary zabili te osoby, którym je zbili. Tak ich pokarało. Niby opowieść po prostu straszna, a moim zdaniem mówi o tym, że robiąc coś dla innych, trzeba jednak pamiętać i o sobie, bo wcześniej czy później przyjdą ci o któych tak dbasz i zabiorą ci jeszcze więcej… Ale to już do własnej interpretacji tak myślę… - powiedziała kobieta, rumieniąc się lekko. Znów się napiła czekolady. Teraz dopiero Prasert zauważył że w rogu pomieszczenia stał zegar z kukułką i dość cicho cykał… Tak to już było, przy takich opowieściach…

Privat patrzył na niego przez chwilę… po czym przesunął wzrok z powrotem na kobietę. Milczał przez chwilę.
- Ta opowieść… - zawiesił na moment głos. - Jest rzeczywiście dobra. I ma pani rację. Można ją interpretować na wiele różnych sposobów. Pani morał jest jak najbardziej słuszny. Natomiast ja wyniosłem z tej opowieści tyle, że… czasami napotykamy ludzi, którzy wydają się bardzo dobrzy. Aż niepokojąco dobrzy. I może… może rzeczywiście tacy są. Nie mają żadnych złych intencji. Swoją podejrzliwością możemy ich zepsuć, a nawet zabić tym, kim są. To niby morał, ale w prawdziwym życiu trudno wysnuć z tego prawdziwą lekcję. Bo równie dobrze mogłoby się okazać, że zegarmistrz rzeczywiście miał konszachty z diabłem. A wieśniacy wykazaliby się naiwnością, nie walcząc z nim i akceptując drogie podarunki.
Privat zamilkł na chwilę.
- Może morał tej opowieści jest jeszcze inny. Czasami po prostu nie można postąpić właściwie. Czy zaatakujesz zegarmistrza, czy tego nie zrobisz, może skończyć się źle tak i tak. Często żyjemy w niewiedzy i nie powinniśmy się biczować za każdy zły wybór… Nie wiem. Jestem policjantem, nie studentem filologii. Może mówię głupoty - Prasert uśmiechnął się niepewnie.
- No tak, pana przemyślenia też są dość słuszne. Hm… No i jest ta opowieść o rycerzu w czarnej zbroi… Był sobie kiedyś młody panicz, któremu podobała się pewna panna. Odmawiała mu jednak swej ręki. Panicz w swojej złości i zgorzknieniu załamał się i ruszył w stronę lasu za swym dworem. Tam znajdował się niewielki cmentarzyk rodziny. Chłopak poszedł za nim i usiadł. Zaczął dumać. Wten czasu usłyszał dziwne szczekanie psów i tętent kopyt. Zobaczył uciekającą dziewkę i gnającą za nią pogoń. Biegły psy i galopował rycerz na czarnym koniu. Chłopak ruszył na pomoc niewiaście, ale rycerz powstrzymał go. Powiedział ‘Poczekaj’. Wtedy psy dopadły kobietę i rozszarpały ją na strzępy. ‘To kobieta, której serce kiedyś oddałem. Odrzuciła je… Za karę teraz i ja i ona oto spędzamy naszą pośmiertną udrękę. Ona ucieka, a ja oto ją gonię i zabijam…’, powiedział rycerz i na oczach młodzieńca kobieta podniosła się z ziemi, jej ciało wróciło do normy. Otrzepała się i zaczęła uciekać dalej. Psy, rycerz i kobieta zniknęli. Chłopak natomiast wpadł na sprytny plan. Zaproponował swojej rodzinie i rodzinie odmawiającej mu niewiasty piknik w lesie. Tak się złożyło, że właśnie w okolicy, gdzie widział ów makabrę… Odbył się piknik i ponownie odbyła się makabra. Młodzieniec wyjaśnił co się wydarzyło, a niewiasta ustąpiła i wyszła za niego nie chcąc gniewu Boga za swoją upartość. Morał z tego jaki? Nie należy odrzucać darowanego serca? - zapytała Alma.
- Nie - odpowiedział Prasert. - Myślę, że morał jest taki, że jeśli chcemy pozostać w pełni w zgodzie z sobą… z własnymi uczuciami, wartościami i pragnieniami… ale nie mamy siły, żeby się podeprzeć. I jesteśmy tylko… dziewką. To będziemy z tego powodu cierpieć. Ludzie słabi powinni umieć się ukorzyć i ustąpić. Jeśli chcą przetrwać. Nie chodzi o to, że dziewka powinna przyjąć darowane serce. Chodzi o to, że powinna postąpić z głową i pomyśleć o swojej przyszłości. Czy jest ktoś, kto może ją obronić? Czy ma naprawdę jakieś inne wyjście? Emocje determinują to, kim jesteśmy. Ale jeśli pozwolimy im pozwolić podejmować decyzje za nas… możemy skończyć w wiecznym zamęcie i horrorze - mruknął Prasert. - I właśnie dlatego powinna była oddać się temu mężczyźnie. Życie z nim byłoby dużo lepsze, niż wieczność w walce z nim.
Również zauważył, że tu znowu pojawił się wątek lasu. No a na dodatek szczekanie psów. Ta młodsza siostra również usłyszała szczekanie bezpańskich psów. Czy to coś znaczyło? Czy to był tylko zbieg okoliczności? Była granica pomiędzy inteligentnym znajdowaniem zależności, a nadinterpretowaniem prostych faktów.
Kobieta wydawała się zamyślona.
- Nieprzyjemne te ostatnie historie - stwierdziła i napiła się czekolady. Włączyła na youtubie jakiś filmik z uroczymi kotkami.
Prasert zaśmiał się na to.
- Nie wiem jak jeszcze mogę panom pomóc, to chyba wszystko co mi przyszło do głowy - powiedziała Alma.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline