Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2020, 14:34   #571
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Privat czuł się nieco zbity z tropu. Nie wiedział do końca dlaczego. Przeczucie kazało mu rozmawiać z tym facetem, ale nie miał żadnego twardego powodu, żeby to robić. I dlatego przez kilka sekund milczał.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, przedstawiliśmy się panu. Nie dosłyszałem jednak pana imienia i nazwiska… - zawiesił głos.
Uśmiechnął się mechanicznie. Trochę jak reptilianin, który nauczył się, że ma się uśmiechać, ale jeszcze nie weszło mu to w krew. W pewnym sensie bardzo w tej chwili przypominał doświadczonego policjanta.
Chłopak milczał chwilę. Zerknął na ekran komputera, potem na swój telefon i przesunął spojrzeniem po biurku.
- Leo Fragola - powiedział chłopak wracając spojrzeniem na Praserta. Nie uśmiechał, się, ale nie był już tak spięty jak wcześniej. Jego twarz wyrażała dokładną pustkę emocjonalną. Opierał dłonie na biurku i stukał lekko jednym palcem.
- Fragola to po włosku truskawka - mruknął Privat. Leo kiwnął głową i wzruszył ramionami.
Prasert uśmiechnął się krzywo na wspomnienie opowieści Tabity o dziewczynie sprzedającej truskawki. Przypadek? Czy też nie? Postanowił pójść tym tropem. Zadanie pytania lub dwóch nie kosztowało go nic.
- Czy zna pan może Matildę? Nie pamiętam nazwiska. Kobieta zniknęła w dość niespodziewanych lub niewyjaśnionych okolicznościach około dwa lata temu.
Jeśli IBPI ją wzięło, to raczej jej zaginięcie musiało być nagłe.
Chłopak zmarszczył lekko brwi.
- Znam jedną Matildę, ale nie zniknęła. To moja znajoma ze studiów. Innych Matild nie znam - odpowiedział. Miał dość łagodny głos.
- Dobra, nieważne - rzucił Prasert. - Nad czym pan dzisiaj pracował w archiwum? Czy codziennie przestawia pan pudła z miejsca na miejsce przez kilka godzin? - wwiercił w niego spojrzenie. - Zastanawiam się nad tym, bo ciągle pana słyszałem dwa, trzy rzędy dalej i pobudziło to moją ciekawość.
Spojrzenie Leo wyostrzyło się. Przestał stukać palcem o blat. Wzruszył ramionami.
- Zwykle po prostu siedzę i się nudzę. Czasem jednak dostaję maile z prośbami o zebranie jakichś rzeczy, albo sprawdzenie dla kogoś jakichś informacji na szybko. Przepraszam, jeśli panom przeszkadzałem, starałem się być cicho - odpowiedział.
- W porządku, nie przeszkadzał pan szczególnie. Chciałbym jednak poprosić o listę osób, dla których zbierał pan informacje oraz o wyszczególnienie, jakie dokładnie. Powiem tylko, że sprawa dotyczy morderstwa i informacje w tym archiwum mogą być szczególnie istotne dla wyłonienia sprawcy. Każdy, kto kontaktował się z panem, jest podejrzanym.
Prasert powiedział to takim pewnym głosem, że prawie sam uwierzył, że ktoś umarł.
Leo zerknął na ekran, po czym znów na Praserta. A słysząc o morderstwie, zbladł.
- Ktoś… umarł? - zapytał zaskoczony i niespokojny. Na kilka sekund spokojna postawa złamała się i znów widać było zdenerwowanie. Póki nie zerknął znów na ekran.
- Zaraz panu spiszę nazwiska osób, które dziś do mnie pisały… Tylko, że muszę za jakieś dwadzieścia minut wyjść - powiedział zerkając na zegar. Han stojący obok Praserta poruszył się lekko, wsunął dłonie do kieszeni.
- A gdzie pan się spieszy? Pod nóż grasującego mordercy? - Privat czasami kochał być opryskliwy. - Najpierw musimy go złapać, żeby mógł pan bezpiecznie poruszać się po mieście. Radzę więc panu spisać wszystko dokładnie i niczego nie zapomnieć, dobrze? - zapytał. - Przy okazji, jest tutaj gdzieś pudło z “Legendami i powieściami ludowymi”? Chciałbym je przejrzeć.
Chłopak siedział spokojnie. Spojrzał na ekran komputera.
- Piąta alejka trzeci regał, siódma drugi i dwunasty szósty - odpowiedział bez zająknięcia Leo. Wyjął kartkę otworzył coś na mailu i zaczął spisywać jakieś nazwiska.
- Leć po to… - Prasert szepnął do Hana. O mało co nie wymówił przy tym jego prawdziwego imienia. - Ja tutaj zostanę.
Nie chciał tracić z oczu Pana Truskawkę. Privat przeczuwał, że jeśli tylko na chwilę spojrzy w inną stronę, Leo pryśnie nie wiadomo gdzie. Zwłaszcza że miał jakieś spotkanie za dwadzieścia minut, czy coś w tym stylu. Poza tym Prasert chciał upewnić się, że Truskawa rzeczywiście spisywał coś z maila, a nie wymyślał te imiona.
Han kiwnął głową i ruszył między regały.
Leo tymczasem spisywał dalej dane.
- Proszę - po chwili podał kartkę.
Nie było na niej dużo zapisane. Zaledwie kilka nazwisk.
- Nico Principe - Wernisaż roku 1950 - lato
- Orsinno Lemma - mapa miasta rok 1940
- Fausta Pica - sprawa sądowa Liborii Zanoni, rok 1987
- Isa Lonero - szkice architekta Osvaldo Amzelo, Ratusz, rok 1960.

Chłopak zerknął na kartkę i na Praserta, a potem na Hana, który zaczął przynosić pudła z wyznaczonych regałów. Za chwilę stały na blacie trzy kartony.
Privat skrzywił się. Miał nadzieję na jeden tajemniczy karton pełen sekretów. To, że było ich aż trzy, już wydawało się mało podniecające. Tak samo jak ta lista. Jak cholernie nudna! Prasert wysilał wyobraźnie, ale nie był w stanie wymyślić jakiejś teorii spiskowej.
- Ten Amzelo to pewnie nie szkicował truskawek, co? - mruknął Privat pod nosem i wsunął najpewniej bezużyteczną listę do kieszeni. - Dobra, możesz zmykać. Tylko pamiętaj, tajemniczy panowie z długimi maczetami… dzisiaj nie wsiadaj do ich taksówek - uśmiechnął się lekko. - My jeszcze chwilę zostaniemy.
Ruszył w stronę wcześniejszego stołu i wziął jeden z kartonów.
- Bierz resztę i chodź - mruknął do Hana. - Zobaczymy, czy jest coś na temat lasu, opuszczonej twierdzy albo tych dwóch rodzin… - powiedział cicho. Miał nadzieję, że na tyle, że Leo nie usłyszał.
Han jednak nie usiadł. Stał przy regale tak, by kątem oka obserwować wyjście. Prasert słyszał, jak młodzieniec zbierał się, po czym opuszczał archiwum.
- Możemy je odłożyć, coś mi się zdaje… - powiedział cicho Han.
- Wynosił jedno pudło, które wyjął spod biurka - dodał.
- Dlatego też będziemy go śledzić, aby wiedzieć, komu chce to pudło dostarczyć - zgodził się Privat. - To niebezpieczne zagranie, bo jak stracimy go z oczu, to przepadnie nam zarówno pudło, jak i cel Truskawy. Skoro jednak nie wspomniał o tym zamówieniu na tej krótkiej liście, to na pewno ten wątek jest warty… śledztwa.
Problem polegał na tym, że Prasert w rzeczywistości nigdy nikogo nie śledził. Mógł opierać się jedynie na wiedzy z telewizji, jak to robić. Liczył jednak, że Han wykaże się w tym miejscu szczególnymi praktycznymi zdolnościami.
- Przejmujesz pałeczkę - szepnął do niego.
- No to musimy się pospieszyć, nim nam zwieje - powiedział Guiren i zgarnął swoja marynarkę z krzesła. Zostawili bałagan, ale mieli śledzić chłopaka, więc ktokolwiek przyjdzie zająć się tym za chwilę, będzie musiał im wybaczyć.
Han ruszył dość szybkim krokiem w stronę drzwi, które za moment otworzyła kobieta około czterdziestki. Niemal się zderzyli.
- Przepraszam - powiedziała kobieta i przeprosił ją również Guiren. To dało Prasertowi dokładnie minutę, by rzucić okiem na biurko za którym wcześniej siedział Leo…
Na tapecie rozciągnięty leżał lew, a we wgłębieniu, koło stojaka na długopisy stała gazowana woda truskawkowa… Było tam też sporo innych rzeczy, ale nie musiał być detektywem, czy samym Sherlockiem Holmesem, by połączyć kropki.
- Kurwa - warknął Prasert.
- Przepraszam panią, my będziemy wychodzić. Zostawiliśmy nieco bałaganu, ale młodzieniec który tu pracuje obiecał zająć się nim kiedy wróci - powiedział Han.
Kobieta kiwnęła tylko głową.
Privat był bez wątpienia wściekły. Cały się gotował. Czy ten chłopaczek naprawdę myślał, że mógł mu kłamać w twarz i się z tego wywinąć? Potraktował go bez cienia szacunku. Wszystko wskazywało na to, że wcale tutaj nie pracował. Tylko wodził ich za nos od początku. Prasert był zszokowany. Nikt nigdy go tak nie potraktował. Podać fałszywe nazwisko i zniknąć? Tajlandczyk pomyślał, że tak właściwie Nina zrobiła dokładnie to samo. Nie spodziewał się jednak nawiązać szczególnie silnych relacji uczuciowych z Truskawą.
“Jeśli będzie trzeba, osobiście nawrócę każdego szczura w mieście. Każdego ptaka nad głową. Każdego bezpańskiego psa i kota. Wszyscy, cała fauna Ravenny będzie go poszukiwać, jeśli tylko uda mi się to uczynić”, pomyślał. “Ale najpierw znajdę go w konwencjonalny sposób.”
- Do widzenia - powiedział Han i ruszył już na korytarz.

- Efrem to taki dobry chłopak - powiedziała kobieta sama do siebie, siadając przy biurku.
Prasert musiał wybierać. Albo zostać i zapytać o Efrema, albo pobiec za Hanem. Uznał, że kobieta może nie zniknie… może… Ale Fałszywa Truskawa i Han? Jak najbardziej. Pobiegł za swoim partnerem. Miał nadzieję, że przynajmniej reszta detektywów miała spokojniejsze śledztwo. Musiał za nimi nadążyć. Na szczęście gniew skutecznie mobilizował go do działania. Jako że był wysportowany, to również nie powinien złapać zadyszki, ani zostać szczególnie w tyle.

Dość szybko dogonił Hana na schodach na dół. Za moment wyszli przed budynek… Jednak nikogo tam już nie było. Rozejrzeli się w lewo i w prawo. Było parę wolnych miejsc parkingowych, ale o ile ten chłopak nie potrafił fruwać, to wyparował w jakiś dziwny sposób. Na pewno nie samochodem, nie dali mu raczej tyle czasu…
- No… To tyle z naszego śledzenia - mruknął Guiren.
- Trzeba było iść za nim od razu - dodał. W końcu chwilę się zbierali, a potem zderzenie z archiwistką…
- Nie no, przecież zwlekaliśmy może kilka sekund - powiedział Prasert. - Gdybyśmy wyszli wcześniej, to na bank zauważyłby nas za swoimi plecami. Może nie wyszedł z budynku, tylko ukrył się gdzieś po drodze w jakiejś toalecie? To by tłumaczyło, dlaczego go tutaj nie widzimy - zawiesił głos. - Wróćmy do środka i… - zamyślił się. Czy naprawdę mieli przeszukać każdy pojedynczy pokój w budynku? Privat czuł się rozdarty. - Kurwa - skrzywił się. - Przynajmniej chodźmy do tej archiwistki i zapytajmy ją, czy on tutaj na serio pracuje. I jakich ksiąg ubyło. Archiwistki zajmują się archiwizowaniem, więc powinny mieć jakiś spis. To jedyne, co tam robią.
Han przegarnął włosy i rozejrzał się jeszcze raz.
- Cóż, całkiem możliwe, że mógł biec, a to sprawiło, że mógł nas wyprzedzić o tyle, by zniknąć. Proponuję rzeczywiście zapytać tę archiwistkę, nie sądzę, by miał dostęp do archiwum od tak… Przecież był tu sam, archiwum to nie jest ogólnodostępne miejsce. Tak już dawno to wszystko byłoby rozkradzione - stwierdził Guiren. Obrócił się gotów wracać do budynku archiwum i biblioteki.
- Tak, rozsądnie mówisz. Choć nie wiemy nic na jego temat. A wiesz w jakim świecie żyjemy. Może po prostu przeszedł przez ścianę, trafiając do środka. Ale tak. Lepiej jest założyć, że nie ma takich mocy i zrobił to w jakiś zwyczajny, ludzki sposób - Privat skinął głową. - Swoją drogą… masz może kartkę? I ołówek? - zapytał. - Na przykład w samochodzie, jak już jesteśmy na parkingu?
- Mam w portfelu niewielki notes. Potrzebujesz coś zapisać jak mniemam? - zapytał raczej retorycznie, bo wyciągnął portfel a z niego poręczny, niewielki notesik i malutki długopis dołączony do zestawu.
- Nie, właśnie wolałbym kartkę A4 i ołówek. Bo widzisz, mam ten moduł z zapisywaniem wrażeń zmysłowych. I dosłownie teraz przed oczami wyświetliłem sobie twarz tego gnoja. Nigdy nie był ze mnie wielki artysta, ale chciałbym spróbować odwzorować ją tak dokładnie, jak to tylko możliwe. Na szczęście muszę tylko przerysowywać, a nie stawiać kreski z pamięci. Dlatego w ogóle chcę się na to porwać. Dobrze, gdybyśmy mogli taki portret pamięciowy Opotem pokazywać.
- No to zapytajmy archiwistki, na pewno mają jakiś papier do drukarki - zaproponował Han. Schował notesik do portfela, portfel do kieszeni i ruszył w stronę budynku.

Droga na górę zajęła im dokładnie tyle samo czasu co wcześniej, czyli niecałą minutę. Nie wydarzyło się nic specjalnego, poza tym, że mijała ich grupa czterech studentek wychodzących z biblioteki. Zerknęła na nich z zaciekawieniem i ściszyły rozmowy. Trudno się było dziwić, obaj Azjaci grzeszyli urodą.

Drzwi archiwum okazały się być… Ponownie zamknięte i trzeba było po raz kolejny odbyć procedurę dzwonienia dzwonkiem, jednak tym razem otworzono im od razu.
- Panowie już wrócili? - zapytała zaskoczona kobieta.
- Lucia Buenaflor, topowy wydział śledczy - Prasert wyciągnął legitymację i pokazał ją kobiecie. - Potrzebujemy pani współpracy. Możemy wejść do środka? - zapytał.
Teraz na nią spojrzał lekko podejrzliwie. Raz został oszukany? Nie pozwoli oszukać się drugi raz. Z drugiej strony jeśli to była normalna kobieta, to nie zamierzał jej torturować. Mimo wszystko był taki zły!
- Oh… Nazywam się Alma Fonti… Pracuje tutaj od dziesięciu lat… Początkowo dorywczo, teraz na stałe. Proszę - powiedziała i wpuściła ich do środka. Stanęła przy biurku i wydawała się ni to zdziwiona ni to zaciekawiona, na pewno jednak nieco przejęta surowym tonem Privata.
- Jak mogę panom pomóc? - zapytała.
- Efrem. Wspomniała pani coś o jakimś Efremie. Kim jest Efrem? - zapytał Privat.
Wszedł do środka i zaczął rozglądać się za kartką i ołówkiem. Pomyślał również, że w budynku powinny być jakieś kamery. Miał przynajmniej taką nadzieję. Mógł także w ten sposób pozyskać zdjęcie Lea Fragoliego. Może był to nawet lepszy pomysł od próby rysowania jego portretu. Uznał jednak, żeby wszystko robić po kolei. I w tej właśnie chwili rozmawiał z Almą Fonti.
- Efrem… To mój pomocnik. Dobry chłopak. Studiuje na wydziale historii sztuki. Rozmawiali z nim panowie wcześniej… - powiedziała zaskoczona pytaniami o chłopaka.
Prasert zmarszczył brwi. A jednak...
- Co może pani o nim powiedzieć? Bo przedstawił nam się jako Leo Fragoli. Nie taki dobry chłopak, skoro kłamie policjantom, czyż nie? I wyniósł karton z książkami, o które prosiliśmy. A które przed nami ukrył. Teraz pani rozumie, dlaczego bardzo zapisał się nam w pamięci. Chcemy dowiedzieć się o nim wszystkiego.
- Oh… Niemożliwe… Znaczy. Hm… No cóż, może nie chciał po prostu rozgłosu? Nie wiem… Musiało zajść jakieś nieporozumienie. To Efrem Capano. Syn Silvestra. Przyszła głowa rodziny Capano… Ogromnie nam tutaj pomaga. Wiedza panowie jakie książki wyniósł? - zapytała.
- Nie, właśnie chcielibyśmy to ustalić. To było w pudłach o miejscowych legendach i podaniach - powiedział Prasert. - Oryginalnie znajdowały się tutaj cztery pudła. Przynajmniej cztery. Zostały tylko trzy. Co znaczy, że wziął jedno. Mogłaby pani stworzyć spis tytułów o tej tematyce? To wykreślimy te znajdujące się w trzech pudłach, które mamy. To, co zostanie, zostało zabrane.
Privat spojrzał na Hana.
- Capano. Efrem pieprzony Capano - szepnął. - Capano - powtórzył, na wypadek, gdyby Guiren nie usłyszał.
Kobieta drgnęła i zmarszczyła lekko brwi…
- Przepraszam… Proszę oszczędzić mi słuchania wulgaryzmów - powiedziała. Chyba miała szacunek do członków rodziny Caprano, a forma wypowiedzi Praserta nieco go zraziła.
Privat przewrócił oczami.
- Szeptałem do mojego współpracownika. Jeśli nie chce pani usłyszeć rzeczy, które nie są dla pani przeznaczone, to proszę nie podsłuchiwać - odpowiedział.
Normalnie nigdy nie powiedziałby czegoś takiego, ale uprzejmość i wyrozumiałość do niczego go nie doprowadziła w sprawie Fragoliego. Tylko pozwolił mu uciec. Bycie miękkim gliną nie wypaliło. W porządku. Zostanie twardym.
- Mogę sporządzić taką listę, ale to nieco potrwa. Sądze jednak, że najpewniej zabrał materiały na studia, jak mówiłam, studiuję historię sztuki, legendy i mity mogą się do tego nadać, kilka bowiem dotyczy budowli - stwierdziła i wzruszyła ramionami. Zabrała się za szukanie pudeł, które zostały. W końcu nie wiedziała, że ustawili je na stoliku, przy którym wcześniej pracowali.
- Zaraz pani przyniesiemy owe pudła, proszę chwilę poczekać. Ja je sam przyniosę - powiedział Prasert i spojrzał na Hana wzrokiem mówiącym “nie pozwól jej uciec.”
Efrem Capano. Jak mieli nazwisko, to mieli też chłopaka. Największym problemem byłoby zidentyfikowanie go. Teraz mieli go prawie w garści. Privat dlatego też lekko uspokoił się i ruszył wgłąb archiwum po rzeczone tektury.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:34   #572
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kobieta zdawała się jednak nigdzie nie wybierać. Siedziała spokojnie przy biurku, kiedy Prasert zaoferował się by przynieść pudła. Han tymczasem przeglądał coś na telefonie. Po chwili, gdy Privat wrócił, pokazał mu w sieci zdjęcie chłopaka.
- Zdaje się, że Caprano jak i Nestegio są tu dość popularni - podsumował tylko i wyłączył przeglądarkę.
- Nie muszę rysować - Prasert ucieszył się bardzo mocno. - A czemu popularni? Milion polubień na facebooku?
Położył torbę na biurku kobiety.
- Tutaj są wszystkie książki, które pozostały - powiedział już bardzo łagodniej. - Bardzo proszę panią o pomoc.
Po czym znów zwrócił wzrok na Hana. Ciekawiło go, co takiego dowiedział się z internetu na temat obu rodzin.
Nie wypadało na ten temat rozmawiać przy postronnej osobie, więc Guiren milczał, ale zdawał się mieć coś do powiedzenia, bo obracał pierścionek na palcu raz w jedną raz w drugą stronę. Kobieta poprawiła okulary na nosie i zaczęła przeglądać książki.

Zajęło jakieś dwadzieścia minut, nim miała w pełni sporządzoną listę tego co było, a zapowiadało się na kolejne piętnaście nim porówna to z danymi w komputerze i spisze im listę.
Koniec końców wyszło, że Efrem zabrał sześć książek. Trzy o architekturze krajobrazu, oraz trzy o mitach i opowiadaniach tutejszych: Jedną bajkę o zaczarowanym flecie, jedną księgę zbioru mitów i jedną opowieść o czarnym rycerzu.
Czy to cokolwiek mówiło Prasertowi? Nie bardzo. Liczył na książkę pod tytułem… “Jak Skutecznie Przekląć Znienawidzony Ród - Poradnik Dla Głuptasów”.
Albo coś w tym stylu.
Mimo wszystko zapisał skrzętnie wszystkie pozycje. Czy to było możliwe, że Efrem zabrał po prostu te książki, które były mu potrzebne z powodów kompletnie niewinnych? Te trzy o architekturze krajobrazu mogły mu się przydać do studiów. Lecz te kolejne… Zaczarowany flet kojarzył się Privatowi z legendą o grajku z Hammelin. Wiedział jednak, że jeśli ktoś w tym mieście posiadał takie moce, to był nim tylko on. Księga zbioru mitów mogła w sobie mieścić dosłownie wszystko. Niczego nie wykluczała i niczego nie potwierdzała. Natomiast czarny rycerz… Może to był jakiś duch, którego można było nająć do czynienia szkody bliźnim?
- Niemożliwe, żeby te wszystkie książki były białymi krukami - powiedział Prasert. - Gdzie mogę zdobyć kopię owych tytułów?
Ta kobieta go mocno irytowała. Powiedziała, że Efrem podał fałszywe dane policji dlatego, bo nie chciał rozgłosu. Jak gdyby Prasert i Han byli napalonymi fankami tutejszych rodów, a nie funkcjonariuszami. Mimo negatywnych uczuć, Privat postanowił spróbować je nieco okiełznać i nie okazywać kobiecie.
- Zapewne w sporej ilości starych domów. Większość tych zbiorów to miejscowe bajki. Spodziewam się, że każdy zna przynajmniej jedną, czy dwie z nich, bo jego mama opowiadała mu je do snu. Te egzemplarze, to po prostu spisane przez pewną pisarkę podarunki dla naszego archiwum… Jak to ujęła, ‘To nie czasy Homera, by takie historie przekazywać ustnie i jeszcze nie chcę, by wszystko zostało utopione w sieci cyfrowego pająka, dlatego to spisuję.’, o - oznajmiła Alma i poprawiła okulary na nosie.
- Jaka normalna osoba z takimi pragnieniami myśli o tym, aby pójść do miejscowego archiwum i tam złożyć takie opowieści? - zapytał Prasert. - Każdy spróbowałby wydać książkę. Czy nie znajdziemy żadnego egzemplarza w bibliotece za rogiem? Skoro to miejscowe bajki, które są powszechnie znane, to muszą istnieć jakieś inne ich zbiory. Jeśli pani zaraz powie, że ta pisarka była jedyną osobą na całym świecie, która postanowiła przelać je na papier… - Privat zawiesił głos.
- Sądzę, że na pewno powstały jakieś inne spisane formy, w końcu jak pan sam zauważył, to tylko spisane opowieści, na pewno ktoś jeszcze je wydał - uśmiechnęła się lekko. Chyba nie miała zamiaru się kłócić. Może po prostu te bajki były jak tutejsza forma opowieści o Pinokiu, Jasiu i Małgosi, czy Małej Syrence… Każdy pisarz usłyszał taką opowieść z innych ust i zapisał ją tak jak sam chciał ją przedstawić, mógł ją ubarwić, dodać coś od siebie. Tyle opowieści ile ust, które je przekazały i ile uszu je usłyszało.
Niby tak. A z drugiej strony pewne rzeczy, być może najważniejsze, pozostawały w każdej wersji. Prasert był złakniony informacji. Pragnął dowiedzieć się czegokolwiek, co mógł wynieść Efrem.
- Czy Efrem nie brzmi wam trochę arabsko? To na pewno włoskie imię? - przymrużył oczy.
Ale pokręcił głową.
- Myśli pani, że jest sens szukać w bibliotece? - zapytał ją.
- Mogą panowie spróbować, jeśli zależy panom na kilku bajkach… - wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że nie zamierzała im na przykład powiedzieć, którą z tych bajek zna. Może dlatego, bo Prasert źle wypowiadał się o jej pomocniku? Zapewne…
Privat westchnął głębiej. Musiał się uspokoić.
Posiadał ogromną moc. I jak nauczył go Spiderman, wielka moc to wielka odpowiedzialność.
Już chciał natchnąć kobietę Phecdą, aby go pokochała. Ale poczuł niesmak na tę myśl. Nie potrafiłby chyba tego zrobić ludziom, którym nie był zafascynowany. Może na tym polegał haczyk jego mocy. Mógł rozkochać w sobie ludzi i istoty, ale tylko pod warunkiem, że on sam mógł się w nich zakochać. Niekoniecznie w sensie erotycznym. Bardzo polubił Śnieżkę, kota Tabity i dlatego to zadziałało.
- Czy może nam pani jeszcze jakoś pomóc? - zapytał Prasert, wzdychając. - Mierzymy się z naprawdę ciężkim śledztwem. Proszę mi wybaczyć, jeśli niekiedy byłem surowy w słowach. To nie jest moja opinia. Pan Efrem obiektywnie skłamał nam w twarz, podając fałszywe nazwisko. Moglibyśmy mu za to sprawić nieprzyjemności prawne, czego nie zrobimy - zablefował. - Mogłaby pani nieco uratować honor pracowników w tym wspaniałym, tutejszym archiwum? I przekazać nam coś więcej… coś, co pomogłoby nam?
Kobieta wyraźnie zastanawiała się chwilę.
- Kojarzę, że w tej księdze o mitach był jeden opowiadający o baranku z dzwoneczkiem na szyi. Kiedy jakieś dziecko zgubiło się w lesie, słyszało dźwięk dzwoneczka, to powinno za nim iść, bo to znaczyło, że przyszedł do niego baranek, który pomoże mu wrócić do domu - powiedziała w zadumie.
Prasert uśmiechnął się do niej i pokiwał głową. Zamilkł na chwilę. Poczuł się w rzeczywistości zirytowany, bo nie był wcale poszukiwaczem dzwoniących baranków.
- To bardzo ciekawa legenda. To niesamowite, jak w najróżniejszych częściach świata ludzie posiadają swoje własne mity i wierzenia. Gdybym cofnął czas, pewnie nie poszedłbym do szkoły policyjnej, tylko na studia zajmujące się tą tematyką - zaśmiał się. - Czy zna pani może jeszcze jakieś inne ciekawe legendy?
- Znam tę o flecie i tę o rycerzu - powiedziała kobieta.
- I jeszcze o śpiewaczce ze skradzionym głosem, o gęsi która chodziła do tyłu i o tykającym grobie - powiedziała i wzruszyła ramionami.
Prasert pokiwał głową. Czy marnowali czas? No cóż. Nie. Ich rolą tutaj nie było pomóc rodzinie Nestegio. Tylko zapełnienie Zbioru Legend. Na tym zależało IBPI. I jak ktoś chciał mu opowiedzieć te mity, to Privat nie miał najmniejszego prawa wyjść, zanim nie usłyszy ostatniego.
Dlatego też dosiadł się do stołu.
- Bardzo proszę opowiedzieć mi je wszystkie. Ja wiem, że to może być nieco męczące, ale byłbym naprawdę wdzięczny. Czy może poprosić kolegę, aby skoczył po kawę lub gorącą czekoladę dla pani? Powszechnie wiadomo, że przy mówieniu łatwo o chrypkę. I najlepiej popić ją czymś gorącym.

Kobieta zerknęła na Hana.
- No… Może mała filiżanka czekolady - powiedziała nieco przekabacona. Han kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak.
- Tobie też coś przynieść? - zapytał, zerkając na Praserta.
Privat już miał zaprzeczyć.
- Dla mnie podwójne espresso. Razy dwa. Czyli cztery razy espresso… - Privat zawiesił głos.
Tak po prostu wybierał w ekspresie w domu. Ale jak wypowiedział to na głos, to nagle poczuł się jak wielka diwa, która zwyczajnej kawy nie wypije.
- Albo cokolwiek, co będzie miało w sobie kofeinę - uśmiechnął się lekko, po czym przeniósł wzrok na archiwistkę.
Guiren uśmiechnął się lekko rozbawiony i wyszedł z pomieszczenia.
Kobieta tymczasem odchrząknęła. Wzięła wodę truskawkową i napiła się, najwyraźniej butelka należała do niej.
- A więc tak… Jeśli chodzi o opowieść o zaczarowanym flecie opowiada o magicznym instrumencie, który sprawiał, że jak się go słuchało nie można było przestać się śmiać radośnie na dźwięki muzyki. Jak długo grajek grał, tak długo ludzie śmiali się i cieszyli. To był zaczarowany flet, który przyjechał wraz z grupą cyrkową. Jeden chłopiec wykradł go i nie wiedząc o jego zdolnościach, zaczął na nim grać. Oczywiście, przyniosło to wiele złego, bo śmiejące się osoby na przykład mdlały, czy nie mogły go powstrzymać i płakały śmiejąc się radośnie. A im więcej chłopiec grał na flecie, tym trudniej było mu przestać i tym piękniej grał. Aż w końcu flet wyssał z niego duszę wraz z oddechem i zniknął. I ponoć czasem jak wiatr wieje, to słychać muzykę fletu - powiedziała. Zastanawiała się nad tym chwilę.
- Śpiewaczce ze skradzionym głosem odebrała go zazdrosna ptaszyna, która poszła do jeżowej wiedźmy z lasu i uprosiła ją o to. Ponieważ codzień kobieta wyśpiewywała piękne piosenki i aż słowiki cichły i sam mąż ptaszyny nie zwracał na nią uwagi, kiedy kobieta śpiewała. Jeżowa wiedźma poleciła ptaszynie zanieść nasiona do ogrodu dziewczyny i tam zasiać, a gdy wyrosły, wyglądały jak zwyczajne truskawki. Dziewczyna je zjadła i straciła głos, który trafił do ptaka. Odkrył to mąż dziewczyny i zastrzelił ptaszynę, gdy śpiewała. Głos wrócił do dziewczyny, wraz z głosem ptaszyny. Morał z tego taki, że nie powinno się nachalnie przechwalać swym talentem, oraz że nie należy zazdrościć i kraść komuś tego, bo to ma złe konsekwencje. Jedno i drugie postępowanie - Alma zrobiła krótką pauzę. Zerknęła na Praserta czy jej słuchał.

- Mhm… - mruknął Privat.
Czy można to było porównać do walki o las? Jeżeli śpiewaczką byli Capano, a ptaszkiem Nestegio… natomiast truskawki metaforą lasu… Czy to znaczyło, że Capano zamierzali zastrzelić rodzinę Nestegio? Tak jak mąż śpiewaczki zastrzelił ptaszynę? W ten sposób miałby trafić do nich może nie cudowny głos, ale wspaniałe ziemie?
Czy na serio to wszystko było sporem o jakiś głupi las?
- To piękne opowieści. Naprawdę. Czy zna pani jeszcze jakieś? Już te są zajmujące i warte uwagi. Oraz zapamiętania. Może jednak przychodzi pani na myśl jakaś wisienka na torcie? - Privat uśmiechnął się życzliwie.
W tym czasie powrócił Han wraz z dwoma kubkami.
- Proszę, oto czekolada - postawił filiżankę przed kobietą, a ta podziękowała grzecznie.
- A to twoja poczwórna kawa - powiedział i postawił przed Prasertem drugą filiżankę. Wziął sobie krzesło i usiadł obok Praserta.
Alma zamieszała, po czym napiła się. Uśmiechnęła, czekolada chyba była jak trzeba.
- To w sumie dwie… Ta o gęsi to tak średnio, ale ta o rycerzu i ta o tykającym grobie są dość straszne… I nie do końca mają taki zwyczajny morał. Przynajmniej, póki się nie zastanowić do czego się odnoszą - kobieta zrobiła pauzę na łyk czekolady.
- Opowieść o tykającym grobie mówi o zegarmistrzu, który kolekcjonował zegarki. Dla każdego mieszkańca wioski robił jeden, a gdy taki mieszkaniec umierał, zegarek magicznie sam się zatrzymywał. Zegarmistrz był tak zaaobsorbowany robieniem zegarków dla wszystkich, że zapomniał o swoim własnym… Przez co nie umierał. Ludzie zrobili się podejrzliwi. Uznali, że ten miły człowiek, który cały czas tu jest, dba o zegary w mieście i z własnej woli tworzy jeden dla każdego ma konszachty z diabłem. Napadli jego warsztat, potłukli część zegarów i zaciągnęli go do lasu. A tam wrzucili go do trumny i żywcem zakopali. I ponoć przy samotnym grobie, czasem jak się uważnie przysłuchać, to słychać cykanie zegarka… Głupi ludzie nie wiedzieli, że tłukąc zegary zabili te osoby, którym je zbili. Tak ich pokarało. Niby opowieść po prostu straszna, a moim zdaniem mówi o tym, że robiąc coś dla innych, trzeba jednak pamiętać i o sobie, bo wcześniej czy później przyjdą ci o któych tak dbasz i zabiorą ci jeszcze więcej… Ale to już do własnej interpretacji tak myślę… - powiedziała kobieta, rumieniąc się lekko. Znów się napiła czekolady. Teraz dopiero Prasert zauważył że w rogu pomieszczenia stał zegar z kukułką i dość cicho cykał… Tak to już było, przy takich opowieściach…

Privat patrzył na niego przez chwilę… po czym przesunął wzrok z powrotem na kobietę. Milczał przez chwilę.
- Ta opowieść… - zawiesił na moment głos. - Jest rzeczywiście dobra. I ma pani rację. Można ją interpretować na wiele różnych sposobów. Pani morał jest jak najbardziej słuszny. Natomiast ja wyniosłem z tej opowieści tyle, że… czasami napotykamy ludzi, którzy wydają się bardzo dobrzy. Aż niepokojąco dobrzy. I może… może rzeczywiście tacy są. Nie mają żadnych złych intencji. Swoją podejrzliwością możemy ich zepsuć, a nawet zabić tym, kim są. To niby morał, ale w prawdziwym życiu trudno wysnuć z tego prawdziwą lekcję. Bo równie dobrze mogłoby się okazać, że zegarmistrz rzeczywiście miał konszachty z diabłem. A wieśniacy wykazaliby się naiwnością, nie walcząc z nim i akceptując drogie podarunki.
Privat zamilkł na chwilę.
- Może morał tej opowieści jest jeszcze inny. Czasami po prostu nie można postąpić właściwie. Czy zaatakujesz zegarmistrza, czy tego nie zrobisz, może skończyć się źle tak i tak. Często żyjemy w niewiedzy i nie powinniśmy się biczować za każdy zły wybór… Nie wiem. Jestem policjantem, nie studentem filologii. Może mówię głupoty - Prasert uśmiechnął się niepewnie.
- No tak, pana przemyślenia też są dość słuszne. Hm… No i jest ta opowieść o rycerzu w czarnej zbroi… Był sobie kiedyś młody panicz, któremu podobała się pewna panna. Odmawiała mu jednak swej ręki. Panicz w swojej złości i zgorzknieniu załamał się i ruszył w stronę lasu za swym dworem. Tam znajdował się niewielki cmentarzyk rodziny. Chłopak poszedł za nim i usiadł. Zaczął dumać. Wten czasu usłyszał dziwne szczekanie psów i tętent kopyt. Zobaczył uciekającą dziewkę i gnającą za nią pogoń. Biegły psy i galopował rycerz na czarnym koniu. Chłopak ruszył na pomoc niewiaście, ale rycerz powstrzymał go. Powiedział ‘Poczekaj’. Wtedy psy dopadły kobietę i rozszarpały ją na strzępy. ‘To kobieta, której serce kiedyś oddałem. Odrzuciła je… Za karę teraz i ja i ona oto spędzamy naszą pośmiertną udrękę. Ona ucieka, a ja oto ją gonię i zabijam…’, powiedział rycerz i na oczach młodzieńca kobieta podniosła się z ziemi, jej ciało wróciło do normy. Otrzepała się i zaczęła uciekać dalej. Psy, rycerz i kobieta zniknęli. Chłopak natomiast wpadł na sprytny plan. Zaproponował swojej rodzinie i rodzinie odmawiającej mu niewiasty piknik w lesie. Tak się złożyło, że właśnie w okolicy, gdzie widział ów makabrę… Odbył się piknik i ponownie odbyła się makabra. Młodzieniec wyjaśnił co się wydarzyło, a niewiasta ustąpiła i wyszła za niego nie chcąc gniewu Boga za swoją upartość. Morał z tego jaki? Nie należy odrzucać darowanego serca? - zapytała Alma.
- Nie - odpowiedział Prasert. - Myślę, że morał jest taki, że jeśli chcemy pozostać w pełni w zgodzie z sobą… z własnymi uczuciami, wartościami i pragnieniami… ale nie mamy siły, żeby się podeprzeć. I jesteśmy tylko… dziewką. To będziemy z tego powodu cierpieć. Ludzie słabi powinni umieć się ukorzyć i ustąpić. Jeśli chcą przetrwać. Nie chodzi o to, że dziewka powinna przyjąć darowane serce. Chodzi o to, że powinna postąpić z głową i pomyśleć o swojej przyszłości. Czy jest ktoś, kto może ją obronić? Czy ma naprawdę jakieś inne wyjście? Emocje determinują to, kim jesteśmy. Ale jeśli pozwolimy im pozwolić podejmować decyzje za nas… możemy skończyć w wiecznym zamęcie i horrorze - mruknął Prasert. - I właśnie dlatego powinna była oddać się temu mężczyźnie. Życie z nim byłoby dużo lepsze, niż wieczność w walce z nim.
Również zauważył, że tu znowu pojawił się wątek lasu. No a na dodatek szczekanie psów. Ta młodsza siostra również usłyszała szczekanie bezpańskich psów. Czy to coś znaczyło? Czy to był tylko zbieg okoliczności? Była granica pomiędzy inteligentnym znajdowaniem zależności, a nadinterpretowaniem prostych faktów.
Kobieta wydawała się zamyślona.
- Nieprzyjemne te ostatnie historie - stwierdziła i napiła się czekolady. Włączyła na youtubie jakiś filmik z uroczymi kotkami.
Prasert zaśmiał się na to.
- Nie wiem jak jeszcze mogę panom pomóc, to chyba wszystko co mi przyszło do głowy - powiedziała Alma.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:35   #573
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Chciałbym wyjaśnić to całe nieporozumienie z panem Capano. Bo bez wątpienia nie miał złych intencji, tylko musiało dojść do jakiegoś zaburzenia komunikacji między nami. Może jestem za to częściowo winny. Jestem gotowy wziąć na siebie część odpowiedzialności - podniósł do góry ręce. - Ale chciałbym się zrehabilitować. Tylko muszę mieć do tego środki… - westchnął. - Byłbym zachwycony, gdyby mogła pani przekazać mi numer telefonu do pana Capano. A także adres zamieszkania. Nie będę go nachodzić… jednak dla jego własnego dobra będzie lepiej, jak najszybciej zażegnamy tę całą groteskową sytuację. I najlepiej byłoby spotkaniem. Na pewno miejsce pracy ma informacje na temat swojego własnego pracownika.
- Oczywiście… Ale czy to znaczy, że Efrem wpakował się w jakieś kłopoty? - zapytała zaniepokojona i wyraźnie zmartwiona o młodego Capano.
- Nie. Proszę mnie posłuchać, miła pani. Moje nazwisko to Lucio Buenaflor. To moje faktyczne nazwisko, którym posługuję się od urodzenia. Ale co, gdyby dowiedziała się pani, że mam jakieś inne imię? Czy nie chciałaby pani ze mną porozmawiać i to wyjaśnić? Pan Capano nie wpakował się w kłopoty, ale musi odpowiedzieć na to pytanie. To na pewno dobry chłopak. Ale jeśli będzie nam się wymykał i nie będziemy mogli do niego dotrzeć… co by znaczyło, że od nas ucieka… - Privat efekciarsko zawiesił głos. - Sama pani przyzna, że nie wyglądałoby to wtedy ciekawie. Dlatego chciałbym spotkać się z nim jak najszybciej.
Kobieta wahała się chwilę, po czym poddała się. Podała numer telefonu do Efrema, a także adres zamieszkania.
- Proszę, tylko proszę nie mówić, że to ode mnie. Po prostu się o niego martwię i chcę, żeby to zostało szybko między panami wyjaśnione - powiedziała Alma.
- Jest pani prawdziwym skarbem - Prasert odpowiedział. - To będzie tylko i wyłącznie pomiędzy nami. Dziękuję pani bardzo za wkład w nasze śledztwo. Jest pani dobrym człowiekiem. I myślę, że dobrych ludzi powinno się częściej doceniać słowem. Dzisiaj przytoczyliśmy kilka legend i rozmawialiśmy na temat morałów… Niech morałem z naszego własnego spotkania będzie to, że czasami dobrzy ludzie naprawdę mogą spotkać się w dobrych warunkach i razem współpracować ku szczytnemu celowi. Bez zbędnych problemów i dramatów. Dziękuję pani za to bardzo - uśmiechnął się i dopił kawę.
Wstał.
- Idziemy? - zapytał Hana.
Strasznie się dzisiaj nagadał. Być może to Guiren użyczył mu swoich ust, ale Privat spodziewał się, że to jego były dużo bardziej zmęczone.
Han kiwnął głową.
- Do widzenia pani. Życzymy miłego dnia - pożegnał się Chińczyk z kobietą. Zebrał się z krzesła i ruszył w stronę drzwi. Zerknął na telefon. Wybrał coś i przyłożył słuchawkę do ucha.

Nastała chwila ciszy i wyszedł tak na korytarz.
- Halo, no i jak ci idzie? - zapytał. Jego głos jakby zmiękł. Zwykle mówił tak do Praserta. Milczał chwilę.
- Aha… - mruknął.
- Aha… - powtórzył znowu.
- Możemy już po ciebie podjechać? - zapytał. Kiwnał głową i mhmnął.
- To powinniśmy być za dwadzieścia minut jakoś - powiedział i rozłączył się.
- Alexiei jest już po sprawdzaniu teatru - przekazał Prasertowi.
- Ten miękki głos… mogłem się spodziewać, że to z nim gadałeś - Privat uśmiechnął się. - No i co takiego znalazł? - zapytał. - Co takiego znaleźliśmy my to najpewniej lepsze pytanie - uśmiechnął się pod nosem gorzko. - To było dużo informacji, ale ile z nich ma znaczenie… może czas pokaże.
- Nie mówił przez telefon, ale zdawał się znużony i zmęczony, to chyba nie było jakiegoś przełomu - powiedział Han. Ruszył w kierunku schodów na dół.
- Co myślisz o tych całych mitach? - zapytał zaciekawiony. Chyba sam się nad czymś zastanawiał.
- Myślę wiele i myślę nic - odpowiedział Prasert. - Tutaj truskawki, tam las, tutaj szczekanie psów. Jest kilka powtarzajacych się motywów. Nie wiem, na ile mają znaczenie - mruknął.
Następnie opowiedział mu o związku jaki znalazł między sporem Capano i Nestegio o las, a dziewczyny i ptaszyny o głos.
- Jak ktoś bardzo chce, to znajdzie zawsze powiązanie - powiedział Privat. - Na razie jednak mam za mało informacji. Nie chcę doszukiwać się rzeczy, które nie istnieją - dodał. - A ty wyciągnąłeś jakieś wnioski z jej opowieści?
- Z opowieści tak jak i ty. Na razie nie mamy żadnych konkretów i tylko tonę poszlak. A jak na razie najbardziej ciekawym wydało mi się to jak reagował na nas ten Capano. Jak powiedziałeś, że jesteśmy z policji, to się zaczęło. Może nas podsłuchiwał, może nie. Może słyszał jak wymieniamy jego nazwisko, może nie… Z jakiegoś powodu skłamał i to wydaje się może najbardziej sensowne. Że słuchał i nie chciał, żebyśmy dowiedzieli się, że mamy jednego Capano tuż pod nosem - zasugerował Guiren.
Prasert uśmiechnął się delikatnie i nachylił się w stronę Chińczyka. Wyciągnął dłoń i złapał go za ramię, chcąc zatrzymać. Następnie przysunął tak, jak gdyby miał go zaraz pocałować.
- Myślisz, że widział cię pod stołem? - zapytał, przymrużając oczy.
Nawiązał kontakt wzrokowy z Hanem. To była dość niespodziewana i intymna chwila, ale Prasert uznał ją za satysfakcjonującą.
Han przyglądał się jego oczom. Milczał chwilę i pokręcił głową.
- Musiałby być kotem… - odpowiedział i zerknął na usta Praserta.
- Ja również nie widziałem cię pod tym stołem. Ale całkiem wyraźnie cię czułem - odpowiedział Privat. Guiren lekko otworzył i zamknął usta.
Taj odsunął się od mężczyzny i ruszył w stronę samochodu. Trochę tęsknił za swoim Rojem. Cieszył się, że miał przy sobie dwóch członków. Mimo wszystko był przyzwyczajony do posiadanie wokół dużo większej liczby osób. Doszedł jednak do wniosku, że nie powinien rozpraszać się w tej chwili takimi rzeczami. Mieli misję do wykonania i nie powinni spędzić ją na pieprzeniu się nawzajem.
- Czyli jedziemy teraz po Alexieia? - zapytał Privat.
Han dołączył przy samochodzie. Za moment go otworzył.
- Tak, proponuję też zadzwonić wcześniej do Olimpii, może zgarniemy ją po drodze ze szpitala. Wsiadaj, ja zadzwonię - polecił. Wyglądało na to, że Han chciał zadbać o komfort Praserta. Ten się dziś nagadał, więc takie sprawy mógł załatwić on. Zaczekał na zewnątrz. Dodzwonił się do Pacini i po chwili potwierdził, że za jakieś dziesięć minut powinni po nią podjechać. Wtedy wsiadł do auta i odpalił silnik.
- No to mamy wszystko z głowy. Przynajmniej z podstawowego zbierania informacji, teraz obiad i burza mózgów i główne danie: wyprawa do posiadłości Nestegio… Rozumiem że do listy miejsc do odwiedzenia dołącza również posiadłość Capano? - zapytał, gdy ruszył z miejsca parkingowego.
- Tak - odpowiedział Privat. - Trochę po drodze było tych wątków i boję się, że już część zapomniałem. Ale rzeczywiście przed nami wizyta w nawiedzonym domu, studni, posiadłości Capano… O czymś jeszcze zapomniałem? No tak, fajnie byłoby przejrzeć las w poszukiwaniu opuszczonej twierdzy. Kto wie, co znajduje się w środku. Zdaje mi się, że jest tutaj całkiem dużo wątków, których można się chwycić, ale nie wiadomo, czy zaprowadzą one ku rozwiązaniu sprawy. Ale jestem dobrej myśli - uśmiechnął się lekko. - Jeśli rozumiem dobrze, mamy na razie dwóch podejrzanych. Klątwę żydowskiej skrzyni otworzonej przez Nestegio oraz klątwę rzuconą przez Capanów z powodu zazdrości i wcześniejszych rodowych zatargów.
Han kiwnął głową.
- No to mamy dużo jeżdżenia… Chcemy to wszystko zrobić dziś, czy sobie ich będziemy dawkować. Bądźmy ze sobą szczerzy, z taką ilością wątków nie rozwalimy tego w jeden dzień dzisiaj - powiedział rozsądnie Guiren.
- No nie. Więc znów możemy się rozdzielić. Ale też nie przepadam do końca za tą opcją - Privat zamyślił się. - Najchętniej pojechałbym prosto do rezydencji Nestegio. Pytanie brzmi, czy powinniśmy w pierwszej kolejności gonić za Capano. Nie jestem pewien, czy mamy twarde dowody, żeby przesłuchiwać chłopaka. Z drugiej strony obawiam się, że niepotrzebną zwłoką możemy dać mu więcej czasu na ucieczkę. Tylko czy on będzie uciekał? Czy zrobił coś faktycznie złego? Przedstawił się fałszywym nazwiskiem, ale może zgłupiał, słysząc, że szukaliśmy informacji na temat jego rodu i rodu Nestegio. Swoją drogą co za zbieg okoliczności że bezpośrednio zamieszany chłopak pracuje akurat w archiwum. Ja to mam zawsze takie szczęście - Privat pokiwał głową. - W sumie to może jest rzeczywiście szczęście, mówiąc już bez ironii… - zawiesił głos. - Dzięki temu wszystkiemu w ogóle na niego wpadliśmy.
- No cóż, może zamiast go ścigać, po prostu spróbujmy do niego zadzwonić? W najgorszym przypadku co… Zablokuje cię? Och nie, ale jesteśmy policjantami… Detektywami… Możemy przyjechać do jego domu i zmusić go do rozmowy, na przykład nakłaniając jego ojca, głowę rodu, jeśli dobrze zrozumiałem? Chyba będzie chciał z nami raczej rozmawiać, jeśli postawisz mu sprawę w ten sposób - zasugerował sprytnie Han.
Prasert westchnął.
- Boję się, że jak do niego zadzwonię, to go tylko spłoszę - mruknął. - Myślałem, żeby przyjechać do niego znienacka i przycisnąć. Liczyć na jego zaskoczenie i właśnie dzięki niemu uzyskać jak najwięcej informacji. Jak do niego zadzwonię i zapowiem się, to będzie miał tylko więcej czasu żeby wymyślać więcej kłamstw. Tak jak mówisz, będzie chciał z nami raczej rozmawiać. Ale z tej rozmowy chyba niewiele wyniknie.
- To może rzeczywiście masz rację, że lepiej będzie go zaskoczyć w jego domu… O ile już się nas tam nie spodziewa… Choć tak naprawdę, nie ma powodu, no chyba, że jest super bojaźliwy, że głupio skłamał, albo faktycznie ma coś za paznokciami, ale do tego jeszcze dużo teorii do rozwiania. Skupmy się najpierw na rezydencji Nestegio… Tylko wpierw obiad, nim wszyscy padniemy… - powiedział bezdyskusyjnym tonem Guiren. Co najmniej jakby obiecał Ninie, że nie pozwoli Prasertowi o siebie nie dbać.
Privat zaśmiał się.
- Zabawne. Wydaje mi się teraz, że kompletnie nie mam ani czasu, ani ochoty na jedzenie. Natomiast o seksie myślę bez przerwy - mruknął. - Jednak ten obiad to zło konieczne. Musimy zebrać się gdzieś i przedyskutować wszystko. Równie dobrze może to być w trakcie jedzenia. Zrobimy się nieznośnie typowi i wybierzemy jakąś włoską pizzerię? - Prasert uśmiechnął się do Hana lekko.
- Niech będzie i włoska pizza, tylko nie omawiajmy szczegółów sprawy w jakiejś małej restauracji pełnej hałaśliwych Włochów, bo nikt nic nie dosłyszy, a jeszcze usłyszy ktoś, kto nie powinien - zasugerował Chińczyk.
- Może już razem zadecydujemy, gdzie zjemy - powiedział Privat. - Czyli najpierw jedziemy po Olimpię, a potem po Alexieia? Dobrze pamiętam? - zapytał.
Wyciągnąłby komórkę w poszukiwaniu miejscowych restauracji, ale mu się zwyczajnie nie chciało. Był gotów zjeść cokolwiek w którymkolwiek z przydrożnych restauracji. Nie miało to dla niego aż takiego znaczenia.
- Dokładnie tak. Najpierw Olimpia, a potem Alexiei - zgodził się Han. Restauracji i barów w Ravennie było dużo, praktycznie na każdym rogu coś się znalazło. Włosi lubili w końcu dobrze zjeść.
Prasert przymrużył oczy.
- Dobrze, to jedźmy. Jestem ciekawy, czy również będą mieli jakieś interesujące informacje. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że sprawa mnie nie zawiodła. Jest jak najbardziej ciekawa i zagmatwana. Kocham ją! - krzyknął.
Podniósł dłoń i pomasował oczy. Tak właściwie wcale nie skłamał. Ale jak bardzo pragnął poznać rozwiązanie tej całej zagadki! Przez to czuł się aż zirytowany. Gdyby to była powieść, to od razu przeskoczyłby do ostatnich stron, aby poznać zakończenie. Choć technicznie byłoby to najpewniej świętokradztwo.
Han uśmiechnął się nieco na entuzjastyczne podsumowanie sytuacji przez Praserta.

Droga do szpitala przebiegła bez szwanku. Gdy zaparkowali na parkingu, Guiren napisał do Olimpii informację w którym miejscu stoją i parę minut później Pacini wsiadła do samochodu.
- No i jak wam poszły łowy w archiwum? - zapytała zerkając na nich. Zdawała się nieco zmęczona.
- Trochę mamy - odpowiedział Prasert. - W szczegóły zagłębimy się przy obiedzie, żeby dwa razy nie opowiadać wszystkiego najpierw tobie, potem Alexieiowi. Jak na pracę w archiwum było tam trochę nerwowo. Na przykład biegliśmy za podejrzanym chłopakiem, ale i tak zniknął nam z oczu - uśmiechnął się. - To taki teaser. A co w szpitalu? Jak rozumiem, smutno i ponuro?
Szpitale nikomu nie kojarzyły się dobrze.
- Powiedzmy nie dogaduję się z Floriną… Jest strasznie… Zadufana w sobie, rozpuszczona, dziecinna i arogancka - powiedziała to takim tonem, jakby żałowała, że tylko spadła z tych stopni drabinki.
- Czyli rozumiem, że kibicujemy jej upiorowi, a nie jej - Prasert zaśmiał się.
- Nie połamała sobie niczego, ale obiła się i zrobiła aferę. No i jest ta kwestia, że ktoś ją zepchnął, bo wyraźnie czuła popchnięcie. Niczego nie słyszała i nic nie widziała… Za to nie mogła skończyć opowiadać o tym, jak to jej siostra ciągle wszystko jej kradnie… - westchnęła ciężko.
- Na filmie wyglądało jakby spadła z pięciu metrów. To nie jest mały dystans. Rozumiem, że obraz był przekłamany i to nie była aż taka wysokość? - zapytał Privat. - Bo w sumie pięć metrów to jest trochę - zastanowił się. Nie był ekspertem od wymiaru obrażeń, jakie można otrzymać, spadając z różnych odległości. - Tylko się obiła? Miała dużo szczęścia w takim razie - Privat zawiesił głos. - Ciekawe, czy Livia jest taka sama.
- Cóż, ponoć przetoczyła się sporo razy po stopniach drabinki, ale ma od tego siniaki, trochę otarć… W życiu widziałam ludzi chodzących i biegających z dużo gorszymi obrażeniami… No chyba, że ten jej charakter to od wstrząśnienia mózgu… - skwitowała Olimpia. Skrzyżowała ręce pod biustem.
- Jedziemy teraz po Alexieia, a potem coś zjeść? Umieram trochę z głodu - zmieniła temat.
- Tak - odparł. - Ja też. Zaraz zjemy. Jedziemy właśnie najpierw po Alexieia. Potem posilimy się. Coś czuję, że może być ciężko tam w rezydencji Nestegio. Coś przeczuwam, że wszyscy po kolei będą mieć taki charakter, jak Florina. Choć w sumie niekoniecznie. Tabita wydawała się w porządku i wspomniała że zawsze lepiej dogadywała się z Livią. Może Livia jest w porządku. Najważniejsze pytanie to natomiast… co takiego będziemy jeść. Na co macie ochotę? - zapytał.
- Pizzę - oznajmiła Olimpia.
- Cokolwiek - stwierdził Han.
- Kredę - zażartował Privat. - Ziemię. Kamienie.

Wyglądało na to, że podjęcie decyzji pozostanie zrzucone na dyskusję pomiędzy Pacini, Privatem i Woronowem. Han był osobą, która zwykle była bezstronna w takich sytuacjach.

Dziesięć minut później podjechali pod teatr. Alexiei już stał na zewnątrz. Widząc nadjeżdżającego Jeepa podszedł bliżej i czekał kiedy będzie mógł wsiąść.
- Jak tam? - rzucił do reszty. Han posłał mu krótkie, ciepłe spojrzenie.
- Do bani, uduszę Florinę, cieszę się, że ma leżeć w szpitalu do końca tygodnia - powiedziała.
- A jak archiwum? - zapytał Woronow.
- Coś tam złowiliśmy… Truskawki… - zażartował enigmatycznie Guiren.
- Teraz jak już tu jesteście… - mruknął Prasert. - Po pierwsze, znaleźliśmy drugą ważną rodzinę w tej opowieści. Capano. Wydaje mi się, że pomiędzy nimi i Nestegio było dużo dram od wieków, ale my natrafiliśmy na dwie. Pierwsza… Otóż Serena Capano miała młodszą siostrę Loriannę. Najpewniej zgwałcił ją narzeczony Sereny, Vasco Nestegio. Urodziła dwójkę dzieci, które… utopiła - Privat zawiesił efekciarsko głos. Została uznana za niepoczytalną i tak uchroniła się od kary śmierci. Potem był spór między Capano i Nestegio o las pomiędzy ich posiadłościami. Nestegio wykupili go i przekazali na park narodowy, co nie spodobało się Capanom, gdyż tam urządzali sobie polowania. I też na jego terenie znajdowała się opuszczona twierdza. Poza tym usłyszeliśmy trochę bajek, ale nie wiem, czy jest sens je powtarzać. Ach… i najpewniej podsłuchiwał nas Efrem Capano, którzy zrządzeniem losu pracuje tam jako archiwista. Wyniósł z archiwum książki o mitach i legendach. Gdzieś się spieszył. Podał nam fałszywe nazwisko, chociaż przedstawiliśmy mu się jako detektywi.
Oboje i Olimpia i Alexiei słuchali go uważnie i z zaciekawieniem.
- Czyli mamy już niejeden, a dwa rody w częstych sporach? - zauważyła zainteresowana Pacini.
- Jak mniemam we włoskim stylu… - mruknął Woronow.
- No i wyjaśnił się może ten duch ze studni - zauważyła Olimpia. - Jakie to w sumie ciekawe, że akurat członek jednej z rodzin pracuje w archiwum… Obstawiam, że jakiś pracuje też w ratuszu i jakiś w policji… No i jakiś powinien być lekarzem to już prawie ustawione pod siebie miasteczko… Tylko że Ravenna to spore miasto, a nie wieś - zauważyła panna detektyw.
- W pewnym sensie duże miasto to to samo, co wieś - powiedział Privat. - Tylko jest w nim dużo więcej ludzi nie wiedzących o co chodzi i to jest główna różnica. Ale dla naszego śledztwa też akurat aspekty sprawy nie ma ogromnego znaczenia. Swoją drogą, Han, prowadź do najbliższej pizzerii - wtrącił. - Wracając do tematu… mamy adres i numer telefonu Capanego. Możemy go najechać i wypytać. Nie możemy wykluczyć, że Capano mszczą się na Nestegio jakimiś włoskimi laleczkami voodoo, czy coś w tym stylu. W sumie… to tłumaczyłoby przypadek Floriny, ale Livia akurat uciekała przed czymś konkretnym. Więc raczej nie voodoo. Ale wiecie, co mam na myśli. Może te duchy są celowo wysyłanego przez kogoś.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:35   #574
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Możliwe. To by w sumie miało sens… Tylko pytanie czy rodziny nadal są w waśni, czy nie. Myślę, że tego musimy się dowiedzieć w pierwszej kolejności - zaproponowała Olimpia. Tymczasem Han ruszył… By przejechać około ośmiuset metrów do rogu ulicy i zaparkować przy malutkiej pizzerii.
- Ujdzie? - zapytał. W środku zdawało się dość przytulnie i nie było zbyt wielu klientów. Na swój sposób lokal przypominał wystrojem Prasertowi restaurację swego ojca.
- Jeśli jest otwarte, to ujdzie - odpowiedział Privat. - A jest otwarte, bo weszliśmy do środka. Myślę, żeby zamówić dla każdego po jednej pizzy. Takiej dużej. Resztę wziąć na wynos. Raczej nie będzie nam się chciało wieczorem tworzyć skomplikowanych kolacji, więc dobrze byłoby zaopatrzyć się w resztki. A co do tej waśni… To musimy założyć, że jest nadal aktywna. Bo nawet gdyby wszyscy zarzekali się, że nie, to i tak nie wiemy, co siedzi w ich głowie tak naprawdę. Poza tym wszyscy członkowie obu rodzin mogą być rzeczywiście pogodzeni. Wystarczy jednak tylko jedna osoba ze specjalnymi mocami, która wcale nie odczuwa spokoju. A wszystkim po kolei nie zrobimy rysu psychologicznego przecież.
Olimpia uniosła brew.
- W sumie czemu nie? Skoro i tak mamy do rozwiązania tę sprawę i szukanie paranormalnego źródła fluxu… Choć tak naprawdę równie dobrze możemy po prostu przeczesać cały teren włości rodziny Nestegio i znaleźć co promieniuje energią, w końcu Alexiei wyczuwa źródła podwyższonego PWF - zauważyła. Najwyraźniej znała już Rosjanina i jego zdolności…
Prasert zastanowił się.
- Czemu taki rys byłby trudny do zrobienia? Bo możemy nie być w stanie porozmawiać z każdym członkiem rodu Capano. Technicznie nie mamy powodu, żeby ich wypytywać. Może być ciężko dotrzeć do jakichś ich babci w domu starców, o której nikt nie pamięta, a która jest czarownicą. Ale tak. Powinniśmy przyjrzeć się dokładnie tym, których już napotkamy na swojej drodze - rzekł. - I dobrze, że przypomniałaś mi o Alexieiu. Najpewniej jego moce przydadzą się do rekonesansu. Tyle że…
Zawiesił głos. Nie chciał powiedzieć, że radar mężczyzny zwariuje w jego obecności, co nie powinno być nagrane dla IBPI.
- Tyle że to jedna z wielu rzeczy, które mamy do zrobienia po drodze - dokończył. - To jest restauracja, w której zamawia się przy ladzie, czy mamy czekać na kelnera?
Nie widział żadnego kelnera, a menu było na każdym stoliku a jedno duże rozpisane nad ladą. Najwyraźniej tutaj zamawiało się samemu.
- No tak czy inaczej na pewno jak coś wyczujesz to nam powiesz, czyż nie? - zagadnęła Alexieia. Ten nieco sztywno kiwnął głową.
- Tak, oczywiście… - powiedział i zerknął na menu.
- Dobrze, ale może teraz obwieszczam chwilę przerwy, wybierzcie pizzę dla siebie - zaproponował Guiren. Wszyscy pochylili się nad listą.
- Dla mnie cztery sery - powiedział Prasert, wybierając jedną z droższych pozycji. - A do tego sos czosnkowy i barbecue. I może pomidorowy. Jestem wielkim fanem sosów. No i sera - uśmiechnął się lekko pod nosem. - W Bangkoku nie jadłem go za dużo. Tutaj kompletnie inaczej. Nic dziwnego, że jest dużo więcej otyłych Włochów niż Tajlandczyków - mruknął. - A co dla was? Mogę pójść zamówić.
Han zastanawiał się chwilę.
- Chyba wybiorę tę z owocami morza… - stwierdził i kiwnął głową.
- To dla mnie z kurczakiem i chilli - dodał już po chwili Alexiei.
Najdłużej zastanawiała się Olimpia. Następnie westchnęła.
- Hawajską - powiedziała i oparła się na swoim krześle.
Prasert przymrużył oczy.
- Myślałem, że masz ochotę na pizzę… - zawiesił głos. - Między innymi dlatego wybraliśmy pizzerię.
Uśmiechnął się do niej lekko, wstając. Wszyscy śmiali się z hawajskiej abominacji, Privat nie był tutaj wyjątkiem.
- To jest pizza! I jest świetna. Jest pełna sera, dobrze zrobionej wędliny, sosu i ananasa. Jak jest odpowiednio przygotowana to nie jest słodki, tylko kwaskowy, a to dodaje świetny smak - powiedziała lekko obrażona uwagą. Chyba nie lubiła jak ktoś marudził na temat jej wyboru tej konkretnie pozycji.
Prasert kiwał głową w zwolnionym tempie, patrząc w oczy Olimpii i odchodząc w stronę lady. Było to bez wątpienia bardzo humorystyczne i wskazywało na to, że chyba jej nie uwierzył. Zamówił wszystkie cztery pizze, co trwało jedynie minutę.
- Kawa, pepsi, cokolwiek? - rzucił do swojego stolika, nie odchodząc od lady.
Małe pizzerie miały taki plus, że można było się w ten sposób porozumieć.
Tutaj wszyscy jednomyślnie wybrali Pepsi… Wyglądało na to, że choć urozmaicona drużyna detektywów jakieś wspólne cechy miała… No chyba że IBPI płaciło im za wybór akurat tego napoju, o czym Prasertowi jeszcze nie powiedziano.
Na zamówienie mieli czekać około dwudziestu minut.
Tutaj jednak ich grupa napotkała nieoczekiwany zakręt, który mógł zmienić wszystko. Podzielić ich i stworzyć ogromną schizmę, uniemożliwiającą dalszą współpracę.
- Bo jest jeszcze coca-cola - rzucił Prasert. - I są warianty obu napojów kaloryczne i bez kalorii… - zawiesił głos.
Przy stoliku nastała chwila ciszy. Alexiei zerknął na Olimpię i uśmiechnął się lekko.
- Na pewno nie Cola Zero? - zapytał. Pacini wydęła usta.
- Uważasz, że jestem gruba? - zapytała.
Mężczyzna zrobił zaskoczoną minę. Nie to miał na myśli i jakimś dziwnym obrotem wylądowali w tym jak najbardziej niechcianym i niebezpiecznym pytaniu. Han uśmiechnął się i odwrócił głowę, rozbawiony. Pozostawił Woronowa w tej patowej sytuacji, ciekaw najpewniej jak sobie poradzi…
- Przepraszam, jeśli chodzi o pizzę hawajską, to czy można zmienić ser na odtłuszczony? - Prasert zapytał głośno i wyraźnie. Tak, żeby to pytanie dotarło do stołu. Ale nie spojrzał w jego stronę.
Olimpia przypominała mu trochę młodszą siostrę, którą wkurzanie było najlepszą rozrywką pod słońcem. Miał nadzieję, że się nie obrazi. Uważał jednak, że było to mało prawdopodobne… to tylko żarty.
- Najtłustszy ser! - zażądała unosząc się… Typowo po włosku. Teraz żaden z panów nie miał wątpliwości jakiego była pochodzenia. Wszyscy wkurzeni włosi wchodzili w tę samą nutę.
- Nie jestem gruba, przestańcie wolę pepsi, zejdźcie ze mnie! - dodała jeszcze. Wstała i wyszła do łazienki, ledwo nie trzaskając drzwiami. Alexiei parsknął cicho. Han pokręcił głową rozbawiony.
- Oczywiście żartowałem, zwykły ser na hawajskiej - Prasert mruknął do kobiety za kasa.
Uśmiechnął się i wrócił z czterema napojami do stołu. Wszystkie były w szklanych butelkach, na szczęście otrzymali również otwieracz.
- Wszystko zostało nagrane na Skorpionach. Pewnie dowali się do nas teraz jakaś komisja etyki IBPI za mobbing - zażartował.
- Niech mi to napiszą w raporcie… ‘Żartował z koleżanki, bo wybrała pizzę hawajską’ i potem te szkolenia grupowe o tolerancję dla osób o innych upodobaniach kulinarnych - stwierdził Woronow. Parsknął.
- Ale nie, serio… - Prasert nachylił się do kolegów. Przystawił dramatycznie dłoń do ust, jak gdyby miał zdradzić sekret. - Czy myślicie, że zwolnią ją z IBPI za wybranie hawajskiej? - szepnął.

Olimpia wyszła z łazienki po około czterech minutach. Jeszcze miała lekkie wypieki na twarzy od przebytej złości, ale już była spokojniejsza.
Prasert miał ochotę znowu zażartować, ale uznał, że byłoby to nieprofesjonalne. Trochę humoru dodawało życiu smaku, jednak jeśli Olimpia nie śmiała się z nimi, to nie miało sensu tego ciągnąć.
- W porządku? - zapytał. - Już nam przebaczyłaś? - uśmiechnął się lekko.
Usiadła na swoim miejscu i zerknęła na niego.
- To nie było śmieszne - powiedziała. Nie była grubą osobą, w takim razie musiała kryć się za tym jakaś historia, skoro żarty na ten temat aż tak bardzo ją dotknęły.
Na szczęście wkrótce sytuację uratowały przyniesione przez obsługującego i jego pomocnika pizze. Wszyscy mogli się zabrać za jedzenie, a dodatkowo, wszystkie sosy były darmowe, więc Prasert mógł korzystać z jakich tylko chciał i ile chciał. Dziękował za to Bogu. Choć pewnie powinien pizzerii.
- Przepraszamy - powiedział. - Tak właściwie wiele osób ma problemy związane z odżywianiem się. Napady objadania się, anoreksja, bulimia… Jest wiele różnych schorzeń i takie żarty mogą być szczególnie nie na miejscu, jeśli natrafi się na podatną osobę. Jesteś szczupłą, atrakcyjną dziewczyną, więc pozwoliliśmy sobie na żarty… o pepsi - powiedział to tonem sugerującym, że naprawdę nie przekroczyli granic aż tak.
- Nie istotne… - powiedziała Olimpia i już machnęła na to ręką. była jeszcze odrobinę nachmurzona, ale chyba dobre jedzenie było teraz ważniejsze od niesnasek.

Tak jak przewidział Prasert, nie dali rady zjeść wszystkiego od razu i musieli poprosić o podarowanie pudełek na wynos, do których zapakowali pozostałe kawałki pizz.
- To jaki mamy plan? Dokąd jedziemy najpierw? - zapytał Han, chcąc mieć czarno na białym na czym stali.
- Możemy wybierać chyba tylko między dwiema rzeczami? - Privat zapytał w odpowiedzi. - Albo jedziemy do młodego Capano, albo do Nestegiów. Jeśli chodzi o tę pierwszą opcję… plus jest taki, że im szybciej do niego dotrzemy, tym większą mamy szansę na niego trafić. I zastać go w ogóle w domu. Oraz dowiedzieć się co knuje. Minus jest taki, że możemy zmarnować na to z dwie godziny i niczego się nie dowiedzieć. Nie mamy też twardych powodów, żeby za nim gonić. Natomiast co do drugiej opcji… Plus jest taki, że to nasze zadanie i powinniśmy tam pojawić się… nie w ostatniej kolejności. Natomiast minusem jest to, że pewnie spędzimy tam wieczność i zapomnimy o Capano.
- To może się podzielimy? A nie… w sumie to fatalny pomysł. Odwiedzanie starych rezydencji dużych rodzin włoskich to odpada. Musimy wybrać kolejność… Hm… To może najpierw podjedźmy do tego Capano. Nawet jeśli zejdzie nam dziś do wieczora, to jutro rano możemy zająć się Nestegio - zaproponował Alexiei.
Privat skinął głową.
- To miałem zaproponować. Ale bałem się, że posądzicie mnie o ciągnięcie nas wszędzie, tylko nie do głównego miejsca, w którym powinniśmy się znaleźć. Czyli najpierw do Capano, potem do Nestegio. To mamy ustalone - skinął głową. - Ktoś ma jakieś zastrzeżenia? - spojrzał tutaj na Hana, a potem na Olimpię.
Guiren pokręcił głową, a Pacini wzruszyła ramionami.
- Rozwiążmy sprawę tego chłopaka to może nam się wyjaśni coś więcej na temat rodziny Capano? - zasugerowała.
Prasert zjadł cztery olbrzymie kawałki polane ogromną ilością sosu i nie mógł się ruszyć. Zostały mu na później dwa, co powinno jak najbardziej wystarczyć. W tej akurat pizzerii cięli pizzę na sześć części, nie na osiem. Ale mimo to udało mu się podźwignąć i ruszyć w stronę wyjścia. Chwycił swoje tekturowe pudełko.
- Szybciej… zanim tutaj padniemy - mruknął.
Zazwyczaj po dużym posiłku czuł się senny i chciał wyjść na świeże powietrze, zanim jego mózg zacznie wolniej pracować.
Nikt też nie miał zamiaru się ociągać, choć wyraźnie wszyscy zrobili się nieco senni. Ruszyli do auta i Han zerknął na Praserta.
- Zapisałeś może adres, który podała nam Alma? - zapytał.
- Tak - odpowiedział Privat. - W moim Skorpionie między innymi… - mruknął.
Następnie skoncentrował się. Chciał z niego skorzystać, aby wygrzebać z pamięci cenną informacje. Na szczęście nie musiał obawiać się, że czegoś zapomni z aktywnym sprzętem IBPI zamontowanym w głowie. To, że był podpięty do obcej technologii zdawało się nieco przerażające, jednak z drugiej strony korzyści zdawały się znaczące.
Po chwili przypomniał sobie adres i mógł spokojnie podać go Hanowi. Mężczyzna wprowadził go w GPS i mogli ruszyć.

Dotarli pod bramę przed wjazdem do posiadłości. Niestety, najpewniej będą musieli zdradzić swój przyjazd, oraz cel wizyty już na wstępie. Tymczasem dochodziła godzina szesnasta.
- Nie ma żadnego innego wjazdu? - Prasert skrzywił się. - Cholera. Trochę inaczej sobie to wyobrażałem. Zdecydowanie mniej cywilizowanie i dużo bardziej… porywczo.
Biegnie, otwiera drzwi, bierze Capano za materiał koszuli, rzuca nim o ścianę… Na ścianie robią się pęknięcia z wielkiego impetu… Efrem zaczyna płakać, zarzekać się, że już nigdy więcej nie skłamie. Już nawet nie tylko policjantowi, ale w ogóle. Prasert wtedy wyzuwa buty i pozwala mu pocałować stopy. Jedyny scenariusz, w którym Truskawa nie traci życia.
Natomiast to wszystko pokrzyżowała tylko i wyłącznie brama przed wjazdem do posiadłości.
Cholera.
- No cóż… Olimpio, podejdź i zadzwoń. Powiedz, że jesteś Carmelita Buenanoche i przychodzisz z urzędu miasta w sprawie okolicznego lasu. Jak Efrem tu przyjdzie, to zapytamy go, czy nadal lubi kłamstwa na temat tożsamości.
Olimpia zerknęła na niego.
- Tylko nie Carmelita… - poprosiła, ale wysiadła i ruszyła do domofonu. Prasert usłyszał, jak przedstawiła się jako Mia Bruni. Powiedziała, że jest z urzędu miasta w sprawie okolicznego lasu i dokumentów, które miała w tej sprawie odebrać z archiwum, ale nie zdążyła. Chwilę ktoś jej odpowiadał, ale Prasert nie dosłyszał. Wróciła do samochodu.
- Ponoć Efrema nie było w domu od tygodnia… - powiedziała zaskoczona.
- Okej. To teraz twoja kolej, Alexiei. Jesteś Ferdinando Extravaganza z miejscowej komendy policji i szukasz Efrema, którego nie ma w domu od tygodnia. Musimy wypytać o niego w takim razie. Chcę się przynajmniej dowiedzieć, czy rodzina go poszukuje i jego absencja to coś nadzwyczajnego, czy też może to wszystko w granicach normy - mruknął. - Jeśli niespodziewanie zniknął, to chcę wiedzieć, w jakich okolicznościach. I ile dni przed pierwszym nawiedzeniem rezydencji Nestegio.
- … I zwykle jeżdżę z urzędniczką samochodem? - zapytał Woronow rozbawiony wymyślonym alterego.
- Właśnie ją minąłeś zaskoczony, bo to twoja była kochanka. Możecie się pocałować teraz, jeśli chcesz, żeby to zabrzmiało bardziej wiarygodnie.
Olimpia posłała mu ‘spojrzenie’.
- Ponoć to nie jest nadzwyczajne i powinien być w swoim mieszkaniu w centrum, ale nie podano mi adresu, tylko telefon do niego - powiedziała Pacini.
- Dobra… Zobaczymy… Ale w sumie chwila… Kto pamięta ile dni temu miały wypadki obu Nestegio? Około tygodnia temu? - zapytał Alexiei.
- Florina została zaatakowana trzy dni temu, Livia cztery… i trzy dni przed tym Livia nie mogła spać w swoim pokoju, bo coś było nie tak. Ale możliwe, że ktoś coś po drodze pomieszał. Choć tak to się rysuje na tę chwilę. Czyli wszystko zaczęło się jakieś siedem dni temu, co by się idealnie zgadzało.
“Przyskrzynię go i resztę swoich dni spędzi w Ergastulum”, pomyślał Prasert. “Przespaceruje się tam, uśmiechnę do niego słodko i powiem, że tak kończą wszyscy, którzy okazali mi brak szacunku.”
Ta myśl była pokrzepiająca.
- To co, jednak darujemy sobie posiadłość Capano? - zapytała Olimpia. Han wycofał samochód i zaparkował na boku drogi, by jej nie zagradzać, w razie gdyby ktoś chciał tu przejechać.
- Zadzwońmy do Jonasa i niech każe sprawdzić badaczom, jakie posiadłości posiadają Capano w okolicach Ravenny. Na pewno jest jakiś rejestr notarialny. Najbardziej nas interesują własności Efrema Capano. Może mają dostęp do takich informacji w IBPI, może nie, ale warto to sprawdzić. I w sumie tak, nie chce mi się ich nachodzić tutaj w tym domu. Najpewniej nic nam nie powiedzą - mruknął Privat. - Szkoda czasu, najwyżej potem tu wrócimy. Han, zadzwonisz? Do IBPI?
Guiren kiwnął głową. Wziął telefon i wybrał numer do Jonasa.
- Oh, już dzwonicie, stęskniliście się tak szybko? - odezwał się stłumiony głos Koordynatora.
- Mamy dla ciebie zadanie, potrzebujemy, żeby prześledzono dokumenty notarialne własności rodziny Capano. Konkretnie Efrema Capano. Jakieś posiadłości, mieszkania… Domki. Cokolwiek. Da radę zlokalizować? - zapytał. Jonas milczał chwilę.
- Hmm, zobaczę co da się zrobić. Macie już jakiś trop? - zapytał.
- Tak, myślę, że tak, choć jeszcze niepewny, dlatego potrzebujemy tych informacji - odpowiedział Han.
- Dobrze, spróbuję coś załatwić, dajcie mi czas do jutra, no chyba że zdobędę coś wcześniej. Uważajcie na siebie - powiedział mężczyzna i po pożegnaniu ze strony Guirena rozmowa dobiegła końca.
- No to jedziemy tymczasem do posiadłości Nestegio… Zabijemy czas - powiedział Alexiei.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:35   #575
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Ciekawe czy tylko czas, czy też kogoś innego jeszcze na tej misji - mruknął Prasert.
Powoli wbrew tym słowom zaczął się uspokajać. Cieszył się, że nie musiał wszystkiego robić absolutnie sam i mógł polegać na innych osobach. Czuł się bezpiecznie z drużyną, na której mógł się opierać. Niegdyś coś podobnego odczuwał w pracy wśród strażników królewskich, ale to były kompletnie inne relacje, okoliczności i realia. Te obecne w IBPI zdawały się dużo lepsze.
- Jedźmy tam - powiedział Prasert. - Nie ma po co czekać. Olimpio, z kim rozmawiałaś? Tak pytam z ciekawości. Przedstawiła ci się ta osoba? Mama lub tata Efrema? Kamerdyner?
- Siostra bodajże. Irmina - odpowiedziała Pacini. Tymczasem Han wpisał w gps kolejny adres tym razem do posiadłości Nestegio. Mieli do przejechania piętnaście minut głównie drogami leśnymi.
- Rozumiem. W porządku. Jak zostaniemy przyparci do muru… - zaczął, ale nie dokończył. - Nieważne.
Nie chciał opowiadać desperackich planów z porywaniem Irminy i kazaniem jej, żeby zadzwoniła do brata. Bez przesady. Oczywiście była taka możliwość, ale Privat wolał nie zniżać się do takiego poziomu na dzień dobry.
- Piętnaście minut szybko zleci - dodał. - Wykorzystajmy ten czas na odpoczynek - powiedział i przymknął oczy.

Jechali przez las i w pewnym momencie przez drogę przebiegł im pies. Było to jednak dość daleko i nie zagrażało ich jeździe. Alexiei tymczasem zrobił się nieco markotny.
Han zerknął na niego.
- Co jest? Głowa? - zapytał. Woronow jedynie kiwnął sztywno głową.

Tak jak zapowiedział Chińczyk, po piętnastu minutach dotarli na nabrzeże opuszczając las. Dotarli pod bramy wjazdowe rezydencji usytuowanej na samym brzegu lasu i skarpy. Musiał być stamtąd wspaniały widok… Privat pomyślał, że fantastycznie byłoby mieć tak położony dom. Z drugiej strony każdy widok się kiedyś nudził i skarpy zdawały się nie do końca bezpieczne. W każdej chwili mogły się usunąć, zabierając z sobą do morza cały dorobek życia. Wszystko jednak wskazywało na to, że w tej akurat chwili Nestegio zmagali się z zagrożeniem kompletnie innej kategorii.
- Boli cię głowa? - mruknął Prasert do Alexieia, spoglądając na bramę wjazdową. Było w niej coś… zastraszającego.
- Trochę… Może jestem już trochę zmęczony… - powiedział. Han tymczasem wydawał się nieco mocniej spięty. Zerkał na Alexieia co kilka chwil. Olimpia nie miała nic do dodania.
- To ja może pójdę i załatwię nam wjazd - zaproponowała i wysiadła z samochodu. Podeszła do domofonu i zadzwoniła. Zaczęła rozmowę.
Tymczasem Prasert rozpiął pas i nachylił się w stronę Rosjanina.
- Chodź. Jak pocałuję cię w czoło, to może przestanie - zażartował, choć kto wie? Może to zadziała.
Chciał rozwiązać ten problem. Nie chciał, żeby Alexiei cierpiał w tej akurat chwili. Privat wolał, żeby wszyscy byli w stanie dać z siebie sto procent. Na dodatek Han również był przez to rozkojarzony, bo bez wątpienia martwił się o stan Woronowa. Tak to jest, jak pary udają się razem na misje.
Alexiei przechylił się do niego. Najwyraźniej już żadne z nich nie miało oporów przed korzystaniem z jego zdolności leczenia, kiedy była taka potrzeba.
Prasert pocałował mężczyznę w czoło.
- I jak, lepiej? - zapytał. - Powiedz prawdę.
Doszedł do wniosku, że jeśli to był tylko taki psychogenny ból, to mógł po tym ustąpić. Jeśli bolało go na serio, to pocałuje go jeszcze raz. Tym razem z iskierką Phecdy. Nie chciał od razu szastać mocą gwiazdy.
Alexiei zerknął na niego. Było widać, że miał lekko zaszklone oczy od bólu i zwężone źrenice. Był też nieco bardziej blady. Czekał chwilę, po czym delikatnie pokręcił głową.
Prasert poczuł ukłucie niepokoju.
- Jadłeś coś gdzieś? U Tabity? Albo… gdzie ty byłeś… w teatrze? Ktoś cię czymś kosztował? Poczekaj teraz chwilkę.
Skoncentrował się i obudził Phecdę.
“Co mu jest?”, zapytał ją. “Pomóż”.
Następnie przysunął się i wsunął swój język między wargi Rosjanina. Wsunął się wgłąb Alexieia w mokrym pocałunku. Był zaskakująco smaczny, biorąc pod uwagę, że jego celem wcale nie było sprawienie im przyjemności.

Prasert poczuł przyjemne ciepło… A potem ni stąd ni zowąd przeniknął go chłód. Zobaczył obraz jakiegoś miejsca…


Po chwili jednak znów zobaczył Woronowa i Guirena i wciąż dyskutującą przez domofon Olimpię. Czuł się jednak lekko… Dziwnie. Jakby przez krótką sekundę był gdzieś, gdzie go być nie powinno.
Prasert był bardzo zaskoczony. I nie wiedział kompletnie, co to mogło oznaczać. Nie spodziewał się ujrzeć niczego podobnego i czuł się z tym niekomfortowo. Bo sugerowało to, że problemem może nie być zwykła migrena.
- I jak, lepiej ci teraz? - zapytał, mając nadzieję, że Phecda pomogła. - No i możesz teraz odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytania.
- Jadłem tylko pizzę i jedno ciastko u Tabity. W teatrze nic nie jadłem, ani nie piłem - powiedział w zadumie. Potarł skroń.
- Już lepiej. Dziękuję - powiedział i uśmiechnął się blado. Han zdawał się nadal jednak spięty. Zerknął w lusterko wsteczne, by złapać spojrzenie Praserta. Wyraźnie chciał mu coś powiedzieć.
Privat zerknął na niego.
- Ty tu odpocznij, Alexiei. Ja i Han pójdziemy zobaczyć, co tyle zajmuje Olimpii - rzekł i wyszedł na zewnątrz.
Stanął tuż obok samochodu. Czekał, aż Chińczyk również z niego wysiądzie. Pomyślał, że tutaj będą mogli porozmawiać nieco swobodniej. Prasert doszedł do wniosku, że skoro Han nie odezwał się w pojeździe, to z jakiegoś powodu nie chciał mówić przy Woronowie.
Alexiei nie oponował. Chyba rzeczywiście chciał chwilę odpocząć. Guiren wysiadł i spojrzał na Praserta. Zamknął drzwi i ruszył na jego stronę. Wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- Zwykle boli go głowa, gdy znajduje się w okolicy bardzo silnego źródła nieopanowanej, albo szkodzącej energii - wyjaśnił Han szeptem.
- Ach. I to tyle? To wszystko? - zapytał Privat. - Już bałem się, że teraz mi opowiesz, że Alexiei ma jakiegoś guza mózgu, o którym nikt nigdy nic nie mówi, ale każdy o nim wie. Prócz mnie. Nieopanowana, szkodząca energia… to mimo wszystko trochę lepiej. Choć może z guzem byłbym w stanie łatwiej sobie poradzić? - wzruszył ramionami. - Czuję się niekomfortowo z tymi rozważaniami - westchnął. - Chodźmy do Olimpii rzeczywiście, zanim Alexiei zaniepokoi się, o czym tyle rozmawiamy - mruknął i ruszył w stronę Wenecjanki.
Guiren kiwnął głową, ale kiedy zwrócili się w jej stronę, ona właśnie do nich szła.
- Postanowiliście się przewietrzyć? Możemy wjechać - powiedziała, a niemal w tym samym momencie brama elektronicznie została otwarta. Mogli ruszyć samochodem dalej.
- Super. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy - odpowiedział Prasert, uśmiechając się lekko. - Ale to przecież ty. Oczywiście, że nie. Z kim rozmawiałaś? Ojcem rodziny?
Ruszył z powrotem do samochodu. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Jeszcze nie zamykał ich jednak, żeby usłyszeć do końca odpowiedź kobiety. Zerknął również na Alexieia, jak wyglądał. Coś wydawało mu się, że Phecda mu wcale nie pomógł.
- Tak, akurat odebrał pan Nestegio i miałam z nim dłuższa rozmowę na temat celu naszej wizyty. Ustąpił. Pozwolił nam na wjechanie. Zalecił oprowadzenie nas po posiadłości i okolicy. Wydaje mi się, że nie będzie nam wolno poruszać się tutaj całkiem swobodnie - dodała z lekką niechęcią w głosie.
- Cholera. Ale zamierza osobiście robić za nasz cień? - zapytał Privat. - Czy też przydzieli nam jakąś sprzątaczkę? Czy może raczej w tym przypadku kamerdynera? Tak właściwie w jakim nastroju się wydawał?
Następnie zerknął na kierowcę ich samochodu.
- Jedźmy - westchnął. - Nie ma po co zwlekać.
Han ruszył.
- Wydawał się raczej poirytowany całą tą sytuacją, ale kto by nie był, gdyby coś groziło twoim dzieciom, a ty nie mógłbyś się zemścić na tym kimś, bo nikt nie umiałby go namierzyć - podsumowała Olimpia.
Podjechali pod główne wejście do rezydencji.

[media]https://i.imgur.com/RrU1Kac.jpg[/media]

Przed drzwiami stał kamerdyner i sam Averardo Nestegio. Obok nich był jeszcze ochroniarz. Prasert miał przeczucie, że to właśnie ten jegomość będzie ich nianią. Guiren zaparkował i wyłączył silnik.
- No… to do dzieła - rzuciła Olimpia i wysiadła jako pierwsza.
- Jak tu pięknie… - szepnął Prasert. - Sama posiadłość przypomina bardziej zamek. Ale ta atrakcyjność, jak się obawiam… może być tylko powierzchowna - westchnął.
Wyszedł z samochodu jako drugi.
- Jak chcesz, to możesz tutaj zostać - szepnął do Alexieia. Następnie wyprostował się i obrócił w stronę Averarda oraz jego świty. - Dzień dobry! - rzucił, podchodząc do nich wraz z Olimpią. - Moje nazwisko Lucio Buenaflor. Miło mi pana widzieć.
Zalśnił fałszywą odznaką. Miał nadzieję, że Nestegio nie okaże się wcale bucem.
Podszedł pierwszy pan domu.
- Witam. Averardo Nestegio - przedstawił się i wyciągnął dłoń do Praserta.
- Dobrze mówi pan po włosku… - zauważył w formie uprzejmego komplementu. Zdawał się nieco zmęczony i znużony. Mniej jednak zirytowany. Może dobrze to ukrywał.
- Dziękuję za komplement - odpowiedział Privat z uśmiechem.
O mało co nie odpowiedział “pan również”. Mogłoby to zostać wzięte bez wątpienia za niegrzeczną drwinę.
- Cieszę się, że państwo przyjechali. Słyszałem, że zostaliście wynajęci. Mam nadzieję, że zdołacie jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Liczę też na to, że nie będzie zbyt dużego rozgłosu - dodał.
“Nie, tylko opiszemy was w Zbiorze, który wyślemy aż do kosmitów na innej planecie”, pomyślał Prasert. “Wcale nie będzie o was czytała cała galaktyka.”
- Oczywiście. Najważniejsza jest dla nas dyskrecja. Obok niej jest szybkie rozwiązywanie spraw. Więc możemy powiedzieć, że idealnie dobraliśmy się jako konsument i usługodawca - zażartował. - Czy ma dzisiaj pan dla nas trochę czasu, żeby opowiedzieć nam wszystko i oprowadzić nas po posiadłości?
Averardo zerknął na swojego kamerdynera i ochroniarza.
- Cóż… Dobrze. Oprowadzę państwa osobiście. Zapraszam - powiedział wskazując na wejście do posiadłości. Wyglądało na to, że nie zamierzał zwracać się bezpośrednio do reszty grupy, bo w jego głowie to Prasert był jej liderem i głosem. Ruszył w stronę wejścia. Kamerdyner czekał, a ochroniarz wszedł przed Nestegio do środka i zniknął Prasertowi z oczu.
- Czy zazwyczaj ochroniarz znajduje się przy pana boku? - zapytał Privat, podążając za mężczyzną. - Czy też zamówił pan usługi w związku z ostatnimi wydarzeniami, mającymi miejsce w posiadłości?
Ciekawiło go, czy Averardo planował w pierwszej kolejności zaprowadzić go do jakiegoś salonu, gdzie mogliby przeprowadzić wywiad… Czy też zaczną od zwiedzania wspaniałej rezydencji.
- W rezydencji mamy sześciu ochroniarzy dziennych i sześciu nocnych. W związku z nowymi wydarzeniami, ta liczba wzrosła do dziesięciu. Zwykle nie mam ochroniarza przy boku, ale jak to się mówi… Lepiej dmuchać na zimne - powiedział pan domu.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
“Chyba że zagrożenie płynie ze strony kompletnie paranormalnej. Wtedy możesz obłożyć się całą armią, a i tak nie będzie to miało żadnego, nawet najmniejszego znaczenia”, pomyślał Prasert.

Weszli do głównego holu. Wisiał tu przepiękny żyrandol zdobiony kryształowymi przywieszkami.
- Odkąd państwo chcą zacząć? Od piętra gdzie mają swoje pokoje moje córki? Od wejść do posiadłości? Od obejścia rezydencji? - zapytał.
- Najlepiej byłoby znaleźć jakiś miły salonik i zacząć… od początku. Właśnie zebranie wywiadu z panem wydaje mi się tutaj najistotniejsze. Musimy wiedzieć, czego szukać, podczas zwiedzania rezydencji. Poza tym myślę, że mógłby nas oprowadzić również ktoś inny, żeby nie marnować pańskiego czasu. Chyba że miałby pan w zanadrzu jakieś ciekawe, wartościowe komentarze na temat mijanych korytarzy i pokojów. Wtedy pana towarzystwo byłoby więcej, niż mile widziane.
- Osobiście nie lubię tych salonikowych konwenansów. Rozumie pan. Wolę więc, oprowadzać państwa i przy okazji odpowiadać na pytania - postawił sprawę jasno Nestegio. Tutaj ciastek i kawusi nie będzie. Oczekiwał, że wezmą się do roboty od razu.
Prasertowi nie zależało na przyjemnościach. Chciał po prostu skoncentrować się na słowach Averarda. A nie biegać po jego domu, starać się zapamiętywać układ pomieszczeń, a jednocześnie słuchać, co mężczyzna mówił. Privatowi czasami zdarzało się powiedzieć coś mądrego, lecz siły przerobowe jego umysłu wcale nie były aż tak nadzwyczajne.
- Dobrze, niech tak będzie. Zero konwenansów - rzekł. - Proszę opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło.
To było ogólne pytanie, ale takie były najlepsze na początek. Chciał słuchać go i wyłapywać różnice między wersją jego i Tabity. O ile jakieś były.
Mężczyzna kiwnął głową.
- Zaczęło się od tego, że moje córki się pokłóciły. A właściwie to wieczór się od tego zaczął. Potem, nocą, Livia biegała korytarzami. Zarzekając się, że ktoś ją gonił, że coś widziała i słyszała ujadanie psów. Ale nie naszych psów. Wie pan, jak się długo żyje z jakimś zwierzęciem, to się zna już sposób w jaki ono szczeka i tym podobne… Nic jej się jednak nie stało, choć nieco się przeziębiła, bo jednak w saloniku nie było włączone ogrzewanie, a nikt nie rozpalił w kominku na noc - mężczyzna zaprowadził ich na górne piętro i pokazał korytarz w jedną i w drugą stronę.
- Z tamtej strony są sypialnie córek, z tej droga, którą przebiegała Livia, oraz wejście do saloniku na końcu i w lewo - powiedział wskazując kierunek.
- Następnego dnia wszystko zdawało się uspokoić, ale stawaliśmy na głowie by wyjaśnić co się tak naprawdę wydarzyło. Livia to dobra dziewczyna, nigdy nie kłamała, więc nie miałem powodów, by sądzić, że zmyślała. Nie jestem tylko w stanie zrozumieć co się stało… I wtedy, późnym popołudniem ktoś zepchnął Florinę z tej drabinki. Mówię ktoś zepchnął, bo tak powiedziała i tak to moim zdaniem wyglądało na nagraniu, ale rzecz jasna nikogo tam widać nie było. Osobiście sądzę, że ktoś mógł majstrować przy tych nagraniach, ale nie wiem jak… Oczywiście mamy w domu sieć wifi i kamery są jej częścią, jednak sądziłem, że nałożone na nie zabezpieczenia mogły potencjalnie zablokować nawet i najlepszych hakerów… Mogłem się mylić - dodał, choć wyraźnie niechętnie.
- Na górnym piętrze znajduje się moja pracownia, biblioteczka i sypialnia moja i mojej żony. Chcą państwo porozmawiać z Livią? Jest teraz u siebie - zaproponował.
- Może najpierw z panem? - zapytał Prasert. - Czy pan słyszał ujadanie psów? Albo cokolwiek niepokojącego? Ktoś do pana pisał niepokojące wiadomości? Widział pan jakieś rzeczy, osoby lub zwierzęta, które zdawały się odstawać od normy? Chętnie porozmawiamy z panią Livią, ale za chwilę - dodał.
Rozglądał się po otoczeniu.
- Swoją drogą, jeśli chodzi o kamery w teatrze, to tam pewnie nie ma tak świetnych zabezpieczeń - zauważył. - Jednak jeśli nie można było zauważyć napastnika na nagraniu z rezydencji, to raczej nie został on wymazany z nagrania z teatru - rzucił.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:36   #576
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Mężczyzna kiwnął lekko głową.
- Ma pan rację… A co do tego, czy coś widziałem, lub słyszałem… Niestety nie. Biorę silne leki nasenne, a nie widziałem nic niepokojącego w okolicy w tym czasie. Nie dostawałem też żadnych pogróżek. Nie tak, że nigdy ich nie otrzymywałem, ale ostatnio nie nastąpiło żadne nasilenie, które mógłbym uznać za powiązane - wytłumaczył Nestegio. Sprowadził ich na dół i poprowadził do jednego z przejść. Wyszli ozdobnymi drzwiami na taras.
- Tędy mogą państwo obejść ogrody. Budynki techniczne są tam, ale nie ma tam nic poza sprzętem ogrodników - powiedział i rozejrzał się po swoich włościach w lekkiej zadumie.
- Czy zdarzyło się coś jeszcze po upadku Floriny? - zapytał Prasert. - Miał miejsce trzy dni temu, czyż nie? Jeden z naszych detektywów spotkał się już z pana córką w szpitalu. Dlatego wiemy, kiedy dokładnie nastąpiło zdarzenie. Dzień wcześniej nękana była Livia. Ktoś by mógł pomyśleć, że kolejne nieszczęście nastąpi następnego dnia po ataku na Florinę. Albo następnego. Albo następnego.
- Cóż. Nad bezpieczeństwem Floriny czuwa obecnie dwóch ochroniarzy. Od tamtej pory nie było żadnych nowych ataków, ani dodatkowych niepokojących wydarzeń - powiedział mężczyzna i zamyślił się na moment.
- Tak czy inaczej, nikt mi nic na ten temat nie mówił, ani ja sam nic nie zauważyłem - dodał. Nie wyglądało na to, by kłamał.
- Czyżby więc sprawa się rozwiązała? - zapytał Prasert. - Już po wszystkim? - przeniósł na niego wzrok. Ton jego głosu wskazywał, że wcale tak nie uważał. - Proszę nadal być uważnym. Czy kiedykolwiek w przeszłości zdawały się jakieś niepokojące zdarzenia? Mam na myśli dalszą przeszłość, kiedy był pan dzieckiem, potem młodzieńcem i dorosłym mężczyzną. Bo zakładam, że mieszkał pan tutaj cały czas.
Privat prowadził rozmowę w stronę studni i Capano, która utopiła swoje dzieci. Nie sądził jednak, aby Averardo o niej wspomniał. Był też taki problem, że Tabita nie wykluczała charakteru paranormalnego wydarzeń. Nawet sama poruszyła ten temat. Pan domu jednak sprawiał wrażenie kogoś, kto wywaliłby ich za ogrodzenie, wytykając śmieszność i niekompetencję… gdyby tylko zasugerowali cokolwiek nie z tej ziemi.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Cóż, nic co by jakoś nadmiernie wzbudziło mój niepokój. Każde wydarzenie, które było w jakiś sposób niepokojące zwykle miało związek z ludzką głupotą i można je było łatwo rozwikłać… Na przykład poprzez podarowanie komuś odpowiedniej sumy pieniężnej… - ‘albo strzał w tył głowy’, ale tego mężczyzna już nie dodał, bo nie wypadało przy gościach, którzy byli policją. Prasert niemal jednak wyczuł, że w niedopowiedzeniu znajdowało się właśnie coś w tym stylu.
- Ze swojego dzieciństwa raczej nie przypominam sobie nic takiego. Ojciec zazwyczaj trzymał mnie i siostrę z dala od kłopotów - dodał jeszcze.
Privat myślał. Chwilowo nie przychodziły mu do głowy pytania, bo nie mógł z nim rozmawiać otwarcie. Zastanawiał się, udając, że niezwykle pochłonęło go obserwowanie ogrodów.
- Nie zostały znalezione żadne ślady włamania na terenie posiadłości? Coś, co wskazywałoby na jakąkolwiek ingerencję osób trzecich? Nikt nie słyszał ujadania psów, oprócz Livii?
Gdyby był zwykłym detektywem, uznałby, że obie kobiety ostro się naćpały i to wszystko. Ale nie planował sugerować Averardowi, że Livia widziała duchy po LSD, a Florina ostro najebała się i dlatego spadła z drabiny, a ze wstydu wymyśliła niewidzialnego upiora, który ją popchnął.
- Niestety nikt nic nie widział, ani nie słyszał. Może jedynym zdarzeniem niecodziennym była ta ostra kłótnia, oraz fakt, że jeden z moich najstarszych owczarków zdechł dzień później - powiedział Averardo. Nie zdawał się tym jednak ogromnie poruszony.
Prasert zmarszczył brwi.
- A chorował? Można zdechnąć na wiele różnych sposobów. Ze starości, tuż obok ulubionej kości. Albo dostać nożem w brzuch i wykrwawić się na śmierć.
- Gdyby ktoś pchnął go trzydzieści dwa razy nożem, raczej bym o tym wspomniał, zamiast powiedzieć, że to najstarszy pies i zdechł… - zauważył spostrzegawczo Nestegio.
- Raczej to słowo klucz. Pan jest bez wątpienia rzeczowy i bystry, ale w życiu zbierałem wywiad z najróżniejszymi ludźmi i już nawet bez większego zastanowienia wypytuję się o detale. Nie ma pan pojęcia, jak wiele ludzi odpowie kompletnie inaczej na to samo pytanie postawione w nieco inny sposób - uśmiechnął się krzywo. Dobrze grał doświadczonego glinę. Przynajmniej czuł się jak świetny aktor. Choć co sobie myślał Nestegio na jego temat, to wiedział tylko on.
Prasert zanotował sobie również w głowie, żeby wypytać Livię o kłótnię między nią i Floriną. Z drugiej strony kobieta mogła nie chcieć wiele mówić na ten temat…
- A o co poszło pana córkom? Co było przedmiotem kłótni?
- Z tego co zdołałem się dowiedzieć, Livia po prostu jak zwykle pożyczyła bez pytania coś należącego do swojej siostry. Zapewne jednak to ona będzie umiała odpowiedzieć w tej sprawie więcej niż ja. Rozumie pan… Średnio przepadam za bezsensownymi konfliktami… Szczególnie jeśli stronami walczącymi są dwie panie. Bezpieczniej trzymać się z daleka - zażartował… A może nie? Trudno było określić, bo bardzo mało się uśmiechał.
- Niestety tak samo nie pomyślał napastujący je prześladowca. A szkoda - odpowiedział Prasert, myśląc.
Przypomniał sobie, że Olimpia wspomniała, że Florina nazwała Livię złodziejką. Na pierwszy rzut oka ten wątek zdawał się nie mieć żadnego znaczenia. A jednak zainteresował Privata. Pytanie brzmiało, czy dlatego, bo miał związek ze śledztwem, czy też może Prasert był po prostu człowiekiem, a ludzie kochali dramy.
- A co się dzieje ostatnio w państwa życiu? - zapytał. - Mam na myśli pozornie nieistotne rzeczy, które jednak są jakąś zmianą od szeroko pojętej normy. Nowe kontrakty w pracy, nowe miłości w życiu córek, nowe kufry skarbów odkryte na poddaszu? - zażartował.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek panie Buenaflor, gdybym miał kufer skarbów, raczej trzymałbym go w Szwajcarskim banku - zauważył Nestegio.
- A co do nowinek, cóż, w biznesie jak to w biznesie. Dużo pracy. Moja firma się rozwija. Co do córek… Jedna ma chłopaka, druga jeszcze nie, ale nie poganiam jej, niech robią co chcą, byle by ich partner nie przynosił swoim pochodzeniem wstydu naszej rodzinie - powiedział Averardo. Wsunął dłonie do kieszeni spodni. Nie był to zbyt kulturalny gest, zwłaszcza podczas rozmowy, ale Prasert zauważył, że zrobił to tylko na moment, a potem wyciągnął je. W jednej jego dłoni była mała ozdobna kulka do gry. Zdawał się mieć nawyk obracania jej w palcach, bo właśnie to zaczął machinalnie robić.
- A właśnie. Jakie pochodzenie byłoby szczególnie niepożądane? Czy znajdują się jakieś rody, z którymi pański ród toczyłby wojny? To jest dość charakterystyczne dla potężnych włoskich rodzin. I w ogóle dla potężnych ludzi, żeby posiadać wrogów. Byliby oczywistymi podejrzanymi w przypadku naszego śledztwa.
Oczywiście Prasert ciągnął wątek w stronę Capano.
Nestegio uniósł brew w górę. Skrzyżował ramiona i zaczął myśleć. Dalej obracał palcami kulkę.
- Nie, w tej chwili nie przychodzi mi nikt szczególny do głowy. Chwilowo jestem zajęty rozwijaniem swojej firmy i nie mam czasu na głupie niesnaski z sąsiadami - powiedział wzruszając lekko ramionami.
- Pan nie. A pańscy przodkowie? Niekiedy dawne konflikty czekają dziesiątki lat na swój finał. Kto wie, może to sprawa, która ma swoje korzenie w dalekiej przeszłości. Czy Nestegio kiedykolwiek wchodzili w spory z jakąś inną tutejszą rodziną?
Prasert nie mógłby być bardziej bezpośredni.
Averardo parsknął śmiechem. Krótkim, ale treściwym.
- Panie Buenaflor. Oczywiście. Jak każda silna włoska rodzina mieliśmy czasy niesnasek, w końcu trzeba było ustalić pozycje i wartości rodów. Jeśli już z jakąś mieliśmy najwięcej, to z Capano, naszymi najbliższymi sąsiadami i po części rodziną. Jednak nie mamy z Silvestrem żadnych sporów. Obaj jesteśmy raczej ludźmi biznesu i nawet jeśli wcześniej były jakieś nieporozumienia, staramy się je rozwiązywać na bieżąco - odpowiedział mężczyzna.
Privat skinął głową. Doszedł do wniosku, że najpewniej niczego od niego już nie wyciągnie.
- Dziękuję. Teraz chciałbym porozmawiać z pańską córką - powiedział. - Potem prześledzę dokładnie trasę jej ucieczki. W poszukiwaniu śladów rzecz jasna - dodał.
Bez wątpienia ogród robił duże wrażenie, jednak Privat chciał już wrócić do domu i kontynuować zbieranie informacji.
Mężczyzna kiwnął głową.
- To zapraszam do środka - powiedział, po czym poprowadził ich ponownie na piętro i w lewo do korytarza gdzie znajdowały się wyłącznie dwie pary drzwi. Zatrzymał się przy pierwszych i zapukał.
- Proszę! - odezwał się delikatny głos ze środka. Mężczyzna otworzył drzwi. W środku, na łóżku z laptopem na kolanach siedziała Livia Nestegio.
- Livio. Przyszli państwo detektywi porozmawiać o tym co się wydarzyło. Bądź uprzejma odpowiedzieć na ich wszystkie pytania. W razie czego, będę w swoim gabinecie - powiedział Averardo. Po czym opuścił pomieszczenie. Livia odłożyła laptop na bok po szybkim napisaniu czegoś i spojrzała na zebranych oczekująco i z lekkim niepokojem i zaciekawieniem.
- Lucio Buenaflor - przedstawił się Prasert. Powoli zaczął przyzwyczajać się do tego nazwiska. O dziwo było to możliwe. Wysunął odznakę kieszeni i błysnął nią przed oczami Livii. - Najpewniej wie pani, dlaczego znajdujemy się tutaj z kolegami detektywami? - zapytał. - Czy ma pani może chwilę czasu dla nas?
Livia milczała chwilę. Po czym kiwnęła głową. Zdawała się walczyć jednak nie z nieśmiałością, a z rozbawieniem? Szybko jednak je pokonała.
- Nie ma problemu, proszę… Tylko nie mam dość miejsc do siedzenia… - powiedziała, ale wstała i podstawiła dwa krzesełka od biurka i ustawiła koło dwóch foteli przy stoliku na kawę. Teraz było zdecydowanie dość miejsc blisko jej łóżka. Usiadła na jego brzegu.
- Proszę powiedzieć, jak to się wszystko zaczęło - rzekł mężczyzna. - Oraz kiedy.
Nie był do końca pewny, gdzie usiąść. Wnet wybrał fotel, bo zdawał się wygodniejszy. Założył nogę na nogę i spojrzał z uśmiechem na Livię. Pewnie śmieszyło ją jego imię i nazwisko. Nic dziwnego, na jej miejscu również byłby wesoły.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę, po czym spojrzała gdzieś na swój regał i znów na Praserta.
- No to, kilka dni temu obudziłam się w nocy i słyszałam straszne, odległe ujadanie psów. Ale takie… Potworne. Wściekłe… I wstałam, by posłuchać co się dzieje. Pomyślałam, że może jakaś banda bezpańskich psów zapałętała się w okolice ogrodzenia posesji i szczeka na nasze psy… Ale kiedy podeszłam do schodów, zobaczyłam na dole ciemną figurę. Jakąś postać. I poczułam, że patrzy na mnie… Nie widziałam kto to, ani nic takiego na dole było zupełnie ciemno. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Głupio zamiast ruszyć do swojego pokoju pobiegłam w prawo do korytarza z salonikiem i tam się zatrzasnęłam. Zabarykadowałam drzwi i zamknęłam na klucz. Ten ktoś szarpał za klamkę, ale potem odpuścił… - powiedziała i westchnęła. - A następnego dnia był wypadek Floriny - dodała.
- Na pewno zdaje sobie pani sprawę z tego, że nie było żadnych śladów tej ciemnej figury ani w korytarzu, ani nigdzie indziej w całej rezydencji. Dlatego zadam pytanie, które musi zostać zadane. Proszę się na mnie nie gniewać, tylko odpowiedzieć szczerze. Czy była pani w tym czasie pod wpływem substancji psychoaktywnych? Czy jest możliwe, aby tej istoty nigdy nie było tak naprawdę? Muszę to wykluczyć.
Livia pokręciła głową.
- Nie. Nie biorę żadnych narkotyków, tabletek nasennych, ani leków na depresję… Nie palę nawet papierosów. Nie byłam nawet chora i nie była to gorączka - odpowiedziała poważnym tonem. Brała tę sprawę mocno na poważnie.
- I również zero alkoholu? - zapytał Prasert, gdyż Livia akurat to ominęła. Może to nie znaczyło nic, a może wszystko. Bogate dzieci bogatych ludzi zazwyczaj były uzależnione względem czegoś. Nawet jeśli nie konkretnych substancji, to czynności i nie tylko.
- Alkohol czasem pijam ze znajomymi ze studiów, ale tego dnia nie było żadnej imprezy i nie byłam też na kacu - powiedziała.
- Rozumiem - odpowiedział Prasert.
- Byłam w pełni świadoma… Więc o ile nie lunatykowałam, to nie mam pojecia co to było - powiedziała i spochmurniała.
- Czy na pewno nie była pani dostrzec żadnego szczegółu dotyczącego owej postaci? Ani sylwetki męskiej lub kobiecej… Dużej lub niskiej wagi… Wysokiego wzrostu, czy też wręcz przeciwnie… - Privat zawiesił głos pytająco.
- Zdaje mi się, że to mógł być mężczyzna i zdaje mi się że był mocno zbudowany i wysoki - powiedziała w zadumie. Zdawała się przypominać sobie scenę tamtego wieczoru, bo patrzyła przez moment pusto w jeden punkt.
- Czy ma pani pomysł, dlaczego ktoś mógł panią w ten sposób wystraszyć? Czy naraziła się pani komuś? Jakieś żale względem pani, zasłużone lub też nie? - Privat zadał kolejne pytanie.
Livia milczała chwilę.
- Zgubiłam kolczyki mojej siostry… Wzięłam je sobie i gdzieś je zapodziałam. Pokłóciłyśmy się o to… - powiedziała i zarumieniła się.
- I tylko tyle? Bo chyba rezygnujemy z możliwości, że to pani siostra panią nastraszyła, skoro to raczej mocno zbudowany i wysoki mężczyzna? - zapytał Privat. - Teoretycznie mogła kogoś nasłać na przykład z tutejszej obsługi rezydencji. I jako człowiek mieszkający w domu mogła majstrować przy nagraniu.
Jeżeli to okazałoby się rozwiązaniem całej sprawy, to Prasert wybuchnąłby od dławiącego śmiechu.
Livia popatrzyła na niego, po czym odwróciła wzrok na bok. Dalej była czerwona.
- Tak… nie przypominam sobie nic innego… - odpowiedziała dość sztywno. Nie była dobrym kłamcą.
Privat myślał przez chwilę.
- A to były jakieś wyjątkowe kolczyki? Rodowa pamiątka, czy też błyskotki ze sklepu? - zapytał. Nie wiedział, jakie mogłoby to mieć znaczenie dla sprawy. Najpewniej żadne. Jednak ten wątek stale pojawiał się w zeznaniach członków rodziny i dlatego Prasert chciał dobrze wiedzieć, o co dokładnie poszło.
- Podobno należały do naszej prababci. Florina dostała je, bo jest starsza. Ja dostałam przywieszkę, ale jej nie noszę, jest złota i bardzo ciężka, nie pasuje mi za bardzo - powiedziała Livia.
- Mogę zobaczyć tę przewieszkę? - zapytał Prasert. - To jest biżuteria z jednego kompletu, czy też kompletnie osobne dzieła sztuki jubilerskiej? Dlaczego też pożyczyła pani te akurat kolczyki? - spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Są z jednego kompletu… Pożyczyłam je, bo akurat kolczyki są delikatne i śliczne… Nie takie toporne - powiedziała, po czym podeszła do regału, gdzie wcześniej patrzyła. Wzięła stamtąd niewielką szkatułkę. Wyciągnęła z niej ozdobny wisior o pięknie opalizującym kamieniu.
- Proszę… - powiedziała pokazując go Prasertowi z odległości.
- Mogę go zobaczyć? - zapytał Privat, wstając i podchodząc. - Bardzo ładny. Jak długo jest w waszej rodzinie? Czy wiążą się z tą biżuterią jakieś opowieści? - zapytał. - Podejdź, kolego. Zobacz jaki piękny - zerknął na Alexieia.
Żałował w tej chwili, że sam nie posiada zdolności Dubhe. Na pewno wyczułby od razu, czy naszyjnik jest Paraspatium, czy też nie. A tak musiał opierać się na Alexieiu Bolącej Głowie, którego osąd mógł mieć znaczenie lub też nie.
Alexiei podszedł do naszyjnika i przyjrzał mu się chwilę.
- Pięknie wykonany, zgodzę się… - powiedział, ale nie dawał żadnych sygnałów by cokolwiek wyczuwał, lub by bolała go znowu głowa.
- Nie wiem od jak dawna jest w naszej rodzinie. Przyznam się, że nie śledziłam historii tej biżuterii zbyt wnikliwie - powiedziała Livia, gdy Prasert i Alexiei oglądali opalizujące dzieło sztuki. Nie zdawało się być jednak w żaden sposób magiczne, czy naenergetyzowane…
- A gdzie zgubiła pani kolczyki? - zapytał Privat. - Czy była pani na jakimś przyjęciu? A może miało to miejsce na terenie posiadłości?
Jeżeli była to zwykła biżuteria… to Prasert błyskawicznie tracił nią zainteresowanie. To były chyba ostatnie pytania na jej temat, jakie zamierzał zadać.
- Zgubiłam je na spotkaniu… - powiedziała trochę niepewnie.
- Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się zgubić obu naraz - dodała, chcąc chyba zwrócić temat w innym kierunku.
Privat zmarszczył brwi. Sam nie nosił nigdy kolczyków i ten szczegół w ogóle nie zwrócił jego uwagi.
- No tak. To zaskakujące, że udało się pani zgubić oba. Bo rozumiem, że miała je pani założone, tak? A nie, że zostawiła gdzieś pani szkatułkę, w której się znajdowały? - zapytał.
- No… tak… Zazwyczaj jak pożycza się coś od kogoś z rodzeństwa bez pozwolenia, to żeby wyglądać w tym dobrze - zauważyła. Livia znów zrobiła się czerwona, co mocno uwydatniało się na jej bladej skórze.
Prasert pokiwał głową, ale to nie były rewiry, w których się orientował. Sunan nie miała nic, w czym sam wyglądałby dobrze.
- No i zgubiłam je, a siostra się o to rozgniewała - powiedziała kobieta, powtarzając się.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:37   #577
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- A z kim było to spotkanie? Może ta osoba znalazła zgubione kolczyki? - Privat zaproponował. - Nie było żadnej sytuacji, w której mogła pani zgubić oba? Mam na myśli aktywności typu… nie wiem. Gra w Twistera.
“Albo seks”, dodał w myślach. Choć musiałby być całkiem konkretny, żeby aż oba kolczyki wyleciały.
Livia rozchyliła, po czym zamknęła usta. Chyba się rozmyśliła i nie była pewna czy chce mówić dalej.
- Proszę mówić - powiedział Prasert. - Sprawa może być poważna. Pani siostra została strącona z wysokości i leży w szpitalu. Równie dobrze mogłaby na cmentarzu, gdyby nie miała tak wiele szczęścia - Privat celowo dramatyzował. - Kto wie, co jeszcze będzie miało miejsce? Tutaj chodzi o życie oraz bezpieczeństwo pani i pani rodziny.
- Ale on raczej nikogo by nie skrzywdził - powiedziała trochę spiętym głosem Livia.
- Przynajmniej… Nie widzę powodu by miał - dodała.
Privat zmarszczył brwi. I otworzył przez moment usta. Następnie je zamknął.
- Jeśli była pani na spotkaniu z Efremem Capano, to proszę nie obawiać się. Nie wspomnimy o tym pani ojcu, jeśli nie będzie pani tego chciała - powiedział.
Dodał dwa do dwóch… miał nadzieję, że wyszło mu cztery.
Livia zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i kiwnęła lekko głową. Prasert wydedukował to bardzo dobrze.
- Czy to było spotkanie romantyczne? Proszę nam opowiedzieć o nim - powiedział. - Tak się składa, że spotkaliśmy się z Efremem wcześniej. Podał nam fałszywe dane i okłamywał nas, więc bez wątpienia może być podejrzanym w tej sprawie. Czy poprosić o wodę lub jakiś inny napój dla pani? - zaproponował.
- Nie… Dziękuję… Mam swoją, filtrowaną - wskazała na dzbanek z filtrem.
- Ale może państwu chce się pić? - zapytała. Livia oddalała temat spotkania z Efremem jak tylko mogła.
- Nie, jeśli pani nie potrzebuje wody, to możemy wrócić do tematu - Prasert powiedział delikatnie. - Proszę opowiedzieć o charakterze waszego spotkania - poprosił raz jeszcze.
Wyglądało na to, że Livia była osobą, którą należało przycisnąć, żeby dała im niezbędne informacje. Z drugiej strony Privat bał się, że jak będzie zbyt napastliwy, to zamknie się i nic im nie powie.
- Głównie towarzyskie… Przyjaźniliśmy się w dzieciństwie, sporo bawiliśmy się w lesie… Cóż. Od jakiegoś czasu zaczęłam odnosić wrażenie, że Efrem może liczyć na coś więcej. Lubię go, też mi się podoba, ale mamy wspólnych krewnych i to z nie tak dalekiego pokolenia. To mogłoby zaszkodzić na przykład, jakbym chciała mieć z nim kiedyś dzieci… Nie żebym chciała mieć z nim dzieci… Albo w ogóle dzieci… - zrobiła się jeszcze czerwieńsza. Wskazywałoby to na to, że myślała o tym… Nie raz.
- No i spotkaliśmy się i mu o tym powiedziałam. Zdawał się smutny, potem nieco rozgniewany. Nie rozmawialiśmy od tamtej pory - powiedziała i nachmurzyła się.
- Czyli równie dobrze to on może mieć kolczyki pani siostry, jak dobrze rozumiem. Tylko nawet pani z nim nie rozmawiała od dłuższego czasu - mruknął Privat. - Może pani zadzwonić do niego właśnie teraz i o nie zapytać. Najlepiej, gdyby włączyła pani głośno mówiący. Obecnie Capano jest całkiem konkretnym podejrzanym. Najpierw rozgniewała go pani, a potem coś zaczęło panią dręczyć. I nie mam tu na myśli wyrzutów sumienia, tylko faktycznego upiora - Prasert ciągnął. - To może być zbieg okoliczności, lub też wcale nie.
- Mogę spróbować - powiedziała i przełknęła ślinę. Wzięła swój telefon z łóżka i wybrała numer. Rozległy się trzy sygnały, kiedy włączyła głośnomówiący.
- Halo? - odezwał się po chwili głos Efrema. Zdawał się znużony.
- Efrem, cześć… Co słychać? - zapytała trochę niepewnie dziewczyna.
- Nic. Wszystko ok. A u ciebie? Słyszałem, że coś się działo u was w domu? - zagadnął. Livia zerknęła na Praserta.
- Ehm… Ktoś mnie napadł i nastraszył, ale moja siostra została zaatakowana i jest w szpitalu - powiedziała.
- Uh… Czyli nic wam się poza tym nie stało? - zapytał, jakby mu ulżyło. Livia kiwnęła głową.
- Tak. Żyjemy… Powiedz mi… Nie znalazłeś czasem może moich kolczyków? Tych, które miałam na sobie ostatnio? Zgubiłam je i nie wiem gdzie są - powiedziała.
W telefonie zaległa chwila ciszy.
- Nie… Nie widziałem ich nigdzie tutaj… Poszukam. Szkoda, że je zgubiłaś, były ładne - stwierdził.
- No wiem… A co gorsza należały do Floriny i teraz się piekli - powiedziała Livia.
- Należały do Floriny? Nie do ciebie? - zapytał Efrem lekko napiętym głosem. Nestegio uniosła lekko brwi.
- Mm, pożyczyłam je na nasze spotkanie - odpowiedziała.
- Rozumiem… No cóż… Poszukam ich - odpowiedział chłodno.
- Dobra… Muszę kończyć… Mam tu coś do zrobienia - powiedział dodatkowo Efrem.
- Mhm… To na razie - odpowiedziała Livia.
Rozmowa dobiegła końca. Dziewczyna zerknęła na detektywów.

Prasert spojrzał po reszcie detektywów. To nie brzmiało jak rozmowa pomiędzy bardzo zakochaną w sobie parą. Ta niezręczność promieniowała i mało brakowało, żeby sam się zaczerwienił.
- I jak? Wydawał się inny niż zazwyczaj? - Privat zapytał Livię.
Zwrócił uwagę na to napięcie w głosie Efrema, kiedy dowiedział się, że kolczyki należały do siostry dziewczyny. To było więcej niż interesujące. Jak gdyby dał je do powąchania upiorowi, który ruszył w pogoń… i choć miał ujebać Livię, to psychiczny zapach doprowadził go do Floriny. Taka była pierwsza myśl w głowie Praserta, w sumie dość fantastyczna.

- Był mniej uprzejmy, bardziej zdystansowany i spięty - powiedziała Livia. Wyraźnie była tą kwestią zmartwiona i zaniepokojona, trudno jej się było jednak dziwić.
- Rozumiem… - mruknął Prasert. - A gdzie się spotkaliście? Czy może pani podać miejsce zamieszkania Efrema? - zapytał. - Najchętniej byśmy do niego pojechali. Wiemy, że ma swoje własne mieszkanie i zazwyczaj nie jest w rodowej rezydencji.
Livia kiwnęła głową.
- Zwykle jest albo w rezydencji Capano, albo w swoim mieszkaniu w centrum… Ale jeśli chodzi o nasze spotkania, to zawsze widywaliśmy się w leśnym dworze - powiedziała.
- Proszę podać adres tego mieszkania w centrum - rzekł Privat. - I opowiedzieć coś więcej o leśnym dworze. Na pierwszy rzut oka brzmi to jak główna baza elfów, ale zdaje się, że w rzeczywistości może chodzić o coś zgoła innego - uśmiechnął się lekko. Chciał żartem nieco rozluźnić Livię.
Livia podała im adres do mieszkania w centrum Efrema.
- Leśny dwór to stara posiadłość Capano w naszej puszczy… Dużo się tam bawiliśmy jak byliśmy mali - wyjaśniła.
- Słyszałem o niej. Najpierw należała do Capano, a potem przeszła we władanie waszej rodziny? - zapytał ją. - Tak właściwie to jest rzeczywista posiadłość, czy już tylko ruiny? - spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Znaleźliście w niej kiedyś coś interesującego? Kiedyś, albo niedawno?
- Kiedyś to była ponoć wspaniała posiadłość, ale jako, że nikt tam już nie jeździ dbać o budynek, no to zmienił się w ruinę. Niszczeje. Nie przypominam sobie, byśmy znaleźli tam coś cennego. Większość rzeczy Capano po prostu zabrali do nowej posiadłości - dodała.
- Byłaby pani w stanie dać nam wskazówki, jak dojść do tego dworu? - zapytał. - Może znajdziemy w nim coś ciekawego. Byłoby cudownie, gdyby potrafiła go pani również wskazać na mapie - poprosił.
Livia wzięła znów telefon, po czym pokazała Prasertowi punkt na mapie google.
- Mniej więcej tu - oznajmiła. Rejon zgadzał się z punktem, gdzie Alexiei dostał migreny.
To o czymś najpewniej świadczyło. Privat zerknął na ten punkt, po czym pieczołowicie przeniósł go na mapę okolicy, którą miał w teczce. Tak właściwie nie musiał, bo zapisał sobie to wszystko w Skorpionie. Doszedł jednak do wniosku, że w ten sposób łatwiej będzie pokazać innym, gdzie mają się udać.
- Cudownie - rzekł. - Cóż więcej rzec - mruknął. - I o co pytać… - zawiesił głos. - Czy może wie pani coś na temat wypadku Floriny, pani siostry? - zapytał.
Pokręciła głową.
- Tylko tyle, że mówiła o tym, że popchnęły ją jakieś bardzo zimne dłonie - powiedziała Livia. Najwyraźniej nie było za wiele do dodanie w tej konkretnej kwestii. Dziewczyna zdawała się zamyślona.
- Czy zdarzyło wam się kiedyś przytulać albo całować w tym starym dworze? - zapytał Prasert.
Intensywnie myślał. Jeżeli zamieszkiwał go duch zgwałconej kobiety, która utopiła swoje dzieci… I zobaczył, że historia się powtarza i dochodzi do kolejnego mezaliansu pomiędzy dwoma rodami Capano i Nestegio… Kto wie, jak zareagowała? Gniewem i chęcią zabicia obu sióstr, które były jedynymi dziedziczkami znienawidzonej rodziny? To była jedna hipoteza.
- Tak… - odpowiedziała bardzo cicho. Najwyraźniej wstydziła się tego, że miała tego typu kontakty z członkiem swojej rodziny. Co z tego, że z drugiego rodu, nadal mieli w żyłach tę samą krew, choć wymieszaną pokoleniami.
- To nie moja sprawa i proszę się nie obrazić, że w ogóle wygłaszam takie kwestie… - Prasert zawiesił głos. - Ale naprawdę wasz związek nie jest aż tak… niewłaściwy, jak się pani zdaje. Niegdyś ludzie wchodzili w związki małżeńskie ze swoimi kuzynami i ludzkość jakoś przeżyła. Jeśli dobrze rozumiem wasze drzewo genealogiczne, to stopień pokrewieństwa między wami jest dużo mniejszy. Pani babcia i jego dziadek byli rodzeństwem? Czy też prababcia i pradziadek? Takie rzeczy się zdarzają.
“Z drugie strony ja chyba nie powinienem wypowiadać się, co jest właściwe, a co nie”, pomyślał. “Żyję w jednej wielkiej orgii i też uprawiałem seks z własną siostrą”, pomyślał.
- Myślę, że to wszystko na tę chwilę? - zapytał pozostałych. - Mamy jeszcze jakieś pytania?
- Nasi dziadkowie byli rodzeństwem - wyjaśniła. Chyba nadal nie była pewna co do całej tej sprawy. Livia zdawała się rozdarta pomiędzy uczuciami do Efrema, a obawą o geny, złość ojca i tym podobne.
- Rozumiem - powiedział Privat. - Jako że najwyraźniej nie mamy więcej pytań - spojrzał raz jeszcze na swoich towarzyszy. Pokręcili lekko głowami - To dziękujemy pani bardzo za rozmowę. Może jeszcze tylko oprowadzi nas pani po trasie, którą przebyła pani, uciekając? Najpewniej wszystkie ślady zostały już… niedostrzeżone… z powodu ich nieobecności. Jednak warto byłoby osobiście przyjrzeć się im.
Livia kiwnęła głową. Wstała z łóżka, po czym skierowała się w stronę drzwi.

Wyszli na korytarz. Dziewczyna podeszła do schodów i zatrzymała się.
- Tutaj dostrzegłam postać. Stała przy drzwiach wejściowych na dole - oznajmiła. Następnie ruszyła korytarzem, gdzie uciekała. Był szeroki, nie było tu zbyt wielu ozdób poza obrazami i jedną wazą na stojaki po drodze.
Doszli do drzwi do saloniku. Livia otworzyła je i pokazała im pomieszczenie, w którym się skryła.
- Tu się ukryłam - oznajmiła, choć już to wiedzieli. Ustąpiła, dając im miejsce.
Prasert rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Tak sobie teraz pomyślał, że Livia widziała raczej męską sylwetkę atakującej jej osoby. Więc to nie była dzieciobójczyni… raczej… To wciąż zdawało mu się lekko zagmatwane. Musiał po pierwsze wykluczyć złe intencje Efrema. A to znaczyło, że trzeba go było przesłuchać i to tak zdecydowanie. W tej jednak chwili spoglądał uważnie w każdy kąt w poszukiwaniu czegokolwiek, co zwróciłoby jego uwagę.
W pomieszczeniu nie znalazł nic, co przykułoby jego uwagę. W korytarzu jedynym punktem, gdzie coś mogłoby się znajdować były parapety, lub waza… Była dość wysoka. Żeby sprawdzić jej zawartość musiałby albo ją zdjąć z pomocą Hana, albo na coś wejść i zajrzeć do środka.
- Piękna waza. Czy to jakiś prezent? - zapytał Prasert.
Nie miał pojęcia, dlaczego miałby przeglądać jej zawartość. Choć przyszło mu to do głowy. Waza była stanowczo za mała, żeby zmieścił się w niej upiór. Choć te pewnie potrafiły kondensować swoje rozmiary. Privat spoglądał na nią lekko znudzonym wzrokiem.
- Nie mam pojęcia. Mama ją lubi i od zawsze tu stoi - powiedziała Livia. Han podszedł bliżej i obejrzał przedmiot.
- Można ją zdjąć na moment? - zapytał. Livia lekko kiwnęła głową. Chińczyk podniósł ciężkawy przedmiot i ustawił przodem do Praserta, opierając na udzie.
- Widzisz coś? - zapytał. W wazie było jednak zupełnie ciemno.
Privat spojrzał po pozostałych niepewnie. Jeżeli była tutaj zwykła waza, która stała od dawien dawna… No cóż. Mieli teraz sprawdzać zawartości każdych flakonów mijanych po drodze.
- Nie. Mrok. Niech już wam będzie - mruknął i wyciągnął telefon.
Włączył latarkę i zaświecił do środka w poszukiwaniu czegoś więcej.
Błysk światła latarki odbił się od czegoś i błysnął Prasertowi po oczach.
Od czego? To pytanie pojawiło się w głowie Privata. Włożył rękę do środka i postarał się chwycić obiekt. Miał nadzieję, że nie było to przeklęte wrzeciono jak w bajce o Śpiącej Królewnie.
Po chwili wyciągnął kolczyk z identycznym opalizującym kamieniem co w naszyjniku Livii. Dziewczyna chyba jednak tego jeszcze nie zauważyła.
- Jest tam coś? - zapytała.
Privat zmarszczył brwi. Ślepej kurze ziarno. Odwrócił się do Alexieia i podał mu znalezisko.
- Boli cię mocniej głowa? - zapytał go cicho, choć Livia pewnie i tak usłyszała.
Skąd wziął się tam kolczyk? To wydawało się kompletnie niespodziewane. I to tylko jeden. Ktoś go podrzucił? Kto? Dlaczego? Sam tutaj trafił w sposób magiczny? Prasert nie miał pojęcia, co myśleć na ten temat.
Alexiei wziął kolczyk.
- Nie, ale zdecydowanie jest… Hm… Coś jest z nim połączone - powiedział i oddał go Prasertowi.
- Drugi kolczyk? - zapytał Privat niepewnie. - No bo co innego? - zawiesił głos, patrząc na towarzyszy.
Pomyślał, że jak na detektywa na pierwszej misji mającego wokół siebie doświadczonych wyjadaczy, jego wkład był śmiesznie wysoki. Uśmiechnął się lekko. Nawet jeśli mylił się w swoich osądach, starał się jak mógł.
- To, albo coś innego - zasugerował Han. Mógł mieć jakiś pomysł, bo Prasert już rozpoznał ten charakterystyczny ton w jego głosie, gdy mężczyzna wpadał na coś, co mogło być kluczowe. Tymczasem Livia spojrzała na kolczyk w dłoni Praserta.
- Jeden? Dobrze, że w ogóle któryś. Czy mogę go odzyskać? - zapytała.
- Spróbujemy oddać pani obie sztuki - odpowiedział Privat. - Ale żeby znaleźć drugi kolczyk, musi mieć ten. Żeby na przykład pokazywać go ludziom, czy go nie widzieli - odpowiedział. - Jeśli nie znajdziemy drugiego, to oddamy pani ten jeden. Choć najpewniej pani przyzna, że jeden kolczyk to tak kiepsko - mruknął. - Mamy ogromne szczęście, że przeszukaliśmy ten dzban. Nie mieliśmy najmniejszego powodu, żeby to zrobić. Prócz głupiego przeczucia. Czasami jednak można na takim wiele oprzeć - mruknął. - Czy wie pani może, kto mógł podrzucić go do wazonu? - zapytał, podnosząc w górę kolczyk.
- Ten kto mnie gonił? - zaproponowała Liza. Zastanawiała się chwilę.
- Albo ktokolwiek kto ma klucz do tego domu - dodała. Zastanawiała się nad możliwościami.
- Efrem też ma taki klucz, ale raczej byłby na kamerach - zauważyła.
- Dlaczego ktoś miałby zostawiać ten kolczyk w wazonie, tak w ogóle - mruknął Prasert. - Czyż to nie jest zastanawiające? - zapytał. Westchnął. - Dobrze. To w takim razie już najpewniej wszystko - powiedział. - Jeśli pani pozwoli, wyjdziemy teraz w stronę ogrodów - rzekł.
- Nie ma problemu. Polecam przez wyjście frontowe, lub tarasowe - powiedziała.
- Do widzenia państwu - powiedziała jeszcze, kiedy opuszczali jej pokój. Zamknęła za nimi drzwi.
Mogli pójść zamienić słowo z panem domu, mogli zejść od razu na dół i zająć się ogrodem, albo mogli chwilę porozmawiać.
- Mam pewną myśl, która nie daje mi spokoju. Właściwie skojarzenie - powiedział Han.
- Powiedziałem, że ogrody, ale tak naprawdę chcę pobiec od razu do studni, a potem do leśnych ruin. Nie mogą być ekstremalnie daleko, skoro obydwoje bawili się w nich jako dzieci i spotykają się w nich nawet teraz - mruknął Privat. - Jakie skojarzenie? - zapytał go.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:37   #578
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Han milczał chwilę, kiedy schodzili na dół. Najlepszą drogą do studni było wyjście tarasowe.
- To na razie tylko przypuszczenie, póki nie zbierzemy więcej wskazówek, to nie mogę być w pełni pewny, ale czy ta cała sytuacja nie kojarzy ci się z czymś Pra… mój drogi? - zapytał po ty jak powstrzymał się od wymówienia jego prawdziwego imienia. Musiał być mocno zamyślony, skoro mu się to zdarzyło.
Prasert zamrugał oczami. Dlaczego Guiren nie powiedział wprost? Tylko go męczył zagadkami. Czy chciał napawać się swoją inteligencją?
- Czy mi się z czymś kojarzy? - zapytał. - Myślę, że może duch dzieciobójczyni nawiedza te dwie młode damy z powodu tego romansu między rodami. Ale nie wiem, czy to rzeczywiście to - mruknął. - Bez wątpienia te kolczyki zdają się mieć teraz znaczenie. Sama istota tego konfliktu jednak jest wciąż dla mnie niepewna - westchnął.
- Mi się za to skojarzyło z tą bajką… - powiedział Guiren.
- Z tą o rycerzu - wyjaśnił dokąd zmierzały jego myśli.
- I rycerzem jest Efrem, a Livia jest kim. Pierwszą dziewczyną w tej bajce, która go nie zaakceptowała? Czy tą drugą, która zrobiła to ze strachu? Sugerujesz, że on ją chce wystraszyć, żeby uciekła przerażona prosto w jego ramiona? Jak tak, to nie udało się, nawet nie rozmawiali z sobą. Dopiero dzisiaj zadzwoniła do niego za naszą namową.
- Tam były dwie dziewczyny? Ja zrozumiałem, że to była jedna i ta sama… - zauważył Han. Zmarszczył lekko brwi.
- Muszę sobie dobrze przypomnieć tę bajkę - mruknął Privat.
- Nie wiem, może to jeszcze jest w trakcie procesu? Tylko nie rozumiem właśnie kto je straszy i atakuje i po co… - powiedział Guiren.

Tymczasem wydostali się na zewnątrz. Znów byli na tarasie. Furtka prowadząca na schodki była uchylona. Mogli z niej spokojnie skorzystać. Widzieli już stąd budynki techniczne, musieli tylko znaleźć ten za którym rósł krzew i dalej wierzby. Prasert nie zastanawiał się niepotrzebnie i ruszył na eksplorację otoczenia. Miał nadzieję, że prędzej czy później dojdzie do celu. Choć jeśli Averardo zrównał to miejsce z ziemią, to nie będzie tam nic do zobaczenia. W sumie to zależało od pieczołowitości pracowników, którzy wykonali to zadanie.
- Tam były dwie kobiety w tej bajce - mruknął Privat po chwili grzebania w Skorpionie. - Tylko że jedna dość nieobecna. To znaczy znajdująca się w wiecznej pętli i przeżywająca katusze z ręki czarnego rycerza raz za razem. Natomiast ta druga to była ukochana panicza. I masz rację… wtedy zwróciłem na to uwagę, ale już zapomniałem. Tyle wydarzyło się po drodze. Rzeczywiście, w bajce było wskazane szczekanie psów. Najwyraźniej Efrem napuścił na nią czarnego rycerza - powiedział Prasert. - Trzeba szukać jakiegoś cmentarza w lesie za domem. Albo tego leśnego dworu. W sumie na jedno wychodzi - mruknął. - Czy to czarny rycerz czy dzieciobójczyni. Nie licząc jednego szczegółu, jakim jest udział Capano. No i Livia opisywała męską sylwetkę cienistej postaci. Nie rozumiem tylko, co faktycznie Efrem chce tym osiągnąć, że przegoni Livię po korytarzu jej domu. Albo o co poszło z Floriną. Rycerz zaatakował ją dlatego, bo Livia jej nie lubiła chwilowo z powodu kłótni? No i co z tymi kolczykami. Alexiei wyczuł coś w jednym z nich - mruknął Prasert.
- To są właśnie rzeczy, które nie są dla mnie do końca jasne i których wyjaśnienia musimy poszukać - powiedział Han.

Po chwili dotarli za jeden z budynków technicznych. Ten, który wskazała Tabita. Faktycznie rozrastała się tutaj dzik róża. Gdy ruszyli dalej, Prasert dostrzegł wierzby. Nie było jednak żadnej studni. Ani nawet betonu, którym była zalana. Wszystko pokrywała trawa i ziemia. Alexiei jednak przystanął i syknął.
- Co? - zapytał Prasert. - Czujesz coś? Tutaj była studnia? - rozejrzał się w poszukiwaniu jakichkolwiek pozostałości. - Jeśli została zalana betonem, to pewnie i tak nic tutaj po nas… - mruknął w zamyśleniu.
Chyba też chwilowo nie poszukiwali niczego w tej studni. Bo dzieciobójczyni zdawała się w tej chwili drugim wątkiem, niezwiązanym z obecną sprawą, ale skutecznie odciągającą jego uwagę na bok.
Alexiei kiwnął głową.
- Tam zdecydowanie wyczuwam jakąś energię. Ale nie jest już tutaj… Tylko przeniosła się na te wierzby - powiedział i wskazał drzewa. Han zerknął na nie, tak samo Olimpia.
- Cóż, jeśli studnia była między nimi, to musiały czerpać z niej wodę korzeniami, może jak zalano ją betonem, duch wybrał sobie nowe miejsce zamieszkania? - zaproponowała Pacini.
- W sensie wierzby? - Prasert wydął usta. - Wydają się wam jakieś dziwne? - zapytał, podchodząc do nich bliżej.
Postukał palcami o korę.
- Jest tutaj duch? - zapytał. - Czuję się trochę, jakbym pukał do drzwi upiora - mruknął. - Kolejnego. Bo jest ich tutaj od cholery. Macie rację, coś musi być tutaj w wodzie.
Nie nastała jednak żadna odpowiedź.
- Może się wstydzi tłumów… - zaproponowała Olimpia.
- Albo lubi tylko dzieci - zasugerował Han.
Cokolwiek było właściwą odpowiedzią, Prasert miał się o tym w tej chwili nie przekonać, chyba, że jakimś cudem namówi ducha…
Chyba nie mógł. Privat odpowiadał za życie, natomiast duchy były domeną śmierci. Może Alioth byłby w stanie coś na to poradzić. Choć Alioth był raczej czymś, z czym trzeba było sobie radzić.
- No nie spłodzę mu tutaj teraz dziecka - powiedział. - No trudno - mruknął. - Czuję się dostatecznie głupio.
Wyciągnął mapę i podszedł z nią do Hana.
- Ten leśny dwór. Ile to będzie kilometrów stąd?
Han zerknął na mapę.
- Jakieś dwa, trzy kilometry maksymalnie - powiedział oceniając odległości do punktu oznaczonego przez migrenę Alexieia.
- Chyba nie mamy co robić z tymi brzozami, więc przespacerujmy się do leśnego dworu. Dwa, czy trzy kilometry to bardzo mało. Szybki marsz, to może w pół godziny przejdziemy - powiedział Privat. Choć nie wiem, jaki tam jest teren. Jeśli krzaczory i wysokie, nieskoszone trawy, to może być dużo trudniej przedrzeć się na drugą stronę - mruknął. - To chodźmy - uśmiechnął się lekko do drużyny.
Wszyscy byli dość zgodni by udać się na wycieczkę po lesie. Należało jednak chyba poinformować o swoim opuszczaniu terenu rezydencji choćby kamerdynera i kogoś z ochrony.

Co i tak nastąpiło, gdyż w momencie obejścia budynku, zastali starszego jegomościa przy wejściu.
- Już nas państwo opuszczacie? - zapytał tylko.
- Bez wątpienia wrócimy - odpowiedział Prasert. - Proszę mieć panienkę Livię na oku. Najlepiej, gdyby ochroniarz znajdował się u jej boku tak, jak przy panu domu.
To było trochę śmieszne, że ze wszystkich osób w domu Averardo jeden nie został zaatakowany, ale to on zdawał się najlepiej chroniony.
- Do zobaczenia - dodał, wychodząc z rezydencji. Uważał, że nie musi tłumaczyć się kamerdynerowi ze wszystkiego po kolei, co robił.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym podszedł do eleganckiego, staromodnego telefonu i gdzieś zadzwonił.
Najrozsądniejszym było wsiąść do samochodu i wyjechać poza teren posiadłości. Tak naprawdę mogli spróbować zamiast iść, to przejechać tę trasę, co już po chwili zaproponował Han.
- Dobrze, że tak się da - mruknął Privat. - Bo myślałem, że do leśnego dworu można dostać się jedynie przez las. No i czy nie znajduje się on technicznie na terenie parku narodowego teraz? - zmarszczył brwi. - Chyba nie dojedziemy prosto do tego budynku. W ogóle nie wiem, jak we Włoszech działają te parki. One są zamknięte dla ludzi i będziemy musieli wślizgiwać się przez dziurę w płocie, czy też to taki rodzaj zoo, tyle że bardziej naturalny?
Han zerknął na niego.
- Ten las przez który tu jechaliśmy jest już częścią parku… A jak widziałeś nie było żadnego ogrodzenia - zauważył Guiren.
- Ach… to był już ten las - Prasert spojrzał na Chińczyka.
- Wydaje mi się, że to raczej taki park, który po prostu jest pod ścisłą opieką leśnictwa, niż taki zamknięty z niezwykle rzadkimi zwierzętami, czy roślinami, czy ekosystemem, który trzeba bronić, żeby nie wolno było do niego w ogóle wkraczać - zauważyła Olimpia. W końcu były różne rodzaje takich obiektów.
- To są jakieś skomplikowane nazewnictwa - przypominał sobie Privat. - Jest chyba też coś takiego jak “pomnik przyrody”. Może to po prostu “rezerwat”. Bo park narodowy to chyba taki jednak ścisły jest. Ale co ja na ten temat wiem. W Tajlandii de facto mamy chyba z sześć parków, ale mogą funkcjonować na kompletnie innych zasadach - mruknął. - Moi znajomi pojechali do Kui Buri. Podziwia się tam dziką przyrodę, głównie słonie w trakcie kąpieli. Można na teren tego parku wjechać samochodem, ale jedynie z przewodnikiem wpuszczą cię do tych chronionych części. Kojarzę również Khao Sam Roi Yot znane ze swoich wapiennych wzgórz. Może słyszeliście o dużej jaskini Phaya Nakhon, w której znajduje się świątynia buddyjska. Oprócz turystów jeździ tam również dużo ornitologów.
- Ja słyszałem - zagadnął Guiren. Trudno się było dziwić, był Azjatą. Rosjanin jednak pokręcił głową, a Olimpia nawet nie skomentowała, jedynie słuchała go z zaciekawieniem.

Droga potrwała im niecałe dziesięć minut. Znów znaleźli się na jej odcinku, gdzie wcześniej Alexieia bolała głowa. Znów lekko zmarszczył brwi. Moc Phecdy najwyraźniej czuwała nad nim, bo nie narzekał ponownie na ból głowy.
Guiren znalazł zatoczkę koło jezdni, w której mogli zaparkować. Nieco dalej znajdowała się barykada z umieszczonej na dwóch słupkach beli drewna. Najpewniej był to stary wjazd na wewnętrzną, leśną drogę, a obecnie fragment dostępny tylko dla leśników, lub też w ogóle niedostępny.
- Chyba resztę drogi musimy przejść pieszo, ale teraz to będzie już raczej niewiele - stwierdził Guiren. Następnie on i Olimpia wysiedli. Alexiei nieco się ociągał, ale też do nich dołączył. Czekali na Praserta.
Privat miał dziwne skojarzenie. Przez moment miał wrażenie, że powietrze w tym miejscu ma smak… I przywodzi mu na myśl to otaczające okolice rezydencji, którą kupiła sobie Sunan… Coś w rodzaju mistycznej ‘ciszy przed burzą’.

To mu się wcale nie spodobało.
- Też macie wrażenie, że coś wisi w powietrzu? - zapytał. Rozejrzał się dookoła. - Trochę tak, jakby to była droga tylko w jedną stronę. Jakbyśmy mieli znaleźć się w więzieniu, kiedy tylko znajdziemy się na terenie leśnego dworu. Ta nazwa dziwnie zapadła mi w pamięć. Bardzo wpada w ucho - mruknął.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu innych ludzi. Czułby się nieco spokojniej, gdyby był to niezwykle popularny park narodowy przepełniony turystami. Z drugiej strony zginąć można i w godzinie szczytu pośród ogromnego tłumu. I tak nikt nie mógłby im pomóc w starciu z upiorami, które mogły na nich czyhać.
- Nie podoba mi się to, że w tej bajce o czarnym rycerzu nie było żadnego happy endu - mruknął pod nosem. - Żadnej porady, jak z nim walczyć i jak z nim wygrać. Morał był taki, żeby mu się podporządkować i akurat tego nie chcę zrobić. Póki tu jesteśmy… - mruknął. - Może zadzwonimy raz jeszcze do IBPI i zapytamy, czy mają jakąś pełniejszą wersję legendy w Zbiorze Legend. Znaczy ta, którą znamy, może być już całkowicie pełna… - westchnął - ...ale mam nadzieję, że nie. Chyba że możemy tu i teraz zalogować się na platformę, korzystając z telefonu. O ile mamy tutaj internet - mruknął i wyciągnął urządzenie, aby sprawdzić liczbę kresek.
- To ja mam tym razem propozycję - rzucił Alexiei. Wyciągnął telefon i zaczął do kogoś dzwonić, następnie włączył głośnomówiący.
Połączenie oczekiwało na odebranie z drugiej strony. Prasert tymczasem usłyszał otaczającą ich melodię lasu. Śpiewające w oddali ptaki, gdzieś hukającą sowę, albo innego ptaka, wydającego podobne dźwięki. Dzięcioła stukającego w drzewo. Szum liści poruszanych wiatrem, trzaski gałązek.
- Halo? - odezwała się w telefonie Nina.
- Witam pannę Morozow. Mamy pytanie. Czy jesteś przy komputerze? - zapytał.
- Hm… Tak, akurat pracuję. Jak wam idzie? Nie powinniście czasem dzwonić do swojego Koordynatora? - zapytała.
- Powinniśmy, ale już dostał zadanie i zapewne nad nim pracuje, dlatego z tym zwracamy się do ciebie - rzucił Alexiei. Nina milczała chwilę.
- No dobrze, jak wam pomóc? Jak tam Prasert? - zapytała.
- Jesteś na głośnomówiącym - powiedział Woronow.
- Ah… Cześć wszystkim - rzuciła.
- Cześć szefowo - odpowiedział Han.
- Dzień dobry - dodała Olimpia.
- Tęsknię za tobą straszliwie! - Privat krzyknął do telefonu. - Ostatni raz dobrowolnie pozostałem sam z chłopakami! Są okropni!
Uśmiechnął się do nich. Jednocześnie pomyślał sobie, że pewnie Olimpia będzie miała dużo pytań… choć niekoniecznie je wszystkie zada… Ale jakoś w tej chwili go to szczególnie nie obchodziło. Też nie było sensu ukrywać przed IBPI faktu, że był w związku z Niną. Z tego, co się orientował, organizacja nie była zakonem zrzeszającym ludzi, którzy złożyli śluby czystości. Najpewniej mogli dobierać się w pary. Prasert nie przypominał sobie, żeby w regulaminie znajdował się jakiś punkt, który by tego wzbraniał. No i mógł również wcześniej znać Hana i Alexieia. Choć dziwnie byłoby, gdyby wyszło na jaw, że wszyscy razem mieszkali.
- Pomożesz nam? Musisz coś znaleźć w Zbiorze Legend - rzekł do słuchawki.
Nina zastanawiała się.
- Hmmm, no nie wiem… To będzie kosztowało mój drogi - powiedziała tym specyficznym tonem. Używała go, gdy się z nim droczyła. Prasert wręcz mógł zobaczyć jej delikatny uśmieszek, jej nieco przymrużone oczy i ten błysk… Jego Nina była śliczna, zawsze, ale najbardziej wtedy, gdy się uśmiechała w taki sposób.
- Ale czym ja ci mogę zapłacić? Jestem tylko biednym, początkującym detektywem - westchnął dramatycznie. - Czym takim mógłbym cię uszczęśliwić? W jaki sposób wnieść iskierkę radości w twoje życie? Będę musiał na ten temat myśleć, bardzo długo myśleć… A podobno mężczyźni nie myślą głową, więc uprzedzam cię lojalnie… strzeż się - uśmiechnął się do telefonu.
Olimpia przewróciła oczami. Alexiei lekko parsknął. Han tylko się uśmiechnął.
Nina tymczasem zaśmiała się radośnie.
- Na pewno uszczęśliwiłaby mnie cudowna czekolada… Gorzka… W dowolnej postaci - zaproponowała.
- Podana w dowolny sposób - uśmiechnął się Privat.
- A teraz mówcie co wam sprawdzić - dodała Nina już nieco bardziej rzeczowym tonem.
- Czarnego rycerza z Ravenny. Tak właściwie uświadomiłem sobie, że mówimy ciągle o tej bajce, a Alexiei i Olimpia pewnie w ogóle jej nie znają, tylko wstydzą się o tym wspomnieć - mruknął do Hana. - Chwilowo tylko to nas interesuje w tej chwili. Z takich konkretnych rzeczy.
Pomyślał, że raczej Nina nie byłaby zbyt szczęśliwa, słysząc, że ma wyszukiwać “magicznych kolczyków”. Pewnie wyskoczyłoby dwa tysiące wpisów w Zbiorze Legend.
Kobieta zaczęła klikać na klawiaturze, co było częściowo słyszalne w telefonie.
- Hm… Mam… trzy wpisy… - powiedziała.
- Pierwszy to przekład z opowiedzianej historii. Drugi, to wydanie książkowe i podana w niej wersja. Trzecie, to bardzo stary dopisek o tym, jakie zastosowanie ma klątwa czarnego rycerza - powiedziała.
- Przeczytać wszystko, czy interesuje was coś konkretnego? - zapytała.
- Zacznij od starego dopisku na temat zastosowania czarnego rycerza - rzekł Prasert. - Znamy tę opowieść od archiwistki, która nam ją opowiedziała, ale nie wiemy, czy to najczystsza forma baśni. Mogłabyś porównać, czym różni się wersja w przekładzie z opowiedzianej historii i ta z wydania książkowego? Jakieś informacje, które wystąpują w jednej, a nie ma w drugiej? - zapytał.
- Hmm… Daj mi minutkę - poprosiła. Chyba zaczęła przeglądać.
- Mmm momencik - poprosiła jeszcze. Kontynuowała przeglądanie.
- Różnica oryginału i przekładu jest taka… Że w jednym wspomniane jest o pikniku, a w drugim o tym, że zakochany młodzieniec posyła na ukochaną męczącego ducha, aż w końcu ta zmęczona ustępuje… Momencik… Duch pozbywa się po kolei wszystkich, którzy sprzeciwiają się ich relacji - dodała.
Prasert parsknął śmiechem.
- Ha! No tak! - pokręcił głową.
- Przeczytać dopisek? - zapytała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:38   #579
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak, koniecznie! - poprosił Privat.
Jednocześnie zerknął na pozostałych detektywów.
- Zdaje się, że Florina nie była zachwycona tym romansem Livii. Może pokłóciły się nie tylko o kolczyki. I obawiam się, że Averardo jest również w niebezpieczeństwie… choć może nie… tak długo, jak nie wie o kiełkującym uczuciu tamtej dwójki. Cóż za romantyczna sprawa - uśmiechnął się lekko.
- Trafiła wam się romantyczna sprawa? Aż zazdroszczę - odezwała się Nina w telefonie.
- No więc dopisek brzmi… “Palona uczuciem dusza spokoju nie zazna, póki połówka całości z drugą się nie złączy. Przeklęte psy ujadać będą póty, póki serc nie ukoi.
Przeklęty ten, co stanie na drodze złączeniu.
Łowca ruszy w pościg, by uśmierzyć cierpienie duszy. Niech weźmie palony należność upragnionej połowy i złoży na znak kogo szukać powinien. A jeśli i połowa stanie mu na drodze, serca darowanego nie przyjmując, cierpieć będzie po wsze czasy. Psy przeklęte będą ją pożerały, a jej ukochany gonić ją będzie, lecz przeklęty, nigdy nie dogoni.” Niezbyt przyjemne. Wole staroświeckie śluby… - zażartowała Nina.
- Nie cierpię interpretować takich tekstów - Prasert się skrzywił. - Ja z trudem rozumiem prosto napisane zdania. A co dopiero takie rzeczy - mruknął. - “Połówka całości”? Tutaj chodzi o to… jak się mówi o kimś, że jest moją drugą połową… Więc całość to jest w tym przypadku para? “Palona uczuciem dusza” to będzie najpewniej Efrem, bo jest zakochany w Livii. I nie ulży mu, póki nie będzie razem z Livią. Już mam problem z drugim zdaniem. Bo jest takie jakby ucięte. “Przeklęte psy ujadać będą”, no to wiadomo. Czar upiora będzie tak długo trwać, póki “serc nie ukoi”. Co serc nie ukoi? Póki serca nie zostaną ukojone? Ale jakie serca, czyje serca? Livii i Efrema? Czyli Czarny Rycerz będzie ją gonić tak długo, aż obydwoje nie poczują się spokojnie? Czy też ukojenie serc oznacza nie tyle spokój, co połączenie pary i romantyczny finał? Ale czy Livia w ogóle chce być z Efremem? Jeśli z nim będzie, to czy jej serce zostanie ukojone? Czy to się nie wyklucza? Już nie ogarniam, a to dopiero drugie zdanie. “Przeklęty ten, co stanie na drodze złączeniu”. No to wiadomo, rycerz będzie biegać za wszystkimi, którzy będą przeciwko związkowi. I w sumie dobrze, że poradziłem Livii, żeby nie martwiła się pokrewieństwem, bo rycerz powinien mnie teraz lubić. Więc może nie zacznie z nami walczyć. Kolejne zdanie… Rycerz będzie działał, żeby Efrem był szczęśliwy. Ale to kolejne to już tragedia. “Niech weźmie palony należność upragnionej połowy i złoży na znak kogo szukać powinien”. To już jest czysty bełkot. Powiedzmy, że palony oznacza “palonego uczuciem” i to jest Efrem. “Upragniona połowa” to Livia. I przeczytajmy to jeszcze raz. Niech weźmie Efrem należność Livii i złoży na znak kogo szukać powinien. Co jest należnością Livii? Jej kolczyki, czy co? Dziewictwo, cnota? Nie łapię. Sama w sobie Livia jest swoją należnością? Cokolwiek by to nie było, ma to złożyć na znak “kogo szukać powinien”. A kogo Efrem powinien szukać? Księdza, który zrobiłby egzorcyzmy nad jego biedną, spaczoną duszą? - Prasert zażartował. - Nie ogarniam. Dwa ostatnie zdania są nieco oczywistsze. Jak nie skończą razem z sobą, to będą nieszczęśliwi - dokończył. - Potrzebuję wody do popicia. Chyba jest w samochodzie - mruknął i do niego ruszył.
Olimpia skrzyżowała ręce pod biustem.
- Hm, to w sumie oczywiste, jakby na to nie patrzeć… Posłuchaj tego jeszcze raz… Nie tłumacz zdania po zdaniu osobno, tylko może połącz je też w całość, jakie zdanie następuje przed tym, które nie ma sensu? - zapytała dziewczyna.
Woda faktycznie była w samochodzie, na podłodze pod siedzeniem Alexieia. Była zgrzewka, minus jedną butelkę.
- Mhm… - Privat zawiesił głos. - Że łowca ruszy w pościg, żeby uśmierzyć cierpienie duszy. Założyłem, że chodzi o duszę Efrema. Że dla niego ruszy w pościg, aby dać mu Livię. No ale to nic, czego wcześniej byśmy nie wiedzieli… - mruknął.
- Chwila, chwila… - mruknęła Nina w telefonie.
- “Łowca ruszy w pościg, by uśmierzyć cierpienie duszy. Niech weźmie palony należność upragnionej połowy i złoży na znak kogo szukać powinien.” Łowca, czyli czarny rycerz… Ruszy w pościg by uśmierzyć cierpienie tego Efrema o którym mówicie… i ten Efrem, ma wziąć coś tej Livii i złożyć na znak kogo szukać powinien… Sądzę że łowca, w końcu jakoś trop celu obrać musi, no nie? - zauważyła Morozow.
- Myślałem, że to ta upragniona połowa jest należnością sama w sobie. W ogóle co to za słowo “należność” - mruknął Prasert. - Czyli według was to zdanie powinno brzmieć… Niech palony uczuciem uzyska własność upragnionej połowy i da łowcy, żeby ten mógł ją wytropić. Dobrze rozumiem?
- No, według mnie to brzmi z sensem - powiedziała Pacini.
- Popieram - dodała Nina.
- To chyba pisała jakaś kobieta - żachnął się Woronow.
- Co to miało niby znaczyć? - zapytała ostro Olimpia.
- Nie, nie nic… - od razu uniósł dłonie w obronnym geście zaskoczony jej reakcją Rosjanin.
- Czy teraz całość jest już jasna? - zapytała Morozow.
Prasert zmrużył oczy. Myślał.
- Trochę się wyjaśniło, ale nadal nic nie wiemy - parsknął śmiechem. - Bo najwyraźniej Efrem ukradł kolczyki i dał je rycerzowi. Nie wiedział, że te należą do Floriny. I robi się ogromny galimatias. Bo przecież Efrem wcale nie kocha Floriny, ale rycerz nie spocznie, póki ta dwójka nie będzie razem…? Czyli teraz Efrem i Florina muszą się w sobie zakochać, żeby doszło do w miarę szczęśliwego zakończenia? - uśmiechnął się lekko. - Czy tak to działa? Cholera… - pacnął się dłonią w czoło.
- No i zdaje mi się, że tutaj wkraczamy my… Znajdujemy sposób by przełamać klątwę, ratujemy nieuważnego młodzieńca, oraz obie damy z opresji… - podsunął Guiren.
- Zabawnie by było, gdyby czarny rycerz próbował go teraz wyswatać z obiema siostrami, no nie? Bo jedna miała kolczyki na sobie na spotkaniu, ale tak właściwie należą one do drugiej - parsknął Woronow. Olimpia zrobiła zaskoczoną minę.
- Rany… - mruknęła.
- A to ci wesoła historia. Czy mogę wam jeszcze jakoś pomóc? - zapytała Nina.
- Chyba nie - odpowiedział Taj. - Wyobraźcie sobie, że rycerz jeszcze udaje się do zaświatów, żeby wyszukać jakąś biedną prababkę nieboszczkę, która również miała te kolczyki w posiadaniu - zaśmiał się. - No właśnie… czyli Livia jest włączona w tę klątwę? No bo ten przypis mówi tylko o posiadaniu. A przecież te kolczyki wcale nie były jej. Choć w pewnym sensie były… skoro miała je na sobie? Ciężko stwierdzić, jak to działa. W ogóle to jest komiczne, że ze wszystkich rzeczy, które ta dziewczyna miała przy sobie, Efrem wybrał tę jedną pożyczoną - Privat uśmiechnął się. - Niektórzy ludzie po prostu nie mają szczęścia.
- Pewnie najprościej było mu je z niej zdjąć - zasugerowała Olimpia.
- A to nie powinien być stanik? - zaproponował Alexiei.
- A skąd ty wiesz jak prosto ściąga się staniki - zapytał go Guiren i uniósł brew.
- Czy możecie o tym nie rozmawiać w obecności płci pięknej? - zagadnęła Pacini.
- To ja się rozłączam - rzuciła Nina.
- Cześć skarbie, do zobaczenia - rzucił Prasert, jednak jego umysł znajdował się już w kompletnie innym miejscu. Morozow pożegnała go i też się rozłączyła Privat zerknął na Hana. - Czyli mówisz, że nie lubisz ubierać staników, jak jesteście z sobą sami? - zażartował.
Ale o tym też nie myślał. Zastanawiała go niewiarygodna, lecz jakże zajmująca i ciekawa historia, jaka miała tu miejsce. Efrem, Livia, Florina… Wydawało mu się, że nie słyszał nigdy wcześniej o niczym choć trochę przypominającym to, co miało tutaj miejsce.
- Na pewno dobrze to zrozumieliśmy? - zapytał cicho, w sumie samego siebie. - Wow - szepnął, kręcąc głową. Napił się wody. - Czy każda misja IBPI jest taka zakręcona? - uśmiechnął się. - Jeśli tak, to pewnie nigdy się nie nudzicie w pracy.
- Cóż, niektóre są bardziej, a niektóre mniej… Ta zdaje się wyjątkowo no cóż… Pechowa dla Efrema i niefortunna dla Livii i Floriny. Jakby cała ta sytuacja nie była już dość niefortunna z powodu tego, że są spokrewnieni… - stwierdziła Olimpia.
- Podobno kiedyś dozwolone było krzyżowanie genów dopiero gdy krzyżowane pokolenia dzieliły cztery kolejne, a i tak patrzono na to z lekkim zgorszeniem… Zapewne wina takich przypadków jak Elżbieta Batory… Nie znajdziemy tego na Wikipedii, ale w jej rodzinie było pełno krzyżówek kazirodczych… Stąd sporo spaczeń psychicznych - rzucił Woronow.
- No ale to nie jest tak tragicznie bliska rodzina - powiedział Prasert. - Ile oni mogą mieć wspólnych genów? - zaczął to obliczać szybko w głowie. Jedną ósmą? Jakoś tak? - wzruszył ramionami. - Mają tylko wspólnego pradziadka, czy tam prababkę. Choć pewnie znowu coś pomieszałem w tym ich drzewie genealogicznym - powiedział.
Alexiei skrzywił się lekko.
- To co? Idziemy? Czy czekamy aż się bardziej ściemni? - zapytał Guiren. W końcu dochodziła już jakaś osiemnasta i słońce praktycznie już zaszło. Niestety taka cecha zimy.
- Nie no, chodźmy tam już. Może dowiemy się czegoś na temat tego rycerza. Jakie ma słabości. O ile jakieś ma. Liczę na jakąś sekretną książkę na strychu - Prasert uśmiechnął się. - No i może znajdziemy ten drugi kolczyk. Choć najpewniej jest we władaniu rycerza? W ogóle tego nie rozumiem. Rycerz otrzymał oba kolczyki. Najpierw poszedł nawiedzać Livię i po przegonieniu jej wrócił do dzbana i podłożył tam ten kolczyk Bóg wie z jakiego powodu. A następnie ruszył za Floriną i też zostawił drugi kolczyk gdzieś na terenie teatru? W jakimś naczyniu? Może jak zwrócił kolczyki, to znaczy, że jego zadanie zostało już wykonane? Raczej płonne nadzieje - mruknął. - Którą ścieżką powinniśmy pójść? - zapytał.
- Pewnie tą główną - zauważyła Olimpia. Jednak na pierwszy rzut oka Prasert nie widział żadnej ‘głównej ścieżki’ jak to dziewczyna zasugerowała.
Wyciągnął więc mapę i próbował się w niej zorientować.
- Widzicie tutaj gdzieś może jakieś ulotki, na którym rozrysowane byłyby ścieżki prowadzące przez park narodowy? - zapytał. - Bo na zwykłej mapie, którą otrzymaliśmy od IBPI, oczywiście ich nie znajdziemy - rzekł.
Zerknął na punkt, który miał odpowiadać lokalizacji leśnego dworu według zapewnień Livii.
- Ja widzę wykopane rowy przeciwpożarowe wzdłuż tamtej trasy - zasugerowała Olimpia.
Alexiei uniósł brew i zerknął w tamtą stronę. Guiren szukał czegoś w telefonie.
- Nie mogę znaleźć żadnej mapy z tutejszymi drogami, najpewniej sami musimy ją sobie wytyczyć… Podróż tędy rzeczywiście może prowadzić do tej posiadłości, w końcu takie rowy kopało się przy głównych drogach - zasugerował Chińczyk.
- O. To może to w takim razie - powiedział Prasert. - Zobaczę, czy ten kierunek zgadza się z kierunkiem na mapie. Bo chyba powinniśmy być o tutaj - wskazał miejsce na mapie od IBPI. - A tutaj jest naniesiony punkt leśnego dworu - wskazał drugie miejsce.
Najpierw sprawdził, jaki to kierunek stron świata. A potem, czy droga z rowem biegła w tym kierunku.
Punkt na mapie zgadzał się z kierunkiem, jaki wyznaczała droga. Powinni za jakiś czas dotrzeć na miejsce.
- No to w drogę… - rzuciła Olimpia.
- Mhm… Nie czuję się najlepiej - stwierdził Woronow, choć zdecydowanie wyglądał lepiej niż za pierwszym razem, gdy tylko tędy przejeżdżali to i tak stał się nieco bledszy. Han zamierzał chyba iść obok niego, w razie, gdyby potrzebował pomocy.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=58dAcjgtfbk[/media]

Nie minęło wiele czasu, może piętnaście kolejnych minut nim dotarli do okolic posiadłości, którą Prasert rozpoznał. Widział ją już, w krótkiej wizji, gdy pomagał z bólem głowy Alexieia.
Ach… to o to chodziło! Przypomniał sobie tamten moment. Był kompletnie zaskoczony. Dopiero teraz złożyło się to w logiczną całość. Prasert był zachwycony, że znajdował odpowiedzi chociaż na część trudnych pytań. Z drugiej strony… ponowny widok ruin wcale go nie uspokajał. Ani nie rozweselał. To było paskudne, upiorne miejsce. Widział je bardziej w charakterze domu strachów, a nie miejsca schadzek. Bez wątpienia Efrem i Livia mieli szczególny gust.

Atmosfera zdawała się tutaj nieco gęstsza. Nie była przytłaczająca, ale wyczuwało się jakąś nieco niepokojącą aurę, a może to cienie rzucane przez drzewa nadawały temu miejscu takiej atmosfery. Budynek wyglądał na opuszczony, tak jak jego okolica.
Jedynie świerszcze i ptaki zdawały się nie mieć oporów z przebywaniem tutaj, te pierwsze bowiem rozpoczęły już swój dość intensywny wieczorny koncert. Robiło się też powoli chłodniej niż wcześniej. Delikatne powiewy wiaterku przypominały detektywom o tym jaka tak naprawdę była pora roku.

- Trochę jak w horrorze - podsumowała Olimpia.
- Ćśś… Słyszycie to? - zapytał Alexiei. Marszczył lekko brwi i nasłuchiwał czegoś. Rzeczywiście, po paru chwilach i Prasert coś dosłyszał. Jakiś nienaturalny dźwięk… Wcześniej wziął go za kolejnego dzięcioła, lub coś podobnego, ale choć był równomiernym pukaniem, był zdecydowanie inny. Rozchodził się cichym echem w ich stronę, odbijając od drzew… Jakby z kierunku zza domu. Jeśli więc oni byli na froncie, coś wywoływało go na tyłach posiadłości, a więc w części ogrodowej…
Uderzenia były nieco nierówne, nie były tępe jakby coś waliło o drewno, czy metal… Raczej jak… o ziemię? Dźwięk był nieco zniekształcony.

Prasert cieszył się, że nie jest sam. Miał obok siebie Hana i Alexieia… a nawet Olimpię… Jednak z drugiej strony teraz zaczął obawiać się również o nich. Bo w razie czego to on musiał ich obronić. Nie powinien liczyć na ich pomoc w tym względzie. Stał na czele Roju i był odpowiedzialny za jego dobrostan. Tak sobie myślał. Nie chciał, aby którykolwiek z tej dwójki umierał.
“Panikujesz”, napomniał się w myślach. “Nikt tu przecież nie mówi o umieraniu”.
A jednak w powietrzu panowała taka atmosfera… jakby właśnie na to się zanosiło.
- Uważaj - szepnął do Olimpii. - Wszyscy uważajcie. Pójdę przodem.
Chciał okrążyć ruiny i odkryć, co znajdowało się za domem. Zastanawiał się, co mogło wydawać taki niepokojący odgłos, ale nie był w stanie wpaść na żadne prawdopodobne rozwiązanie. Tutaj w ogóle powinno nikogo nie być! Czyż nie taka istota była opuszczonych posiadłości?
Jeśli więc nie było tutaj ludzi…
Czy to znaczyło, że słyszeli właśnie Czarnego Rycerza?
Prasert czuł ciarki przechodzące po całym jego ciele. Stąpał ostrożnie, aby nie narobić za dużo hałasu. Wolał omijać wszystkie suche, łamliwe gałązki. Nie chciał, żeby źródło dźwięku dowiedziało się, że tutaj byli.
Jednak kiedy ruszyli i wyjrzeli za dom, pierwsze co dostrzegli, to całkiem ładny, czarny motor. Lekki, więc raczej nie dla dorosłego, ciężkiego, bardzo doświadczonego jeźdźca. Dźwięk docierał gdzieś z dalszego rejonu, teraz dosłyszeli, że to echo odbijające się od drzew i ruin posiadłości nadawało dźwiękowi takiego nieprzyjemnego brzmienia. Im jednak byli dalej, a bliżej dźwięku, tym stawał się bardziej… znajomy.
- Jakby ktoś kopał w ziemi… - skomentował cicho Han.
- Mhm - mruknął Prasert. - Dokładnie. Czyżby Efrem? - zapytał.
Nie mieli wielu innych podejrzanych. Technicznie mogłaby to być również Livia, bo wskazywała na to lekkość motoru. Tyle że dopiero co od niej wyjechali. No i poza tym nie sprawiała wrażenia miłośniczki łopaty. Czy mógł tutaj być ktoś poza tą dwójką zakochanych? Raczej nie…
- Pierwsza myśl, to że chce ukryć trupa - Privat zaśmiałby się, ale to mogłoby być nieco zbyt głośno. - Spróbujmy podejść może nieco bliżej - rzekł i postąpił zgodnie ze swoimi słowami.
Wszyscy szli razem z nim. Raczej nie chcieli zostawiać go samemu sobie, no i potencjalnemu napastnikowi. Kiedy szli wzdłuż jednej z zarośniętych ścieżek, dostrzegli zapuszczoną fontannę. Zza niej dostrzegli jakiś ruch. Była dobrym punktem do obserwacji i zdecydowanie do ukrycia się przed oczami potencjalnego łopatowego machacza.
Prasert wyglądając zza fontanny dostrzegł spory kawałek dalej między drzewami znajomą sylwetkę. Szczupły, blondwłosy chłopak kopał w ziemi. Drzewa jednak zasłaniały dokładnie teren i Privat nie wiedział dokładnie co kopał, ani po co. Zdecydowanie jednak musiał być już zmachany, bo robił co parę chwil pauzę, w której ocierał czoło, a także rozglądał się. Jakby szukał czegoś. Nie patrzył jednak w stronę domu, tylko wręcz w przeciwnym kierunku, stając na te parę chwil tyłem do detektywów. Dzieliło ich około dwustu pięćdziesięciu metrów.
Prasert pomyślał, że ta odległość pozwalała im na cichy szept.
- Co on takiego robi? - zapytał. - Już kopie jakiś czas. Czego szuka? Czemu się rozgląda? Myśli, że coś przyjdzie do niego z lasu? Obawia się czegoś?
Privat wahał się pomiędzy wyjściem i konfrontacją, a czekaniem i obserwowaniem. Wnet doszedł jednak do wniosku, że więcej zyskają, patrząc dalej na jego ruchy. Tylko w ten sposób będą wiedzieć na pewno, czego chciał.
- Obserwujmy go na razie - szepnął Privat.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:38   #580
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Chłopak kopał jeszcze jakiś czas, po czym odrzucił łopatę, uklęknął na ziemi i zaczął coś w dole odgrzebywać. Wyciągnął stamtąd coś i otrzepał. Patrzył na to. Potrząsnął i wstał. Rzucił przedmiot na ziemię. Rozejrzał się znowu. Zaczął chodzić nieco niespokojny…

I w tym momencie spomiędzy drzew dało się słyszeć krzyk. Dziewczęcy. W pewnej odległości przed Efremem przebiegała postać w białej sukni. Ta była przybrudzona. Zdecydowanie nie pasowała do strojów z tej epoki, ani żadnej z ostatnich trzech. Uciekała, a za nią goniły cztery, ogromne psy. Efrem zacisnął dłonie w pięści i obserwował scenę.
Psy dogoniły dziewczynę i powaliły ją, po czym zaczęły rozszarpywać na strzępy czemu towarzyszyły jej przeraźliwe krzyki. Po chwili rozległ się tętent kopyt i podjechał czarny rycerz. Spokojnie. Obserwował całą scenę. Po czym zwrócił wzrok na Efrema.
- Chciałem anulować ten urok! - zawołał chłopak.
- Wycofuję się, oddaj mi przedmiot! - powiedział. Rycerz zsiadł z konia i wyciągnął miecz. Efrem cofnął się niepewnie. Mroczna postać zaczęła coś do niego mówić, ale było za cicho.
- To nie ta! To nie ten przedmiot. Przyniosę inny! - próbował Capano. Istota znów coś mówiła…

W głowie Praserta szumiały wykrzykniki. Słuchać bajek o czarnym rycerzu? No pewnie, bez problemu. Widzieć na własne oczy, jak pokazuje się przed tobą? To było coś kompletnie innego. Teraz mieli pełną, stuprocentową pewność, że właśnie to znajdowało się w centrum zagadki. Wcześniej operowali jedynie na poszlakach. Teraz posiadali dowód. Privat czuł się oszołomiony. Czuł, jak adrenalina buzowała w jego żyłach. Jednocześnie nieco… bał się tego upiora. Zdawał się ucieleśnieniem śmierci. Wiecznej, powtarzającej się i bez końca dręczącej. Prasertowi szkoda było tej gonionej dziewczyny w białej sukni, ale nie mógł jej pomóc. Przynajmniej nie jako gwiazda. Mógł stworzyć sobie cały Rój i płodzić krakeny oraz smoki, ale w takich sytuacjach pozostawał bezsilny. To było okropne uczucie.
- Powinniśmy wyjść? - zapytał Hana, który znajdował się obok.
Prasert potrzebował dorady. Nie był do końca pewny, co mogli zrobić, dołączając do Efrema. Z drugiej strony jak długo mieli tutaj siedzieć w bezczynności?

Reszta też słuchała, choć Olimpia zdawała się to zerkać na nich, to na scenę dziejącą się dalej.
- Proponuję się nie wtrącać. Złapmy Efrema po wszystkim i przepytajmy go… - zaproponował Chińczyk. Nie mieli żadnej odpowiedzi jak poradzić sobie z tym upiorem, więc to było najrozsądniejszym co mogli teraz zrobić.
- Idealnie - powiedział Prasert. - Właśnie tak chciałem zrobić.
Nie chciał, żeby zarzucono mu później bezczynność. W pewien dziwny sposób brak działania zdawał się odważniejszą decyzją, niż wybiegnięcie tam z krzykiem.

Rycerz opuścił miecz i cofnął się do swego konia. Tymczasem psy zdążyły już rozszarpać niewiastę i cofnęły się do swego pana. Rycerz zwrócił wzrok na niewiastę… Ta nagle powstała i otrzepała swą suknię… Po czym znów zaczęła biec i krzyczeć. Scena przez moment zdawała się niemal teatralnie prześmiewczą, ale jakby o tym pomyśleć, musiała być tragiczna… Psy ruszyły i ruszył i rycerz. Zniknęli i znów zapanowała cisza. Efrem stał, poddany. Ze zwieszoną głową. Zdawał się przerażony, zły i wstrząśnięty. Nie poruszał się.
- Tak sobie myślę, że strasznie sobie tym przejebał - powiedział Prasert. - Wcześniej był ten jeden procent szans, że Livia zmieni zdanie. Ale kto by chciał faceta, który napuścił na twoją rodzinę rycerza widmo? Sądzę, że po tym go nie zechce na bank - mruknął. - Chyba, że ma bardzo wyjątkowy charakter, co też jest możliwe. Chodźmy - powiedział.
Wyszedł zza zarośniętej fontanny i dziwnie ostrożnie ruszył w stronę Efrema. Jak gdyby bał się, że mężczyzna ucieknie na ich widok. No cóż, w archiwum miało miejsce coś w miarę podobnego. Tyle że tutaj zdawał się… pokonany. Czy ktoś taki miał siłę biec? No i spędził dużo czasu, kopiąc. A wcale nie był robotnikiem, lecz bogatym paniczem. Najprawdopodobniej jego kondycja fizyczna już dziesięć minut temu stała się niewydolna.
Pozostali detektywi też wyszli, ale Olimpia tą samą stroną co Prasert, a Alexiei i Han drugą. Najrozsądniejszym było potencjalnie odgrodzić chłopakowi dostęp do swojego motoru. Co właśnie coraz lepiej robili. Zbliżali się w jego stronę, aż wreszcie ich kroki stały się dość wyraźne, by Efrem je usłyszał. Spojrzał w ich stronę. Jego oczy stały się duże jak u sarny… I Prasert niemal w żołądku poczuł odpowiedź co teraz nastąpi…

Zaczął biec przed siebie, w przeciwną stronę od nich. Najwyraźniej sam zrozumiał, że nie dostanie się do motoru, bo stali mu na drodze. Zamierzał więc uciekać, wiedziony instynktem samozachowawczym…
Privatowi było go szkoda. Biedak nie miał szans. Prasert był wyspoczywanym sportowcem. Zareagował błyskawicznie. Wcielił się w rolę ujadającego ogara, natomiast Efrem stał się dziewką w bieli. Zaczął go gonić z zamiarem może nie zabicia… ale powalenia na ziemię. Sam Capano nie mógł uciekać w nieskończoność. Mieli też przewagę liczebną.
Olimpia została nieco w tyle, ale nie tak wiele, Alexiei i Han zdawali się jednak nie mieć kłopotu z dotrzymywaniem Prasertowi tempa. Wkrótce, tak jak Privat przewidział, kondycja młodego Capano wyczerpała się i choć bardzo walczył, zaczął zwalniać. Prasert powalił go na ziemię i rozpoczęła się chwila szarpaniny, nim nie dołączyli Han i Alexiei i razem przytrzymali go na ziemi.
- Pu-puszczajcie! - zawołał Efrem ledwo łapiąc dech.
- Puścić? Kogo mamy puścić? - zapytał Prasert.
Poczuł dziwną, pierwotną satysfakcję wynikającą z dogonienia ofiary. Przez chwilę czuł się drapieżnikiem, któremu udało się dotrzeć do celu. Te najbardziej pierwotne ośrodki jego mózgu bombardowały go właśnie dopaminą, wyzwalając euforię.
Poczuł przyjemny dreszcz, graniczący z podnieceniem. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę całość adrenaliny i pierwotnej euforii.
- M-nie! - zażądał Efrem, starał się nawet szarpać, ale niestety trzech mężczyzn to było trochę dla niego za dużo. Zwłaszcza, że Prasert czuł, że raczej nic nie trenował. Olimpia się nie dołączała. Zatrzymała się parę kroków dalej i po prostu czekała, aż wstaną.
- Kogo mam puścić?! - Privat powtórzył krzykiem.
Prasert zamachnął się pięścią i uderzył Efrema w policzek. Nie z całej siły, nie chciał go połamać. Ale tak, żeby poczuł.
- Jak masz na imię?! - wrzasnął.
Uderzył go drugi raz w ten sam sposób. Czuł się jak prawdziwy detektyw IBPI w tej chwili.
Chłopak zamknął mocno oczy, chyba zabolało.
- Efrem Capano! - powiedział podniesionym tonem. Raczej się wkurzył, ale nie miał siły się szarpać.
- Nie wydaje mi się…! - Prasert krzyknął śpiewającym głosem. - Spróbuj jeszcze raz! - wrzasnął.
Następnie uderzył go raz jeszcze bardzo mocno w sam policzek. Tak, żeby poczuł. Jak bardzo satysfakcjonujące to było. I najlepsze w tym wszystkim było to, że chłopakowi na serio się należało. I nie tylko dlatego, bo skłamał mu na temat własnej tożsamości. Przez niego w miarę niewinna dziewczyna trafiła do szpitala, a mogło dla obu skończyć się dużo gorzej.
Efrem spróbował odwrócić głowę, uciec nią z dala od ręki Praserta.
- Efrem! Efrem Capano! Naprawdę… Się… Tak nazywam! - wykrzykiwał. Chwilę chyba odpoczął, bo znów zaczął im się szarpać, ale Alexiei i Han dawali radę.
- Skarbie, naprawdę chcę ci już odpuścić… - Prasert zawiesił głos. - Spróbuj jeszcze raz!
Uderzył go w policzek ponownie. Nie chciał go tutaj zabijać. Czekał, aż mężczyzna przedstawi mu się swoim fałszywym nazwiskiem. Na tym to polegało. Jeśli go zapomniał, to był właśnie w ogromnych kłopotach. No cóż… najwyraźniej nie powinien był kłamać mu w twarz po południu.
Uderzony po raz kolejny syknął…
- Twoja stara! Leo Fragoli, chuj ci w dupę! - już był wytrącony, jak to się zdarzało młodym mężczyznom kiedy byli już naprawdę źli i nie mogli nic z tym zrobić, ani w żaden sposób wyładować napięcia.
Prasert nie uderzył go, ale zamiast tego złapał go pod gardło.
- Powinieneś nauczyć się szacunku do ludzi - powiedział dziwnie uprzejmie. - Przeproś mnie - poprosił.
Efrem zgrzytnął zębami. Wziął ciężki wdech, co było słychać.
- Przepraszam - powiedział cicho, cały spięty i dalej gotujący się ze złości.
- Cieszę się, że tak długo kopałeś, bo będziemy mieć mniej roboty z szukaniem grobu dla ciebie - odparł Privat. - Jakże to uprzejme z twojej strony. Jest tylko jeden sposób, w jaki możesz uchronić się przed nagłą śmiercią. Z naszych rąk. Bo zapewne jest mnóstwo więcej ludzi, którzy chcieliby cię ujebać. Nawet nie będę wymieniał.
Efremowi zaparło dech w piersi. Skamieniał cały, zapewne ze strachu…
Po czym zaczął się szarpać z nową, najpewniej świeżo wypoczętą w napięciu porcją energii. Tym razem Guiren i Woronow musieli się odrobinę nagimnastykować i nawet Prasert poczuł siłę strzału adrenaliny u chłopaka, który wywołał zwykłą groźbą. Nikt nie chciał umierać… Tu Phecda zawsze miał przewagę nad Aliothem… Tylko ci, którzy byli całkowicie zagubieni zwracali się obliczem w stronę rozpostartych ramion Śmierci.
- Myślisz, że możesz obcować z duchami bez konsekwencji? Twój czarny rycerz cię zabije - Prasert blefował. - Myślisz, że Averardo puści ci to płazem? Zmobilizuje wszystkie swoje środki i nawet twoja rodzina ci nie pomoże. Możemy mu wszystko o tobie opowiedzieć. Ale nie musimy, bo możemy cię zabić również tu na miejscu. Więc będziesz grzeczny i mówił tylko i wyłącznie prawdę? - zapytał Privat. - Zadamy ci kilka pytań i w zależności od odpowiedzi zadecydujemy, co z tobą zrobić. Jednak jak usłyszymy tylko jeden fałsz - zawiesił głos i mocniej zaczął zaciskać dłoń na szyi chłopaka.
Efrem kiwnął głową.
- Nie będę - wyrzęził spod ręki Praserta na swoim gardle.
- Kłamał - dodał po paru płytkich oddechach.
- Czyli możemy cię puścić, a ty będziesz grzeczny? - Privat zapytał go, nie zwalniając bardzo ciasnego uścisku. Co więcej… tak właściwie nawet go pogłębił.
W oczach Efrema pojawiło się zaczerwienienie i wilgoć. Dusił się. Pokiwał głową dość energicznie.
- Cieszę się - odpowiedział Prasert. - Puśćcie go - poprosił swoich przyjaciół.
Sam również wstał i spojrzał na stan, w jakim znajdował się poturbowany mężczyzna. Powinien dostać dużo mocniej. Każdy człowiek wiedział, że nie powinno się igrać z paranormalnymi, nieznajomymi siłami. A przynajmniej większość. Tak myślał Prasert, ale najwyraźniej nie była to taka uniwersalna prawda. Wyciągnął rękę w stronę Efrema, żeby mógł ją chwycić i spróbować wstać. To miał być miły gest na rozpoczęcie współpracy.
Chłopak był ubrudzony. W jego blond włosy wczepiło się parę liści i gałązek z poszycia leśnego. Woronow i Guiren wstali, puszczając Capano. Efrem po chwili przyjął rękę Praserta, choć niechętnie wstał. Zaczął się otrzepywać. Nic nie mówił. Rozmasował sobie podgardle.
- Zaczniemy od tego, że opowiesz nam, jak to wszystko się zaczęło. Jak wpadłeś na ten pomysł. Skąd wiedziałem, że to jest w ogóle możliwe. Znamy różne wersje wydarzeń, chcemy usłyszeć twoją - powiedział.
To nie były warunki, żeby znaleźć jakiś miły zakątek na zebranie wywiadu. Normalnie Privat chciałby przeprowadzić go w dużo bardziej cywilizowanych warunkach, niż przy ruinach w samym środku lasu. Nie mógł jednak zwlekać z zadawaniem pytań z wielu różnych powodów. Głównym było to, że spodziewał się, iż z każdą kolejną minutą Efrem zacznie zapominać coraz bardziej, że jednak trzeba szanować Praserta. I znowu zacznie mu kłamać prosto w twarz.
Teraz dopiero Privat mógł się rozejrzeć. W stronę posiadłości, gdzie pozostała łopata Capano znajdował się niewielki cmentarzyk. Znów pasowało to do mitu o czarnym rycerzu.
- Czarny rycerz to bardzo bardzo dawny przodek mojej rodziny. Tę bajkę przekazuje się w naszym domu. Opowiedziała mi ją babcia, gdy byłem nieco młodszy… Myślałem tylko, że to głupi zabobon… Nie, że działa na serio… Krwawa Mary też przecież nie działa na serio… - powiedział napiętym tonem.
- Podobno w rzeczywistości to bardzo agresywna, ruda wampirzyca - Prasert zażartował, zmyślając.
- A to nie dość, że zadziałało, to… To okazało się, że to nie jej kolczyki, tylko jej siostry… I to coś próbuje mnie skrzyżować z nimi dwiema… Tak powiedziało… Nikogo nie zabiłem… - powiedział pocierając szczękę po ciosach Praserta.
- No nie “to coś”, tylko twój przodek - odpowiedział Privat. - Co dokładnie uczyniłeś, żeby go wezwać? Livia dała ci kosza… po czym… wróciłeś do domu? Pojechałeś od razu tutaj? Celowo ruszyłeś na ten cmentarz w poszukiwaniu Czarnego Rycerza, czy też natrafiłeś na niego przypadkiem? - zapytał.
- Wiedziałem o tym cmentarzu, bo często się tu bawiłem za dzieciaka. No i o tym konkretnym grobie. Babcia opowiadała, że to grób czarnego rycerza. No i że trzeba wykopać w nim dziurę i wrzucić to co należy do ukochanej osoby i zakopać… Potrzeba było na to pełni. Akurat była dwie noce po mojej… rozmowie z Livią… Nie miałem pojęcia, że to zadziała, naprawdę. Chciałem to teraz odkręcić, ale kolczyków nie ma… Jeden zostawił w domu swego celu, a jeden ma przy sobie… Nie wiem co mam robić - sapnął spięty.
“Zadzwonić po Konsumentów, żeby przyjechali i go skonsumowali”, pomyślał Prasert. “A za takie rozwiązanie IBPI rozstrzeliłoby mnie.”
- Zakopałeś oba kolczyki. Jeden kolczyk został w wazie przed pokojem Livii. Czy to znaczy, że rycerz już z nią skończył i nie będzie jej nadal napastował? - Privat zapytał z cieniem nadziei w głosie.
- Nie… To znaczy, że ma kotwicę w ich domu. Wie gdzie jej szukać i nie musi znajdować jej w nowym miejscu - powiedział Efrem.
- Fuck - mruknął Prasert.
- Poza tym, może je znaleźć mając wyłącznie jeden kolczyk z tej pary… Najlepiej byłoby je chyba zniszczyć… Albo jego zniszczyć, ale nie wiem jak - dodał.
Privat pokiwał głową.
- Egzorcyzmy na upiorach… Chyba wiem do kogo możemy się zgłosić, tylko nie wiem, czy wypali - powiedziała w zamyśleniu Olimpia.
Prasert też wiedział. Myślał.
- Do kogo mogłabyś się zgłosić? - zapytał ją. - Wolałbym zniszczyć Czarnego Rycerza również. Na wypadek, gdyby za kilka lat jakiś debil znowu napuściłby go na jakąś biedną dziewczynę. No i szkoda mi tej, która ginie i ucieka już od tylu lat. To naprawdę straszny los. Śmierć ma tą jedną zaletę, że powinna uwalniać od cierpień. I chronić przed nimi na wieczność. No ale tutaj to nie zadziałało - mruknął. - Mam wrażenie, że mamy moralny obowiązek nie przejść obok tego obojętnie.
Olimpia kiwnęła głową. Wyciągnęła swój telefon.
- Anatolio? To ja… Masz chwilę…? - zapytała. W telefonie słychać było spokojny, uprzejmy głos. Olimpia słuchała chwilę.
- Mamy nieco… Delikatną sprawę… - zaczęła Pacini.
- Tak wiem… Wiem… Zawsze dzwonię w ‘delikatnych sprawach’, ale ta jest szczególna. Zdołałabyś może jutro znaleźć dla mnie dzień, czy dwa? - zapytała detektyw. Rozejrzała się po lesie.
- W Ravennie… - odpowiedziała chyba na jakieś pytanie.
- Byłabym bardzo wdzięczna - dodała.
- To do zobaczenia - pożegnała ją Olimpia. Spojrzała na Praserta i pozostałych.
- Moja przyjaciółka Anatolia, powiedziała że nam jutro pomoże. Przyjedzie po mszy porannej - powiedziała Pacini.
- A ta Anatolia to ma jakieś konkretne umiejętności? - zapytał Prasert. - Już kiedyś wcześniej wypędzała duchy? Tutaj chodzi o ducha całkiem konkretnego kalibru - przypomniał. - Nie żadna tam babcia, która straszy, bo nie zdążyła zobaczyć Pierwszej Komunii wnuka i z żalu została na tym świecie. Ale bardzo cieszę się, że masz kogokolwiek znajomego, kto choćby potencjalnie mógłby nam pomóc - uśmiechnął się do kobiety.
- Anatolia jest członkinią grupy egzorcystek. Należy do klasztoru Świętej Andreii Maggiore, poważanego w tych kwestiach w Wenecji. Dojazd tu zajmie jej odrobinę ponad dwie godziny, więc powinno być w porządku. Ma doświadczenie z tego typu sprawami, od dziecka wychowywała się w klasztorze - dodała Olimpia.
- Też w nim byłaś, że się przyjaźnicie? - zapytał Alexiei. Olimpia zrobiła się czerwona.
- Jak byłam mała, przebywałam w ichniejszym internacie - powiedziała i urwała temat w tym miejscu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172