Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:35   #575
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Ciekawe czy tylko czas, czy też kogoś innego jeszcze na tej misji - mruknął Prasert.
Powoli wbrew tym słowom zaczął się uspokajać. Cieszył się, że nie musiał wszystkiego robić absolutnie sam i mógł polegać na innych osobach. Czuł się bezpiecznie z drużyną, na której mógł się opierać. Niegdyś coś podobnego odczuwał w pracy wśród strażników królewskich, ale to były kompletnie inne relacje, okoliczności i realia. Te obecne w IBPI zdawały się dużo lepsze.
- Jedźmy tam - powiedział Prasert. - Nie ma po co czekać. Olimpio, z kim rozmawiałaś? Tak pytam z ciekawości. Przedstawiła ci się ta osoba? Mama lub tata Efrema? Kamerdyner?
- Siostra bodajże. Irmina - odpowiedziała Pacini. Tymczasem Han wpisał w gps kolejny adres tym razem do posiadłości Nestegio. Mieli do przejechania piętnaście minut głównie drogami leśnymi.
- Rozumiem. W porządku. Jak zostaniemy przyparci do muru… - zaczął, ale nie dokończył. - Nieważne.
Nie chciał opowiadać desperackich planów z porywaniem Irminy i kazaniem jej, żeby zadzwoniła do brata. Bez przesady. Oczywiście była taka możliwość, ale Privat wolał nie zniżać się do takiego poziomu na dzień dobry.
- Piętnaście minut szybko zleci - dodał. - Wykorzystajmy ten czas na odpoczynek - powiedział i przymknął oczy.

Jechali przez las i w pewnym momencie przez drogę przebiegł im pies. Było to jednak dość daleko i nie zagrażało ich jeździe. Alexiei tymczasem zrobił się nieco markotny.
Han zerknął na niego.
- Co jest? Głowa? - zapytał. Woronow jedynie kiwnął sztywno głową.

Tak jak zapowiedział Chińczyk, po piętnastu minutach dotarli na nabrzeże opuszczając las. Dotarli pod bramy wjazdowe rezydencji usytuowanej na samym brzegu lasu i skarpy. Musiał być stamtąd wspaniały widok… Privat pomyślał, że fantastycznie byłoby mieć tak położony dom. Z drugiej strony każdy widok się kiedyś nudził i skarpy zdawały się nie do końca bezpieczne. W każdej chwili mogły się usunąć, zabierając z sobą do morza cały dorobek życia. Wszystko jednak wskazywało na to, że w tej akurat chwili Nestegio zmagali się z zagrożeniem kompletnie innej kategorii.
- Boli cię głowa? - mruknął Prasert do Alexieia, spoglądając na bramę wjazdową. Było w niej coś… zastraszającego.
- Trochę… Może jestem już trochę zmęczony… - powiedział. Han tymczasem wydawał się nieco mocniej spięty. Zerkał na Alexieia co kilka chwil. Olimpia nie miała nic do dodania.
- To ja może pójdę i załatwię nam wjazd - zaproponowała i wysiadła z samochodu. Podeszła do domofonu i zadzwoniła. Zaczęła rozmowę.
Tymczasem Prasert rozpiął pas i nachylił się w stronę Rosjanina.
- Chodź. Jak pocałuję cię w czoło, to może przestanie - zażartował, choć kto wie? Może to zadziała.
Chciał rozwiązać ten problem. Nie chciał, żeby Alexiei cierpiał w tej akurat chwili. Privat wolał, żeby wszyscy byli w stanie dać z siebie sto procent. Na dodatek Han również był przez to rozkojarzony, bo bez wątpienia martwił się o stan Woronowa. Tak to jest, jak pary udają się razem na misje.
Alexiei przechylił się do niego. Najwyraźniej już żadne z nich nie miało oporów przed korzystaniem z jego zdolności leczenia, kiedy była taka potrzeba.
Prasert pocałował mężczyznę w czoło.
- I jak, lepiej? - zapytał. - Powiedz prawdę.
Doszedł do wniosku, że jeśli to był tylko taki psychogenny ból, to mógł po tym ustąpić. Jeśli bolało go na serio, to pocałuje go jeszcze raz. Tym razem z iskierką Phecdy. Nie chciał od razu szastać mocą gwiazdy.
Alexiei zerknął na niego. Było widać, że miał lekko zaszklone oczy od bólu i zwężone źrenice. Był też nieco bardziej blady. Czekał chwilę, po czym delikatnie pokręcił głową.
Prasert poczuł ukłucie niepokoju.
- Jadłeś coś gdzieś? U Tabity? Albo… gdzie ty byłeś… w teatrze? Ktoś cię czymś kosztował? Poczekaj teraz chwilkę.
Skoncentrował się i obudził Phecdę.
“Co mu jest?”, zapytał ją. “Pomóż”.
Następnie przysunął się i wsunął swój język między wargi Rosjanina. Wsunął się wgłąb Alexieia w mokrym pocałunku. Był zaskakująco smaczny, biorąc pod uwagę, że jego celem wcale nie było sprawienie im przyjemności.

Prasert poczuł przyjemne ciepło… A potem ni stąd ni zowąd przeniknął go chłód. Zobaczył obraz jakiegoś miejsca…


Po chwili jednak znów zobaczył Woronowa i Guirena i wciąż dyskutującą przez domofon Olimpię. Czuł się jednak lekko… Dziwnie. Jakby przez krótką sekundę był gdzieś, gdzie go być nie powinno.
Prasert był bardzo zaskoczony. I nie wiedział kompletnie, co to mogło oznaczać. Nie spodziewał się ujrzeć niczego podobnego i czuł się z tym niekomfortowo. Bo sugerowało to, że problemem może nie być zwykła migrena.
- I jak, lepiej ci teraz? - zapytał, mając nadzieję, że Phecda pomogła. - No i możesz teraz odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytania.
- Jadłem tylko pizzę i jedno ciastko u Tabity. W teatrze nic nie jadłem, ani nie piłem - powiedział w zadumie. Potarł skroń.
- Już lepiej. Dziękuję - powiedział i uśmiechnął się blado. Han zdawał się nadal jednak spięty. Zerknął w lusterko wsteczne, by złapać spojrzenie Praserta. Wyraźnie chciał mu coś powiedzieć.
Privat zerknął na niego.
- Ty tu odpocznij, Alexiei. Ja i Han pójdziemy zobaczyć, co tyle zajmuje Olimpii - rzekł i wyszedł na zewnątrz.
Stanął tuż obok samochodu. Czekał, aż Chińczyk również z niego wysiądzie. Pomyślał, że tutaj będą mogli porozmawiać nieco swobodniej. Prasert doszedł do wniosku, że skoro Han nie odezwał się w pojeździe, to z jakiegoś powodu nie chciał mówić przy Woronowie.
Alexiei nie oponował. Chyba rzeczywiście chciał chwilę odpocząć. Guiren wysiadł i spojrzał na Praserta. Zamknął drzwi i ruszył na jego stronę. Wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- Zwykle boli go głowa, gdy znajduje się w okolicy bardzo silnego źródła nieopanowanej, albo szkodzącej energii - wyjaśnił Han szeptem.
- Ach. I to tyle? To wszystko? - zapytał Privat. - Już bałem się, że teraz mi opowiesz, że Alexiei ma jakiegoś guza mózgu, o którym nikt nigdy nic nie mówi, ale każdy o nim wie. Prócz mnie. Nieopanowana, szkodząca energia… to mimo wszystko trochę lepiej. Choć może z guzem byłbym w stanie łatwiej sobie poradzić? - wzruszył ramionami. - Czuję się niekomfortowo z tymi rozważaniami - westchnął. - Chodźmy do Olimpii rzeczywiście, zanim Alexiei zaniepokoi się, o czym tyle rozmawiamy - mruknął i ruszył w stronę Wenecjanki.
Guiren kiwnął głową, ale kiedy zwrócili się w jej stronę, ona właśnie do nich szła.
- Postanowiliście się przewietrzyć? Możemy wjechać - powiedziała, a niemal w tym samym momencie brama elektronicznie została otwarta. Mogli ruszyć samochodem dalej.
- Super. Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy - odpowiedział Prasert, uśmiechając się lekko. - Ale to przecież ty. Oczywiście, że nie. Z kim rozmawiałaś? Ojcem rodziny?
Ruszył z powrotem do samochodu. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Jeszcze nie zamykał ich jednak, żeby usłyszeć do końca odpowiedź kobiety. Zerknął również na Alexieia, jak wyglądał. Coś wydawało mu się, że Phecda mu wcale nie pomógł.
- Tak, akurat odebrał pan Nestegio i miałam z nim dłuższa rozmowę na temat celu naszej wizyty. Ustąpił. Pozwolił nam na wjechanie. Zalecił oprowadzenie nas po posiadłości i okolicy. Wydaje mi się, że nie będzie nam wolno poruszać się tutaj całkiem swobodnie - dodała z lekką niechęcią w głosie.
- Cholera. Ale zamierza osobiście robić za nasz cień? - zapytał Privat. - Czy też przydzieli nam jakąś sprzątaczkę? Czy może raczej w tym przypadku kamerdynera? Tak właściwie w jakim nastroju się wydawał?
Następnie zerknął na kierowcę ich samochodu.
- Jedźmy - westchnął. - Nie ma po co zwlekać.
Han ruszył.
- Wydawał się raczej poirytowany całą tą sytuacją, ale kto by nie był, gdyby coś groziło twoim dzieciom, a ty nie mógłbyś się zemścić na tym kimś, bo nikt nie umiałby go namierzyć - podsumowała Olimpia.
Podjechali pod główne wejście do rezydencji.

[media]https://i.imgur.com/RrU1Kac.jpg[/media]

Przed drzwiami stał kamerdyner i sam Averardo Nestegio. Obok nich był jeszcze ochroniarz. Prasert miał przeczucie, że to właśnie ten jegomość będzie ich nianią. Guiren zaparkował i wyłączył silnik.
- No… to do dzieła - rzuciła Olimpia i wysiadła jako pierwsza.
- Jak tu pięknie… - szepnął Prasert. - Sama posiadłość przypomina bardziej zamek. Ale ta atrakcyjność, jak się obawiam… może być tylko powierzchowna - westchnął.
Wyszedł z samochodu jako drugi.
- Jak chcesz, to możesz tutaj zostać - szepnął do Alexieia. Następnie wyprostował się i obrócił w stronę Averarda oraz jego świty. - Dzień dobry! - rzucił, podchodząc do nich wraz z Olimpią. - Moje nazwisko Lucio Buenaflor. Miło mi pana widzieć.
Zalśnił fałszywą odznaką. Miał nadzieję, że Nestegio nie okaże się wcale bucem.
Podszedł pierwszy pan domu.
- Witam. Averardo Nestegio - przedstawił się i wyciągnął dłoń do Praserta.
- Dobrze mówi pan po włosku… - zauważył w formie uprzejmego komplementu. Zdawał się nieco zmęczony i znużony. Mniej jednak zirytowany. Może dobrze to ukrywał.
- Dziękuję za komplement - odpowiedział Privat z uśmiechem.
O mało co nie odpowiedział “pan również”. Mogłoby to zostać wzięte bez wątpienia za niegrzeczną drwinę.
- Cieszę się, że państwo przyjechali. Słyszałem, że zostaliście wynajęci. Mam nadzieję, że zdołacie jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Liczę też na to, że nie będzie zbyt dużego rozgłosu - dodał.
“Nie, tylko opiszemy was w Zbiorze, który wyślemy aż do kosmitów na innej planecie”, pomyślał Prasert. “Wcale nie będzie o was czytała cała galaktyka.”
- Oczywiście. Najważniejsza jest dla nas dyskrecja. Obok niej jest szybkie rozwiązywanie spraw. Więc możemy powiedzieć, że idealnie dobraliśmy się jako konsument i usługodawca - zażartował. - Czy ma dzisiaj pan dla nas trochę czasu, żeby opowiedzieć nam wszystko i oprowadzić nas po posiadłości?
Averardo zerknął na swojego kamerdynera i ochroniarza.
- Cóż… Dobrze. Oprowadzę państwa osobiście. Zapraszam - powiedział wskazując na wejście do posiadłości. Wyglądało na to, że nie zamierzał zwracać się bezpośrednio do reszty grupy, bo w jego głowie to Prasert był jej liderem i głosem. Ruszył w stronę wejścia. Kamerdyner czekał, a ochroniarz wszedł przed Nestegio do środka i zniknął Prasertowi z oczu.
- Czy zazwyczaj ochroniarz znajduje się przy pana boku? - zapytał Privat, podążając za mężczyzną. - Czy też zamówił pan usługi w związku z ostatnimi wydarzeniami, mającymi miejsce w posiadłości?
Ciekawiło go, czy Averardo planował w pierwszej kolejności zaprowadzić go do jakiegoś salonu, gdzie mogliby przeprowadzić wywiad… Czy też zaczną od zwiedzania wspaniałej rezydencji.
- W rezydencji mamy sześciu ochroniarzy dziennych i sześciu nocnych. W związku z nowymi wydarzeniami, ta liczba wzrosła do dziesięciu. Zwykle nie mam ochroniarza przy boku, ale jak to się mówi… Lepiej dmuchać na zimne - powiedział pan domu.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
“Chyba że zagrożenie płynie ze strony kompletnie paranormalnej. Wtedy możesz obłożyć się całą armią, a i tak nie będzie to miało żadnego, nawet najmniejszego znaczenia”, pomyślał Prasert.

Weszli do głównego holu. Wisiał tu przepiękny żyrandol zdobiony kryształowymi przywieszkami.
- Odkąd państwo chcą zacząć? Od piętra gdzie mają swoje pokoje moje córki? Od wejść do posiadłości? Od obejścia rezydencji? - zapytał.
- Najlepiej byłoby znaleźć jakiś miły salonik i zacząć… od początku. Właśnie zebranie wywiadu z panem wydaje mi się tutaj najistotniejsze. Musimy wiedzieć, czego szukać, podczas zwiedzania rezydencji. Poza tym myślę, że mógłby nas oprowadzić również ktoś inny, żeby nie marnować pańskiego czasu. Chyba że miałby pan w zanadrzu jakieś ciekawe, wartościowe komentarze na temat mijanych korytarzy i pokojów. Wtedy pana towarzystwo byłoby więcej, niż mile widziane.
- Osobiście nie lubię tych salonikowych konwenansów. Rozumie pan. Wolę więc, oprowadzać państwa i przy okazji odpowiadać na pytania - postawił sprawę jasno Nestegio. Tutaj ciastek i kawusi nie będzie. Oczekiwał, że wezmą się do roboty od razu.
Prasertowi nie zależało na przyjemnościach. Chciał po prostu skoncentrować się na słowach Averarda. A nie biegać po jego domu, starać się zapamiętywać układ pomieszczeń, a jednocześnie słuchać, co mężczyzna mówił. Privatowi czasami zdarzało się powiedzieć coś mądrego, lecz siły przerobowe jego umysłu wcale nie były aż tak nadzwyczajne.
- Dobrze, niech tak będzie. Zero konwenansów - rzekł. - Proszę opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło.
To było ogólne pytanie, ale takie były najlepsze na początek. Chciał słuchać go i wyłapywać różnice między wersją jego i Tabity. O ile jakieś były.
Mężczyzna kiwnął głową.
- Zaczęło się od tego, że moje córki się pokłóciły. A właściwie to wieczór się od tego zaczął. Potem, nocą, Livia biegała korytarzami. Zarzekając się, że ktoś ją gonił, że coś widziała i słyszała ujadanie psów. Ale nie naszych psów. Wie pan, jak się długo żyje z jakimś zwierzęciem, to się zna już sposób w jaki ono szczeka i tym podobne… Nic jej się jednak nie stało, choć nieco się przeziębiła, bo jednak w saloniku nie było włączone ogrzewanie, a nikt nie rozpalił w kominku na noc - mężczyzna zaprowadził ich na górne piętro i pokazał korytarz w jedną i w drugą stronę.
- Z tamtej strony są sypialnie córek, z tej droga, którą przebiegała Livia, oraz wejście do saloniku na końcu i w lewo - powiedział wskazując kierunek.
- Następnego dnia wszystko zdawało się uspokoić, ale stawaliśmy na głowie by wyjaśnić co się tak naprawdę wydarzyło. Livia to dobra dziewczyna, nigdy nie kłamała, więc nie miałem powodów, by sądzić, że zmyślała. Nie jestem tylko w stanie zrozumieć co się stało… I wtedy, późnym popołudniem ktoś zepchnął Florinę z tej drabinki. Mówię ktoś zepchnął, bo tak powiedziała i tak to moim zdaniem wyglądało na nagraniu, ale rzecz jasna nikogo tam widać nie było. Osobiście sądzę, że ktoś mógł majstrować przy tych nagraniach, ale nie wiem jak… Oczywiście mamy w domu sieć wifi i kamery są jej częścią, jednak sądziłem, że nałożone na nie zabezpieczenia mogły potencjalnie zablokować nawet i najlepszych hakerów… Mogłem się mylić - dodał, choć wyraźnie niechętnie.
- Na górnym piętrze znajduje się moja pracownia, biblioteczka i sypialnia moja i mojej żony. Chcą państwo porozmawiać z Livią? Jest teraz u siebie - zaproponował.
- Może najpierw z panem? - zapytał Prasert. - Czy pan słyszał ujadanie psów? Albo cokolwiek niepokojącego? Ktoś do pana pisał niepokojące wiadomości? Widział pan jakieś rzeczy, osoby lub zwierzęta, które zdawały się odstawać od normy? Chętnie porozmawiamy z panią Livią, ale za chwilę - dodał.
Rozglądał się po otoczeniu.
- Swoją drogą, jeśli chodzi o kamery w teatrze, to tam pewnie nie ma tak świetnych zabezpieczeń - zauważył. - Jednak jeśli nie można było zauważyć napastnika na nagraniu z rezydencji, to raczej nie został on wymazany z nagrania z teatru - rzucił.
 
Ombrose jest offline