Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:36   #576
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Mężczyzna kiwnął lekko głową.
- Ma pan rację… A co do tego, czy coś widziałem, lub słyszałem… Niestety nie. Biorę silne leki nasenne, a nie widziałem nic niepokojącego w okolicy w tym czasie. Nie dostawałem też żadnych pogróżek. Nie tak, że nigdy ich nie otrzymywałem, ale ostatnio nie nastąpiło żadne nasilenie, które mógłbym uznać za powiązane - wytłumaczył Nestegio. Sprowadził ich na dół i poprowadził do jednego z przejść. Wyszli ozdobnymi drzwiami na taras.
- Tędy mogą państwo obejść ogrody. Budynki techniczne są tam, ale nie ma tam nic poza sprzętem ogrodników - powiedział i rozejrzał się po swoich włościach w lekkiej zadumie.
- Czy zdarzyło się coś jeszcze po upadku Floriny? - zapytał Prasert. - Miał miejsce trzy dni temu, czyż nie? Jeden z naszych detektywów spotkał się już z pana córką w szpitalu. Dlatego wiemy, kiedy dokładnie nastąpiło zdarzenie. Dzień wcześniej nękana była Livia. Ktoś by mógł pomyśleć, że kolejne nieszczęście nastąpi następnego dnia po ataku na Florinę. Albo następnego. Albo następnego.
- Cóż. Nad bezpieczeństwem Floriny czuwa obecnie dwóch ochroniarzy. Od tamtej pory nie było żadnych nowych ataków, ani dodatkowych niepokojących wydarzeń - powiedział mężczyzna i zamyślił się na moment.
- Tak czy inaczej, nikt mi nic na ten temat nie mówił, ani ja sam nic nie zauważyłem - dodał. Nie wyglądało na to, by kłamał.
- Czyżby więc sprawa się rozwiązała? - zapytał Prasert. - Już po wszystkim? - przeniósł na niego wzrok. Ton jego głosu wskazywał, że wcale tak nie uważał. - Proszę nadal być uważnym. Czy kiedykolwiek w przeszłości zdawały się jakieś niepokojące zdarzenia? Mam na myśli dalszą przeszłość, kiedy był pan dzieckiem, potem młodzieńcem i dorosłym mężczyzną. Bo zakładam, że mieszkał pan tutaj cały czas.
Privat prowadził rozmowę w stronę studni i Capano, która utopiła swoje dzieci. Nie sądził jednak, aby Averardo o niej wspomniał. Był też taki problem, że Tabita nie wykluczała charakteru paranormalnego wydarzeń. Nawet sama poruszyła ten temat. Pan domu jednak sprawiał wrażenie kogoś, kto wywaliłby ich za ogrodzenie, wytykając śmieszność i niekompetencję… gdyby tylko zasugerowali cokolwiek nie z tej ziemi.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Cóż, nic co by jakoś nadmiernie wzbudziło mój niepokój. Każde wydarzenie, które było w jakiś sposób niepokojące zwykle miało związek z ludzką głupotą i można je było łatwo rozwikłać… Na przykład poprzez podarowanie komuś odpowiedniej sumy pieniężnej… - ‘albo strzał w tył głowy’, ale tego mężczyzna już nie dodał, bo nie wypadało przy gościach, którzy byli policją. Prasert niemal jednak wyczuł, że w niedopowiedzeniu znajdowało się właśnie coś w tym stylu.
- Ze swojego dzieciństwa raczej nie przypominam sobie nic takiego. Ojciec zazwyczaj trzymał mnie i siostrę z dala od kłopotów - dodał jeszcze.
Privat myślał. Chwilowo nie przychodziły mu do głowy pytania, bo nie mógł z nim rozmawiać otwarcie. Zastanawiał się, udając, że niezwykle pochłonęło go obserwowanie ogrodów.
- Nie zostały znalezione żadne ślady włamania na terenie posiadłości? Coś, co wskazywałoby na jakąkolwiek ingerencję osób trzecich? Nikt nie słyszał ujadania psów, oprócz Livii?
Gdyby był zwykłym detektywem, uznałby, że obie kobiety ostro się naćpały i to wszystko. Ale nie planował sugerować Averardowi, że Livia widziała duchy po LSD, a Florina ostro najebała się i dlatego spadła z drabiny, a ze wstydu wymyśliła niewidzialnego upiora, który ją popchnął.
- Niestety nikt nic nie widział, ani nie słyszał. Może jedynym zdarzeniem niecodziennym była ta ostra kłótnia, oraz fakt, że jeden z moich najstarszych owczarków zdechł dzień później - powiedział Averardo. Nie zdawał się tym jednak ogromnie poruszony.
Prasert zmarszczył brwi.
- A chorował? Można zdechnąć na wiele różnych sposobów. Ze starości, tuż obok ulubionej kości. Albo dostać nożem w brzuch i wykrwawić się na śmierć.
- Gdyby ktoś pchnął go trzydzieści dwa razy nożem, raczej bym o tym wspomniał, zamiast powiedzieć, że to najstarszy pies i zdechł… - zauważył spostrzegawczo Nestegio.
- Raczej to słowo klucz. Pan jest bez wątpienia rzeczowy i bystry, ale w życiu zbierałem wywiad z najróżniejszymi ludźmi i już nawet bez większego zastanowienia wypytuję się o detale. Nie ma pan pojęcia, jak wiele ludzi odpowie kompletnie inaczej na to samo pytanie postawione w nieco inny sposób - uśmiechnął się krzywo. Dobrze grał doświadczonego glinę. Przynajmniej czuł się jak świetny aktor. Choć co sobie myślał Nestegio na jego temat, to wiedział tylko on.
Prasert zanotował sobie również w głowie, żeby wypytać Livię o kłótnię między nią i Floriną. Z drugiej strony kobieta mogła nie chcieć wiele mówić na ten temat…
- A o co poszło pana córkom? Co było przedmiotem kłótni?
- Z tego co zdołałem się dowiedzieć, Livia po prostu jak zwykle pożyczyła bez pytania coś należącego do swojej siostry. Zapewne jednak to ona będzie umiała odpowiedzieć w tej sprawie więcej niż ja. Rozumie pan… Średnio przepadam za bezsensownymi konfliktami… Szczególnie jeśli stronami walczącymi są dwie panie. Bezpieczniej trzymać się z daleka - zażartował… A może nie? Trudno było określić, bo bardzo mało się uśmiechał.
- Niestety tak samo nie pomyślał napastujący je prześladowca. A szkoda - odpowiedział Prasert, myśląc.
Przypomniał sobie, że Olimpia wspomniała, że Florina nazwała Livię złodziejką. Na pierwszy rzut oka ten wątek zdawał się nie mieć żadnego znaczenia. A jednak zainteresował Privata. Pytanie brzmiało, czy dlatego, bo miał związek ze śledztwem, czy też może Prasert był po prostu człowiekiem, a ludzie kochali dramy.
- A co się dzieje ostatnio w państwa życiu? - zapytał. - Mam na myśli pozornie nieistotne rzeczy, które jednak są jakąś zmianą od szeroko pojętej normy. Nowe kontrakty w pracy, nowe miłości w życiu córek, nowe kufry skarbów odkryte na poddaszu? - zażartował.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek panie Buenaflor, gdybym miał kufer skarbów, raczej trzymałbym go w Szwajcarskim banku - zauważył Nestegio.
- A co do nowinek, cóż, w biznesie jak to w biznesie. Dużo pracy. Moja firma się rozwija. Co do córek… Jedna ma chłopaka, druga jeszcze nie, ale nie poganiam jej, niech robią co chcą, byle by ich partner nie przynosił swoim pochodzeniem wstydu naszej rodzinie - powiedział Averardo. Wsunął dłonie do kieszeni spodni. Nie był to zbyt kulturalny gest, zwłaszcza podczas rozmowy, ale Prasert zauważył, że zrobił to tylko na moment, a potem wyciągnął je. W jednej jego dłoni była mała ozdobna kulka do gry. Zdawał się mieć nawyk obracania jej w palcach, bo właśnie to zaczął machinalnie robić.
- A właśnie. Jakie pochodzenie byłoby szczególnie niepożądane? Czy znajdują się jakieś rody, z którymi pański ród toczyłby wojny? To jest dość charakterystyczne dla potężnych włoskich rodzin. I w ogóle dla potężnych ludzi, żeby posiadać wrogów. Byliby oczywistymi podejrzanymi w przypadku naszego śledztwa.
Oczywiście Prasert ciągnął wątek w stronę Capano.
Nestegio uniósł brew w górę. Skrzyżował ramiona i zaczął myśleć. Dalej obracał palcami kulkę.
- Nie, w tej chwili nie przychodzi mi nikt szczególny do głowy. Chwilowo jestem zajęty rozwijaniem swojej firmy i nie mam czasu na głupie niesnaski z sąsiadami - powiedział wzruszając lekko ramionami.
- Pan nie. A pańscy przodkowie? Niekiedy dawne konflikty czekają dziesiątki lat na swój finał. Kto wie, może to sprawa, która ma swoje korzenie w dalekiej przeszłości. Czy Nestegio kiedykolwiek wchodzili w spory z jakąś inną tutejszą rodziną?
Prasert nie mógłby być bardziej bezpośredni.
Averardo parsknął śmiechem. Krótkim, ale treściwym.
- Panie Buenaflor. Oczywiście. Jak każda silna włoska rodzina mieliśmy czasy niesnasek, w końcu trzeba było ustalić pozycje i wartości rodów. Jeśli już z jakąś mieliśmy najwięcej, to z Capano, naszymi najbliższymi sąsiadami i po części rodziną. Jednak nie mamy z Silvestrem żadnych sporów. Obaj jesteśmy raczej ludźmi biznesu i nawet jeśli wcześniej były jakieś nieporozumienia, staramy się je rozwiązywać na bieżąco - odpowiedział mężczyzna.
Privat skinął głową. Doszedł do wniosku, że najpewniej niczego od niego już nie wyciągnie.
- Dziękuję. Teraz chciałbym porozmawiać z pańską córką - powiedział. - Potem prześledzę dokładnie trasę jej ucieczki. W poszukiwaniu śladów rzecz jasna - dodał.
Bez wątpienia ogród robił duże wrażenie, jednak Privat chciał już wrócić do domu i kontynuować zbieranie informacji.
Mężczyzna kiwnął głową.
- To zapraszam do środka - powiedział, po czym poprowadził ich ponownie na piętro i w lewo do korytarza gdzie znajdowały się wyłącznie dwie pary drzwi. Zatrzymał się przy pierwszych i zapukał.
- Proszę! - odezwał się delikatny głos ze środka. Mężczyzna otworzył drzwi. W środku, na łóżku z laptopem na kolanach siedziała Livia Nestegio.
- Livio. Przyszli państwo detektywi porozmawiać o tym co się wydarzyło. Bądź uprzejma odpowiedzieć na ich wszystkie pytania. W razie czego, będę w swoim gabinecie - powiedział Averardo. Po czym opuścił pomieszczenie. Livia odłożyła laptop na bok po szybkim napisaniu czegoś i spojrzała na zebranych oczekująco i z lekkim niepokojem i zaciekawieniem.
- Lucio Buenaflor - przedstawił się Prasert. Powoli zaczął przyzwyczajać się do tego nazwiska. O dziwo było to możliwe. Wysunął odznakę kieszeni i błysnął nią przed oczami Livii. - Najpewniej wie pani, dlaczego znajdujemy się tutaj z kolegami detektywami? - zapytał. - Czy ma pani może chwilę czasu dla nas?
Livia milczała chwilę. Po czym kiwnęła głową. Zdawała się walczyć jednak nie z nieśmiałością, a z rozbawieniem? Szybko jednak je pokonała.
- Nie ma problemu, proszę… Tylko nie mam dość miejsc do siedzenia… - powiedziała, ale wstała i podstawiła dwa krzesełka od biurka i ustawiła koło dwóch foteli przy stoliku na kawę. Teraz było zdecydowanie dość miejsc blisko jej łóżka. Usiadła na jego brzegu.
- Proszę powiedzieć, jak to się wszystko zaczęło - rzekł mężczyzna. - Oraz kiedy.
Nie był do końca pewny, gdzie usiąść. Wnet wybrał fotel, bo zdawał się wygodniejszy. Założył nogę na nogę i spojrzał z uśmiechem na Livię. Pewnie śmieszyło ją jego imię i nazwisko. Nic dziwnego, na jej miejscu również byłby wesoły.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę, po czym spojrzała gdzieś na swój regał i znów na Praserta.
- No to, kilka dni temu obudziłam się w nocy i słyszałam straszne, odległe ujadanie psów. Ale takie… Potworne. Wściekłe… I wstałam, by posłuchać co się dzieje. Pomyślałam, że może jakaś banda bezpańskich psów zapałętała się w okolice ogrodzenia posesji i szczeka na nasze psy… Ale kiedy podeszłam do schodów, zobaczyłam na dole ciemną figurę. Jakąś postać. I poczułam, że patrzy na mnie… Nie widziałam kto to, ani nic takiego na dole było zupełnie ciemno. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Głupio zamiast ruszyć do swojego pokoju pobiegłam w prawo do korytarza z salonikiem i tam się zatrzasnęłam. Zabarykadowałam drzwi i zamknęłam na klucz. Ten ktoś szarpał za klamkę, ale potem odpuścił… - powiedziała i westchnęła. - A następnego dnia był wypadek Floriny - dodała.
- Na pewno zdaje sobie pani sprawę z tego, że nie było żadnych śladów tej ciemnej figury ani w korytarzu, ani nigdzie indziej w całej rezydencji. Dlatego zadam pytanie, które musi zostać zadane. Proszę się na mnie nie gniewać, tylko odpowiedzieć szczerze. Czy była pani w tym czasie pod wpływem substancji psychoaktywnych? Czy jest możliwe, aby tej istoty nigdy nie było tak naprawdę? Muszę to wykluczyć.
Livia pokręciła głową.
- Nie. Nie biorę żadnych narkotyków, tabletek nasennych, ani leków na depresję… Nie palę nawet papierosów. Nie byłam nawet chora i nie była to gorączka - odpowiedziała poważnym tonem. Brała tę sprawę mocno na poważnie.
- I również zero alkoholu? - zapytał Prasert, gdyż Livia akurat to ominęła. Może to nie znaczyło nic, a może wszystko. Bogate dzieci bogatych ludzi zazwyczaj były uzależnione względem czegoś. Nawet jeśli nie konkretnych substancji, to czynności i nie tylko.
- Alkohol czasem pijam ze znajomymi ze studiów, ale tego dnia nie było żadnej imprezy i nie byłam też na kacu - powiedziała.
- Rozumiem - odpowiedział Prasert.
- Byłam w pełni świadoma… Więc o ile nie lunatykowałam, to nie mam pojecia co to było - powiedziała i spochmurniała.
- Czy na pewno nie była pani dostrzec żadnego szczegółu dotyczącego owej postaci? Ani sylwetki męskiej lub kobiecej… Dużej lub niskiej wagi… Wysokiego wzrostu, czy też wręcz przeciwnie… - Privat zawiesił głos pytająco.
- Zdaje mi się, że to mógł być mężczyzna i zdaje mi się że był mocno zbudowany i wysoki - powiedziała w zadumie. Zdawała się przypominać sobie scenę tamtego wieczoru, bo patrzyła przez moment pusto w jeden punkt.
- Czy ma pani pomysł, dlaczego ktoś mógł panią w ten sposób wystraszyć? Czy naraziła się pani komuś? Jakieś żale względem pani, zasłużone lub też nie? - Privat zadał kolejne pytanie.
Livia milczała chwilę.
- Zgubiłam kolczyki mojej siostry… Wzięłam je sobie i gdzieś je zapodziałam. Pokłóciłyśmy się o to… - powiedziała i zarumieniła się.
- I tylko tyle? Bo chyba rezygnujemy z możliwości, że to pani siostra panią nastraszyła, skoro to raczej mocno zbudowany i wysoki mężczyzna? - zapytał Privat. - Teoretycznie mogła kogoś nasłać na przykład z tutejszej obsługi rezydencji. I jako człowiek mieszkający w domu mogła majstrować przy nagraniu.
Jeżeli to okazałoby się rozwiązaniem całej sprawy, to Prasert wybuchnąłby od dławiącego śmiechu.
Livia popatrzyła na niego, po czym odwróciła wzrok na bok. Dalej była czerwona.
- Tak… nie przypominam sobie nic innego… - odpowiedziała dość sztywno. Nie była dobrym kłamcą.
Privat myślał przez chwilę.
- A to były jakieś wyjątkowe kolczyki? Rodowa pamiątka, czy też błyskotki ze sklepu? - zapytał. Nie wiedział, jakie mogłoby to mieć znaczenie dla sprawy. Najpewniej żadne. Jednak ten wątek stale pojawiał się w zeznaniach członków rodziny i dlatego Prasert chciał dobrze wiedzieć, o co dokładnie poszło.
- Podobno należały do naszej prababci. Florina dostała je, bo jest starsza. Ja dostałam przywieszkę, ale jej nie noszę, jest złota i bardzo ciężka, nie pasuje mi za bardzo - powiedziała Livia.
- Mogę zobaczyć tę przewieszkę? - zapytał Prasert. - To jest biżuteria z jednego kompletu, czy też kompletnie osobne dzieła sztuki jubilerskiej? Dlaczego też pożyczyła pani te akurat kolczyki? - spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Są z jednego kompletu… Pożyczyłam je, bo akurat kolczyki są delikatne i śliczne… Nie takie toporne - powiedziała, po czym podeszła do regału, gdzie wcześniej patrzyła. Wzięła stamtąd niewielką szkatułkę. Wyciągnęła z niej ozdobny wisior o pięknie opalizującym kamieniu.
- Proszę… - powiedziała pokazując go Prasertowi z odległości.
- Mogę go zobaczyć? - zapytał Privat, wstając i podchodząc. - Bardzo ładny. Jak długo jest w waszej rodzinie? Czy wiążą się z tą biżuterią jakieś opowieści? - zapytał. - Podejdź, kolego. Zobacz jaki piękny - zerknął na Alexieia.
Żałował w tej chwili, że sam nie posiada zdolności Dubhe. Na pewno wyczułby od razu, czy naszyjnik jest Paraspatium, czy też nie. A tak musiał opierać się na Alexieiu Bolącej Głowie, którego osąd mógł mieć znaczenie lub też nie.
Alexiei podszedł do naszyjnika i przyjrzał mu się chwilę.
- Pięknie wykonany, zgodzę się… - powiedział, ale nie dawał żadnych sygnałów by cokolwiek wyczuwał, lub by bolała go znowu głowa.
- Nie wiem od jak dawna jest w naszej rodzinie. Przyznam się, że nie śledziłam historii tej biżuterii zbyt wnikliwie - powiedziała Livia, gdy Prasert i Alexiei oglądali opalizujące dzieło sztuki. Nie zdawało się być jednak w żaden sposób magiczne, czy naenergetyzowane…
- A gdzie zgubiła pani kolczyki? - zapytał Privat. - Czy była pani na jakimś przyjęciu? A może miało to miejsce na terenie posiadłości?
Jeżeli była to zwykła biżuteria… to Prasert błyskawicznie tracił nią zainteresowanie. To były chyba ostatnie pytania na jej temat, jakie zamierzał zadać.
- Zgubiłam je na spotkaniu… - powiedziała trochę niepewnie.
- Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się zgubić obu naraz - dodała, chcąc chyba zwrócić temat w innym kierunku.
Privat zmarszczył brwi. Sam nie nosił nigdy kolczyków i ten szczegół w ogóle nie zwrócił jego uwagi.
- No tak. To zaskakujące, że udało się pani zgubić oba. Bo rozumiem, że miała je pani założone, tak? A nie, że zostawiła gdzieś pani szkatułkę, w której się znajdowały? - zapytał.
- No… tak… Zazwyczaj jak pożycza się coś od kogoś z rodzeństwa bez pozwolenia, to żeby wyglądać w tym dobrze - zauważyła. Livia znów zrobiła się czerwona, co mocno uwydatniało się na jej bladej skórze.
Prasert pokiwał głową, ale to nie były rewiry, w których się orientował. Sunan nie miała nic, w czym sam wyglądałby dobrze.
- No i zgubiłam je, a siostra się o to rozgniewała - powiedziała kobieta, powtarzając się.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline