Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:37   #578
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Han milczał chwilę, kiedy schodzili na dół. Najlepszą drogą do studni było wyjście tarasowe.
- To na razie tylko przypuszczenie, póki nie zbierzemy więcej wskazówek, to nie mogę być w pełni pewny, ale czy ta cała sytuacja nie kojarzy ci się z czymś Pra… mój drogi? - zapytał po ty jak powstrzymał się od wymówienia jego prawdziwego imienia. Musiał być mocno zamyślony, skoro mu się to zdarzyło.
Prasert zamrugał oczami. Dlaczego Guiren nie powiedział wprost? Tylko go męczył zagadkami. Czy chciał napawać się swoją inteligencją?
- Czy mi się z czymś kojarzy? - zapytał. - Myślę, że może duch dzieciobójczyni nawiedza te dwie młode damy z powodu tego romansu między rodami. Ale nie wiem, czy to rzeczywiście to - mruknął. - Bez wątpienia te kolczyki zdają się mieć teraz znaczenie. Sama istota tego konfliktu jednak jest wciąż dla mnie niepewna - westchnął.
- Mi się za to skojarzyło z tą bajką… - powiedział Guiren.
- Z tą o rycerzu - wyjaśnił dokąd zmierzały jego myśli.
- I rycerzem jest Efrem, a Livia jest kim. Pierwszą dziewczyną w tej bajce, która go nie zaakceptowała? Czy tą drugą, która zrobiła to ze strachu? Sugerujesz, że on ją chce wystraszyć, żeby uciekła przerażona prosto w jego ramiona? Jak tak, to nie udało się, nawet nie rozmawiali z sobą. Dopiero dzisiaj zadzwoniła do niego za naszą namową.
- Tam były dwie dziewczyny? Ja zrozumiałem, że to była jedna i ta sama… - zauważył Han. Zmarszczył lekko brwi.
- Muszę sobie dobrze przypomnieć tę bajkę - mruknął Privat.
- Nie wiem, może to jeszcze jest w trakcie procesu? Tylko nie rozumiem właśnie kto je straszy i atakuje i po co… - powiedział Guiren.

Tymczasem wydostali się na zewnątrz. Znów byli na tarasie. Furtka prowadząca na schodki była uchylona. Mogli z niej spokojnie skorzystać. Widzieli już stąd budynki techniczne, musieli tylko znaleźć ten za którym rósł krzew i dalej wierzby. Prasert nie zastanawiał się niepotrzebnie i ruszył na eksplorację otoczenia. Miał nadzieję, że prędzej czy później dojdzie do celu. Choć jeśli Averardo zrównał to miejsce z ziemią, to nie będzie tam nic do zobaczenia. W sumie to zależało od pieczołowitości pracowników, którzy wykonali to zadanie.
- Tam były dwie kobiety w tej bajce - mruknął Privat po chwili grzebania w Skorpionie. - Tylko że jedna dość nieobecna. To znaczy znajdująca się w wiecznej pętli i przeżywająca katusze z ręki czarnego rycerza raz za razem. Natomiast ta druga to była ukochana panicza. I masz rację… wtedy zwróciłem na to uwagę, ale już zapomniałem. Tyle wydarzyło się po drodze. Rzeczywiście, w bajce było wskazane szczekanie psów. Najwyraźniej Efrem napuścił na nią czarnego rycerza - powiedział Prasert. - Trzeba szukać jakiegoś cmentarza w lesie za domem. Albo tego leśnego dworu. W sumie na jedno wychodzi - mruknął. - Czy to czarny rycerz czy dzieciobójczyni. Nie licząc jednego szczegółu, jakim jest udział Capano. No i Livia opisywała męską sylwetkę cienistej postaci. Nie rozumiem tylko, co faktycznie Efrem chce tym osiągnąć, że przegoni Livię po korytarzu jej domu. Albo o co poszło z Floriną. Rycerz zaatakował ją dlatego, bo Livia jej nie lubiła chwilowo z powodu kłótni? No i co z tymi kolczykami. Alexiei wyczuł coś w jednym z nich - mruknął Prasert.
- To są właśnie rzeczy, które nie są dla mnie do końca jasne i których wyjaśnienia musimy poszukać - powiedział Han.

Po chwili dotarli za jeden z budynków technicznych. Ten, który wskazała Tabita. Faktycznie rozrastała się tutaj dzik róża. Gdy ruszyli dalej, Prasert dostrzegł wierzby. Nie było jednak żadnej studni. Ani nawet betonu, którym była zalana. Wszystko pokrywała trawa i ziemia. Alexiei jednak przystanął i syknął.
- Co? - zapytał Prasert. - Czujesz coś? Tutaj była studnia? - rozejrzał się w poszukiwaniu jakichkolwiek pozostałości. - Jeśli została zalana betonem, to pewnie i tak nic tutaj po nas… - mruknął w zamyśleniu.
Chyba też chwilowo nie poszukiwali niczego w tej studni. Bo dzieciobójczyni zdawała się w tej chwili drugim wątkiem, niezwiązanym z obecną sprawą, ale skutecznie odciągającą jego uwagę na bok.
Alexiei kiwnął głową.
- Tam zdecydowanie wyczuwam jakąś energię. Ale nie jest już tutaj… Tylko przeniosła się na te wierzby - powiedział i wskazał drzewa. Han zerknął na nie, tak samo Olimpia.
- Cóż, jeśli studnia była między nimi, to musiały czerpać z niej wodę korzeniami, może jak zalano ją betonem, duch wybrał sobie nowe miejsce zamieszkania? - zaproponowała Pacini.
- W sensie wierzby? - Prasert wydął usta. - Wydają się wam jakieś dziwne? - zapytał, podchodząc do nich bliżej.
Postukał palcami o korę.
- Jest tutaj duch? - zapytał. - Czuję się trochę, jakbym pukał do drzwi upiora - mruknął. - Kolejnego. Bo jest ich tutaj od cholery. Macie rację, coś musi być tutaj w wodzie.
Nie nastała jednak żadna odpowiedź.
- Może się wstydzi tłumów… - zaproponowała Olimpia.
- Albo lubi tylko dzieci - zasugerował Han.
Cokolwiek było właściwą odpowiedzią, Prasert miał się o tym w tej chwili nie przekonać, chyba, że jakimś cudem namówi ducha…
Chyba nie mógł. Privat odpowiadał za życie, natomiast duchy były domeną śmierci. Może Alioth byłby w stanie coś na to poradzić. Choć Alioth był raczej czymś, z czym trzeba było sobie radzić.
- No nie spłodzę mu tutaj teraz dziecka - powiedział. - No trudno - mruknął. - Czuję się dostatecznie głupio.
Wyciągnął mapę i podszedł z nią do Hana.
- Ten leśny dwór. Ile to będzie kilometrów stąd?
Han zerknął na mapę.
- Jakieś dwa, trzy kilometry maksymalnie - powiedział oceniając odległości do punktu oznaczonego przez migrenę Alexieia.
- Chyba nie mamy co robić z tymi brzozami, więc przespacerujmy się do leśnego dworu. Dwa, czy trzy kilometry to bardzo mało. Szybki marsz, to może w pół godziny przejdziemy - powiedział Privat. Choć nie wiem, jaki tam jest teren. Jeśli krzaczory i wysokie, nieskoszone trawy, to może być dużo trudniej przedrzeć się na drugą stronę - mruknął. - To chodźmy - uśmiechnął się lekko do drużyny.
Wszyscy byli dość zgodni by udać się na wycieczkę po lesie. Należało jednak chyba poinformować o swoim opuszczaniu terenu rezydencji choćby kamerdynera i kogoś z ochrony.

Co i tak nastąpiło, gdyż w momencie obejścia budynku, zastali starszego jegomościa przy wejściu.
- Już nas państwo opuszczacie? - zapytał tylko.
- Bez wątpienia wrócimy - odpowiedział Prasert. - Proszę mieć panienkę Livię na oku. Najlepiej, gdyby ochroniarz znajdował się u jej boku tak, jak przy panu domu.
To było trochę śmieszne, że ze wszystkich osób w domu Averardo jeden nie został zaatakowany, ale to on zdawał się najlepiej chroniony.
- Do zobaczenia - dodał, wychodząc z rezydencji. Uważał, że nie musi tłumaczyć się kamerdynerowi ze wszystkiego po kolei, co robił.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym podszedł do eleganckiego, staromodnego telefonu i gdzieś zadzwonił.
Najrozsądniejszym było wsiąść do samochodu i wyjechać poza teren posiadłości. Tak naprawdę mogli spróbować zamiast iść, to przejechać tę trasę, co już po chwili zaproponował Han.
- Dobrze, że tak się da - mruknął Privat. - Bo myślałem, że do leśnego dworu można dostać się jedynie przez las. No i czy nie znajduje się on technicznie na terenie parku narodowego teraz? - zmarszczył brwi. - Chyba nie dojedziemy prosto do tego budynku. W ogóle nie wiem, jak we Włoszech działają te parki. One są zamknięte dla ludzi i będziemy musieli wślizgiwać się przez dziurę w płocie, czy też to taki rodzaj zoo, tyle że bardziej naturalny?
Han zerknął na niego.
- Ten las przez który tu jechaliśmy jest już częścią parku… A jak widziałeś nie było żadnego ogrodzenia - zauważył Guiren.
- Ach… to był już ten las - Prasert spojrzał na Chińczyka.
- Wydaje mi się, że to raczej taki park, który po prostu jest pod ścisłą opieką leśnictwa, niż taki zamknięty z niezwykle rzadkimi zwierzętami, czy roślinami, czy ekosystemem, który trzeba bronić, żeby nie wolno było do niego w ogóle wkraczać - zauważyła Olimpia. W końcu były różne rodzaje takich obiektów.
- To są jakieś skomplikowane nazewnictwa - przypominał sobie Privat. - Jest chyba też coś takiego jak “pomnik przyrody”. Może to po prostu “rezerwat”. Bo park narodowy to chyba taki jednak ścisły jest. Ale co ja na ten temat wiem. W Tajlandii de facto mamy chyba z sześć parków, ale mogą funkcjonować na kompletnie innych zasadach - mruknął. - Moi znajomi pojechali do Kui Buri. Podziwia się tam dziką przyrodę, głównie słonie w trakcie kąpieli. Można na teren tego parku wjechać samochodem, ale jedynie z przewodnikiem wpuszczą cię do tych chronionych części. Kojarzę również Khao Sam Roi Yot znane ze swoich wapiennych wzgórz. Może słyszeliście o dużej jaskini Phaya Nakhon, w której znajduje się świątynia buddyjska. Oprócz turystów jeździ tam również dużo ornitologów.
- Ja słyszałem - zagadnął Guiren. Trudno się było dziwić, był Azjatą. Rosjanin jednak pokręcił głową, a Olimpia nawet nie skomentowała, jedynie słuchała go z zaciekawieniem.

Droga potrwała im niecałe dziesięć minut. Znów znaleźli się na jej odcinku, gdzie wcześniej Alexieia bolała głowa. Znów lekko zmarszczył brwi. Moc Phecdy najwyraźniej czuwała nad nim, bo nie narzekał ponownie na ból głowy.
Guiren znalazł zatoczkę koło jezdni, w której mogli zaparkować. Nieco dalej znajdowała się barykada z umieszczonej na dwóch słupkach beli drewna. Najpewniej był to stary wjazd na wewnętrzną, leśną drogę, a obecnie fragment dostępny tylko dla leśników, lub też w ogóle niedostępny.
- Chyba resztę drogi musimy przejść pieszo, ale teraz to będzie już raczej niewiele - stwierdził Guiren. Następnie on i Olimpia wysiedli. Alexiei nieco się ociągał, ale też do nich dołączył. Czekali na Praserta.
Privat miał dziwne skojarzenie. Przez moment miał wrażenie, że powietrze w tym miejscu ma smak… I przywodzi mu na myśl to otaczające okolice rezydencji, którą kupiła sobie Sunan… Coś w rodzaju mistycznej ‘ciszy przed burzą’.

To mu się wcale nie spodobało.
- Też macie wrażenie, że coś wisi w powietrzu? - zapytał. Rozejrzał się dookoła. - Trochę tak, jakby to była droga tylko w jedną stronę. Jakbyśmy mieli znaleźć się w więzieniu, kiedy tylko znajdziemy się na terenie leśnego dworu. Ta nazwa dziwnie zapadła mi w pamięć. Bardzo wpada w ucho - mruknął.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu innych ludzi. Czułby się nieco spokojniej, gdyby był to niezwykle popularny park narodowy przepełniony turystami. Z drugiej strony zginąć można i w godzinie szczytu pośród ogromnego tłumu. I tak nikt nie mógłby im pomóc w starciu z upiorami, które mogły na nich czyhać.
- Nie podoba mi się to, że w tej bajce o czarnym rycerzu nie było żadnego happy endu - mruknął pod nosem. - Żadnej porady, jak z nim walczyć i jak z nim wygrać. Morał był taki, żeby mu się podporządkować i akurat tego nie chcę zrobić. Póki tu jesteśmy… - mruknął. - Może zadzwonimy raz jeszcze do IBPI i zapytamy, czy mają jakąś pełniejszą wersję legendy w Zbiorze Legend. Znaczy ta, którą znamy, może być już całkowicie pełna… - westchnął - ...ale mam nadzieję, że nie. Chyba że możemy tu i teraz zalogować się na platformę, korzystając z telefonu. O ile mamy tutaj internet - mruknął i wyciągnął urządzenie, aby sprawdzić liczbę kresek.
- To ja mam tym razem propozycję - rzucił Alexiei. Wyciągnął telefon i zaczął do kogoś dzwonić, następnie włączył głośnomówiący.
Połączenie oczekiwało na odebranie z drugiej strony. Prasert tymczasem usłyszał otaczającą ich melodię lasu. Śpiewające w oddali ptaki, gdzieś hukającą sowę, albo innego ptaka, wydającego podobne dźwięki. Dzięcioła stukającego w drzewo. Szum liści poruszanych wiatrem, trzaski gałązek.
- Halo? - odezwała się w telefonie Nina.
- Witam pannę Morozow. Mamy pytanie. Czy jesteś przy komputerze? - zapytał.
- Hm… Tak, akurat pracuję. Jak wam idzie? Nie powinniście czasem dzwonić do swojego Koordynatora? - zapytała.
- Powinniśmy, ale już dostał zadanie i zapewne nad nim pracuje, dlatego z tym zwracamy się do ciebie - rzucił Alexiei. Nina milczała chwilę.
- No dobrze, jak wam pomóc? Jak tam Prasert? - zapytała.
- Jesteś na głośnomówiącym - powiedział Woronow.
- Ah… Cześć wszystkim - rzuciła.
- Cześć szefowo - odpowiedział Han.
- Dzień dobry - dodała Olimpia.
- Tęsknię za tobą straszliwie! - Privat krzyknął do telefonu. - Ostatni raz dobrowolnie pozostałem sam z chłopakami! Są okropni!
Uśmiechnął się do nich. Jednocześnie pomyślał sobie, że pewnie Olimpia będzie miała dużo pytań… choć niekoniecznie je wszystkie zada… Ale jakoś w tej chwili go to szczególnie nie obchodziło. Też nie było sensu ukrywać przed IBPI faktu, że był w związku z Niną. Z tego, co się orientował, organizacja nie była zakonem zrzeszającym ludzi, którzy złożyli śluby czystości. Najpewniej mogli dobierać się w pary. Prasert nie przypominał sobie, żeby w regulaminie znajdował się jakiś punkt, który by tego wzbraniał. No i mógł również wcześniej znać Hana i Alexieia. Choć dziwnie byłoby, gdyby wyszło na jaw, że wszyscy razem mieszkali.
- Pomożesz nam? Musisz coś znaleźć w Zbiorze Legend - rzekł do słuchawki.
Nina zastanawiała się.
- Hmmm, no nie wiem… To będzie kosztowało mój drogi - powiedziała tym specyficznym tonem. Używała go, gdy się z nim droczyła. Prasert wręcz mógł zobaczyć jej delikatny uśmieszek, jej nieco przymrużone oczy i ten błysk… Jego Nina była śliczna, zawsze, ale najbardziej wtedy, gdy się uśmiechała w taki sposób.
- Ale czym ja ci mogę zapłacić? Jestem tylko biednym, początkującym detektywem - westchnął dramatycznie. - Czym takim mógłbym cię uszczęśliwić? W jaki sposób wnieść iskierkę radości w twoje życie? Będę musiał na ten temat myśleć, bardzo długo myśleć… A podobno mężczyźni nie myślą głową, więc uprzedzam cię lojalnie… strzeż się - uśmiechnął się do telefonu.
Olimpia przewróciła oczami. Alexiei lekko parsknął. Han tylko się uśmiechnął.
Nina tymczasem zaśmiała się radośnie.
- Na pewno uszczęśliwiłaby mnie cudowna czekolada… Gorzka… W dowolnej postaci - zaproponowała.
- Podana w dowolny sposób - uśmiechnął się Privat.
- A teraz mówcie co wam sprawdzić - dodała Nina już nieco bardziej rzeczowym tonem.
- Czarnego rycerza z Ravenny. Tak właściwie uświadomiłem sobie, że mówimy ciągle o tej bajce, a Alexiei i Olimpia pewnie w ogóle jej nie znają, tylko wstydzą się o tym wspomnieć - mruknął do Hana. - Chwilowo tylko to nas interesuje w tej chwili. Z takich konkretnych rzeczy.
Pomyślał, że raczej Nina nie byłaby zbyt szczęśliwa, słysząc, że ma wyszukiwać “magicznych kolczyków”. Pewnie wyskoczyłoby dwa tysiące wpisów w Zbiorze Legend.
Kobieta zaczęła klikać na klawiaturze, co było częściowo słyszalne w telefonie.
- Hm… Mam… trzy wpisy… - powiedziała.
- Pierwszy to przekład z opowiedzianej historii. Drugi, to wydanie książkowe i podana w niej wersja. Trzecie, to bardzo stary dopisek o tym, jakie zastosowanie ma klątwa czarnego rycerza - powiedziała.
- Przeczytać wszystko, czy interesuje was coś konkretnego? - zapytała.
- Zacznij od starego dopisku na temat zastosowania czarnego rycerza - rzekł Prasert. - Znamy tę opowieść od archiwistki, która nam ją opowiedziała, ale nie wiemy, czy to najczystsza forma baśni. Mogłabyś porównać, czym różni się wersja w przekładzie z opowiedzianej historii i ta z wydania książkowego? Jakieś informacje, które wystąpują w jednej, a nie ma w drugiej? - zapytał.
- Hmm… Daj mi minutkę - poprosiła. Chyba zaczęła przeglądać.
- Mmm momencik - poprosiła jeszcze. Kontynuowała przeglądanie.
- Różnica oryginału i przekładu jest taka… Że w jednym wspomniane jest o pikniku, a w drugim o tym, że zakochany młodzieniec posyła na ukochaną męczącego ducha, aż w końcu ta zmęczona ustępuje… Momencik… Duch pozbywa się po kolei wszystkich, którzy sprzeciwiają się ich relacji - dodała.
Prasert parsknął śmiechem.
- Ha! No tak! - pokręcił głową.
- Przeczytać dopisek? - zapytała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline