Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:38   #580
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Chłopak kopał jeszcze jakiś czas, po czym odrzucił łopatę, uklęknął na ziemi i zaczął coś w dole odgrzebywać. Wyciągnął stamtąd coś i otrzepał. Patrzył na to. Potrząsnął i wstał. Rzucił przedmiot na ziemię. Rozejrzał się znowu. Zaczął chodzić nieco niespokojny…

I w tym momencie spomiędzy drzew dało się słyszeć krzyk. Dziewczęcy. W pewnej odległości przed Efremem przebiegała postać w białej sukni. Ta była przybrudzona. Zdecydowanie nie pasowała do strojów z tej epoki, ani żadnej z ostatnich trzech. Uciekała, a za nią goniły cztery, ogromne psy. Efrem zacisnął dłonie w pięści i obserwował scenę.
Psy dogoniły dziewczynę i powaliły ją, po czym zaczęły rozszarpywać na strzępy czemu towarzyszyły jej przeraźliwe krzyki. Po chwili rozległ się tętent kopyt i podjechał czarny rycerz. Spokojnie. Obserwował całą scenę. Po czym zwrócił wzrok na Efrema.
- Chciałem anulować ten urok! - zawołał chłopak.
- Wycofuję się, oddaj mi przedmiot! - powiedział. Rycerz zsiadł z konia i wyciągnął miecz. Efrem cofnął się niepewnie. Mroczna postać zaczęła coś do niego mówić, ale było za cicho.
- To nie ta! To nie ten przedmiot. Przyniosę inny! - próbował Capano. Istota znów coś mówiła…

W głowie Praserta szumiały wykrzykniki. Słuchać bajek o czarnym rycerzu? No pewnie, bez problemu. Widzieć na własne oczy, jak pokazuje się przed tobą? To było coś kompletnie innego. Teraz mieli pełną, stuprocentową pewność, że właśnie to znajdowało się w centrum zagadki. Wcześniej operowali jedynie na poszlakach. Teraz posiadali dowód. Privat czuł się oszołomiony. Czuł, jak adrenalina buzowała w jego żyłach. Jednocześnie nieco… bał się tego upiora. Zdawał się ucieleśnieniem śmierci. Wiecznej, powtarzającej się i bez końca dręczącej. Prasertowi szkoda było tej gonionej dziewczyny w białej sukni, ale nie mógł jej pomóc. Przynajmniej nie jako gwiazda. Mógł stworzyć sobie cały Rój i płodzić krakeny oraz smoki, ale w takich sytuacjach pozostawał bezsilny. To było okropne uczucie.
- Powinniśmy wyjść? - zapytał Hana, który znajdował się obok.
Prasert potrzebował dorady. Nie był do końca pewny, co mogli zrobić, dołączając do Efrema. Z drugiej strony jak długo mieli tutaj siedzieć w bezczynności?

Reszta też słuchała, choć Olimpia zdawała się to zerkać na nich, to na scenę dziejącą się dalej.
- Proponuję się nie wtrącać. Złapmy Efrema po wszystkim i przepytajmy go… - zaproponował Chińczyk. Nie mieli żadnej odpowiedzi jak poradzić sobie z tym upiorem, więc to było najrozsądniejszym co mogli teraz zrobić.
- Idealnie - powiedział Prasert. - Właśnie tak chciałem zrobić.
Nie chciał, żeby zarzucono mu później bezczynność. W pewien dziwny sposób brak działania zdawał się odważniejszą decyzją, niż wybiegnięcie tam z krzykiem.

Rycerz opuścił miecz i cofnął się do swego konia. Tymczasem psy zdążyły już rozszarpać niewiastę i cofnęły się do swego pana. Rycerz zwrócił wzrok na niewiastę… Ta nagle powstała i otrzepała swą suknię… Po czym znów zaczęła biec i krzyczeć. Scena przez moment zdawała się niemal teatralnie prześmiewczą, ale jakby o tym pomyśleć, musiała być tragiczna… Psy ruszyły i ruszył i rycerz. Zniknęli i znów zapanowała cisza. Efrem stał, poddany. Ze zwieszoną głową. Zdawał się przerażony, zły i wstrząśnięty. Nie poruszał się.
- Tak sobie myślę, że strasznie sobie tym przejebał - powiedział Prasert. - Wcześniej był ten jeden procent szans, że Livia zmieni zdanie. Ale kto by chciał faceta, który napuścił na twoją rodzinę rycerza widmo? Sądzę, że po tym go nie zechce na bank - mruknął. - Chyba, że ma bardzo wyjątkowy charakter, co też jest możliwe. Chodźmy - powiedział.
Wyszedł zza zarośniętej fontanny i dziwnie ostrożnie ruszył w stronę Efrema. Jak gdyby bał się, że mężczyzna ucieknie na ich widok. No cóż, w archiwum miało miejsce coś w miarę podobnego. Tyle że tutaj zdawał się… pokonany. Czy ktoś taki miał siłę biec? No i spędził dużo czasu, kopiąc. A wcale nie był robotnikiem, lecz bogatym paniczem. Najprawdopodobniej jego kondycja fizyczna już dziesięć minut temu stała się niewydolna.
Pozostali detektywi też wyszli, ale Olimpia tą samą stroną co Prasert, a Alexiei i Han drugą. Najrozsądniejszym było potencjalnie odgrodzić chłopakowi dostęp do swojego motoru. Co właśnie coraz lepiej robili. Zbliżali się w jego stronę, aż wreszcie ich kroki stały się dość wyraźne, by Efrem je usłyszał. Spojrzał w ich stronę. Jego oczy stały się duże jak u sarny… I Prasert niemal w żołądku poczuł odpowiedź co teraz nastąpi…

Zaczął biec przed siebie, w przeciwną stronę od nich. Najwyraźniej sam zrozumiał, że nie dostanie się do motoru, bo stali mu na drodze. Zamierzał więc uciekać, wiedziony instynktem samozachowawczym…
Privatowi było go szkoda. Biedak nie miał szans. Prasert był wyspoczywanym sportowcem. Zareagował błyskawicznie. Wcielił się w rolę ujadającego ogara, natomiast Efrem stał się dziewką w bieli. Zaczął go gonić z zamiarem może nie zabicia… ale powalenia na ziemię. Sam Capano nie mógł uciekać w nieskończoność. Mieli też przewagę liczebną.
Olimpia została nieco w tyle, ale nie tak wiele, Alexiei i Han zdawali się jednak nie mieć kłopotu z dotrzymywaniem Prasertowi tempa. Wkrótce, tak jak Privat przewidział, kondycja młodego Capano wyczerpała się i choć bardzo walczył, zaczął zwalniać. Prasert powalił go na ziemię i rozpoczęła się chwila szarpaniny, nim nie dołączyli Han i Alexiei i razem przytrzymali go na ziemi.
- Pu-puszczajcie! - zawołał Efrem ledwo łapiąc dech.
- Puścić? Kogo mamy puścić? - zapytał Prasert.
Poczuł dziwną, pierwotną satysfakcję wynikającą z dogonienia ofiary. Przez chwilę czuł się drapieżnikiem, któremu udało się dotrzeć do celu. Te najbardziej pierwotne ośrodki jego mózgu bombardowały go właśnie dopaminą, wyzwalając euforię.
Poczuł przyjemny dreszcz, graniczący z podnieceniem. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę całość adrenaliny i pierwotnej euforii.
- M-nie! - zażądał Efrem, starał się nawet szarpać, ale niestety trzech mężczyzn to było trochę dla niego za dużo. Zwłaszcza, że Prasert czuł, że raczej nic nie trenował. Olimpia się nie dołączała. Zatrzymała się parę kroków dalej i po prostu czekała, aż wstaną.
- Kogo mam puścić?! - Privat powtórzył krzykiem.
Prasert zamachnął się pięścią i uderzył Efrema w policzek. Nie z całej siły, nie chciał go połamać. Ale tak, żeby poczuł.
- Jak masz na imię?! - wrzasnął.
Uderzył go drugi raz w ten sam sposób. Czuł się jak prawdziwy detektyw IBPI w tej chwili.
Chłopak zamknął mocno oczy, chyba zabolało.
- Efrem Capano! - powiedział podniesionym tonem. Raczej się wkurzył, ale nie miał siły się szarpać.
- Nie wydaje mi się…! - Prasert krzyknął śpiewającym głosem. - Spróbuj jeszcze raz! - wrzasnął.
Następnie uderzył go raz jeszcze bardzo mocno w sam policzek. Tak, żeby poczuł. Jak bardzo satysfakcjonujące to było. I najlepsze w tym wszystkim było to, że chłopakowi na serio się należało. I nie tylko dlatego, bo skłamał mu na temat własnej tożsamości. Przez niego w miarę niewinna dziewczyna trafiła do szpitala, a mogło dla obu skończyć się dużo gorzej.
Efrem spróbował odwrócić głowę, uciec nią z dala od ręki Praserta.
- Efrem! Efrem Capano! Naprawdę… Się… Tak nazywam! - wykrzykiwał. Chwilę chyba odpoczął, bo znów zaczął im się szarpać, ale Alexiei i Han dawali radę.
- Skarbie, naprawdę chcę ci już odpuścić… - Prasert zawiesił głos. - Spróbuj jeszcze raz!
Uderzył go w policzek ponownie. Nie chciał go tutaj zabijać. Czekał, aż mężczyzna przedstawi mu się swoim fałszywym nazwiskiem. Na tym to polegało. Jeśli go zapomniał, to był właśnie w ogromnych kłopotach. No cóż… najwyraźniej nie powinien był kłamać mu w twarz po południu.
Uderzony po raz kolejny syknął…
- Twoja stara! Leo Fragoli, chuj ci w dupę! - już był wytrącony, jak to się zdarzało młodym mężczyznom kiedy byli już naprawdę źli i nie mogli nic z tym zrobić, ani w żaden sposób wyładować napięcia.
Prasert nie uderzył go, ale zamiast tego złapał go pod gardło.
- Powinieneś nauczyć się szacunku do ludzi - powiedział dziwnie uprzejmie. - Przeproś mnie - poprosił.
Efrem zgrzytnął zębami. Wziął ciężki wdech, co było słychać.
- Przepraszam - powiedział cicho, cały spięty i dalej gotujący się ze złości.
- Cieszę się, że tak długo kopałeś, bo będziemy mieć mniej roboty z szukaniem grobu dla ciebie - odparł Privat. - Jakże to uprzejme z twojej strony. Jest tylko jeden sposób, w jaki możesz uchronić się przed nagłą śmiercią. Z naszych rąk. Bo zapewne jest mnóstwo więcej ludzi, którzy chcieliby cię ujebać. Nawet nie będę wymieniał.
Efremowi zaparło dech w piersi. Skamieniał cały, zapewne ze strachu…
Po czym zaczął się szarpać z nową, najpewniej świeżo wypoczętą w napięciu porcją energii. Tym razem Guiren i Woronow musieli się odrobinę nagimnastykować i nawet Prasert poczuł siłę strzału adrenaliny u chłopaka, który wywołał zwykłą groźbą. Nikt nie chciał umierać… Tu Phecda zawsze miał przewagę nad Aliothem… Tylko ci, którzy byli całkowicie zagubieni zwracali się obliczem w stronę rozpostartych ramion Śmierci.
- Myślisz, że możesz obcować z duchami bez konsekwencji? Twój czarny rycerz cię zabije - Prasert blefował. - Myślisz, że Averardo puści ci to płazem? Zmobilizuje wszystkie swoje środki i nawet twoja rodzina ci nie pomoże. Możemy mu wszystko o tobie opowiedzieć. Ale nie musimy, bo możemy cię zabić również tu na miejscu. Więc będziesz grzeczny i mówił tylko i wyłącznie prawdę? - zapytał Privat. - Zadamy ci kilka pytań i w zależności od odpowiedzi zadecydujemy, co z tobą zrobić. Jednak jak usłyszymy tylko jeden fałsz - zawiesił głos i mocniej zaczął zaciskać dłoń na szyi chłopaka.
Efrem kiwnął głową.
- Nie będę - wyrzęził spod ręki Praserta na swoim gardle.
- Kłamał - dodał po paru płytkich oddechach.
- Czyli możemy cię puścić, a ty będziesz grzeczny? - Privat zapytał go, nie zwalniając bardzo ciasnego uścisku. Co więcej… tak właściwie nawet go pogłębił.
W oczach Efrema pojawiło się zaczerwienienie i wilgoć. Dusił się. Pokiwał głową dość energicznie.
- Cieszę się - odpowiedział Prasert. - Puśćcie go - poprosił swoich przyjaciół.
Sam również wstał i spojrzał na stan, w jakim znajdował się poturbowany mężczyzna. Powinien dostać dużo mocniej. Każdy człowiek wiedział, że nie powinno się igrać z paranormalnymi, nieznajomymi siłami. A przynajmniej większość. Tak myślał Prasert, ale najwyraźniej nie była to taka uniwersalna prawda. Wyciągnął rękę w stronę Efrema, żeby mógł ją chwycić i spróbować wstać. To miał być miły gest na rozpoczęcie współpracy.
Chłopak był ubrudzony. W jego blond włosy wczepiło się parę liści i gałązek z poszycia leśnego. Woronow i Guiren wstali, puszczając Capano. Efrem po chwili przyjął rękę Praserta, choć niechętnie wstał. Zaczął się otrzepywać. Nic nie mówił. Rozmasował sobie podgardle.
- Zaczniemy od tego, że opowiesz nam, jak to wszystko się zaczęło. Jak wpadłeś na ten pomysł. Skąd wiedziałem, że to jest w ogóle możliwe. Znamy różne wersje wydarzeń, chcemy usłyszeć twoją - powiedział.
To nie były warunki, żeby znaleźć jakiś miły zakątek na zebranie wywiadu. Normalnie Privat chciałby przeprowadzić go w dużo bardziej cywilizowanych warunkach, niż przy ruinach w samym środku lasu. Nie mógł jednak zwlekać z zadawaniem pytań z wielu różnych powodów. Głównym było to, że spodziewał się, iż z każdą kolejną minutą Efrem zacznie zapominać coraz bardziej, że jednak trzeba szanować Praserta. I znowu zacznie mu kłamać prosto w twarz.
Teraz dopiero Privat mógł się rozejrzeć. W stronę posiadłości, gdzie pozostała łopata Capano znajdował się niewielki cmentarzyk. Znów pasowało to do mitu o czarnym rycerzu.
- Czarny rycerz to bardzo bardzo dawny przodek mojej rodziny. Tę bajkę przekazuje się w naszym domu. Opowiedziała mi ją babcia, gdy byłem nieco młodszy… Myślałem tylko, że to głupi zabobon… Nie, że działa na serio… Krwawa Mary też przecież nie działa na serio… - powiedział napiętym tonem.
- Podobno w rzeczywistości to bardzo agresywna, ruda wampirzyca - Prasert zażartował, zmyślając.
- A to nie dość, że zadziałało, to… To okazało się, że to nie jej kolczyki, tylko jej siostry… I to coś próbuje mnie skrzyżować z nimi dwiema… Tak powiedziało… Nikogo nie zabiłem… - powiedział pocierając szczękę po ciosach Praserta.
- No nie “to coś”, tylko twój przodek - odpowiedział Privat. - Co dokładnie uczyniłeś, żeby go wezwać? Livia dała ci kosza… po czym… wróciłeś do domu? Pojechałeś od razu tutaj? Celowo ruszyłeś na ten cmentarz w poszukiwaniu Czarnego Rycerza, czy też natrafiłeś na niego przypadkiem? - zapytał.
- Wiedziałem o tym cmentarzu, bo często się tu bawiłem za dzieciaka. No i o tym konkretnym grobie. Babcia opowiadała, że to grób czarnego rycerza. No i że trzeba wykopać w nim dziurę i wrzucić to co należy do ukochanej osoby i zakopać… Potrzeba było na to pełni. Akurat była dwie noce po mojej… rozmowie z Livią… Nie miałem pojęcia, że to zadziała, naprawdę. Chciałem to teraz odkręcić, ale kolczyków nie ma… Jeden zostawił w domu swego celu, a jeden ma przy sobie… Nie wiem co mam robić - sapnął spięty.
“Zadzwonić po Konsumentów, żeby przyjechali i go skonsumowali”, pomyślał Prasert. “A za takie rozwiązanie IBPI rozstrzeliłoby mnie.”
- Zakopałeś oba kolczyki. Jeden kolczyk został w wazie przed pokojem Livii. Czy to znaczy, że rycerz już z nią skończył i nie będzie jej nadal napastował? - Privat zapytał z cieniem nadziei w głosie.
- Nie… To znaczy, że ma kotwicę w ich domu. Wie gdzie jej szukać i nie musi znajdować jej w nowym miejscu - powiedział Efrem.
- Fuck - mruknął Prasert.
- Poza tym, może je znaleźć mając wyłącznie jeden kolczyk z tej pary… Najlepiej byłoby je chyba zniszczyć… Albo jego zniszczyć, ale nie wiem jak - dodał.
Privat pokiwał głową.
- Egzorcyzmy na upiorach… Chyba wiem do kogo możemy się zgłosić, tylko nie wiem, czy wypali - powiedziała w zamyśleniu Olimpia.
Prasert też wiedział. Myślał.
- Do kogo mogłabyś się zgłosić? - zapytał ją. - Wolałbym zniszczyć Czarnego Rycerza również. Na wypadek, gdyby za kilka lat jakiś debil znowu napuściłby go na jakąś biedną dziewczynę. No i szkoda mi tej, która ginie i ucieka już od tylu lat. To naprawdę straszny los. Śmierć ma tą jedną zaletę, że powinna uwalniać od cierpień. I chronić przed nimi na wieczność. No ale tutaj to nie zadziałało - mruknął. - Mam wrażenie, że mamy moralny obowiązek nie przejść obok tego obojętnie.
Olimpia kiwnęła głową. Wyciągnęła swój telefon.
- Anatolio? To ja… Masz chwilę…? - zapytała. W telefonie słychać było spokojny, uprzejmy głos. Olimpia słuchała chwilę.
- Mamy nieco… Delikatną sprawę… - zaczęła Pacini.
- Tak wiem… Wiem… Zawsze dzwonię w ‘delikatnych sprawach’, ale ta jest szczególna. Zdołałabyś może jutro znaleźć dla mnie dzień, czy dwa? - zapytała detektyw. Rozejrzała się po lesie.
- W Ravennie… - odpowiedziała chyba na jakieś pytanie.
- Byłabym bardzo wdzięczna - dodała.
- To do zobaczenia - pożegnała ją Olimpia. Spojrzała na Praserta i pozostałych.
- Moja przyjaciółka Anatolia, powiedziała że nam jutro pomoże. Przyjedzie po mszy porannej - powiedziała Pacini.
- A ta Anatolia to ma jakieś konkretne umiejętności? - zapytał Prasert. - Już kiedyś wcześniej wypędzała duchy? Tutaj chodzi o ducha całkiem konkretnego kalibru - przypomniał. - Nie żadna tam babcia, która straszy, bo nie zdążyła zobaczyć Pierwszej Komunii wnuka i z żalu została na tym świecie. Ale bardzo cieszę się, że masz kogokolwiek znajomego, kto choćby potencjalnie mógłby nam pomóc - uśmiechnął się do kobiety.
- Anatolia jest członkinią grupy egzorcystek. Należy do klasztoru Świętej Andreii Maggiore, poważanego w tych kwestiach w Wenecji. Dojazd tu zajmie jej odrobinę ponad dwie godziny, więc powinno być w porządku. Ma doświadczenie z tego typu sprawami, od dziecka wychowywała się w klasztorze - dodała Olimpia.
- Też w nim byłaś, że się przyjaźnicie? - zapytał Alexiei. Olimpia zrobiła się czerwona.
- Jak byłam mała, przebywałam w ichniejszym internacie - powiedziała i urwała temat w tym miejscu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline