Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:39   #582
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Anatolia to nie medium, tylko chrześcijańska egzorcystka - odpowiedziała Olimpia.
- I ta siostra ma wypędzić ducha upiora? - zapytał Capano. Zdecydowanie w jego pytaniu zakwitła nadzieja. Musiał na to bardzo liczyć.
- Sądzę, że wypędzi, jeśli tak jak przypuszczam, duch przywiązany jest do tego grobu, skoro to tam składa się ofiary… - zauważyła Pacini.
- No w sumie fakt - dodał Efrem.
- To ma sens jak najbardziej. Ewentualnie możemy też przyczaić się w szpitalu przy Florinie i jeśli pojawi się Czarny Rycerz, to wtedy zaatakujemy go krzyżem i wodą święconą - powiedział. - O ile to zadziała. Bo tak właściwie czy mamy jakąś gwarancję, że chrześcijańskie egzorcyzmy działają? - zapytał. - Nie jestem pewien, ale może dlatego, bo to dla mnie opcja religia - dodał. - Czy Anatolia już wcześniej robiła takie rzeczy?
“Ciekawe, czy sama wybrała sobie takie dziwne imię”, pomyślał.
- Owszem, wielokrotnie na przykład pomagała detektywom w zadaniach, w tym raz i mi - powiedziała Olimpia
- Och, serio? - Prasert spojrzał na nią.
- Ten konkretny klasztor specjalizuje się w tych sprawach - dodała.

Wkrótce dojechali do hotelu, gdzie wynajęli pokoje. Prasert mimo całego podekscytowania śledztwem, w świetle możliwości położenia się do łóżka poczuł lekką senność i zmęczenie. W końcu dziś działo się naprawdę wiele. Dochodziła godzina dwudziesta. To był długi dzień.
- Nie jest aż tak strasznie późno, ale ja i tak jestem wyczerpany. Macie tak samo? - zapytał. - No cóż, dzisiejszy dzień był bez wątpienia obfitujący w wydarzenia, ludzi, rozmowy - mruknął. - Pytanie brzmi, co z tobą zrobimy? - zerknął na Efrema. - Nie chcę cię wypuścić choćby dla twojego własnego bezpieczeństwa. Wolę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz, zanim kryzys związany z rycerzem nie zostanie zażegnany. Czy jeśli pójdziesz spać do swojego własnego pokoju… i nikt nie będzie cię pilnował… uciekniesz z niego? - zapytał. - Myślę, że wiesz, a przynajmniej powinieneś wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze. Przebywanie z nami jest twoją najlepszą szansą na wyjście z tego w jednym kawałku, ale jeśli koniecznie chcesz nas opuścić, to nie będę cię zatrzymywał. To tobie powinno zależeć na tym, żeby zostać z nami - wzruszył ramionami.
Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.
- To jak będzie? - zapytał.
Efrem zastanawiał się.
- Zależy mi na rozwiązaniu tej durnej sytuacji, rozumiem, że jeśli ktoś ma to zrobić, to tylko wy - powiedział poważnym tonem. Może i był upartym i nieco lekkomyślnym młodzieńcem, ale nie był głupi. Prasert odniósł wrażenie, że chłopak zostanie z nimi do wyjaśnienia i rozwikłania całej tej sprawy.
Olimpia również wysiadła, jak i Capano. Po chwili dołączył i Alexiei.
- Chyba daruję sobie już dziś jedzenie, wezmę prysznic i się położę - powiedział. Zdawał się bardziej zmęczony od Praserta. Wszyscy byli już chyba nieco zmęczeni. To musiał być skutek uboczny intensywnej pracy przez cały dzień. Han zamknął samochód i wszyscy razem ruszyli do wejścia do hoteliku. Za ladą nie było już tej młodej dziewczyny, a jakaś nieco starsza. Zdawały się spokrewnione, miały taki sam kształt ust i nosa.
- Dobry wieczór państwu - powitała ich pewniejszym, uprzejmym tonem. Weszli jak do siebie, więc najpewniej założyła, że byli gośćmi hoteliku. Efrem podszedł bliżej.
- Chciałbym wynająć pokój na… - zerknął na Praserta.
- Na którym macie piętrze pokoje? - zapytał.
- Na pierwszym - podpowiedziała Olimpia.
- Na pierwszym piętrze - dokończył Efrem.
Dziewczyna zerknęła w komputer.
- Niestety nie mamy wolnych pokoi akurat tam… Mamy za to jeden jednoosobowy na parterze, czy panu pasuje? - zaproponowała. Efrem uniósł brwi i wzruszył ramionami.
- Może być - powiedział.
Po chwili otrzymał klucz i zapłacił kartą za pobyt. Zwrócił się do pozostałych.
- O której jutro planujecie wstać? Żebym wiedział o której się obudzić - zapytał.
- Nie mamy chyba takich konkretnych planów - powiedział Prasert. - Jesteśmy całkiem zmęczeni i najpewniej pójdziemy od razu spać. Pewnie obudzimy się dość wcześnie siłą rzeczy. Powiedzmy, że o ósmej wszyscy powinni być już po śniadaniu i gotowi do pracy. To brzmi pewnie trochę wcześnie, ale większość z nas raczej wstanie już o szóstej. A przynajmniej ja.
Następnie spojrzał na Olimpię.
- Myślisz, że Anatolia o której powinna się zjawić? - zapytał.
- Sądzę, że dojedzie do Ravenny nieco po dziewiątej. Poranne nabożeństwo odbywa się o siódmej… - odpowiedziała Pacini.
- Nie moglibyśmy pozwolić na to, żeby je ominęła, prawda? - zapytał Prasert dość napiętym tonem. - Ale nie, na serio. To nie wyścigi. Spoko, nie pospieszaj jej - dodał szybko, kiedy przypomniał sobie, że przecież Orianne musiała tutaj przybyć… i ona nie posiadała dostępu do Portalu.

W tym czasie Efrem pożyczył im dobrej nocy i poszedł do siebie spać. Wszyscy udali się na górę.
- W razie czego każdy wie gdzie mieszka… - zauważył Han. W końcu on, Alexiei i Prasert mieli jeden pokój, a Olimpia swój zaraz obok ich.
- Dobranoc - pożegnała się i udała do siebie. Trzej panowie pozostali sami. Alexiei wyciągnął klucz ich pokoju z kieszeni i wszedł jako pierwszy. Było tu czysto, chłodno i przestronnie. Niewielki salonik łączył dwa oddzielne pomieszczenia - jedno dwuosobowe i jedno jednosobowe. Była również mała łazienka z prysznicem umywalką z lustrem i toaletą. Mogli spokojnie zająć się wieczorną toaletą i paść spać. Pudełka z pizzą stały na stoliku.
- Jeśli pozwolicie, umyję się pierwszy - poprosił Woronow, zmierzając do łazienki. Guiren podszedł i opadł na kanapę w salonie. Zdawał się zamyślony i zmęczony.
- Jakbym miał trochę więcej siły, to zaproponowałbym, żebyśmy poszli umyć się wszyscy jednocześnie - zażartował Prasert. - Ale to nie dzisiaj - rzekł. - Idź, Alexieiu. Zasłużyłeś sobie tą migreną na specjalne traktowanie.
Podszedł do pudełka z pizzą i wyjął jeden kawałek. Zaczął go jeść. Choć zimna, smakowała wciąż bardzo dobrze. Zdawało się, że małe pizzerie piekły najlepsze pizze. Zapakowano mu również sos czosnkowy. Nie miał noża, żeby z niego skorzystać, więc postarał się wieczkiem rozsmarować go na powierzchni stwardniałego sera.
- O czym takim myślisz, Hanie? - zapytał Chińczyka.
- Zastanawiam się co teraz. Czy rzeczywiście jak jutro przyjedzie ta chrześcijanka, wyegzorcyzmuje grób to wszystko będzie załatwione? - zapytał w zadumie. Z łazienki dobiegł ich szum wody. Alexiei najpewniej brał prysznic.
- Myślisz, że nie? - zapytał Prasert. - Dlaczego by nie? Czasami kiedy zdaje się, że do mety prowadzi prosta droga… ta droga jest rzeczywiście prosta. Jeśli nie poprzez Anatolię, to poradzimy sobie z rycerzem w jakiś inny sposób. Póki jesteśmy razem, wszystko koniec końców się ułoży - Privat uśmiechnął się do Hana szeroko. - Mam optymistyczne uczucia na ten temat - rzekł. - Ale to może dlatego, bo akurat jem pizzę i przynajmniej w tej chwili wszystko jest na swoim miejscu i świat jest cudowny - znalazł siłę na żart.
Guiren zerknął na niego i uśmiechnął się, nieco zmęczonym, ciepłym uśmiechem.
- A jak się czujesz? Dobrze bawisz się na swojej pierwszej misji? Odniosłem wrażenie, że odnajdujesz się i jesteś bardzo żywiołowy - skomentował z uznaniem.
- Kiedy dokładnie takie wrażenie odniosłeś? - zapytał Prasert. - Pod stołem w archiwum? - zaśmiał się.
Podszedł do Hana i nachylił się, żeby pocałować go w czoło.
- Czekaj - mruknął i starł nieco sosu czosnkowego, który został na twarzy mężczyzny. - Tak właściwie do twarzy ci z białymi cieczami - zażartował. - Powinienem był to zostawić. I rzeczywiście dobrze się bawię. Choć to nie jest zabawa, tylko poważna sprawa. Mam wrażenie, że znajduję się na właściwym miejscu. I pewnie tak jest, bo jestem z właściwymi ludźmi. Przy was mogę być naprawdę sobą i nie bać się tego - rzekł, kontynuując spożywanie pizzy.
Han parsknął na żarty z seksu i białych cieczy.
- Pamiętaj, że nie zawsze będzie tak swobodnie, ale póki masz taką możliwość, ciesz się. Oczywiście, że sprawa jest poważna, ale też odniosłem wrażenie, że dobrze się czujesz w skórze detektywa. Cieszy mnie, że sprawia ci to przyjemność. Dzięki temu będziesz spędzać z nami jeszcze więcej czasu - zauważył. Guiren uniósł się i teraz to on pocałował go w czoło. Podniósł się. W tym momencie Alexiei wyszedł z łazienki. Spojrzał na nich.
- Hmm… Wolne, jak coś… Idę umrzeć w sypialni - powiedział.
- Do rana - dodał i poszedł paść na łóżko.
- Zajmę się nim, jeśli pozwolisz - szepnął Han.
- Jak chcesz się nim zająć? - uśmiechnął się Privat. - Chcesz wykorzystać fakt, że nie ma siły się bronić, co nie? Oportunista - mruknął komicznie oburzony. - Idę sam się umyć - rzekł, połykając ostatni kęs pizzy. Han parsknął. Ruszył do ich sypialni, przymknął drzwi.
Następnie Privat skierował się do łazienki. Była już rozgrzana po kąpieli Alexieia. Prasert spróbował przejrzeć się w lustrze, lecz to było zaparowane. Już miał je zetrzeć, ale doszedł do wniosku, że najpewniej nie wyglądał zbyt dobrze po całym ciężkim dniu pracy. Zdecydował więc, że po prostu rozbierze się i pójdzie pod prysznic. Wnet zmył z siebie pot i trud całego dnia. Tak właściwie woda dodała mu nieco wigoru i pomogła na zmęczenie. Oczywiście wciąż nie miał ochoty na robienie salt, ale gdyby był w domu, to najpewniej obejrzałby odcinek serialu przed spaniem. Tak właściwie bardzo rzadko oglądał telewizję, ale ostatnio miał na to nieco większą ochotę, niż zazwyczaj. W ogóle miał całkiem dobry nastrój. Cieszył się też, że udało im się tak wiele dowiedzieć dzisiaj. Trochę obawiał się, że będzie kompletnie bezwartościowym detektywem i zawstydzi Ninę. Zdawało się jednak, że w miarę sobie radził. Nawet Han go pochwalił. To miało duże znaczenie dla mężczyzny, choć w pierwszej chwili nie dał tego po sobie poznać.
Wyszedł spod prysznica i wytarł się. Wziął ubrania z podłogi i je złożył. Następnie nagi wyszedł z łazienki. Chłód momentalnie zaatakował jego ciało i z jego powodu miał ochotę pójść od razu pod pierzynę. Dlatego też poszedł do sypialni, delikatnie otwierając jej drzwi. Pomyślał, że może Woronow już spał. W takim razie nie chciał biedaka obudzić hałasem.
Jego sypialnia była nieco mniejsza od pokoju Alexieia i Hana, ale nie było czemu się dziwić, skoro było w niej tylko jedno łóżko. Ciepła kołdra leżała na nim. Prasert mógł zasłonić okno zasłonami. Kiedy nieco przywykł do temperatury, odkrył, że wcale nie było tak tragicznie zimno. Kaloryfer był odkręcony, ale nie za mocno, żeby temperatura go nie zadusiła.

***

Początkowo Prasert nie miał żadnego snu. A potem zaczął widzieć obrazy… Znalazł się na rozległej łące, pełnej kwiatów. Była jak morze, nie widział gdzie polana kończyła się, ani zaczynała. Wiatr uginał rośliny pod bezkresnym błękitem nieba. Było ciepło, słońce ogrzewało jego ciało. Mimo, że położył się nagi, tu miał na sobie spodnie i koszulę idealne na letnią temperaturę. Pewien kawałek dalej, dostrzegł inaczej ułożone rośliny, jakby wgięte i nieco wygniecione.
Było tutaj tak przyjemnie! Privat miał już nieco dość europejskiej zimy, dlatego lato okazało się bardzo miłą niespodzianką. Przymknął na chwilę oczy i wystawił twarz do słońca. Pozostał w tej pozie kilka sekund… a może kilka dni… Kompletnie stracił poczucie czasu. To smakowało bardzo dobrze. Na dodatek otaczało go piękno. Nieskończone połacie kwiatów wygrzewających się do promieni tak samo, jak on… Czego można było chcieć więcej od życia?
- Dobrego jedzenia i seksu - zażartował sam do siebie.
Zaintrygowało go dziwne wgniecenie, więc ruszył prosto w jego stronę, aby go zbadać. Co mogło stratować kwiaty? Czy było tu jakieś zwierzę?
Oczekiwał zwierzęcia, a zastał rozłożony koc, a na nim tacę z owocami. Poza owocami, leżała tam też rudowłosa kobieta. Miała przymknięte oczy i najpewniej czerpała z kąpieli słonecznej.
Alice Harper wyglądała prześlicznie w jasno zielonej sukience, w którą była odziana. Zdawała się drzemać w promieniach ciepłego, letniego słońca.
Czy Prasert był gościem w jej śnie? Czy ona w jego? Trudno było orzec.
- Właśnie mówiłem, że brakuje mi dobrego jedzenia i se… - zaczął, ale oczywiście nie mógł dokończyć.
Po chwili dopiero przypomniał sobie zasady funkcjonowania w społeczeństwie. Choć zdawało się, że tak właściwie… tutaj nie było żadnego społeczeństwa, a jedynie on i Alice.
- Dobrego jedzenia i serdeczności - dokończył. - Miło cię widzieć, panno Harper.
Rudowłosa otworzyła oczy. Wydawała się odrobinę zaskoczona, że go widzi. Uśmiechnęła się lekko. Usiadła.
- Witaj Prasercie, proszę, dołącz się. Nie często mam gości na moich sennych piknikach - powiedziała. Podsunęła mu tacę z winogronami. Zerwała też kilka i zaczęła je jeść.
- Jak ci minął wieczór? - zapytała uprzejmie. Odgarnęła włosy za ucho, bo wiatr próbował ją uczesać po swojemu.
- Wieczór… Położyłem się spać nieco przed dwudziestą pierwszą, więc nie trwał zbyt długo. Jestem na mojej pierwszej misji w IBPI i podobno idzie mi całkiem nieźle - pochwalił się. - Ale nie mam pojęcia, co przyniesie jutro. Może to być wielki sukces lub ogromne rozczarowanie. Zobaczymy. Na pewno dam z siebie wszystko - mruknął. - Pamiętasz swoją pierwszą misję w IBPI? Jak się wtedy czułaś? Bo wiem, że nie zawsze byłaś Konsumentką.
- Hmm, źle… Od zawsze byłam wrażliwa na obecność silnie naładowanych energią osób i obiektów. Zaczynam przejmować pewne ich cechy im bliżej się znajduję, no i póki ich nie skonsumuję… Na mojej pierwszej misji IBPI ponoć byłam najbardziej melancholijną, najbardziej ponurą i dogryzającą istotą na świecie - zażartowała i zaśmiała się.
- Czyli jednym słowem miałaś okres - Prasert zażartował. Choć nie był pewny, czy Alice to rozśmieszy. Wziął jedną czereśnię z miski i jej spróbował. Była taka ciemna, że prawie czarna. I słodziutka.
- Hah… Nie, choć wolałabym, żeby to było to - uśmiechnęła się, lekko rozbawiona jego pomysłem. Zjadła kolejne winogrono.
- Trochę żałuję, że przez tę całą sytuację sporu między Kościołem i IBPI nie mogę mieć już kontaktu ze starymi znajomymi… - westchnęła ciężko.
- W sensie znajomymi z Portland, czy znajomymi z IBPI? Poprzez Portland mam na myśli twoje normalne, codzienne życie, kiedy pracowałaś jako muzykoterapeutka i nie miałaś nic innego na głowie - wiadomości Praserta były nie do końca trafne. Nie wiedział jednak, że Alice pracowała w operze. - W sumie utraciłaś i tych znajomych, i tych należących do IBPI - westchnął. - Ale chyba nie jesteś samotna. Masz dużo nowych przyjaciół.
- W Portland pracowałam w operze… Grałam na scenie. Muzykoterapeutką zostałam dopiero w Anglii - sprostowała jego wiedzę.
- Tak, nieco tęsknię za przyjaciółmi z Portland, oraz za tymi z IBPI… I masz racje, teraz otacza mnie również sporo osób. Dosłownie zdaję się, że jestem w centrum uwagi wielu spraw i bardzo dużo mam na głowie… Ale jakoś sobie radze, a jak sobie nie radzę, wiem kogo pytać, by mi doradzono - oznajmiła i uśmiechnęła się ciepło, ale i odrobinie tęsknie.
- Moi Konsumenci powinni być już w Ravennie. Posłałam dwójkę, żadne z nich nie było wcześniej detektywem w IBPI. Dziękuję za danie znaku w sprawie tego obiektu. Dodatkowa energia przyda im się - powiedziała.
- Pomyślałem, że może będziesz zadowolona z tego - rzekł Prasert. - Myślę, że powinniśmy wspierać się nawzajem i dbać o siebie. Lepiej mieć wielu przyjaciół, zwłaszcza gdy każdego dnia możemy napotkać nowego wroga.
Harper pokiwała głową, najwyraźniej zgadzała się z nim, lecz swoje myśli zachowała dla siebie.
- Powiesz mi coś…? - zawiesił głos, spoglądając na piękną kobietę.
Wziął dojrzałą brzoskwinię i wgryzł się w nią. Słodki sok poleciał mu po policzku. Starł go dłonią. Te owoce smakowały jak esencja lata.
- Hmm? - zapytała Alice. Jadła rozgrzane od słońca maliny z niewielkiej miseczki.
- Czy zdarza ci się tak czasami, że w twoim brzuchu pojawia się takie dziwne spięcie i czujesz się zdenerwowana, bo nie wiesz, czego się spodziewać… I choć dajesz z siebie wszystko i powinno dobrze się skończyć… To i tak czujesz taką lekką panikę… bardzo leciutką, wręcz podprogową. Taką tylko na dziesięć procent. Ale cały czas cię przypieka… - zawiesił głos. - Widzisz, sprawiam wrażenie silnego i pewnego siebie, ale wydaje mi się, że wcale nie jestem tak odważny, jakbym tego chciał. I sobie to wyrzucam.
Alice opuściła miseczkę.
- Hm… U mnie przejawia się to wrażeniem, że połknęłam piłeczkę do golfa i ta stanęła mi w gardle. Przez to kompletnie nie mam ochoty jeść, ale wiem, że muszę… Staram się nie okazywać tego po sobie, ale bardzo wielu rzeczy obawiam się, a jeszcze większą ich liczbą się martwię. Musiałam mocno zmienić się w ciągu ostatniego roku… Właściwie pół roku. Bardzo gwałtownie dojrzeć, zmierzyć ze śmiercią… To z jednej strony hartuje, a z drugiej sprawia, że człowiek staje się wrażliwszy na pewne sprawy. Ale mam wokół siebie osoby, którym wiem, że mogę ufać i dzięki nim stoję na nogach i mogę podążać dalej. Zwykle jesteśmy najbardziej pewni siebie i odważni, kiedy robimy to dla kogoś, na kim nam zależy - wyjaśniła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline