Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 14:39   #583
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak… ja robię to dla mojego Roju - powiedział Prasert. - Ale też mam wrażenie, że nie powinienem pokazywać im takiej bardziej wrażliwej części mnie. Bo powinni opierać się na mnie, a nie uda się to, jeśli będą uważać mnie za bardzo chwiejną podporę. Chyba właśnie dlatego akurat z tobą o tym rozmawiam. Bo nie muszę udawać tutaj silniejszą osobę od tej, której jestem - uśmiechnął się do niej lekko. - To wszystko z takich bardziej poważnych tematów. Miło wiedzieć, że nie tylko ja nie jestem nieustraszony - rzekł.
- Wiesz, czasem powinieneś dać im znać, że nie jesteś z kamienia, lub najtwardszego na świecie metalu… Będą cię doceniać jeszcze bardziej, jesli będa wiedzieć, że im ufasz na tyle, by powierzyć swoje uczucia. Rój, tak? Niezwykła nazwa - dodała w zadumie.
- To twoja organizacja? - chyba jednak nie rozumiała dokładnie koncepcji działania jego rodziny, w końcu skąd miała wiedzieć jak to działało.
- Tak… pewnie o nim nie słyszałaś jeszcze… Otóż potrafię… nie zawsze celowo… związać z sobą ludzi. Sprawiać, że ich serca zaczynają szybciej bić, płuca napełniają się większą ilością tlenu, a umysł endorfinami. Mam kilkoro wyznawców, z którymi mieszkam - rzekł. - Chcą mnie, pożądają mnie i kochają. Ich oczy czasami świecą się na niebiesko ogniem Phecdy. Od mężczyzn pobieram energię i przekazuję je kobietom, aby mogły płodzić.
Chwilowo postanowił przemilczeć fakt posiadania smoka i krakena.
- To trochę niezręczne, próbując to wytłumaczyć. Żeby to zrozumieć, trzeba byłoby zobaczyć… a najlepiej samemu poczuć.
Alice słuchała uważnie.
- To… Hm… Brzmi jak coś, co Phecda by stworzył… Jedną, wielką, kochającą go rodzinę. W końcu życie… To trochę jak ja i moi konsumenci. Daję im możliwość konsumowania energii, ta składuje się w ich ciałach wzmacniając ich zdolności, więc jednocześnie magazynują ją i wykorzystują dla lepszej pomocy mi. Trochę jak w ulu… - zażartowała, sugerując porównanie do owadów, bo w końcu Prasert miał swój Rój.
- Dokładnie - powiedział Privat. - Główna różnica jest taka, jak mi się wydaje, że wy pochłaniacie rzeczy, żeby się wzmocnić. A ja uprawiam z nimi seks - zaśmiał się lekko. - Jak tak o tym pomyśleć, to jestem jedynym człowiekiem we wszechświecie, który pracuje ciałem, a nie jest ani aktorem porno, ani dziwką do wynajęcia. Widzisz, jaki jestem wyjątkowy - uśmiechnął się lekko.
Alice lekko zbladła i zbladł też jej uśmiech.
- Tak… M… - wyraźnie o czymś nie mówiła, ale o czymś myślała. Znów wzięła miseczkę z malinami i zaczęła je jeść. Ich sok zabarwił jej usta na ładny kolor.
- Co? - zapytał Prasert. - No wiem, że to jest dość niestandardowe i może wydawać się niemoralne. Jednak to po prostu esencja życia i wszyscy w Roju potrzebują mnie. Niczyje uczucia nie są w ten sposób ranione. Nigdy nie byłem rozwiązłym człowiekiem. Po prostu Phecda działa w ten sposób i nie mogę z tym walczyć. To znaczy… taka walka wcale by mi nic nie dała. Nie osądzaj mnie zbyt pochopnie.
- Nie, nie osądzam. Nie uważam, by twoje działanie było złe. Wychodzi od natury Phecdy. Po prostu, miałam skojarzenie. Ciebie z pewną znajomą mi osobą, jeśli chodzi o poziom stosunków… Ale twoje służą zupełnie czemu innemu. Nie przejmuj się. Moment słabości, jak rozmawialiśmy wcześniej - spróbowała uśmiechnąć się przepraszająco.
- O - powiedział Privat. - A z kim ci się skojarzyłem? - zapytał. - Mam nadzieję, że nie z twoim największym wrogiem. Nie chciałbym kojarzyć ci się źle - Prasert uśmiechnął się do niej lekko.
Zdawało się, że naprawdę go nie osądzała. Rzeczywiście, miałaby do tego pewne prawo. Jednak Alice była inteligentna i rozumiała, że taka po prostu była Phecda. Prasert uspokoił się nieco.
- Nie, wręcz przeciwnie… Z kimś… Kogo kocham… Ale nie rozumiem jego metody zagłuszania bólu… Znaczy, jestem w stanie pojąć dlaczego to robi. Żeby zagłuszyć wszystko i pewnie dlatego, że się od tego uzależnił i to lubi… Ale nie sądze, by to było zdrowe - powiedziała znów nieco smutniejąc.
- Masz na myśli seks? Jest uzależniony od seksu? - zapytał Prasert. - No cóż, jeśli go kochasz, to nie dziwię się, że cię to boli. Znałem raz jedną osobę uzależnioną od seksu i sypiała ciągle z prostytutkami, chorowała wenerycznie, nie potrafiła nawiązać prawdziwych relacji… To uzależnienie jak każde inne. Wyniszczające.
Harper zbladła.
- No właśnie to mnie martwi… Nie wiem, czy sypia z prostytutkami, raczej byłoby widać, gdyby chorował, więc chyba nie… Ale widzę, że buja się od uzależnienia, do uzależnienia… Dużo przeżył… Ogrom bólu, próbuje go uciszyć… Tylko przykro mi, że nie próbuje inaczej, tylko tak… Przepraszam, że miałam takie skojarzenie. Po prostu, to skojarzenie - powiedziała i było widać, że jest jej przykro, bo nie chciała urazić Praserta. Odłożyła maliny i wzięła kilka borówek. Zjadła.
- Może czuje się samotny - powiedział Privat. - Często uzależnienia wynikają z próby zagłuszenia samotności. Może powinnaś wprowadzić się do niego na jakiś czas. Albo on do ciebie. I robić różne rzeczy razem. Tak, żeby przestał myśleć o pasjach, które go prześladują. Znaczy wymagałoby to od ciebie dużo wysiłku i nie jesteś odpowiedzialna za jego wybory oraz zachowania, ale bez wątpienia twój wkład mógłby dużo zmienić. Jeśli zajmiesz jego umysł, dasz mu przyjaźń, miłość… no i może trochę tego seksu, którym jest tak zainteresowany - Prasert uśmiechnął się lekko - to może uda ci się wyprowadzić go z dna. Ale pamiętaj, że nawet pomimo twoich najlepszych starań może ci się nie udać i nie będzie to wtedy twoja wina. Niektórych ludzi po prostu nie da się uratować.
Alice zastanowiła się nad tym i pokiwała głową.
- Tak… To słuszna i bardzo dobra rada. Dziękuję Prasercie… Spróbuję mu to zasugerować - powiedziała i zdawała się spokojniejsza. Nieco bardziej przepełniona nadzieją i nowym celem.
- Lubię słuchać szumu wiatru wśród traw i kwiatów. Jest przyjemny - zmieniła temat…

Prasert niestety nie zdołał odpowiedzieć… Zbudził się.

Przez okno wdzierały się promienie słońca, jeden, zbłąkany świecił na jego twarz i to najpewniej on był winowajcą jego pobudki.
- Dzisiaj wielki dzień - mruknął do siebie.
Od razu poczuł to lekkie grzanie w żołądku, o którym mówił wcześniej Alice. Stresował się, czy wszystko pójdzie dobrze. A co, jeśli z powodu jego niedopatrzenia zginie Livia? Albo Florina? Albo co gorsze, ktoś z jego roju? To nie było żadne pieprzone przedszkole. Musiał dać z siebie sto procent, a jeszcze wszystko niejako skomplikował, zapraszając tu Konsumentów. Wykasował SMSa z lokalizacją, który wysłał Alice. Był na siebie zły, że tego nie zrobił wcześniej. Następnie odłożył komórkę, wygrzebał się spod pościeli… i wyszedł na zewnątrz. Pamiętał, że nad drzwiami znajdował się zegar. Która była godzina?
Chciał też przekonać się, czy pozostali wciąż spali.
Było chwilę po dziewiątej, zaspał… Trudno się jednak było dziwić i narzekać, sen był przyjemny. W salonie zastał Alexieia i Hana. Jedli pizzę, a widząc go bez żadnego odzienia zamarli. W tym momencie z łazienki wyszła Olimpia.
- Jezus, Dobry Boże…! - cofnęła się jakby ją ktoś poraził prądem. Zamknęła drzwi. Woronow wyglądał, jakby miał zaraz parsknąć śmiechem. Guiren też.
Prasert zastygł w pierwszej chwili, lekko zdenerwowany. Potem pomyślał, że trzeba płynąć z prądem. Oparł się seksownie o framugę drzwi i nawiązał kontakt wzrokowy z Olimpią, kiedy się cofała.
- Czy zamawiała pani jedzenie? - zapytał. - Główne danie przyjechało - poruszył brwiami.
To było okropne i w złym guście, ale na tym właśnie miał polegać tego humor. Kiedy Prasert był zestresowany, zawsze starał się być zabawny dwa razy bardziej, żeby to ukryć.
- Może lepiej włóż jednak spodnie, nim dostanie zawału… Jeszcze bys jej musiał robić usta usta, a to by ją chyba zabiło… - zauważył Han
- Zabawne - zauważył Alexiei i parsknął.
Olimpia zdawała się nie mieć zamiaru na razie wyjść z łazienki, w końcu zobaczyła jeden z lepszych obrazów męskiego ciała jakie mogła w życiu dojrzeć, różne kobiety musiały reagować na to różnie…
- Nie, mam lepszy pomysł - szepnął Privat.
Ruszył w stronę Alexieia, który siedział na kanapie. Położył kolana po obu stronach Rosjanina i usiadł na jego udach okrakiem.
- Już się ubrałem, możesz wejść! - Prasert krzyknął w stronę łazienki. - Choć w sumie nie tyle ja mam na sobie Alexieia, co on ma mnie - szepnął do mężczyzny.
Następnie nachylił się, żeby pocałować go głęboko i namiętnie. Chciał, żeby Olimpia zobaczyła ten widok, kiedy tylko wyjdzie i rzeczywiście padła tutaj na zawał.
Pacini wyszła...
Wstrzymała konwulsyjnie oddech…
Po czym walnęła na podłogę.
Alexiei mruknął zaskoczony, ale nie opierał się Prasertowi. Tymczasem Han wstał i podszedł do niej, by sprawdzić, czy żyje.
- Zemdlała. Ma ciśnienie myszy polnej… Pewnie gdyby miała trzydzieści lat więcej, to byłby zawał - stwierdził.
Privat przestał całować Alexieia. Opuścił jego usta tylko po to, żeby złożyć serię pocałunków wzdłuż linii jego szczęki. Poczuł narastającą erekcję. Westchnął.
- Na serio zemdlała? Tylko żartowałem… - zawiesił głos. - Nie myślałem, że na serio tak zareaguje - powiedział i wstał.
Ruszył w jej stronę.
- Chłopcy, skorzystajcie z tej okazji i rozbierzcie się. Przeniesiemy ją na łóżko, gdzie zaczniemy resuscytację. Ubrania będą was tylko krępowały - zażartował.
Przykucnął obok atrakcyjnej Wenecjanki i położył dłoń na jej czole, jak gdyby mierzył temperaturę.
Zdecydowanie była rozgrzana. W końcu zobaczyła obraz, którego się nie spodziewała, a który ją zawstydził. Prasert usłyszał szelest ubrań. Alexiei już po chwili był nagi. Han tymczasem poskładał ubrania.
- Ją też pragniesz rozebrać? - zapytał Alexiei.
- Nie no, żartowałem. Nie jestem przecież gwałcicielem… - zawiesił głos.
Zaskoczyło go, że Alexiei na serio rozebrał się. Jak to już zrobił, Prasert nagle poczuł ochotę na seks z nim. To byłby taki dobry sposób, żeby zagłuszyć stres związany z dzisiejszym dniem. Przypomniał sobie rozmowę z Alice. Rzeczywiście rozumiał, jak można być uzależnionym od seksu. Ten bardzo świetnie rozpraszał i nie pozwalał być tylko z sobą samym w głowie. Może wyczuła to w jakiś sposób w nim i dlatego Prasert skojarzył się jej w ten sposób.
- Jeśli oddycha w miarę miarowo, to nie musimy jej nic robić. Po prostu przełożymy ją na kanapę - rzekł i sprawdził, czy jej klatka piersiowa porusza się regularnie.
Oddychała regularnie. Najwyraźniej rzeczywiście tylko zemdlała. Alexiei parsknął śmiechem. Po czym zaczął się ubierać z powrotem. Han tymczasem z nieskrywanym zadowoleniem obserwował ich obu.
- Czy musisz tak szybko ubierać się z powrotem? - zapytał Prasert. - W pewnym sensie lubię cię nagiego - dodał. - W pewnym? Chyba tylko w jednym, jak najbardziej dosłownym - mruknął z lekkim uśmiechem. - Pomóżcie przenieść ją na kanapę. Ja trzymam nogi, Han plecy, a Alexiei głowę - rzekł i ustawił się w odpowiedniej pozycji. - No dalej. Swoją drogą, jak już tak zmieniam tematy… pewnie utworzę w domu nową zasadę i każę wszystkim chodzić kompletnie nago - zażartował, ale nie był pewny, czy rzeczywiście tego nie uczynić. To nie byłoby praktyczne, ale w tej chwili Prasert wcale nie myślał praktycznie.
- Może zróbmy wyjątek dla kuchni i prac przy rzeczach, którymi moglibyśmy się pokaleczyć - zaproponował Han. Chyba nie miał nic na przeciwko takiej zasadzie. Privat był wręcz pewny, że żadne z jego domowników by nie miało nic na przeciw… Podnieśli Olimpię i ułożyli ją na kanapie. Była leciutka, jej złote włosy ponownie splecione był w luźne warkocze.
- Myślę, że ona na serio jest dziewicą - powiedział Privat. - Reaguje trochę niedojrzale w wielu różnych kwestiach - rzekł. - Choć z drugiej strony, gdybym ja zobaczył dwóch facetów całujących się tak, jak my… Może bym nie zemdlał, ale w pewnym sensie rozumiem jej reakcję - zaśmiał się lekko.
Następnie przysunął się do Alexieia i objął go. Miło było czuć przy sobie ciepłe ciało drugiego człowieka. Położył dłonie na jego pośladkach i chwycił je mocno. Pocałował go krótko w usta. Rosjanin mruknął na to.
- Po części mam ochotę stworzyć nam taki rajski ogród. Pełny wspaniałych drzew i owoców, kwiatów i szumu strumyka. Wszyscy moglibyśmy żyć w nim nadzy, jak w jakiejś fantazji. Ale pewnie za bardzo lubimy łazienkę, kuchnię i telewizor, żeby zgodzić się na coś takiego - zaśmiał się, wczepiając w Rosjanina.
- Może omówmy to do końca w domu, jak już skończymy nasze zadanie - zaproponował Han. Najpewniej sam miał ochotę na seks z nimi w tej chwili, ale Prasert o czymś zapominał… O takim jednym małym szkopule… O swoim Skorpionie. I pewnie to było głównym powodem pohamowania Chińczyka. Privat wcale o tym nie zapomniał i nawet tuż przed chwilą o tym pomyślał. Pomyślał jednak o tym incydencie w archiwum i doszedł do wniosku, że Jonas będzie musiał tak czy tak edytować te zapisy.

Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Telefon dzwonił w kieszeni Olimpii.
Prasert odsunął się od Alexieia, ale jeszcze dał klapsę w pośladek.
- Na razie jesteś bezpieczny, ale tej nocy ci nie daruję - powiedział. - Ubieraj się, ładny chłopcze - mruknął. Rosjanin westchnął, ciężko, smutno i nieco teatralnie. Zaczął się ubierać.
Następnie Tai wysunął telefon z kieszeni Olimpii i sprawdził, kto dzwonił. Pomyślał, że najpewniej Anatolia. Ewentualnie Efrem, jeśli podała mu swój numer telefonu.
Trafił za pierwszym razem. Dzwoniła Anatolia.
- Hej, skarbie, obudź się - rzucił do Olimpii i szarpnął ją lekko za ramię.
Westchnął. Jeśli się nie obudzi, sam odbierze. Choć nie miał ochoty tłumaczyć chrześcijance, dlaczego jej znajoma nie była przytomna.
“Ach, bo nagi wetknąłem język do gardła kolegi. Uwierzysz, żeby zemdleć od takich zwyczajnych rzeczy?”
Anatolia wpierw pewnie próbowałaby odprawić egzorcyzmy nad samym Prasertem.
Olimpia potrząsneła głową, powoli budząc się. Na pewno sytuacji nie poprawiał fakt, że Prasert był dalej nagi.
- Coo? - zapytała i spojrzała na niego wytrzeszczając swoje duże, ładne oczy.
- Mam tutaj dla ciebie taką dużą, wibrującą rzecz… - Privat zawiesił głos, spoglądając na telefon.
Zdecydowanie był zbyt blisko. Zrobiła się cała czerwona, ale dotarło do niej, że jej telefon dzwoni w jego ręku i wzięła go. Siadając gwałtownie. Jednocześnie odsunęła się od Privata.
- Halo? - zapytała.
- Ah, Anatolio… Nie, nie śpię. Byłam tylko zaskoczona. Co słychać? Dojeżdżasz już? - zapytała.
- Już w Ravennie? - powiedziała po chwili. Zamilkła.
- Za ile? Uh… Za dwadzieścia minut… Wiesz co, podeślę ci adres miejsca gdzie jesteśmy, dojedź do nas, bo stąd, to już blisko. Pojedziemy wszyscy razem - zaproponowała.
- Mhmm… Mhm… Dobrze. To do zobaczenia - dodała i rozmowa się skończyła.
- Błagam ubierz się na litość boską - powiedziała z zapartym tchem, nie patrząc na Praserta, tylko w swój telefon.
- Anatolia jest już w centrum, powinna dotrzeć tu za jakieś dwadzieścia minut. Musimy się zbierać i jedziemy na miejsce. Chce od razu obejrzeć obiekt - wyjaśniła i wstała. Nieco chwiejnie ruszyła do drzwi.
- Idę sprawdzić, czy Capano już jest gotowy - dodała i wyszła.
- Wróć tutaj z nim. Jedliście już w ogóle śniadanie? Jadłem pizzę przed snem, ale i tak jestem już głodny - mruknął Prasert. - Zaraz się ubiorę. Może nawet teraz.
Ruszył w stronę swojej sypialni. Wziął komórkę i wysłał SMSa do Alice.

Cytat:
Gdzie jest twoja Orianne? Niedługo może nie mieć czym się zajmować.
Wrócił do salonu.
- O czym rozmawialiśmy? Ach tak… jedliście już?
 
Ombrose jest offline