Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2020, 18:26   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 04 - Dzień 08 07:00

Czas: Dzień 08; 07:00
Miejsce: przedział załogi; mesa
Skład: wszyscy





- Myślę, że dzisiaj będziemy na tyle blisko “Archimedesa”, że będzie można wystrzelić sondy. Właściwie będzie można je wystrzelić zaraz po śniadaniu. - Chris obwieściła reszcie załogi na wypadek gdyby ostatnio ktoś skupiony na swojej niszy zadaniowej nie zwracał uwagi na resztę. Na przykład na to, że “Aurora” skróciła dystans do Antares 99 na tyle, że można było wypuścić sondy.

Chris była łagodna, uczynna i pogodna jak zawsze. Nie wyglądało by miała się na kogoś boczyć. Ani teraz ani ostatnio. Starała się pomóc gdzie i komu się dało. No a podczas wspólnych posiłków w mesie była gotowa pełnić rolę kucharki i kelnerki by biologiczny załoganci nie musieli sobie przerywać jedzenia czy rozmowy jeśli nie mieli na to ochoty.

A przez ostatnie dni “Aurora” wytraciła ogrom prędkości. W międzygwiezdnej skali to już praktycznie do zera. Teraz już praktycznie dryfowali i frachtowiec mógł już się zatrzymać właściwie w każdej chwili. A według planu zaprogramowanego przez Agnes miał się zatrzymać ostatecznie za jakieś 5 godzin. Wówczas wejdzie na daleką orbitę wokół Antares 99. Tylko dalszą niż ta po jakiej poruszał się “Archimedes”.

Dropship mógł pokonać odległość między orbitami mniej więcej w godzinę. Z tym, że stacja orbitowała wokół księżyca prawie idealnie w ciągu godziny. Czyli przez mniej więcej pół godziny znikał z sensorów “Aurory” przesłonięty tarczą naturalnego satelity. Mniej więcej. Bo obecnie frachtowiec dryfował na podobnej ale dalszej czyli wolniejszej orbicie. Co sprawiało, że “Archimedes” w dłuższej perspektywie czasowej robił ileś tam obrotów więcej niż frachtowiec. Oznaczało też, że gdy księżyc będzie przesłaniał oba sztuczne obiekty nie będzie między nimi ani widoczności ani łączności bezpośredniej. Mniej więcej przez te pół godziny.



Seth



Ogoniastemu ostatnio zeszło sporo czasu na inwentaryzacji posiadanych zasobów medycznych. Wyniki były… No jak zwykle. Zależy jak na to spojrzeć. Co prawda gdyby trzymać się ściśle litery regulaminu to jakoś dwie trzecie leków było po terminie przydatności do spożycia. Normalnie powinno się je zutylizować bo mogły wywołać jakieś przykre czy wręcz szkodliwe dolegliwości. Ale obecną sytuację trochę trudno było wpasować w jakikolwiek standard. Także pod kątem możliwości uzupełnienia leków. Właściwie jedynym potencjalnym źródłem wydawał się “Archimedes”. Po prostu w tym układzie gwiezdnym jak do tej pory nic innego nie było do zwiedzania. Ale czy na stacji są jakieś leki i w jakim stanie tego nie było wiadomo.

I dlatego gdy już się tak rygorystycznie nie trzymać regulaminu no to straty były o wiele mniejsze. Jak zbadał te przeterminowane to większość nadal była zdatna do warunkowego użycia. Czyli niby były po terminie, mogły działać nieco słabiej, wolniej, krócej no ale nadal nie zdradzały jakichś szkodliwego działania więc nie powinny zaszkodzić. Tych szkodliwych okazało się jakieś 20%. Niby jak na tak długi czas podróży to nie było dużo a nawet zaskakująco mało. Potwierdzały wysoką jakość produktów. No ale jak się miało w perspektywie niepewną możliwość ich uzupełnienia i nie wiadomo ile lat czy dekad funkcjonowania…

Gdzieś w międzyczasie sprawdził próbki sierści Anubisa. Obyło się bez niespodzianek. Sierściuch też wykazywał około pół wieczne karmienie kriogenicznymi chemikaliami. A kolejne dwa dni rzygał jak kot. Odwdzięczając się jak za tak wredne mrożenie i karmienie. Jak zwykle zresztą.

Natomiast próbki dostarczane od reszty załogi przez kolejne dni dawały powody do otuchy. Wydawało się, że proces powrotu do w pełni sił przebiega raczej bez zakłóceń. Zwłaszcza u Ryana i Vicente sytuacja już prawie wróciła do normy. Albo mieli do tego jakiś fart, naturalną odporność no albo ten wysiłek fizyczny na siłowni jednak przynosił wymierne efekty. Właściwie im już mógł odstawić leki wzmacniające jakie do tej pory im serwował od przebudzenia. U pozostałych też już mógł zaordynować zmniejszenie dawki stymulantów z 3 do 1 pastylki. Jedynie u Jericho sytuacja była zastanawiająca. Jakby coś zakłócało ten powrót do zdrowia. No ale na razie to było jak żółte światełko, jeszcze nic strasznego się nie działo. Ot, jak się nic nie zmieni może będzie musiał zalecić aby cyborg odpoczął dzień czy dwa i wówczas się okaże co z tego wyjdzie.

No i razem z Vicentem działali w ogrodzie by go doprowadzić do jakiejś normalności i używalności. Chociaż każdy z nich specjalizował się w czym innym i miał inne podejście do sprawy. Ale wspólnie okdryli, że nie tak hop siup wrócić zdziczały ogród do pierwtnego stanu. Głónie dlatego, że te wszstkie krzaki, mchy i kłącza zmiażdżyły i zdusiły sporo mechanizmów w ogrodzie i bezpośrednim otoczeniu. Nawet wyłamały kratki wentylacyjne i wrosły się w kanały wentylacyjne. Dlatego system operacyjny zrobił się niesterowny. Co z tego, że komputer kazał zmniejszyć dawkowanie ciepła czy pożywienia skoro mechanizmy jakie miały wykonać to polecenie zostały zniszczone.

Więc przywrócenie ogrodu do używalności okazało się pracą wieloetapową. Trzeba było wymienić te wszystkie uszkodzone, zmiażdżone, połamane rurki, grzejniki, lampy, kamery i tak dalej i zamontować nowe. Te wewnątrz ogrodu i te które na zewnątrz się z nim bezpośrednio stykały. No ale by je wymienić trzeba było się do nich dostać. Czyli wejść w ten dziki, nieokiełznany gąszcz o gorącu i wilgotności pełnoprawnej sauny. A bez maczet, pił i palników to robiło się raczej niemożliwe. No a bez wymiany tych elementów właściwie nie dało się sterować temperaturą, wilgotnością czy dawkowaniem pokarmu. Ten ostatni możliwe, że już na tym etapie nie był niezbędny i biosystem sam już się napędzał gdy jedne organizmy żerowały na innych.

Próbki pobrane z ogrodu były całkiem ciekawe. Dzicz w czystej, pierwotnej postaci. Seth nie kojarzyłby w sztucznych warunkach ktoś wyprodukował taką dzicz. Chyba nawet w naturalnych byłoby nie takie proste. Zwłaszcza na statkach. Gdzie ogród miał być cywilizowany by dało się w nim odpocząć. A nie by rozrósł się tak, że nie dało się do niego wejść na dalej niż parę kroków i to po wyrąbaniu sobie drogi. Nieważne czy pobierał próbki z drzew, krzewów, porostów czy traw, wszystkie wskazywały na brak zastoju typowego dla hibernacji. Zwłaszcza długotrwałej.

No a teraz jak blondynka siedząca przy stole tak mówiła o tych sondach i dryfowaniu wokół Antares 99 to mógł sobie przypomnieć rozmowę z przedwczorajszej kolacji. Wówczas Chris albo zainteresowały rzucone przez Seth pomysły albo się poczuła wywołana do odpowiedzi.

- To chyba by było dość trudne do zrealizowania. - zaczęła wtedy Chris gdy powiedział swoją teorię o tym, że są gdzie indziej niż w Antaresie. Tłumaczyła chwilę jak to sensory odbierają z przestrzeni te wszystkie świetlne punkty z przestrzeni. Zwłaszcza tak zwane świece standardowe czyli bardzo jasne i charakterystyczne gwiazdy które służyły jako znaczniki do pomiaru odległości. Z dowolnego punktu. A każda miała swój charakterystyczny blask i rytm pozwalający ją zidentyfikować. A mierząc te odległości można było utworzyć mapę 3d i sprawdzić jak się to ma do własnej lokalizacji i do map w pamięci komputerów. No i był jeszcze sam Antares i gwiazda centralna i cały system. Też miał wszelkie dane jakie pozwalały go zidentyfikować jako Antares właśnie nawet bez całej reszty.

- Więc raczej na pewno jesteśmy w Antaresie. - rzekła wtedy blondynka z niezręcznym, przepraszającym uśmiechem. - Nawet gdyby jakoś założyć, że skany działają niewłaściwie a komputery mają fałszywe dane. No to Ryan wypuścił drona na zewnątrz. To niezależny system odbioru danych. Można porównać przekazany obraz z tym co pokazują czujniki. I z mapami gwiezdnymi. Nawet z tymi wydanymi na papierze na co ewentualne fałszerstwo danych komputera powinny być obiektywne i niezależne. - i jakoś tak to się przedwczoraj skończył ten temat. Chris więc nie wyglądała na przekonaną, że taki pomysł Seth jest najbardziej prawdopodobny aczkolwiek nie wykluczała, że jest możliwy.



Tony



Ostatnie dni okazały się dla kapitana “Aurory” bardzo wyczerpujące. Już wczoraj zaczęło się dość niefortunnie gdy z ćwiczeń w pełnym kosmicznym ekwipunku wyłamał się Seth. Wyniki tych ćwiczeń okazały się dwojakie. Chyba nikt nie zapomniał jak się używa skafandrów i tlenówek. Co na pewno było na plus. Minusem było to, że nadal mieli gorsze wyniki niż te z ostatnich podobnych manewrów. Chociaż już każdemu do swoich własnych średnich brakowało już mniej niż poprzedniego dnia na siłowni. Ryan i Vicente no już zahaczali o własne słabsze wyniki. Wydawało się, że najprędzej wrócą do w pełni sił.

Dobre było też to, że butli z tlenem mieli pod dostatkiem. Właściwie cała filozofia z tymi butlami była taka by były w odpowiednim miejscu i czasie. Przy rozważaniu wyprawy załogowej na “Archimedesa” trzeba było rozważyć kto ma lecieć i co zabrać. W tym ile butli. A potem jakby po stacji trzeba było poruszać się w skafandrach to jeszcze trzeba by pamiętać by tak się wypuszczać na te zwiedzanie aby wrócić na czas do dropshipa po nowe butle. Z drugiej strony każdy skafander miał powietrza na 12 godzin co pozwalało w nim spędzić prawie cały standardowy dzień roboczy. Wyjątkiem tutaj była Chris. Jako, że nie miała płuc to tlen nie był jej niezbędny do funkcjonowania. Chociaż odruchy miała tak dopracowane, że znów gdyby nie wiedzieć kim naprawdę jest o było widać gołym okiem, że oddycha. No ale właśnie obecność syntka w załodze pozwalała zaoszczędzić tlen w krytycznej sytuacji. Syntki mogły podróżować w skafandrze bez butli i wówczas miały plecy do dyspozycji na jakiś inny zasobnik albo wziąć butle jak każdy i mieć ją gdyby ktoś inny potrzebował.

Za to z próbami komunikacji z “Archimedesem” nic nie wyszło. Znaczy “Aurora” próbowała z nim flirtować na różnorodnym zakresie widma elektromagnetycznego. No ale on pozostał obojętny jak głaz na te zaloty. Wciąż nadawał tylko ten automatyczny sygnał z respondera.

Przy sprawdzaniu listy przewozowej niezastąpiony okazał się Jericho. Chociaż nie miał wpływu na zawartość samej listy. Nikt z nich w tej chwili już nie miał wpływu na to co przewozili na statku. W większości przepastnych ładowni były rudy do przetworzenia w hutach albo gaz dla rafinerii. W jednej ładowni były zaś kontenery. Z całą masą różnych rzeczy. Od mikroprocesorów i datapadów przez samochody i ubrania. No i była jeszcze poczta. Czyli coś co ludzie korzystali z okazji by przesłać z jednego systemu do drugiego. Tu już mogły się trafić naprawdę zaskakujące rzeczy.

No a już prawie na koniec wczorajszego dnia spędził czas z Ryanem. Gdy ich obydwu przyciągnęły plany stacj “Calisto 2000”. No ale wyszło na to, że Alice chyba miała rację, z tym, że to raczej typ a nie model. Chociaż w ogólnych założeniach to te Calisto miały jakieś elementy i założenia wspólne. Na przykład takie, że są na planie koła a mieszkalna część była na zewnętrznym obwodzie. A jak nie mieszkalna to ta robocza w której najwięcej spędzało się czasu. Tam było bowiem najoptymalniejsze ciążenie. Najbardziej zbliżone do ziemskiego. Im bliżej centrum stacji tym mniejsze. Dlatego w samym centrum to już praktycznie panował stan nieważkości.

Natomiast nie bardzo był sens sprawdzać każdy korytarz i pomieszczenie. Każdy model był inny. Nawet jeśli ogólny schemat czy widok zewnętrzny był podobny. To każdy klient zamawiał ten ogólny typ stacji pod własne potrzeby. A nawet właściciel mógł po prostu wynajmować poszczególne przestrzenie firmom i te modelowały przestrzeń wedle potrzeb już w trakcie działania danej stacji.

Bardziej zbieżne wydawały się mniejsze moduły. Drzwi, kratki wentylacyjne, szyby, korytarze, kuchnie, kajuty, reaktory.. To wszystko w paru podstawowych modelach. I z nich, jak z podstawowych klocków, była zabudowana większość przestrzeni. Dlatego jeden korytarz na jednej stacji mógł się wydawać identyczny jak inny na innej nawet jeśli na schemacie obu baz znajdowały się całkiem gdzie indziej.

A jak się miał “Archimedes” do “Calipso” to można było tylko domniemywać. Zewnętrznie wydawał się podobny. Chociaż prawie dwa razy większy. Więc i powinien mieć odpowiednio większą kubaturę. I jeśli wewnętrznie był zbudowany z takich samych lub podobnych “klocków” to powinien też ich mieć odpowiednio więcej.



Vicente



Vicente siedział przy stole w mesie razem z innymi. Wczorajszy dzień dał mu się we znaki. Najpierw z pół dnia spędził na mostku. Musiał najpierw przeprowadzić obliczenia, potem symulacje wreszcie napisać odpowiedni program. Potem znów go sprawdzić. Wreszcie wgraś w system i pozwolić by komputery i automaty zajęły się resztą.

Tak jak temat zaczął Ryan ze dwa dni temu tak teraz już mieli coś co w praktyce działało jak porządny system alarmowy. Połączenie znaczników otwartych i zamkniętych drzwi, kamer, zaplenia czy zgaszenia światła, temperatury no i tam gdzie były to kamer sprawiło, że teraz trudno było komuś przemknąć się niezauważenie po statku. Aczkolwiek nie niemożliwe. Jakby trafił się uzdolniony haker, włamywacz czy drużyna specjalsów na cichej akcji to pewnie mogliby się mierzyć z takim systemem. Tak samo jak Vicente gdyby próbował przeniknąć taki system. Więc było to możliwe. Niemniej nawet takich specjalistów od podobnej roboty to by mocno spowolniło, ograniczyło swobodę poruszania się no i zawsze istniało ryzyko wpadki przy próbie obejścia systemu. A im dłuższa trasa, im więcej blokad i czujników do pokonania tym rosła szansa wpadki. No a jak ktoś nie miał takich specjalności to raczej trudno byłoby mu nie uruchomić jakiegoś czujnika. No chyba, że ktoś by się gdzieś zabunkrował.

A drugą połowę dnia spędził w ogrodzie. Tam zresztą spotkał Seth i Agnes. Sprawa ogrodu okazała się bardziej skomplikowana niż to wyglądało na pierwszy rzut oka. Trzeba było wymienić uszkodzone czy wręcz zniszczone moduły na nowe. A by je wymienić trzeba było dostać się do środka. Co oznaczało albo sobie odpuścić albo wyrąbywanie sobie drogi krok po kroku jak w najprawdziwszej dżungli. Tylko tak parnej i gorącej, że trzeba było to wszystko robić w skafandrze próżniowym. Samo oprogramowanie było raczej sprawne. Od ręki mógł wymienić jakieś drobne elementy przy panelu. No ale jak zielsko zniszczyło lub uszkodziło infrastrukturę w samym ogrodzie no to oprogramowanie niewiele mogło pomóc. Historia zmian była dziurawa na czas między Pegasusem a Antaresem. Czyli tak samo jak cała reszta. Dlatego wyglądało to tak, że w Pegasusie praktycznie wszystkie systemy świeciły się na zielono i były sprawne. A gdy blackout się skończył w zdecydowanej większości bazowała czerń. Tam gdzie zielsko zniszczyło czujniki, kamery i resztę więc nie docierały dane. Nieliczne które ocalały pokazywały właśnie temperaturę czy wilgotność.

Zniszczenia ogrodowej infrastruktury właściwie kwalifkowały się aby Alice się tym zajęła. Gdyby chodziło o samo wymontowanie uszkodzonych elementów i zamontowanie nowych to byłaby raczej kwestia czasu. Ale obecnie ktokolwiek by się za to nie zabrał najpierw musiałby przebić się do każdego z tych elementów przez ten parny gąszcz. A to się zapowiadało na ciężką, fizyczną harówę.


Alice



Wytatuowana inżynier też siedziała w mesie przy kolejnym wspólnym posiłku. Wczoraj z pół dnia zajęła jej procedura kontroli sond. Na 12 sztuk jakie mieli w magazynie 6 zniosło podróż praktycznie bez szwanku. Można je było od ręki wysłać w przestrzeń. Kolejne 3 wymagały jedynie drobnych szlifów i też właściwie były gotowe do obiadu. Po obiedzie uzdrowiła 10-tą co była w dość kiepskim stanie. No i zostały dwie ostatnie. Tutaj już uszkodzenia były zbyt poważne. Po prostu trzeba było wymienić uszkodzone moduły na nowe. Na razie jednak mieli pełną dziesiątkę gotowych do startu dronów rozpoznawczch średniego zasięgu. To już mogła obwieścić reszcie wczoraj przy kolacji.

Unikanie Chris okazało się zaskakująco łatwe. Wczoraj rano co prawda blondynka przyszła do hangaru bo wedle wcześniejszego grafiku miały razem sprawdzać te sondy. No ale przyszła i zapytała czy będzie Alice do czegoś potrzebna. W końcu sprawdzanie sond było o niebo prostsze niż dropshipa. W końcu w jeden roboczy dzień dało się “oblecieć” dziesiątkę dronów a jeden dropship zajął dwa dni. Więc przy sondach pomoc drugiej osoby już nie była Alice tak potrzebna jak z dropshipem. No a potem Chris jak zwykle była w mesie na kolacji no a następnie dzisiaj towarzyszyła im przy śniadaniu. Sama jednak do ich poprzednich przygód nie wracała ani gestem ani słowem.

Pod koniec wczorajszego dnia razem z Ryanem oglądali film. Ten który dron nagrał z pierwszego wylotu na zewnątrz. Dla niej z kolei ten film był o wiele bardziej czytelniejszy niż dla niego. Wiedziała na co w danym momencie patrzy i w jakim to jest stanie. I przeczytać te dane z pomiarów jakie dron zrobił automatycznie podczas lotu. No i nie wyglądało to tak źle. Poszycie wydawało mniej więcej w porządku. Chociaż przy froncie pierwszej ładowni znalazła niepokojącą “gwiazdkę”. Jakby coś z impetem rozstrzaskało się na dziobie. Czy to może raczej dziób coś staranował jak pruł kosmiczną próżnię. Która jednak nie zawsze była tak całkiem pusta.

Co do miejsca trafienia to nie było to dziwne miejsce. Front który brał na siebie główny szok uderzeniowy zawsze był najbardziej narażony na uszkodzenie. Skan wykazał uszkodzenie. Optycznie nie wyglądało to groźnie. Taka osmolona “gwiazdka”. Tam i tu na poszyciu były podobne. No ale w tej zeskanowane dane pokazały wgłębienie przysłonięte spalenizną. Zbliżenie pokazało wypalone fragmenty poszycia. Właściwie to szczęście w nieszczęściu, że trafiło w dziób, w miejscu najmocniejszym na całym statku, zaprojektowanym do znoszenia takich przygód. Gdyby obiekt o podobnej masie i z taką prędkością trafił w jakiekolwiek inne miejsce to pewnie by mieli przebicie. A tak mimo wszystko rozeszło się po kościach.

Na razie nic im z tego powodu nie groziło. Właściwie jak na 300 lat świetlnych to poszycie było wręcz w idealnym stanie. Aż nawet trochę dziwne było, że tych uszkodzeń jest tak mało. Ale czy to trafione miejsce by wytrzymało podróż powrotną to już Alice potrzebowała więcej danych. Zeskanować już osobiście to miejsce i może nawet zgrać dane na mostek by tam komputery albo Vicente przeprowadzili odpowiednie symulacje. Od biedy szlag najwyżej by trafił 1-kę i to co w niej było. Ale reszta chyba powinna wyjść z tego cało. Chyba. Czy tak by było na pewno to by właśnie przydały się te dokładniejsze dane i symulacje. Przy okazji skanu można było też pobrać próbki na czym zależało Ryanowi. Chyba, żeby zlecić ten dokładny skan Chris. Radziła sobie z pilotażem dropshipa to i pilotaż drona powinna ogarnąć. No i dlatego już na inne prace wczoraj już nie bardzo miała ani chęci, ani okazji, ani czasu. No ale dzisiaj też był dzień.



Ryan



Wczorajszy dzień ochroniarza okazał się bardzo intensywny. Zaczęło się ostro z samego rana jak po śniadaniu Tony zarządził ćwiczenia w kosmicznym ekwipunku. Skafandry, plecaki tlenowe, manewrowanie niezbyt wygodnymi rękawicami przy panelach, broni, przyciskach, pokrętłach, przeciskanie się w tym wszystkim przez włazy i drzwi. No tak. Ostro się zaczęło.

No a potem sam jeszcze zaserwował sobie trening indywidualny. Tym razem na kondycję, koordynację i strzelanie. Do ćwiczenia w zwarciu brakowało mu sparingpartnera. Więc zostawała kondyncja i strzelanie. Z wczorajszych wyników mógł już być bardziej zadowolony. Wyglądało na to, że zaczyna wracać do swojej normy. Wczorajsze wyniki już zaczynały oscylować wokół przeciętnych wyników jakie zwykle osiągał przy podobnych ćwiczeniach.

No i później sprawdzał plany “Calisto”. A, że Tony wpadł na ten sam pomysł to sprawdzali te plany razem. Te plany jakie posiadali nie dostarczyły zbyt precyzyjnych informacji. Niby podobnie między sobą w ogólnych zarysach i założeniach a w detalach jednak zbyt różne. Jak się nie miało planów konkretnej stacji to trudno było coś detalicznie planować nawet wobec innej “Calisto”. A “Archimedes” chociaż wydawał się powiększoną wersją tej “Calisto” to tym bardziej trudno było oszacować co może mieć w środku.

Jednak te plany co mieli pokazywały widok nawet w 3d. Można było je obracać, zoomować, oddalać i oglądać do woli. Właściwie to chyba by się nawet dało je przenieść do VR. Jak nie bezpośrednio to może z pomocą Vicente.

A jeszcze później czas spędził z Alice. Na oglądaniu nagranego przez drona filmu. Przy okazji miał okazję obejrzeć nagrania z Pegasusa. I to już wymagało pewnej uwagi ale nawet laik mógł gołym okiem pobawić się w konkurs “dostrzeż różnice” jak miał na jednym ekranie widok z Pegasusa a na kolejnym obecny. No i jeszcze filtr wyszukiwania różnic między obrazami bardzo ułatwiał i przyspieszał całą robotę. Więc teraz sprawa zrobiła się znacznie łatwiejsza niż gdy pierwszy raz sam oglądał nagranie.



Agnes



Przez ostatni dzień może postępu w postępowaniu z ogrodem jakoś nie było. Ale przynajmniej na spółę z Vicentem i Seth wyjaśnili dlaczego. Zielsko zarosło tak bardzo, tak mocno napierało na przestrzeń, że zgniotło, zagłuszyło, złamało, przerwało instalację jaka służyła do wykonywania poleceń komputera. Więc jak Vicente stwierdził sam panel i oprogramowanie nadal działają właściwie jak należy. Ot nie ma instalacji zdolnej wykonać to polecenie. Wyglądało na to, że póki się nie wymieni zniszczonych elementów na nowe no to sytuacja będzie niesterowna. Zamknięta kubaturą dżungla będzie żyła swoim bójnym, parnym, gorącym życiem. No a żeby wymienić te elementy instalacji trzeba było się do nich fizycznie dostać. A to się zapowiadało na ciężką harówę przebijania się przez ten gąszcz krok po kroku.

Temat kolonizacji, z naukowego i biologicznego punktu widzenia mógł być bardzo ciekawy. Na orbicie Antares 9 było to jednak mocno utrudnione. Same gazowe giganty miały opinię zbyt nie gościnnych do życia typu ziemskiego. Nawet jeśli by jakieś mikroorganizmy dały radę przetrwać w górnych, warstwach atmosfery które były najbardziej dostępne dla przybyszy z zewnątrz to co z tego? Nie mieli ani stacji które by mogły unosić się w takiej atmosferze i nie bardzo było jak zebrać taki plon z tej szarpanej huraganowymi wiatrami atmosfery. Takimi huraganami co mogły wiać kilkaset kilometrów na godzinę.

Pod tym względem Antares 99 czyli satelita tego giganta wokół którego orbitował “Archimedes” był bardziej obiecujący. Miał stabilną powierzchnię więc dało się tam chodzić, jeździć czy budować. Potężna magnetosfera gazowego olbrzyma do pewnego stopnia chroniła go przed morderczym promieniowaniem kosmicznym które skutecznie sterylizowało aktywne życie.

Księżyc gazowego giganta należał do lodowych księżyców. Co sprawiało, że mogła tam być woda. Co więcej prawdopodobnie ruchy pływowe wywołane przesuwaniem się wnętrza globu pod wpływem ogromnej grawitacji planety sprawiały, że te wnętrze było płynne. Na dowód tego w rejestrach o tym satelicie była wzmianka o kriowulkaniźmie. Który działał mniej więcej jak gejzery na ziemi tylko wyrzucał niekoniecznie parę. To wszystko dawało jednak szansę, że gdzie pod powierzchnią mogła być woda stanie płynnym. Niestety nie wiadomo jak głęboko, jedynym pewnym źródłem były te kriowulkany.

Z minusów Antaresa 99 była jego odległość od gwiazdy macierzystej. Co sprawiało, że nawet z o wiele większej gwiazdy niż Słońce na tą orbitę docierał tylko niewielki procent energi słonecznej jaki otrzymywała Ziemia od swojej dziennej gwiazdy. To sprawiało, że fotosynteza byłaby mocno utrudniona. Kolejnym minusem była bardzo niska temperatura na powierzchni globu. Obliczana szacunkowo na ok -180*C. Co raczej wyluczało aktywne życie na powierzchni. Przynajmniej takie jakie ludzie by mieli hodować i spożywać. No i jeszcze atmosfera była tak rzadka, że właściwie jej nie było. Ale były kratery, kaniony, jaskinie i doliny. Te zagłębienia terenu były o tyle obiecujące, że według symulacji tam mogła być gęstsza atmosfera a więc i nieco wyższa temperatura.

Właściwie to “pod gołym niebem” naturalny satelita gazowego olbrzyma miał kiepskie warunki do zakładania farmy. Niemniej już jakaś farma hydroponiczna pod kopułą, napędzana energią z jakichś kolektorów słonecznych, pobierająca wodę z kriowulkanów no już miała rację bytu. Przynajmniej tak dla biologa i farmera. No ale sama konstrukcja takiej farmy to już był problem inżynieryjny a sam glob dobrze by było porządnie zeskanować by zebrać więcej danych. Takie skanowanie jednak można było zrobić z orbity choćby za pomocą sond jakie powinni mieć na pokładzie.

Teraz zaś miała okazję o tym pogadać skoro wszyscy byli obecni w mesie. Wczoraj wieczorem była świadkiem rozmowy Seth i Chris o tym, że mogą być gdzieś indziej niż w Antaresie co Seth poddał wątpliwości. Jako nawigator zdawała sobie sprawę, że Chris mniej więcej nieźle skróciła tą zasadę działania skanerów i pomiarów przez nie robionych. Tak to właśnie się odbywało.



Chris



- Przyszła nowa aktualizacja “Archimedesa” ze skanów. - gdy załoga już na dobre jadła śniadanie blondynka dała znać o nowym pakiecie danych jaki skany przysłały a komputery obrobiły. Właściwie to cały czas to robiły no ale postęp był dość powolny. Jednak w miarę zmniejszania prędkości i skracania odległości na schematycznym do tej pory szkicu pojawiało się coraz więcej detali. A teraz gdy Chris pstryknęła co trzeba to nad stołem pojawił się hologram. Najpierw ten ogólnie już znany wizerunek okrągłej stacji kosmicznej a potem zbliżenia na poszczególne fragmenty.





- Chyba mieli jakiś wypadek. - blondynka rzuciła oszczędną uwagę chociaż użyła bardzo oszczędnego sformułowania. Do tej pory wizerunek “Archimedesa” jawił się jako monolit. Ale gdy przez ponad tydzień lotu skanery cierpliwie zbierały szerokopasmowe dane a odległość się skracała to pojawiło się więcej detali. Raczej mało budujących. Kratery, dziury, osmolenia, wyrwy na tyle duże, że było widać nawet jakieś wnętrze stacji. Niektórych fragmentów poszycia po prostu nie było. Gdzie indziej całe segmenty stacji wystawały poza jej obrys a niektóre fragmenty dryfowały wokół głównej bryły. A do tego było całe mrowie drobniejszych szczątków. Te najdrobniejsze przypominały pył czy mgłę jaka uformowała się nie wiadomo jak dawno temu i teraz orbitowała wokół stacji niczym chmura zamarzniętej krwi wyrwana z trzewi okaleczonej stacji. Chociaż część sektorów przynajmniej z zewnątrz wydawała się nie naruszona. Więcej danych powinno spłynąć jak wypuszczą sondy i te zeskanują okolice stacji z bliższej odległości a potem prześlą dane na statek macierzysty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline