Uratowanie krasnoludów łapami grobi było takim nietaktem jak zesranie się na dywan na przyjęciu na cesarskim dworze.
Ale inaczej tego czarodziej nie mógł zrobić i wszyscy khazadzi którzy przeżyli zawdzięczali mu życie.
W tej sytuacji jak najbardziej pozostawienie go przy życiu z przykazaniem wyniesienia się z gór było na miejscu. Najlepiej jakby zabrał ze sobą grobich i nie wracał.
Chociaż Galeb dalej trzymał tarczę w ręce to młot schował za pas. Ustawił się między towarzyszami, którzy opatrywali rany, a grobimi.
Lepiej żeby obie strony rozeszły się po prostu w milczeniu.
Choć Galeb miał nadzieję, że kiedy gobliny odejdą to czarownik pojawi się przed nimi. Trzeba było zabrać naczynie demona - złoty gwóźdź i pytanie było czy zrobi to czarodziej czy Galeb? I gdzie się ten przedmiot aktualnie znajdował?
Czy przy pomutowanym Karlu?
Czy może postaci która dobijała rannych ludzi i gobliny?
Galeb stał na straży reszty krasnoludów, którzy zbierali rannych i poległych.
Pomysł by powrócić do Króla był jak najbardziej dobry, lecz co z ludźmi na Przełęczy? Powrócić do nich? Pozostać pośród szczytów i sabotować wysiłki Granicznych? Galeb wiedział, że muszą się zastanowić jeszcze nad tym wszystkim, jedno jednak było dobre - poskromili przynajmniej na tą chwilę demona i ta sprawa miała się już ku końcowi.
Przynajmniej taką miał nadzieję. |