Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: jasno, cisza, ciepło na zewnątrz jasno, d.si.wiatr, zachmurzenie, arktycznie
Kolejny dzień okazał się dość ponury. Słońca przez ten chmury nie było widać i czuć było czasem mocniejszy napór wiatru na okna. Ale to jeszcze nie była zamieć jak to ostatnio potrafiło zawiać. A jednak zapowiadało się, że na zewnątrz jest mróz jak to w środku zimy bywało gdy dech Ulryka był w pełni sił. No ale póki siedziało się w przyjemnym cieple, w domu to nie było to aż tak straszne.
Dzisiaj Versana mogła sobie pospać trochę dłużej i odespać wczorajsze przygody. Kolejny wieczór w “Piwnicznej” okazał się dość bogaty w wydarzenia. Ida za jaką się podawała została oficjalnie “dziewczynką” w tej karczmie no i niejako poznała służbowo i na koleżeńskiej stopie zarówno karczmarza Herbiego jak i koleżankę po fachu Hannę. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia, zwłaszcza dla Idy. Franz jednak zniknął i nie pojawił się więcej. Więc kultyści nie mieli pojęcia co się z nim stało odkąd Versana ze Strupasem zostawili go pogrążonego we śnie w piwnicy kryjówki przy “Piwnicznej”. Dwaj dla nich nowi strażnicy poznali się głównie z Aaronem. Ale od wczorajszego rozstania młoda wdowa też się z nim nie widziała. Próba zaś zrobienia jakiegoś układu z Rolfem nie powiodła się. Pod wpływem hipnozy poszedł spać na całego. No ale niejako przy okazji Versana odzyskała większość swoich pieniędzy jakie przez Kornasa przekazała Aaronowi a ten jakoś tak lawirował, że wysłał Rolfa w ramiona Idy ze srebrnikami Versany.
No i tak to się jakoś wczoraj skończyło.Oboje z Kornasem bez większych przygód dotarli wieczorem do domu. Dzisiaj zaś czekało na czarnowłosą smaczne śniadanie naszykowane przez Gretę. Właśnie się nim zajadała gdy przyszła Berna.
- Jacyś ludzie przyszli. Mówią, że od jakiejś kapitan Wergi czy jakoś tak. Wyglądają dość nieprzyjemnie. - pokojówka streściła w największym skrócie sprawę z jaką przybyła.
Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: półmrok, chłód, cisza
Strupas
Strupas obudził się na legowisku w norze Ropuchy. Ona sama kręciła się gdzieś wewnątrz brzdękając swoimi garami i chyba szykując jakiś posiłek. To dobrze. Był głodny. Ale po takiej wyczerpującej wyprawie przez zimowy las to spało mu się bardzo dobrze. Wczoraj po wizycie u Kopfa przyszedł tutaj. Wczoraj i dzisiaj w podziemnym świecie było dość iluzoryczne. Panowała stabilna temperatura i wieczny półmrok gdy w wielkiej jaskini tylko ogniska i pochodnie dawały plamy światła. Śnieg, mróz i zima nie była tutaj tak straszna. Gdyby było jedzenie to można by tutaj spokojnie przezimować.
Czy wielkogłowy uwierzył wczoraj w tłumaczenia garbusa czy nie to garbus tego nie wiedział. Rozmawiając z nim Srupas miał wrażenie, że wódz zna każdą jego myśl i tylko się z nim bawi w tej rozmowie. No ale o ile pamiętał to każda rozmowa z Kopfem wyglądała w ten sposób. Dlatego miał opinię wiecznie podejrzliwego i nieufnego. Ale jeśli miał jakieś podejrzenia czy plany wobec Strupasa to na razie ich nie zdradzał i trzymał karty przy orderach. Jak zawsze.
Za to z wielkookim rozmawiało się dużo swobodniej i przyjemniej. Knut przywitał się z garbusem jak z kolegą właśnie i wyraźnie ucieszył się z tej wizyty. Jego matka niekoniecznie. Mruczała coś o kolejnych podrzutkach i darmozjadach. I jak potem dojrzał czy raczej usłyszał w jakimś zawiniątku znów mazał się jakiś berbeć.
Cichobieg jednak był bardziej serdeczny dla garbusa. Wyjaśnił mu to dlaczego Knop tak wypytywał o te ślady i towarzystwo. I skąd się wzięły te matnie wokół wejścia do pieczary.
- Polują na nas. Paru upolowali. Trudno wyjść by się przemknąć i coś upolować. A jak upolujesz to ciężko z tym wrócić. Jak tak dalej pójdzie to się długa i głodna zima szykuje. - wyglądało na to, że odmieńcy toczą z kopytnymi zimową wojnę podjazdową. Na razie rogaci nie zdecydowali się na walny atak na jaskinie no ale nie tylko Kopf się z tym liczył. Taki atak mógł nastąpić w każdej chwili.
- Nie wiem co się im stało. Nie zawsze była między nami pełna zgoda. Ale jeszcze na jesieni i początku zimy było w porządku. A ostatnio jakby im się nudzić zaczęło czy co. Urządzają polowania w całym lesie. Ale do nas mają najbliżej. To przypomina oblężenie. Trudno się przemknąć. - Knut wydawał się zmartwiony tym stanem rzeczy. Bezpieczna dotąd kryjówka wcale nie musiała nadal taką być. Jak rogacze by zlikwidowali myśliwych czy po prostu nie dawali im polować i wracać ze zwierzyną do jaskini to się głód szykował dla mieszkańców tej jaskini. A Kopf i Opal zastanawiali się jak z tego wybrnąć. Otwarta konfrontacja z rogaczami wydawała się nie w smak im i reszcie ale jak tak dalej pójdzie nie można było wykluczyć i takiego kroku.
- Wstałeś? - Knut też wygramolił się ze swojego barłogu. Zaczynał się kolejny dzień. Zaczął zagadywać swoją rodzicielkę co będzie do jedzenia. Burknęła coś w odpowiedzi i pogoniła go wielką, kuchenną łychą więc umknął przed jej gniewem jakby dalej byli małymi nicponiami a ona stateczną matroną. W końcu więc łucznik usiadł na zydelku i grzejąc się przy ognisku zaczął sprawdzać swoje strzały. Sprawdził już kilka gdy z zewnątrz dał się słyszeć stukot kopyt a potem stukanie we framugę. Gdy Knut trochę zdziwiony spojrzał na garbusa a potem na zasłonę jaka wisiała w drzwiach zaprosił gościa okazało się, że to Lila.
- Witajcie. - gibka dziewczyna o fioletowych włosach przywitała się z nimi wesoło. Tak od głowy do kolan to gdyby schowała pod czymś włosy to wyglądała jak każda inna młoda, zgrabna dziewczyna. No ale od kolan w dół miała sierść i kopyta.
- No to opowiadaj Strupas! Co się dzieje w wielkim świecie! - Lila zawołała radośnie przynosząc w prezencie i na rozgrzewkę jakąś tykwę ze sfermentowanym sokiem. Lila zawsze wydawała się radosna, pogodna no i ciekawska tego co się dzieje poza ich osadą.