Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2020, 01:22   #2
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 02 - 2727.08.01; wieczór; g. 32:00

Scena 1



Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; szoferki łazików
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: Vanessa i Olga, gościnnie Nicholas i Kelemen






- Kto to? - Nicholas już od chwili widział jak w tej kurzawie zbliżają się światła jakiegoś samochodu od strony obozu. Ale dopiero jak drugi pojazd zbliżył się bliżej to rozpoznał bliźniaczy łazik z ich obozu. Zatrzymał się trochę dalej, tak ze dwa czy trzy standardowe miejsca parkingowe dalej. Więc samą sylwetkę samochodu widział dość dobrze ale bez detali. Więc przez szyby własnej maszyny widział tylko sylwetki w drugiej. Ale nie mógł dojrzeć kto tam siedzi. I dlaczego zaparkował tak daleko? Jakby nie miał ochoty na bliższą integrację. Co budziło jego czujność. Zwrócił się do siedzącego obok Kelemena ale ten wiedział i widział to samo więc wzruszył ramionami. Kierowca więc sięgnął po radio i wezwał załogę drugiego pojazdu do identyfikacji.

- 3-ka do 4-ki. Co tu robicie? - zapytał zerkając przez boczną szybę na reakcję załogi drugiego wozu. Widział sylwetki głów, chyba nawet plamy twarze ale w tym zamarzającym pyle jaki sypał trudno było dojrzeć coś więcej. Zwłaszcza w samym środku polarnej nocy.

- Chyba powinnyśmy coś im odpowiedzieć. - zaproponowała Olga słysząc wezwanie w radiu. Zerkała w bok i widziała to samo co załoga sąsiedniego wozu. Czyli sylwetkę łazika i załogi.

- Oj po co? Znowu zacznie się zrzędzenie. - Vanessa jako autorka pomysło na tą małą eskapadę nie miała ochoty na konwersację w tej sprawie. Ani z najlepszą kumpelą ani z nikim innym. Na pewno nie z własnym ojcem. Zwłaszcza, że to właśnie on właściwie kazał im zostać w obozie. O niedoczekanie! Wreszcie coś się działo! Na pewno nie odpuściła by przylotu prawdziwych marines! Właśnie dlatego korzystała ze wstecznego lusterka by sprawdzić makijaż i całą resztę zastanawiając się czy coś jeszcze w ostatniej chwili poprawić czy zostawić jak jest. A tu jej stary jeszcze jej przeszkadzał.

- Powinnyśmy coś odpowiedzieć. Inaczej zaczną się martwić. Mogą nawet przyjść sprawdzić czy wszystko w porządku. - Olga nie uważała się za tak odważną i wyrywną jak córka kierownika obozu. I akurat Vanessa i nie tylko podzielała to zdanie. Ale obie przypadły sobie do gustu. A właściwie na tym zadupiu były na siebie skazane. Trochę trudno było tu o inne młode kobiety w pełni sił i fantazji o archeologicznych i naukowych zainteresowaniach. Obie były tu pierwszy sezon na swojej praktyce. Więc w naturalny sposób stały się prawie nierozłączne. Vanessa zwykle była śmielsza i autorką wielu pomysłów. Zwłaszcza tych niestosownych. Ale jednak dziwnym trafem większość z nich realizowały we dwie dopiero jak uzyskały aprobatę Nguyen. Tak było i tym razem. Olga nie do końca była pewna czy warto stawać okoniem do polecenia pana Hemme by zostać w obozie. Ale panna Hemme przekonała ją, że warto. W końcu miała rację. Ile razy lądowali już u nich komandosi? Ani razu! Cholera na tym zadupiu nawet jak przyleciało coś innego niż automatyczny dostawczak z bieguna albo przybył ktoś z tubylców to już znaczy, że coś się działo. A tu cała zgraja marines!

- Oo raanyy! Ale z ciebie miękka klucha! - westchnęła Vanessa poprawiając ostatni raz grzywkę i westchnęła jeszcze raz. Po czym wzięła radio w dłoń i odpowiedziała załodze sąsiedniego wozu. - Nie wygłupiaj się tato. Za nic nie przegapiłybyśmy takiej imprezy. Co za różnica czy przywitamy się z nimi tutaj czy w obozie? - panna Hemme miała na tyle dobry humor i czuła taką skalę ekscytacji, że nawet marudzenie ojca nie było w stanie jej go popsuć.

- Essa, bardzo proszę, byście wróciły do obozu. Tu nie jest bezpiecznie. Przecież wiesz dlaczego ich wezwaliśmy. - kierowca drugiego wozu zrzymał się w duchu na krnąbrnął ale już niestety dorsołą córkę. Gdzie te czasy gdy rodzice byli panami i władcami swoich pociech? Mogli im układać życie czy wydawać za mąż. Albo wysłać do pracy w kopalni. Tak na ostudzenie gorących głów. No do obozu daleko nie było ale przecież te ostatnie wypadki no jakoś jakby zdarzały się coraz bliżej obozu. Więc próbował przemówić córce do rozsądku. Tak coś czuł, że zbyt gładko przyjęła rano jego decyzję, że pojadą tylko we dwóch z Kelem na to lądowisko. No i ojcowski zmysł go widocznie nie zawiódł.

- Oj tato nie bój się nic nam nie będzie. Przecież masz nas na oku prawda? - Vanessa wydwała się być kochana i wesoła. Zwłaszcza jak Olga szeptem dopowiedziała od siebie ich prywatny cel dla jakiego przylatywali tu marines “do zabawy”. Dlatego puściła jej oczko i uśmiech zgadzając się z kumpelą całkowicie.

- A jak zrobimy u nas miejsce, bo przecież mamy jeszcze łóżka w zapasie, to będziemy mogły kogoś u nas przenocować? - Olga ośmielona zachowaniem kumpeli dała się ponieść fantazji i zbliżyła twarz do trzymanego radia aby kierownik mógł usłyszeć jej grzeczne pytanie.

- Co?! Wykluczone! To są prawdziwi marines i już mamy wszystko ustalone w sprawie kwaterunku! - reakcja pana Hemme była tyleż żywiołowa co nawet troszkę jakby nerwowa. Obie dziewczyny pisnęły z zachwytu, Vanessa jeszcze rzuciła krótkie, urwisowe, że też kocha i rozmowa się skończyła.

- Myślisz, że oni na poważnie rozbiją się w tym magazynie? - panna Hemme zapytała po chwili milczenia i nieco nerwowego szorowania zębem po paznokciu kciuka. Lub paznokciem kciuka po zębie.

- Raczej tak. Przecież tam im zrobiliśmy miejsce. - Olga skinęła głową. Ekscytacja mogła zacząć z wolna opadać gdy tak człowiek siedział w niewielkiej klitce szoferki łazika otoczony przez płaski teren niknący w nocnych ciemnościach i tradycyjnej, zimowej szarudze.

- A gdyby było trzeba… Tak na wszelki wypadek oczywiście. Albo przypadkiem. No albo jakaś sprawa by była do tych marines. To myślisz, że dałabyś radę otworzyć panel? - kierowca z łobuzerską niewinnością, z pewnym ociąganiem zapytała pasażerkę. Ta roześmiała się, machnęła dłonią i pokiwala głową, że to dla niej żaden problem. Wtedy już obie się roześmiały. I nagle urwały gdy przez odgłosy zimowej szarugi jaka wbijała w szyby i aroserie drobne kamyki i inne śmieci dostrzegły zniżające się z zewnątrz światła. Z nieba! Zaraz potem dał się słyszeć rosnący odgłos silników. I wreszcie ukazał się sam kadłub lądującego latacza. A potem kolejny. Przylecieli!


---




Jakie wspólne, sekretne hobby mają dziewczyny?


Deal - zawarły jakiś deal z tubylcami. Mogą się wymieniać technologią obozową, hakować coś dla tubylców czy nawet jeździć z czystej rozrywki czy pomagać charytatywnie. W każdym razie nikt w obozie raczej nie pogłaskał by ich po główce za takie praktyki więc trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.

Odkrycie - dziewczyny odkryły w zakamarkach dawnej bazy czy gdzieś na pustkowiu coś bardzo ciekawego. Jakiś wrak, tajne pomieszczenie, kolonię odmieńców czy coś co można zbadać albo po prostu jest ciekawe. Jednak gdyby powiedziały o tym komuś zapewne odsunięto by je od tego odkrycia a może i zniszczono by to odkrycie.

Rajd - jak dziewczyny jeżdżą na przejażdżki to w gruncie rzeczy dla relaksu. Ale w aktywnej formie. Po prostu ścigają się z tubylcami w rajdach po pustkowiach.

Romans - mają romans. Ze sobą, z kimś z obozu albo tubylców spoza obozu. Trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.


---




Scena 2


Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; ładowania dropshipa
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: kpr. Sander Holst i kpr. Alija Lesić, niemo reszta 3 drużyny





No i okazało się, że pogoda może jednak pokrzyżować nawet najbardziej precyzyjny plan. Jak tyle razy w przeszłości. Według planu to mieli lądować rano. No ale jak nie wichura to burza albo obfite opady jakiegoś tubylczego, marznącego syfu. Dopiero wieczorem się uspokoiło więc można było się zapakować na dropshipy i zacząć zrzut orbitalny.

Zresztą noc, dzień czy poranek okazały się dość iluzoryczne. Na północy Cerbera panowała zimowa pora roku. Na tak wysokich szerokościach geograficznych oznaczało to noc polarną. Obóz archeologów był nieco bardziej na południe niż większość baz tego globu no ale nadal się jeszcze łapał na tą noc polarną. Za to bardziej na południe może było bardziej przejrzyście ale i bardziej gorąco. Z każdym stopniem bardziej na południe robiło się goręcej. Czujniki pokazywały, że na tym terraformowanej planecie na równiku nawet zimową porą temperatury oscylowały w granicach 100 - 150*C.

- Ale buja! Jak w lunaparku! - kapral z granatnikiem zamontowanym pod szturmówką siedział na składanym krzesełku w ładowni. Krzesełko było zamontowane do ściany a nie podłogi by w razie czego mogło lepiej amortyzować wstrząsy wywołane przyziemnymi wybuchami. Cała ładownia była w transporterze no a sam transporter przypięty taśmami i pasami bujał się w ładowni dropshipa. Zaś sam dropship bujał się przechodząc przez górne a potem dolne warstwy tutejszej atmosfery. W efekcie tego bujało się tu wszystko i wszyscy na każdym elemencie tej złożonej konstrukcji. Tylko ten pierwszy odcinek w próżni był cichy, łagodny i spokojny. A potem im niżej tym gorzej bujało.

- Mhm. - na samym końcu Holst spojrzał na sąsiadkę. Też w szarży kaprala. Tylko ona miała w podajniku ciężką broń. Jak to zwykle bywało z operatorami ciężkich broni. Sander nosił za to oznaczenia zwiadowcy. Oboje jednak byli z 3-ciej drużyny zwykle zwaną zieloną. Więc razem z resztą tej drużyny zajmowali obie strony ładowni wpatrzeni w sąsiadów po przeciwnej stronie. Bo poza tymi co się sąsiadowało tuż obok to było trochę trudno patrzeć wzdłuż własnego szeregu. Alija siedziała w sam raz. Dokładnie naprzeciwko Sandera. Dlatego najłatwiej mu było nawijać do niej.

- Ciekawe czy zawsze tu tak pizga. Myślisz, że tam na dole będzie spokojniej? Dupę można sobie odmrozić w taką pogodę. - kapral zwrócił się do przestrzeni ładowni. Ale jakoś nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy byli tu pierwszy raz i widzieli tylko prognozy i symulacje. Niezbyt ciekawie to wyglądało. Bo w żołnierskich słowach to pogoda zapowiadała się syfiasto. A mało kto z nich był ekspertem od meteorologii, planetologii i innych logii. Co innego tam na dole gdzie lecieli. Tam tych jajogłowych powinno być aż w nadmiarze. Na razie wszystkim i wszystkimi trzęsło solidarnie, bez uwzględniania szarż czy specjalności.

- Mhm. - nie wiadomo jak to się stało ale właśnie Lesić znów odpowiedziała Sanderowi. Chociaż chyba wszyscy już się przyzwyczaili do tych półmonologów między tą dwójką. Oboje mieli ten sam stopień, byli w tej samej drużynie tego samego plutonu. I to właściwie tyle co mieli ze sobą wspólnego. Wyszczekany bajerant i milcząca i trochę wolna operator ciężkich broni.

- Rozchmurz się! Mówię wam, czuję to w moczu! Tam będą czekać na nas same, niesamowite przygody! I gorące kociaki w obcisłych wdziankach! Nie zapominajmy o najważniejszym. Po to tam przecież lecimy nie? - kapral miał opinię komedianta w całym plutonie. A odkąd wyszło na to, że mają lecieć nie tylko do jakiegoś obozu jajogłowych ale nawet prawdziwych archeologów to nie dawał spokoju tym piersiastym archeolożkom w obcisłych wdziankach.

- Mhm. - operatorka lkm i ppk skinęła krótko głową lekko się nawet uśmiechając. Lubiła Sandera. Był zabawny. Wszyscy go chyba lubili. Był tak wygadany i bajerant i w ogóle dokładnie tak jak ona nie była. I może dlatego tak lubiła słuchać jego paplaniny. Jakoś to było zwykle przyjemne do słuchania i można było się oderwać od tego przyziemnego padołu na jakim bytowali.

- Wiesz Alija? Uwielbiam te nasze rozmowy. Zawsze mnie aż poraża trafność twoich wypowiedzi. Po prostu dech zapiera. - Sander zwłóczył chwilę z odpowiedzią ale w końcu niczym najprawdziwszy komik przytknął dłoń w rękawicy szturmowej i przyłożył do napierśnika lekko kręcąc do tego głową. Sąsiedzi i sama cekaemistka roześmiali się mniej lub bardziej. I czekali teraz na ruch Lesić. Chociaż prawie każdy domyślał się jaki będzie.

- Mhm. - kapral też się uśmiechnęła enigmatycznym uśmiechem Mony Lisy lekko kiwając głową. Reszta ładowni roześmiała się bardziej otwarcie. Rzucało by nimi po całej ładowni. No ale póki byli przypięci to każdego rzucało tylko w jego siedzisku. Ta paplanina Holsta pomagała jakoś zająć myśli i nie myśleć dajmy na to czy ta cholerna wichura nie rozsypie łupiny jaką przez nią przedzierali się ku powierzchni planety. Już dało się czuć ten wszechobecną siłę ciążenia. Według danych o prawie 20% większa niż na Ziemi. Ale dało się odczuć. Szturmówka zamiast ważyć standardowe 3 kilo ważyła 3,5 kg. Niby nic. Ale na dłuższą metę przy tym wszystkim co mieli na sobie to jednak robiło różnicę.

- Wiesz co? Lubię cię Alija. Naprawdę. Będę dla ciebie miły. Jak wiesz, znaczy jak wszyscy wiecie, porucznik zaklepał dla mnie wszystkie te cycate ślicznotki jakie będą tam na dole. Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Jak będzie jakiś nadmiar to dam ci jakąś. Może być? - zwiadowca zaczął mówić ale w końcu musiał podnieść głos gdy gdzieś w połowie doszedł do tego, że ma mieć zaklepane wszystkie tubylcze ślicznotki dla siebie. Reszta tego zdecydowanie męskiego towarzystwa zaraz zaczęła protestować. Nawet jeśli to wszystko było na żarty to przecież nie zamierzali darowąć by jeśli tam rzeczywiście są jakieś fajne panie archeolog to aby wszystkie wpadły w łapy tego bajeranta.

- Mhm. - Alija znów się uśmiechnęła tym razem ciut bardziej ironicznie niż tajemniczo. Reszta w sumie nie zdążyła się zastanowić nad znaczeniem takiej reakcji czy chciała przybić sztamę z Sanderem czy robiła sobie jaja tak samo jak on i reszta gdy w ładowni błysnęło światło i rozległ się trzykrotny brzęczyk. Schodzili do lądowania. Maszyna która do tej pory ryła dziobem w dół teraz wyrównała i zaczęła krążyć. W końcu zaczął się właściwy manewr gdy dropship zwolnił i zaczął jak winda opadać na dół. Wreszcie zgrzytnęły sabilizatory, ładownią jeszcze parę razy zatrzęsło i maszyna znieruchomiała.

- Ahoj! Witaj przygodo! - zawołał Sander. Byli w drugim dropshipie i 3-cim transporterze. Ale w tej dwójce ich wóz miał wyjechać pierwszy. Potem 4-ka. I na koniec bezzałogowiec z zapasami, taktowany jako wóz rezerwowy.

- Trzymać się! Czas start! - w komunikatorach usłyszeli podekscytowany głos kierowcy ich wozu. Zaczynała się sportowa rywalizacja by jak najszybciej opuścić ładownie i by dropship jak najkrócej był w krytycznej dla siebie strefie zrzutu. Kierowca znał się na swoim fachu i wielotonowa maszyna z impetem skoczyła do przodu. Energicznie podskoczyła zeskakując z rampy jak żywe stworzenie i zatoczyła łuk. Za nią runęła 4-ka, z drużyną wsparcia no i najbardziej dostojnie zjechał automat. Wszystkie trzy wozy dopiero odjeżdżały z lądowiska gdy pilot dropshipa zwiększył ciąg w silnikach i 2-ka oderwała się od lądowiska. Jeszcze chwilę widać było ciemny kształt na tle ciemnego nieba, potem już tylko światła a gdy te zgasły obiekt szybko w tej szarudze polarnej nocy przestał być widoczny. Za to na lądowisku zostało pół tuzina kołowych, bojowych transporterów jakie stanęły rzędem naprzeciwko dwóch zestawów świateł na skraju lądowiska. Przy nich te łaziki wydawały się kruche i mikre.

- Mam nadzieję, że porucznik załatwi to jak trzeba. - mruknął cicho Sander obserwujac na jednym z monitorów pod sufitem widok z kamer zewnętrznych. No tak. Wylądowali cało. Więc pomijając biuściaste ślicznotki w obcisłych wdziankach to trzeba było zabrać się za robotę i wykonać zadanie. Trochę był nawet ciekaw jak to porucznik ma zamiar załatwić z jajogłowymi.


---



Jakie zadanie mają marines o czym nie wiedzą archeolodzy?


- Artefakt - mają odzyskać konkretny przedmiot. Mogą to być ważne dane z drona zwiadowczego, dane od agenta, zwiadowców działających w terenie, może to naukowcy albo tubylcy natrafili na coś na tyle ciekawego/interesującego w ruinach miasta, że trzeba to odzyskać i zabezpieczyć.


- Czujniki - mają założyć czujniki, zmapować konkretny teren, zeskanować coś podziemnego co trudno zrobić z orbity czy pobrać jakieś konkretne próbki. Aby to zrobić trzeba udać się pod wskazany adres i zrobić co trzeba.


- Likwidacja - plotki wywiadu wskazują, że w okolicy jest ktoś niebezpieczny. Banda dezerterów, terrorystów, rabusiów, porywaczy może powiązani z tymi co uprzykrzają życie archeologom a może nie. Jest rozkaz aby zlikwidować tą bandę. Pojmać, rozbić, zabić, zwłaszcza szefa tej bandy.


- Załoga - w okolicy rozbił się latacz, może awaria, może został zestrzelony, może nawet chodzi o jakiś naziemny wehikuł. Załoga jest w okolicy wraku, przebywa w okolicznych pustkowiach lub została wzięta do niewoli. W każdym razie marines mają ich odzyskać i zabezpieczyć.



---


*2727.08.01 - rok federacyjny, reszcza czasu lokalnego, 8-my czyli ostatni m-c lokalnego roku.
**to - temperatura odczuwalna

---



Termin do głosowania: do północy śr 07.22.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline