Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2020, 02:16   #197
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 84 - 2037.V.12; wt; przedpołudnie

Czas: 2037.V.12; wt; przedpołudnie; g. 11:30
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Law, Lena i Frank



Trójka szefów działów spotkała się na neutralnym gruncie, tam gdzie wszycy byli gośćmi i jednocześnie każdy miał tak samo daleko. Więc nie było pretensji, że ktoś musi chodzić do kogoś. Czyli do kantyny.

- Jak Ruben ma zamiar przerobić tą budę na lachonarium to ja jestem za ale mógłby zacząć od jakiejś fajnej barmanki. - Lena zacząła rozmowę dość luźno gdy dosiadła się do kolegów. Wskazała na bar który w środku dnia był raczej pusty. Trochę było za późno na śniadanie a za wcześnie na lunch więc byli tylko we trójkę. A bar był chociaż właśnie bez personelu. Wieczorami czy w posiłki ktoś z xcomowców robił za barmana bądź na ochotnika czy jako dużyr. Jendym wychodziło to lepiej lub gorzej. Ale profesjonalnej obsługi to jednak nie mieli.

- Ja nic nie mam przeciw samoobsłudze. - mruknął wesoło Frank luźnie wesoło potrząsając szklaneczką. O tak, Polak potrafił się obsłużyć za barem i jemu jakiś dodatkowy personel wcale nie był potrzebny. Zwłaszcza jak najbliższa alternatywa z personelem za barem to był “The Hood” gdzie ruch był na pewno większy niż tutaj no ale Fank praktycznie od swojej niefortunnego pierwszego spotkania z alvarezowcami jakoś za nimi nie przepadał i wcale tego nie ukrywał tak samo jak Lena swojego zainteresowania “fajnymi dziewczynami”. A widocznie przechwałki Rubena o tym lachonarium widocznie dotarły i do niej.

- No tak, jak będziecie mieć jakieś fajne dziewczyny na oku to dajcie znać. A na razie mam tu trochę ciekawych rzeczy. - brunetka pokiwała głową na te luźne rozważania ale przeszła do swojej doli z jaką przyszła na to spotkanie. Wskazała na datapad i wyświetliła jakies obrazy oraz przpisane do nich wzory chemiczne, liczby, symbole i wykresy. Nawet na pierwszy rzut oka pachniało to biologią a na drugi dało się rozpoznać powiększenie jakichś komórek, chyba krwi.

- A więc ta krew co chłopaki wczoraj przywieźli to ludzka krew. Grupa A Rh+. Jedna z dwóch najpopularniejszych u nas. Jeśli byście mieli delikwenta mogę porównać próbki czy ta próbka pochodzi od niej. - Lena weszła w swoją rolę speca od biologii i zaczęła tłumaczyć co przyniosły jej badania nad przywiezionymi próbkami. Próbka miała już dość wyraźny stan rozkładu więc musiała tam trochę już leżeć. Możliwe, że od pół tygodnia do tygodnia, może półtorej. Zależy jakby ustalić warunki zewnętrzne w jakich leżała próbka. Średnio około tygodnia. Ale nie odważyła się wskazać konkretnej daty. Niemniej zakres tych dat mniej więcej zazębiał się z relacjami Bailey’a. Ich furgonetka pojechała na wymianę prawie równo tydzień temu, w środę. A dziś mieli wtorek a próbki chłpaki przywieźli wczoraj.

W biolabie mogli zidentyfikować konkretnego osobnika z taką krwią tak samo jak po skanie tęczówki czy odciskach palców. No ale musieliby mieć próbkę od osobnika by sprawdzić zgodność. Chyba, że ktoś kto zostawił tą krew miał konflikt z prawem i był w policyjnych rejestrach. Tylko, że trzeba by się włamać do policyjnej sieci i dostać do tych danych a wcale nie było pewności czy ktoś taki w ogóle jest w tych rejestrach. Niemniej jakby był to mieliby od razu personalia, wygląd no i całą resztę co powinna być w jego aktach. Tak przynajmniej wspomniał Carter. No ale to był ruch w ciemno, ryzyko spore a wynik niepewny. A wykonanie spadłoby na skanerów.





- Ten ktoś jednak cierpi na anemię. Więc jak znajdziecie kogoś kto ma po kieszeniach leki na anemię to może być jakaś wskazówka, że to ta osoba co zostawiła tamtą plamę. - brunetka dorzuciła ciekawostkę jaką udało jej się wykryć w swoim laboratorium. Pokazała na wyświetlanym datapadem diagramie jaka jest różnica między zdrową próbką krwi a taką z anemią. No i przy takim zestawieniu pod mikroskopem to różnice były wyraźne. Chwilę jeszcze mówiła o tej anemii wyglądało na to, że te leki trzeba było brać raz, dwa czy trzy razy na dobę. Więc jeśli ktoś by został ich pozbawiony od czasu gdy zostawił tą próbkę to powinien stopniowo słabnąć.

- Nie wiadomo czy w ogóle jeszcze żyje. Mogli ich gdzieś zabrać i rozwalić na poboczu. - Frank mówił jakby spodziewał się, że los zaginionych chemików od Bailey’a jest raczej przesądzony.

- Ale z ciebie pesymista. - Lena uśmiechnęła się do wąsacza nieco ironicznie. Ten obojętnie wzruszył ramionami i jako komentarz upił ze swojej szklaneczki. Potem westchnął i skoro już zaczął mówić to zaczął mówić o swoich wynikach.

- Sprawdziłem te łuski. - on też przyniósł swoje pomoce ale wyświetlał je na swoim holo. Nad stołem więc uniosła się projekcja całych pękatych nabojów i łusek.





- To faktycznie .45. - zaczął od potwierdzenia tego co już wczoraj z Walmartu mówili Ruben i George. - Sądząc po resztkach prochu stare. Jeszcze sprzed wojny. Wystrzelone niedawno. Sądząc po zanieczyszczeniach do dwóch tygodni temu. Mniej więcej. - też dorzucił swoje wieści z całkiem innej dziedziny niż biologia.

- Jak mi dasz konkretny gnat to będę mógł porównać czy te łuski w nim były. Ale dopiero jak mi dasz tego gnata. - brzmiało podobnie jak to co Lena mówiła o próbce krwi. Jako producenta wskazał na jedną z przedwojennych firm amerykańskich. Firma produkowała głównie na rynek cywilny. Czyli jej produkty można było kupić nawet w sklepach z bronią cywilną, myśliwską, sportową czy walmarcie w tych stanach gdzie przepisy były mniej restrykcyjne co do używania broni przez obywateli.

- Trochę proch im zwietrzał. Ale po dwóch dekadach to nie jest dziwne. I spłonki. To samo. Niemniej minimalnie. Pod mikroskopem jest różnica jak się weźmie dane jakie miały nowe pociski. Ale w użytkowaniu to żadna różnica. Więc pewnie przechowują te ammo w porządnych warunkach. Jak mi dasz jakiś nabój z ich magazynu będę mógł stwierdzić czy jest z podobnej partii czy innej. - dorzucił od siebie to co jeszcze miał do powiedzenia o tych zbadanych łuskach. Chwilę jeszcze mówił o tych łuskach i nabojach. Wychodziło na to, że był to dość odporny na czas produkt póki trzymano go w odpowiednich warunkach. Czyli głównie w suchych. Więc jak ktoś trzymałby w jakimś samochodzie czy mieszkaniu to takie naboje dwie czy trzy dekady później raczej nie powinny tracić swoich właściwości w zauważalny sposób. Co innego jakby leżały gdzieś na dworze czy piwnicy. Ale te raczej na takie nie wyglądały.

- Po mojemu to te wystrzelone ammo ktoś kitrał od Inwazji. Może to ten co strzelał a może ktoś od kogo ten strzelec nabył te ammo. Kto wie? Może gdzieś jest w okolicy ktoś kto handluje przedwojennym ammo? - Frank pozwolił sobie na pewne dywagacje na temat losu tych łusek skoro była okazja. Twardych danych na to nie miał ale posnuć przypuszczenia nad szklaneczką mógł.

- No a te opony to mam tu coś od Arniego. - skoro skończył mówił o amunicji to teraz zmienił temat i wziął się za fotki opon zrobionych wczoraj przez chłopaków. Widocznie po sąsiedzku wąsacz zabrał ze sobą raport od szefa produkcji ciężkiej by ten nie musiał się fatygować skoro Hodowski i tak szedł na to spotkanie.





- Arnie mówi, że opon jest tyle samo co ammo. Albo więcej. Dlatego to misz masz. No i miał tylko zdjęcia od chłopaków. No ale coś jednak znalazł. - Polak uczciwie zaczął od zastrzeżeń jakie pewnie usłyszał od szefa drugiego z produkcyjnych działów, tym co zwykle zajmował się ich pojazdami i dodatkami do nich.

- Zawęził poszukiwane bieżniki do 4 rodzajów opon. - wskazał na 4 rysunki, schematy i zdjęcia opon. Te obrazki mogły być nieco mylące bo najbardziej w tych kołach rzucały się w oczy kołpaki albo kawałki widocznej wokół nadkola karoserii. Ale gdy się patrzyło na sam bieżnik to już podobieństw widać było o wiele więcej. Z tych 4 rodzajów opon wszystkie należały do współczesnych producentów z różnych zakładów rozsianych po całym kontynencie. Od terenów dawnego Meksyku po Kanadę. Wszystkie były też do jazdy letniej lub uniwersalne.

- Musicie szukać średniego wozu. Furgonetki, pickupa czy czegoś w tym stylu. Jak znajdziecie to po prostu musicie już na miejscu porównać czy któraś z tych tutaj do nich pasuje. Byłoby łatwiej jakby miał fotki tego zaginionego wozu. Wówczas może po prostu dałoby się odczytać jakie ma założone opony. - wyglądało na to, że trzeba będzie ten wątek sprawdzać już jak się znajdzie podejrzany pojazd.

- Tego jest już mniej pewny ale prawdopodobnie te ślady zostawił wóz jaki najpierw wjechał do środka a potem tą samą drogą wyjechał z powrotem na zewnątrz. - szef produkcji lekkiej jakby na koniec przedstawił jeszcze ostatnie spostrzeżenie jakim podzielił się z nim Arnie.

Zanim jeszcze Law przyszedł na to spotkanie Yoshiaki przekazała mu informację o lokalnych CCVT. Raczej jak było do przewidzenia nie znalazła w High Ridge żadnych czynnych systemów do których można by się włamać i zgrać nagrania. Zresztą nie znalazła żadnych informacji by w tamtej okolicy takie systemy były zamontowane i dalej działały. Więc na nagrania raczej nie mieli co liczyć. Zresztą pewnie dlatego wybrano tą bezludną okolicę na miejsce wymiany.

Za to mógł im przekazać odpowiedź Cole. Wczoraj jak z nią rozmawiał to jeszcze nic nie było wiadomo. Gdy wysypał się o tym, że ich gość jest w bazie X-COM dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę jakby czekała na jakiś ciąg dalszy albo wybuch śmiechu gdyby to był żart. A po chwili rozejrzała się po tej samej kantynie w jakiej siedzieli teraz jakby widziała ją po raz pierwszy. W końcu wróciła do swojego rozmówcy spojrzeniem.

- No X-COM to nie brałam pod uwagę. Chociaż może powinnam. Myślałam, że jesteście jakimiś najemnikami albo przemytnikami. - przyznała z łagodnym uśmiechem po tej chwili zastanowienia. Potem jednak zaczęła się zastanawiać na poważnie nad tą propozycją. W końcu jednak nic nie powiedziała. Poza tym, że musi to przemyśleć na spokojnie i na dniach da im odpowiedź. No i widocznie przez resztę dnia i nocy to przemyślała bo dzisiaj Law spotkał ją w tej samej kantynie tylko przy śniadaniu. Poprosiła go na słowo. Co Ruben skwitował wymownym szturchnięciem George'a w łokieć przy okazji wylewając mu łyżkę pełną płatków z powrotem do talerza.

- Myślę, że mogłabym przyjąć waszą propozycję. Ale mam kilka warunków. - zaczęła rozmowę gdy usiedli przy wspólnym stole i mogli spokojnie, we dwoje porozmawiać. Większość warunków wydawała się zrozumiała. Zaczęła od tego, że chciała zatrzymać sobie swojego Zorro. Robokot był dla niej czymś więcej niż ruchomym dronem i zdawała się go lubić tak jak inni lubili swoje żywe koty i inne zwierzaki. Chciała pracować nad takimi projektami jakie lubiła, czuła powołanie czyli głównie nad cybernetyką i robotami. Trochę brzmiało jakby obawiała się, że xcomowcy wyślą ją do czyszczenia toalet czy z jakąś samobójczą misją by coś wysadzić. No to nie. Najlepiej czuła się w laboratorium. Natomiast nie widziała nic złego gdyby trzeba było wysłać jakiegoś drona czy innego robota na akcje czy naprawić go po. No i chciała mieć jakiś kąt do mieszkania a nie tak jak na kocią łapę jak teraz. Oczywiście rozumiała, że obecnie mają mały kryzys mieszkaniowy i ten tydzień czy miesiąc mogła jakoś zacisnąć zęby i przetrwać. No ale chciała mieć swój własny, prywatny kąt. Gdyby 1-go zamówili moduł mieszkalny to właściwie tego punktu jej warunków można by nie liczyć. Ale ostatni z punktów chociaż z punktu widzenia Cole mógł się wydawać zrozumiały i oczywisty to już dla xcomowców no niekoniecznie.

- Chcę wychodzić na zewnątrz. Cieszyć się życiem, chodzić na zakupy, do klubów i w ogóle wychodzić. W Boeingu byłam zamknięta. I chociaż mogłam sobie zamówić wszystko z całego świata to wyjść poza zakład nie mogłam. I nie po to uciekłam z jednej klatki by dać się zamknąć w kolejnej. - powiedziała swój warunek który dla niej mógł być nawet najważniejszy. Tymczasem xcomowcy byli jak marynarze w długim rejsie czy kosmonauci ze stacji kosmicznej. Czyli niejako dobrowolnie zgadzali się na koczowanie w bazie ograniczając swoje wyjścia poza nią. Poza wykonywanymi zadaniami jak choćby wczoraj co chłopaki pojechali do High Ridge, zbrojni dyżurowali u Bailey’a czy jak Matylda jeździła załatwiać różne sprawy by zapewnić im środki do funkcjonowania no to właściwie towarzyskie i rozrywkowe wypady były mocno ograniczone. Mieli tą kantynę ale jak Cole chciała coś z zewnątrz to najbliżej był “The Hood”. Spełniał wszelkie rozrywkowe standardy i raczej mało który xcomowiec wracał stamtąd niezadowolony. I ze względu na niewidzialny parasol Alvareza oraz powszechną niechęć tubylców do rządowej władzy można było się czuć dość bezpiecznie póki trzymałaby się z dala od centrum. Z drugiej strony ktoś z tubylców mógł się mimo wszystko skusić na nagrodę jaką wyznaczono za schwytanie Cole czy choćby wskazanie miejsce jej przebywania a gdyby ją rozpoznał. A liczba xcomowców którzy wychodzili na zewnątrz na przepustki była zwykle ograniczona do obsady jednej osobówki. Na jakieś 40 osób w bazie taki wypad przypadał statystycznie może raz na miesiąc, niekiedy ze dwa razy na miesiąc. No a Cole miała ochotę na wypad w każdy weekend by sobie odrobić te lata jakie spędziła w Boeingu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline