Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2020, 01:32   #214
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 63 - 2519.VIII.30; ranek

Miejsce: Ostland; Jaarheim; karczma “U rzeźnika”
Czas: 2519.VIII.30 Backertag (4/8); ranek
Warunki: gwar karczmy, jasno, półmrok, ciepło; na zewnątrz zachmurzenie; zimno; łag.wiatr


Karl i Tladin



Za oknami panowała ponura, poranna zimnica. Noc była chyba pogodna bo nie widać było nowych kałuż czy śladów deszczu. Ale i tak pogoda nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Zwłaszcza, że w środku było o wiele przyjemniej. Półmrok jaki tworzył się przez poranne światło wpadające przez okna był dodatkowo rozjaśniany przez świece i olejniaki. Ich zapach mieszał się z aromatem jedzenia a co jak co ale “U rzeźnika” jedzenie było bardzo dobre. Zwłaszcza mięsiwo chyba było tutaj popisowym daniem. A gwar głosów przy śniadaniu tworzył dość swojską, ciepłą atmosferę więc tym bardziej nie chciało się wychodzić na zewnątrz jak wszystko co gość potrzebował było pod ręką.





Po tylu dniach wreszcie zebrali się w komplecie. Jak się tak zebrali razem to było ich ponad pół tuzina. Dzisiaj do śniadania zasiedli także Karl i Martin którzy jeszcze wczoraj jak i przez ostatnie dni stopniowo wracali do zdrowia. Obaj najdłużej wracali do domu i przez dwie czy trzy doby balansowali na granicy odejścia do wrót Morra. Nie było wiadomo w którą stronę bogowie potoczą ich kości. Ale odkąd wrócili do Jaarheim, do “Rzeźnika”, pod ciepłą pierzynę, doglądani przez miejscową staruchę to zaczęli rokować nadzieję, że jednak wrócą do żywych. A z początku się nie zanosiło.

Krzywy chyba zaskoczył wszystkich. Najpierw Stephena. Gdy z całej wyprawy po łeb minotaura wrócił do “Rzeźnika” samotnie. To było prawie tydzień temu, już prawie o zmierzchu w Bezahltag gdy Stephen siedział przy stole z nowo poznaną trójką barwnych znajomych. Właśnie Magnus opowiadał, dość marudnie, jak to ich “ta sucz” wyrolowała gdy drzwi się otworzyły i większość głów odruchowo spojrzała kogo przyniosło. I większość pewnie na samotnego wielkoluda z łukiem nie zwróciła większej uwagi no ale Gesler poznał, że to Krzywy. Tylko, że sam. Nikogo więcej z jego znajomych nie było widać.

No a wieści miał porywające. Albo przerażające. Zależy na który aspekt tej relacji położyć ciężar. Pokonali Krwawego Roga! Na koniec odrąbali mu łeb! No ale… Ale przedtem nieźle ich pocharatał. Jeden padł na dobre, reszta też leżała odłogiem. Właściwie tylko on i krasnolud trzymali się na nogach. Więc tamten został z rannymi a on przyszedł tutaj po pomoc.

Wieść o zabiciu strasznego minotaura wywołała sensację. Łucznik z okaleczoną twarzą stał się numerem jeden w karczmie. Wszyscy chcieli by opowiadał jak to było i tak dalej. No ale trzeba było też zorganizować pomoc która spróbuje dotrzeć do pociętych pogromców potwora. I to szybko bo byli w kiepskim stanie. No ale już był zmierzch więc tego dnia nie było co wsi opuszczać. Niemniej karczmarz pospołu z częścią gości rozpuścił wici. I z rana już pstrokata grupka, z kilkoma końmi i osłami była gotowa do drogi. Krzywy robił za przewodnika i ponownie ruszył w tą samą trasę zanurzając się w mroczną i ponurą czeluść puszczy.

Drugi raz Krzywy chyba najbardziej zdziwił Tladina. Który trochę przez zmierzchem kolejnego dnia przyprowadził pstrokatą grupkę ratunkową. Widocznie musiał zdążyć wrócić do Jaarheim przed zmierzchem i znów być w powrotnej trasie z samego rana. Co zresztą potem się potwierdziło. W samą porę! Bo co jak co ale prowiant to już się obozowiczom kończył. Truchło krowy musiało już tam wisieć dobre parę dni, może tydzień. Niczym nie zapeklowane zaczynało już zalatywać zapaszkiem ostrzegającym przed spożyciem. Może gdyby je długo gotować to by dało się pozbyć szkodliwych dodatków. No ale pewności nie było. No ale gdy przybył ratunek no to z Tladina spadła odpowiedzialność za podejmowanie tej ryzkownej decyzji.

Do tego czasu stan rannych był niezbyt ciekawy. Krasnolud był wojownikiem a nie łapiduchem. No ale widział, że są w kiepskim stanie. Ich stan jakby się ustabilizował. Znaczy nie poprawiało im się. Ale też nie pogarszało. Karl leżał jak kłoda, wciąż był trupio blady jakby każdy dech miał być jego ostatnim. Trzeba było go poić a z karmieniem były wyraźne trudności. Wyżej dupy dostał gorączki i trząsł się jak w febrze. Wydawało się, że mu się pogarsza. Karin zachowywała przytomność ale była słaba jak dziecko. Prawie się nie odzywała i przez większość czasu spała. Jakąkolwiek aktywność przejawiali tylko Igor i Manfred. Z czego ten drugi prawie nie odstępował Karla pojąc go i ocierając pot z czoła, modląc się nad nim do Shallyi by była mu łaskawa. Więc w samym obozie jedynie na kogo coś Tladin mógł liczyć na pomoc to młody Rurykowicz. Chociaż też raczej w lekkich pracach bo rany miał poważne i mocno mu dokuczały. Mniej więcej tak to wyglądało jak Krzywy przyprowadził wieczorem w Konigstag wyprawę ratunkową.

Ale znów na koniec dnia, już jak zmierzchało. Więc wszyscy musieli spędzić noc razem we wspólnym obozowisku. No i wszyscy nowo przybyli byli ciekawi tego truchła Krwawego Roga. Chodzili je oglądać i podziwiali odrąbany łeb z charakterystycznymi czerwonymi rogami. Ale przynieśli też jedzenie i opatrunki. Nawet jakąś porkaczną wiedźmę która była ich znachorką. Ona zajęła się doglądaniem rannych. Stwierdziła, że są w ciężkim stanie. Ale trzeba zaryzykować podróż bo na miejscu trudno będzie im zapewnić odpowiednie warunki.

Więc kolejnego ranka ruszyli w drogę powrotną. Żaden z rannych nie był w stanie utrzymać się w siodle więc zbudowano dla nich nosze które wlokły wiejskie konie i osły. Dzięki czemu nie trzeba było ich nieść własnoręcznie. Ale i tak poruszali się dość wolno na przełaj przez te błotniste, mroczne, dzikie ostępy. Podróż powrotna zajęła kolejne dwa dni. Gdy wreszcie wyszli na światło dzienne był już Festag. Dzień boży więc w powietrzu było słychać świątynne dzwony.

Do tego czasu jakoś większego przełomu u rannych nie było. Karl dalej był przez większość czasu nieprzytomny. Chociaż opieka starej znachorki coś chyba jednak pomogła bo znikła ta trupia bladość. Ale nadal przez większość podróży spał a potem niewiele z tego pamiętał. Najwyżej jakieś skrawki nieba i migające nad głową gałęzie. Martin miał kryzys, wydawało się, że odciąga tylko to co nieuniknione i Morr się w końcu o niego upomni. Igor i Karin byli w podobnym stanie. Niby im się z wolna polepszało ale tak naprawdę to po ich reakcjach za bardzo tego nie było widać. Ot, jakoś im się nie pogarszało. Właściwie to poprawiło się tylko Manfredowi. Na tyle, że gdy wrócili do Jaarheim to już mógł samodzielnie się poruszać. I niejako on pospołu ze Stephenem mogli wspomóc w czymś Tladina.

Dopiero od nowego tygodnia, jak wszyscy znaleźli się w ciepłych łóżkach, pod pierzynami, doglądani przez tą brzydką wiedźmę jakoś zaczęli wyraźniejszy powrót do zdrowia. Znachorka była zasuszona jak stare próchno, poiła rannych jakimiś ziołami, okładała ich rany jakąś masą albo polewała je czymś. No i zmieniała opatrunki. W połączeniu z odpoczynkiem w ciepłych i czystych łóżkach pomogło na tyle, że przez te parę dni stopniowo wracali do zdrowia. Najpierw Manfred odzyskał pełnię, zdrowia potem Igor i Karin. W końcu dzisiaj już i Karl wyglądał jak tydzień temu przed wyprawą w dzicz. Jeszcze tylko Martin trochę nie domagał no ale w porównaniu do stanu z końca poprzedniego tygodnia to były drobnostki. Więc można było powiedzieć, że wreszcie są w komplecie.

Na tyle już wszyscy dobrze się czuli by dotarły do nich wieści jakie rozgrzały atmosferę. W Ristedt okradziono dom boży! Któż by śmiał?! Bezczelność! Bogobojni Ostlandczycy wieszczyli teraz karę bożą jaka na nich spadnie za takie świętokradztwo. Napaść na chłopa, kupca, pastucha nawet poborcę podatkowego. To jeszcze jakoś mieściło się w ich światopoglądzie. Takie rzeczy tam czy tu się zdarzały. Taki świat i takie czasy. Ale dom boży?! No to przechodziło pojęcie. Więc teraz trzeba było uważać jakby ktoś próbował sprzedać czy pozbyć się świątynnych precjozów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline