Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2020, 05:13   #32
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - Dzień 08 13:15

Czas: Dzień 08; 13:15
Miejsce: mostek
Skład: Tony i Chris


Chyba słusznie zazwyczaj porównywano mostek do mózgu całego statku. Czy centrum sterowania. Bo jak system nerwowy do mózgu tak i wszystkie systemy statku przesyłały dane… Właściwie to do trzewi komputera głównego. No a ten przesyłał je na mostek. Tak czy inaczej Tony który akurat dyżurował na mostku w całkiem wygodnym fotelu zgodnym ze standardami BHP lotów kosmicznych miał chyba najlepszą świadomość tego co się działo i wewnątrz i na zewnątrz statku.

Wewnątrz ten system zmajstrowany wczoraj przez Vicente okazał się naprawdę skuteczny. Może aż za bardzo. Bo każde otwarcie drzwi czy zapalenie światło było sygnalizowane na odpowiednim ekranie. Trudno było się przemknąć niezauważonym. Także własnej załodze. Ale gdy zaczął się roboczy dzień i ta załoga zajęła się własnymi sprawami to się rozlazła po różnych zakamarkach przedziału załogowego powodując liczne komunikaty. Na szczęście można było je wyciszyć lub przerzucić na któryś z bocznych, mniej absorbujących ekranów. Niemniej z tej okazji kapitan wiedział, że od śniadania i wysłania sond w przestrzeń pojedynczo i na raty ale jakoś ogród ściągał poszczególnych załogantów jak magnes opiłki żelaza. Zaraz po śniadaniu pracę tam zaczęli Ryan, Zeeva i Jericho. A teraz już poza nim i Chris to chyba byli tam wszyscy. No ale zmiana się kończyła i zbliżała się przerwa obiadowa. A nawet na ekranie to przeprawa z tą miniaturką dżungli wyglądała na ciężką harówę.

- Planujesz wyprawę dropshipem? Bo jak to to wolałabym wiedzieć wcześniej by go przygotować do lotu. Potrzeba mi jakaś 1 godzina na procedury przedstartowe. Wczoraj go sprawdziłyśmy z Alice i jest w porządku. - Chris wpatrywała się w ekrany na jakich było widać obraz przekazywany przez wysłane po śniadaniu sondy. Z kwadrans temu doleciały na miejsce przeznaczenia i przekazywały obraz z bliska. Krążyły wokół dryfującej stacji kosmicznej przeprowadzając rekonesans. Potem przesyłały laserem dane do orbitującego po dalszej orbicie frachtowca. Bo chociaż było to z trzewi “Aurory” nie wyczuwalne to frachtowiec wytracił kosmiczną prędkość do reszty i godzinę temu wszedł na orbitę parkingową wokół Antares 99.

Za to za parę minut “Archimedes” znów zniknie z namiaru przesłonięty przez tarczę Antaresa 99. A wraz z nim kontakt urwie się z sondami. Ale za pół godziny znów wszystko powinno się pokazać ponownie gdy stacja wykona swój obrót wokół satelity i po raz kolejny wyjdzie zza jego tarczy. A wraz z nią obie sondy odzyskają łączność z frachtowcem.

I pewnie dlatego Chris pytała o ten dropship. Był sprawny ale procedury wymagały by go sprawdzić jeszcze raz czy wszystko gra przed i po locie, uzupełnić zapasy i przygotować załogę do lotu. Właściwie minimalna załoga ich dropshipa składała się tylko z Chris. A nawet można było wysłać dropship jak sondę czyli na automacie więc pilot u steru ostatecznie nie był niezbędny. Chociaż panowało powszechne przekonanie, że w razie nieprzewidzianych okoliczności zazwyczaj przeszkolony pilot reagował sprawniej niż komputer pokładowy. Ale gdy chodziło o rutynowe manewry to im bardziej rutynowy, długi i monotonny tym bardziej komputery i automaty zdawały się zyskiwać przewagę.

No a poza załogą i samym lataczem było jeszcze to kto i z czym miałby się tam zabrać. Nawet gdyby cała checklista była gotowa to trzeba by to przygotować w hangarze do załadunku a potem wylotu w przestrzeń. Na razie według raportu sporządzonego przez Ryana to ekwipunek osobisty dla załogi na taką wyprawę wyglądał całkiem nieźle. Ot kwestia kto i co by miał zabrać na taką wyprawę.

Na razie obrazy z obu sond pokazywały dobitnie, że “Archimedes” przeszedł ciężkie chwile. I to pewnie już jakiś czas temu bo nie było widać żadnej reakcji. Ot, pełno drygującego drobiazgu i segmentów wyrwanych ze stacji. Część tworzyła istną mgławicę jaka ograniczała widoczność a większe kawałki gruzu zakłócały echo radaru. Lawirowanie tak by zadokować przy tej stacji zapowiadało się na dość wymagające. Chociaż skoro sondy na automacie były w stanie latać w pobliżu to pewnie i dropship powinien sobie poradzić.

A sam dostęp raczej powinien być możliwy. Jedne z elementów stacji były rozprute na poważnie. Było widać tam przekrój przez pokłady. Stopione i osmolone fragmentu dawały dość złowieszcze świadectwo strasznych sił jakie działały na tą stację. Ale inne wydawały się prawie nie naruszone. Sondy znalazły przynajmniej ze trzy włazy które wyglądały mniej więcej cało. Czy działały i dałoby się je otworzyć to już sondami było raczej trudne do sprawdzenia. Nawet jakby nie to przez te rozprute fragmenty poszycia można było pewnie dostać się przynajmniej do tych rozprutych fragmentów. A dalej może w głąb stacji. Oczywiście już “na piechotę” po opuszczeniu dropshipa.




Czas: Dzień 08; 13:15
Miejsce: ogród
Skład: Ryan, Zeeva, Jericho, Vicente, Agnes, Alice


Zdziczały ogród zdawał się w magiczny sposób przyciągać kolejnych załogantów jak kuchnia na imprezie. Najpierw zaczynali we trójkę. Ryan, Zeeva i Jericho. Musieli się ubrać w kombinezony próżniowe i rozejrzeć się jak to w ogóle wygląda. No i jak tam weszli to ledwo parę kroków, ot to co wczoraj Seth i Agnes zrobili parę kroków przesieki by pobrać próbki. Właśnie główkowali z której strony zacząć, czym, czy piły, maczety, palniki a gdzie użyć robotów. Chociaż kiepsko to wyglądało bo właśnie brakowało im głębi. Przez ten duszący gąszcz trudno było coś dojrzeć dalej niż kilka kroków. Jericho pół żartem pół serio rzucił, że chyba po prostu trzeba zacząć rąbać aż dotrą do przeciwległej ściany. Nie brzmiało to może zbyt finezyjnie ale zapowiadała się ciężka harówa a nie koronkowa robota.

No ale prawie jak na zamówienie zjawił się Vicente ze swoimi ręcznymi dronami. Drony okazały się idealne do takiego zadania. Rzucone w głąb “jabłka” poszybowały dalej samodzielnie. Były na tyle małe, że mogły przemknąć się pomiędzy konarami i szczelinami zielska. Pomogło to w rozeznaniu się jak to właściwie wygląda tam od środka. A wyglądało dość poważnie. Drzewa, konary, gałęzie, porosty, liany, krzaki, trawy, korzenie… Wszystko splątane ze sobą w odwiecznej walce o przestrzeń, energię i składniki odżywcze. Płaskie powierzchnie jak ściany, sufit czy fragmenty segmentów z ziemią były ledwo widoczne. Podłogi to właściwie w ogóle nie było widać.

Ogród był na planie prostokąta i miał troje drzwi. Główne drzwi i przejścia tworzyły literę “T” więc właściwie można było zacząć pracę z trzech stron na raz. Ale szybko praktyka pokazała, że z dwóch. Trzecie drzwi ani drgnęły a panel pokazywał awarię. No ale nie było tak źle bo obok siebie mogły swobodnie w przejściu pracować dwie osoby a trzy to już by sobie przeszkadzały.

- Ty Vicente znasz się na robotach co? Może być coś poradził z tym tutaj? - zapytała ubrana w kombinezon próżniowy Zeeva wskazując na automatycznego ogrodnika. Normalnie automat sięgający gdzieś do brzucha dorosłej osoby, z wieloma wielofunkcyjnymi dodatkami w zupełności wystarczał aby utrzymać ogród w należytym porządku. No ale nie był przystosowany do karczowania dżungli na taką skalę. Chyba, że by go usprawnić. Dodać choćby lepszą piłę zdolną pracować kilka godzin z rzędu w tym tropiku. Bo tą co miał do tej pory nadawała się do przycinania czegoś o grubości ludzkiego ramienia, może uda ale nie takim masy drzewnej, w takiej saunie i tyle godzin. Dlatego gdzieś po pierwszej godzinie trysnęła iskrami, dymem i rzygnęła rozgrzanym olejem.

Potem przyszły dziewczyny. Agnes i Chris. Agnes gdy uporała się z wysłaniem sond na stacje miała właściwie wolne. A takie zadanie dla kogoś kto potrafił dobrać komputerowe opcje by wysłać jednostkę pomiędzy dwoma systemami gwiezdnymi ustawienie programu dla obu sond na odległości ułamka jednej jednostki astronomicznej było wręcz rutynowo proste. Zwłaszcza, że sondy miały sporą autonomiczność i zwykle wystarczało im kazać lecieć w odpowiednie miejsce i dobrać odpowiednią taktykę. No a poza tym w każdej chwili z mostku można było przejść na sterowanie ręczne sondami. O ile był z nimi kontakt. A skoro były niejako uwiązane do orbity stacji to ta łączność i jej brak pulsowało mniej więcej w pół godzinnym rytmie. A potem miała wolne. I jak wracała z mostka spotkała Chris.

- O, Agnes! - zawołała za nią blondynka jakby jej z nieba spadła. - Pomożesz mi się z tym zabrać? - wskazała na tacę pełną napojów jaką widocznie naszykowała. Dla ich ogrodników jak mówiła. Bo nawet jak w skafandrach to pewnie nie było im lekko więc pomyślała, że dobrze jakby mieli czym zwilżyć gardło. Próżni nie było więc mogli nawet zdjąć hełm w przerwie gdzieś na korytarzu czy sąsiednim pomieszczeniu i napić się po ludzku. Bo chociaż skafandry miały te bidony i całą resztę to nie każdy przepadał za takim odżywianiem i nawadnianiem się. A na dwie pary rąk rzeczywiście z tymi tacami i napojami poszło całkiem gładko. Jak dotarły do ogrodu praca już była zaczęta na całego. A drużyna ogrodników miała już skafandry upaćkane wszelkimi możliwymi plamami i zaciekami błota, ziemi i krwawiącej roślinności.

Potem pojawiła się Seth. Pływanie w zbiorniki ze morską wodą pomogło się zrelaksować i złapać oddech po tym całym ambarasie. I się okazało, że w tym ogrodzie poci się i zmaga już całkiem spora część załogi. Jak nie bezpośrednio przy wyrąbywaniu drogi czym-się-da przez dżunglę to przy pracach wspomagających. W końcu nawet jak Ryan, Zeeva czy Jericho coś już wyrąbali to by nie zawalało miejsca trzeba to było gdzieś zutylizować. Ci zajęci samą wycinką na razie po prostu wywalali ten drzewny urobek na korytarz. Cała okolica wyglądała jak jakiś tartak. Drzwi były otwarte na oścież więc ten duszący, zgniły, tropikalny zaduch sauny rozszedł się po korytarzu. Tak samo jak hałas czyniony przez hydrauliczne nożyce, mechaniczne piły czy stukot maczet o mniejsze kawałki. Na podłodze widać było błotniste ślady butów, kawałki ziemi, granulatu, trocin i resztek roślinności.

Na sam koniec przyszła Alice. Raz, że na checkliście ogród nadal świecił się czerwonym punktem kompleksowej awarii systemu co nowością nie było. Właściwie odkąd to odkryli wczoraj to tak to wyglądało. No i przez komunikator Chris wysłała jej zapytanie czy by mogła przyjść i naprawić jedne z drzwi ogrodowych bo były zablokowane. A poza tym chłopcy i dziewczyny już na tyle uprzątnęli chociaż część ogrodu, że już zaczynało coś być widać. A wyglądało to dość kiepsko. Nawet po wycięciu instalacja była pełna trocin, ziemi, trawy i mniejszych kawałków. Nawet jeśli ludziom do chodzenia to nie przeszkadzało to instalacji i w wymianie instalacji owszem. A wyglądała tragicznie. I wszystko sugerowało, że tam gdzie jeszcze rządziła dżungla to pewnie wygląda to podobnie. Marne były szanse, że coś uda się odzyskać i pewnie trzeba będzie wymienić te sektory rurek, kabli i dozowników na nowe. Chociaż to by się lepiej robiło na spokojnie i bez tych pił huczących po sąsiedzku. No i bez tego dywanu ziemi, trocin i trawy jaka zalegała w tej instalacji.

A tą ziemię, trociny i resztę można było “zmiękczyć” pestycydami. Tak przynajmniej Agnes wychodziło z kalkulacji. Chyba powinni mieć w ogrodniczym magazynie te pestycydy. Tylko, że gdyby po prostu nimi spryskać ogród to mogło się okazać zbyt skutecznie. W ciągu paru dni pewnie większość roślin by uschła. Ale gdyby dobrać odpowiednią dawkę i skład i rozpylić tuż nad ziemią, tam gdzie już prawie widać było podłogę… No to może by chemia strawiła te resztki na podłodze na tyle by pozbycie się tego uczynić łatwiejszym. Pewnie dobrze by było przykryć folią czy inną płachtą by opary w jak najmniejszym stopniu wpłynęły na resztę roślin. No ale musiałaby jeszcze raz sprawdzić co mają w magazynie no i przeprowadzić odpowiednie obliczenia czy jej się dobrze wydaje czy nie. I może jeszcze pobrać próbki z tej ściółki przeznaczonej do likwidacji.

Przy okazji odkryli, że to zielsko rozsadziło co się tylko da. Łącznie z kratkami do wentylacji. Jak się poświeciło latarką wgłąb takiego szybu to widać było niknące w trzewiach kanału wężowe sploty. Cholera wie jak daleko się to ciągnęło. Gdy pierwsza zmiana miała się ku końcowi udało się udrożnić większość dwóch z trzech ramion głównych przejść. Dziewicze pozostało to co prowadziło do zablokowanych drzwi. Jakby druga zmiana poszła podobnie no to może do wieczora by mieli z głowy samo przejście przez ogród i można by zacząć myśleć o wymianie chociaż podłogowej instalacji. Jakby ją wymienić no to już zaczęliby odzyskiwać kontrolę nad sterowaniem ogrodem. Ale w tej chwili trudno było przewidzieć ile by taka wymiana zajęła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline