Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2020, 22:13   #31
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień 7;

20:30; VR

Alice kroczyła korytarzami statku, nieco baczniej się rozglądając na boki niż zwykle. Miała na sobie plażowe klapki, srebrny, jednoczęściowy strój kąpielowy pod szlafroczkiem, a na ramieniu niewielką torbę, z paroma niespodziankami, jakie postanowiła ze sobą zabrać na spotkanie z Chris. Na głowie zaś miała, spoczywające na włosach, zamiast na nosie, okularki przeciwsłoneczne.

Wymyta i pachnąca, z dobrym humorkiem, wkroczyła w końcu do VR…

- Cześć! - Chris przywitała ją od samych drzwi. Też musiała co nieco wiedzieć o co chodzi z tym chodzeniem na plażę bo strój miała całkiem odpowiedni. Alice dostrzegła górę kostiumu jaki podarowała jej całkiem niedawno. Na piersiach okrytych czarnym materiałem bujały się kolorowe girlandy kwiatów i jakiś naszyjnik z muszelek. W blond włosy zaś był wpięty jakiś duży, czerwony kwiat. Kibić blondynki zaś była przewiązana, finezyjnie zawiązaną, trochę po skosie sukienką czy dużą chustą. Też zwiewną i w kwietne wzorki. Gdy ramiona blondyny objęły te wytatuowane oryte szlafroczkiem jego właścicielka mogła wyczuć przyjemne ciepło bijące od Chris jaka robiła dzisiaj za gospodynię.

- Chodź! Zapraszam cię na rajską wyspę! - zaśmiała się wesoło gospodyni i ustąpiła miejsca w drzwiach łapiąc koleżankę za rękę i delikatnie pociągając za sobą. A widok rzeczywiście był bardzo zachęcający.

Alice momentalnie ściągnęła klapki, by wkroczyć w ten raj boso… Chris prowadziła gościa przez jakiś drewniany pomost jaki kierował się ku widocznej wyspie. I chociaż Alice świetnie zdawała sobie sprawę, że to ułuda dla zmysłów to wrażenia były jak najprawdziwsze. Drzwi póki były otwarte wyglądały ze środka jakby były jakimś teleportem do innego świata. Tego z regularnymi liniami korytarzy, sal, włazami i ładowniami pełnymi rudy i gazu. A tutaj była piękna, słoneczna kraina. Błękitne, nieskazitelne niebo, równie błękitny ocean, złoty piasek i zielone palmy. Raj na ziemi. Do tego projektory VR działały nie tylko na wzrok. Dechy pomostu lekko skrzypiały gdy po nich szły, na skórze dało się wyczuć morską bryzę i przyjemne ciepło jakby naprawdę były pod jakimś słonecznym blaskiem. Nawet złudzenie przestrzeni było pełne bo przecież sam pomost był chyba większy niż całe VR. A jednak doszły do końca i nie natknęły się na żadną ścianę.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba. Trochę nie mogłam się zdecydować na porę doby. To zrobiłam taki jasny dzień. Ale jak chcesz to mogę zmienić. - Chris tłumaczyła machając dłonią na błękitne niebo jakby mogła je zmienić pstryknięciem palcami. I pewnie mogła. A w tym czasie pomost się skończył i pod stopami dał się wyczuć przyjemny, ciepły piasek.
- Nie, nie! Jest cudownie! - Uśmiechnęła się do niej Alice, rozglądając wokół. Dobrze wiedziała, że to wszystko ułuda, było jednak wspaniale… poruszała palcami stóp w piasku, po czym spojrzała z czułym uśmiechem na Chris - Jest naprawdę pięknie… - Powiedziała lekko wzruszonym tonem - Naprawdę - Pogładziła ją dłonią po ramieniu, po czym ściągnęła szlafrok i przerzuciła go przez ostatnie fragmenty poręczy pomostu.
- Prowadź dalej piękna - Chwyciła androidkę za dłoń.

- Tak? Podoba ci się? No to cudownie! Bo trochę nie byłam pewna. - blondynce wyraźnie ulżyło, że Alice podoba się przygotowana scena. Poczekała aż ta zostawi swój szlafrok na poręczy i ochoczo pociągnęła ją dalej, w głąb tej rajskiej wyspy. Doszły do jakiejś zatoczki na plaży. Tam już czekało przygotowane stanowisko. A dokładniej dwa wiklinowe fotele wyłożone poduszkami by można było na nich rozsiąść się jak na tronie. Przy nich był mały drewniany stolik. Gdyby był prawdziwy to byłby warty majątek. Bo kogo dzisiaj było stać na meble z prawdziwego drewna? Ale ładnie się wpasowywać w te tropiki, parasol dla ochrony przed słonecznym blaskiem i te dwa wiklinowe fotele.

- No tutaj znowu nie wiem. Wolisz górę czy dół? - zapytała Chris wskazując na te przyjemnie wyglądające gniazdko. Górą nazwała te wiklinowe fotele. Ale na tym ciepłym, jasnym, prawie białym piasku leżał jeszcze spory koc i cały zestaw piknikowy. Gdzieś obok stało małe radyjko nastawione na jakąś cichą, spokojną muzykę.
- Zdecydowanie dół - Zachichotała Alice, po czym czym prędzej ruszyła na kocyk. Gdy zaś się na nim ulokowała tyłkiem, lekko pochylona na plecy, poklepała miejsce obok sobie dłonią.
- Chodź koteczku… - Powiedziała słodkim tonem, jednocześnie szukając czegoś drugą dłonią w swojej torbie, którą postawiła obok siebie.
- Tylko na brzuszek - Dodała z odrobinkę tajemniczą minką.

- Dobrze. - Chris pokiwała głową i bez wahania usadowiła się najpierw na kocyku obok Alice a potem położyła się na brzuchu obok niej. Przez co inżynier pokładowa miała elegancki widok na jej raczej blade plecy. Przez co czarne paski materiału na jej plecach od popołudniowego prezentu wyraźnie się oddzielały od jej skóry. Podobnie jak kolorowe plamy sukienki jaką miała na sobie.

- Jakbyś miała ochotę to wzięłam coś z baru. - wskazała na stojący na piasku plecak z którego wystawał i znajomy już termos i butelki z mocniejszymi trunkami. Tu akurat była gdzieś granica VR. O ile działało na inne zmysły to ze smakiem był nadal kłopot. To był też jeden z markerów pozwalający rozróżnić wirtualną rzeczywistość od tej prawdziwej. Jak coś się chciało zjeść czy wypić to lepiej było mieć to ze sobą w VR. No i widocznie Chris pamiętając o tym zabrała coś ze sobą na taką okazję.

Alice, nie spiesząc się, położyła się bokiem do Chris, po czym pocałowała jej plecy dokładnie między łopatkami. Następnie położyła jedną dłoń na jej lędźwiach, i powoli zjechała po ciepłej skórze ku pupie. Tam zdecydowanym ruchem, choć i delikatnie, niemal wprost zerwała z niej chustę okalającą jej biodra, po czym odrzuciła ją niedbale na bok.

Po chwili zaś… Chris poczuła coś nieco zimnego, rozlewanego na jej plecki.
- Olejek do opalania - Mruknęła Alice, rozpoczynając powolne, oburęczne już masowanie jej plecków, samej przechodząc do pozycji klęczącej obok androidki...aż w końcu i usiadła okrakiem na niej, nieco poniżej jej pupci.


Szczupła, zgrabna blondynka w skąpym stroju kąpielowym okazała się bardzo wdzięcznym obiektem do masażu. Okazało się, że dół, pod tą kwietną sukienką też miała z tego podarowanego dzisiaj kompletu. I jako modelka takich strojów kąpielowych też prezentowała się bardzo interesująco. Potem cichutko jęknęła gdy gęsty, chłodny płyn rozlał się po jej plecach. Ale zaraz wygodnie poddała się dłoniom Alice. Zamruczała z nadmiaru przyjemności gdy dłonie tej drugiej rozpracowywały olejek na jej plecach. I znów gdy Alice dosiadła ją okrakiem.
- Mam zdjąć górę? - zapytała wskazując nieco dłonią na swoje plecy czując jak dłonie Alice krążą i po sznureczkach stroju jakie blondynka miała na sobie. Alice nie powiedziała nic. Pochyliła się za to bardziej na Chris, ucałowała jej kark, po czym sama rozwiązała znajdujący się tam sznureczek. Wróciła po tym do dalszego masowania plecków androidki, przy okazji przesuwając już lekko luźne, pozostałe wiązadełka, ku jej biodrom.

Chris bez skrępowania poddawała się zabiegom Alice. Leżała na kocyku, ten na ciepłym piasku a partnerka siedziała na samej górze. I na blondynce siedziało się całkiem przyjemnie. Jak tak także i z tej strony można było czuć to młode, jędrne ciało. Teraz to ciało jeszcze dodatkowo błyszczało się kusząco podkreślając każdą wypukłość i wgłębienie kobiecego ciała. Alice widziała tylko część profilu twarzy blondynki. Tą z czerwonym kwiatem wetkniętym we włosy. Twarz ta leżała z przymkniętymi oczami poddając się zabiegom czarnulki. Ale i tak ta wyczuwała, że zabawa znów przypadła do gustu Chris i ta powoli się rozgrzewa i rozmięka pod jej dotykiem.
- Właściwie to ja planowałam ci zrobić coś takiego. - wyznała cichutko nie otwierając oczu.
Alice uśmiechnęła się pod nosem, a jej dłonie zjechały w dół ciała Chris, na drobne momenty znikając i pod majteczkami. Ale naprawdę na drobne, jedynie gładząc kciukami kształtny tyłeczek.
- Nic straconego - Powiedziała Alice, po czym nie przestawała masować ciała kochanki pachnącym na kokos olejkiem. Raz nawet jej dłoń przejechała dokładnie między nogami Chris, ale równie szybko jak się tam zjawiła, tak stamtąd zniknęła.
- Odwrócisz się? - Spytała androidkę, minimalnie unosząc się na kolanach, dając możliwość obrotu ciała.
- Oczywiście. - odparła miękko pilot dropshipa. Bez wahania obróciła się na plecy prezentując Alice swój front.


Przy okazji ściągnęła już niepotrzebną górę kostiumu by im więcej nie przeszkadzał. Po czym zmysłowo przeciągnęła się wyciągając swoje ramiona gdzieś daleko za głowę i patrząc na twarz okoloną czarnymi włosami bardzo przyjemnym wzrokiem. Inżynier zaś miała w tej pozycji przed sobą i pod sobą te przyjemne dla oka i zwiedzania kobiece kształty. I to dosłownie na wyciągnięcie ręki. Alice wpatrywała się przez dłuższą chwilę w te ponętne ciałko, po omacku sięgając po olejek.
- Jesteś naprawdę piękna… - Szepnęła, po czym łapiąc praktycznie samą siebie na tych słowach uśmiechnęła się, rozlewając olejek po piersiach Chris, przygryzając usteczka na dźwięki pomruków zadowolenia androidki. Odrobinkę drżące z podniecenia dłonie rozpoczęły kolejne zwiedzanie tego kształtnego ciała. Delikatnie między piersiami, rozprowadzając kokosowy olejek, potem na piersiach, na obu jednocześnie, powolutku i spokojnie, ruchami okrężnymi, od czasu do czasu zahaczając i o prężące się suteczki, by w końcu zejść niżej, na brzuszek, na biodra, kciukami zręcznie co pewien czas zsuwając majteczki centymetr po centymetrze niżej i niżej… Alice również drżała na swoim ciele z podniecenia, a i jej sutki wyraźnie ukazywały stan podniecenia ciała, przebijając cieniutki materiał stroju. Zresztą, nie tylko one…

Chris miała coraz wyraźniejsze kłopoty by leżeć nieruchomo plackiem. Tak jakoś od momentu gdy dłonie partnerki zaczęły rozprowadzać olejek nie tylko na mostku ale i także na jej piersiach. Wtedy blondynka wyraźnie coraz intensywniej zaczęła zdradzać oznaki z wolna kumulującego się podniecenia. Oddech jej przyspieszył co Alice mogła zanotować zarówno wzrokiem jak i pod swoimi dłońmi. Piersi, brzuch i cały tors blondynki oddychał coraz żwawiej.
- Ściągnij je. - poprosiła Chris. Chociaż akurat w momencie gdy Alice zsunęła się po niej, zsunęła już nieco dół czarnego kostiumu i jeszcze brodą blondynka wskazywała właściwie na samą Alice. Więc równie dobrze mogło jej chodzić o jej własny kostium.
Alice w tym momencie wstrzymała oddech, znieruchomiała… po czym łagodnym, lecz zdecydowanym ruchem dłoni zrolowała majteczki Chris w dół. Uniosła się na drobny moment, przesuwając je do kolan androidki, po czym zastygła w bezruchu. Spojrzała w twarz Chris, na jej piersi, na brzuszek, w końcu i na piękne łono, po czym aż przygryzła usta ze wzruszeniem w oczach. Dla niej były to cudowne widoki, po prostu przepiękne, cudowne, wspaniałe, odbierające mowę i dech. Odkrywała te piękno ponownie, najwyraźniej się w nim całkowicie zatracając. Spojrzała ponownie w oczy kochanki, kładąc drżące dłonie na jej biodrach.
- Chris… - Szepnęła.
- Tak Alice? - dziewczyna tak ślicznie wyeksponowana na plażowym kocyku, błyszcząca olejkiem na swoich kształtach sprawiała wrażenie jak polakierowanej. Teraz widząc i słysząc koleżankę podniosła głowę by na nią spojrzeć. W końcu nawet oparła się na łokciach i nieco zaczepnie przesunęła stopą po jej stopie by dać znać, że ją słucha, uważa i w ogóle.
Na dotyk stopy Chris, Alice zadrżała na całym ciele. Spuściła wzrok, wbijając go w pępek dziewczyny, po czym… jej dłoń, a właściwie tylko jej jeden palec, złapał majteczki androidki, a Alice minimalnie uniosła się, po czym owe majteczki znalazły się u kostek nóg Chris.
- Wyglądasz cudownie - Powiedziała A.J. po czym ponownie użyła olejku, tym razem rozlewając go na około pępuszka androidki, po czym zaczęła masować obiema dłońmi te okolice jej ciała, wpatrując się z uśmiechem w twarz Chris.

Dotyk i manewry Alice musiały sprawiać tej drugiej wiele przyjemności. Tak można było sądzić po jej przymrużonym spojrzeniu i przygryzionej wardze. Przyspieszonym oddechu i dłoniach którymi coraz częściej zaczepiała ramiona drugiej załogantki. Albo wsuwała palce gdzieś w czarne włosy Alice zsuwając je na na jej twarz i z powrotem. Androidka bawiła się jej włosami, inżynier bawiła masowaniem zgrabnego ciałka… brzuszek, biodra, nieco podbrzusza. Specjalnie omijała strefy erogenne Chris, by jeszcze bardziej rozbudzić jej doznania, ale i by jednocześnie sprawić jej przyjemność nie-sexualną. Wkrótce przeniosła dłonie na uda androidki, na łydki… wymasowała ją całą, przy okazji ściągając jej kostium plątający się już przy kostkach nóg.
- Co masz w torbie? - Spytała, spoglądając na nią, i wystający termos.

- W torbie? - wydawało się, że Chris potrzebowała chwili by tak przejść z tematu na temat. Przyjemnie było patrzeć jak ten olejek, dłonie i masaż sprawia jej przyjemność. Teraz spojrzała za spojrzeniem Alice na swój zapomniany plecak. - Ah no tak. - skinęła głową i wyciągnęła rękę by po niego sięgnąć. Musiała się trochę wygiąć, w całkiem przyjemnej do obserwacji pozie ale udało jej się zahaczyć palcami o szelkę plecaka i przyciągnąć go do siebie. Usiadła i otworzyła go by zaprezentować zawartość.
- Mam gorącą czekoladę… - puknęła palcem w ten sam termos co miała w hangarze. - Tu mam coś mocniejszego. - wyjęła z plecaka bursztynową, promilową zawartość. - I mam jeszcze lody jakbyś miała ochotę. - na koniec wyciągnęła hermetyczne, termoizolacyjne pudełko gdzie mogły być te lody. - A jakbyś miała ochotę to jest jeszcze coś na grilla. Zrobiłam w kuchni to mogło już wystygnąć. - wskazała dłonią na stolik który wciąż stał między wiklinowymi fotelami.
- Masz na coś ochotę? - zapytała z filuternym uśmieszkiem zerkając z zaciekawieniem na drugą plażowiczkę.
- Oj mam… - Alice omiotła spojrzeniem golutką, błyszczącą od olejku Chris, po czym zachichotała. Wyciągnęła jednak zachłannie łapki ku flaszce z procentami.
- I lody! Tak, lody! - Dodała wesoło.

- To chyba da się połączyć. - naga blondynka siedząca na plażowym kocu zachichotała także i oddała butelkę całkiem chętnie. Przy okazji zwalniając swoje dłonie na coś innego. Znów sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego jednorazowe kubeczki kładąc je między swoimi a Alice nogami. Sama zaś otworzyła pudełko z lodami i znów sięgnęła do plecaka. Tym razem po łyżeczki.
- Proszę. - powiedziała z uśmiechem usłużnie prezentując lodowy deser z wbitą w niego łyżeczką.
- Mmm-mmm! - Mruknęła zadowolona Alice, smakując procentów, a potem polała nimi obie porcje lodów, nim zaczęły je jeść.
- Wszystko tak pode mnie ustawione co? - Mrugnęła do androidki - Pani detektyw Chris zdobyła informacje o lodach czekoladowo-śmietankowych, o likierku… ciekawe co jeszcze? - Zaśmiała się, spoglądając w twarz Chris - To bardzo miłe, dziękuję.
- Oh chciałam byś była zadowolona i to co lubisz. - Chris łyknęła kolejną łyżeczkę polanych promilami lodów i mówiła jakby chodziło o drobiazg albo oczywistą oczywistość. Ale widać było, że cieszy się radością Alice i tego, że udało jej się sprawić przyjemność.

- A jeszcze to miałam nadzieję zrobić ci masaż. No ale mnie troszkę ubiegłaś. Bo chciałam ci się jakoś odwdzięczyć za ten śliczny kostium. No i, że byłaś dla mnie taka miła. Tak się zastanawiałam cały czas na co byś miała ochotę i co by ci mogło sprawić przyjemność. - powiedziała blondyna wskazując na ten plecak, prowiant jaki teraz leżał na kocu albo się nim zajadały no i całą tą słoneczną, scenerię plaży.
- Jest bardzo miło, udało ci się w pełni - Alice uśmiechnęła się, zajadając lodami, i od czasu do czasu popijając alkohol. Przysunęła się nieco bliżej Chris, po czym lekko szturchnęła ją łokciem o łokieć, i swoją łyżeczkę z lodami skierowała ku jej twarzy…

Dziewczyna o prostych, blond włosach roześmiała się radośnie, że Alice jest zadowolona z tego spotkania i przyjęcia. Zareagowała na jej manewry przysuwając się bliżej, także teraz siedziały dosłownie ramię, w ramię. A widząc zbliżającą się łyżeczkę ochoczo otworzyła buzię by przyjąć poczęstunek, a Alice ową łyżeczkę zamiast do jej ust, skierowała na nos, po czym się cicho zaśmiała, gdy ten został upaćkany lodami, w końcu jednak zatrzymała ją przed ustami Chris.
- Oh! - takiego numeru Chris się chyba nie spodziewała bo zrobiła bardzo zdziwioną minkę gdy czarno - biała, chłodna plama wylądowała na jej nosie zamiast w ustach. Zaraz jednak też się roześmiała ścierając nadmiar tej plamy własnymi palcami. Ponownie otworzyła usta by jeszcze raz spróbować przyjąć prezent. I tym razem już dostała owe lody do zjedzenia… a po chwili Alice niespodziewanie pochyliła się ku Chris i… zlizała lody z jej nosa, po czym się roześmiała.
- Tak smakują nawet jeszcze lepiej!
- Naprawdę? - pilot zapytała z tą szczyptą infantylności jaką zazwyczaj odbierała różne ludzkie zachowania, stwierdzenia, żarty i powiedzonka. Czasem je brała zbyt poważnie, zbyt dosłownie albo na odwrót, traktowała zbyt lekko. Teraz też popatrzyła z zafascynowaniem na Alice bo sądząc po tym jak się śmiała to takie wspólne jedzenie lodów zakrapianych likierem bardzo jej przypadło do gustu.

- To poczekaj ja spróbuję. - powiedziała nieco się prostując by sięgnąć po swoją łyżeczkę z chłodną, słodką masą. Po czym teraz ona podstawiła ją pod usta kumpeli.
- Mam się dać na to nabrać? - Powiedziała A.J. pochylając się ku łyżeczce… i wystawiając w jej kierunku język.
- Ojej… Trochę się ulało… - blondynka jakoś bynajmniej nie wydawała się zmartwiona tym, że lodowa porcja nie do końca zmieściła się w ustach Alice i teraz trochę ściekała po jej brodzie. Może dlatego, że sama tak manewrowała trzymaną łyżeczką, że trudno było o inny wynik.
- Ale to zaraz posprzątam. - obiecała szybko i odłożyła łyżeczkę, pudełko z resztą lodów i przystąpiła do oczyszczania partnerki. Ustami zaczęła spijać lodową masę z brody i ust Alice aż ich usta się zrównały. Wówczas jej ramiona objęły kark i głowę o czarnych włosach a Chris już bez skrępowania zaczęła pełnoprawne całowanie, co oczywiście wytatuowana inżynier przyjęła w pełni, odwzajemniając namiętne pocałunki. Siedząc obok Chris po turecku, rozchylił obie nogi na bok, po czym pociągnęła Chris za sobą, kładąc się na plecach, efektem czego po chwili androidka leżała na niej…

- O tak, masz rację, tak o wiele lepszy sposób jedzenia lodów. - zaśmiała się rozradowana blondynka gdy na chwilę przerwała te smakowanie lodów i partnerki. Okazało się, że całkiem chętnie, nawet zaborczo wpiła się w Alice lądując na niej. A teraz była nad nią uśmiechając się zadziornie.
- To na czym skończyłyśmy? - zapytała raczej retorycznie bo zaraz pogłaskała policzek pokładowej inżynier i wróciła swoimi ustami do jej ust. Wcześniejsze etapy zabawy musiały ją pobudzić i rozgrzać na całego bo teraz zdawała się być nieco chaotyczna i śpieszyło jej się na dalszą zabawę. Stopniowo zaczęła schodzić z tymi zabawami od ust Alice ku jej niższym partiom anatomii.
- Neee… fiałam… esz… mieś… mas...asu? - Wydukała jakoś Alice, z ustami Chris smakującymi jej ust, niż te nie przesunęły się niżej.
- Nie miałam też mieć masażu? - Powtórzyła już spokojnie inżynier, głaszcząc głowę androidki dłonią.

- To masz ochotę na masaż? - Chris która już miała twarz gdzieś na wysokości góry kostiumu Alice podniosła ją by spojrzeć na nią. - Dobrze. - uśmiechnęła się i ostatni raz pocałowała te przednie krągłości drugiej załogantki. Potem wyprostowała się rozglądając się po kocu i tych wszystkich bambetlach które od początku spotkania uzbierały się nie wiadomo skąd, jak i kiedy. Wśród butelek z likierem, pudełkami z lodami, kubkami, blondynka wreszcie namierzyła olejek do opalania jakiego wcześniej na niej użyła Alice.

- To jak byś chciała zacząć? Góra, dół? Przód, tył? - zapytała biorąc niewielką buteleczkę i zerkając pytająco na partnerkę, która uniosła się najpierw do pozycji siedzącej, a potem przeszła do klęczącej, na obu kolankach… spojrzała z tajemniczym uśmieszkiem na Chris, a ta nie bardzo wiedziała o co chodzi… póki sama Alice nie spojrzała w dół własnego ciała. Te zaś zdradzało, iż inżynier była pobudzona na różnego rodzaju masaże…


- Widzę, że nie oszukujesz mnie, że ci się podoba. - blond główka pokiwała z uznaniem gdy posłała spojrzenie za Alice w to samo miejsce. - No ale nie odpowiedziałaś na pytanie. - przypomniała machając wesoło buteleczką z olejkiem.
- Nigdy bym cię nie oszukała - Poddreptała do Chris na kolankach, po czym ją lekko pocałowała, i położyła się w końcu na kocyku na brzuchu…

- Dobrze. - Chris zgodziła się jak zwykle i przystąpiła do tego etapu spotkania jaki podobno miała zaplanowane. Zaczęła od ściągnięcia z Alice jej kostiumu by odsłonić jej plecy. Potem ta słyszała jak olejek mlaszcze między jej dłońmi a te wreszcie lądują na jej barkach. Androidka szybko przyjęła podobną metodę jak wcześniej miłośniczka tatuaży i po prostu jej dosiadła sadowiąc się najpierw gdzieś w okolicach jej krzyża. Dłonie tymczasem zaczęły najpierw rozprowadzać olejek po karku, barkach i łopatkach. Delikatnie wcierając go w skórę. A gdy już ta była odpowiednio nawilżona to zaczął się właściwy masaż. Dłonie Chris przyjemnie rozcierały mięśnie karku, szyi i barków stopniowo przesuwając się ku kręgosłupowi i łopatkom, wśród pomruków zadowolenia Alice.
- Coś ci doskwiera? Jakieś miejsce? Mam gdzieś poświęcić więcej uwagi? - gdzieś za swoich pleców do Alice doszło troskliwe pytanie blondwłosej masażystki.
- Mmm, nie… tak jest dobrze… środek plecków, tak masuj… - A.J. przymknęła oczy, relaksując się.

- Dobrze. - blondynka okazała się zgodna i chętna do współpracy jak zwykle. Jej dłonie pracowicie rozsmarowywały kokosowy olejek po wytatuowanej skórze schodząc stopniowo coraz niżej. Od łopatek, przez kręgosłup aż po krzyż i biodra. Stopniowo też kawałek, po kawałku zsuwała kostium kąpielowy koleżanki. Doszła z tymi operacjami gdzieś do pasa gdy przylgnęła całym swoim naoliwionym frontem do pleców Alice. Dzięki czemu ta mogła poczuć na sobie te przyjemne, przednie atuty blondynki. I usta którymi masażystka zaczęła całować kark pokładowej inżynier. A potem powtarzać trasę jaką przebyły już jej dłonie i schodzić coraz niżej.
- Chris… bardzo to wszystko milutkie, mogłabym tak godzinami… - Mruknęła znowu Alice, po czym krótko się zaśmiała, gdy poczuła piersi dziewczyny na swoim ciele - Nie przestawaj… i możesz mnie dalej rozbierać - Minimalnie uniosła biodra w górę, również minimalnie przy tym wypinając tyłeczek, by androidka miała łatwiej ściągnąć z niej strój, na którym w końcu częściowo leżała.

- Dobrze. - blondynka zgodziła się bez zastrzeżeń i skorzystała z okazji by ściągnąć kostium z bioder tej drugiej a potem przesunąć go wzdłuż jej nóg zostawiając ją bez ubrania. Gdy już obie były w podobnym stopniu roznegliżowania Chris wróciła do bioder Alice. I wznowiła przerwany na chwilę masaż. Bez pośpiechu rozsmarowywała po wytatuowanej skórze kolejne porcje olejku. Potem zaś wyganiała zmęczenie i troski tak z ciała jak i umysłu pozostawiając po sobie przyjemne uczucie odprężenia nasyconego erotyczną nutką. Tak przeszła przez biodra, pośladki, uda i łydki ciemnowłosej dziewczyny. Kończyła właśnie zajmować się jej stopami gdy znów się odezwała.

- Tutaj to chyba koniec. No chyba, że przód też byś miała ochotę. - zaproponowała z delikatnym uśmiechem słyszalnym w głosie.
- Ależ oczywiście… - Szepnęła Alice, po czym powoli przekręciła się na kocyku z brzucha na plecy. Uśmiechnęła się do Chris, po czym figlarnie przygryzła usteczka, czekając, aż jej dłonie, i nie tylko dłonie, zajmą się teraz tą stroną jej ciała…

- Dobrze. - Chris bez oporów zgodziła się na taką opcję. Poczekała aż Alice zmieni pozycję i wygodnie ułoży się na tym plażowym kocyku. Teraz obie mogły nawiązać kontakt wzrokowy a klęcząca blondynka mogła wznowić masaż leżącej czarnulki. Zajęła się tym równie troskliwie jak jej tylną partią ciała tylko tym razem zaczęła od dołu stopniowo przesuwając się ku górze. Najpierw w dłoniach rozsmarowała kolejną porcję olejku po czym ujęła w dłonie jedną stopę i zaczęła ją masować. Sprytne palce przeganiały wszelkie troski i zmęczenie. W pewnym momencie pilot dropshipa dołożyła do tego zestawu swoje usta. I tak wspólnie rączkami i ustami zaczęła pracować najpierw nad jedną stopą, potem nad drugą by stopniowo przesuwać się w górne rejony wytatuowanego ciała.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-07-2020, 05:13   #32
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - Dzień 08 13:15

Czas: Dzień 08; 13:15
Miejsce: mostek
Skład: Tony i Chris


Chyba słusznie zazwyczaj porównywano mostek do mózgu całego statku. Czy centrum sterowania. Bo jak system nerwowy do mózgu tak i wszystkie systemy statku przesyłały dane… Właściwie to do trzewi komputera głównego. No a ten przesyłał je na mostek. Tak czy inaczej Tony który akurat dyżurował na mostku w całkiem wygodnym fotelu zgodnym ze standardami BHP lotów kosmicznych miał chyba najlepszą świadomość tego co się działo i wewnątrz i na zewnątrz statku.

Wewnątrz ten system zmajstrowany wczoraj przez Vicente okazał się naprawdę skuteczny. Może aż za bardzo. Bo każde otwarcie drzwi czy zapalenie światło było sygnalizowane na odpowiednim ekranie. Trudno było się przemknąć niezauważonym. Także własnej załodze. Ale gdy zaczął się roboczy dzień i ta załoga zajęła się własnymi sprawami to się rozlazła po różnych zakamarkach przedziału załogowego powodując liczne komunikaty. Na szczęście można było je wyciszyć lub przerzucić na któryś z bocznych, mniej absorbujących ekranów. Niemniej z tej okazji kapitan wiedział, że od śniadania i wysłania sond w przestrzeń pojedynczo i na raty ale jakoś ogród ściągał poszczególnych załogantów jak magnes opiłki żelaza. Zaraz po śniadaniu pracę tam zaczęli Ryan, Zeeva i Jericho. A teraz już poza nim i Chris to chyba byli tam wszyscy. No ale zmiana się kończyła i zbliżała się przerwa obiadowa. A nawet na ekranie to przeprawa z tą miniaturką dżungli wyglądała na ciężką harówę.

- Planujesz wyprawę dropshipem? Bo jak to to wolałabym wiedzieć wcześniej by go przygotować do lotu. Potrzeba mi jakaś 1 godzina na procedury przedstartowe. Wczoraj go sprawdziłyśmy z Alice i jest w porządku. - Chris wpatrywała się w ekrany na jakich było widać obraz przekazywany przez wysłane po śniadaniu sondy. Z kwadrans temu doleciały na miejsce przeznaczenia i przekazywały obraz z bliska. Krążyły wokół dryfującej stacji kosmicznej przeprowadzając rekonesans. Potem przesyłały laserem dane do orbitującego po dalszej orbicie frachtowca. Bo chociaż było to z trzewi “Aurory” nie wyczuwalne to frachtowiec wytracił kosmiczną prędkość do reszty i godzinę temu wszedł na orbitę parkingową wokół Antares 99.

Za to za parę minut “Archimedes” znów zniknie z namiaru przesłonięty przez tarczę Antaresa 99. A wraz z nim kontakt urwie się z sondami. Ale za pół godziny znów wszystko powinno się pokazać ponownie gdy stacja wykona swój obrót wokół satelity i po raz kolejny wyjdzie zza jego tarczy. A wraz z nią obie sondy odzyskają łączność z frachtowcem.

I pewnie dlatego Chris pytała o ten dropship. Był sprawny ale procedury wymagały by go sprawdzić jeszcze raz czy wszystko gra przed i po locie, uzupełnić zapasy i przygotować załogę do lotu. Właściwie minimalna załoga ich dropshipa składała się tylko z Chris. A nawet można było wysłać dropship jak sondę czyli na automacie więc pilot u steru ostatecznie nie był niezbędny. Chociaż panowało powszechne przekonanie, że w razie nieprzewidzianych okoliczności zazwyczaj przeszkolony pilot reagował sprawniej niż komputer pokładowy. Ale gdy chodziło o rutynowe manewry to im bardziej rutynowy, długi i monotonny tym bardziej komputery i automaty zdawały się zyskiwać przewagę.

No a poza załogą i samym lataczem było jeszcze to kto i z czym miałby się tam zabrać. Nawet gdyby cała checklista była gotowa to trzeba by to przygotować w hangarze do załadunku a potem wylotu w przestrzeń. Na razie według raportu sporządzonego przez Ryana to ekwipunek osobisty dla załogi na taką wyprawę wyglądał całkiem nieźle. Ot kwestia kto i co by miał zabrać na taką wyprawę.

Na razie obrazy z obu sond pokazywały dobitnie, że “Archimedes” przeszedł ciężkie chwile. I to pewnie już jakiś czas temu bo nie było widać żadnej reakcji. Ot, pełno drygującego drobiazgu i segmentów wyrwanych ze stacji. Część tworzyła istną mgławicę jaka ograniczała widoczność a większe kawałki gruzu zakłócały echo radaru. Lawirowanie tak by zadokować przy tej stacji zapowiadało się na dość wymagające. Chociaż skoro sondy na automacie były w stanie latać w pobliżu to pewnie i dropship powinien sobie poradzić.

A sam dostęp raczej powinien być możliwy. Jedne z elementów stacji były rozprute na poważnie. Było widać tam przekrój przez pokłady. Stopione i osmolone fragmentu dawały dość złowieszcze świadectwo strasznych sił jakie działały na tą stację. Ale inne wydawały się prawie nie naruszone. Sondy znalazły przynajmniej ze trzy włazy które wyglądały mniej więcej cało. Czy działały i dałoby się je otworzyć to już sondami było raczej trudne do sprawdzenia. Nawet jakby nie to przez te rozprute fragmenty poszycia można było pewnie dostać się przynajmniej do tych rozprutych fragmentów. A dalej może w głąb stacji. Oczywiście już “na piechotę” po opuszczeniu dropshipa.




Czas: Dzień 08; 13:15
Miejsce: ogród
Skład: Ryan, Zeeva, Jericho, Vicente, Agnes, Alice


Zdziczały ogród zdawał się w magiczny sposób przyciągać kolejnych załogantów jak kuchnia na imprezie. Najpierw zaczynali we trójkę. Ryan, Zeeva i Jericho. Musieli się ubrać w kombinezony próżniowe i rozejrzeć się jak to w ogóle wygląda. No i jak tam weszli to ledwo parę kroków, ot to co wczoraj Seth i Agnes zrobili parę kroków przesieki by pobrać próbki. Właśnie główkowali z której strony zacząć, czym, czy piły, maczety, palniki a gdzie użyć robotów. Chociaż kiepsko to wyglądało bo właśnie brakowało im głębi. Przez ten duszący gąszcz trudno było coś dojrzeć dalej niż kilka kroków. Jericho pół żartem pół serio rzucił, że chyba po prostu trzeba zacząć rąbać aż dotrą do przeciwległej ściany. Nie brzmiało to może zbyt finezyjnie ale zapowiadała się ciężka harówa a nie koronkowa robota.

No ale prawie jak na zamówienie zjawił się Vicente ze swoimi ręcznymi dronami. Drony okazały się idealne do takiego zadania. Rzucone w głąb “jabłka” poszybowały dalej samodzielnie. Były na tyle małe, że mogły przemknąć się pomiędzy konarami i szczelinami zielska. Pomogło to w rozeznaniu się jak to właściwie wygląda tam od środka. A wyglądało dość poważnie. Drzewa, konary, gałęzie, porosty, liany, krzaki, trawy, korzenie… Wszystko splątane ze sobą w odwiecznej walce o przestrzeń, energię i składniki odżywcze. Płaskie powierzchnie jak ściany, sufit czy fragmenty segmentów z ziemią były ledwo widoczne. Podłogi to właściwie w ogóle nie było widać.

Ogród był na planie prostokąta i miał troje drzwi. Główne drzwi i przejścia tworzyły literę “T” więc właściwie można było zacząć pracę z trzech stron na raz. Ale szybko praktyka pokazała, że z dwóch. Trzecie drzwi ani drgnęły a panel pokazywał awarię. No ale nie było tak źle bo obok siebie mogły swobodnie w przejściu pracować dwie osoby a trzy to już by sobie przeszkadzały.

- Ty Vicente znasz się na robotach co? Może być coś poradził z tym tutaj? - zapytała ubrana w kombinezon próżniowy Zeeva wskazując na automatycznego ogrodnika. Normalnie automat sięgający gdzieś do brzucha dorosłej osoby, z wieloma wielofunkcyjnymi dodatkami w zupełności wystarczał aby utrzymać ogród w należytym porządku. No ale nie był przystosowany do karczowania dżungli na taką skalę. Chyba, że by go usprawnić. Dodać choćby lepszą piłę zdolną pracować kilka godzin z rzędu w tym tropiku. Bo tą co miał do tej pory nadawała się do przycinania czegoś o grubości ludzkiego ramienia, może uda ale nie takim masy drzewnej, w takiej saunie i tyle godzin. Dlatego gdzieś po pierwszej godzinie trysnęła iskrami, dymem i rzygnęła rozgrzanym olejem.

Potem przyszły dziewczyny. Agnes i Chris. Agnes gdy uporała się z wysłaniem sond na stacje miała właściwie wolne. A takie zadanie dla kogoś kto potrafił dobrać komputerowe opcje by wysłać jednostkę pomiędzy dwoma systemami gwiezdnymi ustawienie programu dla obu sond na odległości ułamka jednej jednostki astronomicznej było wręcz rutynowo proste. Zwłaszcza, że sondy miały sporą autonomiczność i zwykle wystarczało im kazać lecieć w odpowiednie miejsce i dobrać odpowiednią taktykę. No a poza tym w każdej chwili z mostku można było przejść na sterowanie ręczne sondami. O ile był z nimi kontakt. A skoro były niejako uwiązane do orbity stacji to ta łączność i jej brak pulsowało mniej więcej w pół godzinnym rytmie. A potem miała wolne. I jak wracała z mostka spotkała Chris.

- O, Agnes! - zawołała za nią blondynka jakby jej z nieba spadła. - Pomożesz mi się z tym zabrać? - wskazała na tacę pełną napojów jaką widocznie naszykowała. Dla ich ogrodników jak mówiła. Bo nawet jak w skafandrach to pewnie nie było im lekko więc pomyślała, że dobrze jakby mieli czym zwilżyć gardło. Próżni nie było więc mogli nawet zdjąć hełm w przerwie gdzieś na korytarzu czy sąsiednim pomieszczeniu i napić się po ludzku. Bo chociaż skafandry miały te bidony i całą resztę to nie każdy przepadał za takim odżywianiem i nawadnianiem się. A na dwie pary rąk rzeczywiście z tymi tacami i napojami poszło całkiem gładko. Jak dotarły do ogrodu praca już była zaczęta na całego. A drużyna ogrodników miała już skafandry upaćkane wszelkimi możliwymi plamami i zaciekami błota, ziemi i krwawiącej roślinności.

Potem pojawiła się Seth. Pływanie w zbiorniki ze morską wodą pomogło się zrelaksować i złapać oddech po tym całym ambarasie. I się okazało, że w tym ogrodzie poci się i zmaga już całkiem spora część załogi. Jak nie bezpośrednio przy wyrąbywaniu drogi czym-się-da przez dżunglę to przy pracach wspomagających. W końcu nawet jak Ryan, Zeeva czy Jericho coś już wyrąbali to by nie zawalało miejsca trzeba to było gdzieś zutylizować. Ci zajęci samą wycinką na razie po prostu wywalali ten drzewny urobek na korytarz. Cała okolica wyglądała jak jakiś tartak. Drzwi były otwarte na oścież więc ten duszący, zgniły, tropikalny zaduch sauny rozszedł się po korytarzu. Tak samo jak hałas czyniony przez hydrauliczne nożyce, mechaniczne piły czy stukot maczet o mniejsze kawałki. Na podłodze widać było błotniste ślady butów, kawałki ziemi, granulatu, trocin i resztek roślinności.

Na sam koniec przyszła Alice. Raz, że na checkliście ogród nadal świecił się czerwonym punktem kompleksowej awarii systemu co nowością nie było. Właściwie odkąd to odkryli wczoraj to tak to wyglądało. No i przez komunikator Chris wysłała jej zapytanie czy by mogła przyjść i naprawić jedne z drzwi ogrodowych bo były zablokowane. A poza tym chłopcy i dziewczyny już na tyle uprzątnęli chociaż część ogrodu, że już zaczynało coś być widać. A wyglądało to dość kiepsko. Nawet po wycięciu instalacja była pełna trocin, ziemi, trawy i mniejszych kawałków. Nawet jeśli ludziom do chodzenia to nie przeszkadzało to instalacji i w wymianie instalacji owszem. A wyglądała tragicznie. I wszystko sugerowało, że tam gdzie jeszcze rządziła dżungla to pewnie wygląda to podobnie. Marne były szanse, że coś uda się odzyskać i pewnie trzeba będzie wymienić te sektory rurek, kabli i dozowników na nowe. Chociaż to by się lepiej robiło na spokojnie i bez tych pił huczących po sąsiedzku. No i bez tego dywanu ziemi, trocin i trawy jaka zalegała w tej instalacji.

A tą ziemię, trociny i resztę można było “zmiękczyć” pestycydami. Tak przynajmniej Agnes wychodziło z kalkulacji. Chyba powinni mieć w ogrodniczym magazynie te pestycydy. Tylko, że gdyby po prostu nimi spryskać ogród to mogło się okazać zbyt skutecznie. W ciągu paru dni pewnie większość roślin by uschła. Ale gdyby dobrać odpowiednią dawkę i skład i rozpylić tuż nad ziemią, tam gdzie już prawie widać było podłogę… No to może by chemia strawiła te resztki na podłodze na tyle by pozbycie się tego uczynić łatwiejszym. Pewnie dobrze by było przykryć folią czy inną płachtą by opary w jak najmniejszym stopniu wpłynęły na resztę roślin. No ale musiałaby jeszcze raz sprawdzić co mają w magazynie no i przeprowadzić odpowiednie obliczenia czy jej się dobrze wydaje czy nie. I może jeszcze pobrać próbki z tej ściółki przeznaczonej do likwidacji.

Przy okazji odkryli, że to zielsko rozsadziło co się tylko da. Łącznie z kratkami do wentylacji. Jak się poświeciło latarką wgłąb takiego szybu to widać było niknące w trzewiach kanału wężowe sploty. Cholera wie jak daleko się to ciągnęło. Gdy pierwsza zmiana miała się ku końcowi udało się udrożnić większość dwóch z trzech ramion głównych przejść. Dziewicze pozostało to co prowadziło do zablokowanych drzwi. Jakby druga zmiana poszła podobnie no to może do wieczora by mieli z głowy samo przejście przez ogród i można by zacząć myśleć o wymianie chociaż podłogowej instalacji. Jakby ją wymienić no to już zaczęliby odzyskiwać kontrolę nad sterowaniem ogrodem. Ale w tej chwili trudno było przewidzieć ile by taka wymiana zajęła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-07-2020, 10:08   #33
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 08; 13:15 T 5 w ogrodzie, później warsztat z Chris.

Vicente ściągnął ADRy, sprawdził je, wyłączył, po czym spakował do plecaka. Przyjrzał się krytycznie ogrodnikowi, jak nazywał robota doglądającego ogrodu.

- Myślę, że coś da się z nim zrobić - bąknął, bardziej do siebie niż do kogokolwiek. Kliknął w smartwatcha i wywołał syntka. - Chris, pomożesz mi z ogrodnikiem? Będę w warsztacie.

- Zapytam Tony’ego czy mnie zwolni. - Chris odpowiedziała prawie od razu.

Informatyk nie odpowiedział. Zaczął holować zepsutego robota do warsztatu.

- Vicente gdzie jesteś? Wracam z mostka. - Sanchez zdążył przyjechać z ogrodniczym automatem do warsztatu. Zdążył zdjąć mu płytkę ochronną panelu sterującego i zdiagnozować sprawę. No właściwie to nie wyglądało tak źle. Tam w środku. Bo na zewnątrz to te błoto, trawa, zielsko i hydraulika co obrzygała robota sprawiała tragiczne pierwsze wrażenie. Jakby ktoś go zrzucił po jakimś pełnym krzaków stoku czy co. Ale w gruncie rzeczy główne systemy były sprawne. Właściwie poza kosmetyką to trzeba było wymienić końcówkę ramienia z tą piłą no i zamontować poważniejszy kaliber piły do jakiego normalnie robot nie miał dojścia. Więc trzeba było coś wykombinować by połączyć te dwie rzeczy. No i mniej więcej na tym etapie zastał Vicente komunikat Chris. Jak wracała z mostku to niedługo powinna tu być.

Informatyk odłożył na podłogę śrubokręt z czujnikiem i odpowiedział do komunikatora: Warsztat.

Wstał i wstawił kawę w niewielkim ekspresie, który jakaś dobra dusza zainstalowała tutaj na stałe. Czekał na Syntka.

Tym razem czekał jeszcze krócej. Woda zdążyła się zagotować, on zdążył zalać kubek i spojrzeć na swoje dzieło gdy drzwi warsztatu otworzyły się i Chris weszła do środka.

- Cześć Vicente. To jest ten pacjent? - zapytała rozglądając się po niezbyt dużym pomieszczeniu i ubłocony ogrodnik od razu przykuł jej spojrzenie.

- Ehmmm… - przytaknął Hiszpan upijając łyk gorącej kawy. - Na szczęście diagnoza rokuje dobrze. Myślałem, że będzie gorzej. Co u kapitana?

- Oglądają z Agnes przekaz z sond. Właśnie doleciały do “Archimedesa”. Ale pewnie zaraz stracą z nimi łączność na pół godziny. - blondynka odpowiedziała pogodnie i podeszła do robota przyglądając mu się i sprawdzając panel kontrolny. - A właściwie co mu jest? - zapytała wskazując brodą na obły korpus automatu jaki sięgał jej gdzieś do połowy brzucha.

- Przeciążenie. - Odstawił kubek i podszedł do ogrodnika. - Nie jest przystosowany do karczowania drzew, a raczej do wycinek, podcinania. Myślałem o wymianie serwomotora i zastąpieniu tego ramienia cięższym sprzętem. Co myślisz?

- Myślę, że dobrze by było zasięgnąć opinii jakiegoś robotyka. - blondynka obdarzyła go nieco rozbawionym spojrzeniem swoich błękitnych oczu. Nie było tajemnicą, że robotyka na pokładzie mieli tylko jednego i Chris właśnie z nim rozmawiała.

Vicente uśmiechnął się szeroko. Wbudowane poczucie humoru androida bardzo mu odpowiadało.

- Pomożesz?

- Dobrze. Ale jak? - Chris odparła z uśmiechem, tym razem łagodnym i lekko wzruszyła ramionami wskazując brodą na sponiewierany kadłub ogrodnika.

- Przytrzymaj tutaj - klęknął przy robocie i wskazał Chris co ma robić, po czym sam zabrał się do wymontowywania niewydolnego mechanizmu. Po chwili wspólnej pracy spytał, nie przerywając odkręcania śrub. - Co o tym wszystkim myślisz? - Mimo, że oboje pochylali się nad ogrodnikiem, pytanie zdawało się nie dotyczyć jego.

- Myślę, że jak na taki gąszcz to poszło nam całkiem nieźle. - odparła blondynka przytrzymując to co i jak jej wskazał. Zdał sobie sprawę, że syntki miewały problem z rozumieniem różnych niuansów ludzkiego języka i zachowania co sprawiało, że zdarzało im się traktować ich słowa albo zbyt poważnie, zbyt dosłownie albo zbyt lekko. Chris pod tym względem nie była wyjątkiem.

- Hmmm… - nie zraził się odpowiedzią. - Pociągnij.. o… Okey.

Serwomechanizm oderwał się od szkieletu.

- Odłóżmy to i zróbmy sobie chwilę przerwy. Dopiję kawę.

Wytarł dłonie.

- Co myślisz o naszym obecnym położeniu - spytał bardziej precyzyjnie.

- Myślę, że ciężko będzie wrócić do domu. - powiedziała po chwili zastanowienia gdy też wstała z klęczek i stanęła obok wyłączonego robota.

- Martwi cię to?

- Tak. W tej chwili raczej nic nam nie grozi. Statek jest sprawny, ani jemu ani nam nic nie jest i o zapasy nie musimy się martwić. Ale mamy kiepskie szanse wydostać się z tego systemu. Nie mamy prętów a nawet gdybyśmy mieli to perspektywy powrotu przez 250 lat świetlnych są kiepskie. - blondynka bez ogródek streściła w paru zdaniach swoją ocenę sytuacji.

Informatyk skrzywił się. Kawa była już zimna.

- Właściwie… Dlaczego cię to martwi?

- Bo nie chciałabym zostać sama. - odparła blondynka po minimalnym wzruszeniu ramionami.

Vicente zastygł z podniesionym kubkiem. Odpowiedź androida wyraźnie go zaskoczyła. Odłożył kawę, odchrząknął i chcąc zamaskować uczucia, odwrócił się, żeby zabrać ze stołu nowy, mocniejszy mechanizm.

- Dobrze, zabierajmy się za pracę.

Chwilę pracowali w milczeniu, którą w końcu przerwał kolejnym pytaniem.

- Gdybyś śniła… co chciałabyś śnić? - uderzył w zainteresowania Chris.

- Co bym chciała śnić? - blondynka znów zaczęła asystować robotykowi w wymianie uszkodzonego moduły robota na nowy. A słysząc pytanie o swojego konika uśmiechnęła się i zamyśliła przez chwilę. - Chyba jakieś przygody. Takie jak w filmach. Odkrywanie nowych światów, przeżywanie przygód, badanie tajemnic, poznawanie nowych ludzi. Chyba coś takiego. - odpowiedziała pogodnym tonem luźnych dywagacji.

Sanchez zaklął gdy manometr objechał i uderzył się w palec. Przerwał na chwilę, odruchowo ssąc uderzone miejsce. Spojrzał na Chris.

- To wsssmie…- wybełkotał niewyraźnie z palcem w ustach. - Masz teraz swój sen na jawie. - Powiedział już wyraźnie. - Eksploracja nieznanego. Przygoda.

- Raczej twarda, ponura rzeczywistość. - odparła łagodnym tonem rozmówczyni obserwując manewry kolegi. - Wolałabym takie przygody jak można wykręcić statek i wrócić do domu kiedy się chce. - dodała jeszcze wyjaśniająco.

- Hmmm… - mruknął gdy już mu się udało przykręcić oporną śrubę. - Podaj mi to nowe ramię, spróbujemy go zamocować. - Wskazał na element leżący pod ścianą. - Bardzo odczuwasz swoją… nieludzką naturę?

- Nie wiem co ci odpowiedzieć. Tobie trudno wejść w moją skórę a mnie w twoją. - Chris wzruszyła ramionami z przepraszającym uśmiechem gdy widocznie miała trudność z odpowiedzią na to bardzo subiektywne pytanie. - Myślę, że nie bardziej niż inne SP z rozbudowaną osobowością. Jak jestem z wami i nikt celowo mi nie przypomina, że nie jestem taka jak wy to raczej jest w porządku. Lubię was. Chciałabym aby to wszystko dobrze się skończyło i nikomu nie stała się krzywda. - rozmówczyni Hiszpana podała mu nową piłę do zamontowania. A przy okazji skorzystała z tej krótkiej przerwy na fizyczną czynność by się zastanowić nad jego pytaniem. - Mam to przytrzymać? - zapytała trzymając w dłoniach tą piłę do montażu. Nie była taka ciężka. Ale też to nie było piórko gdy się tak dłużej to trzymało. No ale napędzane hydrauliką serwomechanizmy nie odczuwały tak zmęczenia jak ramiona z krwi i kości. Nawet jak na pierwszy rzut oka dźwiganie takiej piły dla szczupłej dziewczyny mogło wydawać się nieco niewygodne.

- Tak. Będzie mi wygodniej. - Vicente skorzystał z pomocy Syntka przykręcając pierwsze mocowania. - Nie chciałem ci robić przykrości - powiedział w końcu przerywając pracę i spoglądając dziewczynie w oczy. - Jesteś bardzo ludzka. Zbyt ludzka na mój gust. Byłoby mi prościej gdybyś była… jak on. - Wskazał ogrodnika.

- Taka ubłocona, brudna i nieruchoma? - zapytała lekko marszcząc brwi gdy tak chwilę spoglądała w dół, na ten pokancerowaną obudowę robota która w tej chwili nie preznetowała się najlepiej. Znów nie było wiadomo czy Chris tak dosłownie wzięła słowa robotyka czy tylko sobie jednak mimo wszystko żarty stroi. W końcu jednak się uśmiechnęła.

- Nie przejmuj się. - powiedziała łagodnie lekko wzruszając ramionami. - Nie obraziłam się. Ty i reszta obecnej załogi jesteście w porządku. - powiedziała uśmiechając się przy tym delikatnym, oszczędnym uśmiechem. I wciąż bez widocznego wysiłku trzymała tę piłę aby Vicente mógł ją wygodniej zamontować.

Sanchez nie odzywał się dłuższą chwilę, skupiając się na pracy by w końcu oznajmić.

- Gotowe! Przykręćmy osłony i zróbmy test.

- Dobrze. - Chris pokiwała głową i puściła trzymaną piłę która teraz już stała się modułem robota. Urządzenie trzymało się jak należy. Jeszcze przez chwilę trzeba było przykręcić osłonę i można było przystąpić do testu. Uruchomiony ogrodnik ożył. Silnik cicho zaszumiał i serwomotory poruszyły wysięgnikiem z zamontowanym nowym urządzeniem. Piła nie była tak dyskretna i zawyła opętańczo gotowa przecinać co było potrzeba. Tylko w warsztacie niewiele było rzeczy jakie można było poświęcić na pokawałkowanie.

- Dobra robota.Dziękuję Chris.

Vicente wyłączył piłę i zapominając o syntku ruszył z robotem w kierunku ogrodu.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 30-07-2020, 19:57   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień 8; 13:25; mostek; Tony i Agnes

Tony na moment oderwał wzrok od ekran i spojrzał na Chris.
- Dropship? Planuję lot jutro rano, koło ósmej. Nie, dziewiątej, by wszyscy zdążyli się najeść. Nie musisz się nim zajmować w tej chwili.

- Dobrze, to przygotuję go na jutro rano. - blondynka skinęła głową na potwierdzenie i spojrzała na sygnał wywoławczy na swoim pulpicie. Gdy odebrała okazało się, że to Vicente.

- Vicente prosi bym mu pomogła z ogrodnikiem. Będę tu jeszcze do czegoś potrzebna? - zapytała patrząc na kapitana. A potem na drzwi wejściowe bo zanim ten odpowiedział, te otworzyły się i do środka weszła nawigator.

Agnes ostrożnie otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Melduję, że u mnie kosmitów brak. A u was? - Skierowała się od razu do ekranów. - Znaleźliście jakieś ciekawe osobniki?
Uśmiechnęła się szeroko.
- A czy jesteś pewna, że nie podszywa się pod ciebie jakiś ufoludek czy inny obcy? - zapytał Tony, udając że bacznie się jej przygląda.
- Przejrzałeś mnie! - Teatralnie westchnęła. - I co teraz? Walczymy na śmierć i życie? Wygrany przejmuje statek?
- Zaiste, ktoś podmienił moją nawigator... Gdzie się podziała dziewczyna mówiąca o pokojowym porozumieniu i takie tam...? - Udał zaniepokojonego.
- Pokoju nie będzie! Ale mogę zawrzeć chwilowy sojusz za kawę i coś dobrego do jedzenia. Kosmici nie są źli, ale są już głodni - wygłosiła całą kwestię z całkowitą powagą.
- Chwilowy sojusz jest lepszy niż podrzynanie sobie gardeł - powiedział Tony z udawaną powagą. - Dostaniesz tę kawę, kosmitko - zażartował. - Chris, można cię prosić? Potem możesz mu pomóc.

- Oczywiście. Zaraz przyniosę. - blondynka skinęła głową uśmiechając się do nich sympatycznie a przy okazji odpięła się z fotela, wstała i ruszyła w stronę drzwi. Przy nich jeszcze zatrzymała się zerkając w głąb mostka na pozostałą dwójkę. - Macie jakieś specjalne życzenia do tej kawy? - zapytała zanim opuściła mostek.

- Jakieś ciasteczka - poprosił z uśmiechem Tony.

- Rozwiązanie korzystne dla obu stron. Będę pamiętać o tej obietnicy, nie oszukacie mnie, ludzie. - Mrugnęła. - A teraz sondy. Co tu ciekawego mamy… Hmm… Ładnie to nie wygląda. Solidny wypadek mieli.
- Trudno tak od razu ocenić, co dokładnie im się stało, ale nie wygląda to dobrze. - Tony skinął głową. - Na szczęście znaczna część Archimedesa ocalała. Agnes... nakieruj jedną z sond, by w miarę z bliska obejrzała te włazy.
- Wyglądają na zdatne do użycia - mruknęła, dopisując szybko komendy. - Jak jeden będzie w złym stanie, to przynajmniej mamy zapasowe opcje.
- To raczej wygląda na ziemską robotę - stwierdził Tony. - Może by się przydało jakieś źródło energii, by móc awaryjnie otworzyć właz, a potem otwierać śluzy bez konieczności ich rozwalania.

Obraz przekazywany z sond był całkiem dobrej jakości. Widać było charakterystyczne ostre linie między światłem a cieniem gdy nie były rozmywane przez atmosferę. Czasem jakiś fragment przeleciał przed kadrem. Czasem z bliska to wydawało się, że tylko śmignął, a czasem dalej to można było obserwować jego tor lotu jak przesuwa się po ekranie.

Samo zbliżenie na włazy wejściowe ujawniło więcej szczegółów. Pierwszy, za jakie sonda się wzięła, wyglądał przyzwoicie. Właz i przyległości wydawały się całe, nie widać było żadnych uszkodzeń. Chociaż niepokojąca była czerń. Standardowe lampki pozycyjne, jakie miały za zadanie ułatwiać nawigację by trafić do włazu czy choćby dokowanie, nie paliły się. Przez małą szybkę też nie widać było światła, chociaż normalnie powinno. Wyglądało na to, że w tym sektorze nie ma energii. Jeśli jednak nie było jakichś poważnych uszkodzeń to nawet bez energii powinno dać się awaryjnie otworzyć właz mechanicznie.
Pozostałe dwa włazy na zbliżeniu wyglądały podobnie. A już lada chwila sygnał miał się urwać, gdy wszystkie trzy obiekty znikną za tarczą Antaresa 99.
- Przekieruj je - powiedział szybko Tony. - Niech obserwują Archimedesa z pewnej odległości.

Na chwilę musieli odwrócić głowy od ekranów gdy drzwi mostka otworzyły się i do środka wróciła Chris z tacą. Na niej miała przyniesione zamówienie. Podeszła do jednego i do drugiego stanowiska zręcznie stawiając napar w kubkach, oprzyrządowanie do niego oraz talerz z ciastem.

- No to jak nie jestem wam potrzebna to ja już sobie pójdę - powiedziała z sympatycznym uśmiechem po czym odwróciła się i zaczęła wracać do wyjścia z mostka.
- Jesteś niezastąpiona - powiedział Tony.

Agnes zerknęła łakomie na przyniesione jedzenie, ale ostatecznie pozostała na swoim miejscu, by odpowiednio ustawić sondy.
- Dzięki. Odległość powinna być odpowiednia. Na razie nic do nas nie strzela, więc mamy jakieś pozytywne wiadomości. Chyba że przeoczyli te sondy. Teraz nie wlecieć w odłamki i misja zakończona sukcesem. - Zlustrowała raz jeszcze wszystkie dane.
- Dość trudno je przeoczyć - powiedział Tony. - Nie jesteśmy okrętem wojennym, ani nawet statkiem zwiadowczym - dodał. - Aż dziw, że mamy jakiekolwiek sondy. - Uśmiechnął się lekko. - Co wiesz o zasadach postępowania podczas, hmmm, zwiedzania wraków? - spytał.
- Że zwiedzanie wraków, to nigdy nie była moja robota. - Wzruszyła ramionami. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Jak będziemy trzymać się w kupie i pilnować, żeby nie wleźć w jakieś kable albo dziury w podłodze, powinno być w porządku. Nie mamy kogo powiadomić o wraku, ani raczej nie dostaniemy pomocy od innej jednostki. Musimy sobie jakoś poradzić.
- Gdzieś w moich zbiorach mam przepisy dotyczące jednostek ratunkowych - powiedział Tony. - Przejrzę to wszystko i zobaczymy, jakie stąd wypłyną wnioski dla naszych działań
- Zdam się w takim razie na ciebie. Możemy całość obgadać wieczorem z załogą przy kolacji. Kiedy polecimy na Archimedesa? - zapytała z zaciekawieniem i wzięła sobie jedno z ciastek.
- Jutro rano - odparł Tony. - A dokładniej po śniadaniu. Chris sprawdzi naszą taxi, wsiadamy i jedziemy. To znaczy polecimy.
- Czy to znaczy, że też chcesz jechać na tę wycieczkę - spytał, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
- Szybko. - Mruknęła. - Raczej wszyscy chcą. Zawsze lepiej być w centrum wydarzeń niż siedzieć gdzieś daleko i się zamartwiać.
- Jeśli będzie zbyt wielu chętnych, to rzucimy losy - powiedział Tony.
- Jak myślisz: co powinniśmy wziąć na wyprawę? Albo powinniście, zobaczymy. Ostatecznie mogę zostać, jeśli innych chętnych na pilnowanie statku nie będzie. - Wzruszyła ramionami i wzięła jeszcze jedno ciastko. - Na pewno zapas tlenu musi być, coś do oczyszczenia terenu?
- Zapasowe butle z tlenem są najważniejsze - odparł Tony, chwilowo nie wnikając w to, kto znajdzie się w składzie wyprawy. - Robot z palnikiem, gdybyśmy musieli przebijać się przez jakąś śluzę. Planuję wyprawę na jakieś osiem godzin, więc i zapas jedzenia. Zapasowy skafander. Analizator powietrza... a nuż jakieś się tam znajdzie. Chociaż to zabrzmi jak w kiepskiej powieści, weźmiemy broń osobistą. No i potrzebna będzie wypasiona apteczka.
- Osiem godzin łącznie z lotem czy bez?
- Osiem od chwili, gdy dobijemy do Archimedesa - odpowiedział. - Na początek wystarczy, że się dostaniemy na pokład stacji. Obejrzymy okolicę, sprawdzimy, czy jakieś miejsce nada się na tymczasową bazę, a potem wrócimy. Co o tym myślisz?
- Brzmi rozsądnie, z drobnymi zapasami na obsunięcia w czasie i jakieś niespodziewane okoliczności. - przytaknęła po czym przeciągnęła się. - Resztę obgadamy na kolacji? Skoczyłabym zobaczyć, jak reszcie idzie praca. Poza tym pora zjeść coś solidniejszego.
Poklepała się po brzuchu i zgarnęła swoją część pustych naczyń.
- Widzę, że dla ciebie na wycieczkę potrzebna będzie podwójna porcja jedzenia. - Tony uśmiechnął się do Agnes. - Idź, idź. Ja sobie jeszcze popatrzę na widoczki za ścianą.
- Potrójna od razu - zaśmiała się i pomachała mu, wychodząc.
Tony został na mostku, dzieląc swą uwagę między obrazy na ekranie a przeszukiwanie baz danych w poszukiwaniu informacji mogących pomóc w ustaleniu wytycznych, które ułatwią działania i ochronę tych, co będą przeszukiwać "Archimedesa".
 
Kerm jest offline  
Stary 30-07-2020, 21:19   #35
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Dzień 8, 16:30, ogród
Seth otarli pot z czoła po przerzuceniu kolejnej sterty gałęzi spod drzwi do głębszej części korytarza. Co prawda docelowo trzeba to było wszystko i tak zutylizować, ale na razie priorytetem było samo karczowanie i dostanie się do centrum z którego to wszystko się rozrosło. Wypatrzyli zmęczonym wzrokiem Agnes i zawołali ją.

- Myślę że moglibyśmy opracować jakąś mieszankę pestycydów żeby poradzić sobie z drobniejszymi roślinami. Chcesz się ze mną przejść do magazynu i sprawdzić co mamy? - zapytali rudowłosej, uśmiechając się przy tym uprzejmie.

Agnes ledwo wróciła z mostka i nawet nie zdążyła zorientować się jeszcze w sytuacji. Wyglądało na to, że powoli udaje się plan wycięcia uciążliwych roślin. Powoli.
- Myślisz, że to dobry plan czymś to pryskać? Na razie jest w środku gorąco, ale przynajmniej nie ma toksycznych oparów. - Oparła się wygodnie o jedną z gałęzi. - Możemy przejrzeć, co mamy, to nie zaszkodzi, ale byłabym ostrożna w kwestii wyboru środków. Idziemy teraz? Mam wolne. Kolejny spacerek dzisiaj, będę w świetnej formie!
Uśmiechnęła się szeroko i rzuciła dalej od wejścia fragment jakiejś rośliny.

- Masz rację, jak to się teraz wymiesza z tą wilgotnością to tylko pogorszymy sprawę - odparli, kiwając głową z uznaniem - ...ale… nie zaszkodzi sprawdzić co mamy i przygotować coś na później, kiedy nie będzie tylu rąk do pracy, a nikt nie zna się na tym lepiej niż Ty.

Warknęła odpalana piła. Robot przyprowadzony przez informatyka, zajmujący się ogrodem, wyposażony przez Vicente w cięższy sprzęt zaczął pracę.

- Odsiecz - mruknął informatyk, który pojawił się za nimi nie wiadomo skąd i teraz patrzył na robota, który wszedł w gąszcz ogrodu torując sobie drogę piłą łańcuchową. - Poradzi sobie lepiej. I może pracować non stop.

- Jak będziecie mieć chwilę czasu to się zastanówcie, co zrobić z tym zielskiem, co się wkradło do wentylacji - powiedział Tony, który na moment wpadł odwiedzić ciężko pracującą załogę "Aurory". - Ale proszę się nie przepracować. Przynajmniej ci, co się jutro wybierają na Archimedesa. Poza paroma wyjątkami kto chce, może zostać i pielić grządki - dodał z lekką kpiną w głosie.

- Jasne, lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć. - Pokiwała energicznie głową. - Prowadź.
W okolicach ogrodu zaczęło pojawiać się coraz więcej osób. Z uznaniem zerknęła na nową wersję robota. Teraz załoga nie będzie musiała się już tak męczyć. Ale i tak ktoś będzie musiał zostać na statku, choćby jedna osoba. Agnes miała nadzieję, że nie padnie na nią.

- O, super, dzięki Vicente - powiedzieli Seth z uśmiechem na widok robota, przykładając dłonie złożone w piąstki do brody niczym dziecko zachwycone małym szczeniaczkiem. Komentarz kapitana puścili mimo uszu, całkowicie ignorując jego obecność. Informatyk nie odpowiedział ale przez jego twarz przebiegł grymas, który przy odrobinie dobrej woli można było wziąć za uśmiech.

Dzień 8, 16:45, magazyn, Seth & Agnes

Seth ruszyli razem z Agnes w stronę magazynu. Wydawali się zamyśleni, idąc przed siebie, patrzyli w podłogę.

- Agnes, tak pomyśleliśmy żeby sprawdzić listę roślin które były posadzone jak wylatywaliśmy… jesteśmy ciekawi czy nie powstało tu coś czego w ogóle nie było - zagadali rudowłosą - ... jacyś kosmici na przykład… - dodali po chwili, chichocząc.

- Hmm, możemy sprawdzić, ale przez te pięćdziesiąt lat mogło wyrosnąć wszystko. Jeśli zakładamy, że to TYLKO pięćdziesiąt lat. - Zamrugała, myśląc nad czymś. - Obawiam się, że musielibyśmy sprawdzać metodą prób i błędów: jeśli coś krzyczy przy wycinaniu, to wtedy wiemy, że nie jest to drzewo.
Uśmiechnęła się, po czym wzruszyła ramionami.

- Właściwie to nie do końca. To zamknięty mikroklimat. Jeśli coś nie zostało tu celowo zasadzone, albo nie było tego w glebie to nie miało prawa wyrosnąć. Nie miałoby skąd się pojawić… a tak całkiem szczerze, niektóre z tych roślin nie wyglądają nam na standardowe - odparli zastanawiając się głośno ze wzrokiem nadal w podłodze. Nogi same niosły ich znajomą trasą.

- Niektóre z tych roślin wyglądają inaczej? - Uśmiechnęła się niezręcznie. - Na ile… Inaczej? Trochę eksperymentowałam przed wylotem…

- Co konkretnie masz na myśli? Zasadziłaś tam coś? - zapytali, otwierając drzwi do magazynu i wchodząc do środka. Od razu też zasępili się, rozglądając na około. Ilość… wszystkiego… zdawała się przytłaczająca.

W rogu przy drzwiach była stacja dokująca dla mechanicznego ogrodnika. Zazwyczaj tutaj stał i ładował baterie gdy nie był potrzebny w ogrodzie. Poza tym pomieszczenie było mniejsze niż choćby magazyn żywności bo nie było potrzeby trzymania takich zapasów do obsługi ogrodu jak do wykarmienia załogi. Ale dlatego wydawało się, że te wszystkie szafki, półki, wieszaki i regały na sprzęt do pracy w ogrodzie przytłacza te ścieżki jakie pozostawały między nimi. Bez trudu odnaleźli zamykaną hermetycznie skrzynię gdzie powinny być worki z pestycydami. Zresztą na wyświetlaczu była lista zawartości jaka powinna być wewnątrz no i na niej też były te wszystkie butle, butelki i worki z mniej lub bardziej trującymi substancjami.

- Myślę że to to - rzucili podchodząc do skrzynki i przyglądając się liście pestycydów. Niektóre nazwy handlowe związane z łacińskim odpowiednikiem wydawały się znajome, przynajmniej z chemicznego punktu widzenia, ale generalnie biologia była działką Agnes, więc odsunęli się przepuszczając ją do wyświetlacza na pojemniku.

- Noo… I to dużo rzeczy… - odpowiedziała na wcześniejsze pytanie.
Stanęła blisko skrzyni i zaczęła przeglądać najpierw ustawione na górze środki, później listę. Wyglądało na to, że są gotowi na wszystko, ponieważ różnorodność substancji była spora.
- To co robimy ostatecznie? Używamy tego? Teraz, czy jak się warunki zmienią? I co byśmy chcieli wytruć? Mogę zmajstrować coś z tego. - Spróbowała posortować butle według jakiegoś kryterium.

- Myślę że przydałoby się coś na tyle delikatnego żeby poradzić sobie z tym całym tatałajstwem w niższych partiach ogrodu… - zawiesili się na chwilę, myśląc - ściółką… w sensie? Żeby nam się dalej nie rozrastało to wszystko, bo będziemy walczyć z wiatrakami.

- A chodzi o krzewy, czy o trawę czy co? - Podrapała się po głowie. - Czysto teoretycznie możemy wytruć wszystko, a ja zaraz potem zasieję jakieś ładne, nowe rzeczy. Trawa odrośnie szybko, z jakimiś kwiatami jednak już gorzej. Chociaż musielibyśmy przeczekać działanie środków jeszcze. Najprościej byłoby chyba najpierw naprawić system i ustawić odpowiednie warunki, wtedy naturalnie moglibyśmy spowolnić rozrost roślin. Chyba że mamy też na to jakieś ciekawe substancje…
Rozejrzała się raz jeszcze.

- Bardziej mnie tak szczerze interesuje co spowodowało rozrost niz "pielenie grządek" - odparli cytując niewybredny komentarz Kapitana - ... wolelibyśmy więc nie wybić wszystkiego co tam jest tylko w miarę sprawnie… - zawiesili się szukając odpowiedniego słowa -... posprzątać, na tyle żeby dało się dostać do wszystkich starszych roślin w których mogą być ślady powodów takiego ich zachowania - wyjaśnili.
- Czyli bardziej zastosować coś punktowo? - zamyśliła się. - To może być trudne zadanie. Myślisz, że znajdziemy tam w środku jakąkolwiek odpowiedź? Obawiam się, że to mógł być tylko błąd panelu, który stworzył roślinom takie, a nie inne warunki.
- Być może…
- zamyślili się na dłuższą chwilę, ze wzrokiem utkwionym w skrzyni pestycydów - ...aczkolwiek mam jakieś niejasne przeczucie że to coś więcej. Być może Tony ma rację bagatelizując kwestię ogrodu, ale z mojego punktu widzenia, sprawdzenie tego od a do z i otrzymanie jakiejkolwiek wskazówki jest bezpieczniejszą opcją niż wyprawa na Archimedesa. Nie sądzisz?
- Na pewno jest to ta bezpieczniejsza opcja, dobrze się tym zająć, ale po prostu możemy uzyskać znowu mało informacji. Tak jak z tym czasem.
- westchnęła. - Pięćdziesiąt lat. Niby wiemy więcej, a czuję się, jakbyśmy wiedzieli mniej. Chcesz lecieć na Archimedesa?
- Szczerze?
- zapytali najwyraźniej retorycznie, bo nie czekając na odpowiedź kontynuowali - Tak. Ogród fascynuje mnie najbardziej, ale jednak ta stacja… mimo potencjalnego niebezpieczeństwa, to coś nowego dla mnie. Chcielibyśmy to zobaczyć.
- A tymczasem weźmy co uważasz za potrzebne i coś wykombinujmy z tego
- dodali z uśmiechem, najwyraźniej ciesząc się na wizję "zabawy w małego chemika".
Agnes wzięła jedną z butli pod pachę, a drugą ręką złapała worek. Spróbowała wziąć jeszcze kilka rzeczy takich jak folia, czy wiadro, ale okazało się to ryzykowną próbą.
- Weźmiesz resztę? - wskazała głową przedmioty i wolno ruszyła do wyjścia.
- Jasne - odparli, łapiąc pozostałe graty i kierując swoje kroki do laboratorium.
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"
Corpse jest offline  
Stary 30-07-2020, 23:00   #36
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Wycinanie gałęzi w ogrodzie było jak dobry trening, ale po pewnym czasie po prostu zaczynało być nudne. Dlatego Ryan przemyślał sprawę i podsumował co wie. Niestety, było tego niewiele. Jedyne dwie stałe z całym morzu niewiadomych to zarośnięty drzewami ogród i brak prętów uranowych. Co do całej reszty można było gdybać do końca świata i jeden dzień dłużej, natomiast te dwie sprawy były konkretne. Udział w ‘badaniu’ ogrodu siekierą, piłą, palnikiem i podkaszarką miał zaliczony, teraz ochroniarz zamierzał się zająć problemem braku prętów.

Po obiedzie Ryan porozciągał się trochę, aby dać choćby chwilową ulgę pospinanym od karczowania gałęzi mięśniom, po czym ubrał się w skafander, wziął broń osobistą, sprawdził komunikator, latarkę i poziom tlenu. Z pomieszczenia ze sprzętem badawczym zabrał licznik Geigera i ruszył przeszukiwać Aurorę. Jeżeli pręty były przesuwane niedawno, może dałoby się uchwycić jakiś ślad promieniotwórczości.

Przechadzając się po korytarzach, lukach i ładowniach, Ryan zastanawiał się na co natrafią podczas przeszukiwania stacji. Czy będą to jakieś odpowiedzi, czy może kolejne niewiadome…
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 01-08-2020, 23:41   #37
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 06 - Dzień 08 20:30

Czas: Dzień 08; 20:30
Miejsce: mesa
Skład: wszyscy



Wszyscy



Mesa znów przyciągnęła ściągnęła załogę jak ćmy do światła. Ciało miało swoje potrzeby więc i odczuwało łaknienie. Co swoją drogą po początkowych kłopotach z tym związanych wydawało się pozytywnym symptomem. Znak, że ta kriochemia już w większości opuściła ciała. I chociaż dalej będzie wykrywalna w próbkach laboratoryjnych przez całe miesiące to chyba większych kłopotów już nie powinna sprawić.

A łaknienie i tradycyjna pora kolacji stopniowo pozwalała skoncentrować załogę w jednym miejscu. Zwłaszcza dwoje załogantów którzy od rana karczowali dżunglę w ogrodzie miało apetyt. Zeeva i Jericho jedli ze smakiem aby uzupełnić utracone podczas walki z zielonym żywiołem kalorie.

- No to zrobiliśmy przejście. Można sobie przechodzić w ogrodzie na wylot. Ale te grządki to nie wiem ile z tym zejdzie. - rzucił Jericho jako komentarz do ich całodniowej harówy. Ale nie ukrywał dumy i zadowolenia z takiego wysiłku. Jak oczyścili przejście to zwolnił się dostęp do większość uszkodzonej czy zniszczonej aparatury. Przynajmniej od tych najcięższych przeszkód. Zostało to wszystko co można było traktować jak nową ściółkę jaka wyrosła na dawnej podłodze. Właściwie można było się z nią mocować aby wyrwać panele podłogowe i dostać się do tych wszystkich kabli, rur, czujników i przewodów jakie były pod spodem by je wymienić. No ale tam też był syf. Mieszanina gleby, próchnicy, trawy, korzeni, pnączy a po całym dniu karczowania także trocin i mniejszych gałązek sprawiała, że ta masa znacznie utrudniała dostanie się do tej instalacji i wymianę jej na nową.

A zamiast galaktycznych newsów można było sobie odpalić filmik jaki przesyłały sondy z okolic “Archimedesa”. Przez pół dnia, nawet jak co pół godziny transmisje pojawiały się i znikały to przesłały tego materiału całkiem sporo. Chociaż widoki nie były za bardzo budujące. Stacja kojarzyła się z kosmicznym wrakiem. Dziura tam, pęknięcie tu, przebicie jeszcze gdzie indziej a tam osmolenie. No nie wszędzie i zdarzały się i takie fragmenty które wyglądały na nieruszone no ale coraz mniejsze szanse były na spotkanie załogi stacji w jednym kawałku. No i do tej pory stacja w najmniejszym stopniu nie zareagowała na drużynę gości. Ani na pojawienie się w systemie, ani na zaparkowanie na orbicie prawie po sąsiedzku, ani na próby kontaktu szerokopsamowymi sygnałami ani wreszcie na dwie sondy jakie węszyły jej prawie pod nosem od pół dnia. Cisza. Żadnej reakcji poza monotonnym sygnałem respondera jaki skanery “Aurory” wykryły zaraz po wyjściu z blackout.



Vicente



Po przywróceniu do pracy mechanicznego ogrodnika Vicente zawędrował na mostek. Tam spędzał czas w towarzystwie Tony’ego chociaż raczej każdy z nich był skoncentrowany na swoim zadaniu. Informatyk próbował przeprowadzić za pomocą symulacji dochodzenie co się stało, że zastali “Archimedesa” w takim stanie. Zdawał sobie sprawę, że wyniki takich symulacji wielce zależą od wprowadzonych początkowych danych, uruchomienia takich a nie innych warunków symulacji no i od interpretacji otrzymanych wyników. Sytuacja zaś w jakiej się znalazł nie była pod tym względem idealna.

Głównie z powodu braku dokładnych danych o obiekcie jaki zamierzał poddać symulacji. Ale jednak kilka dni skanowania przez “Aurorę” i teraz jeszcze to co zaczynały zebrać i przesłać dwie sondy pozwoliło już zdobyć całkiem przybliżone dane. Dało się przede wszystkim ze sporą dokładnością oszacować wielkość i masę stacji, jej moment pędu i prędkości orbitalnej. Te dane szczątków jakie wokół niej krążyły to panowała zasada im coś było większe i cięższe i bliżej obiektu głównego tym lepiej załapało się na zeskanowanie.

Większość symulacji pokazywała dwojakie pochodzenie tych wszystkich dziur i wyrw jakie widać było odkąd tylko zaczęły przychodzić obrazy ze stacji. Część powstała od eksplozji wewnątrz stacji, coś rozerwało poszycie od środka. Ale część nosiła ślady przypaleń bronią energetyczną i fragmenty poszycia były rozdarte od zewnątrz jak od trafień rakietami. Wyglądało na to jakby “Archimedes” został zaatakowany. Zapewne przez pełnowymiarową jednostkę bojową wyposażoną w broń do niszczenia kosmicznych obiektów takich jak statki, stacje i podobne platformy orbitalne. Jeśli nie chodziło o wojskowy obiekt, ze wzmocnioną strukturą i pancerzem a “Archimedes” na taki nie wyglądał, to nawet nie trzeba było jakoś specjalnie dużej jednostki. Coś wielkości fregaty, niszczyciela czy lekkiego krążownika mogło walić jak w bęben ze swoich dział i rakiet w praktycznie bezbronny obiekt.

Z braku danych o wewnętrznej budowie stacji pochodzenie tych eksplozji wewnętrznych komputery już nie były takie pewne co to mogło znaczyć. Równie dobrze mogły to być eksplozje wtórne jakie nastąpiły po ataku z zewnątrz. A może i nastąpiły i przed. W zależności jakie dokładnie dane wprowadził i mechanizmy sobie uruchomił takie dane pokazywały. Więc równie dobrze zdewastowana stacja została ostrzelana z zewnątrz jak i atak z zewnątrz doprowadził do wtórnych eksplozji.

Natomiast o ile nawet na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że coś na tej stacji eksplodowało. Wiele razy. To niespodzianką była korelacja ruchu stacji, orbitujących wokół niej szczątków jak i ruch tego wszystkiego wokół Antares 99. Komputer wykazał brak pewnej ilości szczątków jakie powinny być wokół stacji i w pasie orbity. Być może chodziło o tą drobnice jaka umykała niezbyt dokładnym skanom frachtowca a sondy koncentrowały się na samej stacji i jej bezpośrednim otoczeniu marginalizując całą resztę. Wykazał też, że ruch wokół Antaresa 99 powinien trwać około 30 lat. Plus minus 5 lat w każdą stronę.

Więc gdy informatyk przyszedł do mesy na kolację miał zagwostkę czy to kwestia braku danych, ustawień samych mechanizmów symulacji czy chodziło jeszcze o coś innego. W końcu zmiana bazowych danych powodowała rozszerzający się lej wyników a już bazowe dane miał tylko szacunkowe.

---


Mecha 6:

Przeprowadzenie symulacji stacji: Kostnica > 2;
Haker 9 -2 = 7; rzut 2; 7-2=5; 5 suk > śr.suk

---




Tony



Gdy kapitan przyszedł na kolację do mesy miał podobne zagadnienie do rozwikłania. Planując wyprawę na inny obiekt kosmiczny miał dość niewiele pewnych danych. Właściwie to tylko odległość oraz prędkość i ładowność dropshipa. O tym co może ich czekać wewnątrz stacji tak naprawdę nie bardzo mieli pojęcie. Sondy przekazywały widok głównie od zewnątrz. No i tam gdzie przez te wyrwy mogły zajrzeć do środka. Wyglądało na to, że stacja porządnie oberwała. Chociaż rozłożenie zniszczeń nie było równomierne. Więc były fragmenty z wyprutymi eksplozją trzewiami co można było dostać się do środka a były i takie które wydawały się prawie całe. Jeśli grodzie i włazy zadziałały jak trzeba to kto wie? Może te sektory stacji jakie od zewnątrz wyglądały na całe wewnątrz też wyszły obronną ręką?

To, że responder wciąż działał dawało nadzieję, że jest tam coś co go napędza. A więc możliwe, że da się coś tam uruchomić. Chociaż sam responder mógł mieć niezależny napęd a jako, że nie wymagał zbyt wiele energii w porównaniu do reszty stacji napędzanej pewnie jakimś przedziałem reaktorów to mógł działać całe lata i dekady. Więc to też w tej chwili było niepewne.

No i jeszcze sam skład wyprawy eksploracyjnej na tą stację. Kto by miał tam lecieć? Ile osób? Co ze sobą zabrać? Co by mieli tam robić? Ile czasu przebywać? Dropship miał 2 miejsca w kabinie i 10 w ładowni. Więc mógł zmieścić całą załogę “Aurory”. No ale było coś za coś. Im więcej osób zabierał tym mniej mógł przewieźć ładunku. Nawet rola Chris nie wydawała się taka oczywista. Właściwie dropship mógł lecieć tak samo jak sondy, na automacie. Gdyby sytuacja była dość standardowa to automatyczny pilot powinien sobie poradzić, tak samo jak sondy sobie radziły. Gdyby zabrać Chris no to mogła zostać na pokładzie i być w pogotowiu czy rezerwowym członkiem wyprawy. Z drugiej strony była jedna SP co czyniło ją dobrego kandydata na rozpoznanie w niebezpiecznych warunkach. Nie potrzebowała tlenu więc mogła wykorzystać swoje plecy do niesienia czegoś innego niż butla z tlenem jak reszta załogi czy przecisnąć się tam gdzie inni właśnie musieliby zdjąć butle. No ale gdyby ją stracili straciliby też jedynego pilota dropshipa jakiego mieli. No i mogła zostać na “Aurorze.”

Dobór reszty załogi też nie był taki prosty. Gdyby doszło do walki to najlepsze referencje mieli Zeeva i Ryan. Gdyby trzeba było coś naprawić no to Alice. Jakby trzeba było podziałać coś z komputerami i robotami to Vicente. Jericho miał doświadczenie surwiwalowe więc gdyby mieli spędzić dłuższy czas w ciężkich warunkach to mogło się to okazać przydatne. Tak samo gdyby kogoś trzeba było łatać to najlepsze w te klocki był Seth. A gdyby dostali się do sterówki stacji i tam by coś jeszcze działało to swoje pięć minut mogła mieć Agnes. Problem był taki, że w swoich dość skromnych szeregach mieli specjalistę na większość standardowych i mniej standardowych okazji. No ale te specjalności praktycznie się nie dublowały więc gdy trzeba było wybrać zespół trzeba było to zrobić umiejętnie. Zwłaszcza przy tylu niewiadomych.

Sam dropship też mieli tylko jeden. Więc gdyby coś się stało powrót na statek stałby się mocno problematyczny. Chyba, że na samej stacji by się coś znalazło. Na razie sondy nic takiego nie wykryły. Ale kto wie co było w trzewiach stacji. Może w jakichś hangarach coś by się znalazło? A jak tak to w jakim stanie? Z zapasami podobnie. Co i ile zabrać? Zapasowe butle z tlenem, broń, amunicja, zapasowe skafandry, piły, nożyce i palniki do wycinania przejścia, zapasowe generatory, prowiant, latarki, liny, flary… Wszystko wydawało się potrzebne. Zwłaszcza jakby mieli tam utknąć na dłużej. Ale wszystko zajmowało ograniczoną przestrzeń. Dość szybko w swoich kalkulacjach można było dojść do wniosku, że gdyby zabrać pełną listę rzeczy jakie mogą się przydać to by potrzeba było ze dwóch czy trzech dropshipów. A im więcej osób poleci tym mniej ładowni zostaje na zapasy a im więcej poleci tym trzeba było im zapewnić więcej zapasów.

No i łączność. Przez ten ruch orbitalny co pół godziny następowała dziura informacyjna. Między “Archimedesem” a “Aurorą” znajdował się wówczas księżyc gazowego giganta który blokował bezpośrednią łączność między nimi. Więc nie było mowy o żadnym wezwaniu pomocy z frachtowca. Zresztą jeśli by zabrali jedyny dropship to ta pomoc i tak stałaby pod znakiem zapytania. No chyba, że akurat dropship byłby cały i z pomocą Chris czy automatu wróciłby na “Aurorę”, załadował kogo i co trzeba a potem wrócił. Sama podróż zajęłaby ok 2-3 godzin. Plus samo pakowanie się na pokład dropshipa. No chyba, żeby Agnes skróciła odległość między stacją a statkiem. No to wtedy ta trasa stacja - frachtowiec byłaby odpowiednio krótsza. Ale sam znał powody dla jakich polecił jej by weszła na tą a nie inną orbitę.

Łączność mogła być problematyczna także lokalnie, już na samej stacji. Gdy wszystko działało to indywidualne holo, komunikatory czy lokalizatory łączyły się z odbiornikami wbudowanymi w każdy segment statku czy stacji i przesyłały sygnał dalej dając złudzenie natychmiastowego połączenia. Ale gdy te odbiorniki były zniszczone, uszkodzone czy choćby pozbawione energii wówczas zostawały tylko te indywidualne komunikatory wszelkiej maści. A te miały mocno ograniczony zasięg. Te wszystkie ściany, pokłady, grodzie z plastali mocno ograniczały sygnał. Jak bardzo to zależało od “gęstości” terenu. Im mniej takich przeszkód tym bardziej przypominało to otwarty teren i zasięg się zwiększał a in mniejsze i więcej takich ścianek i pokładów to na odwrót. Ale było prawie pewne, że indywidualne komunikatory nie starczą na całą stację wielkości “Archimedesa”. Na połowę raczej też nie. Co więcej gdyby się oddalić od dropshipa na odpowiednią odległość to straciliby najpierw możliwość nadawania na ich taksówkę a potem i odbioru. Prom miał silniejszy nadajnik niż te indywidualne więc lepiej się sprawdzał w tej roli ale też miał swoje ograniczenia. No chyba, żeby te przekaźniki danych na “Archimedesie” działały. Albo dało się je uruchomić. Wówczas ten problem znikał i można było się łączyć przez działające pokłady i sektory tak jak na “Aurorze”.

No tak, Tony gdy siadał do kolacji w mesie miał całkiem sporo rzeczy do przemyślenia i przegadania ze swoją załogą.



Seth i Agnes



Gdy Agnes zaprowadziła Seth do laboratorium to mogli się skoncentrować na badaniu chemikaliów które powinny wytruć co potrzeba. W tym duecie dość szybko dało się poznać, że główną rozgrywającą jest nawigator z biolgicznym zacięciem. Nie tylko od swojej rekrutacji do załogi “Aurory” przejawiała zainteresowania ogrodem ale i miała ku temu odpowiednie wykształcenie. A badanie próbek roślinnych i czynników na nie wpływające mogła traktować dość rutynowo, nie robiła przecież tego ani pierwszy, ani drugi raz. A jednak chociaż dla seth biologia była jednym z przedmiotów ogólnych na studiach medycznych to jednak praca z mikroskopem nie była jej obca. A część chemii pokrywała się z tymi substancjami jakie “przewijały się” w medycynie skoncentrowanej na homo sapiens.

Póki więc aprobowali ten podział ról na głównego rozgrywającego i skrzydłowego to nawet sprawnie im ta praca szła. Agnes zyskała pojętnego asystenta który znacznie przyśpieszał i ułatwiał jej badania a Seth osobę prowadzącą jaka przeprowadziła go przez te badania mówiąc co, jak i dlaczego ma badać. No i co prawdopodobnie w praktyce oznacza taki a nie inny wynik danego badania.

Gdy oboje wrócili na kolację właściwie to mieli już opracowaną metodę co, jak i gdzie podać w ogrodzie aby zadziałało a jednocześnie nie wytruło wszystkiego co żyje. Najprostsze wydawało się użyć Green Killera. Środek chemiczny do zwalczania chlorofilu. Uszkadzał i niszczył wszystkie miękkie i zielone części roślin. Ale miał słabą przenikalność przez zdrewniałe części roślin. Co powinno sprawić, że wszelkie trawy, liście i młode pędy uschnął ale już coś co miało zdrewniałą łodygę wielkości palca powinno wyjść bez większego szwanku. Początkowo oczywiście potraktowany taką chemią ogród przypominałby las późną jesienią - same kikuty bez liści i ziemia pełna uschniętego zielska. Ale jak korzenie i wnętrze zdrewniałych roślin powinny być nietknięte to szybko wszystko powinno się odradzać. W ten sposób można by właściwie potraktować cały ogród. A najłatwiej by było podać to do instalacji by rozpyliły ten Green Killer jak deszcz. No ale instalacje jeszcze nie działały więc można było przejść się z butlą i spryskiwaczem. A nawet zamontować taki zestaw do oprysków na automatycznego ogrodnika. Takie rozwiązanie wydawało się najszybsze pod względem czasu przygotowania i spodziewanych efektów.

Jeśli chodziło o to wszystko co wrosło i wyrosło na podłodze jeszcze szybszy efekt mógłby przynieść środek przeczyszczający używany zwykle do czyszczenia instalacji. I nadal można było go użyć do tego samego celu w ten sam sposób tylko w znacznie większym stężeniu. Wówczas zadziałałby podobnie jak kwas. Przeżarłby to całe zielsko i ziemię na popiół. Co prawda takie stężenie mogło zaszkodzić delikatniejszym elementom instalacji no ale z tej instalacji w tej chwili niewiele zostało. I tak trzeba było ją wymienić na nową. Jakby po kolacji spryskać podłogę tym środkiem to do rana powinien zostać sam popiół. Wtedy od rana można by zacząć wymieniać tą instalację na nową. Środek był dość lepki i ciężki więc ulatniał się relatywnie słabo. Jakby przykryć tą podłogę jakimiś płachtami to przenikanie tego środka do reszty środowiska powinno być marginalne.

No i były jeszcze feromony. Biologia posługiwała się wieloma środkami komunikacji które dla antropocentryzmu ludzi często były abstrakcyjne jakby chodziło o istoty z kosmosu. Jedną z nich były receptory chemiczne które reagowały na odpowiednie feromony. Można było w ogrodzie rozpylić odpowiednie feromony, kompletnie niewyczuwalne dla człowieka i dla niego nieszkodliwe. Te związki chemiczne niosły informacje o niekorzystnych warunkach jak choćby zbliżającej się zimie czy suszy. Tak jakby roślina otrzymała taką wiadomość od bratniej rośliny a nie ze sztucznie wyprodukowanego środka. Po takiej informacji roślina zaczynała się przygotowywać do tych ciężkich warunków. Przestawała wydawać nowe pędy, owoce, liście a metabolizm był hamowany czasem wręcz przechodząc w letarg. Ten który w słojach drzew objawiał się jako ciemna barwa. Tylko te feromony Agnes musiałaby wyprodukować co by jej zabrało pół albo cały dzień. No i nic nie zadziałałyby takie chemikalia na rośliny jakie już wyrosły po prostu zahamowały by dalszy rozrost. Dla ludzi i ludzkiej skali czasu liczonej w godzinach i dniach taki efekt byłby najmniej odczuwalny ale dla ekosystemu ogrodu najmniej inwazyjny.

Do kolacji na resztę zaplanowanych badań nie bardzo starczyło im czasu. Dość proste okazało się sprawdzenie listy oryginalnych roślin. Ba! Nawet mogli zobaczyć na ogrodowych kamerach jak to wyglądało ładnie i porządnie gdy wylatywali z Pegasusa. Ładnie. Jak taki miniaturowy park pod szklarnią. Akurat by zaczerpnąć świeżego oddechu wśród wypielęgnowanej roślinności. Spokojnie można było wejść między te krzaki i drzewa by się nimi nacieszyć. Więc listę Agnes mogła podać od ręki co gdzie powinno rosnąć a nawet pokazać delikwenta na ekranie jak to wyglądało wcześniej.

Teraz zaś ani kamery ani czujniki w ogrodzie nie działały więc musieli bazować na własnej pamięci. I na filmikach zrobionych przez drony Vicente. I jak się przypatrzyć ekranom to sporo roślin, zwłaszcza tych większych nadal dało się rozpoznać. Zwłaszcza Agnes było łatwiej rozpoznać co jest gdzie i co chociaż wyglądało to wszystko jak bardzo zdziczała wersja tego co było na Pegasusie.

Natomiast nadal nie mieli większości próbek. Gdy po obiedzie opuszczali ogród to prace tam trwały no i teraz Jericho mówił, że oczyścili główne ścieżki. Ale próbki jakie do południa zebrali ze sobą do laboratorium były tylko częścią tej roślinności jaka rosła obecnie w ogrodzie. Do większości z nich nadal nie było dostępu. No ale jak teraz były oczyszczone te główne przejścia na tyle by zebrać więcej próbek. Chociaż te co mieli pod mikroskopem wykazywały pewien stopień zmian w porównaniu do oryginałów jakie komputer miał w pamięci. Niemniej do kolacji byli skoncentrowani na tym szukaniu rozwiązania jakich środków użyć by wesprzeć prace ogrodnicze i na co innego nie starczyło im czasu.


---


Mecha 6:

Dobór pestycydów do ogrodu: Kostnica > 2
Biologia 5 +2 +2 = 9; rzut 2; 9-2=7; 7 suk > du.suk

---




Ryan



Po obiedzie zawodowy ochroniarz darował sobie ciąg dalszy prac w ogrodzie. Zwłaszcza jak Vicente niejako dostarczył zastępstwo w postaci mechanicznego ogrodnika z pełnokalibrową piłą do wycinki. Więc Jericho i Zeeva którzy po obiedzie znów ubrali się w skafandry i wrócili do pracy nie powinni odczuć jakiegoś ubytku sił w starciu z dziką zielenią.

Wziął ręczny detektor i zaczął kosmiczną turystykę po różnych zakamarkach “Aurory”. Dość szybko uporał się z przedziałem załogowym. Głównie dlatego, że w porównaniu do pozostałej kubatury frachtowca to zajmował dość niewielką część. A jednak też był najbardziej “poszatkowany” różnymi grodziami, ścianami i pokładami dzieląc się na całą serię mniejszych pomieszczeń które w porównaniu z każdą z przepastnych ładowni była wręcz mikroskopijna. Ale gdy chciało się obejść chociaż większość z nich to jednak też trochę czasu zajmowało.

Na szczęście w przedziale załogowym detektor nie wykazał mu żadnych sensacji. Nie było to dziwne. Większość czujników statku działała więc gdyby gdzieś nastąpił wyciek niebezpiecznych substancji to powinny to wyryć. No ale takie niezależny próbnik nie sprzęgnięty z resztą sieci mógł pokazać niezależny wynik na wypadek gdyby z tą siecią coś było nie tak albo nie sięgała do jakiegoś zakamarka. Ale w przedziale załogowym nic takiego nie znalazł. Detektor miarowo trzeszczał i pokazywał różne skoki fal na wyświetlaczu ale wszystko mieściło się sporo poniżej dopuszczalnej normy. Chociaż przy samym ogrodzie górne skoki tych fal najbardziej z całego przedziału załogowego zbliżyły się do tych dolnych granic bezpieczeństwa no ale dalej nie było to nic groźnego. Wszystko mieściło się w granicach bezpieczeństwa i nie było powodu do alarmu czy niepokoju.

Zostało mu więc ubrań skafander próżniowy, założyć plecak z tlenem i zacząć zwiedzać przepastne wnętrze roboczej części frachtowca. Całe hektary bezludnej przestrzeni. Ciarki mogły przejść gdy się szło samemu przez te wszystkie korytarze i sale. Nie wszędzie działało światło, nie wszystkie drzwi się otwierały albo otwierały się z trudem. Czasem coś unosiło się w przestrzeni jakby ktoś rozpruł worek mąki albo były ślady dawnych zacieków. Tam i tu walały się porzucone śmieci. Od nie wiadomo jak dawno się tu znajdowały.

W pewnym momencie z zaskoczeniem odkrył ludzką sylwetkę na tym bezludnym terenie. Okazało się, że sylwetka w podobnym do niego próżniowym skafandrze to Alice. Coś naprawiała w tych odludnych rejonach statku. Po tym niespodziewanym spotkaniu Ryan ruszył dalej sprawdzając poziom promieniowania. Do kolacji zdążył przejść większość korytarzy i przestrzeni pomiędzy ładowniami no i przedział silnikowy.

Właściwie to wszędzie było podobnie. Czyli raczej bezpiecznie i to ze sporym marginesem bezpieczeństwa. Nawet w przedziale silnikowym, przy samym przedziale reaktora i magazynie prętów uranowych detektor nie przejawił większej aktywności. Co oznaczało, że pomieszczenia są szczelne i nie nastąpił żaden wyciek radiacji. A to co było wewnątrz nie wydostało się na przylegające do reaktora przedziały. Jak mógł spojrzeć w panel to sam magazyn prętów, ten na zużyte pręty i reaktor wykazywały podwyższony poziom promieniowania no ale w tym miejscu to nie było dziwne.

Jeśli więc ktoś przeniósłby owe pręty gdzie indziej to musiałby je przenieść w hermetycznym pojemniku. Tak, że promieniowanie nie pozostawiło po sobie śladu wykrywalnego przez detektory. Bo same pręty pewnie można by wrzucić do którejś z ładowni i jakby je zakopać w rudzie no to czujniki wewnątrz ładowni mogłyby tego nie wykryć. Ale samo zakopanie prętów w rudzie też było samo w sobie wyzwaniem. No chyba, że ktoś po prostu otworzył właz załadunkowy i wyładował kontenery otulające pręty w kosmos. Samo otworzenie włazu mogło wypuścić napromieniowane powietrze ale nie kontenery z prętami zamontowane w swoich stojakach. A same stojaki nadal były na miejscu. Tylko już bez prętów. Ryan nie miał takiego przeszkolenia jak Jericho czy Alice by zdawać sobie sprawę jak możliwe jest załadowanie czy wyładowanie takich prętów no ale właz załadunkowy wydawał się jedną z dwóch dróg jaką można było pozbyć się prętów bez pozostawienia detekcyjnych śladów na reszcie statków. Drugim był podajnik reaktora czyli zużycie ich zgodnie z instrukcją i przeznaczeniem.

Wrócił więc z samej rufy frachtowca do przedziału załogowego a potem do mesy w sam raz by załapać się na porę kolacji. Jeśli chciałby sprawdzić detektorem resztę statku to już raczej dnia kolejnego. I zostały mu do sprawdzenia ładownie.



Alice



Na koniec roboczego dnia wytatuowana inżynier pokładowa też wróciła do mesy. Co jak co ale żołądek domagał się swoich praw. A posiłki okazały się okazją do powrotu między ludzi z tego istnego wygnania na jakie skazały ją obowiązki służbowe. Gdy kapitan nie przydzielił jej żadnych nowych zadań musiała przydzielić je sobie sama. Dropship i sondy były sprawne i gotowe do startu a to przy wyprawie eksploracyjnej na “Archimedesa” wydawało się priorytetem. Żadnych poważnych awarii ani system ani reszta załogi nie zgłaszali więc zostało jej się wziąć za te mniej istotne naprawy które w swojej masie mogły być jednak upierdliwe a przy jakimś pechowym splocie okoliczności nawet niebezpieczne.

Z rana po śniadaniu prawie od ręki naprawiła trzecie z zablokowanych drzwi ogrodu do jakich wezwała ją Chris. Wystarczyło posmarować tu, przetrzeć tam, wymienić kawałek obwodu i nagle drzwi chodziły jak nowe. W podziękowaniu za tą pomoc dostała złoty uśmiech od ich pokładowej blondynki i drinka dla ochłody jakiego przyniosły z Agnes dla pracujących w ogrodzie.

Resztę przedziału załogowego sprawdziła do obiadu. Sama drobnica. Tam jakiś przeciek, tu wymienić światło albo czujnik. Z tą instalacją w ogrodzie szykowała się grubsza sprawa no ale póki tam trwało sieczenie i rąbanie nie bardzo było jak się za to zabrać. Dopiero gdy oczyszczą drogę to miałaby pole do popisu. No a jak się dowiedziała przy kolacji widocznie na koniec dnia droga została oczyszczona. No ale to dopiero przy kolacji wyszło.

A po obiedzie Alice czekało zmierzyć się z pracami w kombinezonie próżniowym w bezludnych przedziałach frachtowca. Bo skoro przedział załogowy został właściwie ogarnięty ręką speca to czas był się zabrać za całą resztę. A tej reszty było od cholery. Przeglądając listę zgłoszonych awarii na holo to tej drobnicy było od cholery. W pojedynkę to by pewnie i tydzień, dwa czy trzy mogła przy tym chodzić gdyby miała to doprowadzić do standardu zgodnego z BHP.

Przestrzenie poza przedziałem załogowym nie były przystosowane do tego by ludzie tu przebywali więcej niż jakaś kontrola od czasu do czasu. I to dało się odczuć. Korytarze, drzwi i cała reszta. Wszystko pod ludzkie wymiary. A wszystko bez żadnego człowieka. Wyglądało jakby lata minęły odkąd ktoś tędy przeszedł. I Alice zdawała sobie sprawę, że na innych jednostkach też to zwykle tak wygląda. Po prostu normalnie nikt się tutaj nie pętał skoro nie było takiej potrzeby a wszystko co niezbędne do życia było w przedziale załogowym. No chyba, że właśnie było się inżynierem pokładowym podczas pełnienia obowiązków służbowych.

Większość napraw była prosta, wystarczyło trochę wprawnej ręki, wymienić uszkodzony element na nowy. Więcej czasu zeszło jej z instalacją cieplną ładowni 1. Coś tam się ostro schrzaniło i komputer po prostu odciął cały sektor tych przewodów. Samą łądownie można było ogrzewać pozostałymi pięcioma ścianami no ale efektywność znacząco spadła. A było to o tyle istotne, że w 1-ce w przeciwieństwie do rud i gazu jakie były w pozostałych ładowniach był sprzęt różny popakowany w kontenery no i mógł być bardziej wrażliwy na te różnice temperatur. Na razie bez tej jednej ściany instalacja od termoregulacji sobie radziła całkiem nieźle no ale jeśli tego się nie zrobi to mogło dojść do kolejnych komplikacji. I to już wymagało większej uwagi, czasu i badania.

Gdzieś na tym etapie spotkała Ryana który sprawdzał korytarze detektorem promieniowania. I do czasu aż potem odwiedziła ją Chris to do kolacji więcej ludzi nie spotkała. - Cześć. Nie przeszkadzam? Przyszłam zobaczyć czy wszystko w porządku. Mam kanapki jakbyś miała ochotę. I termos. - blondynka w próżniowym skafandrze chociaż bez tlenowego plecaka zaproponowała zawartość hermetycznego pojemnika jaki miała przyczepiony do pasa.

A Alice radziła sobie do tego czasu całkiem nieźle. Rozgrzebała co się dało w tej instalacji a przy okazji założyła swoją bazę w monterskiej kanciapie. Taka niewielka klitka będąca oazą normalności. I jednoczenie schron na wypadek awarii. Było tu powietrze chociaż z zapasowych butli a nie podpięte pod spż. Można było więc oddychać bez skafandra. Ogrzewanie dało się włączyć więc po kwadransie mogło się zrobić całkiem ciepło. No i tam odnalazła kolejną cheerleaderkę - nimfomankę. Tym razem Nikky, miss listopada. Dziewczyna była dobrana idealnie do pomieszczenia zwykle używanego przez obsługę techniczną. Bo wyglądała na dobrze ubraną dziewczynę z dobrego domu której zepsuł się samochód. Dlatego potrzebowała pomocy. Niestety była taką gapą, że kartę kredytową zostawiła w samochodzie. Niemniej bardzo, bardzo… bardzo jej zależało by mogła ruszyć w dalszą drogę. No i dlatego była gotowa bardzo, bardzo… bardzo się odwdzięczyć komuś kto by jej pomógł. Przy ostatnim “bardzo” pozę i minkę miała bardzo apetyczną, że aż serce się krajało by nie pomóc Nikky gdy tak słodko prosiła a do zaoferowania miała tylko swoje wdzięki.

Do kolacji udało się Alice zlokalizować problem. Cały fragment rur szlag trafił. Część dało się załatać wpuszczając środek samouszczelniający. Ale ten najgorszy kawałek to trzeba było pobrać fragment rury z magazynu i wymienić. To już zostało na jutro. Ale dla jednej osoby to się szykowała niezła harówka więc przydałaby się chociaż jedna para rąk do pomocy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-08-2020, 16:21   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień 8; przed kolacją

Tony przeglądał dostępne dane, a równocześnie zastanawiał się nad kwestiami organizacyjnymi wyprawy na "Archimedesa".

Problemy, z tych najważniejszych, były dwa.
Po pierwsze - nie dało się zacumować "Aurorą" do "Archimedesa".
Po drugie - dropship był za mały, jak na potrzeby Tony'ego.
W obliczu tych dwóch problemów pozostałe stawały się naprawdę mało znaczące. Nie dało się jednak ukryć, że były i że trzeba było jak najwięcej z nich rozwiązać jak najlepiej.
Sprawa tego, kto poleci, a kto zostanie na "Aurorze", rozwiązała się niemal sama, gdy Tony przeglądał jeden z pamiętników członka jednej z ekip Zwiadu Kosmicznego. Skoro taxi była za mała, a zapasów do przewiezienia za dużo, pozostawało jedno wyjście - podróż na "Archimedesa" musiała się odbyć w dwóch turach, a za każdym razem na pokładzie dropshipa znajdą się tak badacze, jak i zapasy. W takiej sytuacji ustalenie, kto pojedzie w pierwszej turze, kto w drugiej, a kto zostanie na "Aurorze" było dużo prostsze.
Sprawą drugą była kwestia sprzętu - ekwipunku, jaki należało ze sobą zabrać.
Pamiętniki niezbyt często wspominały o tych, co musieli penetrować wraki napotkanych statków, ale parę rzeczy dało się z nich wyczytać. I wszystko było ważne...
Najważniejsze oczywiście były skafandry, zapasowe skafandry i parę drobiazgów, jakie można było wykorzystać w wypadku rozdarcia skafandra czy pęknięcia hełmu. Co prawda Tony nie miał zamiaru powędrować tam, gdzie stacja była uszkodzona, ale nikt nie mógł zagwarantować, że na trasie, jaką wybiorą, nie na trafią na jakieś miejsce, gdzie można uszkodzić skafander. W końcu to nie były bojowe kombinezony Marines. A każde rozdarcie należało natychmiast załatać.
Trzeba tez było pamiętać o tym, że chociaż skafandry miały swoje lampki, to mimo tego trzeba było zabrać jakieś lampy.
Warto by znaleźć jakieś pomieszczenie, gdzie można by ściągnąć skafandry, ale to była pieśń przyszłości. Raczej nie należało się spodziewać takiego odkrycia już pierwszego dnia, więc na razie za bazę musiał służyć dropship.

W pierwszej turze podróży dropship musiał zabrać butle z tlenem, zapasowe skafandry, piły mechaniczne, nożyce, palniki do wycinania przejścia. Prawdę mówiąc powinna istnieć możliwość, by wszystkie śluzy i grodzie otworzyć ręcznie, ale jedynie jasnowidz mógł wiedzieć, czy wszystko zadziała tak, jak to przewidzieli projektanci i wykonawcy. Jeśli "Archimedes" służył wojsku, to różnie mogło to być... Jeżeli do przejścia z jednego sektora do drugiego potrzebne były jakieś hasła czy kody, to pozostawała tylko siła. I oczywista była duża strata czasu.
Co prawda po tej stronie Wszechświata mieli go dość dużo, ale jednak...
Musieli też zabrać najrozmaitsze czujniki, mierniki i analizatory składu powietrza. I stos pojemników na próbki.
Jakiś generator, bo energii nigdy za dużo.
Co prawda wyprawa nie była przewidziana na kilka dni, ale na prowiantu trzeba było zabrać więcej. Na tydzień na osobę lekko licząc. W myśl zasady - przezorny zawsze zabezpieczony.
A w kwestii komunikacji...

- Alice? - wywołał przez komunikator panią inżynier. - Odwiedź mnie na mostku w wolnej chwili. Mam dla ciebie parę zadań do wykonania. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzisz przed wylotem.

Sprawę nieprzerwanej łączności z "Aurorą" też się dało załatwić, tym razem za pomocą garści sond, krążących wokół Antaresa 99. Ale z tym Agnes powinna sobie poradzić w parę chwil i w tym momencie nie warto było zawracać jej głowy. Wieczorem, ewentualnie jutro, będzie miała na to dosyć czasu.

Co prawda Chris mogła służyć za tragarza, ale taki wyzysk syntka przez człowieka nie leżał w charakterze Tony'ego. Nie mówiąc już o tym, że Chris mogła służyć szlachetniejszym celom. A do dźwigania zapasów lepiej było zabrać jakiegoś robota. Jakiego? To już powinna wiedzieć Alice.
Kolejne ziarnko do stosu roboty, jaki miał zamiar zwalić jej na głowę.

Ponownie przyjrzał się relacjom sond i wnet znalazł to, czego szukał.
"Aurora" nie woziła dropshipa na grzbiecie, było więc rzeczą logiczną, że i na "Archimedesie" znajdą się jakieś hangary. Czy w nich znajdowały się archimedesowskie odpowiedniki ich taksóweczki, to już była inna sprawa, ale było jasne, że za dzień czy dwa trzeba będzie odwiedzić i hangary. Co prawda nie cierpieli na nadmiar pilotów, ale lepiej było mieć więcej pojazdów, niż mniej.
Na razie najważniejsze były włazy osobowe i kwestia dotarcia do centrum stacji, gdzie powinny się znajdować odpowiedzi na niektóre pytanie.

Tony włączył elektroniczny notes i zaczął zapisywać najważniejsze informacje, jakie miał do przekazania swojej załodze.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-08-2020, 18:10   #39
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post wspólny - gracze i MG

Dzień 8; 20:30; mesa; wszyscy


- Zaatakowali ich - burknął w przestrzeń Sanchez gdy już wszyscy siedzieli przy stole. - Ostrzelali a później coś eksplodowało… - prześlizgnął się wzrokiem po wszystkich, - od środka… Trzydzieści lat temu.. Plus, minus…

Seth rozdziawili oczy, usta i w ogóle wszystko co dało się rozdziawić, słuchając stwierdzenia Vicente. Przyłożyli szczupłe palce do twarzy, zakrywając usta i przez tę prowizoryczną osłonę wyszeptali bardziej chyba do siebie lub w przestrzeń, ale na tyle głośno że wszyscy zebrani przy stole mogli ich usłyszeć - Ale… dlaczego? To straszne.

Informatyk wzruszył ramionami. Na to pytanie nie miał odpowiedzi a z hipotezami nie chciał się dzielić.

- Mnie by raczej zastanawiało kto kogo. - mruknęła Agnes zajęta przeglądaniem zawartości talerza.

- Hmmm… - przytaknął Vicente gryząc sandwicha.

- Myślisz, że taka stacja, jak Archimedes… mogłaby "zaatakować"... kogoś? - zapytali Seth, ujmując swoją wypowiedź w gest cudzysłowia wykonany w powietrzu w palcami.

Informatyk czas jakiś przeżuwał jedzenie i pytanie. Nie był żołnierzem a pytanie nie było z jego dziedziny zainteresowań, co nie znaczy, że nie mógł mieć zdania na ten temat.

- To nie jest jednostka wojskowa - odpowiedział gdy przełknął, - aaale… - zrobił pauzę skupiając na sobie uwagę, - jeśli ktoś tam przeżył, może być zdolny do wszystkiego.

- Czyli wybieramy się na wrogi teren. Fajnie... - Odezwała się w końcu i Alice, osuszając pierwsze piwko do kolacji - I jeśli to prawda, z tymi latami, to tam może już nikogo żywego nie być, ale równie dobrze, mogą być i mutanty, ufoludki i inne dzikusy... - Zerknęła z pojawiającym się na ustach uśmiechem na Agnes.

- No niekoniecznie. - Chris też włączyła się do tej dyskusji. - 30 lat? - zapytała zerkając na pokładowego speca od komputerów. - Jeśli wciąż działałyby tam hibernatory to może ktoś by mógł w nich przetrwać. - rzuciła luźnym pomysłem co do losów ewentualnej załogi stacji.

- Pożyjemy, zobaczymy - powiedział Tony. - Nikt nie ostrzelał naszych sond, a co będzie dalej, to się okaże gdy dropship poleci do Archimedesa. Jeśli jest ktoś, kto przetrwał w hibernatorze, to, zapewne, komputer go obudził, gdy tylko pojawiliśmy się w układzie. Czy nauczony smutnym doświadczeniem przyczaił się i czeka sobie na nasze przybycie? Nie wiem. Ja bym tak zrobił do chwili, kiedy bym się przekonał, kto przybył w gości.

- Nas zamroziło na co najmniej pięćdziesiąt lat, to ich mogło na trzydzieści. Trudno cokolwiek przewidzieć. - dorzuciła nawigatorka.

- No niekoniecznie. - Chris powtórzyła po chwili zastanowienia prawie dokładnie tak samo jak przed chwilą. - Jeśli by mieli jakąś poważną awarię głównego komputera albo skany im nie działają to mogą nic o nas nie wiedzieć. Że ktoś tutaj jest na zewnątrz. Albo jak mieli krytyczną sytuację i całą energię przekierowali tylko na hibernatory. No ale to tylko moja spekulacja, nie bardzo wiemy co tam jest w środku. - blondynka dorzuciła swój kolejny domysł skoro rozmowa zeszła na różne warianty tego co się stało na i z “Archimedesem”.

- Oooodrobinkę zmieniając temat, na bardziej przyziemny, a nie teoretyczny… - Uśmiechnęła się przelotnie Alice - ...jutro niby się tam wybieramy, na tą stację… ja z kolei odkryłam dzisiejszego dnia, iż w ładowni nr.1 jest problem z instalacją cieplną. Jedna ze ścian szwankuje… to w sumie nic poważnego, i na automacie też to jeszcze dalej poleci, ale w tej ładowni są kontenery, więc cholera wie, jak by to z nimi było, gdyby się coś serio schrzaniło… naprawa by zajęła kilka godzin, tak pół dnia najdalej… no ale lepiej we dwójkę, to pójdzie szybciej. Jak już jednak wspomniałam, nie jest to sprawa na mus, z jeden dzień, czy coś, mogłoby to poczekać… - Inżynier wzruszyła wytuatuowanymi ramionami, odstawiając puste piwo na blat stołu.

- W takim razie zajmiemy się tym po powrocie z Archimedesa - odparł Tony. - Na razie wystarczy, że ustawisz ogrzewanie pozostałych ścian, by ich nie przeciążyć - dodał, po czym wywołał na ekran i zatrzymał obraz stacji.

- Śpiąca królewna - wtrącił Sanchez idąc po dolewkę fluidu, - czeka na pocałunek królewicza.

- Wyruszamy jutro - powiedział. - Koło dziewiątej. Pierwsza grupa, Alice, Vicente, Chris i ja, z zapasami, dotrzemy tu. - Pokazał jeden z włazów. - Jeśli nie zdołamy go otworzyć, to spróbujemy z włazem transportowym. Gdy dostaniemy się na stację, rozładujemy dropshipa, który wróci po Agnes, Ryana i Seth, oraz resztę zapasów. Założymy bazę, obejrzymy okolicę i po sześciu godzinach od przybycia drugiej grupy wracamy na Aurorę. Wszyscy. Tym razem żadnych noclegów na Nowej Ziemi.

- Zeeva i Jericho zostają? - zapytali Seth kapitana.

---

- Tak - odparł Tony, chociaż nie bardzo potrafił znaleźć sensu w pytaniu, jakie zadał medyk.

- To dobrze, będą mogli się zająć opryskiwaniem ogrodu. Przygotujemy z Agnes odpowiednie mieszanki pestycydów, których mogą użyć pod naszą nieobecność - wyjaśnili, uśmiechając się nazbyt uprzejmie.

- A może byście tak nie gadali o nas jakby nas tu nie było co? - Zeeva popatrzyła cierpko zarówno na kapitana jak i pokładowego medyka. Jericho poparł ją spojrzeniem i skinieniem głowy. - I co my niby mamy robić jak się coś spieprzy? Ani na operowaniu frachtowcem żadne z nas się nie zna ani bez taksówki wam nie będziemy mogli pomóc. - była marine pokręciła głową nie ukrywając, że nie podoba jej się taki podział ról.

Seth zamilkli momentalnie, patrząc na siostrę z lekkim przestrachem. Wybuchy gniewu co prawda nie były jej obce, ale w tym przypadku po prostu się tego nie spodziewali. Spojrzeli na nią, w zamyśle, przepraszająco, po czym przenieśli wzrok na kapitana oczekując jakiejś reakcji od niego. Nie dało się ukryć że zaproponowany przez niego podział ról faktycznie nie był zbyt sensowny, w czym popierali zdanie siostry.

- Nic - odparł Tony. - Jeśli coś pójdzie nie tak i zginiemy, to wy pożyjecie trochę dłużej. I tyle.

- No właśnie. - mruknęła czarnowłosa marine jakby kapitan właśnie potwierdził jej wnioski. - Nie mam zamiaru umrzeć ze starości. Jadę z wami. - siostra Seth wbiła widelec we frytkę jakby tym gestem chciała podbić swoje słowa.

- I jeszcze coś? - spytal uprzejmie Tony. Zbuntowany marine. Ciekawe.

- Zeeva ma rację. - poparł ją Sanchez, który zdążył już się ponownie rozsiąść przy stole. - Tutaj powinien zostać ktoś, kto w razie czego poradzi sobie ze statkiem i będzie w kontakcie z dropshippem.

- Świetnie. Lećcie więc - powiedział Tony. - Beze mnie.

Seth prychnął pod nosem i wykręcił młynka oczami.

---

- Uważam że zostać powinni wszyscy, jeśli kogoś to interesuje. Mamy zbyt wiele niewiadomych tutaj, na Aurorze. Nie potrzebne nam kolejne, dopóki nie uporamy się ze stanem statku, nie znajdziemy prętów i nie dowiemy się co się stało z ogrodem. Archimedes nie ucieknie - wypowiedzieli słowa szybko, akcentując niektóre stukaniem smukłych palców w metalowy blat stołu. Wyraźnie nie podobał im się pomysł kapitana. Dla zaakcentowania końca wypowiedzi wzruszyli ramionami jakby spodziewając się że ich zdanie i tak nikogo nie obejdzie.

- Ja w razie potrzeby mogę zostać, jeśli w środku jest sam chaos i nie ma potrzebnych informacji, to i tak się nie przydam. Bardziej potrzeba kogoś silnego do przebijania się przez ciężki teren oraz naprawiania zepsutych rzeczy. - Wyraźnie nie pasowała jej panująca przy stole atmosfera. - Potrzebne rzeczy można zeskanować albo ukraść i przewieźć z powrotem. Ile jest miejsc wolnych? W razie czego zrobi się losowanie.

- To zależy ile ładunku zabierzemy. W ładowni jest 10 miejsc. I 2 w kabinie. - Chris nieco uniosła do góry dłoń mówiąc nieśmiało jakby bała się wtrącać do rozmowy no ale widocznie poczuła się wywołana do odpowiedzi skoro chodziło o ładowność promu.

- Ile miejsca zajmie nam sprzęt? Tak orientacyjnie, uwzględniając wymienione rzeczy: jedzenie, narzędzia, skafandry…

Blondynka rozłożyła ramiona i uśmiechnęła się przepraszająco na znak, że nie ma gotowej odpowiedzi. - Wszystko jest płynne. Zależy ile osób i zapasów by zabrać. Im więcej zabierzemy osób tym mniej bagażu. I na odwrót. - Chris odpowiedziała łagodnym głosem.

-Palniki do wycinania otworów w grodziach, sondy wewnętrzne do eksplorowania statków, zapas tlenu, broń osobista dla wszystkich członków wyprawy, pakiety pierwszej pomocy, zapasowy zestaw łączności, licznik geigera, czujnik skażenia chemicznego, detektor ruchu, oraz to, czego będą potrzebowali nasi technicy. Ale na ten temat to już się nie będę wypowiadał - Ryan włączył się do dyskusji.
-Proponuję wstępny zwiad sondami, żeby zorientować się w sytuacji i dokładnych planach stacji. Potem można wejść na pokład - zasugerował - Także będziemy potrzebowali przynajmniej: jedną osobę znającą się na naprawach, żeby mogła ocenić dokładnie stan szkód, włączyć zasilanie, pomóc w diagnozowaniu pozostawionego na stacji sprzętu. Jedną potrafiącą obsługiwać sondy, aby przeprowadzić właściwy rekonesans i dostarczyć map 3D. Jedną radzącą sobie z bronią i medyka. Oby ostatnia dwójka się do niczego nie przydała

- No to zakładając, że wzięlibyśmy te cztery osoby, zostaje nam osiem miejsc, na których musimy zmieścić bagaż. Proponuję spakować wszystko próbnie i sprawdzić, ile osób da się wcisnąć do środka. Wtedy możemy dokonać najefektywniejszego wyboru. - powiedziała Agnes.

- To jak byście mi dali listę kto leci i co spakować mogłabym w nocy to przygotować skoro mamy lecieć jutro po śniadaniu. - Chris spojrzała w zadumie najpierw na Agnes a potem na Tony’ego i resztę twarzy zebranych dookoła stołu. Potem uruchomiła projektor i nad stołem wyświetliła się holograficzna makieto dropshipa.

Kamera pokazała przez półprzezroczyste ściany latadełka przestrzeń ładowni. Podobna do naziemnej furgonetki czy transportera bo i pełniła podobną funkcję na rzecz frachtowca. Dwie pary bocznych drzwi za szoferką i jedna, tylna rampa. A między nimi rząd pięciu składanych krzesełek mocowanych do każdej z bocznych ścian.

Teraz dłonie SP wprowadziły na cztery z tych 10 krzesełek uniwersalne sylwetki pasażerów. Pozostałe miejsca były na razie puste. A blondynka po kolei komentowała co na tej holo prezentacji dokłada.

- No to jak 4 pasażerów… - zaczęła tłumaczyć wskazując na te 4 sylwetki. - Dla każdej zapasowy skafander i butla… - zerknęła na Ryana który zaczął o tym mówić. Na schemacie pojawiły się pakunki zajmujące pozostałe 4 siedzenia.

- I sprzęt do cięcia ścian… - dodała kolejny pakunek w jakim według opisu były te nożyce, palniki i te zabawki do siłowego pokonywania zawalidróg. Nie były ani lekkie ani poręczne ale swoją moc miały. Zajęły kolejne miejsce.

- Broń osobista i osobiste pakiety medyczne to każdy może wziąć dla siebie. Chyba, że jakieś zapasowe. Ale to bym musiała wiedzieć ile. - na chwilę zawahała się nie wiedząc ile na tej symulacji umieścić tych dodatkowych ładunków. Na wszelki wypadek na podłodze pojawił się holo uniwersalnego pojemnika jaki służył do transportu wszystkiego co było na tyle małe by do niego wejść.

- Czujniki i skanery podobnie… - po chwili zastanowienia obok pierwszego pakunku z medykamentami pojawił się kolejny jaki oznaczyła właśnie jako skanery.

- A czy mam wewnątrz zamontować śluzę powietrzną? - zapytała patrząc znów na resztę zebranych twarzy. Dropship nie miał sam z siebie śluzy powietrznej. Więc gdyby otworzyć ładownię w środowisku próżni całe powietrze by z niego uleciało na zewnątrz. Ale można było zamontować taką śluzę w jednych z bocznych drzwi. Tylko to zajmowało znów przestrzeń i spowalniało szybkie opuszczenie albo dostanie się na pokład bo wewnątrz mogła się zmieścić jedna osoba w skafandrze i butli więc trzeba byłoby przechodzić pojedynczo. Chris zawiesiła na schemacie migający sześcian przy jednych z bocznych drzwi czekając na decyzję reszty.

Sanchez wlepił wzrok w Tony'ego.

- Tym razem nie będzie to potrzebne - powiedział Tony. - Pierwsza grupa ma się dostać na pokład stacji i zrobić wstępne rozeznanie. Alice i Vicente powinni sobie dać radę ze sforsowaniem włazu. A potem zobaczymy, co jest po drugiej stronie i zdecydujemy, co dalej.
- I nie, nie uważam, że ogród jest ważniejszy niż Archimedes. - Spojrzał na Seth. - Grupa pierwsza poleci w podanym przeze mnie składzie. Jeśli ktoś z grupy drugiej nie jest zainteresowany Archimedesem, lub uważa, że tu może więcej zdziałać lub jest bardziej potrzeby, to nie musi lecieć.

Alice przysłuchiwała się całej dyskusji, osuszając już… trzecie piwo. Od czasu do czasu na jej twarzy pojawił się grymas, a czasem przelotny uśmiech. Słuchała i słuchała, najwyraźniej nie mając zamiaru brać udziału w owej dyskusji, co być może było wywołane już ilością wypitego alkoholu, ale może i były inne powody.
- Chce ktoś pizzę?! - Poderwała się nagle z miejsca, omiatając już nieco "szklącym się" spojrzeniem towarzystwo. Najwyraźniej miała zamiar udać się do kuchni, by z automatu wydusić właśnie ową pizzę.

- Ehmmm .. - przytaknął Hiszpan, po czym dodał już do Alice. - Nie lubię..

- A ja chętnie. - rzuciła Zeeva zgłaszając rękę do góry jako chętna na tą przekąskę. Chris zaś skinęła głową do słów kapitana i migający sześcian do tej pory zaznaczony przy bocznych drzwiach transportera zniknął.

-Ja też poproszę - Ryan nie odmawiał dobrego jedzenia. -A co do zwiadu stacji, to polecę z pierwszą grupą. Przydam się w razie nieprzewidzianych wypadków.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 07-08-2020, 19:08   #40
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 8; 21:30; kajuta Ryana; Vicente i Ryan

Vicente przyszedł do kajuty ochroniarza zaraz po kolacji.

- Nie nadaje się na dowódcę - przeszedł od razu do sedna. - Nie teraz.

Informatyk nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad zachowaniem kapitana. Jego brak decyzyjności i złe wybory nie obchodziły go tak długo, jak długo nie dotyczyły jego bezpośrednio, i jak długo miał spokój, a tego miał w nadmiarze. Tony po prostu nie interesował się tym co robi Sanchez i hackerowi to odpowiadało. Do dzisiaj, kiedy to przez złą decyzję mogli stracić statek… i życie.

Spojrzał na Schaeffera wyczekująco, jakby się spodziewał, że najemnik rozwiąże teraz wszystkie jego problemy i wątpliwości.

- Czy ja wiem? Ma pod sobą wybitnych specjalistów z różnych dziedzin. Jego głównym zadaniem jest pilnować, żebyśmy mogli swobodnie działać. Czyli musi dostarczyć sprzęt, broń, pojazdy i takie tam. Zająć się logistyką i nie przeszkadzać w robocie. Bo nie zna się na wszystkim, dlatego deleguje sprawy na innych. Zwróć uwagę, że jest w czarnej dupie - w regionie kosmosu tak odległym, że powrót do cywilizacji jest niemożliwy. I tu, wbrew logice, jest jakaś stacja kosmiczna. Solidne obciążenie dla psychiki. Nie wiem, czy ma na to jakieś procedury. Raczej musi cały czas improwizować - Ryan zrobił pauzę.

Vicente chyba nie spodziewał się, że ochroniarz stanie po stronie kapitana. Po jego wypowiedzi w messie raczej zakładał, że zauważy wszystkie jego wady.

- Jego plan… - rozłożył ręce szukając odpowiednich słów, - jest do dupy, a na argumenty "wybitnych specjalistów" odpowiada fochem.

Spróbował raz jeszcze otworzyć Ryanowi oczy na fakty.

- Dowódca w "czarnej dupie" musi mieć emocje pod kontrolą. Nie mam - ostatnie słowa informatyk wymówił z naciskiem, robiąc przerwy między słowami, jakby tłumaczył coś skomplikowanego dziecku - do niego zaufania.

- Vicente, ty do nikogo nie masz zaufania - odpowiedział Ryan. - Może jakieś tabletki by ci pomogły… - dodał półgłosem, patrząc na holograficzną symulację walki w ciasnym korytarzu, którą wyświetlał nad stołem. - Tony zaplanował wysłanie 2 grup - zwiad i główna. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie wiemy co jest na Archimedesie, więc ciężko jasno stwierdzić co byłoby optymalnym rozwiązaniem. Zdziwiło mnie jednak to, że zrezygnował z udziału w zwiadzie. Tak po prostu, bez wyjaśnienia. Nie wiem, co chciał przez to osiągnąć.

- Chuja chciał osiągnąć! - Komentarz mężczyzny najwidoczniej zirytował pokładowego robotyka, który nagle wpadł w furię. - On nie ma żadnego pierdolonego planu i zachowuje się jak jebana rozkapryszona balerina! Myślałem, że TY to widzisz, ale chyba kurwa nie?!

Widząc niespodziewany wybuch informatyka, ochroniarz zachował spokój. Po chwili się uśmiechnął. - Aaaa… to ci się nie podoba. Zachowanie naszego kapitana i miękki styl dowodzenia jaki przyjął. No cóż, to nie armia, żeby każdy miał jasno określone zadania, których nie może zrobić ani o jotę inaczej niż w rozkazie. Tu mamy lidera pozwalającego działać, taki leseferyzm. Wolisz pewnie twarde podejście, dzięki któremu wiesz na czym stoisz?

- Kurewsko nieprofesjonalne! - wypalil Sanchez i otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu tylko fuknął i machnął ręką. - Ja pierdolę! Myślałem, że można na tobie polegać. Kurwa mać!

Odwrócił się uważając najwyraźniej rozmowę za zakończoną i wyszedł nie żegnając się.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 08-08-2020 o 13:14. Powód: Zastrzeżenia co do postu innych graczy
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172