Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2020, 16:19   #48
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Tucznik.


Dziesięć minut później młodszy z mężczyzn wstał, nalał sobie wody do plastikowego kubeczka i upił łyk.

– Mówię wam panowie, dziewczyna mi nie uwierzy jak zobaczy te ślady na plecach. Powie, że znowu na babach byłem – zaśmiał się. – A tak w ogóle, Frank jestem – wyciągnął dłoń do Huwa.

Drugi z mężczyzn tylko skrzywił się i skrzyżował ręce.

– Coś nie tak? - zapytał blondyn.

– To kiepski temat do żartów – zmarszczył brwi tamten i również odwzajemnił uścisk, choć niechętnie. – Doktor Powell.

- Huw Lwyd - przedstawił się detektyw. - Doktor? - pytanie zawisło w powietrzu.

- Jestem weterynarzem - odpowiedział tamten, po czym cicho syknął z bólu.

- O… - Huw spojrzał na Powella z nowym zainteresowaniem. - Co pan o tym sądzi, doktorze?

- Że to bez sensu. Miał pan kiedyś psa? Nawet w zwykłym kanapowcu siedzą ukryte instynkty, ale zawsze potrzebny jest jakiś bodziec.

- Dźwięk? Sygnał? Przekaz podprogowy? Chwilę… Pan sądzi, że ktoś mógł specjalnie?

- Możliwe. Ale nie mi oceniać czemu, tylko jak to się stało - Powell w zamyśleniu spojrzał do góry na jarzeniówkę. - Miejscowe konowały idą w złym kierunku. Będą tracić czas na badanie zwierzaków, chociaż przyczyny trzeba szukać gdzie indziej.

Powell go zaintrygował. Był pierwszą osobą, która miała te same spostrzeżenia co on. Wyczuł, że przypadkowe spotkanie mogło ruszyć śledztwo do przodu. Bo to, że jest związek między nienaturalnym zachowaniem zwierząt, wpływaniem na zachowanie ludzi, wspólnymi snami o tunelu i zniknięciem Addingtona, detektyw nie wątpił. Wszystkie te sprawy łączył jeden wspólny czynnik. Chętnie porozmawiałby z Powellem, lecz - tutaj spojrzał na Franka - nie chciał wzbudzać sensacji swoimi teoriami.

- Panie doktorze - zaczął ostrożnie. - Widzę, że mamy wspólny pogląd na tą sytuację. Czy znalazłby pan czas po badaniu na omówienie tej sprawy? Mam pewne spostrzeżenia, które mogą pana zainteresować i bardzo jestem ciekaw pana opinii na ten temat. Zaproponowałbym kieliszek czegoś mocniejszego ale pora jeszcze wczesna a muszę wrócić samochodem do Sionn.

Uśmiechnął się, a Powell to odwzajemnił, choć minę miał raczej nietęgą. Mimo wszystko Siwy czuł, że lekarz złapał haczyk. Grali do tej samej bramki, z kolei swoisty magnetyzm detektywa pozwalał mu dość szybko pozyskiwać sojuszników.

- Obawiam się, że jestem zajętym człowiekiem, a teraz będę miał jeszcze mniej czasu - stwierdził wreszcie doktor. - Ale spróbuję pana gdzieś wcisnąć. Dobrze wiedzieć, że ktoś tu ma jeszcze głowę na karku. Przyjechał pan z Sionn? - podniósł brew. - Co za przypadek. Turysta?

- Chciałbym - westchnął Huw sięgając pod marynarkę po wizytownik, - ale niestety nie. - Podał doktorowi kartonik. - Możemy o tym porozmawiać w innych okolicznościach - zerknął ukradkiem na Franka.

Powell wziął karteczkę i schował ją za pazuchę. Frank najwyraźniej postanowił zignorować całą rozmowę, w tym czasie gniotąc swój kubek.

Po kilku minutach do pokoju weszła kobieta w ciasnym koku. Miała na sobie śnieżnobiały kitel, a na spiczastym nosie duże okulary.

- Proszę za mną. Podpiszą mi panowie jeden dokument i jesteście wolni - powiedziała wystudiowanym tonem.

Formalności nie zabrały dużo czasu i po kilkunastu minutach Huw był już wolny. Z ulgą wyszedł z dusznego, przesączonego wonią środków odkażających i starych ludzi miejsca i odetchnął świeżym powietrzem. Odruchowo sprawdził wiadomości na telefonie. SMS od zastrzeżonego numeru podawał współrzędne geograficzne. Podpisano inicjałami LS. Lisbeth Salander - domyślił się Lwyd. Wiadomości od Hacwyr. Sprawdził na mapie. Współrzędne wskazywały miejsce pośrodku kompletnej głuszy, pośrodku niczego, mniej więcej równooddalone od Sionn i Ynseval o kilkadziesiąt kilometrów.

Siwy wyjął telefon i zadzwonił do Paula.

- Cześć draniu! Przepraszam, coś mi przerwało. Słuchaj… - Huw zastanawiał się jak zadać pytanie. - Słyszałeś o Tuczniku? - Rozmyślił się i zmienił pytanie.

- O tym spasionym knurze? - Paul zaśmiał się do słuchawki. - Mam lepsze zajęcia niż uganiać się za przeszłością. Czemu pytasz?

- Hmmm… - w głosie Siwego pobrzmiewała jakaś nostalgia. - Zdechł. Zawał. Uwierzysz? Widziałem nekrolog z miesiąc temu. Serce nie wytrzymało tej ilości tłuszczu. Zażarł się na śmierć.
Huw nie musiał widzieć przyjaciela, aby widzieć przed twarzą jego szeroki uśmiech.

- Czyli można powiedzieć, że umarł robiąc to, co kochał…

Po chwili obaj wybuchli niepohamowanym śmiechem. Dopiero po dłuższej chwili Siwy otarł łzy i był w stanie coś powiedzieć.

- Kurwa Paul. Brakuje mi tamtych pojebanych czasów, w których jedynym naszym zmartwieniem był Tucznik… Chociaż nie… To nie tak. - Wlepił wzrok w bezchmurne niebo. - Wtedy wszystko było prostsze. - I wtedy, pod wpływem impulsu zadał to pytanie. - Nie chcesz przyjechać do Sionn?

Przygryzł wargę. Ale pytanie już wybrzmiało...

***

William Charles Grace, zwany częściej przez podopiecznych W.C. lub po prostu Tucznikiem ze względu na swoje ponadnaturalne gabaryty, stał na placu przed, jak głosiła kamienna, porośnięta brunatnym mchem tabliczka, Miejskim Domem Dziecka w Duffryn. Sytuacja wyglądała na bardzo poważną, bo pulchna twarz dyrektora nabrała barwę czerwieni o trzy tony ciemniejszej od koloru krawatu.

- Kto z was - cedził przez żółte zęby, a galaretowate trzy podbródki podskakiwały przy każdej sylabie, - będzie miał na tyle odwagi cywilnej, żeby przyznać się, żeby…

C.W. zapowietrzył się. Ze zdenerwowania zapomniał słów i łapał powietrze krótkimi, płytkimi wdechami. Pas opinający opasły brzuch napiął się niebezpiecznie i miało się wrażenie, że jeszcze kilka haustów powietrza nadmie kałdun do takiego stopnia, że miedziana klamra pasa nie wytrzyma napięcia i pęknie.

- Kto? - wydusił raz jeszcze.

Ze stojących w dwuszeregu dzieci z wbitym w ziemię wzrokiem wystąpił kilkuletni chłopiec z czapką z daszkiem, na którym widniał wyblakły napis L&M.

---dwa tygodnie później---

- Cześć Huw - rudy, piegowaty chłopak, który przysiadł się do Lwyda na ceglanym murku był niższy od niego prawie o głowę, lecz jakiś zadzior w oczach i prowokacyjna postawa zdradzały, że nie dawał sobą pomiatać.

- Cześć.

Siedzieli chwilę w milczeniu majtając nogami w powietrzu i obserwując dziewczyny grające w klasy.

- Dlaczego to zrobiłeś? Stary zamknął cię do kozy na dwa tygodnie.

Huw spojrzał na rudzielca.

- Paul, tym razem Tucznik wysłałby cię do poprawczaka.

Paul Goodman nie skomentował. Zamiast tego sięgnął do kieszeni.

- Chcesz? - Wyciągnął rękę z paczką orzeszków w czekoladzie. Podchwycił pytający wzrok Lwyda. - Z prywatnych zapasów W.C. - Wyjaśnił z łobuzerską miną.

Chłopcy przez chwilę patrzyli sobie w oczy po czym obaj parsknęli śmiechem.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 25-07-2020 o 16:24. Powód: Tytuł
GreK jest offline