- Ilu ich przybyło? - spytała podnosząc wzrok znad talerza ze strawą - Nie przypominam sobie by byli umówieni.
- Dwóch. - odparła krótko pokojówka bez jakiegoś wahania.
- A nie mówili czasem o kapitan Rosa de la Vega ? Jest wśród nich może kobieta? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku młodej praczki.
- Nie o żadnej Rose. Zapamiętałabym takie ładne imię. I nie ma z nimi żadnej kobiety. Tylko dwóch obwiesiów. No a Vega… No może… Trochę się speszyłam jak tak musiałam z nimi rozmawiać. - co do udziału kobiet w tej rozmowie czy tematu o innych kobietach to Berna zdawała się być pewna, że nic takiego nie miało miejsca. Chociaż co do nazwiska to trochę się zawahała.
- W każdym razie zarzucę coś na ramiona i schodzę. - odpowiedziała twierdząco - Zaś ty skarbie. Zabierz moją platerę ze śniadaniem a gdy już będziesz na dole. Przekaż Kornasowi, że oczekuje go w głównej izbie i poproś Grete aby jak najszybciej przyniosła do mojego gabinetu wino, dwa puchary i coś na ząb. - wraz z dyspozycją posłała w stronę pieguski miły uśmiech
Służka jak nakazuje etykieta skinęła głową i bez słowa przystąpiła do działania. Chwilę później wraz z zastawą w rękach opuściła pokój swojej pani kłaniając się delikatnie na odchodne.
- Widzę, że moje nauki na szczęście nie idą w las. - pomyślała brunetka doprowadzając pracownice wzrokiem - Jeszcze chwila i będzie gotowa na kolejny krok. - zadowolona z postępów swojej uczennicy podeszła do lustra by poprawić włosy i zarzucić na siebie płaszcz.
Schodząc na dół minęła na schodach kucharkę, która tak jak jej zlecono niosła do pokoju swej chlebodawczyni tacę a na niej butelkę ciemnego wina, dwa puchary i półmiski z orzechami, suszoną wołowiną oraz kawałkami koziego sera. Na dolę zwarty i gotowy czekał już eunuch wraz ze swoim ulubionym obuchem dopiętym do ciężkiego skórzanego pasa.
- Dobrze, więc. Kornasie. Proszę spytaj panów raz jeszczę w czyjej sprawie przyszli. - rzekła twierdząco tym razem niewesoła wdówka - Jeżeli okaże się, że dotyczy ona kapitan Rosa de la Vega. Odpowiedz, że zaproszenie skierowane było tylko do niej. Nikogo więcej i jeżeli mają jakąś wiadomość do przekazania to śmiało mogą ci ją wręczyć. Jeżeli zaś nie mają nic. Pożegnaj ich i zaproś ponownie samą panią kapitan. - mówiąc to wskazała wzrokiem na klapę w drzwiach frontowych.
Zadanie nie należało do najtrudniejszych. Kornas bez wahania ruszył we wskazanym kierunku i uczynił to o co Versana go prosiła. Słowa eunucha wyraźnie niosły się po izbie. Niestety nie można było tego powiedzieć o tych wypowiedzianych przez przybyszy. Ciężkie dębowe wrota i grube mury kamienicy skutecznie tłumiły większość dobiegających z zewnątrz odgłosów. Ochroniarz musiał jednak otrzymać odpowiedź gdyż chwilę później odwrócił się w kierunku współkultystki i rzekł.
- No to ich kapitan dostała wiadomość, że jest tutaj jakiś interes do zrobienia. To ich przysłała dowiedzieć się o co chodzi. No to im powiedziałem, żeby sama przyszła. No to poszli. - kastrat swoim charakterystycznym głosem streścił rozmowę. A z tego co słyszała ze swojego miejsca jego pani no to właściwie dobrze to ujął. Zapewne gdyby sama rozmówiła się z przybyszami pewnie by ta komunikacja nabrała rumieńców i finezji. A tak to tamci rzeczywiście nie byli zbyt namolni i poszli sobie w swoją stronę. Ale co przekażą swojej kapitan i jaka będzie jej odpowiedź to już nie było wiadome.
Jednak zasady wciąż pozostawały zasadami. W złym tonie było aby to właściciel kompani handlowej otwierał drzwi gościom. Szczególnie, jeżeli byli oni nieproszeni.
- Zdumiewające. - odparła wręcz zdziwiona szlachcianka - Nie wiem skąd pomysł, że o zleceniu miałabym rozmawiać z kimś innym niż kapitanem. Mówią, że to rezolutna kobieta. - wzruszyła ramionami - Jak tak jest i ma trochę oleju w głowie zjawi się tu prędzej czy później. - wzrok właścicielki kompani zwrócił się ku młodej sprzątaczce - Breno. Ciebie zaś następnym razem proszę o większą uwagę. W kręgach szlacheckich pomylenie nazwiska uznawane jest za jedną z największych obraz a przy interesach taki błąd może później wiele kosztować. - wdowa łagodnym tonem pouczyła swoją pracownicę.
- Przepraszam. Trochę się ich przestraszyłam. - pokojówka z pokorą przyjęła pouczenie i wydawała się zmieszana tą swoją gafą. Kornas jak zwykle milczał. Skoro wykonał swoje zadanie to nie uznawał za stosowne dalej o tym pytlować.
- Tym razem nic złego się nie stało. Na przyszłość jednak musisz bardziej uważać i dokładnie słuchać. - odparła mentorskim tonem z delikatnym uśmieszkiem na ustach - Póki co chciałabym abyś przygotowała się do wspólnego wyjścia. Niebawem powinien przybyć Malcolm. Pojedziemy wtedy odwiedzić siostry zakonne.
- Naturalnie. - odpowiedziała Brena wyraźnie podekscytowana wizją kolejnej eskapady ze swoją panią.
Następnie Ver spokojnym krokiem udała się do siebie. Tam zaś przywdziała przyszykowany wcześniej przez rudą służkę strój, spięła włosy i zrosiła skórę kilkoma kroplami perfum. Gdy sięgała po zimowy płaszcz do jej uszu dobiegł dźwięk zamykanych na dole drzwi wejściowych. Zapewne przybył Malcolm. Ruszyła więc w stronę schodów by porozmawiać z nim na temat dzisiejszego planu. Nie myliła się. Przy dużym stole zasiadał staruszek, który popijał gorącą kawę.
- Cieszę się, że cię widzę. - rzekła do dorożkarza - Chciałabym abyśmy dzisiaj odwiedzili kapłanki Shallyi.
Siwowłosy mężczyzna skinął tylko głową, wstał od stołu i poszedł szykować dorożkę. W międzyczasie zaś w głównej izbie zjawiła się gotowa do drogi młoda pomocnica.
- Znakomicie. Ruszajmy więc w drogę. Malcolm szykuje już powóz. - rzekła brunetka na widok swojej pracownicy.
Ostatnio edytowane przez Pieczar : 26-07-2020 o 12:22.
|