Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2020, 15:53   #15
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Roghwan okazał się świetnym kompanem. Uwielbiał się śmiać, a stosowane przez niego ludzkie gesty opatrzyły się i stawały się naturalne. Gdy rozeszli się Duke doszedł do wniosku, że cała pozostała kocia załoga jest jakaś sztywna. Dopiero po dłuższej chwili zaczął wyłapywać gesty, o których mówił pilot Victorii. Dotarł wreszcie do swojej kajuty i opadł na łóżko. Rozwijając tablet z aktami osobowymi swoich podwładnych.

Część już znał szybko przewinął akta Knighta i Beneta, chociaż nie na chwilę wrócił do Beneta i popatrzył w jego twarz na zdjęciu. Woody skumał się ze Strzygą przeciwko niemu podczas poprzedniej kampanii aż dziw, że nie zabrała go ze sobą.
W Szpadach były sam laski, a ten koleś to ewidentna cipa, mogła go zabrać! Na pewno został szpiegować. Przy pierwszej okazji poleci na zbity pysk, nie dość że kabel to i gówniany pilot.

Przerzucił dalej.
“Chyba widziałem kotka... który przebił mój wynik” pomyślał Duke wczytując się w akta.

Trafił jednak na zdjęcie które go zaciekawiło na tyle, że zaczął czytać

Sasha Morales - 33 lata … urodzony…przebieg służby… nagany… przewijał nawet nie patrząc zatrzymał się u dołu dokumentu. Wyznawana religia NeoHumanizm - to już rzucało mocniej światło na tą osobę. Początkowo Sekta która pojawiła się w Zjednoczeniu Ludowym. Jednak błyskawicznie rozlała się na światy Unii gdzie stała się pełnoprawnym kościołem. Jej wyznawcy wierzą, że mogą dostąpić zjednoczenia ze stwórcą i nieśmiertelności poprzez pełną cyfryzację ciał i umysłów. Jej wyznawcy przekraczają wszelkie normy w zakresie cyborgizacji. Lista wszczepów zajmowała parę ekranów w danych medycznych. Jakim cudem został dopuszczony do służby po takich przeróbkach. Odpowiedź znalazł dopiero gdy wrócił do przebiegu służby. Jego myśliwiec został zniszczony. On sam przeżył dzięki licznym wszczepom. Uzupełnili brakujące organy i kończyny i zgodnie z przepisami o inwalidach wojennych mógł wrócić do służby o ile przejdzie testy sprawnościowe. Musiał gdzieś mocno podrasować swoje wszczepy bo zdał powyżej przeciętnej…

Moralesowi brakowało niewiele by być sztuczniakiem. Z własnego wyboru. Da mu szansę, jeśli umie latać zostaje.

Wrócił do pełnej listy i trafił na kota, którego szukał. Był tam… Ten ten młodzik o szarym futrze, na którego wszyscy zwracali uwagę.

Kayaro - status samotnik - czyli jeszcze aspirował. Był jednak wskazany przez samego wielkiego łowcę. Był więc pewno samotnikiem, który walczył wokół jego watahy. Musiał być dobry. Akta unijne dotyczące kotów świeciły pustkami. Jednak wynik zestrzeleń w symulatorach, tego kota był porażający. Rzeczywiście pobił jego rekord.

Niewiele, ale jednak. Trzeba sprawdzić czy to był fart czy naprawdę jest tak dobry. Duke liczył, że nie był to fart.

Wyszukał na liście następnego kota

Zobber - wystrzyżony na irokeza osobnik o rudym futrze. Jego akta były niemal puste. Ale z samego wyglądu widać było po nim agresję.
Pytanie czy będzie latał na pałę czy potrafi wykonywać rozkazy.

Barru - Kolejny kot o przeciętnych wynikach. Wygląda jednak zupełnie inaczej. Niemal białe futro i pokaźna zadbana grzywa wokół głowy. Wyglądał na starszego i poważnego.
Ktoś z doświadczeniem, bez gorącej głowy? Zobaczymy.

Były tylko 3 koty. Ale doszło jeszcze paru ludzi. Otworzył pierwszego z brzegu.

Timoty Verso - były pilot marines przeniósł się na myśliwce na własną prośbę. W jego aktach nie widział nic nadzwyczajnego i szybko przeskoczył dalej.

Ibrahim Ober - Niespełna 28 lat a już łysiejący. Jednak lista uczelni które ukończył była imponująca. Ukończył dwa kierunki Bioinżynieria i fizyka molekularna zanim zaciągnął się do marynarki wojennej. Jego wyniki praktyczne były mocno średnie. Jednak na testach z wiedzy nadrabiał. Facet powinien iść na naukowca a nie pilota… ale może będzie z niego pożytek jak ze skrzydłowego Fierce - Duke przełączył ekran dalej

Na koniec trafił na ostatniego - Kim Tover - odczytał na głos i kliknął....i zamarł widząc kobietę niezwykłej urody

Szatynka o głębokim spojrzeniu wpatrywała się z niego z ekranu. Przewinał dalej w kierunku osiągnięć. Gdzie pojawiła się informacji. Miss floty…
Jak na pilota niespecjalnie osiągnięcia. Chyba trzeba będzie ją wyrzucić, bo podwładnej przelecieć zabraniał regulamin.

***

Duke uzbrojony w nową wiedzę wyruszył na spotkanie swojej grupy. Teraz gdy jego kajuta była na poziomie dowodzenia wszędzie miał blisko. W parę minut trafił przed salę treningową. Rzucił okiem na komunikator. ich kolej zaczynała się za 4 minuty. Pod drzwiami stało już paru pilotów. Warrington wypatrzył Eagle Eye i Beneta. Koło nich stał ten cały cyborg. Po przeciwnej stronie od ludzi stała grupa kotów. Po środku stał ten szarawy i patrzył się bezczelnie w jego kierunku.

- Cześć wam wszystkim! - Powiedział miękki kobiecy głos gdzieś z za jego plecami. To była Kim uśmiechała się serdecznie i niepewnie pomachała rękom. Kombinezon opinał jej zgrabne ciało. Była wysoka, dużo wyższa niż wydawało się na zdjęciach. Jej ciemne włosy opadały kaskadami na ramiona. Uśmiech nie zniknął jej z twarzy nawet na moment, urocze dołeczki w policzkach tylko jeszcze bardziej przykuwały uwagę. Minęła oficera uśmiechając się do niego zdawało by się jeszcze szerzej.

Duke dopiero po chwili złapał się na tym, że się w nią wpatruje jak w zjawisko. Zamrugał i spojrzał po pozostałych. Dziewczyna przykuła uwagę wszystkich nawet kotów.

Duke szybko przeliczył wszystkich. Niezauważony przez nikogo pojawił się ten łysiejący naukowiec. Kogoś jeszcze brakowało... Tego byłego marine..

Z zamyślenia wyrwał go głos Benneta
- Cześć! - odpowiedział jako jedyny przerywając ciszę, która zapadła wokół.

- Witam wszystkich - powiedział Duke. - Brakuje jeszcze Verso, zaczynamy za 5 minut, ale powinien być wcześniej, tak jak wy. Zacznę od oczywistości. Jestem Duke, ale to wiecie, bo sprawdziliście swoje przydziały i to co mogliście na mój temat. Ja zrobiłem to samo. Kayaro - skinął głową kotowi - dobra robota, pobiłeś mój stary rekord. Dziś pokaż, że to nie był przypadek.
- Wracając do akt. Czytałem, wyciągnąłem wnioski, ale akta to akta. Nie oddają rzeczywistości. Od dziś zaczynacie wszyscy z czystym kontem. Pokażcie na co was stać. Jeśli komuś powinie się noga z powodu niefartu. Ok, zdarza się i jeśli nie wejdzie to temu komuś w nawyk, o sprawie zapominamy. Jeśli ktoś zawali przez niedobór umiejętności, usiądę z nim i ogarniemy problem. Raz. Ale jeśli ktoś zawali specjalnie, to dostanie takiego kopa, że wejdzie w atmosferę najbliższej planety z takim impetem, że spowoduje kolejną epokę lodowcową. Jesteśmy na wojnie, a działanie na szkodę oddziału to zdrada. I jako taką będę ją traktował. Ale jak mówiłem, dostajecie kredyt zaufania. Nie spieprzcie tego, to być może wszyscy przeżyjemy.
Nie spojrzał na szpicla, ale nie było potrzeby. Aluzja była prosta do odczytania.
- Jest też inna sprawa, związana z dowodzeniem skrzydłem. Nie jest ono sztywno ustalane przez dowództwo. Każdy z was może po nie sięgnąć. Zarówno kilrathi jak i ludzie. Kayaro, przybliż proszę ten temat pozostałym. To tradycja Kilrathi, więc chyba najlepiej to przedstawisz.

Kyro ruszył do przodu. Ogon miał podniesiony i nie zrywał kontaktu wzrokowego. Udowadniał wszystkim, że się nie boi podszedł na środek tak by wszyscy go widzieli i powiedział. Głos miał nieco miałkliwy z silnym kocim akcentem.

- To farsa a nie tradycja. To nie ma nic wspólnego z naszymi tradycjami ani z honorem godnym Kilrathi. To jak mówicie substytut, który ma zastąpić tradycje Arathi. Ma to zagwarantować wam kontrolę nad nami. Że niby jak okażecie się lepsi to zyskacie nasz szacunek. Tylko ci zawszeni Hakuri mogli na to wpaść i zgodzić się na takie bezczeszczenie tradycji. Jestem Kyro zwany niepokonanym - uderzył się w pierś podnosząc głos - Jestem tu tylko ze względu na Wielkiego Łowczego i jego osobistą prośbę i tylko dlatego, że mnie o to prosił nie leżysz człowieku u moich stóp z zagryzioną szyją. Więc skoro mam grać w tą waszą grę to w nią wygram. Rzucam ci wyzwanie marny człowieku. Ta marna sfora nie jest godna mego przywództwa Ale skoro mój Alfa ode mnie tego wymaga poprowadzę was na wielkie łowy. - Odwrócił się do Duka plecami i zwrócił się do wszystkich - Ten bezogoniasty aspirant chce chwały przywódcy. Odmawiam mu jej. Wam zaś daję szansę dołączenia do mojej sfory jeśli okażecie się godni. Chwała zwycięzcom! - dodał na koniec i nie patrząc w stronę Duka ruszył ku miejscu gdzie stał wcześniej.

Warrington aż śmiał się w duchu słyszał niemal głos Roghwana, który mówił o tym, jak zachowują się koty… Kayaro od początku okazywał wyższość i pogardę. Mówił o tym, że koty które aspirują na to samo stanowisko dużo mówią i obrażają się wzajemnie. Ludzie z niewiadomych powodów biorą to bardzo do siebie. Mina Roghwana gdy o tym mówił świadczyła o tym, że chyba raz poleciał komuś za bardzo… To, że Kayaro rozpoczął tą szopkę znaczy, że na swój koci sposób oddał mu szacunek.

- Oczywiście, że byś mnie zabił na pokładzie gdybyś mógł - odpał Duke - bo gdybyśmy spotkali się w myśliwcach, mit o niepokonanym mógłby runąć. Kiedy? Teraz mamy ćwiczenia, idziemy do kontrolerów ustalić najbliższy wolny termin?*

Kot syknął w odpowiedzi i wysunął do przodu dłoń - co miało oznaczać przystanie na warunki, albo tak się przynajmniej wydawało. Ughwar wydawał różne syki pokazując różne kocie gesty. Ale w uszach Duka wszystkie zlewały się w jedno.

- Coś mnie ominęło - głos z tyłu należał zapewne do Verso. Duke obrócił się widząc młodego uśmiechniętego pilota. Ten ewidentnie kogoś szukał i wypatrzył. Ruszył w kierunku Eagle Eyea ten opuścił ramiona i pokręcił głową. Duke nie rozumiał tego gestu ale w tym momencie drzwi sali się otworzyły i wyszły z nich Szpady. Grupa dziewczyn, rozmawiały podekscytowane. Jedna z nich oderwała się od stada i podryfowała w kierunku Woodiego. Strzyga była jak zawsze zjawiskowa. Objęła Beneta i złożyła mu na policzku pocałunek. Wg norm Duka pocałunek trwał o ułamek za długo jak na przyjacielski i ułamek za krótko jak na coś więcej.

Diana oderwała się od Woodiego i pomachała w kierunku Duka.
- Pozdrów ode mnie swojego tatusia… Złamasie…. - dodała nieco ciszej. Benet uśmiechnął się szczerze. Reszta stojących obok chyba nie zrozumiała. Odchodząc zatrzymała się blisko Kim i powiedziała - Uważaj na niego ślicznotko. Bo nie potrafi utrzymać łapek przy sobie. - Kim jakby lekko się zaczerwieniła, Diana ruszyła za swoją feministyczną drużyną.

- Kto to był? - zapytała Kim.

Drzwi do sali treningowej były otwarte.

- Moja dawna była - odparł spokojnie Duke - Nie może przeboleć pewnych spraw. A ty się nie martw, trzymam się regulaminu w sprawach damsko-męskich. Jeśli będziesz dobrze latać, nie masz co liczyć na seks ze mną, bo nie wywalę cię ze skrzydła. Jeśli jednak lecisz na mnie to złóż podanie o przeniesienie. Ktoś chce coś jeszcze wiedzieć w tej sprawie? Jak nie, to zapraszam do symulatorów.

- W twoich snach kochasiu.. - Kim uśmiechnęła się nieszczerze i natychmiast podeszła do Beneta coś go zapytała na ucho i dostała odpowiedź… Duke spojrzał niewiele rozumiejąc na Woodiego.. Co ten koleś ma w sobie że wszystkie laski w okolicy szepczą mu coś do ucha…

Ekipa pomału wchodziła do symulatorów.

Duke dostał od prowadzącego ekran do wyboru trybu - krótkie starcia jeden po drugim, w którym pozostali przyglądają się starciom każdego. Lub długie starcie równoczesne, w którym gracze rozgrywają spokojniejsze starcie z możliwością powtórki.

- Idziemy na ostro, jeden po drugim. - powiedział Duke - Szefie, jest sprawa, kiedy masz najbliższy wolny termin na pojedynek?

- Jutro macie deathmatcha więc będziecie mogli się pojedynkować do woli. Jak chcecie coś ekstra to raczej będzie ciężko. Najwcześniej pojutrze, ale wtedy macie już być w przestrzeni. Dobra nie było czasu za wiele, bo wszyscy mieli mało czasu by się wykazać.

Jako pierwszy wystartował Verso mało latał, ale wszystkie wskaźniki w dokumentach mówiły że jest dobry. Wszyscy pozostali w trybie duchów śledzili akrobacje Verso. Zgrał się drużynowo z oddziałami, które przypuszczały szturm. Skrył się między nimi podczas pierwszej fali rakiet i wyskoczył od razu do przodu. Zbyt hojnie rozdawał rakiety już na samym początku starcia. zaliczył kilka trafień ale nie miał jak mierzyć się z większymi jednostkami. Dopadli go gdy odchodził od Hounda. Musnęli go z działa cząsteczkowego. Ale nie opanował maszyny na czas i zestrzelili go ostatecznie. Ostateczny wynik dał mu mocną średnią.

Jako drugi kontrolę przejął Ober. Facet ewidentnie miał tremę. Komunikaty dawał bardzo niepewnie. Zaczął też bardzo asekuracyjnie. Widać było jednak że ma dużo wylatanych godzin. Bo gdy trafił w gęstą akcję zachowywał się… Poprawnie… Manewry były książkowe, wykonywane bardzo dokładnie. Wszystko było obliczone i wykonane niemal maszynowo. Jego lot można było by wyświetlać początkującym pilotom. Dotrwał do końca swojego czasu żywy. Ale za to nie dawali punktów dodatkowych. Punktów jednak za swój asekuracyjny lot nie zdobył wielu Była to niska średnia.

Kolejny był Eagle Eye. Duke go już nie raz widział za sterami. To był pilot, który mało latał mało strzelał… Ale za to strącał wszystko… Ale coś poszło nie tak. Latał mało. Ale nie trafiał. Duke aż poprawił okulary VR na głowie. Nie mógł uwierzyć w to co odstawiał człowiek, który odstawił taki pokaz podczas ostatniej bitwy z kotami. Jego taktyka walki miała sens o ile strącał wszystko co wchodziło w zasięg. Ale gdy przepuścił kilka jednostek. Musiał wejść w błyskawiczną walkę kołową na bliskim dystansie. A tutaj bardziej liczyły się umiejętności. Walczył zawzięcie. Ale skończył zbyt szybko i z beznadziejnym wręcz wynikiem.

Kolejny na liście był Woodie. Członek Ghostów poprzedniego głównego skrzydła na Victorii. Czytał komentarze poprzedniego oficera Mistborn pisał, że Woodie to świetny skrzydłowy. Sam nie wykazuje inicjatywy ale doskonale działa pod wpływem dobrego prowadzącego. Podczas jego akcji widać było to pierwsze… Ale działania nie było widać za grosz. Zaczął defensywnie. Podobnie jak Ober. Ale sposób ataku był wręcz niechlujny. Brak mu było wprawy i dokładności. Niedokończone manewry zemściły się błyskawicznie. Skończył szybko z jeszcze gorszą skutecznością aniżeli Eagle Eye…

Duke miał ochotę kląć. Royals miało być elitą. A wylądowali mocno poniżej średniej.

Jako kolejna pojawiła się na ekranie twarz Kim. Uśmiechała się miło ze swojego awatara. Ruszyła dość śmiało. Uderzyła szybko i pewnie. Lubiła szybkie przeloty. Uderzenie i odskok od przeciwnika. Jej taktyka jednak nie działała na szybkie pasożyty. Archanioł był od nich szybszy. Ale nie na tyle by sprawnie dokonywać zawrotów przed kolejnym uderzeniem. Musiała robić dłuższe przeloty skupiała na sobie wtedy dużo uwagi. Wypatrzona przez dwa Houndy znalazła się pod silnym ostrzałem. Musiała przejść do defensywy Straciła inicjatywę walczyła w zwarciu jeszcze chwilę udało się jej przebić. Jednak uszkodzona maszyna nie dawała już takiej przewagi i jej los zapieczętował strzał z działa cząsteczkowego. Wykręciła nawet dobry wynik. Gdyby oddział dostosował się do jej taktyki mogłaby osiągnąć zdecydowanie więcej. Dołączyła punktacyjnie w okolicę Verso. Pokonując go nawet o parę punktów.

Kolejna scyborgizowana twarz jasno mówiła, że kolejny jest Sasha. Duke dawno nie widział tak agresywnego początku. Wybił się do przodu na pełnej prędkości. Oddalając się od swojej eskadry. Zmienił płaszczyznę odskakując wyżej. Teraz rakiety musiały być już wstępnie podzielone. W jego kierunku poleciało zaledwie parę sztuk. Musiał dokładnie analizować tego typu starcia albo doskonale znał moduł sztucznej inteligencji odpowiedzialny za symulacje. Jego manewr dał mu czas by zhakować rakiety wroga. Uderzył od góry gdy główne siły przymierzały się do ataku na wprost. Przebił się i zaatakował Hounda. Na drugim nawrocie udało mu się go zniszczyć. Natychmiast zaroiło się od zawracających jednostek wroga. Ale Sahsa dawał sobie radę nawet z dużą ilością wroga. Szybkość jego reakcji była wręcz wybitna. W końcu będąc bez wsparcia musiał przegrać. Ale jego wynik był znacznie powyżej przeciętnej. Nie zbliżył się jeszcze do rekordu ale wybił się ponad średnich pilotów. Duke zastanawiał się jak wiele w tym wyniku zależało od modyfikacji jego ciałą. Ile od wykorzystania luki w systemie, bo to że żadna z wrogich maszyn wtedy za nim nie ruszyła i potraktowali go tylko kilkoma rakietami z daleka i przepuścili górą to była jakaś farsa. Ale tak czy siak już w starciu bezpośrednim pokazał klasę. W tym zadaniu liczyły się punkty za zestrzelenia i miał ich sporo.

Pora na koty. Pierwszy na ekrany trafił ten z czerwoną grzywną wystrzyżoną na irokeza. Duke spojrzał na podpis. Zobber… Te kocie nazwy są trudne do spamiętania. Kot zaczął spokojnie kryjac się za główną flotą. Jednak gdy tylko skrzydła się zwarły. Wyrwał do przodu a w głośnikach rozległ się bojowy skowyt Kilrathi. Wystrzelił jak pocisk z procy. Wbijając się w największe skupisko wroga. Przebił się na wylot cały czas wyjąc i ostrzeliwując się wściekle. Zawrócił takim łukiem, że przeciążenie musiało wydusić z jego piersi resztę tchu więc skowyt się urwał. Jednak gdy tylko uzyskał odpowiedni kont posłał we wroga salwę rakiet. Wróg się rozproszył, kilka rakiet sięgnęło celu. On był już jednak tuż za wrogiem. Dopadał jednego za drugim. Uwielbiał walczyć blisko i na granicy. Ryzykował i wygrywał. Latał w duże skupiska i nie bał się niczego. Jednak to było kuszenie losu… Zarysował końcówką skrzydła o pasożyta. Wybiło go z trajektorii i uderzył prosto w hounda wroga. Zginął w barwnej eksplozji. Ciągnąć za sobą dwa okręty wroga. A tym samym przebijając wynik Sashy…. Zbliżając się do szczytu tabeli najlepszych pilotów jacy latali na Victorii. Być może trochę dzięki szczęściu ale w tej symulacji liczy się wynik….

Drugi z kotów - białogrzywy Barru. Zaczął dziwnie. Obrał za cel jeden z okrętów sojuszniczych i zaczął powoli wokół niego krążyć. To było dziwaczne… Ale Duke to widział już… To taktyka i styl kocich samotników. Ale one krążyły wokół dużej watahy a nie małego myśliwca. Widział jednak jak myśliwiec przyśpiesza. nabiera prędkości. To było dla Barru jak rozgrzewka. Bo gdy bitwa się rozpoczęła wyskoczył do przodu wirując uderzył raz i drugi. Pewnie i bezpośrednio. Cel - Pogoń - Zdobycz. Namierzał jednostki na obrzeżach strefy walki i te które były osłabione. Doskakiwał i atakował. Był jak myśliwy polujące na słabe ofiary. Ciekawe czy operatorzy zareagowali, czy to była inicjatywa SI. Ale ktoś wystawił na niego ewidentną pułapkę. Słabsza jednostka wysunęła się z strefy walki. Barru skoczył i dostał się w ogień krzyżowy houndów. Uciekł w ostatniej chwili. Ale od tyłu dopadły go pasożyty. Jedno trafienie uszkodziło reaktor. Stracił moc i zasilanie działek. Bezbronny był zbyt mocno w strefie wroga. Nie dał rady się wyrwać. Skończył ostatecznie z trzecim wynikiem. Ledwie parę punktów za Sashą.

Duke z trudem musiał przyznać, że to koty podnoszą rangę jego skrzydła.

Pora na tego, który rzucił mu wyzwanie. Ten zaczął identycznie jak Barru. Zakręcił się wokół jednej z jednostek sojuszniczych. Jednak gdy doszło do zwarcia zamarł niemal w miejscu nie zbliżając się do głównego starcia. W głośnikach wszyscy usłyszeli ciche mruczenie, które powoli zaczęło narastać. Zupełnie jak ciąg w dyszach archanioła Kayaro. Kot Ruszył nieśpiesznie. Ale okazało się, że to odpowiednik Eagle eya wśród kotów. Leciał powoli i zestrzeliwał oszczędnymi seriami każdego wroga , który śmiał się do niego zwrócić. Strzał za strzałem. No i wtedy jeden z wrogich pasożytów przedarł się najpierw przez linię i ominął salwę kota. Ten jednak błyskawicznie wrzucił ciąg wsteczny i doskzoczył do pasożyta idąc na cykora. Wróg błyskawicznie zmienił kurs a Kayaro z łatwością zestrzelił go niemal z przyłożenia. Pomruk kota zmienił częstotliwość. Cały czas przyspieszał i kilka sekund później wbił się w strefę walki. Był chodzącą agresją. SKrócenie dystansu i uderzenie. Żadnych prób, żadnych poprawek. Sukinsyn był istną maszyną do zabijania. Intuicyjnie ustawiał się do ataku nie dawał wejść sobie na ogon. miał oczy dookoła głowy. Punkty rosły w tempie godnym pozazdroszczenia. Wtedy musnał go ktoś z działa cząsteczkowego i zanim odzyskał kontrolę. Namierzyły go pozostałe houndy posyłając za nim potężną salwę rakiet. To co kot pokazał próbując je strącić na uszkodzonej maszynie było warte czekania. To był prawdziwy as. Ale to nawet dla niego było za dużo. Dopadły go pasożyty. Stracił maszynę. W tym tempie szedł na rekord, ale brakło. Warkot przeszedł w wyharczane słowa któe Roghwan tłumaczył jako odpowiednik “Ja Pier*”.... Kotek ustawił dla Duka wysoką poprzeczkę

Pora na dowódcę. Przełączył tryb ducha i wszedł do symulacji.

Ruszył pewnie. Dokładnie naśladując manewr Cyborga. Wyskoczył do przodu wzniósł się nieco do góry. Gdy w jego stronę poleciało zaledwie parę rakiet - uśmiechnał się. Zmienił jednak kurs i uderzył prosto w rakiety. Zestrzelił 2 kolejne ominął niemal się o nie ocierając. Gdzieś za nim rozbłysły ogniem atomowym. On był jednak już daleko. Nie leciał na tyły wroga ale wpadł prosto w mniejszą grupę, zestrzeliwują 3 pasożyty na pierwszym nawrocie i uwalniając 2 myśliwce od ogonów. Leciał spiralą po obrzeżach głównego starcia za cel obierając jednostki, które uskrzydlały sojuszników. Po setkach godzin walk w symulatorach doskonale wiedział, że kluczem do wygranej na tej arenie jest nie atak, a obrona własnych jednostek. Tracił mnóstwo czasu, ale jego taktyka polegała na cierpliwości. Po dłuższej chwili Jednostki sojuszników przebiły się przez wrogie pasożyty i siadły na Houndach. Na to czekał Duke wskoczył i wypuścił salwę rakiet w wyznaczone zawczasu cele. Houndy pod naporem wroga działały prężnie odpalając salwy rakiet i siejąc śmiertelnymi promieniami. Jednak sojusznicze jednostki osłabiały okręty na tyle by to Duke je likwidował. Strącił 3 Houndy. Gdy jego działania zwróciły wreszcie uwagę i wróg skoncentrował na nim uwagę. Poleciała za nim chmara rakiet i całe skrzydło pasożytów. Archanioły były niedopracowane jeszcze. Szczególnie boczne dysze. Stare nawyki czasem bywają śmiertelne. Spodziewał się zrywu jak w aniele. Ale ruch był opóźniony i słaby dostał serią z działek pasożyta. Poprawiła na wpół uniknięta wiązka z działa cząsteczkowego, ale to dopiero dopadająca go salwa atomowa zakończyła jego występ. Efekt był spektakularny.

Duke dopiero wtedy popatrzył na swój wyniki. Do rekordu było daleko. Za szybko go wykryli… Ale pokonał kota o małą ilość punktów ale pokonał. Opadł głębiej w fotel. Odpalił na ekranie wyniki skrzydeł. Ledwo pokonał Szable, które były pierwsze. Mieli być najlepsi a byli średni… Jedynie połowa pilotów wybiła się ponad średnią, a dwójka ewidentnie z takim poziomem nie powinna być w skrzydle uderzeniowym…

- No dobra, widzieliśmy wszyscy co kto robił. - Powiedział Duke - Teraz o tym pogadamy.
- Ale nie tu, - wtrącił się szef symulatorów - następni zaraz wchodzą, spadajcie.
- Tak jest - mruknął Duke sprawdzając czy sala odpraw jest wolna, miał szczęście. Była. - Chodźcie.

Kilka minut później, gdy rozgościli się w sali Duke zadał pytanie:
- Wynik do dupy. Co poszło nie tak w tym scenariuszu i co można było poprawić? Zaczniemy od dołu tabeli. Woody, skąd taki wynik?*

- To proste pytanie podporuczniku. Jaki dowódca takie wyniki. Słaby dowódca słabe wyniki. - Przysłuchujący się Kayaro zamruczał potakująco - Za czasów “Ghosta” mieliśmy zdecydowanie lepsze wyniki.

- Żołnierze dostają takiego dowódcę na jakiego zasługują - odpał Duke - Ale nie drążmy tematu, rozwiążmy problem.
Odpalił nagranie z symulatora.
- Wskaż mi miejsca, w których otrzymany rozkaz przeszkodził ci w działaniu czy utrudnił wykonanie zadania. Nie chciałbym by się to powtórzyło. *

Woody zatrzymał nagranie od razu i powiedział

- Mi wystarczy świadomość jak marny jest mój dowódca i jak niewiele sobą reprezentuje. Sama świadomość tego niszczy morale zespołu. To, że dla sławy i awansów gotowy jest poświęcić niemal całe swoje skrzydło w tym znakomitych dowódców jak Ghost czy Shorty. Sposób w jaki potraktował swoją byłą skrzydłową. Zapewne ta świadomość wśród załogi wpływa na ich zdolności podejmowania decyzji. A co można poprawić wystarczy że zrezygnujesz z dowodzenia i oddasz je osobie która na to zasługuje.

Nagłe poruszenie w grupie kotów zwiastowało problemy. Kayaro poderwał się na równe nogi i szedł w stronę Woodiego. Widać było, że kot zaciska i rozprostowuje łapy wysuwając długie pazury…

- Ty ludzka gnido… - Syczał kot przez zęby - Rzucasz wyzwanie o przywództwo… Ty ścierwo z samego dna. Ty, który nie godny jesteś nawet skosztować resztek ze stołu alfy… Takich jak ty zwykło się u nas karać należycie. Wstawaj pasożycie.. Wstawaj i walcz jeśli chcesz walczyć o status alfy… Nie będę konkurował z takim śmieciem jak ty… Wstawaj mówię - Jego głos przechodził w syk furii..

Duke zrozumiał, że przytyki Woodiego kot przyjął jako rzucenie wyzwania alfie a skoro on sam konkurował o to stanowisko to konkurent w postaci słabego pilota ewidentnie go wkurzył.

Woody podniósł ręce w obronnym geście, ale Kayaro chyba tego nie zrozumiał bo ruszył gotów wywlec woodiego i sponiewierać go..

- Kayaro, stój! - powiedział Duke - Po pierwsze to mój problem jako dowódcy. I ja go muszę rozwiązać… Po drugie, szkoda go dotykać. Po trzecie, on może tylko pomarzyć o rzuceniu wyzwania. Może jako skrzydłowy dajesz radę Woody, ale bez kogoś kto prowadzi cię za rękę jesteś do dupy.
Duke wyminął Kota i stanął naprzeciw Woodego. *

Kayaro zamarł i chwilę się wahał jak zareagować. Ale zatrzymał się i puścił Duka przed siebie.

Duke stanął przed Woodim a ten podniósł się. Był niższy od Diuka ale wyraźnie zadzierał brodę i zgrywał twardziela.

- No i co wielki dowódco. Teraz zaatakujesz podwładnego wzorem kotów stłuczesz mnie do nieprzytomności. - Woody rozłożył szeroko ręce w geście poddania i dołożył prowokująco - No już wszyscy patrzą.

- Nie, uziemię cię. Jeśli nie potrafisz latać to szkoda dla ciebie maszyny. Jak dasz dupy jutro, to będziesz zamiatał hangar. A na twoje miejsce wezmę jakiegoś zdolnego świeżaka. Wolę nauczyć kogoś od zera niż bawić się z kimś kto nie chce latać. A teraz siadaj na dupie. Przechodzimy do dalszego omówienia. Eagle eye, co się stało? Twoje wcześniejsze wyniki wybijały sufit. A zaświadczyć mogę o tym ja jak i nasi sprzymierzeńcy. - Spojrzał na koty - Był moim strzelcem podczas naszego ostatniego spotkania.

- Ty zbolały fiucie - Woody odepchnął swojego dowódcę. Widać przelała się mu czara goryczy - Nie zrobisz mi tego podszedł ponownie i już chciał pchnąć Duka, ale ten nie pozwolił się pchnąć, odsunął się w bok Woody nie trafił i wpadł na krzesło, oderwał się jednak i zamachnął pięścią.

Danny uchylił się i jednocześnie złapał za rękę Woodiego okręcił się zakładając chwyt jakiego uczył się w akademii, Pchnął przeciwnika i docisnął jego twarz do twardej powierzchni stołu jednocześnie wykręcając rękę w stawie. Woody zajęczał i syknął jakieś niezrozumiałe bluzgi.

- Uspokój się, bo do powodów uziemienia dojdzie uraz medyczny. - wysyczał mu do ucha.
- Pierdol się maminsunku! - odpowiedział na cały głos. Wiedział, że ma totalnie przechlapane. Atak na oficera to w najlepszym wypadku areszt, w najgorszym sąd polowy…
- Właśnie pokazałeś, że nie ma dla ciebie miejsca jako pilota, zero kontroli, zero poszanowania zasad. I na kimś takim mają polegać pozostali z zespołu? Miałeś szansę pokazać jutro na co cię stać, ale spieprzyłeś to. Zgłaszam incydent i zarekomenduje by cię nie dopuszczali do maszyn na kilometr. Ale po tym co tu pokazałeś, jeśli zostaniesz na Victorii możesz mówić o szczęściu.
Odepchnął Woodiego i odsunął się o krok.

- Dorwę cię jeszcze ty niedorobiony… - Warknął Woody podnosząc się i ocierając krew z rozciętej wargi.. - Dorwę cię i podetnę te twoje skrzydła… Zobaczysz! - To powiedziawszy odwrócił się i wybiegł z sali.

Kayaro spojrzał Dukowi prosto w oczy próbując ewidentnie zrozumieć zachowanie człowieka. Chwile mierzyli sie wzrokiem wreszcie kot odwrócił się ruszając na swoje miejsce powiedział:

- Powinieneś urwać łeb temu robakowi. Zostawiając go przy życiu pozostawiasz sobie wroga, a pozostawianie przy życiu wrogów to słabość…

- Wręcz przeciwnie - odparł Duke - jeśli zabijesz wszystkich wrogów stajesz się rozlazły, bo nie ma kto cię trzymać w gotowości. Poza tym… regulamin zabrania. Spotkajmy się za godzinę, muszę dokończyć sprawę z Woodym. Wtedy omówimy pozostałych.

***

Duke zapukał do gabinetu Gebbelsa. Usłyszał głośne “WEJŚĆ” więc wszedł. Jakie było jego zdziwienie jak w gabinecie zastał już Woodiego, który stał ze skruszoną miną oraz Dianę Heintz…

Diana pośpiesznie dodała najwyraźniej kończąc swoją wypowiedź.

- Jak szef sobie cofnie jeszcze nagranie to tutaj ewidentnie Pan Woods jest prowokowany..

- Ściągnąłem cię myślami Warrington.. Spocznij - od razu powstrzymał Warringtona od służbowego salutu - … Powiedz mi człowieku… Co tutaj się odpierdala ?…

- Ja właśnie w tej sprawie, szefie - odparł Duke nie zaszczycając spojrzeniem strzygi. - Chciałbym rozmawiać w gronie osób zaangażowanych w to zdarzenie. - dopiero teraz zerknął na Strzygę.

Ta odwzajemniła spojrzenie i natychmiast dodała

- Z całym szacunkiem CAG! Chciałabym być obecna na wszelki wypadek gdyby Pan Warrington ponownie próbował zaatakować pilota Woodsa! Z racji tego, żę Pan Woods do mnie zwrócił się z prośbą o pomoc czuję się osobiście zaangażowana.

- Z tego co widzę, mamy nagranie gdzie to ja zostałem zaatakowany oraz grożono mi. Domyślam się, że wcześniej na nagraniu jest także sprowokowany przez niego incydent międzyrasowy. To nie pani Heinz jest potrzebna Woodemy tylko prawnik.

- Pani podporucznik.. - CAG - zwrócił się do Diany - Niech Pani zajmie się swoimi sprawami, raczej odradzam mieszanie do sprawy Woodiego. Prowokowany czy nie zaatakował oficera na służbie. Tym razem puszczam Pani deklarację mimo uszu bo w tej sprawie stanęła Pani po złej stronie barykady i wolałbym, żeby pan Woods nie pociągnął Pani ze sobą. Proszę odmaszerować do obowiązków.

Strzyga z niekrytą furią zasalutowała i wyszła w progu posyłając Diukowi zawistne spojrzenie.

- Panie Woods sprawa jest jasna. Czy przyznaje się Pan do zaatakowania obecnego tutaj oficera.

- Ten cham nie powinien być oficerem i dobrze o tym Pan wie! To wszystko ustawka. Dobrzy ludzie giną a tacy jak on…- Szybko wyszczekał Woodie. Znowu nabierając odwagi i zaciskając pięści.

- Proszę uważać na słowa - Przerwał mu CAG - Dobrze, że nie wzywaliście marines bo wtedy było by dużo smrodu. Tak możemy sprawę załatwić we własnym gronie.

- Duke - odezwał się bezpośrednim tonem - co mam zrobić z tym problemem - wskazał głową na Woodiego. Ten zaś aż się zagotował słysząc, że to Duke ma określić karę.

- Proszę go uziemić - odparł Duke - Jest niebezpieczny, nie panuje nad sobą, a mając broń w ręku gotów mnie odstrzelić. Szkoda na niego maszyny, jego wyniki są karygodnie słabe, do tego na propozycje by pokazał co potrafi w dniu jutrzejszym zareagował agresją. W dodatku jego podejście psuje nasz wizerunek wśród Kilrati. Oni takich jak on inaczej traktują niż my… - zawiesił głos by szef sam domyślił się co chciał powiedzieć Duke, i co może się stać. - Najlepiej niech złoży prośbę o przeniesienie, by nie narobił szkód podczas walk. W jego miejsce proszę dać mi jednego z żółtodziobów.

- To nawet dobrze się składa. - Zaczął niepewnie CAG - Słuchaj powiem wprost. Nie możemy sobie pozwolić na utratę w chwili obecnej nawet jednego pilota. Szczególnie nie teraz. Problemy są niemal w każdym skrzydle. Wy jeszcze dajecie sobie jakoś radę z kotami ale Diabły zostały przez nie totalnie zdominowane ich lider złożył mi dzisiaj wniosek o przeniesienie. Po pierwszych próbach kot u nich w ekipie pokonał go prawie o dwie długości zbliżając się do waszych wyników. Marshall jest mimo wszystko dobrym pilotem. Nie nadawał się na dowódce i nie poradzi sobie z kotami. Oddamy diabły kotom, może kapitan to jakoś łyknie i będzie też dobrze w papierach wyglądało a ty dostaniesz dobrego pilota. Co ty na to? - Zapytał Duka

- Ja mam latać pod jakimś pieprzonym futrzakiem. - Warknął Woodie, a CAG przeniósł na niego wzrok

- Do jutra posiedzisz w karcerze chłopcze a jutro zgłosisz się pod dowódctwo podporucznika Shaarreka.

- Szefie, łykam to - odparł Duke - Marshall jest spoko, choć wolałbym nie widzieć Woodego w przestrzeni w pobliżu mnie.
Nie dodał na głos, że Shaarreka prawdopodobnie wykończy Woodego. Bo, że go wyszkoli to raczej wątpił.
- Szefie możemy zamienić parę słów na osobności?

- Moment. - CAG nacisnął przycisk na swojej konsoli przy biurku i do pomieszczenia po chwili weszło dwóch marines. Zasalutowali służbowo a Gebbels powiedział.

- Odprowadźcie pilota Woodiego do karceru na 10 godzin. Niech się wyśpi i przemyśli swoje zachowanie. Ale nie męczcie go za bardzo chcę żeby jutro mógł latać.

- Tak jest - skinął jeden z nich i złapał Woodiego za rękaw kombinezonu. Woodie zaczął się szarpać ale gdy drugi marines złapał i wykręcił mu drugą rękę zwiotczał i dał sobie spokój. Zdał sobie sprawę, że przegrał.

Kątem oka Duke dostrzegł, że w okolicach wejścia do gabinetu CAG kręciła się Strzyga. Jednak widząc, że woodie jest wyprowadzany z wykręconymi rękami przez marines wycofała się. Zaciskając ręce w pięści.

- Czego potrzebujesz podporuczniku - powiedział Gebbels gdy zostali sami.
- Mogę mówić nieoficjalnie? - gdy Gebels skinął głową kontynuował - Woody podłozyl się na ćwiczeniach i to nie pierwszy raz. Ale to nie jego pomysł, działa pod wpływem … kogoś. Domyślam się kogo, ale dowodów nie mam… Poprzednio Strzyga namówiła całe skrzydło do zawalenia ćwiczeń, to było wtedy przed akcja z kradzieżą części, więc nie zawracałem tym nikomu głowy. Z tego mogą być kłopoty.

- Słuchaj jeden problem na raz. Sprawa Woodiego jest rozwiązana. Skup się na poskładaniu swojego skrzydła tak by wróciło na pierwszą pozycję w rankingach i cholera nie przegraj z tym kotem. Diana to dobry pilot i świetnie sobie poradziła ze skrzydłem jako oficer. Nie mam do niej zastrzeżeń. Powinieneś przywyknąć że ludzie albo cię kochają albo nienawidzą. Ja nie będę rozwiązywał problemów tego, że nie jesteś w stanie zaspokoić wszystkich kobiet na okręcie… Jak faktycznie pojawią się problemy zgłoś się to pogadamy. Na razie wracaj do obowiązków. Bo ledwo wyprzedzacie skrzydło Diany w rankingach. Hunter ze swoimi ludźmi znacznie was wyprzedził. A to Royals mieli stanowić wizytówkę Victorii.

- Dlatego na razie wspomniałem o tym nieoficjalnie… A skrzydło wróci na pierwsze miejsce. Teraz nikt nie będzie nas stopował. Jutro proszę przyjść popatrzeć, będzie pojedynek o dowództwo. Oczywiście wygram, ale kot jest dobry, bardzo dobry. Będzie na co popatrzeć.
Zasalutował i ruszył do drzwi, ale zanim otworzył obejrzał się i rzekł:
- A wszystkich kobiet nie mogę zaspokoić, bo regulamin zabrania.
I wyszedł.

CAG się uśmiechnął i tylko machnął ręką
 
Mike jest offline