Oporządzenie koni zajęło trochę czasu. Hellbornowi nie spieszyło się, a krasnolud nie był zbyt pomocny w tym temacie. Każdy z nich pogwizdywał pod nosem melodyjkę, co byłoby sympatyczne gdyby nie fakt, że były to dwie różne piosnki. Połączenie wojskowego marsza z przyśpiewką o haremie z tysiącem pokoi sprawiało, że nawet wierzchowce patrzyły na nich z wyrzutem, strzygąc uszami. Tak przy okazji, ten harem istniał i choć Dragan odwiedził tylko kilka sal, z pewnością nie było tam tylu pomieszczeń ani nawet tylu dziewcząt.
Po powrocie do pozostałych zorientowanie się w sytuacji nie było najłatwiejsze. W końcu diaboł parsknął cicho.
- Choć dobrze wiem, Pani, że strachu nie odczuwasz i ochrony nie potrzebujesz, pozwól mi to powiedzieć. – Dragan ukłonił się dworsko. – Nie bój się Pani, twój orszak cię ochroni.
Podszedł do Sadraxa, z którym odczuwał dziwną, bratersko-diabelską więź.
- Mówisz, że to obojętne kogo my tu poświęcimy? – spytał, patrząc na miejscowego kapłana i drapiąc się długim szponem po szyi.