Draugdin był zadowolony z rozwoju sytuacji i tym, że jego wstawiennictwo prawdopodobnie przechyliło szalę z opcji "nieufność" na opcję "pewną dozę zaufania". Z resztą skinienie głową w niemym podziękowaniu przez Drzazgę jeszcze bardziej upewniło go w dokonaniu dobrego wyboru.
Niestety na pietrze nie wszystko poszło już po ich myśli, założeniach czy też oczekiwaniach. Efekt zaskoczenia minął, a mało tego herszt bandy uciekł im w epicki sposób zazwyczaj opiewany w balladach bardów. Po prostu wyskoczył przez okno. Tyle tylko, że równie efektownie co skutecznie, bo nic sobie skurczybyk nie zrobił i już miał nad nimi przewagę i zaskoczenia i cały czas zwiększającej się odległości między nimi. Jeśli dobiegnie do stajni i osiodła konia to szukaj wiatru w polu...
Draugdin na pewno nie miał zamiaru go gonić. Nie ze swoja posturą i niezgrabnością. Swoim umiejętnościom strzeleckim też nie ufał aż na tyle, żeby marnować czas i prawdopodobnie bełty.
Na szczęście mieli w drużynie sprawniejszych i zwinniejszych towarzyszy. Widząc, że Mihael i Akial szykują się by ruszyć w pogoń za Rokharem mógł im tylko w duchu życzyć powodzenia. Wierzył jednak, że ci dwaj są w stanie dogonić uciekiniera. Ich jedyna szansą na wyrównanie przewagi uciekiniera był czas potrzebny na osiodłanie wierzchowca. Zawsze była jeszcze możliwość, że Rokhar puści się konno na oklep, jednak w tych warunkach pogodowych byłoby to prawdopodobnie zbyt ryzykowne.
On zaś sam ruszył za wezwaniem Astrid. Miała rację. Walka czekała na nich tu i teraz. Na parterze budynku. Lepiej było zdążyć wrócić na dół i nam stanąć do bitwy niż dać się odciąć na piętrze. Korzystając z wielkości pokoju dobył swojego miecza wiedząc, że w razie czego na schodach będzie zbyt ciasno i nieporęcznie by tego dokonać i gestem ręki pokazał Astrid, że pójdzie w dół jako pierwszy.