Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2020, 10:21   #244
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 - 1940.V.27; pn; przedświt; rejon Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; późna noc; godz. 04:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; okolice katastrofy; zagajnik
Warunki: półmrok, ziąb, zachmurzenie, umi.wiatr


George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier); Birgit (kpr. Mae Gordon)



No to czekali. Tim nieźle oszacował ten wschód Słońca i rzeczywiście granat nieba się zdążył przez ostatnie kwadranse rozjaśnić a na otwartym terenie już zaczynało się robić szaro. Świat powoli budził się z uśpienia nabierając kolorów. Chociaż w takich zacienionych miejscach jak zagajnik gdzie założyli posterunek obserwacyjny to resztki nocy nadal się utrzymywały. I emocje na tyle opadły by odczuć ziąb tego przedświtu. Aż się chciało napić ciepłej herbaty czy ogrzać dłonie w cieple kominka. A najbliższe były całkiem niedaleko. Ledwo kilkaset metrów dalej widać było wciąż zabudowania wioski.

Ze swojego punktu obserwacyjnego trójka poranionych rozbitków miała przyzwoity wgląd na to co się dzieje w tej wiosce. Te obrażenia przeszkadzały w każdym ruchu i trudno było o nich zapomnieć. Chociaż w tych najbliższych obejściach. A tam tubylcy wreszcie się zorganizowali na tyle by ruszyć luźną kupą w kierunku wraku. Ale nie na przełaj przez zagajnik tylko drogą która przecinała ten zagajnik te kilkaset metrów dalej na południe. Widzieli więc ze dwa wozy zaprzężone w konie i luźne kupy pstrokato ubranych cywili jacy szli tą drogą poganiając się i krzycząc nawzajem. Ci chyba najbarziej żwawi odeszli w stronę wraku bo wówczas w obejściach zrobiło się spokojniej. Psy nadal ujadały ale już nie tak jak wcześniej. Pojedyncze grupki stały na drodze i przy płotach często spoglądając w stronę drogi jaka wiodła do wraku gdzie zniknęli ich mężowie, ojcowie, bracia i synowie. Gdzieś w tym momencie Noemie dostrzegła dwie sylwetki na skraju lasu. Z dobre pół setki kroków od nich. W ciemnościach lasu trudno było się zorientować kto to. Ale tamte dwie sylwetki zatrzymały się na tym skraju i chyba się rozglądały Po chwili sytuacja się wyjaśniła i udało jej się doprowadzić do identyfikacji a potem połączenia obu grupek.

George nie dostrzegł oficer dowodzącej tą operacją i jego bezpośredniej przełożonej do czasu aż nie wyszła z jakichś mrocznych czeluści drzew i krzaków. Potem zaprowadziła jego i tego bezczelnego porucznika RAF-u do pozostałej dwójki. I znów byli w swoim poranionym komplecie.

- A wracając do tego bombowca i Luftwaffe. - jakby nigdy nic Arthur nawiązał do rozmowy jaką toczył z Georgem zanim tubylcy nie nawiązali z nimi rozmowy zmuszając ich do przerwy. - Myślę, że każdy lotnik umiałby rozróżnić wersję transportową od bombowej. Nasz samolot nie ma komory bombowej w kadłubie. Tych takiej klapy na dole do ładowania i zrzucania bomb. Ani całego mechanizmu zrzucania bomb jaki powinien zajmować sporą część kadłuba. A bez tego trudno uznać samolot tej wielkości za bombowiec. Za to ma boczny właz którego nie ma w bombowych wersjach. A wewnątrz nie ma żadnego poważnego ładunku. Zaś jeśli jeszcze przyszedł by raport z lotniska tego Huna co nas zestrzelił, że maszyna leciała od strony morza czyli pewnie z Anglii to jakie można wyciągnąć wnioski z tego wszystkiego? - zapytał z raczej niezbyt wesołym uśmiechem.

- No to zostaje nam się modlić by z tego ich lotniska zadzwonili jak najpóźniej. I, żeby ktoś z Luftwaffe jak najpóźniej przyjechał obejrzeć wrak. - Tim mruknął też niezbyt wesołym tonem. Byli rozbitkami na wrogim terenie. Co się właśnie George zdążył dowiedzieć od francuskich tubylców. Dokładniej byli pod Abbeville. Trochę na północ od tego miasta. A na Sommie jaka przebiegała także przez to miasto ustaliła się ostatnio linia frontu. Niemcy opanowali teren na północ od rzeki a alianci byli na południe od niej. Do samego miasta było rzut beretem. Parę kilometrów. Do Sommy tak samo. Ale w mieście i nad rzeką byli Niemcy. Mieli dużo czołgów i ciężarówek. A ta osada gdzie rozbił się Wellington Le Chateau. Ta na którą teraz patrzyli to Grand Laviers.

- Obawiam się, że to się zrobiła bardzo tłoczna okolica. - porucznik RAF pozwolił sobie na komentarz do dźwięku jaki usłyszeli pewnie wszyscy w okolicy. Dotarł ich modułowy dźwięk który szarpał uszy i narastał. Dźwięk zbliżającej się syreny. Ale czy to straż, policja czy jeszcze coś innego tego jeszcze nie było widać. Ale zbliżał się o strony Grand Laviers ale pewnie nie z wioski tylko z samego Abbeville. Samochodem można było pokonać tą odległość do wraku w parę minut. Do kogo by ten pojazd nie należał to oznaczało raczej oficjalne władze. Jak to powiedzieli obaj lotnicy w Anglii rzadko bywa by ktoś do zestrzelonego wraku z władz nie dotarł w ciągu godziny, dwóch czy trzech. Zwykle miejscowa policja a potem eksperci z RAF co zwykle chcieli wyciągnąć z wraku co się da, zidentyfikować wrak, ciała załogi jeśli to możliwe. No i by dać jak najmniej czasu gdyby ktoś z załogi wyskoczył na spadochronie czy uratował się w inny sposób. Więc spodziewali się, że po tej stronie Kanału będzie podobnie. Tylko tutaj jeszcze czynnikiem niewiadomym do tego brytyjskiego schematu byli Niemcy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline