23-07-2020, 22:37 | #241 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Często tak rozmawiacie o innych tak jakby ich nie było nawet gdy są tuż obok?
__________________ |
25-07-2020, 08:45 | #242 |
Reputacja: 1 |
|
28-07-2020, 08:53 | #243 |
Reputacja: 1 | - Tam jest północ. Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-07-2020 o 07:18. |
28-07-2020, 10:21 | #244 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 64 - 1940.V.27; pn; przedświt; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; późna noc; godz. 04:00 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; okolice katastrofy; zagajnik Warunki: półmrok, ziąb, zachmurzenie, umi.wiatr George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier); Birgit (kpr. Mae Gordon) No to czekali. Tim nieźle oszacował ten wschód Słońca i rzeczywiście granat nieba się zdążył przez ostatnie kwadranse rozjaśnić a na otwartym terenie już zaczynało się robić szaro. Świat powoli budził się z uśpienia nabierając kolorów. Chociaż w takich zacienionych miejscach jak zagajnik gdzie założyli posterunek obserwacyjny to resztki nocy nadal się utrzymywały. I emocje na tyle opadły by odczuć ziąb tego przedświtu. Aż się chciało napić ciepłej herbaty czy ogrzać dłonie w cieple kominka. A najbliższe były całkiem niedaleko. Ledwo kilkaset metrów dalej widać było wciąż zabudowania wioski. Ze swojego punktu obserwacyjnego trójka poranionych rozbitków miała przyzwoity wgląd na to co się dzieje w tej wiosce. Te obrażenia przeszkadzały w każdym ruchu i trudno było o nich zapomnieć. Chociaż w tych najbliższych obejściach. A tam tubylcy wreszcie się zorganizowali na tyle by ruszyć luźną kupą w kierunku wraku. Ale nie na przełaj przez zagajnik tylko drogą która przecinała ten zagajnik te kilkaset metrów dalej na południe. Widzieli więc ze dwa wozy zaprzężone w konie i luźne kupy pstrokato ubranych cywili jacy szli tą drogą poganiając się i krzycząc nawzajem. Ci chyba najbarziej żwawi odeszli w stronę wraku bo wówczas w obejściach zrobiło się spokojniej. Psy nadal ujadały ale już nie tak jak wcześniej. Pojedyncze grupki stały na drodze i przy płotach często spoglądając w stronę drogi jaka wiodła do wraku gdzie zniknęli ich mężowie, ojcowie, bracia i synowie. Gdzieś w tym momencie Noemie dostrzegła dwie sylwetki na skraju lasu. Z dobre pół setki kroków od nich. W ciemnościach lasu trudno było się zorientować kto to. Ale tamte dwie sylwetki zatrzymały się na tym skraju i chyba się rozglądały Po chwili sytuacja się wyjaśniła i udało jej się doprowadzić do identyfikacji a potem połączenia obu grupek. George nie dostrzegł oficer dowodzącej tą operacją i jego bezpośredniej przełożonej do czasu aż nie wyszła z jakichś mrocznych czeluści drzew i krzaków. Potem zaprowadziła jego i tego bezczelnego porucznika RAF-u do pozostałej dwójki. I znów byli w swoim poranionym komplecie. - A wracając do tego bombowca i Luftwaffe. - jakby nigdy nic Arthur nawiązał do rozmowy jaką toczył z Georgem zanim tubylcy nie nawiązali z nimi rozmowy zmuszając ich do przerwy. - Myślę, że każdy lotnik umiałby rozróżnić wersję transportową od bombowej. Nasz samolot nie ma komory bombowej w kadłubie. Tych takiej klapy na dole do ładowania i zrzucania bomb. Ani całego mechanizmu zrzucania bomb jaki powinien zajmować sporą część kadłuba. A bez tego trudno uznać samolot tej wielkości za bombowiec. Za to ma boczny właz którego nie ma w bombowych wersjach. A wewnątrz nie ma żadnego poważnego ładunku. Zaś jeśli jeszcze przyszedł by raport z lotniska tego Huna co nas zestrzelił, że maszyna leciała od strony morza czyli pewnie z Anglii to jakie można wyciągnąć wnioski z tego wszystkiego? - zapytał z raczej niezbyt wesołym uśmiechem. - No to zostaje nam się modlić by z tego ich lotniska zadzwonili jak najpóźniej. I, żeby ktoś z Luftwaffe jak najpóźniej przyjechał obejrzeć wrak. - Tim mruknął też niezbyt wesołym tonem. Byli rozbitkami na wrogim terenie. Co się właśnie George zdążył dowiedzieć od francuskich tubylców. Dokładniej byli pod Abbeville. Trochę na północ od tego miasta. A na Sommie jaka przebiegała także przez to miasto ustaliła się ostatnio linia frontu. Niemcy opanowali teren na północ od rzeki a alianci byli na południe od niej. Do samego miasta było rzut beretem. Parę kilometrów. Do Sommy tak samo. Ale w mieście i nad rzeką byli Niemcy. Mieli dużo czołgów i ciężarówek. A ta osada gdzie rozbił się Wellington Le Chateau. Ta na którą teraz patrzyli to Grand Laviers. - Obawiam się, że to się zrobiła bardzo tłoczna okolica. - porucznik RAF pozwolił sobie na komentarz do dźwięku jaki usłyszeli pewnie wszyscy w okolicy. Dotarł ich modułowy dźwięk który szarpał uszy i narastał. Dźwięk zbliżającej się syreny. Ale czy to straż, policja czy jeszcze coś innego tego jeszcze nie było widać. Ale zbliżał się o strony Grand Laviers ale pewnie nie z wioski tylko z samego Abbeville. Samochodem można było pokonać tą odległość do wraku w parę minut. Do kogo by ten pojazd nie należał to oznaczało raczej oficjalne władze. Jak to powiedzieli obaj lotnicy w Anglii rzadko bywa by ktoś do zestrzelonego wraku z władz nie dotarł w ciągu godziny, dwóch czy trzech. Zwykle miejscowa policja a potem eksperci z RAF co zwykle chcieli wyciągnąć z wraku co się da, zidentyfikować wrak, ciała załogi jeśli to możliwe. No i by dać jak najmniej czasu gdyby ktoś z załogi wyskoczył na spadochronie czy uratował się w inny sposób. Więc spodziewali się, że po tej stronie Kanału będzie podobnie. Tylko tutaj jeszcze czynnikiem niewiadomym do tego brytyjskiego schematu byli Niemcy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
30-07-2020, 19:33 | #245 |
Reputacja: 1 | - Może nie pomylą maszyny z bombowcem, ale kto od razu wpadnie na... - Birgit nabrała tchu hamując słowa, które cisnęły się na usta twardo, chociaż zmiękczone angielskim akcentem. - Na to, że samolot zrzuci im tylko dwie kobiety i - przełknęła z grymasem "niemłodego" - sierżanta. |
03-08-2020, 16:53 | #246 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 65 - 1940.V.27; pn; przedświt; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; przedświt; godz. 04:45 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; okolice katastrofy; zagajnik Warunki: półmrok, ziąb, zachmurzenie, umi.wiatr George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier); Birgit (kpr. Mae Gordon) Majowy poranek okazał się dość pochmurny i chłodny. Pogruchotane i obolałe ciała zdawały się podatne na ten poranny chłód. Przynajmniej nie padało a wiatr był ledwo wyczuwalny, ot powodował delikatny szelest liści i powiew na twarzy. Na ziemi zdążyła się zrobić szarówka. Już nawet w cieniu zagajnika robiło się szaro co zwiastowało, że niedługo nawet tutaj będzie widno. - Abbeville? Gdybyśmy dociągnęli parę minut dłużej mogliśmy lądować po naszej stronie. - mruknął nieco markotnie nawigator gdy dowiedział się gdzie się znajdują. Dla samolotu te parę kilometrów co ich dzieliło od Sommy która rozgraniczała obie strony to było parę chwil lotu. Chociaż ostatnie chwile lotu groziły, że rozbiją się całkowicie i nie było wiadomo czy w ogóle ktoś z tej kraksy wyjdzie żywy. - Paliwo się wypali do cna. Ale raczej się domyślą, że to był brytyjski samolot. Francuzi mają swoje i nie używają Wellingtonów. - rozmowy w grupce poranionych rozbitków nie bardzo się kleiły. Ale Arthur jednak dorzucił coś od siebie jako odpowiedź do tego co mówiła brytyjska kapral. I na razie nikt się nie skarżył ale wraz z porankiem zbliżała się pora śniadania. A cała piątka ostatni raz jadła kolację na lotnisku w Northolt. Ale na razie ten głód się budził. Lotnicy wyjęli ze swoich kieszeni po czekoladzie energetycznej i podzielili się z pozostałą trójką by jakoś wyhamować ten nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Dzień się budził podobnie jak reszta świata. Zwłaszcza jak podniebni goście zafundowali okolicę tak widowkiskową pobudkę. Jakieś pół godziny temu na sygnale przejechał wóz straży pożarnej. Przyjechał od strony gdzie według mapy pilota powinno być Abbeville. Potem pojechał kolejny wóz straży. I w końcu policyjny radiowóz. Wyglądało na to, że wieści o wraku rozchodzą się po okolicy i ściągają coraz więcej ciekawskich. Część mieszkańców co poszli obejrzeć widowisko jakie dostarczał płonący wrak zaczynała już wracać z powrotem do wioski. Na razie pojedyncze osoby więc większość chyba jeszcze syciła oczy niecodziennym widowiskiem. Ale samego wraku i tego co się tam dzieje rozbitkowie przez ten zagajnik nie widzieli. Widzieli za to jak i tak zbudzona ze snu wioska zaczyna powoli wracać do swoich codziennych, wiejskich zajęć. Było już na tyle widno, że nie trzeba było na zewnątrz używać światła. - Oj z tymi panami to wolałbym nie zadzierzgnąć bliższej wiadomości. - porucznik Ashley znów pozwolił sobie na komentarz na widok kolejnego samochodu który przejeżdżał przez wioskę jaką mieli na widoku. Tym razem doczekali się pojazdu wojskowego. I to ciężarówki z niemieckiej armii. Jakby jeszcze ktoś miał wątpliwości to przez lornetkę w szoferce dało się dostrzec niemieckie szaro - zielone mundury. Na miejscu pasażera siedział oficer co dało się poznać po czapce jaki nosił zamiast zwykłej furażerki jaką miał kierowca. Wyglądało na to, że minęli wioskę, zagajnik i pewnie też pojechali w stronę wraku. - 1,5 godziny. Niezły czas jak na tak wczesną porę. - Tim powiedział ni to z uznaniem ni to z ironią oceniając czas reakcji Niemców na wieści o wraku jaki się rozbił w okolicy. - Pewnie otoczą wrak a potem będą sprawdzać czy ktoś ocalał. Nie wiadomo co im powiedzą Francuzi. Nie wiem jak wy ale mam wrażenie, że malownicza okolica nastraja do porannych spacerów. - porucznik RAF westchnął, sapnął gdy podnosił się z przewalonego pnia na jakim do tej pory siedział a potem zaczął poprawiać swój kombinezon, kurtkę i wygląd. Podobnie jak reszta na te osmalenia, krwawe zacieki, dziury i rozdarcia niewiele mógł zdziałać ale i tak pomagało to jakoś zebrać się w sobie. Widząc to nawigator też wstał i zaczął podobny rytuał. - Dokąd pójdziemy? - Tim zerknął na George’a jakby zastanawiał się czy poprosić go o zwrot swojej kurtki czy niekoniecznie. Pytał jednak swojego kolegi i starszego stopniem. - W mieście pewnie są Huni. To chyba nie ma co się tam pchać. Jakoś musimy przedostać się na drugą stronę rzeki. Tam są nasi. Więc powinniśmy udać się w stronę rzeki. Możesz iść Tim? - oficer mówił jakby sam jeszcze nie do końca miał sprecyzowany plan co dalej robić. Więc jedynie naszkicował swój pomysł zdając się na to co przyniesie los i sztukę improwizacji. - Tak, dam radę poruczniku. - nawigator skinął głową. Podobnie jak reszta nie wyszedł z tej kraksy bez szwanku. Ale jednak nie był tak krytycznie ranny by nie dał rady chociaż kuśtykać. - No to my będziemy się zbierać. A wy? - porucznik Ashley widząc, że kolega ma taką samą wolę podjąć próbę przebicia się do własnych linii jak on był gotów do drogi by spróbować szczęścia. Ale zanim odeszli zapytał jeszcze trójkę byłych pasażerów jakie oni mają plany.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-08-2020, 10:42 | #247 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Moim zdaniem powinniśmy się rozdzielić - podjął Woods, po dłuższej chwili milczenia z jego strony, w której koncentrował się głównie na tym by nie wyrżnąć porucznika w jego gadatliwą gębę. - Mniejszym grupom łatwiej się będzie przemknąć, no i większa szansa, że ktokolwiek dotrze do naszych linii. Proponuję podział na pilotów i żandarmów - mówiąc to, rzucił Timowi jego kurtkę, którą od jakiegoś czasu i tak tylko trzymał w rękach.
__________________ Ostatnio edytowane przez Col Frost : 09-08-2020 o 10:46. |
10-08-2020, 11:26 | #248 |
Reputacja: 1 | - Dobra myśl - początkowo Birgit zgodziła się z agentem Woodsem, gdy ten zaproponował rozdzielenie. Potem jednak zmarszczyła i potarła nos. Mapa i kompas pójdą precz razem z pilotami. To już gorzej. |
10-08-2020, 13:57 | #249 |
Reputacja: 1 | Belgijka przez dłuższą chwilę rozważała obie propozycje. |
10-08-2020, 16:35 | #250 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 66 - 1940.V.27; pn; przedświt; rejon Abbeville Czas: 1940.V.27; pn; późna noc; godz. 05:15 Miejsce: Francja; okolice Abbeville; okolice Grand Laviers; wioska Warunki: półmrok, ziąb, zachmurzenie, umi.wiatr George (srg. Andree de Funes), Noeme (por. Annabelle Fournier); Birgit (kpr. Mae Gordon) Narada o chłodnym poranku zaowocowała różnymi pomysłami do dalszych kroków. Zgoda raczej panowała co do tego, że nie warto zostawać na miejscu trochę rozbierzne zdania były co należy począć dalej. Dwaj lotnicy preferowali pomysł by skierować się w stronę rzeki która na ich mapie wydawała się prawie dosłowanie tuż za rogiem. Gdyby nikt i nic im nie przeszkadzał dałoby się do Sommy dojść w kwadrans, może dwa. No ale właśnie wielce niewiadomą było jak by ktoś im miał przeszkadzać albo nie. Trójka ich niedawnych pasażerów preferowała raczej inne kroki i opcje a przeważające okazało się zdanie porucznik w mundurze francuskiej żandarmerii wojskowej by spróbować swoich sił w tej wiosce co jej skraj obserwowali odkąd dotarli na ten skraj zagajnika. Obaj lotnicy dali też znać, że nie uśmiecha im się pomysł pozbycia się swoich mundurów. Rozumieli, że po tej stronie frontu dość mocno rzucają się w oczy, zwłaszcza Niemcom no ale gdyby ci ich złapali bez nich to mogli by zostać potraktowani jak szpiedzy i dywersanci. A gdyby złapano ich w mundurach to najwyżej trafiliby do oflagu Luftwaffe. A jako szpiedzy to mogliby zostać przesłuchani w mało przyjemny sposób. Chociaż zastanawiali się jak to by było z pokonaniem przeszkody wodnej jaka na mapie była zaznaczona jako cienka, niebieska kreska. Niestety niewiele to mówiło o tym jak szeroka i trudna do pokonania jest ta rzeka czy kanał w rzeczywistości. A po tej kraksie wszyscy byli w dość kiepskim stanie i wynik pokonywania wody wpław mógł być zastanawiający. Koniec, końców obaj zdecydowali się też spróbować swoich sił w kontakcie z mieszkańcami wioski choćby po to by się rozeznać w tym temacie. I potem zdecydować co dalej. Pierwsze spotkanie z mieszkańcami wioski było bardzo agresywne i głośne, pełne zaślinionych zębów. Cała piątka zbliżywszy się do pierwszych płotów i zabudowań została oszczekana przez psy zagrodowe. Te były niespokojne odkąd pewnie Wellington gruchnął w ziemię za zagajnikiem. A teraz czując i widząc obcych w pobliżu podniosły larum. Drugie spotkanie było tyleż przyjemniejsze co zaskakujące. Zza najbliższego rogu wyszła jakaś młoda kobieta, może nawet raczej dziewczyna. Szła z kankami, może do dojenia albo już po. A może po prostu wyszła sprawdzić dlaczego ich pies tak szczeka. I widząc piątkę pokiereszowanych mundurowych zrobiła bardzo zdziwioną minę. Stała tak w pierwszej chwili oglądając tą całą plejadę żandarmów i lotników. - Gendarmerie? Anglais?* - dziewczyna widocznie rozpoznała mundury żandarmerii czy to własnego czy sojuszniczego kraju to nie do końca było wiadomo. Podobnie jak mundury i charakterystyczne, skórzane kurtki lotników. Była tak zaskoczona, że nawet nie wyglądała na przestraszoną albo zastanawiała się jak się zachować wobec porannych gości. - Tu es blesse?** - zapytała widząc ich obszarpane i osmolone mundury oraz wystające tam i tu białe opatrunki jakie sobie nawzajem założyli po wydostaniu się z wraku. Ale przerwał jej wystrzał. Dziewczyna rozejrzała się dookoła szukając źródła tego dość odległego wystrzału. Zaraz potem był kolejny. Wreszcie poszły wojskowe serie broni maszynowej. Słychać w końcu były jakieś przytłumione huki i odgłos silników. Francuska dziewczyna dalej nie bardzo wiedziała jak się zachować wobec tego nowego zjawiska ale trochę odwróciło jej uwagę od piątki gości. Po paru chwilach dało się rozeznać, że to gdzieś po sąsiedzku zaczęła się jakaś walka. Coś większego niż starcie kilkuosobowych patroli obu stron. Zwłaszcza jak w końcu walnęła prawdziwa artyleria. Ta musiała być gdzieś dużo bliżej bo huk był dużo potężniejszy. I musiało strzelać więcej niż jedno działo. Pewnie cała bateria albo dwie. Waliły gdzieś z okolicy ostrzeliwując coś po drugiej stronie rzeki. Bo tam zaczęły się pierwsze odgłosy walki i dalej tam trwały. Ale z tego skraju wioski nie było widać żadnej z walczących stron. --- *Gendarmerie? Anglais?* (fra) - Żandarmeria? Anglicy? **Tu es blesse? (fra) - Jesteście ranni?
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |