Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2020, 03:02   #217
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 - 2519.VIII.30; południe

Miejsce: Ostland; okolice Jaarheim; posesja Kepplera
Czas: 2519.VIII.30 Backertag (4/8); południe
Warunki: cicho, jasno, ciepło; na zewnątrz mżawka; chłodno; umi.wiatr







Karl i Tladin



Wyglądało na to, że tutejszy szlachcic, Herr George Keppler, nie należy do najmożniejszych ani najbardziej wpływowych przedstawicieli błękintokrwistych. Tak można było sądzić już po wyglądzie jego posesji. O ile to była jego główna siedziba a nie któraś tam kolejna. A niestosowne było się o to pytać gospodarza. Niemniej okazał się mężczyzną zarówno słownym jak i gościnnym. I gdy wesoła kompania pod wodzą Tladina i Karla zjawiła się po nagrodę z byczym łbem na dowód swoich czynów to sama wizyta po nagrodę przerodziła się w obiad jaki szlachcic zaprosił śmiałków co potwora ubili.

Z tego wszystkiego najtrudniejsze wydawało się dotrzeć do jego siedziby bo mieszkał ze dwie godziny pieszego marszu od Jaarheim a trzeba było się do niego przejść. Jak późnym rankiem czy wczesnym przedpołudniem cała drużyna pogromców minotaura ruszyła z tej dużej wioski to mniej więcej w samo południe dotarli do tej posesji. Postój w samej wsi też okazał się całkiem przyjemny. Całą grupkę otaczał splendor pogromców potwora który od dłuższego czasu nękał okolicę. Tam wóz wywrócił, komuś bydło porwał, na podróżnych napadł, temu kark przetrącił, tamtemu kulasy a tamtą rogami rozpruł. No skaranie boskie. Ale wreszcie był spokój a miejscowi aż za dobrze rozpoznawali charakterystyczne, skrwawione rogi na uciętym łbie. I przychodzili je podziwiać aby się upewnić, że ten parszywy Krwawy Róg na pewno już nie żyje. Więc gdyby nie boleści odniesionych od tego okrutnika ran to pobyt “U rzeźnika” byłby bardzo przyjemny a tak to większość wyprawy po minotaura jednak dopiero przez ostatnie dni mogła w pełni nacieszyć się tą życzliwością. Chociaż mniej więcej gdy oni wrócili w większości do pionu to i Davandrel wróciła do zdrowia bo już chodziła bez bandaży i odzyskała tą sławną, elficką grację i płynność ruchów. Więc cała trójka zastanawiała się nad dalszymi krokami.

Droga do posiadłości szlachcica, w porównaniu do przedzierania się przez dziewicze ostępy Lasu Cieni, wydawała się prosta i łatwa. Chociaż pogoda była całkiem słoneczna to jednak było chłodno. I nie dało się zapomnieć o tej niemej presji otaczającej puszczy jaka dwoma ścianami stała nad tym rozjeżdżonym pasem błota na jej dnie które Ostlandczycy bezczelnie zwykli nazywać drogą co nawet w reszcie Imperium było tematem złośliwych żartów. Ale cała grupka, jeszcze z Martinem który jako ostatni z ich grupki wciąż miał trochę opatrunków na sobie i sztywność ruchów, dotarła do obejścia szlachcica bez przeszkód.

Samo obejście otaczało coś pośredniego między płotem a murem zbitym z grubych, drewnianych bali wysokich mniej więcej na wysokość człowieka. Nieobsadzone nie były zbyt wielką przeszkodą dla człowieka ale gdyby były bronione dawały na pewno lepszą osłonę niż zwykły płot. Chociaż nawet do zwykłej palisady to się nie umywały. No ale to była posiadłość szlachcica a nie jakiś fort.

Brama w tym płocie była otwarta na oścież ale przy niej stróżował jakiś gołowąs z drugim jeszcze młodszym chmyzem. Obaj w workowatych sukmanach co raczej pewnie mieli informować kto zacz niż rzeczywiście pilnować bramy i jej porządku. No od nich się dowiedzieli, że trafili pod właściwy adres. A i herb nad bramą to zdradzał chociaż wcześniej nie mieli przyjemności z tym rodem. W każdym razie Tladinowi i Karlowi ani wizerunek herbu ani brzmienie nazwisko jakoś z niczym specjalnym się nie kojarzyło. Karl rozpoznawał, że zapewne chodzi o ostlandzki ród bo jak w większości herbów w tej prowincji dominowały biel i czerń. Co innego Stephan.

- Pamiętacie ten obelisk upamiętniający bitwę i pokonanie potężnego nekromanty? Co potem zostało nazwane bitwą na polu kości? - uczony wyspecjalizowany w trudnej nauce historii tego kraju wspomniał o tym o czym mówił przed Jaarheim. - No więc to właśnie na włościach Kepplerów był punkt zborny armii ostlandzkiej. Właśnie stąd ruszyli wprost by rozprawić się z tym padalcem. Na pamiątkę tego wydarzenia w herbie są te trzy piszczele. - tłumaczył im to po drodze ale wskazał jeszcze gdy przechodzili pod ową bramą i herbem Kepplerów.

Od tej bramy większy i starszy z młokosów posłał tego mniejszego i młodszego by śmignął po błocie do dworu i oznajmił przybycie gości. Wyprzedzenie przed samymi gośćmi bosy smyk mógł mieć niewielkie no ale z progu powitał ich majordom szlachcica pytając kogo ma zaanonsować zgodnie ze szlacheckim protokołem. Potem poprowadził całą grupę do pokoju ze stołem biesiadnym wtedy jeszcze pustym. Właściwie to zdążyli dopiero wejść gdy zjawił się sam gospodarz ubrany prawie na kislevską modłę w kontusz, z wielkim wąsem i szablą u pasa.

- Aaa! To są więc pogromcy tej poczwary! - przywitał się jowialnie ze swoimi gośćmi. Przez ostatnie dni pewnie go doszły słuchy o tym wyczynie no to całkiem zaskoczony nie był z tej wizyty. No ale jak już byli to Herr Keppler kazał nakryć do stołu no i też chciał usłyszeć historię jaka wiązała się z ubiciem rogatej poczwary. Zanim służba oporządziła ten obiad dla tylu osób to trochę czasu przy miodzie i winie minęło na tym opowiadaniu. A okazało się, że szlachcic jest zaciekawiony tą historią tak samo jak wieśniacy z jego wsi. Okazał się też słowny i gdy awanturnicy sprezentowali mu łeb o charakterystycznych, krwawych rogach on zrewanżował się wypłaceniem obiecanej nagrody. A nawet coś dorzucił od siebie.


---




Całkiem niedawno, całkiem niedaleko



~ A to niespodzianka. Przecież to bohaterzy z Kalkengard. ~ to było zaskakujące. Wzrok raczej odruchowo omiótł okolicę kierując się ku idącej drogą grupce. Zwłaszcza, że była to grupka zbrojnych. A to w naturalny sposób przykuwało uwagę. Nie wiadomo co taka uzbrojona swołocz sobie pod strzechą umyśli. A nóż użyć tej broni na kimś kto się akurat nawinie pod rękę?

Dlatego takie zaskakujące było odkrycie, że wśród tej kupy zbrojnej da się rozpoznać dwie sylwetki. Ostatni raz dały się obserwować właśnie przy Kalkengrad. A teraz tu. Jak to zabawnie bogowie te losy i drogi układają prawda? Oczy obserwowały przechodzącą obok grupkę. Było wątpliwe by z drogi dostrzeżono obserwującą ich postać. A postać zastanawiała się czy to jakoś zmienia jej plany. Obserwując idące błotnistą drogą sylwetki doszła do wniosku, że raczej nie. Przecież co innego było do zrobienia. Trzeba było trzymać się planu.

Ostatnie wydarzenia nieco namieszały w tych planach. Właściwie to nawet zawiesiły na włosku. Ale niejako udało się zawrócić stojąc już jedną nogą nad krawędzią otchłani. I teraz znów była nadzieja, że sprawy zaczną się prostować i wracać na przewidziane tory. Jakieś przybłędy nie będą psuć tych planów. Tak, plany był najważniejszy. I najszczytniejszy z możliwych. Udało się skompletować co trzeba i teraz tylko trzeba było to dostarczyć na miejsce. I liczyć, że reszta też wykona swoje zadania. A na razie czas było ruszać w drogę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline