Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2020, 23:41   #37
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 06 - Dzień 08 20:30

Czas: Dzień 08; 20:30
Miejsce: mesa
Skład: wszyscy



Wszyscy



Mesa znów przyciągnęła ściągnęła załogę jak ćmy do światła. Ciało miało swoje potrzeby więc i odczuwało łaknienie. Co swoją drogą po początkowych kłopotach z tym związanych wydawało się pozytywnym symptomem. Znak, że ta kriochemia już w większości opuściła ciała. I chociaż dalej będzie wykrywalna w próbkach laboratoryjnych przez całe miesiące to chyba większych kłopotów już nie powinna sprawić.

A łaknienie i tradycyjna pora kolacji stopniowo pozwalała skoncentrować załogę w jednym miejscu. Zwłaszcza dwoje załogantów którzy od rana karczowali dżunglę w ogrodzie miało apetyt. Zeeva i Jericho jedli ze smakiem aby uzupełnić utracone podczas walki z zielonym żywiołem kalorie.

- No to zrobiliśmy przejście. Można sobie przechodzić w ogrodzie na wylot. Ale te grządki to nie wiem ile z tym zejdzie. - rzucił Jericho jako komentarz do ich całodniowej harówy. Ale nie ukrywał dumy i zadowolenia z takiego wysiłku. Jak oczyścili przejście to zwolnił się dostęp do większość uszkodzonej czy zniszczonej aparatury. Przynajmniej od tych najcięższych przeszkód. Zostało to wszystko co można było traktować jak nową ściółkę jaka wyrosła na dawnej podłodze. Właściwie można było się z nią mocować aby wyrwać panele podłogowe i dostać się do tych wszystkich kabli, rur, czujników i przewodów jakie były pod spodem by je wymienić. No ale tam też był syf. Mieszanina gleby, próchnicy, trawy, korzeni, pnączy a po całym dniu karczowania także trocin i mniejszych gałązek sprawiała, że ta masa znacznie utrudniała dostanie się do tej instalacji i wymianę jej na nową.

A zamiast galaktycznych newsów można było sobie odpalić filmik jaki przesyłały sondy z okolic “Archimedesa”. Przez pół dnia, nawet jak co pół godziny transmisje pojawiały się i znikały to przesłały tego materiału całkiem sporo. Chociaż widoki nie były za bardzo budujące. Stacja kojarzyła się z kosmicznym wrakiem. Dziura tam, pęknięcie tu, przebicie jeszcze gdzie indziej a tam osmolenie. No nie wszędzie i zdarzały się i takie fragmenty które wyglądały na nieruszone no ale coraz mniejsze szanse były na spotkanie załogi stacji w jednym kawałku. No i do tej pory stacja w najmniejszym stopniu nie zareagowała na drużynę gości. Ani na pojawienie się w systemie, ani na zaparkowanie na orbicie prawie po sąsiedzku, ani na próby kontaktu szerokopsamowymi sygnałami ani wreszcie na dwie sondy jakie węszyły jej prawie pod nosem od pół dnia. Cisza. Żadnej reakcji poza monotonnym sygnałem respondera jaki skanery “Aurory” wykryły zaraz po wyjściu z blackout.



Vicente



Po przywróceniu do pracy mechanicznego ogrodnika Vicente zawędrował na mostek. Tam spędzał czas w towarzystwie Tony’ego chociaż raczej każdy z nich był skoncentrowany na swoim zadaniu. Informatyk próbował przeprowadzić za pomocą symulacji dochodzenie co się stało, że zastali “Archimedesa” w takim stanie. Zdawał sobie sprawę, że wyniki takich symulacji wielce zależą od wprowadzonych początkowych danych, uruchomienia takich a nie innych warunków symulacji no i od interpretacji otrzymanych wyników. Sytuacja zaś w jakiej się znalazł nie była pod tym względem idealna.

Głównie z powodu braku dokładnych danych o obiekcie jaki zamierzał poddać symulacji. Ale jednak kilka dni skanowania przez “Aurorę” i teraz jeszcze to co zaczynały zebrać i przesłać dwie sondy pozwoliło już zdobyć całkiem przybliżone dane. Dało się przede wszystkim ze sporą dokładnością oszacować wielkość i masę stacji, jej moment pędu i prędkości orbitalnej. Te dane szczątków jakie wokół niej krążyły to panowała zasada im coś było większe i cięższe i bliżej obiektu głównego tym lepiej załapało się na zeskanowanie.

Większość symulacji pokazywała dwojakie pochodzenie tych wszystkich dziur i wyrw jakie widać było odkąd tylko zaczęły przychodzić obrazy ze stacji. Część powstała od eksplozji wewnątrz stacji, coś rozerwało poszycie od środka. Ale część nosiła ślady przypaleń bronią energetyczną i fragmenty poszycia były rozdarte od zewnątrz jak od trafień rakietami. Wyglądało na to jakby “Archimedes” został zaatakowany. Zapewne przez pełnowymiarową jednostkę bojową wyposażoną w broń do niszczenia kosmicznych obiektów takich jak statki, stacje i podobne platformy orbitalne. Jeśli nie chodziło o wojskowy obiekt, ze wzmocnioną strukturą i pancerzem a “Archimedes” na taki nie wyglądał, to nawet nie trzeba było jakoś specjalnie dużej jednostki. Coś wielkości fregaty, niszczyciela czy lekkiego krążownika mogło walić jak w bęben ze swoich dział i rakiet w praktycznie bezbronny obiekt.

Z braku danych o wewnętrznej budowie stacji pochodzenie tych eksplozji wewnętrznych komputery już nie były takie pewne co to mogło znaczyć. Równie dobrze mogły to być eksplozje wtórne jakie nastąpiły po ataku z zewnątrz. A może i nastąpiły i przed. W zależności jakie dokładnie dane wprowadził i mechanizmy sobie uruchomił takie dane pokazywały. Więc równie dobrze zdewastowana stacja została ostrzelana z zewnątrz jak i atak z zewnątrz doprowadził do wtórnych eksplozji.

Natomiast o ile nawet na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że coś na tej stacji eksplodowało. Wiele razy. To niespodzianką była korelacja ruchu stacji, orbitujących wokół niej szczątków jak i ruch tego wszystkiego wokół Antares 99. Komputer wykazał brak pewnej ilości szczątków jakie powinny być wokół stacji i w pasie orbity. Być może chodziło o tą drobnice jaka umykała niezbyt dokładnym skanom frachtowca a sondy koncentrowały się na samej stacji i jej bezpośrednim otoczeniu marginalizując całą resztę. Wykazał też, że ruch wokół Antaresa 99 powinien trwać około 30 lat. Plus minus 5 lat w każdą stronę.

Więc gdy informatyk przyszedł do mesy na kolację miał zagwostkę czy to kwestia braku danych, ustawień samych mechanizmów symulacji czy chodziło jeszcze o coś innego. W końcu zmiana bazowych danych powodowała rozszerzający się lej wyników a już bazowe dane miał tylko szacunkowe.

---


Mecha 6:

Przeprowadzenie symulacji stacji: Kostnica > 2;
Haker 9 -2 = 7; rzut 2; 7-2=5; 5 suk > śr.suk

---




Tony



Gdy kapitan przyszedł na kolację do mesy miał podobne zagadnienie do rozwikłania. Planując wyprawę na inny obiekt kosmiczny miał dość niewiele pewnych danych. Właściwie to tylko odległość oraz prędkość i ładowność dropshipa. O tym co może ich czekać wewnątrz stacji tak naprawdę nie bardzo mieli pojęcie. Sondy przekazywały widok głównie od zewnątrz. No i tam gdzie przez te wyrwy mogły zajrzeć do środka. Wyglądało na to, że stacja porządnie oberwała. Chociaż rozłożenie zniszczeń nie było równomierne. Więc były fragmenty z wyprutymi eksplozją trzewiami co można było dostać się do środka a były i takie które wydawały się prawie całe. Jeśli grodzie i włazy zadziałały jak trzeba to kto wie? Może te sektory stacji jakie od zewnątrz wyglądały na całe wewnątrz też wyszły obronną ręką?

To, że responder wciąż działał dawało nadzieję, że jest tam coś co go napędza. A więc możliwe, że da się coś tam uruchomić. Chociaż sam responder mógł mieć niezależny napęd a jako, że nie wymagał zbyt wiele energii w porównaniu do reszty stacji napędzanej pewnie jakimś przedziałem reaktorów to mógł działać całe lata i dekady. Więc to też w tej chwili było niepewne.

No i jeszcze sam skład wyprawy eksploracyjnej na tą stację. Kto by miał tam lecieć? Ile osób? Co ze sobą zabrać? Co by mieli tam robić? Ile czasu przebywać? Dropship miał 2 miejsca w kabinie i 10 w ładowni. Więc mógł zmieścić całą załogę “Aurory”. No ale było coś za coś. Im więcej osób zabierał tym mniej mógł przewieźć ładunku. Nawet rola Chris nie wydawała się taka oczywista. Właściwie dropship mógł lecieć tak samo jak sondy, na automacie. Gdyby sytuacja była dość standardowa to automatyczny pilot powinien sobie poradzić, tak samo jak sondy sobie radziły. Gdyby zabrać Chris no to mogła zostać na pokładzie i być w pogotowiu czy rezerwowym członkiem wyprawy. Z drugiej strony była jedna SP co czyniło ją dobrego kandydata na rozpoznanie w niebezpiecznych warunkach. Nie potrzebowała tlenu więc mogła wykorzystać swoje plecy do niesienia czegoś innego niż butla z tlenem jak reszta załogi czy przecisnąć się tam gdzie inni właśnie musieliby zdjąć butle. No ale gdyby ją stracili straciliby też jedynego pilota dropshipa jakiego mieli. No i mogła zostać na “Aurorze.”

Dobór reszty załogi też nie był taki prosty. Gdyby doszło do walki to najlepsze referencje mieli Zeeva i Ryan. Gdyby trzeba było coś naprawić no to Alice. Jakby trzeba było podziałać coś z komputerami i robotami to Vicente. Jericho miał doświadczenie surwiwalowe więc gdyby mieli spędzić dłuższy czas w ciężkich warunkach to mogło się to okazać przydatne. Tak samo gdyby kogoś trzeba było łatać to najlepsze w te klocki był Seth. A gdyby dostali się do sterówki stacji i tam by coś jeszcze działało to swoje pięć minut mogła mieć Agnes. Problem był taki, że w swoich dość skromnych szeregach mieli specjalistę na większość standardowych i mniej standardowych okazji. No ale te specjalności praktycznie się nie dublowały więc gdy trzeba było wybrać zespół trzeba było to zrobić umiejętnie. Zwłaszcza przy tylu niewiadomych.

Sam dropship też mieli tylko jeden. Więc gdyby coś się stało powrót na statek stałby się mocno problematyczny. Chyba, że na samej stacji by się coś znalazło. Na razie sondy nic takiego nie wykryły. Ale kto wie co było w trzewiach stacji. Może w jakichś hangarach coś by się znalazło? A jak tak to w jakim stanie? Z zapasami podobnie. Co i ile zabrać? Zapasowe butle z tlenem, broń, amunicja, zapasowe skafandry, piły, nożyce i palniki do wycinania przejścia, zapasowe generatory, prowiant, latarki, liny, flary… Wszystko wydawało się potrzebne. Zwłaszcza jakby mieli tam utknąć na dłużej. Ale wszystko zajmowało ograniczoną przestrzeń. Dość szybko w swoich kalkulacjach można było dojść do wniosku, że gdyby zabrać pełną listę rzeczy jakie mogą się przydać to by potrzeba było ze dwóch czy trzech dropshipów. A im więcej osób poleci tym mniej ładowni zostaje na zapasy a im więcej poleci tym trzeba było im zapewnić więcej zapasów.

No i łączność. Przez ten ruch orbitalny co pół godziny następowała dziura informacyjna. Między “Archimedesem” a “Aurorą” znajdował się wówczas księżyc gazowego giganta który blokował bezpośrednią łączność między nimi. Więc nie było mowy o żadnym wezwaniu pomocy z frachtowca. Zresztą jeśli by zabrali jedyny dropship to ta pomoc i tak stałaby pod znakiem zapytania. No chyba, że akurat dropship byłby cały i z pomocą Chris czy automatu wróciłby na “Aurorę”, załadował kogo i co trzeba a potem wrócił. Sama podróż zajęłaby ok 2-3 godzin. Plus samo pakowanie się na pokład dropshipa. No chyba, żeby Agnes skróciła odległość między stacją a statkiem. No to wtedy ta trasa stacja - frachtowiec byłaby odpowiednio krótsza. Ale sam znał powody dla jakich polecił jej by weszła na tą a nie inną orbitę.

Łączność mogła być problematyczna także lokalnie, już na samej stacji. Gdy wszystko działało to indywidualne holo, komunikatory czy lokalizatory łączyły się z odbiornikami wbudowanymi w każdy segment statku czy stacji i przesyłały sygnał dalej dając złudzenie natychmiastowego połączenia. Ale gdy te odbiorniki były zniszczone, uszkodzone czy choćby pozbawione energii wówczas zostawały tylko te indywidualne komunikatory wszelkiej maści. A te miały mocno ograniczony zasięg. Te wszystkie ściany, pokłady, grodzie z plastali mocno ograniczały sygnał. Jak bardzo to zależało od “gęstości” terenu. Im mniej takich przeszkód tym bardziej przypominało to otwarty teren i zasięg się zwiększał a in mniejsze i więcej takich ścianek i pokładów to na odwrót. Ale było prawie pewne, że indywidualne komunikatory nie starczą na całą stację wielkości “Archimedesa”. Na połowę raczej też nie. Co więcej gdyby się oddalić od dropshipa na odpowiednią odległość to straciliby najpierw możliwość nadawania na ich taksówkę a potem i odbioru. Prom miał silniejszy nadajnik niż te indywidualne więc lepiej się sprawdzał w tej roli ale też miał swoje ograniczenia. No chyba, żeby te przekaźniki danych na “Archimedesie” działały. Albo dało się je uruchomić. Wówczas ten problem znikał i można było się łączyć przez działające pokłady i sektory tak jak na “Aurorze”.

No tak, Tony gdy siadał do kolacji w mesie miał całkiem sporo rzeczy do przemyślenia i przegadania ze swoją załogą.



Seth i Agnes



Gdy Agnes zaprowadziła Seth do laboratorium to mogli się skoncentrować na badaniu chemikaliów które powinny wytruć co potrzeba. W tym duecie dość szybko dało się poznać, że główną rozgrywającą jest nawigator z biolgicznym zacięciem. Nie tylko od swojej rekrutacji do załogi “Aurory” przejawiała zainteresowania ogrodem ale i miała ku temu odpowiednie wykształcenie. A badanie próbek roślinnych i czynników na nie wpływające mogła traktować dość rutynowo, nie robiła przecież tego ani pierwszy, ani drugi raz. A jednak chociaż dla seth biologia była jednym z przedmiotów ogólnych na studiach medycznych to jednak praca z mikroskopem nie była jej obca. A część chemii pokrywała się z tymi substancjami jakie “przewijały się” w medycynie skoncentrowanej na homo sapiens.

Póki więc aprobowali ten podział ról na głównego rozgrywającego i skrzydłowego to nawet sprawnie im ta praca szła. Agnes zyskała pojętnego asystenta który znacznie przyśpieszał i ułatwiał jej badania a Seth osobę prowadzącą jaka przeprowadziła go przez te badania mówiąc co, jak i dlaczego ma badać. No i co prawdopodobnie w praktyce oznacza taki a nie inny wynik danego badania.

Gdy oboje wrócili na kolację właściwie to mieli już opracowaną metodę co, jak i gdzie podać w ogrodzie aby zadziałało a jednocześnie nie wytruło wszystkiego co żyje. Najprostsze wydawało się użyć Green Killera. Środek chemiczny do zwalczania chlorofilu. Uszkadzał i niszczył wszystkie miękkie i zielone części roślin. Ale miał słabą przenikalność przez zdrewniałe części roślin. Co powinno sprawić, że wszelkie trawy, liście i młode pędy uschnął ale już coś co miało zdrewniałą łodygę wielkości palca powinno wyjść bez większego szwanku. Początkowo oczywiście potraktowany taką chemią ogród przypominałby las późną jesienią - same kikuty bez liści i ziemia pełna uschniętego zielska. Ale jak korzenie i wnętrze zdrewniałych roślin powinny być nietknięte to szybko wszystko powinno się odradzać. W ten sposób można by właściwie potraktować cały ogród. A najłatwiej by było podać to do instalacji by rozpyliły ten Green Killer jak deszcz. No ale instalacje jeszcze nie działały więc można było przejść się z butlą i spryskiwaczem. A nawet zamontować taki zestaw do oprysków na automatycznego ogrodnika. Takie rozwiązanie wydawało się najszybsze pod względem czasu przygotowania i spodziewanych efektów.

Jeśli chodziło o to wszystko co wrosło i wyrosło na podłodze jeszcze szybszy efekt mógłby przynieść środek przeczyszczający używany zwykle do czyszczenia instalacji. I nadal można było go użyć do tego samego celu w ten sam sposób tylko w znacznie większym stężeniu. Wówczas zadziałałby podobnie jak kwas. Przeżarłby to całe zielsko i ziemię na popiół. Co prawda takie stężenie mogło zaszkodzić delikatniejszym elementom instalacji no ale z tej instalacji w tej chwili niewiele zostało. I tak trzeba było ją wymienić na nową. Jakby po kolacji spryskać podłogę tym środkiem to do rana powinien zostać sam popiół. Wtedy od rana można by zacząć wymieniać tą instalację na nową. Środek był dość lepki i ciężki więc ulatniał się relatywnie słabo. Jakby przykryć tą podłogę jakimiś płachtami to przenikanie tego środka do reszty środowiska powinno być marginalne.

No i były jeszcze feromony. Biologia posługiwała się wieloma środkami komunikacji które dla antropocentryzmu ludzi często były abstrakcyjne jakby chodziło o istoty z kosmosu. Jedną z nich były receptory chemiczne które reagowały na odpowiednie feromony. Można było w ogrodzie rozpylić odpowiednie feromony, kompletnie niewyczuwalne dla człowieka i dla niego nieszkodliwe. Te związki chemiczne niosły informacje o niekorzystnych warunkach jak choćby zbliżającej się zimie czy suszy. Tak jakby roślina otrzymała taką wiadomość od bratniej rośliny a nie ze sztucznie wyprodukowanego środka. Po takiej informacji roślina zaczynała się przygotowywać do tych ciężkich warunków. Przestawała wydawać nowe pędy, owoce, liście a metabolizm był hamowany czasem wręcz przechodząc w letarg. Ten który w słojach drzew objawiał się jako ciemna barwa. Tylko te feromony Agnes musiałaby wyprodukować co by jej zabrało pół albo cały dzień. No i nic nie zadziałałyby takie chemikalia na rośliny jakie już wyrosły po prostu zahamowały by dalszy rozrost. Dla ludzi i ludzkiej skali czasu liczonej w godzinach i dniach taki efekt byłby najmniej odczuwalny ale dla ekosystemu ogrodu najmniej inwazyjny.

Do kolacji na resztę zaplanowanych badań nie bardzo starczyło im czasu. Dość proste okazało się sprawdzenie listy oryginalnych roślin. Ba! Nawet mogli zobaczyć na ogrodowych kamerach jak to wyglądało ładnie i porządnie gdy wylatywali z Pegasusa. Ładnie. Jak taki miniaturowy park pod szklarnią. Akurat by zaczerpnąć świeżego oddechu wśród wypielęgnowanej roślinności. Spokojnie można było wejść między te krzaki i drzewa by się nimi nacieszyć. Więc listę Agnes mogła podać od ręki co gdzie powinno rosnąć a nawet pokazać delikwenta na ekranie jak to wyglądało wcześniej.

Teraz zaś ani kamery ani czujniki w ogrodzie nie działały więc musieli bazować na własnej pamięci. I na filmikach zrobionych przez drony Vicente. I jak się przypatrzyć ekranom to sporo roślin, zwłaszcza tych większych nadal dało się rozpoznać. Zwłaszcza Agnes było łatwiej rozpoznać co jest gdzie i co chociaż wyglądało to wszystko jak bardzo zdziczała wersja tego co było na Pegasusie.

Natomiast nadal nie mieli większości próbek. Gdy po obiedzie opuszczali ogród to prace tam trwały no i teraz Jericho mówił, że oczyścili główne ścieżki. Ale próbki jakie do południa zebrali ze sobą do laboratorium były tylko częścią tej roślinności jaka rosła obecnie w ogrodzie. Do większości z nich nadal nie było dostępu. No ale jak teraz były oczyszczone te główne przejścia na tyle by zebrać więcej próbek. Chociaż te co mieli pod mikroskopem wykazywały pewien stopień zmian w porównaniu do oryginałów jakie komputer miał w pamięci. Niemniej do kolacji byli skoncentrowani na tym szukaniu rozwiązania jakich środków użyć by wesprzeć prace ogrodnicze i na co innego nie starczyło im czasu.


---


Mecha 6:

Dobór pestycydów do ogrodu: Kostnica > 2
Biologia 5 +2 +2 = 9; rzut 2; 9-2=7; 7 suk > du.suk

---




Ryan



Po obiedzie zawodowy ochroniarz darował sobie ciąg dalszy prac w ogrodzie. Zwłaszcza jak Vicente niejako dostarczył zastępstwo w postaci mechanicznego ogrodnika z pełnokalibrową piłą do wycinki. Więc Jericho i Zeeva którzy po obiedzie znów ubrali się w skafandry i wrócili do pracy nie powinni odczuć jakiegoś ubytku sił w starciu z dziką zielenią.

Wziął ręczny detektor i zaczął kosmiczną turystykę po różnych zakamarkach “Aurory”. Dość szybko uporał się z przedziałem załogowym. Głównie dlatego, że w porównaniu do pozostałej kubatury frachtowca to zajmował dość niewielką część. A jednak też był najbardziej “poszatkowany” różnymi grodziami, ścianami i pokładami dzieląc się na całą serię mniejszych pomieszczeń które w porównaniu z każdą z przepastnych ładowni była wręcz mikroskopijna. Ale gdy chciało się obejść chociaż większość z nich to jednak też trochę czasu zajmowało.

Na szczęście w przedziale załogowym detektor nie wykazał mu żadnych sensacji. Nie było to dziwne. Większość czujników statku działała więc gdyby gdzieś nastąpił wyciek niebezpiecznych substancji to powinny to wyryć. No ale takie niezależny próbnik nie sprzęgnięty z resztą sieci mógł pokazać niezależny wynik na wypadek gdyby z tą siecią coś było nie tak albo nie sięgała do jakiegoś zakamarka. Ale w przedziale załogowym nic takiego nie znalazł. Detektor miarowo trzeszczał i pokazywał różne skoki fal na wyświetlaczu ale wszystko mieściło się sporo poniżej dopuszczalnej normy. Chociaż przy samym ogrodzie górne skoki tych fal najbardziej z całego przedziału załogowego zbliżyły się do tych dolnych granic bezpieczeństwa no ale dalej nie było to nic groźnego. Wszystko mieściło się w granicach bezpieczeństwa i nie było powodu do alarmu czy niepokoju.

Zostało mu więc ubrań skafander próżniowy, założyć plecak z tlenem i zacząć zwiedzać przepastne wnętrze roboczej części frachtowca. Całe hektary bezludnej przestrzeni. Ciarki mogły przejść gdy się szło samemu przez te wszystkie korytarze i sale. Nie wszędzie działało światło, nie wszystkie drzwi się otwierały albo otwierały się z trudem. Czasem coś unosiło się w przestrzeni jakby ktoś rozpruł worek mąki albo były ślady dawnych zacieków. Tam i tu walały się porzucone śmieci. Od nie wiadomo jak dawno się tu znajdowały.

W pewnym momencie z zaskoczeniem odkrył ludzką sylwetkę na tym bezludnym terenie. Okazało się, że sylwetka w podobnym do niego próżniowym skafandrze to Alice. Coś naprawiała w tych odludnych rejonach statku. Po tym niespodziewanym spotkaniu Ryan ruszył dalej sprawdzając poziom promieniowania. Do kolacji zdążył przejść większość korytarzy i przestrzeni pomiędzy ładowniami no i przedział silnikowy.

Właściwie to wszędzie było podobnie. Czyli raczej bezpiecznie i to ze sporym marginesem bezpieczeństwa. Nawet w przedziale silnikowym, przy samym przedziale reaktora i magazynie prętów uranowych detektor nie przejawił większej aktywności. Co oznaczało, że pomieszczenia są szczelne i nie nastąpił żaden wyciek radiacji. A to co było wewnątrz nie wydostało się na przylegające do reaktora przedziały. Jak mógł spojrzeć w panel to sam magazyn prętów, ten na zużyte pręty i reaktor wykazywały podwyższony poziom promieniowania no ale w tym miejscu to nie było dziwne.

Jeśli więc ktoś przeniósłby owe pręty gdzie indziej to musiałby je przenieść w hermetycznym pojemniku. Tak, że promieniowanie nie pozostawiło po sobie śladu wykrywalnego przez detektory. Bo same pręty pewnie można by wrzucić do którejś z ładowni i jakby je zakopać w rudzie no to czujniki wewnątrz ładowni mogłyby tego nie wykryć. Ale samo zakopanie prętów w rudzie też było samo w sobie wyzwaniem. No chyba, że ktoś po prostu otworzył właz załadunkowy i wyładował kontenery otulające pręty w kosmos. Samo otworzenie włazu mogło wypuścić napromieniowane powietrze ale nie kontenery z prętami zamontowane w swoich stojakach. A same stojaki nadal były na miejscu. Tylko już bez prętów. Ryan nie miał takiego przeszkolenia jak Jericho czy Alice by zdawać sobie sprawę jak możliwe jest załadowanie czy wyładowanie takich prętów no ale właz załadunkowy wydawał się jedną z dwóch dróg jaką można było pozbyć się prętów bez pozostawienia detekcyjnych śladów na reszcie statków. Drugim był podajnik reaktora czyli zużycie ich zgodnie z instrukcją i przeznaczeniem.

Wrócił więc z samej rufy frachtowca do przedziału załogowego a potem do mesy w sam raz by załapać się na porę kolacji. Jeśli chciałby sprawdzić detektorem resztę statku to już raczej dnia kolejnego. I zostały mu do sprawdzenia ładownie.



Alice



Na koniec roboczego dnia wytatuowana inżynier pokładowa też wróciła do mesy. Co jak co ale żołądek domagał się swoich praw. A posiłki okazały się okazją do powrotu między ludzi z tego istnego wygnania na jakie skazały ją obowiązki służbowe. Gdy kapitan nie przydzielił jej żadnych nowych zadań musiała przydzielić je sobie sama. Dropship i sondy były sprawne i gotowe do startu a to przy wyprawie eksploracyjnej na “Archimedesa” wydawało się priorytetem. Żadnych poważnych awarii ani system ani reszta załogi nie zgłaszali więc zostało jej się wziąć za te mniej istotne naprawy które w swojej masie mogły być jednak upierdliwe a przy jakimś pechowym splocie okoliczności nawet niebezpieczne.

Z rana po śniadaniu prawie od ręki naprawiła trzecie z zablokowanych drzwi ogrodu do jakich wezwała ją Chris. Wystarczyło posmarować tu, przetrzeć tam, wymienić kawałek obwodu i nagle drzwi chodziły jak nowe. W podziękowaniu za tą pomoc dostała złoty uśmiech od ich pokładowej blondynki i drinka dla ochłody jakiego przyniosły z Agnes dla pracujących w ogrodzie.

Resztę przedziału załogowego sprawdziła do obiadu. Sama drobnica. Tam jakiś przeciek, tu wymienić światło albo czujnik. Z tą instalacją w ogrodzie szykowała się grubsza sprawa no ale póki tam trwało sieczenie i rąbanie nie bardzo było jak się za to zabrać. Dopiero gdy oczyszczą drogę to miałaby pole do popisu. No a jak się dowiedziała przy kolacji widocznie na koniec dnia droga została oczyszczona. No ale to dopiero przy kolacji wyszło.

A po obiedzie Alice czekało zmierzyć się z pracami w kombinezonie próżniowym w bezludnych przedziałach frachtowca. Bo skoro przedział załogowy został właściwie ogarnięty ręką speca to czas był się zabrać za całą resztę. A tej reszty było od cholery. Przeglądając listę zgłoszonych awarii na holo to tej drobnicy było od cholery. W pojedynkę to by pewnie i tydzień, dwa czy trzy mogła przy tym chodzić gdyby miała to doprowadzić do standardu zgodnego z BHP.

Przestrzenie poza przedziałem załogowym nie były przystosowane do tego by ludzie tu przebywali więcej niż jakaś kontrola od czasu do czasu. I to dało się odczuć. Korytarze, drzwi i cała reszta. Wszystko pod ludzkie wymiary. A wszystko bez żadnego człowieka. Wyglądało jakby lata minęły odkąd ktoś tędy przeszedł. I Alice zdawała sobie sprawę, że na innych jednostkach też to zwykle tak wygląda. Po prostu normalnie nikt się tutaj nie pętał skoro nie było takiej potrzeby a wszystko co niezbędne do życia było w przedziale załogowym. No chyba, że właśnie było się inżynierem pokładowym podczas pełnienia obowiązków służbowych.

Większość napraw była prosta, wystarczyło trochę wprawnej ręki, wymienić uszkodzony element na nowy. Więcej czasu zeszło jej z instalacją cieplną ładowni 1. Coś tam się ostro schrzaniło i komputer po prostu odciął cały sektor tych przewodów. Samą łądownie można było ogrzewać pozostałymi pięcioma ścianami no ale efektywność znacząco spadła. A było to o tyle istotne, że w 1-ce w przeciwieństwie do rud i gazu jakie były w pozostałych ładowniach był sprzęt różny popakowany w kontenery no i mógł być bardziej wrażliwy na te różnice temperatur. Na razie bez tej jednej ściany instalacja od termoregulacji sobie radziła całkiem nieźle no ale jeśli tego się nie zrobi to mogło dojść do kolejnych komplikacji. I to już wymagało większej uwagi, czasu i badania.

Gdzieś na tym etapie spotkała Ryana który sprawdzał korytarze detektorem promieniowania. I do czasu aż potem odwiedziła ją Chris to do kolacji więcej ludzi nie spotkała. - Cześć. Nie przeszkadzam? Przyszłam zobaczyć czy wszystko w porządku. Mam kanapki jakbyś miała ochotę. I termos. - blondynka w próżniowym skafandrze chociaż bez tlenowego plecaka zaproponowała zawartość hermetycznego pojemnika jaki miała przyczepiony do pasa.

A Alice radziła sobie do tego czasu całkiem nieźle. Rozgrzebała co się dało w tej instalacji a przy okazji założyła swoją bazę w monterskiej kanciapie. Taka niewielka klitka będąca oazą normalności. I jednoczenie schron na wypadek awarii. Było tu powietrze chociaż z zapasowych butli a nie podpięte pod spż. Można było więc oddychać bez skafandra. Ogrzewanie dało się włączyć więc po kwadransie mogło się zrobić całkiem ciepło. No i tam odnalazła kolejną cheerleaderkę - nimfomankę. Tym razem Nikky, miss listopada. Dziewczyna była dobrana idealnie do pomieszczenia zwykle używanego przez obsługę techniczną. Bo wyglądała na dobrze ubraną dziewczynę z dobrego domu której zepsuł się samochód. Dlatego potrzebowała pomocy. Niestety była taką gapą, że kartę kredytową zostawiła w samochodzie. Niemniej bardzo, bardzo… bardzo jej zależało by mogła ruszyć w dalszą drogę. No i dlatego była gotowa bardzo, bardzo… bardzo się odwdzięczyć komuś kto by jej pomógł. Przy ostatnim “bardzo” pozę i minkę miała bardzo apetyczną, że aż serce się krajało by nie pomóc Nikky gdy tak słodko prosiła a do zaoferowania miała tylko swoje wdzięki.

Do kolacji udało się Alice zlokalizować problem. Cały fragment rur szlag trafił. Część dało się załatać wpuszczając środek samouszczelniający. Ale ten najgorszy kawałek to trzeba było pobrać fragment rury z magazynu i wymienić. To już zostało na jutro. Ale dla jednej osoby to się szykowała niezła harówka więc przydałaby się chociaż jedna para rąk do pomocy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline