Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2020, 21:55   #24
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rogacz znak dał gestem Donośnemu, że pora się wycofać do trzonu ich grupy, by nie ryzykować przedwczesnego wykrycia przez bestię.
Imhar skinął porozumiewawczo głową i wzrokiem pokazał, aby Cadoc ruszył pierwszy.


Nie minęło wiele czasu a dołączyli do obu drużyn.
- Śnieżny troll - Rogacz potwierdził wcześniejsze przypuszczenia, po czym ułamał jakąś gałązkę i na ziemi naszkicował jar w jakim stwór biesiadował tłumacząc kolejne elementy - I coś jeszcze. Te głosy. Też je tam usłyszałem. Jakby to co je szepcze było tam bliżej.
To ostatnie Rogacz powiedział chyba niechętnie ze zmarszczonymi brwiami i z wyraźnym rozdrażnieniem.
- Jeśli nie czekamy na jego wyjście na łowy, to nie widzę lepszego pomysłu nad ten Imhara. Przyda się jednak ogień. I światło jakie daje.
- Tu jest coś lub któregoś jeszcze - szepnęła Uzdrowicielka. - O obserwuje nas stamtąd - delikatnym ruchem głowy wskazała kierunek.
Mężczyzna spojrzał w kierunku przeciwnym do wskazanego. Potem w innym, we właściwym i znowu innym.
- Ja i ty pani Eiliandis. Wrócimy w stronę obozowiska i koni. Na pozór. Za półsta kroków jednak staniemy i zakradniemy się do podglądacza.
Córka Eadwearda zdusiła pomruk zdziwienia skacząc wzrokiem między Rogaczem, jakimiś punktem za nim, a wyjściem z wąwozu.
- Jesteś pewien? - Zapytała.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym potwierdził.
- Nie.
Kobieta uniosła tylko prawą brew w lekkim zdziwieniu.
- Skoro tak, to idziemy - powiedziała. - Ufam, że to przemyślana decyzja.

Uszli kilkaset jardow. Zbliżyli się do miejsca gdzie odział podjął decyzje dogonienia zwiadowców.

Z naprzeciwka zza drzew wybiegły postacie z mieczami i włóczniami. W bladym świetle pochodni zanim Cadoc i Eiliandis dostrzegli kim była grupa zbrojnych, znajomy głos nie wymagał przedstawienia.

- Dobra robota przyjaciele! - krzyczał donośnie Ulfur. - Wytropiliście dunlandzkie bestie! I to mały krok przede mną! Musicie być wielce dumni, żeście uprzedzili Ulfura do jego zdobyczy! Ale dołączcie do nas teraz i zgładźmy te brudne, kudłate dzikusy tu i teraz! Zemsta dla Eorlingów!
Oddział Rohirrimów z bronią ruszył w głąb wąwozu.
- Bestię a i owszem. Wytropiliśmy. Wcześniej idąc śladami jej żeru. Szkoda, że tam nie było was, przyjaciele, by pomóc w pochówku - Eiliandis rzekła z pewnym przekąsem. - A czy ona z Dunlandu tu przywędrowała? - Rozłożyła ręce w geście bezradność. - Jeśli język śnieżnych trolli wam znany, to możecie o to zapytać.
- Dunlendingi są z Trollem! - zawołał Ulfur do kompanów. - Pomścimy Eorlingów!
- Aye!
Z większym wigorem ruszyli wszyscy biegiem mijając ich.

Rogacz poczuł nagle gdzieś na wysokości włosów na karku, że to nie może skończyć się dobrze. Ulfurowym zajedno było czy wróg był z trollem, czy bez.
- A od kiedy to - zawołał za biegnącymi starając się tonowi swemu nadać ton na równi zimny, co urągający - lud Eorlinga, atakuje jako zbójcy!? Tchórzliwie znienacka, z gęstwy wyskakuje? Jeńców jako orctwo górskie nie bierze?
- Śmierć Dunlendingom! Łby do Edoras weźmiemy! - odkrzyknął jeden z Rohirrimów.

Ulfur przystanął, odwrócił się i mieczem wycelował w Cadoca.
- Waż słowa czarnowłosy! - odkrzyknął pogardliwie. - Tchórzostwa nie zarzucaj do walki gotowym kiedy widać lęk cię obleciał aby z nami karę wymierzyć mordercom! - prychnął.
Obrócił się i pognał z wszystkimi.

- Nie dość, że tchórzliwe to i jeszcze głupio! - Rzuciła głośno Uzdrowicielka za przywódcą bandy.
- Tchórzostwa?! - zawołał za nim Cadoc raz jeszcze próbując słowem zatrzymać Rohirrima - Zwę cię Ulfurze eorlińskim zaprzańcem! Robiącym pod siebie synem słomowłosej suki i najgłupszego, zawszonego koniojebcy! Plwam na twój łajna warty miecz szarpidrucie chędożony!
Eiliandis z wyraźnym uznaniem w oczach pokiwała głową słysząc słowa Rogacza, bo ten nie przebierał w słowach wytykając zaślepionemu przez prefidne podszepty Ulfurowi

Ulfur zwolnił, zatrzymał się i dłuższą chwilę stał odwrócony plecami do rzucającego przekleństwa. Jego ludzie również przestali biec i spode łbów złowrogo mierząc Rogacza i Eiliandis czekali na decyzję lidera. Ulfur poniósł dłoń z pochodnią jakby uciszał muzykę, czym ostudził gotowość towarzyszy do nagłej zmiany kierunku szarży.
Najemnik powoli odwrócił się i bez słowa zaczął iść powoli ku cudzoziemcom z lekko przekrzywioną na bok głową. Czubkiem miecza rysował igliwie, jakby dla zabawy i tylko oczy, z których ciskał stalowe błyskawice rosnącej furii kontrastowały ze spokojną twarzą.

- Piejesz jak dunlandzki kurejek. - Ulfur rzekł melodyjnym głosem, niemal wesoło. - Zdechniesz jak wściekła świnia, którą trzeba zarżnąć. - wybrzmiała w dźwięcznych słowach solenna obietnica.

Rogacz błysnął swoimi zębami w odpowiedzi na słowa Ulfura. Po czym odezwał się cicho Gondoryjki.
- Biegnij pani Eiliandis. Biegnij ile sił. Do koni. Już!!!
Sam zamierzał biec za nią. Jeśli szczęście ich nie opuści, dobiegną do wierzchowców. Jeśli będzie im sprzyjać, znajdą te ulfurowych, które krzykiem i smaganiem wypędzą wąwozu.
Dwa razy powtarzać Uzdrowicielce nie trzeba było. Mając świadomość co tu się kryła i co podsycało w nieświadomych a podatnych na to najemnikach Eiliandis chwyciła rąbek sukni, unosząc ją tym samym dość wysoko by w biegu nie przeszkadzała. Odsłoniła tym samym sporą część odzianej w wzorzyste, dziergane pończochy łydki i puściła się biegiem przed siebie mając nadzieję, że zdołają umknąć rozjuszonym ulfurowym.

Dziewczyna poczuła na sobie to spojrzenie, identyczne wrażenie jak poprzednio i tym razem była pewna, że ktoś stał na jednej z gałęzi drzewa.
Widział jak Uzdrowicielka pomknęła, on wystartował drugi lecz po kilkudziesięciu jardach potknął się i stracił równowagę.
Dziewczyna wyrwała jak rącza łania a biegnąc w stronę wąwozu widziała, że ktokolwiek stoi na drzewie ma albo łuk lub włócznię i jest gotowy do ataku, puszczenia strzały lub ciśnięcia drzewca. Mierzy w kierunku ludzi. Zdała sobie sprawę, że nikt jej nie goni, a Rogacz został w tyle i jest okrążony przez wszystkich najemników.
Po przebiegnięciu kilkudziesięciu jardów Cadoc znalazł się otoczony Rohirrimami, Ulfur szedł ku niemu jako jedyny, który nie biegł za nimi.

- Opamiętajcie się wszyscy! - Krzyknęła Eiliandis przystając gdy zorientowała się że jej czarnowłosy towarzysz wpadł w nieprzewidziane tarapaty. - To miejsce źle działa na wszystkich! A Ty złaź z tego drzewa! - zwróciła się do ukrytego w koronach osobnika.

Rogacz zarył. Nawet nie klasycznie o korzeń, czy złośliwie pnące się zielska. Nie. Na równej ziemi pośliznął się w błocie. Albo na szyszkę nadepnął. Jak ostatni smard.
Splunął błotem i igliwiem i zaśmiał się do tego nikczemnego chichotu losu. A potem podniósł się na kolana i wbił trzonek pochodni w rozmokłą ziemię zatykając ją w miejscu. I wstał gotowy na to co los zgotuje.
- Umykaj ci rzekłem kobieto! - odkrzyknął do Eiliandis patrząc jednak bez strachu w oblicze Ulfura. Czy bał się umrzeć? Jasne. Ale nie znaczyło to, że miał się kulić. Przywołał więc w sobie pielęgnowaną nienawiść do koniarzy i obiecał sobie nie prosić durni o łaskę - To co będzie panienki? - warknął - Wszystkie na raz? Przy śpiewanku? Czy może, który chce spróbować sił?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem