Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2020, 21:55   #23
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
2/18

W. Włodarkiewicz - Lwów 1939


Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2007
Ilość stron: 237
ISBN: 978-83-11-10791-5

Robię się monotematyczny. Kolejna książka o polskim wrześniu od Bellony. Ale do rzeczy.

Pierwszy raz od dawna nie mam się o co przyczepić. Książka napisana rzeczowo, przystępnym językiem, wyzbywa się błędów merytorycznych (a przynajmniej ja takich nie zaobserwowałem) jak i literówek. Do każdej informacji dodany przypis ze źródłem (w ogóle potężna bibliografia stoi za tym dość cienkim przecież opracowaniem). Od strony technicznej wszystko na najwyższym poziomie.

Jeśli zaś idzie o treść to książka traktuje nie tylko o samej obronie Lwowa, ale o całej sytuacji strategicznej w południowo-wschodniej Polsce, oczywiście przez pryzmat walki o to najważniejsze miasto tamtego rejonu. Dlatego mamy opisane walki w Karpatach, boje 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej i grupy wojsk generała Sosnkowskiego, a także inwazję Armii Czerwonej na Małopolskę Wschodnią. Wszystko to jest bardzo dobrze posegregowane tematycznie, więc niełatwo jest się pogubić. Do tego na końcu każdego rozdziału mamy krótkie podsumowanie treści w nim zawartych, a na końcu książki podsumowanie całego tematu.

Oczywiście tak krótkie opracowanie nie wyczerpuje zagadnienia, raczej traktuje je po łebkach, ale pamiętać należy, że seria Historyczne bitwy pisana jest dla szerszej publiki i celem książki jest raczej zapoznanie czytelnika z tematem, a nie rozpatrywanie wszystkich, najdrobniejszych szczegółów. I jako książkę popularno-naukową to dzieło oceniam. Stąd taka, a nie inna ocena. Polecam wszystkim.


Ocena: 10/10


3/18

A. Freed - Alphabet Squadron


Wydawnictwo: Del Rey
Data wydania: 2019
Ilość stron: 365
ISBN: 9781984819963

Jak nietrudno zauważyć, książka spod znaku Star Wars. Niewydana dotąd w Polsce i chyba na razie się na to nie zanosi, niemniej skusiła mnie. Chociaż sama okładka niezbyt ciekawa, ale podobno nie ocenia się po niej książki, prawda?

A no właśnie. Mnie skusiło nazwisko autora, którego książkę spod tego samego znaku miałem już okazję czytać (Star Wars Battlefront: Kompania Zmierzch) i która bardzo mi się podobała. Autor ten ma bowiem prawdziwy talent do opisywania wojskowej rzeczywistości w tym słynnym uniwersum. Rzeczywistości, która tak bardzo różni się od tego co widzimy w filmach. Rzeczywistości, która wcale nie jest taka różowa i nawet kolejne zwycięstwa wcale nie oznaczają poprawy sytuacji.

Ale do rzeczy. W swojej pierwszej książce autor skupia się na wojskach lądowych. Teraz, jak nietrudno zgadnąć po tytule, na kosmicznych. Tytułowy Alphabet Squadron to niewielka jednostka myśliwców, składająca się z naprawdę przeróżnych indywidualności, której powstanie śledzimy na kartach książki. Skąd jego osobliwa nazwa, bardziej oddani fani SW powinni z łatwością odgadnąć (zresztą sugeruje to nawet okładka), a pozostałym nie chcę zanadto zdradzać fabuły.

Akcja opowieści przenosi nas w czasy po bitwie o Endor, czyli po filmowym epizodzie VI - Powrocie Jedi. Druga Gwiazda Śmierci została już zniszczona, Imperator nie żyje, miejsce Rebelii zajęła Nowa Republika, a resztki Imperium walają się po galaktyce, stopniowo niszczone przez swoich wrogów. Lecz pojawia się zagrożenie w postaci 204-ego Skrzydła Myśliwskiego zwanego Shadow Wing. Imperialnej jednostki tak skutecznej, że zainteresował się nią wywiad Nowej Republiki. Ktoś musi unicestwić to zagrożenie...

Bohaterów opowieści jest kilku, albowiem wydarzenia śledzimy z perspektywy większości członków tytułowej eskadry, a od czasu do czasu nawet kilku postaci pobocznych (m.in. postaci z jednego z seriali animowanych, ale nie zdradzę o kogo chodzi). Z pewnym smutkiem stwierdziłem, że wbrew pierwszemu wrażeniu, są to postaci dość sztampowe, schematyczne i w pewnym stopniu przewidywalne. Właściwie gdyby nie postać porucznik Yrici Quell, niegdyś pilota z Shadow Wing i jej przemyślenia, byłoby naprawdę krucho pod tym względem. No może jeszcze Wyl ma w sobie coś nietypowego, ale raczej nie jest to coś interesującego.

Sama historia jest nawet ciekawa i potrafi wciągnąć. Jest to dość typowa historia o grupie indywidualności, które skazane na siebie muszą się nauczyć ze sobą współpracować. Momentami dość mroczna, momentami trochę naiwna, ale zjadliwa. Finał jest z pewnością inny od tego, czego mogłem się spodziewać, więc to w sumie plus. Niestety odniosłem też wrażenie, że sama historia zrobiła kółko i wróciła do punktu wyjścia. Nie wiem czy to furtka do ewentualne kontynuacji, bo jeśli nie, to wyszło dość słabo.

Podsumowując. Książka ciekawa, ale słabsza od pierwszej pozycji Freeda. Fabuła nie powala, postacie nie zachwycają. Fani SW mogą być jednak zadowoleni, inni czytelnicy, szukający dobrego sci-fi, raczej nie.


Ocena: 5/10


4/18

J. Komuda - Diabeł Łańcucki


Wydawnictwo: fabryka słów
Data wydania: 2016 (org. 2007)
Ilość stron: 516
ISBN: 978-83-7964-131-4

Powiem szczerze. Pomimo mojego stosunku do samej osoby pana Komudy (jeśli ktoś nie wie, facet uczestniczył w tworzeniu podręcznika do Dzikich Pól, chociaż chyba tylko otoczki fabularnej, a nie samej mechaniki), ubóstwiam jego książki, przynajmniej te, których akcja ma miejsce w Rzeczypospolitej Szlacheckiej (chociaż Czarną Banderę również uwielbiam). Mało kto czuje tak sarmacki klimat i potrafi go tak znakomicie przedstawić. A operowanie słowem - coś cudownego. Kto nie czytał nigdy sceny miłosnej, opisywanej przez Komudę, ten dużo stracił

Jeśli idzie o książki Komudy poświęcone czasom szlacheckim, przeczytałem wszystkie prócz dwóch. Dlatego może dziwić, że dopiero teraz wziąłem się za jedną z pierwszych, które ten autor napisał. Co więcej jest to chyba jego pierwsza książka niebędąca zbiorem opowiadań, ale mogę się mylić, nie wiem czy Wilcze gniazdo nie jest starsze. Ale to w sumie nieważne.

Bohaterem opowieści jest pan Jacek Dydyński, stolnikowic sanocki, który potem stanie się ulubionym protagonistą Komudy, a na kartach wielu innych książek będzie się pojawiał "gościnnie". Tenże pan szlachcic służy tytułowemu Diabłowi Łańcuckiemu, czyli Stanisławowi Stadnickiemu (postać historyczna, polecam się zapoznać, jeśli ktoś nie zna), wyjątkowemu warchołowi i awanturnikowi, który trzęsie całą okolicą, zajeżdża, pali, rabuje, torturuje i co tam jeszcze. Tymczasem w ziemi sanockiej, gdzie toczy się cała historia, pojawia się tajemniczy włóczęga, który raz i drugi bije ludzi Stadnickiego i zdaje się chować do pana na Łańcucie jakąś urazę (delikatnie rzecz ujmując). Konfrontacja jest tylko kwestią czasu.

Nie będę się tu rozpisywał o książce od strony "technicznej". Kto czytał jedną książkę Komudy o szlachcie, ten zna jego styl. Komu się podoba to podoba, komu nie to nie. Ja uwielbiam. Opisy barwne, często zabawne, pozwalają wczuć się czytelnikowi w sposób rozumowania ówczesnych ludzi, bo chyba nietrudno się domyślić, że system wartości zdążył się mocno zmienić przez te wszystkie lata. To ostatnie cieszy mnie zawsze bardzo, bo jest to moim zdaniem spory problem wszelkiego rodzaju filmów historycznych, które historię opierają na współczesnym sposobie myślenia. Oczywiście po to by widzowi łatwiej było wszystko zrozumieć, ale jednocześnie z wielką szkodą dla przedstawienia realiów danych czasów (nie żeby celem filmu fabularnego była edukacja widza, to też trzeba brać pod uwagę).

Ale wróćmy do tematu. W Diable Komuda nie odbiega od swojego zwyczajnego poziomu. Czyta się to szybko, płynnie, potrafi zaciekawić. Co do samej fabuły, również jest ciekawie, chociaż pod tym względem miałem już okazję czytać lepsze książki tego autora (Samozwaniec t. 1-2, Galeony wojny, Zborowski, Bohun). Czuć, że czegoś tej fabule brakuje. Jednocześnie jest w niej taka masa zwrotów akcji, że po pewnym czasie tylko czekamy na kolejne, a gdy nasz bohater popadnie w srogie terminy, tylko czekamy kiedy zostanie z nich wyratowany. I odwrotnie. Gdy wszystko zdaje się iść gładko, wiadomo że zaraz się to zmieni.

Sama książka, w "reklamówkach" na okładce, będących fragmentami zapewne recenzji, jest określana mianem "easternu". I faktycznie to określenie pasuje tu idealnie. Trudno bowiem nie dostrzec podobieństwa do motywów filmowych westernów, oczywiście odpowiednio zaadoptowanych do innego czasu i miejsca. Zamiast rewolwerowców mamy awanturników z gościńca, zamiast bogatego farmera, dybiącego na czyiś majątek, mamy pana Stadnickiego, zamiast bezbronnego miasteczka, biedny szlachecki zaścianek itd.

Poleciłbym tę książkę każdemu kto lubi szlachecki styl Komudy. Jeśli czytałeś/-aś jego dzieła i Ci się podobały, bierz się i za to, nawet się nie zastanawiaj. Jeśli zdążyłeś/-aś polubić pana Dydyńskiego na pewno chętnie poznasz i tę część jego życia. Ale raczej nie poleciłbym tej książki komuś kto chciałby "posmakować" Komudy po raz pierwszy. Moim zdaniem o wiele lepiej sprawdzą się w tym wymienione już przeze mnie tytuły, ale pozwolę je sobie jeszcze powtórzyć: Samozwaniec, Zborowski, Bohun, Galeony wojny.


Ocena: 8/10
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 04-08-2020 o 22:03.
Col Frost jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem