Dzień 8; 21:30; kajuta Ryana; Vicente i Ryan
Vicente przyszedł do kajuty ochroniarza zaraz po kolacji.
- Nie nadaje się na dowódcę - przeszedł od razu do sedna. - Nie teraz.
Informatyk nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad zachowaniem kapitana. Jego brak decyzyjności i złe wybory nie obchodziły go tak długo, jak długo nie dotyczyły jego bezpośrednio, i jak długo miał spokój, a tego miał w nadmiarze. Tony po prostu nie interesował się tym co robi Sanchez i hackerowi to odpowiadało. Do dzisiaj, kiedy to przez złą decyzję mogli stracić statek… i życie.
Spojrzał na Schaeffera wyczekująco, jakby się spodziewał, że najemnik rozwiąże teraz wszystkie jego problemy i wątpliwości.
- Czy ja wiem? Ma pod sobą wybitnych specjalistów z różnych dziedzin. Jego głównym zadaniem jest pilnować, żebyśmy mogli swobodnie działać. Czyli musi dostarczyć sprzęt, broń, pojazdy i takie tam. Zająć się logistyką i nie przeszkadzać w robocie. Bo nie zna się na wszystkim, dlatego deleguje sprawy na innych. Zwróć uwagę, że jest w czarnej dupie - w regionie kosmosu tak odległym, że powrót do cywilizacji jest niemożliwy. I tu, wbrew logice, jest jakaś stacja kosmiczna. Solidne obciążenie dla psychiki. Nie wiem, czy ma na to jakieś procedury. Raczej musi cały czas improwizować - Ryan zrobił pauzę.
Vicente chyba nie spodziewał się, że ochroniarz stanie po stronie kapitana. Po jego wypowiedzi w messie raczej zakładał, że zauważy wszystkie jego wady.
- Jego plan… - rozłożył ręce szukając odpowiednich słów, - jest do dupy, a na argumenty "wybitnych specjalistów" odpowiada fochem.
Spróbował raz jeszcze otworzyć Ryanowi oczy na fakty.
- Dowódca w "czarnej dupie" musi mieć emocje pod kontrolą. Nie mam - ostatnie słowa informatyk wymówił z naciskiem, robiąc przerwy między słowami, jakby tłumaczył coś skomplikowanego dziecku - do niego zaufania.
- Vicente, ty do nikogo nie masz zaufania - odpowiedział Ryan. - Może jakieś tabletki by ci pomogły… - dodał półgłosem, patrząc na holograficzną symulację walki w ciasnym korytarzu, którą wyświetlał nad stołem. - Tony zaplanował wysłanie 2 grup - zwiad i główna. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie wiemy co jest na Archimedesie, więc ciężko jasno stwierdzić co byłoby optymalnym rozwiązaniem. Zdziwiło mnie jednak to, że zrezygnował z udziału w zwiadzie. Tak po prostu, bez wyjaśnienia. Nie wiem, co chciał przez to osiągnąć.
- Chuja chciał osiągnąć! - Komentarz mężczyzny najwidoczniej zirytował pokładowego robotyka, który nagle wpadł w furię. - On nie ma żadnego pierdolonego planu i zachowuje się jak jebana rozkapryszona balerina! Myślałem, że TY to widzisz, ale chyba kurwa nie?!
Widząc niespodziewany wybuch informatyka, ochroniarz zachował spokój. Po chwili się uśmiechnął. - Aaaa… to ci się nie podoba. Zachowanie naszego kapitana i miękki styl dowodzenia jaki przyjął. No cóż, to nie armia, żeby każdy miał jasno określone zadania, których nie może zrobić ani o jotę inaczej niż w rozkazie. Tu mamy lidera pozwalającego działać, taki leseferyzm. Wolisz pewnie twarde podejście, dzięki któremu wiesz na czym stoisz?
- Kurewsko nieprofesjonalne! - wypalil Sanchez i otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu tylko fuknął i machnął ręką. - Ja pierdolę! Myślałem, że można na tobie polegać. Kurwa mać!
Odwrócił się uważając najwyraźniej rozmowę za zakończoną i wyszedł nie żegnając się.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
Ostatnio edytowane przez GreK : 08-08-2020 o 13:14.
Powód: Zastrzeżenia co do postu innych graczy
|