Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2020, 22:26   #314
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mervin zniechęcony powrócił od vana. Nie udało im się odkręcić zaworów i pozyskać zapasu paliwa. Zamiast tego zaczął szykować się do pieszej wyprawy. Do sportowej torby spakował matową karimatę i turystyczny śpiwór. Dołożył też kilka butelek z wodą, dodatkowe konserwy, a z podręcznej apteczki wyjął rolkę bandaża. Pozbył się peleryny antyskażeniowej, która była już podniszczona i w kilku miejscach połatana.

Założył, że głęboką Strefę mieli już za sobą i powinno być ciut bezpieczniej. Poza tym na pelerynie zostały ślady tajemniczego pyłu z kokonu i wcześniejszego spotkania z hellhoundem. Zamiast niej założył spodnie dresowe, sweter i kurtkę ortalionową. Może nie do końca był to jego styl, ale ciuchy nie krępowały ruchów i dawały swobodę, zaś co najważniejsze nie pocił się w nich jak w pelerynie. Rozwinął znalezioną w schowku przy desce rozdzielczej paczkę gum i z lubością zaczął żuć. Uspokoiło go to, a usta wypełnił przyjemny, choć nieco mdławy smak wysuszonej mięty.

Marian podejmował jeszcze starania, aby wskrzesić ich wehikuł, lecz Anglik był już praktycznie pogodzony z losem piechura. Zasugerowany przez Polaka kierunek nie był tym na Heathrow, tylko jak najdalej od centrum zony. Wilgraines był gotów do wymarszu, w dłoni trzymał pręt, służący za improwizowaną broń. Poczekał na kompana, który też powinien przejrzeć swój ekwipunek i uzupełnić zapasy.

- Za długo już jesteśmy w tej okolicy, kolego.
- delikatnie ponaglił towarzysza. - Nie kuśmy losu i ruszajmy dalej.. - wskazał na drogę majaczącą w rdzawej mgle...
 
Deszatie jest offline