Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2020, 10:35   #231
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Emi

Przeszukiwanie pozabijanych hobgoblinów na dziedzińcu było czasochłonne - to były prawie dwa tuziny ciał, nie licząc ogromnego truchła niedźmiedzia, w jednym miejscu i gdyby nie przyzwyczajenie z Kaer Maga, ciężko byłoby znieść taki widok. Musieli szybko się ich pozbyć, zanim zaczną śmierdzieć...
Po ekwipunku widać było dobrze, że trafili na zdyscyplinowaną i zorganizowaną grupę, z pewnością bardziej doświadczoną niż banda Scarviniousa. Broń i pancerze żołnierze były dobrej jakości i zadbane, właściciele nie zaniedbywali ich konserwacji, zaś płaszcze z wyszytym symbolem Żelaznych Kłów były co do jednego magiczne. Poza nimi mieli też sporo alchemikaliów, lecz praktycznie żadnych przedmiotów osobistych - pewnie trzymali je w barakach. Co ciekawe, barghest, który teraz zupełnie nie przypominał goblina, widzianego wcześniej przez dopplerkę w kuźni, poza kilkoma drobiazgami i ubraniem miał przy sobie jedynie bransoletę z brązu z pięcioma wiszącymi paciorkami przedstawiającymi otwarte oko.

Hannskjald, Mikel i Jace

Druid, wojownik i psionik ruszyli w stronę ogrodu – ostatniego miejsca, w którym widzieli Laurę. Musieli w tym celu przejść przez kuźnię – a ta wyglądała na używaną, chociaż nie do końca w swoim celu. Fakt, ogień w piecu był rozpalony, rozświetlając i ogrzewając pomieszczenie ciepłym blaskiem, ale Mikel szybko zauważył, że nikt nie wykonywał tu żadnych prac od jakiegoś czasu. Narzędzia były poodkładane na bok, a kilkanaście pogiętych ostrzy, tarcz i pancerzy leżało w równych stertach koło drzwi. Pod ścianą zaś stał spory stelaż z częściowo rozebranymi lamelkowymi ladrami – płytki zbroi wyglądały na świetnie wykonane.
Bohaterów jednak bardziej interesowały drzwi prowadzące do ogrodu. Po ich otwarciu oczom ukazała się istna gęstwina, godna najdzikszych zakątków Fangwood. Tutaj rosły jednak przede wszystkim warzywa, owoce i zioła – wszystkie nienaturalnie rozrośnięte i gotowe do zbioru, mimo niepasującej dla większości z nich pory roku. Było oczywiste, że to bogactwo było sprawką druida, zrobiło spore wrażenie nawet na Hannskjaldzie. Krasnolud nie mógł odmówić hobgoblinowi talentu do roślin i zaczął się zastanawiać, jak wyciągnąć z niego tą wiedzę.
Lecz na to dopiero miał przyjść czas. Ledwie wyszli przed drzwi, gdy dostrzegli czającą się w zaroślach pumę. Kot, dorównujący rozmiarami Lawinie, był już gotów do skoku, gdy Hannskjald rzucił na nią zaklęcie, na moment uspokajając, po czym podbiegł i skupił jej uwagę na sobie, przemawiając spokojnym, wyważonym tonem. Dało to Mikelowi i Jace’owi czas na rozejrzenie się po okolicy. Niestety, pierwszy zauważony szczegół nie wróżył dobrze ich poszukiwaniom – puma miała ubrudzony na czerwono pysk…
Laurę znaleźli pod mocno rozrośniętą jabłonią, leżącą bezwładnie w kałuży jej własnej krwi. Widok był potworny – magiczne szaty były poszarpane przez ptasie szpony i dzioby, na ramionach miała dziesiątki mniejszych i większych ran, a przez tułów biegł długi i głęboki ślad po kocich pazurach. Jej gardło zostało bezlitośnie rozerwane, aż do kręgosłupa, zaś brzuch był otwarty, a częściowo nadjedzone wnętrzności wylewały się na mokrą od posoki ziemię. O dziwo, jej zastygła w przerażeniu twarz pozostała w dużej mierze nietknięta – jedynie pojedyncze bryzgi krwi były widoczne na nienaturalnie bladej skórze.

Rufus

Podczas gdy pozostali albo zajmowali się trupami, albo szukali Laury, półork ruszył do fortowego baraku – pamiętał, jak Emi mówiła, że są tam niewolnicy hobgoblinów i chciał sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku. Pomieszczenie mieszkalne wyglądało, jakby przeszedł po nim huragan, ale w sumie nie było się czemu dziwić, udało im się kompletnie zaskoczyć Kły i ich przygotowania do walki były co najmniej desperackie. Jednak, mimo bałaganu na środku i poprzewracanych mebli. barak wydawał się wciąż zdatny do użytkowania.
Rufus mijał właśnie przewrócony stół, gdy ze składzika w rogu, pełniącego zapewnę rolę kuchni, wysunął głowę wychudzony mężczyzna o potarganych ciemnych włosach i brodzie. Wzdrygnął się na widok półorka w ciężkim pancerzu, ale gdy tylko zobaczył, że ten nie ma na sobie żadnych dystynkcji Kłów, uśmiechnął się szeroko i wyszedł, a zaraz za nim przykuta do niego łańcuchem kobieta, równie zabiedzona. Oboje trzymali w rękach spore rzeźnickie noże i żeliwne patelnie – broń desperacka, w Rufus dobrze wiedział, że w doświadczonych rękach nie ustępowała mieczowi.
- Wygraliście, prawda? Wyrżnęliście te pieprzone hobosy? – zapytał z nadzieją, a zaraz po nim wtrąciła się kobieta - A co z resztą naszych, są cali? –
 
Sindarin jest offline