Po wyjściu z sali nawigacyjnej Wędrowiec ruszył z powrotem w stronę miejsca, w którym zostało ciało Ambrosa.
- Destiny, masz na pokładzie utensylia przydatne do kremacji? Jakieś naczynie i coś do spopielenia ciała?
- Są garnki w ładowni na dole… w głównej spiżarni. Także większe kadzie na wino i podpałka… jest duży piec chlebowy w niedokończonej kuchni głównej… tuż pracowniami. Nie był jednak sprawdzany… bo sama kuchnia główna nie została dokończona i pełni rolę podręcznej spiżarni póki co.- wyjaśnił Statek.
- Piec osiągnie zbyt niską temperaturę, do tego palenie w nim ciała nie jest zbyt higieniczne - automaton pokręcił głową - Zapytaj Harrana i Vaalę, czy dysponują jakimś odpowiednim do tego zaklęciem i jeśli tak, przyślij tutaj. Ja pójdę po odpowiednie naczynie.
W tym czasie Statek skontaktował się z obojgiem i wyjaśnił sytuację obojgu, po chwili otrzymując od nich odpowiedzi.
- Destiny, przekaż Wędrowcowi, że moja elektryczność raczej się na nic nie przyda - powiedział Harran, którego zaklęcia związane z ogniem mogły zapalić świeczkę, ale nie spalić czyjeś ciało.
- Amros nie żyje??? Co się stało sta-tek?? - Syknęła Vaala - I nie, nie mam nic takiego…
- Gdy odzyskałem swoje zmysły już nie żył. Bezimienny wysnuł teorię, że zginął od strzału który przebił moją burtę.- wyjaśnił Statek uprzejmie, a następnie przekazał informacje Wędrowcowi. Że żadna pomoc od obojga czarujących jest niedostępna w tej sprawie.
- Czy Vaala mogłaby przyzwać jakiegoś żywiołaka? Albo znowu stać się jednym, tylko mniejszym? - zapytał Wędrowiec, idąc w stronę spiżarni.
Statek przekazał to pytanie druidce.
- Zaraz kurwa przyjdę - Warknęła Vaala.
Automaton po dotarciu do spiżarni rozglądał się po niej przez chwilę, szukając naczynia na tyle dużego, by pomieścić ciało półelfa, i na tyle wytrzymałego, by nie zniszczyły go płomienie. W końcu wygrzebał szeroką i głęboką metalową misę, która wydawała się odpowiednia. Wrócił z nią na miejsce śmierci Ambrosa i zaczął spokojnymi ruchami przenosić jego szczątki do pojemnika.
Po kilku minutach zjawiła się z kolei przy Wędrowcu Druidka… jakaś taka “nabuzowana”.
- Co chcesz? - Spytała konstrukta.
Ten obrócił się właśnie, podnosząc w rękach sporą metalową misę, Vaala nie zdążyła dojrzeć co w niej było, za to zobaczyła plamy krwi dookoła. No i wielką dziurę w poszyciu statku.
- Potrzebuję ognia, możliwie mocnego. Trzeba skremować ciało Ambrosa - rozsypiemy prochy w odpowiednim miejscu.
- Dobrze - Powiedziała już o wiele, wiele cichszym tonem Vaala - Prowadź.
Automaton kiwnął głową i ruszył na pokład - wolał nie rozpalać ogniska wewnątrz statku. Gdy już tam dotarli, postawił misę w osłoniętym przed wiatrem miejscu. Vaala zobaczyła w końcu ciało Ambrosa, a raczej jego resztki, rozerwane na strzępy. Wędrowiec skinął na druidkę.
- Płomienie żywiołaka ognia powinny być wystarczające.
Vaala przemieniła się więc, tym razem jednak w o wiele mniejszą wersję, przez co jej rozmiary praktycznie nie zmieniły się co do oryginału. Po chwili zaś, z należytym szacunkiem, zaczęła palić resztki Ambrosa, i… śpiewać.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d9qAes1L44w[/MEDIA]
Wędrowiec obserwował to w milczeniu i bezruchu, jego hełm, ukazując zniekształcone oblicze. Przymknął oczy i wsłuchał się w śpiew druidki, a gdy skończyła, przykląkł przy rozgrzanym do czerwoności naczyniu.
- To było… intrygujące. Czy to pieśń pogrzebowa z twoich stron? - zapytał, odginając dłońmi w pancernych rękawicach gorący metal, by stworzyć prowizoryczną urnę. Syknął z bólu, ale nie przerwał.
- Takie tam… dzikie przyśpiewki - Odparła wymijającym tonem Vaala.
- Chętnie usłyszałbym ich więcej - automaton wydawał się zaciekawiony - Nie są związane z jakimiś okazjami, wydarzeniami?
- Czasem są, czasem nie… - Druidka wpatrywała się gdzieś w dal, poza statek.
- Szkoda go - Powiedziała po chwili, mając chyba na myśli Mnicha.
- Jak każdego towarzysza broni - westchnął Wędrowiec, kończąc "urnę". Naczynie wyglądało zaskakująco dobrze, nadmiar metalu utworzył efektowne zagięcia u szczytu, przechodzące w gładką powierzchnię przy podstawie. - Twierdził, że wie tak wiele, ale zginął kompletnie przypadkowo. Ironiczne.
- Szkoda go, bo durnie zginął - Wyjaśniła po chwili Vaala, potwierdzając nieświadomie myśli Wędrowca, i chyba jedynie tym się "przejęła", a nie samą utratą towarzysza?
Automaton nie komentował skomentował tego, zgadzając się z druidką. Poczekał chwilę, po czym zabrał urnę z prochami Ambrosa i zaniósł ją do ładowni, odstawiając do jednej z szafek.
Następnym jego celem była pracownia magiczna – nie miał pewności, czy ktokolwiek z załogi będzie nią zainteresowany, więc mógł ją na jakiś czas zająć. Nie spodziewał się, że to właśnie on zostanie wybrany na „kapitana” (to słowo jakoś mu w tym kontekście nie pasowało), ale skoro już tak się stało, miał zamiar odpowiednio zająć się Destiny. A do tego potrzebował narzędzi, zaczynając od czegoś, co ułatwi mu dalsze prace. Miał już w głowie opracowany wstępny plan i liczył, że poprzedni użytkownik warsztatu, zwany Gnościkiem, miał na wyposażeniu odpowiednią ilość materiałów. Wciąż panował tu rozgardiasz, ale po dłuższej chwili Wędrowcowi udało się odnaleźć to, czego poszukiwał: zwoje złotego i miedzianego drutu, kilka niewielkich kryształów ogniskujących i płat wyprawionej, wzmocnionej runami skóry.
Rozłożył je schludnie na przygotowanym stole i odczepił od pasa stalowy pręt długości dłoni, który zmieniał się w potrzebne mu przyrządy: cążki, nożyce, dłuta…
Od pracy oderwał się dopiero, gdy większość była już skończona – nie miał pojęcia, ile czasu nad tym spędził. Godzinę, dwie, a może dziesięć? To nie miało znaczenia, ważniejsze było to, że teraz czekało jedynie dokończenie zaklinania.