Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2020, 09:03   #61
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z sali nawigacyjnej Wędrowiec ruszył z powrotem w stronę miejsca, w którym zostało ciało Ambrosa.
- Destiny, masz na pokładzie utensylia przydatne do kremacji? Jakieś naczynie i coś do spopielenia ciała?
- Są garnki w ładowni na dole… w głównej spiżarni. Także większe kadzie na wino i podpałka… jest duży piec chlebowy w niedokończonej kuchni głównej… tuż pracowniami. Nie był jednak sprawdzany… bo sama kuchnia główna nie została dokończona i pełni rolę podręcznej spiżarni póki co.- wyjaśnił Statek.
- Piec osiągnie zbyt niską temperaturę, do tego palenie w nim ciała nie jest zbyt higieniczne - automaton pokręcił głową - Zapytaj Harrana i Vaalę, czy dysponują jakimś odpowiednim do tego zaklęciem i jeśli tak, przyślij tutaj. Ja pójdę po odpowiednie naczynie.
W tym czasie Statek skontaktował się z obojgiem i wyjaśnił sytuację obojgu, po chwili otrzymując od nich odpowiedzi.
- Destiny, przekaż Wędrowcowi, że moja elektryczność raczej się na nic nie przyda - powiedział Harran, którego zaklęcia związane z ogniem mogły zapalić świeczkę, ale nie spalić czyjeś ciało.
- Amros nie żyje??? Co się stało sta-tek?? - Syknęła Vaala - I nie, nie mam nic takiego…
- Gdy odzyskałem swoje zmysły już nie żył. Bezimienny wysnuł teorię, że zginął od strzału który przebił moją burtę.- wyjaśnił Statek uprzejmie, a następnie przekazał informacje Wędrowcowi. Że żadna pomoc od obojga czarujących jest niedostępna w tej sprawie.
- Czy Vaala mogłaby przyzwać jakiegoś żywiołaka? Albo znowu stać się jednym, tylko mniejszym? - zapytał Wędrowiec, idąc w stronę spiżarni.
Statek przekazał to pytanie druidce.
- Zaraz kurwa przyjdę - Warknęła Vaala.
Automaton po dotarciu do spiżarni rozglądał się po niej przez chwilę, szukając naczynia na tyle dużego, by pomieścić ciało półelfa, i na tyle wytrzymałego, by nie zniszczyły go płomienie. W końcu wygrzebał szeroką i głęboką metalową misę, która wydawała się odpowiednia. Wrócił z nią na miejsce śmierci Ambrosa i zaczął spokojnymi ruchami przenosić jego szczątki do pojemnika.

Po kilku minutach zjawiła się z kolei przy Wędrowcu Druidka… jakaś taka “nabuzowana”.
- Co chcesz? - Spytała konstrukta.
Ten obrócił się właśnie, podnosząc w rękach sporą metalową misę, Vaala nie zdążyła dojrzeć co w niej było, za to zobaczyła plamy krwi dookoła. No i wielką dziurę w poszyciu statku.
- Potrzebuję ognia, możliwie mocnego. Trzeba skremować ciało Ambrosa - rozsypiemy prochy w odpowiednim miejscu.
- Dobrze - Powiedziała już o wiele, wiele cichszym tonem Vaala - Prowadź.
Automaton kiwnął głową i ruszył na pokład - wolał nie rozpalać ogniska wewnątrz statku. Gdy już tam dotarli, postawił misę w osłoniętym przed wiatrem miejscu. Vaala zobaczyła w końcu ciało Ambrosa, a raczej jego resztki, rozerwane na strzępy. Wędrowiec skinął na druidkę.
- Płomienie żywiołaka ognia powinny być wystarczające.

Vaala przemieniła się więc, tym razem jednak w o wiele mniejszą wersję, przez co jej rozmiary praktycznie nie zmieniły się co do oryginału. Po chwili zaś, z należytym szacunkiem, zaczęła palić resztki Ambrosa, i… śpiewać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d9qAes1L44w[/MEDIA]

Wędrowiec obserwował to w milczeniu i bezruchu, jego hełm, ukazując zniekształcone oblicze. Przymknął oczy i wsłuchał się w śpiew druidki, a gdy skończyła, przykląkł przy rozgrzanym do czerwoności naczyniu.
- To było… intrygujące. Czy to pieśń pogrzebowa z twoich stron? - zapytał, odginając dłońmi w pancernych rękawicach gorący metal, by stworzyć prowizoryczną urnę. Syknął z bólu, ale nie przerwał.
- Takie tam… dzikie przyśpiewki - Odparła wymijającym tonem Vaala.
- Chętnie usłyszałbym ich więcej - automaton wydawał się zaciekawiony - Nie są związane z jakimiś okazjami, wydarzeniami?
- Czasem są, czasem nie… - Druidka wpatrywała się gdzieś w dal, poza statek.
- Szkoda go - Powiedziała po chwili, mając chyba na myśli Mnicha.
- Jak każdego towarzysza broni - westchnął Wędrowiec, kończąc "urnę". Naczynie wyglądało zaskakująco dobrze, nadmiar metalu utworzył efektowne zagięcia u szczytu, przechodzące w gładką powierzchnię przy podstawie. - Twierdził, że wie tak wiele, ale zginął kompletnie przypadkowo. Ironiczne.
- Szkoda go, bo durnie zginął - Wyjaśniła po chwili Vaala, potwierdzając nieświadomie myśli Wędrowca, i chyba jedynie tym się "przejęła", a nie samą utratą towarzysza?
Automaton nie komentował skomentował tego, zgadzając się z druidką. Poczekał chwilę, po czym zabrał urnę z prochami Ambrosa i zaniósł ją do ładowni, odstawiając do jednej z szafek.

Następnym jego celem była pracownia magiczna – nie miał pewności, czy ktokolwiek z załogi będzie nią zainteresowany, więc mógł ją na jakiś czas zająć. Nie spodziewał się, że to właśnie on zostanie wybrany na „kapitana” (to słowo jakoś mu w tym kontekście nie pasowało), ale skoro już tak się stało, miał zamiar odpowiednio zająć się Destiny. A do tego potrzebował narzędzi, zaczynając od czegoś, co ułatwi mu dalsze prace. Miał już w głowie opracowany wstępny plan i liczył, że poprzedni użytkownik warsztatu, zwany Gnościkiem, miał na wyposażeniu odpowiednią ilość materiałów. Wciąż panował tu rozgardiasz, ale po dłuższej chwili Wędrowcowi udało się odnaleźć to, czego poszukiwał: zwoje złotego i miedzianego drutu, kilka niewielkich kryształów ogniskujących i płat wyprawionej, wzmocnionej runami skóry.

Rozłożył je schludnie na przygotowanym stole i odczepił od pasa stalowy pręt długości dłoni, który zmieniał się w potrzebne mu przyrządy: cążki, nożyce, dłuta…
Od pracy oderwał się dopiero, gdy większość była już skończona – nie miał pojęcia, ile czasu nad tym spędził. Godzinę, dwie, a może dziesięć? To nie miało znaczenia, ważniejsze było to, że teraz czekało jedynie dokończenie zaklinania.
 
Sindarin jest teraz online  
Stary 18-08-2020, 10:36   #62
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Oglądanie dziury, Mmho i Harran

Statek do największych się nie zaliczał, więc wkrótce znaleźli się w miejscu, gdzie w burcie statku ziała pokaźnych rozmiarów dziura.
- Nieźle ci się oberwało, Destiny - powiedział z pewnym niepokojem zaklinacz. - W jakim stopniu obniża to twoje zdolności?
- W obecnym stanie brak integralności kadłuba rzutuje na moją szczelność. Odradzane jest odwiedzanie światów, które takiej szczelności wymagają jak Plan Żywiołu Wody na przykład. Poza tym nie ma większych zagrożeń.- wyjaśnił Destiny.
- Czyli nie potrzebujemy zastanawiać się nad naprawą czy też tymczasowymi rozwiązaniami? - upewniła się Mmho.
- Kapitan już rozważył wszystkie możliwe opcje, poinformowany przez mnie o nich.- odparł Statek.
- Czyli na razie wystarczy omijać to miejsce - powiedział zaklinacz. - Czy przez ten otwór może coś wylecieć, czy chroni przed tym ekran?
- Przez ten otwór może coś wylecieć.- przyznał Statek.- Coś wyskoczyć… ale w tej chwili prawdopodobieństwo na to są znikome. Zresztą kapitan już obmyślił tymczasowe rozwiązanie.
Skoro kapitan obmyślił rozwiązanie, Mmho uznała, że jej pomoc i wiedza nie przydadzą się. Dalsze oglądanie dziury było dla niej zbędne.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 18-08-2020, 20:54   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż była spokojna i leniwa niemal. Statek pokonywał kolejne kilometry lawirując pomiędzy sześcianami, które wydawały się ciągnąć niemal w nieskończoność. Tam gdzieś na “dole” wobec którego Destiny ustawiał swoją pozycję była olbrzymia ściana czarnego kryształu… przypominającego lód. Ciągnąca się w nieskończoność ściana i to mimo, że ów obiekt bardzo daleko od nich. Jak duży był naprawdę, to trudno było ocenić z tej odległości… niemniej ta ściana lodu zasłaniała pole widzenia stając się tłem dla poruszających z różną prędkością sześcianów i znajdujących się niżej od nich, mniejszych wielościanów.
Acheron pełne było ptactwa, zwłaszcza drapieżnego. Kruki olbrzymie i zwyczajne, sępy, kondory… olbrzymie stada tych ptaków latały od sześcianu do sześcianu. Ba, nawet tacy samotnicy jak orły i jastrzębie, na Acheronie wolały latać w stadach. Najwyraźniej samotne stworzenia na tym planie żyły krótko i kończyły brutalnie. Roje olbrzymich os tylko to potwierdzały. Więc… pojawienie pojedynczego dużego kruka z ludzkimi rękami i o adamantowych skrzydłach było niepokojące.


Chronotyryn, bo taka nazywał się ów stwór sprawił, że Destiny natychmiast zmienił kurs, by jak najszybciej oddalić się od skrzydlatej bestii. I Bezimienny wiedział czemu…
Pamiętał opisy spotkań z chronotyrynami. Niektóre zakończone tragicznie. Inne… części drużyny udało się uciec. Nikomu nie zdołało się takiego pokonać. W opisach określa się je jako schizofrenicznych lordów czasu i z pewnością znali się nieco na manipulacji temporalnej. Zwycięskie walki kończyli bardzo szybko…

Destiny więc zaczął uciekać, używając mijanych sześcianów jako osłony. I zboczył z drogi nieco…
Dlatego natknęli się na kolejny widoczek.
Nieduży sześcian z wieżą. Mały sześcian. Wieża zajmowała spory kawałek jego ściany. Była wysoka na 15 m i kończyła się balkonem. I nie miała wejścia do środka.
Za to tuż pod nią toczyła się zaciekła potyczka pomiędzy dwoma zakutymi w stal frakcjami której członkowie niezmordowanie okładali się orężem. I to mimo tego, że żadna ze stron nie mogła osiągnąć strategicznej przewagi. I coś było w tym wszystkim… niepokojącego.

- Pewnie uwięziona w wieży księżniczka - stwierdził Harran, odwołując się do znanych na całym świecie bajek. - Nie przeszkadzajmy im. Wygląda na to, że świetnie się bawią bez nas.
- Widać, że jesteśmy z tego samego świata. O tym samym pomyślałam - żachnęła się Imra, która uważnie obserwowała od dłuższego czasu okolice od kiedy natrafili na tego całego “chronotyryna”.
- A ty w ogóle coś lubisz robić Harranie? Bo mam wrażenie że nie za bardzo starasz się ingerować w otaczający cię świat.
- Zazwyczaj ten świat daje sobie radę beze mnie - odparł. - Gdy wszystko się toczy swoim rytmem, to po co mu przeszkadzać? Ale gdy pojawiają się kłopoty, to czasami je likwiduję.
- Jestem zarówno zaskoczona, że żyjesz i osiągnąłeś jakąkolwiek moc. Widać obdarzeni naturalną siłą faktycznie nie muszą się starać - Imra pokręciła głową w niedowierzaniu i wróciła do oglądania pobojowiska aby samej się wypowiedzieć czy faktycznie warto by było zobaczyć o co chodzi z tą wieżą.
- Trzeba się starać, by przeżyć - odparł. - I trzeba ćwiczyć, by się rozwijać. Inaczej stałbym w miejscu - dodał, podobnie jak Imra spoglądając na niewielki sześcianik.
- Mam polecieć do wieży? - Spytała Vaala, tym razem stojąc dla odmiany na dachu kajuty nawigacyjnej. Ubrana już była od dawna "po staremu" w swój liściasty napierśnik i szmatko-spódniczkę. Spojrzała wyczekująco na Imrę…
- Chcesz mojego błogosławieństwa? - Imra spojrzała na Vaalę ze zdziwieniem - Leć i zobacz z bliska co tam jest.
- Destiny, zaproś naszego gościa na pokład, może wie coś więcej na ten temat - rzucił cicho Wędrowiec, samemu próbując przeliczyć i sklasyfikować walczących.
- Oczywiście kapitanie.- odparł uprzejmie statek.
- Pytam czy tam lecieć, to wszystko - Warknęła Druidka - A swoje błogosławieństwa to se wsadź - Dodała.
- Oho, ktoś ma zły humor. Słodziutka nie potrzebujesz mojego pozwolenia na cokolwiek o ile dobrze pamiętam. Jesteś ciekawa co tam jest, to reszta poczeka. A nawet jak nie, to chyba dogonisz statek - półelfka gestem wskazała wieżę robiąc delikatny ukłon jakby zapraszając druidkę do lotu. - No chyba, że nie chcesz lecieć sama. Mho pewnie z chęcią znów cię dosiądzie.
Vaala skrzywiła się, po czym splunęła w bok. Tu się złapała, tam przytrzymała, odbiła, i po chwili była już na dole, na dechach pokładu.
- Ona już dosiadła kogo innego - Wycedziła przez ząbki - A ja po prostu pytam. Czy tam lecieć i badać wieżę, czy MY mamy to w dupie i lecimy dalej…
Na twarzy Imry momentalnie wymalowało się zrozumienie.
- Ja ci mogę towarzyszyć. Ty jesteś ciekawa co tam jest, ja jestem ciekawa co tam jest, Wędrowiec nic nie powiedział, a Harran i tak by się nigdzie nie pchał. Sprawdzić możemy niezależnie od tego czy coś z tym zamierzamy zrobić.
- Polecę z wami - w końcu odezwał się automaton.

Mmho również wyszła na pokład. Nie odzywając się nic poza krótkim zaciekawionym sytuacją "hmmm", obserwowała sytuację poza pokładem.
- Więc… w czym jestem potrzebna kapitanie?- zapytała diabliczka wychodząca na pokład. Rozejrzała się po towarzystwie i uśmiechnęła ciepło do Mmho. A pół-orczyca odwzajemniła uśmiech.
- Rozpoznajesz tą wieżę, lub tych walczących? - zapytał Wędrowiec, wskazując gestem.
- Zobaczymy. - diabliczka sięgnęła do dekoltu wyjmując z niego lunetę. Rozłożyła ją i przyglądała się walczącym stronom. Ogonem machała na boki mrucząc pod nosem.
- Nie… nie znam tych znaków, ale Radogast miał w swojej biblioteczce kilka herbarzy. Wyglądają na pierwszaków, jak wy.- oceniła.
- To po prostu walczący rycerze, do tego z planu materialnego? Przyjrzyj się dokładniej, nie ma tam nic nietypowego?
- Jest coś… dziwnego w nich … ale nie wiem co. Może za daleko tej bitwy jesteśmy?- przyznała rogata.
Kvaser do tej pory nie odzywał się, nie mając jakoś ochoty na pogawędki. Ostatecznie coś mu zaświtało w myślach. Zwrócił się do Wędrowca.
- Co to był za ptaszor którego statek omijał?
- Chronotyryn, istota dysponująca potężną magią i potrafiąca w pewnym stopniu wpływać na przepływ czasu. Nie chcemy z nią zadzierać - odpowiedział automaton, po czym z powrotem zwrócił się do diablicy - Jakiś ruch na sześcianie poza walczącymi? W okolicy wieży?
- Nie widzę żadnego… może w środku coś siedzi… ale.. nic nie widzę.- odparła rogata obserwując wszystko przez lunetę.
- Czasu - niziołek zamyślił się - może to coś pchnęło nas w pułapkę? Zgodnie z przysłowiem, z deszczu pod rynnę - wzruszył ramionami.
- Albo ich - Mmho wskazała paluchem wiecznie walczących rycerzy.
- Pułapka czasowa, to nie brzmi zbyt dobrze - stwierdził Harran.
- Bąble temporalne łatwo wykryć jeśli się je podejrzewa. Albo zatrzymują ruch w sobie, albo go zawijają. Wystarczy strzelić i przyglądać się torowi strzały… gorzej jeśli są naturalne, bo wtedy nawet wykrycie magii i nie pomaga. I jeśli nie podejrzewając niczego natkniesz się na taki… to po tobie. - stwierdziła rogata chowając lunetę w dekolt.
Mmho od razu sięgnęła po swój łuk, bo chociaż orczyca pozbyła się póki co zbroi, broń została. Posłała pojedynczą strzałę w nicość, tak by dobrze można było obserwować jej ruch. Przy lubieżnym pomruku przyglądając się temu diabliczki, która niewątpliwie podziwiała ruch mięśni podczas tego pokazu umiejętności półorczycy, strzała pomknęła w dal nie zakłócana. Więc, na szczęście to nie było to… acz… gdy przyglądali się walczącym stronom zaczęło do nich docierać co im nie pasowało w tej walce.
Nie było trupów. Choć rycerze walczyli zaciekle i zadawali sobie ciosy, które w teorii powinny zakończyć się zgonami, to nikt nie ginął, nikt nie był ranny. Tu i ówdzie wygięła się lekko stal… ale nie było trupów.
- Oni nie umierają - powiedziała głośno Mmho. - Mogę zobaczyć lunetę?
- Proszę…- odparła diabliczka sięgając do swojego dekoltu i wyciągając przedmiot, tylko po to by dać go półorczycy.
- Może stale powtarzają te same ruchy? - zasugerował Harran. - Co jakiś czas powtarza się ta sama sytuacja?
- Lecimy do tej wieży, czy nie?? - Vaala wskoczyła na reling(poręcz) burty, gotowa opuścić pokład statku…
- Czekaj, istnieje ryzyko, że po doleceniu tam utkniesz w pętli temporalnej - Wędrowiec wolał wstrzymać zapędy druidki.
W tym czasie Mmho podziękowała skinieniem głowy i uśmiechem za lunetę, po czym skorzystała z niej by ocenić co dokładnie dzieje się z rycerzami.
Nie wydawali się co prawda powtarzać swoich ruchów, acz z pomocą lunety półroczyca dostrzegała nowe intrygujące szczegóły. Ruchy wojowników choć pełne wściekłości, były dość sztywne i schematyczne… brak w nich było zróżnicowania. Każdy był powtarzalny i mechaniczny, choć sama sytuacja na polu walki się zmieniała, co wykluczało zapętlenie temporalne.
- Interesujące - powiedziała Mmho, po czym podała lunetę Imrze, w tym momencie na chwilę zawieszając wzrok na zmianach które zaszły na jej obliczu (uczesanie i makijaż) - wyglądają jak w teatrze, albo jak maszyny robiące wciąż to samo, jednak sytuacja na polu walki się zmienia - powiedziała głośno, to co zaobserwowała.
- Maszyny? Tak samo jak tamte skarabeusze? - spytal Harran.
- Tak czy inaczej to przedstawienie jakiegoś pojeba - Kvaser warknął groźnie w kierunku walczących - zatem nic ciekawego tam nie będzie, najwyżej rzeczy które mogą wyglądać na ciekawe.
- Albo ktoś testuje mechanicznych rycerzy - dodał Harran.
- Mmho wolałaby stąd lecieć. Naszym celem jest teraz naprawa statku, nie zaspakajanie ciekawości - wyraziła swoją opinię pół-orczyca.
- Tak czy siak… znajdzie się ktoś kogo to zaciekawi… prędzej czy później.- diabliczka spomiędzy fałd sukni wyjęła rysik i mały notatnik. A następnie poczyniła zapiski.
- Lećmy dalej. - Zaklinacz spojrzał na Wędrowca, który powinien wydać statkowi odpowiedni rozkaz. - Jak określasz położenie tego sześcianika? - Przeniósł wzrok na Tanegris.
- Wedle położenia sześcianów które mijaliśmy. Największe mają swoje nazwy… Nie jest to najbardziej wygodny sposób określania położenia, ale cóż… Acheron ogólnie jest trudny do nawigowania. - wzruszyła ramionami rogata.
- Lecimy czy nie?? - Vaala spojrzała najpierw na Imrę, a następnie na Wędrowca, na którym zatrzymała wzrok.
Półelfka słuchała pozostałych nie odzywając się również spojrzała przez lunetę. Słysząc zniecierpliwienie druidki zamyśliła się ponownie. Czuła się jakby to był moment w którym powinna wybrać swoją rolę… o ile w ogóle zamierzała się słuchać szepczących głosów. Przygryzła wargę wahając się. W końcu się uśmiechnęła.
- Polećmy Vaalu. Wędrowcze proponuję abyś z pozostałymi zostali jako ubezpieczenie gdybyśmy miały jednak problem? W ten sposób nie ryzykujemy całej drużyny i naszego statku. A i niestety, ale magia bransolety już przestała działać. Czy będziesz w stanie mnie unieść? - ostatnie pytanie skierowała do druidki.
Wędrowiec kiwnął głową, zgadzając się w Imrą
- Destiny, zbliż się na około sto metrów do walczących i dostosuj prędkość do Vaali, żeby mogły szybko wrócić - wydał polecenie, po czym przyoblekł się w powłokę, której używał do lotu z orłami - Będę w odwodzie.
- Tak kapitanie.- stwierdził okręt powoli ostrożnie manewrując by przyjąć odpowiednią pozycję, a potem odległość.
Harran nie był pewien, co kierowało Vaalą - ciekawość chęć wykazania się, czy może przekora, skoro dwie osoby, które jej podpadły, odradzały tę wycieczkę.
- Uważajcie na smoka - rzucił żartobliwym tonem. W większości bajek ten stwór odgrywał pierwszoplanowa rolę, więc kto wie, co siedziało w wieży.
- Trzymaj się mocno - Vaala wskazała na swój pas na plecach, żeby Imra po prostu się go chwyciła dłonią? A gdy ta tak zrobiła, Druidka po prostu… skoczyła do przodu. Niby tylko 50kg, ale jak się jest do owych 50kg uczepionym, to zostajesz po prostu pociągniętym za nimi i też lecisz…. Po chwili, w trakcie spadania na łeb na szyję, dziewczyna w końcu przemieniła się w wielkiego orła, na grzbiecie którego siedziała teraz Imra.
Półelfka westchnęła zaskoczona, ale dała się pociągnąć. Do czasu zamiany druidki była mocno spięta.
- Będę wdzięczna za uprzedzenie następnym razem! - krzyknęła poprzez wiatr.
- Nie być taka delikutaśna! - Zaśmiała się Vaala-orzeł - To lecimy szybko, i prosto w balkon, bo inaczej nas ostrzelają? Może trochę… zaboleć.
I jak Druidka powiedziała, tak rozpoczęła mocne pikowanie w dół, prosto w maciupki(jeszcze) balkon. Oj będzie się działo.
Półelfka fuknęła niezadowolona. Chyba żarty. Na orłach za wiele nie latała, a już na pewno nie na tych co miały tyle inteligencji, ale wciąż wiedziała jak prowadzić niesfornego wierzchowca. Brakło lejców i siodła, więc Imra pracowała z czym miała. Złapała za pióra po obu stronach orlej głowy i delikatnie wbiła pięty w jego tors aby wyhamować szaleńcze opadanie.
- Spokojnie szalona, spokojnie. Nie ma co na złamanie karku lecieć.
- Cykor - Powiedziała Vaala-orzeł, ale trochę zwolniła tuż przed celem, przed samym balkonem owej wieży…
 
Kerm jest offline  
Stary 18-08-2020, 22:08   #64
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
post wspólny z Asd i MG ;)

WIEŻA

Wejście do wieży od balkonu oddzielała zielonkowa półprzezroczysta kotara. Zza której dochodziły dźwięki dobywającego się z dziwanecznego instrumentu, które to uszy Imry zidentyfikowały jako klawesyn. Bardzo rzadki i bardzo drogi instrument. Przez półprzezroczystą zasłonę widać było jakąś siedzącą postać.. oraz różane opary pachnideł wydobywające się spod zasłony niczym czerwona mgiełka.
I Vaala wbiła się w nią przeszywając zasłonę, lądując dziobem i brzuchem marmurowej podłodze. Zabolało! Aż pojawiły się mroczki w oczach Vaali.
Imra wyskoczyła wcześniej i był to poważny błąd… tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu nie zakończył się tragicznie. Źle oceniła sytuację, skoczyła za wcześnie i uderzyła ciałem o barierkę, w ostatniej chwili chwytając się za nią. Przez chwilę zabrakło jej dechu i przez chwilę zwisała z balkonu… przez chwilę groziło jej niebezpieczeństwo. Zdołała się jednak wdrapać.
Natomiast druidka była obolała, choć ten ból wydawał się przechodzić wyjątkowo szybko, gdy zatonęli w czerwonych oparach. W środku, był grający sam instrument, piękne makaty na ścianach. Kilka rzeźbionych kamiennych portali, w których osadzono dębowe drzwi. Ślicznie ozdobiony stół otoczony czterema krzesłami. Oraz poduszki porozrzucane wszędzie. No i tron. No i piękna czarnowłosa księżniczka w kosztownej czerwonej sukni. Wyglądało na to, że Harran miał rację. Wydała się wyraźnie zaskoczona pojawienie Vaali, ale po chwili zeszła z tronu i podeszła do obolałej druidki, by głaskać ją piórach.
- Jaki piękny ptaszek! Co tu robisz maleńki? Oj bidulko… musiało strasznie zaboleć. Ale nie martw się. Remilda o ciebie zadba.- zaczęła trajkotać wesoło “księżniczka, a orzeł… zaśmiał się nagle, tak całkiem po ludzku, po czym splunął krwią w bok.
- Ja “maleńka” - Powiedziała Vaala.
- No nie obrażaj się… jesteś dużym ptakiem, ślicznym… i rannym.- odparła czule księżniczka nie zaprzestając pieszczot.
- “Maleńka”, jako ona, nie on - Starała się dalej wyjaśnić Druidka.
- No stąd, trudno rozeznać… ale i tak jesteś śliczną orlicą. - odparła księżniczka dając całusa w dziób.
- Na Dziewięć piekieł… - stęknęłą Imra wciągając się do góry i upadając po drugiej stronie barierki. - Nigdy więcej na niej nie polecę.
Podniosła się i przeszła te kilka kroków do zasłonki aby zajrzeć do środka. Widząc całą tą scenę miała tylko jeden komentarz:
- O w mordę.
- Och… dzielna wojowniczko… nie spodziewa… łam się. Czy przyszłaś tu mnie porwać?- zapytała zaskoczona księżniczka odskakując od orła. A następnie dając szybkiego susa za tron dodała.
- Tatulo mówił, że nie powinnam się dać zabrać. Że dla wszystkich będzie lepiej jeśli żadnego nie zostanę żoną.
- A to nie zostawaj. Małżeństwo nie jest nikomu do szczęścia potrzebne - Imra aż zgrzytnęła zębami i musiała potrząsnąć głową aby odegnać wspomnienia.
- Ale oni przymusem mnie zaciągną do ołtarza. Jeden albo drugi. Nie będą się pytać.- wyjaśniła chowająca się za tronem Remilda.- Jak ci na imię pani?
Półelfka pokręciła głową czując jak wzbiera w niej pogarda.
- Vaalu żyjesz? - zapytała druidkę mierząc chłodnym spojrzeniem “księżniczkę”.
- Bywało gorzej - Odparła Druidka-orzeł, podnosząc się z podłogi, raz trzepnęła skrzydłami, zupełnie jakby w ten sposób doprowadzała się do ładu, po czym rozglądnęła zaciekawiona po pomieszczeniu nie znajdując nic nowego.
Imra kiwnęła na to głową i wróciła spojrzeniem do “księżniczki”.
- Imra jestem. Z rodu Orirel. Nie umiesz się bronić może? Jak byś miała siłę to żaden by ciebie nigdzie nie zaciągnął bez twojej zgody.
- To nie takie proste. Jestem księżniczka małego królestwa leżącego między dwoma mocarstwami. Nawet gdybym umiała się bronić, to kto obroni mój lud przed napaścią?- zapytała Remida. - Kto zapobieże krwawej wojnie?Co? Przecież nie miecz w moim ręku?
Wyszła zza tronu i dygnęła z gracją.- Remilda trzecia tego imienia przyszła władczyni królestwa Scargonu, z rodu Haldarów.
- Smok!! - Palnęła nagle Vaala, rozglądając się po komnacie, w której przebywały - Skoro jest wieża, rycerze, księżniczka… to gdzie smok?? - Łypnęła na całą tą "Remidę-jakąś-tam-trzecią" - A może… smoczyca?
- Eeeem… nie ma? - zapytała Remilda i dodała.- Jestem tylko ja i parę niewidzialnych sług, których przywołał nadworny czarodziej, gdy tatko zamówił mi tą wieżę.
Półelfka skrzywiła się.
- A jak pomaga siedzenie w wieży pod którą walczy tysiące żołnierzy?
- Cóż… walczą tu… nie na ziemiach mego ojca. Nie pustoszą mej i swoich ojczyzn, nie sprowadzają krzywdy na innych. Tylko na siebie nawzajem. - stwierdziła cicho Remilda. - Ja im nie kazałam tu przybyć.
- A czemu walczą tak mechanicznie? Czemu nie umierają? Oni w ogóle są prawdziwi?
- Nie wychodzę z wieży. Nie pytałam się ich. Bałam się że któryś mnie porwie. - wyjaśniła księżniczka. - A wtedy moje poświęcenie pójdzie na marne.
- Jaaaasne… - Vala pokiwała pierzastym łbem, jakoś nie bardzo chyba wierząc w te opowiastki. Spojrzała na Imrę - Co robimy? Tu chyba nie ma nic ciekawego? A na sta-tek mamy już jedną taką suuu… - Przez przypadek strąciła coś swoim orlim skrzydłem na podłogę, co zostało podniesione i postawione na miejsce przez niewidzialnego sługę.
- Musicie aż tak szybko? Mało kto tu mnie odwiedza. Wielki czarny ptak wszystkich odstrasza.- rzekła błagalnie księżniczka.
- A rzesz… - Imra mlasnęła niezadowolona. Podeszła do dziewczyny i złapała ją za rękę. - Zobacz co się dzieje na zewnątrz.
Mówiąc to zaczęła ją ciągnąć w stronę balkonu.
- Wiem co się dzieje… na zewnątrz.- Remilda zaczęła stawiać opór, gdy była ciągnięta w kierunku kotary. - I co miałabym zrobić. Myślisz że mnie posłuchają? Niby czemu… przecież nigdy nie słuchali.
Vaala z kolei przyglądała się temu z obojętną(jak na orła to możliwe) miną.
- Wiesz? A przed chwilą mówiłaś, że nie wychodzisz z wieży. To jak to jest? Spoglądasz z tego balkonu na dół, czy nie? A jak tak, to co to za osoby? Co to za herby? - Imra nie przestawała ciągnąć za sobą księżniczki i nie była przy tym delikatna.
- Nie wychodzę, nie wolno mi.. nie powinnam. Nie widzę, ale słyszę dźwięki walki… dochodzą tutaj. Nie chcę tego widzieć. A herby są mi znane. To rycerze z obu imperiów, walczą o mnie, o dostęp do wieży. Bardziej by nie dopuścić drugiej strony, niż zdobyć mnie dla siebie. - Remilda okazywała się zarówno dość silna, gdy stawiała opór ciągnięta ku balkonowi. - Czarny ptak nadleci, gdy wyjdę na balkon. I ty zginiesz.
Imra zatrzymała się aby spojrzeć na księżniczkę i ocenić czy mówi prawdę.
- Zostaw ją Imra, bo jeszcze nam tu padnie ze strachu czy coś… - Powiedziała Vaala-orzeł - Nie ma tu nic ciekawego, wracamy na sta-tek? No chyba, że chcecie się posmyrać albo coś, to ja poczekam…
Półelfka się jeszcze zastanawiała, ale ostatecznie puściła kobietę.
- Hm. Niech będzie. Nic z tego nie zyskamy - mruknęła po czym wyszła na balkon.
- Tak szybko wracacie? Ale… nie możecie chwilę zostać?. Nudno mi tu samej.- zapytała błagalnie Remilda.
- Nie przyleciałyśmy w odwiedziny tylko aby sprawdzić co tu się dzieje. Nic nie wiesz, na zewnątrz wyjść nie chcesz i jeszcze straszysz że Chronotyryn tu przyleci i nas pozabija - Imra spojrzała sceptycznie na dziewczynę. - Nie zachęcasz do pozostania.
- Jeśli nie wyjdę, to się nie pojawi. - wyjaśniła konspiracyjnym tonem księżniczka.- Wystarczy że zostanę w wieży.
- Jeśli w to wierzysz to twoja sprawa. Bądź zamknięta do końca swojego księżniczkowego życia w tej kupie kamieni. Vaalu?
- Co? - Spytała Druidka.
- Zbierajmy się.
- A jak wrócisz na sta-tek? - Zdziwiła się Vaala.
Imra spojrzała na Vaalę.
- Co masz na myśli?
- Nooo… jak wrócisz na sta-tek? - Powtórzyła dziewczyna.
Imra popatrzyłą na druidkę przez moment bez zrozumienia. Potem bardzo powoli kiwnęła głową.
- Czyli nie zamierzasz mnie zabrać. Typowe. Czego ja się spodziewałam? - wojowniczka podeszła do barierki i wyszukała spojrzeniem statek zamachała ręką w jego kierunku mając nadzieję, że ktoś dostrzeże ten gest.
- Powiedziałaś, że już na mnie nie polecisz? - Odezwała się do niej ponownie Vaala.
- Niby kiedy? - półelfka już nawet nie pamiętała.
- Jak ja byłam tu, a ty tam? - Vaala-orzeł wskazała wnętrze wieży, i balkonik - Po ostrym lądowaniu?
- Aach… mogło mi się coś takiego wymsknąć. Nie mniej nie muszę NA tobie lecieć. Mogę złapać się twoich nóg. Technicznie się zgadza.
Księżniczka przysłuchiwała się temu w milczeniu i wyraźnie zmartwiona. Z oddali zaś dało się dostrzec, jak Wędrowiec rozwija swoje skrzydła i odbija się od burty Destiny, by po chwili zniknąć i pojawić się na balkonie.
- Coś się dzieje? - zapytał Imrę automaton.
Księżniczka z piskiem uciekła za tron, przerażona pojawieniem się Bezimiennego.
- Mamy księżniczkę, która nic nie wie, twierdzi, że Chronotyryn do niej przyjdzie jak wystawi nos na zewnątrz. A i Vaala coś kombinuje z tym aby mnie nie zabrać z powrotem - odpowiedziała półelfka ignorując zachowanie księżniczki.
- I chyba ma cieczkę - Dodała Druidka, kiwając głową w kierunku tej całej "Remidy" - Chce towarzystwa…
- Raczej nie chce. Nie słuchałaś chyba - Imra pokręciłą głową.
- Mam ją w zadku - Zaśmiała się Vaala orlim skrzekiem.
- Zły ptaszek. Niewychowany. - oburzyła się Remilda.
Słysząc uwagę o chronotyrynie, Wędrowiec rozejrzał się odruchowo.
- Czyli nie ma sensu tu zostawać. Mogę zabrać Imrę.
- Poproszę, dłużej w tym szaleństwie nie wytrzymam - wojowniczka niemal błagalnie spojrzałą na Wędrowca. “Prawie” bo z jej oczu jak zwykle zionęła pustka.
Automaton kiwnął głową i rozpostarł skrzydła.
-Vaalu, leć za mną i utrzymuj prędkość, powinno ci być łatwiej wylądować bezpiecznie - po tych słowach wzniósł się w powietrze, chwytając wojowniczkę za wyciągnięte ręce.
- Trzym się księżniczka! A jak masz braki, na dole masz morze twardych, jurnych… - Vaala znowu się zaśmiała, po czym lekko trzepnęła pannicę skrzydłem. Czas było lecieć.
Odpowiedzi nie otrzymali, księżniczka coś tam wybąkała ale niezbyt wyraźnie… ani składnie. A oni już pofrunęli w kierunku Statku.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-08-2020, 09:57   #65
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
POZA WIEŻĄ


Diabliczka usiadła na brzegu Statku sięgnęła po banjo zawieszone na ramieniu i poczęła grać leniwie melodię, a wokół niej pojawiły się od razu świetliste kule otaczające bardkę i podrygujące wraz z jej melodią.
- Posprzątałam u siebie. Wieczorem więc będziemy mogły podyskutować o modzie przy winie.- zwróciła się do Mmho.- Jeśli zechcesz wpaść oczywiście.
Na twarzy Mmho pojawił się delikatny uśmieszek.
- Mmho cieszy się, że zrobiłaś w swoim pokoju więcej przestrzeni - odpowiedziała pół-orczyca - chętnie wypiję z tobą wieczorem wino.
- Cieszę się. I tym razem będę gotowa na dłuższe rozmowy.- dodała zadziornie rogata muskając swój dekolt czubkiem ogona. Na co Mmho odpowiedziała puszczeniem do niej oczka, po czym skupiła wzrok na locie Vaali i Imry.
Następnie bardka spojrzała na Wędrowca.- Ale wpierw winna pogadać z waszym nowym kapitanem o jego przywilejach i obowiązkach. Nie jestem co prawda tak z nimi obeznana jak byłby Radogast, ale… co nieco wiem.
- A Destiny nie jest mi w stanie ich przekazać? - Wędrowiec był lekko zaskoczony. Wciąż wpatrywał się intensywnie w wieżę, pilnując pleców Imry i Vaali.
- Pewnie mógłby… część informacji. - odparła bardka nadal brzdąkając na banjo. - Widzę mój drogi, że boisz się zostać ze mną sam na sam… czyżbym była aż tak przerażająca?
- Planujesz odprawić ochroniarzy? - automaton rzucił okiem na obu kamiennych wojowników, po czym wrócił do obserwacji.
- Jeden będzie stał za drzwiami pilnując mnie tak. Nic nie usłyszy.- wyjaśniła rogata ruszając na boki ogonem wesoło i nie przerywając gry.
- Wedle woli. Możemy porozmawiać - stwierdził Wędrowiec - Kiedy załoga będzie w pełnym składzie.
- Oczywiście… teraz jest sytuacja bojowa i możesz liczyć na moje wsparcie… kapitanie.- odparła dziarsko bardka z uśmiechem.
- W takim razie przyda mi się twoja luneta - automaton wyciągnął dłoń w stronę bardki.
- Oczywiście kapitanie.- diabliczka wyciągnęła swój skarb z dekoltu i podała ogrzany przedmiot Bezimiennemu. Ten przyjął go bez słowa i wrócił do obserwacji, a bardka do gry na ukochanym instrumencie.
Kvaser uśmiechnął się szeroko słuchając negocjacji na temat samotnej rozmowy oraz obecności ochrony, chyba nawet zaśmiał się pod nosem, ale nic nic powiedział.
Harran na diabliczkę nie zwracał uwagi, bardziej zainteresowany losami tych, co się wybrały na wycieczkę do wieży.
- Imra chciała się nauczyć latać na własną rękę? - rzucił, obserwując skok półelfki, cudem jakimś nie zakończony upadkiem.
- Albo nie chciała skończyć nosem w ścianie - powiedziała Mmho, zaniepokojonym tym co widzi tonem.
- Idiotki - mruknął Wędrowiec, a jego skrzydła rozpostarły się lekko, jakby szykował się do lotu.
- Raczej dzieci - dodała Mmho.
- Gorąca krew… ma swoje zalety. Ma i wady.- odparła z dwuznacznym uśmieszkiem Tanegris.
- To ja tutaj jestem od braku rozsądku - Kvaser rzucił niechętnie rozbawiony całą sytuacją.
- Usprawiedliwienia… - automaton tylko pokręcił głową, przyglądając się, jak Imra wciąga się na balkon.
- Żyje. Obie żyją, i to jest najważniejsze - stwierdził Harran. - Szczęście komuś sprzyjało. - Uśmiechnął się lekko.
Wędrowiec prychnął, nie opuszczając lunety.
- Harranie, muszę pamiętać żeby się z tobą o nic nie zakładać.
Zaklinacz spojrzał na niego zaskoczony.
- Z powodu...?
- Wewnątrz jest jakaś młoda kobieta. Nie zdołałem się przyjrzeć, ale księżniczki wykluczyć nie mogę.
- Nie do wiary. - Harran pokręcił głową. - Oby to była wieża bez wyjścia, a nie wieża ze smokiem, bo nasze panny będą miały dodatkową rozrywkę...
- Wielomian twierdził że multiuniversum ma tendencję do powielania schematów, dzięki czemu spoiwa każdego z nich mogą ze sobą koegzystować i przenikać przez siebie. Niemniej w wyniku tego, schematy i ich odbicia takie jak to muszą zaistnieć. Skoro jest wieża, to musi być księżniczka .- oceniła diabliczka i dodała sarkastycznie. - Plótł też, że jedno z jego imion czyniło najlepszym kochankiem na świecie, więc… nie pokładałabym pełnego zaufania w jego teorie.
Automaton odsunął na moment lunetę i pierwszy raz spojrzał zaciekawiony na Tanegris.
- Wielomian? O kim mówisz?
- No oooo… Wielomianie. Samozwańczym wielkim filozofie z Sigil. Takim który sprzedaje swoje mądrości za kielichy trunków w dowolnym barze. Kiedyś w Klatce było ich od groma. Teraz jest trochę mniej.- zaśmiała się rogata nie przerywając gry na instrumencie.
- Interesujące. Chętnie bym z nim porozmawiał - automaton uśmiechnął się lekko i wrócił do obserwacji.
- On z tobą też… tak długo jak będziesz płacił za kolejne antałki. - zachichotała bardka.
- Tylko nie od razu będziesz wiedział, które z jego teorii są prawdziwe - wtrącił się Harran.
- Księżniczka - Kvaser zaśmiał się pod nosem, trochę ochryple - bardowie opowiadają czasem o toposowe opowieści. Zakładając optymistycznie, iż ta teoria na chwilę byłaby prawdziwa, ta światów - uśmiechnął się pod nosem - co jeśli to nie fragment świata, lecz jakby… wyciąg esencji pewnych wydarzeń, toposu, opowieści czy jak zwał to zwał te całe legendy. I jakie konsekwencje ma zaburzenie tego…
- To jest esencja teorii, ich prawdziwość musi dopiero zostać potwierdzona - odpowiedział Harranowi Wędrowiec, po czym zamilkł, słuchajac niziołka - Ma to sens. W takiej sytuacji Imra i Vaala mogłyby zająć jakieś role tej opowieści.
- Na razie pewne jest, że księżniczki zwiastują kłopoty - stwierdził zaklinacz.
- Kłopoty albo fortunę - Kvaser zwrócił się do Wędrowca i zaklinacza - opowieści mają dużą moc. Wy - spojrzał na nich - znacie się na teorii magii lepiej niż ja, pewnie wyobrażacie sobie co można zrobić z czymś takim.
- Ja jestem praktykiem magii - wyjaśnił Harran.
- Też - Kvaser odpowiedział mu serdecznie - ale sądzę, że jako ktoś bardziej skupiony na niej samej, wiesz więcej, skoro i ja cokolwiek wiem - kiwnął głową
- Fortuna też oznacza kłopoty - uśmiechnął się zaklinacz - a teoria z esencją... Co będzie, jeśli Imra i Vaala zakłócą jakąś legendę? - dokończył Harran.
- Wielkie bum?- zapytała retorycznie diabliczka i wzruszyła ramionami. - Albo nic… Acheron to plan walki pozbawionej sensu i celu, a nie toposów.
- Zbyt wiele możliwości, żeby odpowiedzieć jasno - automaton pokręcil głową - Nie znamy specyfiki tej magii, jej elastyczności i potęgi. Nie wiemy nawet czy to magia
- Walka bez sensu to też opowieść. W gruncie rzeczy, o niemal każdej wojnie - Kvaser powiedział dziwnie cicho jak na siebie, uciekając do jakiś wspomnień - albo walka bez sukcesu. Jeśli nie liczy się droga - machnął ręką - zobaczymy jak wrócą i co przyniosą.
- Według legendy? - Harran spojrzał na Kvasera. - Uwolnią księżniczkę, a nam na pokładzie przybędzie kolejna kobieta. - Uśmiechnął się.
- Taaa - niziołek zaśmiał się w głos - niektórzy tyle przechędożą, że im sił do walki braknie - skierował słowa w drugą stronę, bardziej w kierunku diablicy i Mmho, ale nie bezpośrednio.
- Niektórzy mimo wszystko chętnie ruszają w bój w obronie swej kobiety - odparł, z poważną na pozór miną, zaklinacz.
- Mmho to nie grozi, po chędożeniu ma więcej sił do walki, a nie mniej - zielonoskóra zaśmiała się gardłowo - a pięknych kobiet nigdy nie za mało. Czyż nie? - w tym momencie krótko odwróciła wzrok od pola walki i wieży by spojrzeć na niziołka.
- Czasem jest z tym tylko problem - niziołek stwierdził pogodnie - a to córka chce z tym, tamtemu jest obiecana dziecko z innym. Pół biedy jak to niższe szlachciury, to tylko wyrżną dwie wioski, gorzej gdy w grę wchodzi monarchia.
- Wysysa siły z partnerek - mruknął zaklinacz do niziołka, wracając do pierwszej części wypowiedzi Mmho.
- Zwykle monarcha daje coś bohaterowi za uwolnienie swojej córki. W baśniach pół królestwa, w rzeczywistości cóż… najczęściej kufer złota.- wtrąciła rogata z uśmiechem.
- Raczej kilka mieszków - Kvaser stwierdził rozbawiony - zdarzało się mi brać udział w podobnych awanturach, zwykle jako ochrona. Jakoś wszyscy stają się mniej chętni do odwetu czy porwań, gdy odsyła się im głowy poprzedniej drużyny - wzruszył ramionami, po chwili zaśmiał się przypominając sobie coś - a ile razy kasa przeleciała mi koło nosa, bo nie chciałem pomagać skurwysonom - uśmiechnął się błogo.
- To zależy o jakiej skali mówimy. Byle baron może sobie pozwolić na bycie sknerą, ale król… zwłaszcza bogaty i potężny, musi mieć gest.- wyjaśniła rogata bardka nie przerywając gry na instrumencie. - No i drużyna musi mieć dyplomatę, który odpowiednio… poprowadzi rozmowę.
- Musi mieć tam gest, gdzie inni to zauważą - niziołek chrząknął - albo wystarczy, że będa tak mówili. Tak załatwili jedną kompanię w której robiłem - Kvaser ciągnął opowieść - jak nam opowiedzieli o sumie, to wszystkim oczy się zapaliły. Dwór, szlachciury, plotkary, muzycy i inni tacy. Wszyscy wychodzą w dobrych nastrojach, wieści się niosą… A przy wypłacie psie syny, podatek, a to licencja, a to koszta zniszczeń, a to odjęcia za siniaki, a to pomoc królestwa miała być po prostu, a że królestwo wynajmowało gildię, to jej wynagrodzenie nam odliczono… - westchnął poirytowany …- taki to los najmity. Niższa szlachta jest uczciwsza, kupcy to sknery ale potem zwykle nie kombinują, a magowie nie umieją się targować - mrugnął to drugie wyraźnym żartem.
Mmho słuchała opowieści niziołka, wciąż obserwując sytuację na dole.
- Monarcha daje coś za uwolnienie córki? - Mmho najwyraźniej zamyśliła się nad tymi słowami - To sam jej nie więzi? Chcecie zarobić na księżniczce? - pół-orczyca wolała upewnić się czy dobrze rozumie.
- Zwykle ktoś taką córkę porywa. Lub sama ucieka - Kvaser wyjaśnił cierpliwie - z tego co opowiadasz, u was raczej nie ma małżeństw politycznych, Mmho, prawda? Niestety to częste. Młodzi chcą być ze sobą, a już przypisano ich innym… Albo co zabawne, jak ktoś zmusi do małżeństwa licząc, iż takie pod przymusem będzie respektowane i po chwilowej wściekłości, ostatecznie przybliży rody. Polityka to bagno.
- Bagno, od którego lepiej się trzymać z daleka - przytaknął Harran, którego przodkowie wiele mieli z polityką wspólnego. - A i z porwaniami, okupami i zapłatą za odzyskanie porwanej faktycznie różnie bywa. Wszak skoro odzyskana, to po co płacić? Najemnicy będą mleć ozorami, ale kto im uwierzy? A i tak bywało, że ślad po najemnikach zaginął. Szczególnie po tych mniej znanych. Lochy władców kryją wiele tajemnic... i kryją je na wieki.
- Szlachectwo zobowiązuje… no i jeśli się ogłaszało nagrodę publicznie to należałoby ją również publicznie wypłacić. No… i najważniejsze. Jeśli taka ekipa potrafi sobie poradzić ze smokiem, to byle zamkowa straż nie stanowi dla niej problemu.- wtrąciła diabliczka wzruszając ramionami.- Wszystko zależy od sytuacji i od dyplomacji.
- Mmho była żoną wodza i było to małżeństwo jak to nazwałeś? Polityczne? Kiedy Mmho została wdową, mogą wybrać swoją ścieżkę - odpowiedziała mu pół-orczyca. - Teraz mam żonę, a było to z wyboru i miłości - dodała - każda z nas wiedziała co bierze - wyszczerzyła przy tym zęby.
- No cóż… trudno twojej żonce odmówić dobrego gustu.- zachichotała Marai uśmiechając łobuzersko i lubieżnie zarazem. Na co Mmho odpowiedziała równie łobuzerskim uśmiechem.
- Smoka można siłą, bohaterów sposobem - stwierdził Harran, - A co do gustu... Jedni wolą blondynki, inni brunetki, a dla jeszcze innych ważne są kształty. I nie ma co dyskutować o tym, co jest lepsze.
- Szlachectwo zobowiązuje - Kvaser splunął za pokład - tylko ile razy trzeba im to przypominać - stwierdził wściekle - nie twierdzę, że są same dupki. Ale ze skurwysynów, to jak jest skurwysyn herbowy, to bywa najgorszy.
- Bo uważa taki jeden z drugim, że mu wszystko wolno i wszystko ujdzie bezkarnie - podsumował Harran.
- Trochę im długo schodzi w tej wieży.- oceniła diabliczka zerkając na Bezimiennego i swoją lunetę w jego dłoniach.
- Pewnie księżniczka przypadła im do gustu - zasugerował Harran.
- Albo i nie - stwierdził Wędrowiec, oddając lunetę bardce - Nie są w widocznym niebezpieczeństwie, ale Imra coś sygnalizuje. Zaraz wrócę - Po tych słowach odbił się od burty i poleciał w stronę wieży, w połowie drogi znikając i pojawiając się na balkonie.
- Jak na kogoś, kto ma rozkazywać statkowi, zbyt chętnie opuszcza pokład - niziołek westchnął nie kryjąc irytacji.
- Nie wie, że kapitan opuszcza pokład jako ostatni - dodał Harran. Na pozór poważnie.
- No cóż… - oceniła diabliczka przerywając grę i spoglądając przez lunetę. - W razie czego Destiny podlega poleceniom całej załogi. Kapitan ma jedynie głos decydujący.
- Zauważyliśmy do tej pory - niziołek stwierdził zapatrzony w wieżę.

- Ciekawa pozycja... - powiedział Harran, gdy (po dłuższej chwili) pojawił się uskrzydlony Wędrowiec i trzymana przez niego Imra.
- Na taką odległość wystarczające aby się nie zmęczyć - Imra sapnęła uwalniając się z uchwytu Wędrowca i uderzając ciężko o pokład.
- Co tam ciekawego było? - Kvaser zapytał rozbawiony sposobem przeniesienia Imry.
- Irma za dużo waży, że wróciłyście osobno? - spytał Harran, gdy Vaala znalazła się na pokładzie.
- Nie chciała na mnie lecieć, bo za dziko latam… a konstruktowi nakłamała, że jej zabrać na sta-tek nie chcę - Powiedziała Druidka, przemieniając się w ludzką postać, wzruszyła ramionami, po czym się kwaśno roześmiała.
- Latasz z fantazją, fakt. - Zaklinacz się uśmiechnął. - Widać trzeba mieć... odpowiedni charakter - dokończył.
- Tam księżniczka z cieczką, co nie wychodzi, bo się boi rycerzy, albo czarny ptak przyleci - Vaala powiedziała do Niziołka.
- Ja też bym się obawiała. Coś jest w nich nie tak… coś… nieludzkiego.- oceniła Marai spoglądając w dół.
- Nie lubię mieć racji - niziołek stwierdził gorzko na słowa o ptaku i spojrzał na wędrowca.
- Destiny, wracamy na kurs. Zwiększ prędkość w miarę możliwości, nie chcemy natknąć się na chronotyryna - automaton wydał dyspozycje - Następnym razem proponuję lądowanie zamiast spadania.
- Tak kapitanie. - Destiny zaczął się pospiesznie oddalać.
- Przecież wylądowałam W ŚRODKU wieży? To Imra sama skoczyła przed? - Zdziwiła się Vaala.
- Rozbiłaś się. To nie jest równoznaczne wylądowaniu - Imra pokręciłą głową z niezadowoleniem.
- Blabla… - Pokręciła głową Druidka, z uśmieszkiem do Półelfki.
- Czy ona potrzebuje pomocy? - zapytała Mmho, a na jej czole wymalowała się zmarszczka niepokoju - Pytałyście jak można jej pomóc? - zapytała Imrę.
- Nie potrzebuje pomocy. Siedzi sobie wygodnie w swojej wieży wierząc, że jak wyściubi nos to ją albo porwą do ożenku albo pojawi się ten kruczy potwór. Jedynej pomocy jakiej ona może potrzebować to doktora od umysłu - półelfka zrobia taki gest jakby nawet i ta możliwość była niewarta rozważenia.
- Czyli sprawdziłyście, że w wieży jest dziewczyna, która bardzo boi się z niej wyjść, więc chcecie ją tam zostawić i lecieć sobie dalej? - Mmho upewniła się, że dobrze rozumie sytuację.
- Gra niewarta świeczki. Wierzy również, że jakbym ją wyciągnęła, to by się ten stwór pojawił i bym umarła. Nie widziałam powodu sprawdzać czy się to sprawdzi. A ty przypadkiem w ogóle nie chciałaś lecieć dalej niezależnie od tego co jest w środku? - Imra uśmiechnęła się nieprzyjemnie. Po powrocie zdecydowanie była bardziej rozdrażniona.
- Chciałam lecieć dalej, żeby nie narażać drużyny i popsutego statku na niebezpieczeństwo. Polecieliście i teraz już wiemy, co tam jest. Wasza etyka jest dla mnie zadziwiająca - w tym momencie spojrzała na Harrana i krótko na Vaalę, po czym niezbyt zadowolona z obrotu spraw, skierowała się w stronę wejścia do wnętrza statku.
- Nie należy nikogo ratować wbrew jego woli - rzucił Harran w stronę odchodzącej półorczycy. - To by było porwanie.
- Z tego co słyszałam, jej wolą kieruje strach i bezradność. Mniejsza z tym - Mmho machnęła ręką, stojąc już przy drzwiach.
- Zaproponowałam jej aby sama za siebie myślała. Woli słuchać się swojego “ojca” kimkolwiek on jest. Jej sprawa. Niektórzy muszą dojrzeć do “uratowania” - westchnęła ciężko Imra siadając na pokładzie i opierając się o relig. - Ale abyśmy my u niej zostali to już nie miała problemów proponować. Czyli zupełnie bez rozumu nie jest. Lub to była pułapka, której uniknęliśmy naszym brakiem empatii.
- Rozumiem, jej życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo - odparła Mmho - idę do siebie - dodała.
- Zapiszę pozycję wieży i informacje jakie uzyskaliście…- rzekła Rogata podążając za półorczycą i próbując ją pocieszyć.- Jak będę w Sigil przekażę je Pierścieniodawcom, tym z nich którzy lubią ratować innych w kłopocie. Z pewnością wyślą tu misję ratunkową.
- Procent - Kvaser mruknął wyraźnie żartując.
 
Asderuki jest offline  
Stary 21-08-2020, 12:19   #66
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Diabliczka wpadła do komnaty Wędrowca, gdy ten wyklepywał pancerze na w miarę płaską blachę. Uśmiechnęła się na ten widok i rzekła.
- Destiny nie wolno ci podsłuchiwać.
- Tak jest.- odezwał się okręt.
A Marai przysiadła z boku i przyglądała się pracy Bezimiennego przez chwilę nim rzekła.
- Tych rzeczy Statek może nie wiedzieć, ba może nawet nie mieć możliwości się dowiedzenia. Zacznę od rzeczy trywialnych, by najważniejszą zostawić na koniec. Miej na względzie że nie byłam nigdy częścią załogi, toteż nie gwarantuję że są to jedynie niespodzianki jakie znajdziesz na Destiny. Wiedz też że Statek nie jest dokończony. Gnościk ciągle coś w nim grzebał i przerabiał.- odetchnęła głośno i ruszyła ku ścianie okrętu, nachyliła się i przycisnęła jakieś deseczki powodując że się one rozchyliły i rogata wyjęła z kryjówki dziwaczną kamienną figurkę.
- Każda chyba kwatera ma takie schowki i niestety Destiny nie wskaże wam ich, bo on o nich wie. I się nie dowie. Widzisz, Destiny widzi i słyszy wszystko, ale nie wszystko zapamiętuje… bo tak nakazał mu twórca. Pewne sprawy od razu znikają mu z pamięci. Tak jak te schowki. Nie wiem co jeszcze Gnościk nakazał mu zapominać.
- Zauważyłem, że jego pamięć jest wadliwa. Ale dziękuję za wskazówkę - automaton kiwnął głową. Wydawało się, że ...posmutniał? - Co jeszcze powinienem wiedzieć?
- Nie… to kwestia wadliwości pamięci, to… pewne trwały zmiany mające zapewnić minimum prywatności załodze. Destiny słyszy nas cały czas, nawet teraz.. tylko teraz jednym uchem wpada, a drugim wylatuje. To samo się dzieje, gdy członkowie załogi migdalą się w kwaterach… Destiny tego nie zapamiętuje. - wzruszyła ramionami bardka.- A co do jego odpowiedzi. Odpowiada tak samo, na pytania dotyczące zarówno tego czego nie pamięta jak i tego czego nigdy nie wiedział. No… ale… co do innych spraw. W magazynie na dolnym pokładzie są drabinki sznurowe… zaczepia się je o pokład i wtedy Destiny może je zwijać i rozwijać. Tak się schodzi i wchodzi na jego pokład. Zwykle Destiny nie uderza dziobem glebę, tylko zawisa dwa trzy metry nad podłożem.
- Wygodne, choć nieoczywiste dla wszystkich... - mruknął Wędrowiec, w końcu odkładając kawał stali, będący kiedyś napierśnikiem i odwracając się do Tanegris.
- Wygodne dla poprzedniej załogi, jedynej załogi jaka miała być. - przypomniała mu rogata.
Automaton uśmiechnął się delikatnie, słysząc że diablica nie zrozumiała do końca jego uwagi.
- Dobrze o tym wiem. Gnościk zapewne nie przewidział tego, że nie będzie miał możliwości wyuczenia swego następcy.
- Jest jeszcze… jedna kwestia. Otóż istnieją frazy które wyłączają świadomość Destiny i włączają ją na powrót. Zdania które można użyć, gdyby… coś poszło straszliwie źle. Nie znam ich… wiem tylko, że istnieją...Imvyr raz się wygadał po pijaku. Znał je tylko Radogast i Gnościk. Destiny nie ma pojęcia o ich istnieniu. - dodała cicho bardka.
- Rozumiem… Pewnie są na tyle rzadkie, że nie ma szans ich nigdy użyć przypadkiem, ale los lubi sobie kpić ze śmiertelnych. Wiesz, czy fraza wyłączająca będzie także włączającą?
- Nie wiem… mogą być oddzielne. Gnościk nie uważał, że jest potrzebna… ale Imvyr z Radogastem nalegali.- wyjaśniła rogata.- Gnościk chciał stworzyć z Destiny w pełni żyw… w pełni myślącą istotę. W pełni wolną.
- Wiesz, czemu mu nie pozwolili? I czy miał jakieś księgi, w których dokumentował pracę?
- No… pozwolili mu, tylko że Destiny jest trakcie rozwoju. Nie został w pełni ukończony i Gnościk zaś z pewnością dokumentował swoje prace. Spytaj Harrana czy czegoś nie znalazł. Wszak zajął sypialnię gnoma. - odparła diabliczka przyglądając się przez ramię temu czym zajmował się Bezimienny. - Co robisz?
- Szykuję tymczasową osłonę do wyrwy w burcie. Regeneracja potrwa, a do tego czasu przyda się nawet prowizorka - automaton wzruszył ramionami.
- Pomysłowe… chcesz naprawić Destiny?- zapytała zaciekawiona rogata.
- A czemu miałbym nie chcieć? Został uszkodzony - Wędrowca wyraźnie zaskoczyło pytanie.
- Nie znam żadnej stoczni, która mogłaby się nim zająć, ale wiem że istnieją takie latające okręty jak ten. Pociągnę za moje sznurki i może coś zdołam znaleźć. I dam wam namiary na nie… ze zniżką. - odparła żartobliwie rogata.
- Będę wdzięczny. Zapewne w stoczniach Domu Lyrandar na moim świecie mogliby poradzić sobie z naprawami.
- A warto byłoby tam się wybrać? Lub bezpiecznie byłoby to uczynić? Destiny jest wyjątkowy. Domy Eberronu mogłyby go… zarekwirować dla siebie. - oceniła rogata i dodała.- W Rigus warto zatrzymać się nad trzecim kręgiem. Tamtejsze kuźnie mają renomę i wyrobiły sobie dzięki niej odrobinę niezależności.
- Dlatego właśnie nie proponuję powrotu na Eberron - automaton uśmiechnął się krzywo - Domy z pewnością byłyby zainteresowane statkiem tak unikatowym jak Destiny…
- Znajdę coś bezpieczniejszego. I…- westchnęła ciężko rozmyślając.-... zobaczę czy da się skontaktować z Architektem.
- Kim, lub czym, jest ten Architekt? Wspominałaś, że pomógł Gnościkowi w stworzeniu Destiny.
- Chyba jego krewnym. A na pewno potężnym magiem. Architekt tworzy plany egzystencji… cóż półplany co prawda, za pomocą kryształowych konstruktów zwanych ziarnami półplanów. Są to ograniczone światy… mające rozmiar zazwyczaj nie przekraczający kontynentu. Niemniej są to prywatne półplany do których tylko osoby wskazane przez właściciela mają dostęp. Jak się pewnie domyślasz… są drogie w tworzeniu i czasochłonne. Architekt się tym zajmuje, zarabiając na ich projektowaniu i tworzeniu… i jest bardzo bogaty i bardzo zajęty.- wytłumaczyła Marai.- I bardzo arogancki oraz zadufany w sobie.
Wędrowiec słuchał uważnie, notując w pamięci te informacje.
- Interesujące. Wiesz, gdzie można go spotkać?
- Ma swój własny prywatny półplan… oczywiście.- zaśmiała się rogata i pokręciła przecząco głową. - Ciężko do niego dotrzeć. Nie ma czasu na gości. Za dużo zleceń.
- Cóż, w takim razie wszystko zależy od twoich umiejętności i kontaktów.
- Tooo chyba wszystko… aaaaa i jeszcze jedno… Kvaser z tobą rozmawiał?- zapytała rogata nagle.
- Czemu pytasz?
- Może on ci powie, jak porozmawiacie. - odparła wymijająco Rogata.- Będę miała jeszcze kilka uwag jak już dolecimy do Rigus, ale to powiem na wspólnym zebraniu. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Jaka była twoja relacja z poprzednią załogą? Znasz Destiny zbyt dobrze, żeby były to po prostu interesy - zapytał automaton. Liczył na to, że dowie się, co motywowało Tanegris do tak entuzjastycznej pomocy. Poza wdziękami Mmho.
- Lubiłam ich, współpracowałam czasem z nimi przy niektórych misjach. Czasem pomagali mi w mojej robocie. Miałam bliższe kontakty z Azuriel i Crombarem. Nieco dalsze z Imvyrem. Poza tym ja i Gnościk dzieliliśmy filozofię życiową i tak jakby organizację… to skomplikowane, ale trzymałam i trzymam się nadal z osobami które należały do organizacji do której należał sam Gnościk. A która obecnie oficjalnie nie istnieje w Sigil, a nieformalnie tak jakby… jest i rośnie w siłę.- wyjaśnienie to było pokrętne i sugerowało dłuższą opowieść.
- Każda odpowiedź budzi kolejne pytania - Wędrowiec uśmiechnął się, cytując - Rozumiem. Powiesz coś więcej na temat tej grupy i filozofii?
- Stronnictwo Doznań dążyło, a jego byli członkowie dążą do tego by wykorzystywać każdą okazję do wyciągnięcia z każdego doświadczenia tyle, ile się da. Żeby poznać Wieloświat, musimy poznać wszystkie barwy, kształty, dźwięki i zapachy wszystkich istniejących światów. - wyjaśniła rogata wzruszając ramionami.- Doświadczaj wszystkiego w pełni.
- Hm, interesujące podejście, empiryzm w czystej postaci. Chętnie zapoznam się z tym bliżej, kiedy przyjdzie na to czas. Ale teraz mam jeszcze jedno pytanie - sięgnął po przypięty do pasa święty symbol i podał go diablicy - Jakiego bóstwa to znak?
- Hmm…- przyjrzała się rogata, wzruszyła ramionami.- Nie mam pojęcia. Wygląda na bóstwo potworów… ale… znam parę osób, które mogłyby odpowiedzieć na to pytanie.
- Rozumiem. Znalazłem go przy jednym z tych, którzy zaatakowali Destiny. Może powiedzieć nam więcej na temat napastników. Chociaż i tak jestem prawie pewien, że to sprawka tego, o którym informacji szukałaś.
- Słyszałam plotki że beholdery mają jakichś bogów. Możliwe że to symbol jednego z nich, albo jakiegoś beholdera który jest czczony jako bóstwo?- zamyśliła się Marai i wzruszyła ramionami dodając.- Niemniej musiałabym się upewnić w podejrzeniach. Tak… z parę kulfi piwa postawionych odpowiedniej osobie wystarczy.
- Dobrze. Wymagasz jakiejś zaliczki na poczet tych kufli?
- Zapłacisz na miejscu… pójdziemy razem do odpowiedniej tawerny w Sigil. I wtedy zapłacisz.- odparła żartobliwie rogata.
Wędrowiec pokiwał głową z uśmiechem.
- Umowa stoi.

Gdy Tanegris wyszła, automaton wrócił do pracy. Przygotowanie stalowej "łaty" do tymczasowego osłonięcia dziury w statku było monotonnym zadaniem, ale dzięki temu miał czas na przemyślenia.
 
Sindarin jest teraz online  
Stary 23-08-2020, 11:29   #67
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Wieczór Mmho u Tanegris

Rogata przemeblowała całe pomieszczenie wyciągając nie wiadomo skąd poduszki i mały stoliczek na którym to postawiła trunek… butelkę wina w wiklinowej plecionce.
I dwa srebrne kielichy. I kilka małych miseczek w którym żarzyły się aromatyczne kadzidła, które tworzyły różaną mgiełkę z odrobiną cedru. Rogata zmieniła suknię, jak i resztę stroju z podróżniczego na coś… [url=https://i.pinimg.com/736x/c4/f9/20/c4f920eba03d706a6f650279980d69ed.jpg] bliższego strojom Mmho[/ur]. Półorczyca mogła więc w pełni podziwiać bujne w strategicznych miejscach ciało rogatej, jak i policzyć wszystkie jej piegi.
I mogła się też dopytać o detale tego co odkryła. Bo jak się okazało, zgodnie z wyczytanymi w księgach informacjami Rigus do którego lecieli było miastem portalowym. Jednym z wielu miast leżących okrągłej płaszczyźnie w którego centrum wyrastała wysoka góra nad którą miało się unosić lewitujące miasto w kształcie obrączki. Marai można więc było pociągnąć za język na dwa sposoby…. tym bardziej że urodziła się w Ribcage zwanym też Żebrowiskiem, które było jednym z miast portalowych… gdzie ukryty był portal do Baatoru, zwanymi też Dziewięcioma Piekłami. Więc powinna być zła… ale jak dotąd nie wykazywała żadnej złej cechy. No… chyba że lubieżne spojrzenie i język oblizujący wargi na widok wchodzącej półorczycy można było uznać za złe.
Mmho krótko rozejrzała się po nowo urządzonym pomieszczeniu. Wyglądało o niebo lepiej niż poprzednim razem. Dłuższą chwilę poświęciła strojowi diabliczki, w międzyczasie zamykając za sobą drzwi. Sama nadal była ubrana w białą koszulę, którą wraz z zapasowym strojem podróżnym spakowała jej Luthra, oraz spódnicę. Była boso.
Uśmiechnęła się do diabliczki z pożądaniem w oczach, tym razem jednak, nie tak dzikim jak poprzednio.
- Muszę przyznać, że masz gust - powiedziała w końcu na przywitanie - zrobiłaś to wszystko sama?
- Niestety tak… ochroniarza maugów nie kiwną nawet palcem by pomóc. Oni tylko pilnują by mój kuperek był bezpieczny.- zakręciła ogoniastą pupą, gdy nalewała trunku sobie i półorczycy.- Trzeba przyznać, że jak na awaryjną załogę Destiny prezentujecie się kolorowo.
- Kolorowo? - zapytała Mmho, podchodząc do stolika z winem, najwyraźniej miała ochotę na wysłuchanie wyjaśnień, co też dokładnie ma na myśli diabliczka.
- Z różnych światów, różnych temperamentów, różnych spojrzeń na życie. I zapewne różnych talentów. Iskrzy między wami.- wyjaśniła rogata. - Czasami to dobrze, czasami od nadmiaru iskier następuje wybuch.
Zamyśliła się.- Brakuje wam kogoś jak Azuriel.
- To prawda - odpowiedziała Mmho. - Weź pod uwagę też to, że znamy się kilka godzin. Nie minęła nawet jedna doba. Żeby stworzyć dobrą drużynę należy najpierw się dotrzeć, a również odnaleźć wspólny cel.
- Masz rację. Ciekawa jestem, kto wśród was zostanie Azuriel tej drużyny.- odparła z uśmiechem rogata.- Obstawiam nowego kapitana statku.
- Zobaczymy - powiedziała zielonoskóra - nie chcę oceniać nikogo po tak krótkim czasie - po czym westchnęła, ciężko - choć mam wrażenie, że czym prędzej znajdziemy swoją Azuriel tym lepiej.
- Na szczęście ja tu jestem i pomogę w razie czego. A jeśli nie… to cóż… zawsze możesz popracować dla mnie jako ochroniarz, zanim znajdziesz swoje miejsce.- odparła wesoło Tanergis podając srebrny kielich pełen wino wprost od ust półorczycy.- Uważaj, jest mocne i doprawione ziołami.
- Ziołami? - spytała Mmho, najpierw wąchając wino a dopiero później próbując je i sięgając dłonią do kieliszka.
- Dla wzmocnienia smaku i doznań. Nie martw się…- zaśmiała się Marai upijając alkohol z tego samego kielicha co ona. Wino było słodkie z lekką nutą mięty pieprzowej i rozlewało się przyjemnym żarem w żołądku.-... nie jest trujące, ani nie oszałamia… wprost przeciwnie wyostrza zmysły.
Mmho obserwowała jak Marai upija wino, a na jej ustach znów zakwitł uśmiech, lubieżny uśmiech. Samo wyobrażenie, tego co mogłyby tu robić, sprawiało, że miała ochotę już teraz rzucić diabliczkę na miękkie poduszki.
Zamiast tego wzięła drugi kieliszek i wygodnie usiadła przy stoliku.
- Opowiesz mi o mieście do którego lecimy? - spytała. - Co to znaczy, że to miasto portalowe? Można z niego iść gdzie się chce, jeśli znajdziesz odpowiedni portal?
- W mieście portalowym znajduje się jeden duży głównym portal który służy do przejścia na plan egzystencji bezpośrednio powiązany z miastem. Ów plan wpływa na samo miasto i jego naturę. - rzekła rogata przysiadając się blisko Mmho. Jej ogon wsunął się pod koszulę półorczycy wodząc pieszczotliwie po jej plecach i muskając ich podstawę gdy kontynuowała wypowiedź. - Jest też tam kilka przejść do innych miejsc. Ja znam jedno do Sigil, ale w Rigus najważniejsza jest Lwia Brama prowadząca właśnie tu do Acheronu. Samo miasto to szereg dzielnic wybudowanych na kształt okręgów otoczających wzgórze. Każdy z nich jest ufortyfikowany niczym obóz wojskowy, bo tym właściwie jest. Każdy… no prawie każdy tam pojawiający się jest od razu rekrutowany jako obywatel… no chyba że zdąży zyskać odpowiedni status; gościa lub kupca. Do tego potrzebna jest łupkowa zawieszka na rzemieniu, które na szczęście są rozdawane za darmo przybyszom do miasta.
- Mmho nie rozumie pojęcia plan egzystencji - powiedziała pół-orczyca, po tym popiła wino a jej spojrzenie przesunęło się powoli co ciele diabliczki. Z blisko łatwo było przyjrzeć się tkaninom z trudem utrzymującym piersi Tanegris w pozorach przyzwoitości. Zwłaszcza gdy niemal była przytulona do półorczycy. Rogata zamyśliła się przez chwilę, po czym dodała.
- To są… zaświaty, przynajmniej to miejsce w którym jesteśmy i te do których prowadzą miasta portalowe. Jedne z wielu zaświatów… miej to na uwadze. Dusze trafiają do różnych miejsc po osądzeniu. Tu na Acheronie… mieści się panteon orków i hobgoblimów. I parę innych bóstw. Tu trafiają ich najbardziej gorliwi wyznawcy.
Mmho uniosła wysoko brwi.
- Czy ja… nieee… - zdziwienie zielonoskórej tym wyjaśnieniem mieszało się z analizą słów diabliczki, na chwilę straciła zainteresowanie jej kształtami i z niepokojem spojrzała w oczy. - Na prawdę?
- Nie… ty żyjesz, ja żyję… w tym miejscu, żywi i nie żywi przebywają obok siebie.- odparła ciepło rogata. - Wątpię byś trafiła tu, gdybyś umarła… nie pasujesz do Gruumsha i jego ferajny.
- W świecie Mmho, jest Pan Ognia, Pan Chaosu, Pani Matka i Pani Ziemia - powiedziała zielonoskóra. - Pan Chaosu uznaje orczą rasę za najznakomitszą i jedyną, która powinna stąpać po ziemi.
- Pod tym względem Gruumsh pasuje do niego… - przyznała z uśmiechem Tangeris, ogonem przesuwając w dół pod spódnicę i prowokująco wodząc między pośladkami półorczycy.- … ale chyba twój Pan Chaosu nie ma z nim nic wspólnego. Poza tym nie wydaje mi się by w panteonie pod wodzą Gruumsha było miejsce na bóstwo jakiegoś żywiołu.
- Czyli Mmho nie ma szans na przypadkowe spotkanie tu byłego męża? - zapytała, jak zwykle upewniając się czy dobrze rozumie, a w jej oczach znikła powaga.
- Nie w Kole Planów w każdym razie.- wymruczała rogata uśmiechając się łobuzersko i nadal wodząc ogonem pomiędzy krągłymi pośladkami Mmho, na tyle na ile pozwalała na to ich obecna pozycja. - Poza tym więzy małżeńskie chyba się kończą po śmierci, prawda?
- Tak - przyznała Mmho - kończą się. - Po czym pochyliła się by poprawić opadające ramiączko stroju diablicy, tak by opadło jeszcze bardziej. Przy okazji naraziła swoje ucho na cmoknięcie i muśnięcie języka bardki, gdy ta mówiła.
- Poza tym są jeszcze światy zbudowane z poszczególnych żywiołów… ognia, wody, powietrza, ziemi, błyskawic… i wiele wiele innych mniej lub bardziej dziwacznych krain. Niektóre wykreowane przez bogów lub potężnych śmiertelników.
- Wiele, wiele innych - powiedziała Mmho, przesuwając palcami po ramieniu diabliczki i kierując je w dół do linii między jej piersiami - a twoja kraina Tanegris Marai ? Nie powinnaś być, z tych złych? - pytając o to ucałowała jej szyję.
- Och… potrafię pokazać pazurki… przekonasz się …- wymruczała kocio diabliczka i dodała. - Jestem śmiertelniczką jak ty, a my mamy tę przewagę nad takimi czartami czy niebianami, że my… mamy wybór. Nie musimy podążać drogą wyznaczoną przez naszą naturę.-
Teraz dłoń Tanegris dołączyła do ogona, sięgając po owoc piersi półorczycy i ugniatając lewą pierś delikatnie przez materiał bluzki.
Pół-orczyca nie miała w tym miejscu bielizny, guziki niebezpiecznie napięły się przy takim ruchu diabliczki.
- Ładny ten strój, aż szkoda go z ciebie ściągać - szepnęła jej do ucha, nadal wodząc palcami między piersiami dziewczyny i kolejny raz całując jej szyję, torując sobie tym ścieżkę do jej ust.
- Jakoś mam wrażenie, że jednak masz takie plany…- wymruczała rogata tuż przed ich pocałunkiem, który zmienił się w namiętną wzajemną pieszczotę ich ust. Po nim jednak dodała. -... a jak już dotrzemy do Rigus, to łatwo będzie nam zajrzeć do Sigil… a tam już jest wiele ciekawych miejsc do zobaczenia.
- Mmmmhm… - odpowiedziała elokwentnie pół-orczyca, kierując pocałunki w stronę piersi kochanki i jednocześnie zsuwając z niej drugie ramiączko stroju.
- Mmm… - na tak elokwentną odpowiedź rogata nie mogła odrzec inaczej, poza deletkowaniem się miękkością piersi kochanki uwięzionej pod ubraniem… jak prowokacyjnymi ruchami miękkiego ogona pod spódnicą.
- Podoba ci się to … co widzisz? - wyszeptała lubieżnie Tanegris.
Mmho akurat odsunęła materiał górnej części stroju diabliczki, tak że na jej oczom ukazał się sutek jej piersi. Zakręciła w około niego językiem i ucałowała.
- Podoba mi się to co widzę i to co czuję - odpowiedziała jej, po czym wróciła do pieszczoty powtarzając ją, a dłonią powoli oswobadzając drugą pierś.
- Cieszy mnie to.- zachichotała rogata odchylając się do tyłu i kładąc na poduszkach. I zmuszając przez to kochankę do nachylenia się i jednocześnie wypięcia tyłeczka. Bardzo podstępny manewr taktyczny, bo sięgając do krągłości rogatej ozdobione twardymi szczytami odsłaniała więcej swojej pupy… i czuła poruszający się pomiędzy pośladkami ogon… leniwie i nieśpiesznie.Tam i z powrotem. Ciepły i sprężysty.
Mmho pozbyła się w końcu górnej części stroju diabliczki, oddając się po tym dłuższemu, namiętnemu pieszczeniu jej piersi. Jednej i drugiej, każdej po równo. Rękami, językiem i pocałunkami. Tym razem była w miarę delikatna, a przynajmniej delikatniejsza niż ostatnio. I zdecydowanie nie śpieszyło jej się.
Po jakimś czasie oderwała się od nich, spojrzała krótko na diabliczkę i sięgnęła po kielich z winem, upiła kilka łyków po czym podała jej.
Rogata z chęcią posmakowała wina uśmiechając się łobuzersko, a jej ogon ocierając się pomiędzy pośladkami, już dotarł końcówką między do intymnego obszaru półorczycy prowokująco się ocierając tam.
Ponieważ pół-orczyca nosiła bieliznę, napotkał pewien opór.
Mmho odstawiła kieliszek i dopiero wtedy kontynowała. Powoli odplatając wstążkę, która wiła się wokół nogi Marai, zaczynając od kostki, powoli przesuwała dłonią po jej nodze, kończąc na wewnętrznej stronie ud.
- Wygląda na to że prezent ci się podoba.- mruczała z przymkniętymi oczami diabliczka poddając się doznaniom jaki był dotyk półorczycy, jak i zapewne ułatwiało jej to wślizgywanie ogonem pod bieliznę Mmho.
Zielonoskóra nic nie odpowiedziała, zamiast tego kontynowała zdejmowanie stroju z diabliczki, tym razem sięgając do rękawków. I tu zaczęła od dotyku na jej ramionach, powoli i zmysłowo przesuwając palce po całe ręce i zsuwając najpierw jeden, później drugi rękawek.
Uwolnione od stroju ręce diabliczki zaczęły się odwdzięczać tym, palce zwinnie zabrały się za rozpinanie, guz po guzie, koszuli półorczycy. Marai oblizywała się przy tym lubieżnie.
Kiedy ostatni guzik został rozpięty, Mmho sama powoli oswobodziła się z koszuli, przyjmując przy tym siedzącą pozycję i prezentując będącej niżej Marai swoje kształty. Odłożyła ją obok nich, w miejsce gdzie już leżały zdjęte z diabliczki ciuchy. Po tym przesunęła powoli i kusząco palcami po własnych piersiach, obserwując twarz kochanki.
Oczy diabliczki aż się zaświeciły na widok tej prowokacji… a długi zwinny języczek mimowolnie przesunął się po jej wargach. Niewątpliwie łucznika wywołała efekt jakiego oczekiwała dotykając swego ciała i patrząc na kusząco wijące się ciało kochanki.
Jej ręce zsunęły się z własnego ciała na brzuch Marai, i powędrowały na jej pośladki. Tam kciukami zahaczyła o jej bieliznę by tą powoli zacząć zsuwać w dół. Tak jak poprzednio, wykorzystując to by gładzić i pieścić mijane przez palce fragmenty ciała diabliczki.
Oddech rogatej wyraźnie przyspieszył, ciało wiło się leniwie a piersi unosiły powoli w górę i opadały w dół próbując hipnotyzować swoim ruchem Mmho. Tangeris przygryzła wargę poddając się pieszczocie palców kochanki i jedynie leniwie poruszając ogonem, który został cofnięty w tej pozycji do doliny pomiędzy pośladkami łuczniczki.
Majtki wylądowały na stosie ubrań. Pół-orczyca przesunęła po wewnętrznej stronie ud dziewczyny, odrywając je jednak od jej ciała gdy były bardzo blisko jej intymności. Sięgnęła do paska swojej spódnicy, by go odpiąć ale nie patrzyła na to co robi tylko na wijącą się Marai.
Ta obserwowała jej działania z wypiekami na twarzy i świecącym spojrzeniem. I to dosłownie. W tej chwili oczy rogatej jarzyły się lekko od żądzy… wodziła odruchowo palcami krągłościach własnych piersi nie mogąc oderwać spojrzenia od kolejnych sekretów odsłanianych przez półorczycę.
Tym chętniej jej partnerka pozbywała się dolnej części garderoby. Nie zdradzając przy tym oznak pośpiechu, chociaż jej oczy coraz bardziej żarzyły się. By do końca rozebrać się Mmho musiała na chwilę wstać. Odłożyła w końcu powoli zsunięte z siebie ciuchy i na moment stanęła nad diabliczką.
Rogata przesunęła palcami po łydkach półorczycy delikatnie muskając skórę. Potem jeszcz językiem zatańczyła na lewej z nich zerkając pytająco to na twarz Mmho, to na intymny zakątek między udami półorczycy.
Zielonoskóra uśmiechnęła się niegrzecznie, po czym nachyliła się nad diabliczką, najpierw ucałowała ją krótko i namiętnie w usta, by zaraz odwrócić się do niej plecami i pochylić w stronę jej intymności jednocześnie prezentując przed jej oczami swoją własną.
Rogata wspięła się nieco górę, by mogła dosięgnąć ukrytego skarbu… jej zwinny język wodził po udach prowokująco, rozkoszując się przy tym dotykiem skóry łuczniczki, a potem łakoma diabliczka sięgnęła po ów wyuzdany przysmak jakim był intymny kącik półroczycy.
Sama zaś rozchyliła zapraszająco uda odsłaniając swój skarb i kępkę kręconych włosków zdobiącą go.
Mmho nie czekała ani chwili dłużej, jej język od razu zatańczył na łechtaczce kochanki póki co całą namiętność skupiając w jednym punkcie.
Diabliczka odpowiedziała podobną pieszczotą wykorzystując swój długi wężowy w gibkości języczek, by skupić doznania na łechtaczce kochanki. Sama drżała od pieszczot, wijąc obecnie ogonem po poduszkach.
Pół-orczyca nie zwracała uwagi na niegrzeczny ogon diabliczki, którego ta w obecnej pozycji nie miała jak użyć. Przesunęła kilka razy język wgłąb kochanki, w końcu pozostając oparta na jednej ręce, drugą podążyła powoli między jej udami, aż do intymności. Język pieścił znów łechtaczkę, gdy palce wsunęły się niezbyt głęboko do wnętrza kochanki. I raz po raz powtarzały ten ruch.
Odpowiedzią głośne jęki i sapania rogatej uwięzionej w żądzy pod wpływem tej pieszczoty. Język diabliczki tańczył po wrażliwym obszarze łucznicki, gdy sama rogata poddawała się rozkoszy wywołanej napaścią zwinnych palców półorczycy. Jej ciało prężyło się od doznań, tak jak ogon wił intensywnie.
Przyspieszone ruchy i coraz głębiej wędrujące palce zielonoskórej, zaczęły raz po raz tracić rytmiczność gdy sama zaczęła poddawać się przyjemności, którą sprawiała jej diabliczka.
Rogata zaś sięgała językiem głębiej, niż mogły to czynić dotychczasowe partnerki Mmho i wiła nim energicznie smakując pożądanie. Jednocześnie pokazywała łuczniczce jak bardzo interesujące mogą być inne rasy żyjące pośród tych wielu światów.
Sama Marai zaś była też mocno pobudzona mimo rozkojarzenia samej Mmho.
Pół-orczyca zebrała się w sobie, porządkując swoje ruchy, choć czuła, że zaraz wybuchnie. Po chwili zaczęła donośnie pojękiwać dając upust emocjom, a jej ruchy zaczęły być mniej łagodne niż dotychczas.
W tym miłosnym pojedynku z początku Marai miała przewagę, ale po chwili poddała się doznaniom na moment przerywając pieszczoty i oznajmiając swój szczyt głośnym jękiem. Po chwili którą rogata poświęciła na ochłonięcie, jej język znów zachłannie zanurzył się miłosnej grocie łuczniki rozpalając jej zmysły i ciało kolejną porcją intensywnej przyjemności.
Mmho krzyczała z uniesienia chwilę po niej, dodatkowo stymulując dłonią własną łechtaczkę gdy język diabliczki zajęty był jej wnętrzem.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 25-08-2020, 20:12   #68
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Po całej eskapadzie z wieżą Imra uznała, że wystarczy jej wrażeń. Zbroja ponownie nałożona zaczynała ciążyć, bo ileż można dźwigać dwadzieścia kilo metalu? Nawet jak jest zaczarowane. Ponownie lżejsza półelfka zaczęła się szwędać po statku aby w końcu z nim się na spokojnie zapoznać. Zawędrowała na dół aby zobaczyć dziurę w i przy okazji natrafiła na niziołka. Przez moment przyglądałą się wyrwie w milczeniu powoli przesuwającym się sześcianom i w oddali.
- To Jakiego boga chcesz ukatrupić? - zapytałą się w końcu.
Kvaser uśmiechnął się lekko wpatrują się dalej w przestrzeń. Oddychał miarowo, spokojnie jak na siebie. Odwrócił się do kobiety i po prostu, tak jak wtedy rozmawiając z rogatą, wskazał palcem na czoło, w milczeniu i małym, krzywym uśmiechem.
Półelfka uniosła białą brew do góry i sama tknęła niziołka w czoło, prosto we wskazany znak.
- To - zaakcentowała - mi nic nie mówi.
- Erythnul, bóg rzezi, zwany też Wiennością - wyjaśnił.
- No, to mówi znacznie więcej. To powiedz, jak takiego boga się u ciebie zabija?
- Zależy - stwierdził patrząc znowu w pustkę - jak chcesz to zrobić, i co ważniejsze, co faktycznie możesz. Jakbyś miała kilka królestw pod butem i perspektywę setek czy tysięcy lat, możesz odciąć go od wyznawców, to może go zabić lub wystarczająco osłabić. W przeciwnym wypadku trzeba szukać odpowiedniej broni, ochrony, słabości w opowieściach i przepalać małą fortunę na usługi mędrców i szarlatanów - wzruszył ramionami.
- To gdzie jesteś na drodze do tego uczynku? Nie wyglądasz za bardzo na władcę z dużą ilością podwładnych. Stawiam, że przepaliłeś niemałą fortunę? - Imra uśmiechnęłą się lekko.
- Między innymi - Kvaser zaśmiał się sucho - ale też rozwój osobisty jest ważny. Nie jestem szalony - skrzywił się w autoironii - trzeba dużo siły aby chociaż stanąć przed boskim obliczem, przedrzeć się tam, a i większość oręża o którym słyszałem… i który już nie istnieje.. samą swą istotą zabija dzierżącego. To nie jest kaprys, a powolny plan realizowany przez lata - spojrzał na nią poważnie.
- Nie śmiem cię o to posądzać - Imra podjęła spojrzenie. - Powiedz mi, jak wiele jesteś w stanie poświęcić aby to uczynić?
- Wczuwasz się w naszą pokładową diablicę - zaśmiał się w głos.
- Niedobrze… za szybko się zorientowałeś. A miałam już proponować, że negocjacje zaczniemy od bezwzględnego oddania i zobaczymy gdzie skończą - Imra obróciła sytuację w żart. Mimo, że właśnie to planowała.
- Nie chciałabyś trafić na moją listę - Kvaser wyszczerzył się serdecznie, lecz dziwnie wilczo.
- Listę czego? Osób do zabicia czy do wyruchania… skoro już mówimy o wczuwaniu się w diablicę.
- Do tego drugiego nie trzeba listy - niziołek stwierdził śmiejąc się - cóż, łóżko to najlepsza droga do obkręcenia sobie kogoś wokół palca. Nic nowego pod słońcem - wzruszył ramionami.
- Najprostsza, ale niekoniecznie najskuteczniejsza. Wolę coś trwalszego… bardziej intymnego. Nie ma lepszych klejnotów niż oczy patrzące na ciebie w oddaniu… - półelfka ewidentnie odpłynęła właśnie myślami do takiej sceny bo na jej twarzy pojawił wyraz błogości albo czegoś bardzo do tego podobnego.
- Hm - uśmiechnęła się do tych myśli.
- Pragnienie oddania jest gorsze niż pragnienie władzy - Kvaser stwierdził głośno - a wywodzi się z tego samego - chyba bardziej powiedział do siebie samego - kogo chcesz wskrzesić?
- Swojego szefa. Therion mu było na imię - błogość zgasła jak płomień świeczki pod lekkim dmuchnięciem. - Zmarło mu się… chyba mogę powiedzieć, że wczoraj? Albo przynajmniej kilka dni temu.
- Pochopna decyzja - ocenił szczere, z dziwną surowością w głosie.
- Czemu?
- W krótkim czasie decydujesz się na bardzo trudną rzecz napinającą prawa świata. Nawet gdybyś była geniuszem, to w tym czasie nie przemyślałabyś tego dokładnie. To jest pochopne.
- W moim świecie nie jest to aż tak niemożliwe. Potężni kapłani robią to jako usługę daną im z resztą jako możliwość od ich bóstw. Jeśli dobrze pamiętam chyba nawet druidzi są w stanie przywrócić życie zmarłej osobie, ale… cóż niekoniecznie w tym samym ciele. Chyba to było przez nich nazywane reinkarnacją. Oczywiście tych co to potrafią nie jest wiele, ale za odpowiednią opłata i zachętą pewnie by wykonali dla kogokolwiek taki cud. Aczkolwiek, trzeba wiedzieć gdzie szukać i kogo… proste, ale nie aż tak bardzo - Imra skwasiła się.
- To, że ktoś coś potrafi wykonać, nie znaczy, iż w pełni wpasowuje się to w prawa rzeczy - stwierdził spokojnie - dlatego robią to tylko potężni. Naginamy świat do naszej woli. NIe mówię, że to jest złe. Tylko po prostu duże.
- Decyzję podjęłam. Nie wiem tylko czy mi się uda, bo podejrzewam, że cena będzie wysoka, a czasu… no właśnie czasu nie wiem ile mam. Koza stwierdziła, że tydzień. Ja słyszałam, że miesiąc. Być może nic mi z tego nie wyjdzie i nie będziesz musiał się martwić.
- A to mam o co martwić - niziołek poniósł na nią wzrok.
- Ciężko powiedzieć, bo chcesz zabić boga, ale marudzisz na moje plany. Nie wiem co zrobisz jak w końcu wskrzeszę Theriona.
- Bo mówisz tak, jakby trzeba było się obawiać tego całego Theriona - stwierdził uważnie.
- Och nie, to on będzie musiał się bać, bo mu obije zadek za to, że dał się zabić - Imra prychnęła jakby to był dobry żart. Złowrogi błysk w jej oczach sugerował jednak coś innego.
- Dobrze, że nie zostałaś kapitanem - Kvaser wzruszył lekko ramionami odchodząc od dziury w poszyciu, niezbyt szybko, jakby chcąc rozruszać nogi.
- Co cię w ogóle pokusiło aby na mnie głosować? - Imra uśmiechnęłą się podążając spojrzeniem za niziołkiem.
- To proste - przystanął opierając się ramieniem o całą ścianę - metoda eliminacji. Wtedy zakładałem, że lepszy jawny diabeł niż ukryty. A poza wami kto? Mmho ma serce po właściwej stronie, ale brakuje jej ogarnięcia spraw. Druidka ma wszystko gdzieś, zaklinacz to złote dziecko. Nie było dużego wyboru - fuknął druchowo.
- Jestem jawnym diabłem? Ho! Podoba mi się - tym razem półelfka się zaśmiała. - Uroczy jesteś narwańcu.
- Każdy ma swoje diabły - Kvaser stwierdził leniwie - po tobie to widać bardziej. No dobra - zaśmiał się - nie każdy.
- Tylko takich ze świecą szukać. Przepiękne kryształy błyszczące pośród brudnej masy społeczeństwa. No, ale nie zatrzymuję cię już, wyglądasz jakbyś chciał działać, a jeszcze z chęcią powpatruję się w tę dziurę.
- Ja tak zawsze wyglądam - Kvaser wybuchł gromkim, trochę rubasznym śmiechem - chyba, że akurat się wyszaleję, jak po walce z tymi żukami. Chociaż w sumie więcej biegałem niż walczyłem - dodał krótki śmiech. Chyba niziołek często tak załatwiał ewidentne problemy “kradzieżą na barbarzyńcę”.
- Jakiś konkretny powód? Czy to twoja natura?
- I jedno i drugie - stwierdził wesoło.
- No dobrze, to co powiesz na wymianę informacji? Bo podejrzewam, że ciebie też irytują odpowiedzi bez odpowiedzi. - półelfka widać nie była wzorem cierpliwości.
- Kiedy irytuje cię niemal wszystko, łatwo się przyzwyczaić - stwierdził powoli nabierając powagi - zgoda. Co jest na stole?
Imra przygryzła wargę zastanawiając się czy właściwie postępuje.
- Odpowiedzi bez omijania tematu. Pytamy o co chcemy, po jednym pytaniu i na zmianę. Jak któerś się będzie chciało wycofać kończymy.
- To jest oczywiste - Kvaser stwierdził z uśmiechem - pytałem o tematy które są na stole. Tak będzie łatwiej.
- Cóż, nie znamy się i ciężko coś konkretnego wymyślić, ale może początki? Co sprawiło, że jesteś jaki jesteś? Bo przyznam się, że jest to szalenie ciekawe co stoi za podjęciem decyzji że się chce obalić bóstwo.
Niziołek wydał się odprężony, gdy zaczął mówić.
- Prywatne porachunki. Byłem przez lata jego wybrańcem, ofiarą, niewolnikiem… W gruncie rzeczy to w jego przypadku jest jedno i to samo. Ścieżka zemsty pozwoliła mi się nie tylko wyswobodzić, lecz opanować własny potencjał. Przysięgałem to, zatem wypełnię, a przy okazji uczynię świat odrobinę lepszym, jeśli szczęście dopisze. Tak to wygląda…
Chwilę się zamyślił.
- No i zabrał mi wszystko, pośrednio - uśmiechnął się cierpko - dlaczego powiedziałaś, iż nie wiesz czy powinnaś wskrzeszać swego szefa? Kim on do cholery jest?
Odsuwając się od dziury Imra oparła się o szafki. Gestem wskazała na zaczerwienioną skórę i wybielone włosy.
- Byłam mu oddana przez ostatnie piętnaście lat i pozwoliłam mu się posunąć za daleko. Był człowiekiem. Nie mam pojęcia czym się stał po rytuale jaki odprawił, ale ja i inni mu podwładni również za to zapłaciliśmy. A nie wiem czy chcę go wskrzeszać bo zwyczajnie przestałam być w niego aż tak ślepo zapatrzona. Nie wiem czy zwyczajnie nie pozwolić tej erze mojego życia odejść. Mimo to jestem, byłam jego generałem. Skoro istnieje możliwość przywrócenia mu jego “życia”, to pewnie dlatego ciągle żyję. Bo wiedział, że to zrobię.
- To nie wyjaśnia za dużo - Kvaser stwierdził fakt ale jeszcze nie pociągnął tego wątku dalej.
- Nie? Cóż ty zadałeś dwa pytania - Imra uśmiechnęła się. - Jakbym miała ci opowiedziec kim do choleru jest Therion musiałabym ci przy okazji opowiedzieć większość swojego życia.
- Bardziej miałem na myśli rytuał i to czym się zajmowaliście. To w dość zwięzły sposób definiuje kim ktoś jest. Zdobywcą innych państw? Przywódcą religijnym? Władcą? Poszukiwaczem potęgi - wzruszył ramionami - to proste i ogólne pudełka na osoby.
Półelfka poszerzyła uśmiech chyba bawiąc się sytuacją.
- A co tam. Therion był bardzo zagniewanym chłopcem z rynsztoka, któremu zamarzyło się zemścić na całym otaczającym go świecie. Znalazł ludzi i nieludzi, którzy mieli równie dużo zadry ze światem i zwyczajnie zaczął się mścić. Gloryfikowani bandyci z nas byli, bo mieliśmy cel i motywację inną niż tylko zabieranie pieniędzy okolicznym kupcom. Urośliśmy w siłę i zaczęliśmy zagrażać wszystkiemu dookoła. Potem Therion się zmienił w… coś. Możesz mnie pytać ile chcesz, ale nie mam zielonego pojęcia czym się stał. Nie znam się na magii. To co? Mogę już pytać dalej?
- Tak - kobieta poczuła, iż na moment, na jedną, może dwie chwile od strony niziołka buchnęło cieplejsze powietrze. Oblicze Kvasera nie zmieniło się, lecz jego zgoda była nieco bardziej charcząca.
- No dobrze, jesteś z jakiegoś plemienia? U mnie zwykle plemienne istoty tatuują się tak bardzo. Znaczą one coś konkretnego? - Imra pozwoliła sobie podejść do nabuzowanego Kvasera i bezceremonialnie przesunąć po jednym z tychże tatuaży.
Kvaser zmierzył ją ponurym wzrokiem, lecz nie cofnął ręki. Wyglądał raczej na kogoś, kto gdy poczuje się naprawdę niekomfortowo nie będzie się cofać, a po prostu udzieli tego uczucia drugiej osobie w postaci pięści lub żelaza.
- Wyciągasz złe wnioski. Nie urodziłem się w strukturach plemiennych, pochodzę z cywilizacji. Natomiast prymitywne ludy przyjęły mnie jak swego, pomogły, pokazały drogę i przedstawiły swoim bogom, jeśli nazwiesz bogiem księżyc, noc, świt czy porę zbiorów - uśmiechnął się lekko rozbawiony tym - znaczą różne rzeczy. Tutaj - wskazał na wierzch dłoni, okrągły malunek z odchodzącymi odeń zawijasami - to pierwsze słońce. Potem opowieść o ogniu i jego miłości do wody - przesunął w stronę nadgarstka, potem do jednej trzeciej przedramienia - a dalej masz pieśń człowieka wolnego oraz dużo, bardzo dużo obietnic zemsty oraz obietnic tych którzy są ze mną. Rozjaśniłem - zapytał mając wzrok kryjący w sobie jakieś zamyślenie.
- Tak, zdecydowanie. Przyznaję nie jestem zbyt spostrzegawczą osobą, ale staram się pracować z tym co mam. To o co bys mnie jeszcze chciał zapytać? - Imra przyglądała się ciekawsko wzorom. Chyba je nawet podziwiała.
- Dlaczego Ty przyłączyłąś się do tej zgrai. Skoro byłaś generałem, spodziewam się dużej aktywności z twej strony. Dużo gniewu?
Dłoń półęlfki wodząca po tatuażach drgnęła.
- Tak. Było go całkiem dużo. Jestem bękartem szlacheckiego rodu elfów. Moja rodzinka nie miała specjalnie powodów mi tego nie wypominać. Szczególnie po śmierci mojej matki. Pozbyli się mnie jak tylko znaleźli ku temu okazję. Mój nowy wybranek i mąż niestety miał swój charakter…. - półelfka urwała nagle, a jej puste oczy jeszcze bardziej pociemniały. Mlasnęła i warknęła gardłowo. - Powiedzmy, że zrobił coś co przelało czarę goryczy.
- Czyli? - Kvaser spojrzał na nią spokojnie - sama zaznaczyłaś zasady - zaśmiał się lekko.
- Tak - kobieta przyznała ponuro - i właśnie korzystam z tej ostatniej. Kończymy. Na trzeźwo źle się kończy wspominanie.
Niziołek zaśmiał się w głos. Ale chyba nie to go rozbawiło, co nastąpiło przed chwilą, ale kontekst rozmowy.
- Wiesz - wyszczerzył się szeroko - ta cała wymiana była niepotrzebna z mojej strony. Ja się nie kryję z moją opowieścią, ale pewnych kręgach w moim świecie, powiedzmy, że jestem dość znany, łącznie z tymi detalami… i kilkoma innymi - nie mógł podarować sobie tej uszczypliwości, chociaż była to chyba próba odreagowania czegoś innego - za to co robiliście za bardzo przypomina wyznawców jeśli nie Erythnula, to Hextora - plunął przez dziurę w poszyciu startu w pogardzie.
- Och, nie mordowaliśmy na lewo i prawo. Nie jeśli ja miałam coś do powiedzenia. Jak można zauważyć, mam w sobie coś co potrafi zmiękczyć nogi najtwardszym z twardzieli. Rozmowa i perswazja jest ciekawsza. Jak się wszystko wymorduje to nie ma co jeść, ani pić. Nikomu na pole nie ma pójść ani potem sprzedać. Totalna destrukcja mnie nie pociąga i nigdy nie pociągała.
- Zauważyłem, że potrafisz być przerażająca - stwierdził lekko - pewnie nie tylko nogi miękną.
Imra aż uniosła brwi aby zaraz się gorzko zaśmiać.
- Smutna prawda, ale masz rację.
- Mężczyźni boją się silnych kobiet - Kvaser zaśmiał się - wolą gdy ich wybranka udaje słabszą. Nawet gdy taka nie jest. Interesująco było w jednym plemieniu które poznałem, tam rytuał małżeństwa był pokazową walką między małżonkami. Miał pokazać, że w razie choroby jednego, drugie da radę ich obronić.
- Interesujące. Miałeś kogoś kto ci skopał tyłek? - półelfka zapytała nim zdążyła się ugryźć w język.
- Zależy kiedy - Kvaser zaśmiał się - dawniej miałem żonę. Potem przelotne miłostki.
Imra przez moment patrzyła na Kvasera jakby na coś czekając. Kiedy jednak nie zadał pytania kiwnęła powoli głową.
- Zmienię temat zupełnie. Co tak cię ciągnie do ciastek?
- Bo lubię dobrze zjeść. Może nie widać, ale jestem niziołkiem - mruknął wesoło - zjeść coś dobrego, wypić, przespać się. A poza miodem, to wszystkie słodycze lubią się psuć - odparł smutno - skoro mamy statek bardziej komfortowy od typowych morskich łajb, trzeba coś przemyśleć.
Zamyślił się.
- A ty chyba darzyłaś uczuciem waszego szefa - stwierdził niespodziewanie, w typowym dla siebie przebłysku nowych myśli.
Imra zaklęła pod nosem.
- Teraz ty źle zakładasz.
- Albo prowokuję - wtrącił.
- A ja się daje - pokręciłą głową z nieowierzaniem. - Byłam mu oddana. Wyciągnął mnie z mojej parszywej sytuacji to przysięgłam mu siebie. O ironio mamy na statku Wędrowca, który wyraźnie ubolewa kat, że był czyimś narzędziem, a ja nie miałam problemu nim być.
- Jest różnica w byciu mieczem z własnej decyzji, w każdej chwili władnym odejść, a zostać przymuszonym do tego, to chyba oczywiste - Kvaser stwierdził podzielając w zasadzie postawę Wędrowca.
- Znam takich co nawet nie umieliby zrozumieć czemu ktoś z własnej woli miałby coś takiego zrobić. Podejrzewam, że Harran jest też kimś takim.
- Harran to złote dziecko - Kvaser stwierdził bez wielkiej oceny - perspektywę wynosimy z narodzin.
Imra zgodziła się kiwnięciem głowy.
- Przejdźmy się na górę. Zbyt długie wpatrywanie się w tę dziurę sprawi, że jeszcze zachce mi się skoczyć. Ach no i oczywiście podtrzymuję to co wcześniej powiedziałam. Pomogę ci w zabiciu boga. O ile gdzieś się nasze drogi nie rozejdą.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 26-08-2020, 21:49   #69
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Wieczór Mmho u Tanegris część II

Zmęczona, opadła na poduszki obok Marai.
- To była całkiem przyjemna “rozmowa”- zamruczała rogata siadając i nalewając wina. Ogonem owinęła jeden z kielichów i kładąc się podała go Mmho, popijając przy okazji ze swojego.
- A ty jesteś wyjątkowo śliczną półorczycą. Zwykle nie jesteście takie… gibkie.
- Doprawdy? - zapytała Mmho, w tym momencie strugając głupka i szczerząc zęby. Kielich przyjęła z wdzięcznością i od razu popiła z niego. Jej wzrok skupił się na dłuższą chwilę na ogonie diabliczki.
Ten poruszał się leniwie jak u dużego kota, zapewnie instynktownie bo sama jego właścicielka skupila się na rozmyślaniu.
- Trafiają się ładne półorczyce, nie przeczę. Ale są bardziej atletyczne od ciebie i ode mnie… bardziej muskularne. - mruknęła zamyślona. - Czy… byłoby nieuprzejmością spytać o to czy u ciebie… w rodzinnym świecie półorczyce są bardziej takie jak ty? Czy może i tam jesteś wyjątkowym klejnotem? Jedynym w swoim rodzaju?
- Mmho jest klejnotem, jest jedyna w swoim rodzaju, na swój sposób oczywiście - odpowiedziała Mmho, puszczając przy tym oczko do Tanegris. - Jestem łuczniczką, to oczywiste, że te które wojują mieczem są bardziej muskularne. Jeśli chodzi ci o urodę, orczyce są jakie są. Daleko im do Mmho. Widziałam martwą orczyce tu, wyglądała bardziej prymitywnie niż te z mojego świata. Pół-orczyce są różne tak samo jak różni są ludzie ale zdecydowanie są mądrzejsze od orczyc.
- Po prostu… w przeciwieństwie do innych półorczyc jakie widziałam… masz bardziej delikatne i subtelne rysy, przy podobnej do nich muskulaturze.- wyjaśniła rogata leniwie wodząc ogonem po ciele odpoczywającej kochanki. - Więc jesteś wyjątkowa… zdecydowanie tak.
Pół-orczyca upiła kilka łyków wina, nic nie odpowiadając na te słowa. Nieśpiesznie przesunęła wzrokiem po ciele Tanegris, zatrzymując wzrok na jej rogach.
- Mogę je dotknąć? - zapytała w końcu.
- Możesz dotykać czego chcesz.- pochyliła się by ułatwić plany półorczycy.
Mmho zdecydowanie chwyciła Marai za jeden z rogów, najpierw oceniając jaki jest w dotyku a później przyciągając ją za niego do siebie i ewidentnie sprawdzając reakcję dziewczyny z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Hej… co ty planujesz… co ci się marzy… - zaśmiała się zaskoczona diabliczka poddając się kaprysowi półorczycy.
A ta zaśmiała się głośno na te pytania, jednocześnie wciągając dziewczynę na siebie.
- Masz ochotę odpocząć? - zapytała.
- W tej chwili. - wymruczała Tanegris wiercąc się na kochance i ocierając swoimi piersiami o jej.
- W tej chwili mam… dylemat.- mruknęła lubieżnie, dotykając podbrzusza półorczycy sprężystą końcówką ogona.
- Ahaa - odpowiedziała Mmho z zachwytem przesuwając palce po jej krągłościach i oplatając ją jedną nogą. - Powiedz mi Marai, wolisz spokojne igraszki czy takie mniej spokojne? Czy zależy od nastroju? - zapytała przy tym.
Rogata pochwyciła dłoń półorczycy i przesunęła nią po swoich ciele, tak że palce Mmho wodziły po jedynym jej tatuażu… zagadkowym, bo w sumie mało estetycznym.
- Ten mały znaczek mówi… że jestem otwarta na wszelkie propozycje i ciekawa nowych doznań. Acz teraz pewnie będzie nam wygodniej raczej spokojnych igraszek spróbować. Ale jeśli zechce nam się potem coś bardziej pikantnego…- nachyliła się i delikatnie ukąsiła szyję Mmho. Jej kiełki nie były może tak duże jak łuczniczki, ale równie ostre.-
... to znajdziesz we mnie świetną wspólniczkę.
Ukąszona Mmho jęknęła krótko, mocniej ściskając przy tym dziewczynę za pośladek. Skinęła po tym głową godząc się z jej słowami, a jej biodra zaczęły wykonywać delikatne ruchy prowokując ocieranie się.
- Możemy być odrobinę pikantne… jeśli chcesz… pikantne i nadal leniwe. Nieśpieszne. - język diabliczki polizał lubieżnie ukąszenie, po czym ponownie igiełki kłów wbiły się w skórę, tym razem u podstawy karku, a ogon zanurzył między uda, wprost w rozpaloną kobiecość Mmho.
- Może być leniwie. Na teraz odpowiada mi to - powiedziała, chociaż jej ciało dodatkowo reagowało na odrobinę pikanterii.
- Mi też… ale przy następnym razem… będziemy dzikie.- mruczała cicho niczym kotka rogata wodząc lubieżnie językiem po obojczyku i nieśpiesznie poruszając ogonem między udami półorczycy… dostarczając jej egzotycznych i intensywnych doznań. Ocierając się swoim biustem nie zapominała o pikanterii… delikatnie i znienacka drapieżnie kąsając ciało Mmho swoimi kiełkami.
- Wygląda na to że cię tu zatrzymam… na “noc”.
Mmho nie odpowiedziała, zamiast tego jęknęła znów z podniecenia, wijąc się przy tym i ocierając o kochankę. Nie oddawała pieszczot, wodziła jedynie wolno po jej ciele dłońmi, sięgając biustu czy wbijając palce w jej plecy, ale tak by ich nie podrapać.
Odpowiedzią na jej starania były pomruki aprobaty ze strony rogatej, ta uniosła się lekko i cofnęła niżej, co by zarówno mocniej poruszać ogonem przeszywającym intymny zakątek, jak i ozdobić piersi półorczycy, pocałunkami i delikatnymi ukąszeniami.
Pobudzona jeszcze po poprzednim razie zielonoskóra nie wytrzymała tego długo. Uniesienie przyszło szybko i było dużo dłuższe niż poprzednim razem. Tym razem jednak paznokcie Mmho wbiły się w plecy kochanki, najwyraźniej tracąc na chwilę kontrolę.
- Przypomnij mi… bym przygotowała jakieś eliksiry leczenia, jakbyśmy miały ostrzej… - mruknęła lubieżnie rogata przyjmując z aprobatą jej reakcję, jak i zadrapania… uwolniła kochankę od rozkosznej obecności ogona.
- Jak się pewnie domyślasz… męskie diablęta mają duże powodzenie… o ile nie są zbyt brzydcy.
Mmho zaśmiała się.
- Faktycznie, chociaż ja zdecydowanie wolę damskie - Mmho mrugnęła do niej okiem, po czym podniosła się na łokciach by zerknąć na jej plecy. - Wybacz - powiedziała, oceniając jednak zadrapania na nieszkodliwe opadła głową na poduszki.
- Nie ma czego… to było ekscytujące nowe doświadczenie. Nowe… odkrycie…- bardka ułożyła dłonie na piersiach półorczycy i podbródek na nich. Musnęła końcówką ogona swoje usta i oblizała je.
- Sfery mają tyle rzeczy do zaoferowania, więc trzeba zachłannym być na noweg odkrycia i doświadczenia. - wyjaśniła na koniec.
- Nowe odkrycia i doświadczenia - powtórzyła po niej Mmho, badawczo się jej przygladając - to jest to, co lubisz?
- To co lubię i co uważam za cel. To i przyjaźnie. Sława bywa użyteczna, ale i bywa kłopotem… przedmioty można stracić… złoto tylko ciąży w mieszku. Ale to zobaczysz i przeżyjesz jest twoje… lub nie tylko. Niektórymi wspomnieniami można i warto się podzielić dla dobra wszystkich.- odparła z uśmiechem Tanegris.
Mmho słuchała, na moment zmarszczyła brwi i nic na to nie odpowiedziała. Zerknęła do kieliszka, a ponieważ znalazła w nim jeszcze łyka czy dwa, to upiła je. Wyglądało, że się nad czymś zastanawia, ten wyraz analizy na jej twarzy Marai już kilka razy widziała.
- Coś cię martwi? Nie masz powodu. Nie dzielę się takimi wspomnieniami… - odparła czule rogata.
Pół-orczyca skinęła krótko głową.
- Opowiedz mi więcej o swoim tatuażu - poprosiła.
- Kiedyś… kilka lat temu… osiem czy dziesięć. Dokładnie nie pamiętam… w Sigil istniały Frakcje. Były to organizacje różnego rodzaju pełniące różne role i powiązane z różnymi filozofiami… Grabarze zbierający zwłoki i podniecający się nieśmiercią… sztywni Guwernanci zajmujący się papierkologią w nadziei, że odkryją przepis na władzę nad światem… Chaosyci którzy… diabli chyba wiedzą czym zajmowali się chaosyci poza topieniem się w szaleństwie… no i…- pacnęła się po tatuażu.- ...Stronnictw Doznań. Niemniej parę lat temu w wyniku intryg jednego z faktoli… Frakcje rzuciły się sobie do gardeł. Ulice przepełnił krwawy chaos. Wszyscy bili się ze wszystkimi, aż Pani Bólu stwierdziła że ma tego dość i dała ultimatum. Frakcję mają się wynosić z Sigil. No i część z nich się wyniosła. Ale nie Stronnictwo Doznań… oni postanowili się rozwiązać i zrzec statusu Frakcji. Więc pozostali w mieście zajmując się tym czym zawsze się zajmowali i pielęgnują swoją filozofię. Niemniej skoro nie ma takiej frakcji to nie mogłam do nich dołączyć i otrzymać amuletu. Bo zresztą nie ma już ich takich przedmiotów… więc ten tatuaż jest dowodem na to że dołączyłam do organizacji… która obecnie nie istnieje.- zaśmiała się na koniec.
- Rozumiem - odpowiedziała Mmho - to filozofia w stylu chwytaj dzień? Chcecie wiedzieć wszystko o wszystkim? - zielonoskóra postukała palcem w tatuaż - Widzę tu ucho, które chce wszystko słyszeć.
- Bardziej pochłania wszelkich doświadczeń… pożerania ich łakomie.- zachichotała rogata i potrząsnęła głową.- Niestety choć moje uszko słyszy wiele, to nie jest to wiedza akademicka. O przeszłość najlepiej pytać tych co nią żyli. Gnościka gdyby tu był lub byłych członków frakcji. I nie zbieramy informacji dla samych informacji… nie katalogujemy niczemo. Przeżywamy wszystko. Jest Miejski Gmach Rozrywki a w nim sensoria którymi eks-czuciowcy nadal się opiekują. Kiedyś kontrolowali całkiem ten budynek, ale wraz utratą statusu Frakcji utracili część przywilejów. Tam, korzystając z sensoriów można przeżyć to czego samemu nie ma okazji posmakować. Czy to z braku ambicji czy z braku możliwości.
Tańczyć wśród płomieni przed wezyrem irirytów. Polować na drowy w jaskiniach Podmroku. Delektować intelektualną rozrywką jaką są wykłady dawnych mistrzów… cóż… co kto lubi.
- Sensoria? - dopytała pół-orczyca - Czyli takie halucynacje?
- Niezupełnie…. to przeżywanie czyichś wspomnień. Obserwowanie ich obcymi oczami i słuchanie uszami. Nie ma się kontroli nad nimi, bo są to zapisy czyichś działań i decyzji, ale za to odczuwanie wszystkiego co ta osoba czuła fizycznie. - wyjaśniła rogata w zamyśleniu.- Najlepiej… samemu to przeżyć, by zrozumieć.
- Zbierasz takie odczucia, żeby przekazać je dalej i by ktoś inny mógł przeżyć to co ty? - Mmho upewniła się, czy dobrze zrozumiała.
- Nie… czasem jeśli jestem świadkiem jakiegoś niezwykłego wydarzenia lub uczestniczę w nim to… decyduję się na zapisanie tego wspomnienia w sensorium, ale ciężko to nazwać zbieraniem doznań. W tej chwili to tylko trzy kamienie z moimi… na wiele wiele innych. - wyjaśniła Marai z uśmiechem.
- Co na nich jest? - Mmho uśmiechnęła się, była ciekawa, czy Marai podzieli się tą informacją, bardziej niż samej odpowiedzi.
- Hmm… przejażdżka na grzbiecie smoka będąc ścigana przez wściekłe ifiryty. Rozgrywka karciana z pewną rakszasą o moją duszę i pewne miejsce…- dodała na koniec tajemniczo rogata.
- To pewnie jakieś nieładne miejsce, skoro nie chcesz o nim mówić - stwierdziła Mmho, ale nie dopytywała dalej. - Ciekawe… - powiedziała po chwili - czyli za pomocą tej magii można przeżywać wiele razy swoje własne wspomnienia.
- Po prostu… wolałabym byś sama zobaczyła to miejsce. Nie chcę psuć ci niespodzianki.- odparła diabliczka z łobuzerskim uśmiechem i skinęła.- Tak. Można je przeżywać w nieskończoność, acz nie można nic w nim zmienić.
Zielonoskóra pokiwała z uznaniem i zamyśleniem głową, pochłonięta myślami nic nie powiedziała. Ziewnęła tylko krótko i przeciągnęła się lekko.
- Obawiam się że tu utknęłaś, bo ja nie zamierzam się usunąć.- odparła diabliczka opierając rogatą głowę o piersi półorczycy i przymknęła oczy też wyraźnie zmęczona.
Mmho pogłaskała ją krótko po włosach, zatrzymując w końcu dłoń na jej głowie. Sama zamknęła oczy, pogrążona w pięknych wspomnieniach, które mogłaby wspominać w nieskończoność nic w nich nie zmieniając.
Aż zasnęła.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 23-09-2020, 12:38   #70
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dzień po spotkaniu księżniczki w wieży, po połudnu

Sępy, kruki i wrony … one krążyły tu wszędzie mając tu tyle miejsc do posiłku. Tyle pól bitewnych pełnych mniej lub bardziej świeżych trupów. Okazały się one nie jedynym rodzajem “ścierwojadów”. Były też inne… zwłaszcza gdy “ofiara” była odpowiednio smakowitym wąskiem. A ta akurat była…
Cztery masywne wozy, wyładowane towarami. Dwa przewrócone. Martwe duże kozły o wyraźnie czarcim rodowodzie zaprzęgnięte do nich. Martwi ludzie. Martwe potwory o humanoidalnych sylwetkach. Większość z nich o owadziej naturze.
Karawana napadnięta i wyrżnięta… ale nie złupiona.
Nic dziwnego, że taki kąsek przyciągnął “sępy”. Ale tam gdzie chętnych do kąska jest wielu pojawia się konflikt i walka.
I tę walkę można było zaobserwować z pokładu Destiny.
Mała horda orków ścierała się z oddziałem hobgoblinów wspieranych przez grupkę goblinów. Dla Mmho to była pierwsza okazja by zobaczyć tutejszych krewniaków i… cóż… te orki wydawały się bardziej dzikie i bardziej barbarzyńskie. I to mimo zbroi wykonanych z pietyzmem i broni. I bardziej zwierzęce. Z drugiej strony hobgobliny również wyglądały bardziej zwierzęco.
Niemniej były zdecydowanie bardziej zdyscyplinowane i stawiały widoczny oraz stanowczy opór orkom, które brutalną siłą próbowały zmusić hobgobliny do ustąpienia. I to mimo przewagi liczebnej goblinoidów. Po prawdzie ta przewaga wynikała głównie z obecności goblinów. Tchórzliwych stworków, które używały krótkich łuków i uciekały na widok nacierającego orka.

Ten konflikt prawie nie różnił się od innych, jakie widzieli i słyszeli podążając w kierunku portalu do Rigus. Ot dwie wrogie siły staczały bezsensowną i zaciekłą walkę. Jednakże tym razem była różnica. Tym razem walka miała sens. Cztery wozy wypełnione towarami. Bezpański łup, który aż się prosił o przejęcie.

- Interesujące - powiedziała głośno Mmho przyglądając się dłużej orczym braciom i ich przeciwnikom - ciekawe co za towar wiozą te wozy - przy tych słowach spojrzała na Marai - czy przez twoją cudowną lunetę da się dostrzec ten szczegół?
- Zakryte są płachtami.- wyjaśniła rogata zerkając przez lunetę.- Ale drugi od strony hobgoblinów zawiera pewnie najcenniejszy ładunek, a wóz za nim… chyba głównie zapasy na drogę.
- Hm, z daleka wygląda że moglibyśmy ich przegonić… za połowę łupów mogę nam to ułatwić - Imra spojrzała na pozostałych a w jej oczach było wyzwanie.
- Za połowę łupów to można łatwo stracić głowę - Kvaser stwierdził rzeczowo - najlepiej byłoby je zwinąć im latając, tylko te kozły… to zwiększa ciężar - dodał z wyraźna irytacją w głosie.
- Choć nie wątpię w nasze możliwości mam wrażenie, że żaden z was nie podniesie całych wozów - półelfka ciągnęła dalej.
- Mogę być w stanie unieść jeden, ale przydadzą się jakieś liny do ustabilizowania - stwierdził Wędrowiec, analizując sytuację - Harranie, jesteś w stanie stworzyć taką ścianę lodu, jak podczas walki ze skarabeuszami, żeby odciąć wozy od walczących? - zapytał zaklinacza.
- Mogę, to żaden problem - odparł zapytany.
- Mmho zaleca brak pośpiechu. Czym dłużej walczą tym jest ich mniej - odezwała się pół-orczyca. - Zależy ci na pieniądzach - zwróciła się do Imry - a więc warto spróbować, pomogę ci najlepiej jak będę umiała.
Imra zrobiła smutną minę słysząc jak nikt nie załapał o co jej chodziło.
- Mogę ich rozgonić, będzie szybciej i nie trzeba będzie czekać.
- Lub poprzeć jedną stronę przeciw drugiej… pilnując oczywiście by wybrana strona wykrwawiła się na tyle, aby nie próbować czegoś głupiego po walce. - zaproponowała rogata i oceniła po chwili sytuację mówiąc.
- Bo żadna ze stron nie będzie spokojnie patrzeć, jak wykradamy im skarby spod zadka.
- Trudno im się dziwić - stwierdził Harran. - Prędzej zjednoczą się przeciwko nam.
- Popieram Mmho, poczekajmy chwilę, aż wykrwawią się bardziej, łatwiej będzie przejąć łup, odstraszając tych, którzy przeżyli - uznał Wędrowiec.
- A potem postawienie ściany, szybki desant, zaczepienie haków, odcięcie balastu i odlatujemy z najważniejszą zdobyczą - zasugerował Harran.
- No to skoro tak wszyscy się ze sobą zgadzają, to jak nie ma innych chętnych, zobaczę jak mi idzie ze sterowaniem statku. Takie używanie linek, to dość delikatna sprawa, pewnie Destiny będzie potrzebować pomocy - zauważyła półelfka.
- A kto będzie straszyć, tych którzy pozostaną przy życiu? - Mmho wyraziła swoją wątpliwość co do odejścia Imry. - Mmho z pewnością nie przestraszą się tak jak Imry, choćbym obiecała im najgorsze tortury jakie znam. Kiedy można uniknąć rozlewu krwi, warto spróbować - dodała. Po tych słowach spojrzała na Harrana - potrzebne nam haki, czy ktoś rozglądając się po Statku zauważył gdzieś takie? I liny. Po za tym musimy dostać się na dół żeby zaczepić i odciąć - pół-orczyca analizowała głośno - Mmho nie umie tam lecieć - przeniosła wzrok na Imrę.
- Liny oraz kotwiczki znajdują się w magazynie. - rzekł uprzejmie Destiny.
- Jeden problem z głowy - odparła na te słowa statku Mmho. - Destiny, posiadasz jakąś zejściówkę?
- Oprócz lin jest też tam kilka drabinek sznurowych doczepianych do mojego pokładu. Gdy są doczepione mogę je zwijać i rozwijać w zależności od sytuacji i poleceń załogi.- stwierdził Statek.
- Czy potrzebujesz sternika? - upewniała się Mmho.
- Sternik i strzelcy są preferowani w sytuacjach bitewnych. Nie radzę sobie ani z celowaniem, ani z precyzyjnymi manewrami.- wyjaśnił Destiny.
- Precyzyjnymi manewrami - powtórzyła po nim Mmho drapiąc się w zamyśleniu po brodzie - w jaki sposób się tobą steruje?
- W sterówce jest koło sterowe i dźwignia regulacji wysokości, zwiększenie i zmniejszenie prędkości należy dokonywać za pomocą poleceń głosowych.- wyjaśnił Destiny.
- Prawo, lewo, góra, dół, szybciej, wolniej. Nie brzmi jak skomplikowany mechanizm - powiedziała pół-orczyca.
- Bo nie jest… ale jak się przekonasz…. kieruje się nim jakby się samemu było po wypiciu kilku kielichów.- wtrąciła rogata wzruszając ramionami.
Imra skrzywiła się w końcu. Jej mina wyrażała wysokie poirytowanie i złość. Mamrocząc coś pod nosem podeszła z powrotem do krawędzi statku i wyjrzała za burtę. Fukając jak kot "zgodziła się" zejść. Pomarudziła jeszcze, aby dali jej chwilę bo musi się odziać w zbroję nim tam zejdzie.
- Aaha… to ja pójdę obejrzeć to koło sterowe, chyba że ktoś czuje się bardziej kompetentny i mniej przydatny tu? - Mmho popatrzyła po "drużynie", z nadzieją, że jeśli ktoś posiada odpowiednie umiejętności to zadeklaruje to teraz.
- Potrzeba ci drugiej osoby do lin czy poradzisz sobie sam - Kvaser zapytał Wędrowca chociaż wyglądał bardziej na gotowego do desantu, poprawiając mocowania zbroi i ekwipunku - od biedy mogę też wspomóc łukiem - wzruszył ramionami.
- Pomoc się przyda, szybciej zdołamy zabrać łupy, a lecąc z obciążeniem nie będę miał jak się bronić, więc i ochrona może być potrzebna - Wędrowiec kiwnął głową.
- Postawienie ściany może trochę ułatwić sytuację - powiedział Harran. - Zejdę na dół, ścianą odgrodzę część walczących, a potem pomogę przy tych hakach i linach.
Skoro nikt się nie wyrywał Mmho poszła oglądać koło sterowe.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172