|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-08-2020, 09:03 | #61 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
18-08-2020, 10:36 | #62 |
Reputacja: 1 | Oglądanie dziury, Mmho i Harran Statek do największych się nie zaliczał, więc wkrótce znaleźli się w miejscu, gdzie w burcie statku ziała pokaźnych rozmiarów dziura. - Nieźle ci się oberwało, Destiny - powiedział z pewnym niepokojem zaklinacz. - W jakim stopniu obniża to twoje zdolności? - W obecnym stanie brak integralności kadłuba rzutuje na moją szczelność. Odradzane jest odwiedzanie światów, które takiej szczelności wymagają jak Plan Żywiołu Wody na przykład. Poza tym nie ma większych zagrożeń.- wyjaśnił Destiny. - Czyli nie potrzebujemy zastanawiać się nad naprawą czy też tymczasowymi rozwiązaniami? - upewniła się Mmho. - Kapitan już rozważył wszystkie możliwe opcje, poinformowany przez mnie o nich.- odparł Statek. - Czyli na razie wystarczy omijać to miejsce - powiedział zaklinacz. - Czy przez ten otwór może coś wylecieć, czy chroni przed tym ekran? - Przez ten otwór może coś wylecieć.- przyznał Statek.- Coś wyskoczyć… ale w tej chwili prawdopodobieństwo na to są znikome. Zresztą kapitan już obmyślił tymczasowe rozwiązanie. Skoro kapitan obmyślił rozwiązanie, Mmho uznała, że jej pomoc i wiedza nie przydadzą się. Dalsze oglądanie dziury było dla niej zbędne.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
18-08-2020, 20:54 | #63 |
Administrator Reputacja: 1 | Podróż była spokojna i leniwa niemal. Statek pokonywał kolejne kilometry lawirując pomiędzy sześcianami, które wydawały się ciągnąć niemal w nieskończoność. Tam gdzieś na “dole” wobec którego Destiny ustawiał swoją pozycję była olbrzymia ściana czarnego kryształu… przypominającego lód. Ciągnąca się w nieskończoność ściana i to mimo, że ów obiekt bardzo daleko od nich. Jak duży był naprawdę, to trudno było ocenić z tej odległości… niemniej ta ściana lodu zasłaniała pole widzenia stając się tłem dla poruszających z różną prędkością sześcianów i znajdujących się niżej od nich, mniejszych wielościanów. Acheron pełne było ptactwa, zwłaszcza drapieżnego. Kruki olbrzymie i zwyczajne, sępy, kondory… olbrzymie stada tych ptaków latały od sześcianu do sześcianu. Ba, nawet tacy samotnicy jak orły i jastrzębie, na Acheronie wolały latać w stadach. Najwyraźniej samotne stworzenia na tym planie żyły krótko i kończyły brutalnie. Roje olbrzymich os tylko to potwierdzały. Więc… pojawienie pojedynczego dużego kruka z ludzkimi rękami i o adamantowych skrzydłach było niepokojące. Chronotyryn, bo taka nazywał się ów stwór sprawił, że Destiny natychmiast zmienił kurs, by jak najszybciej oddalić się od skrzydlatej bestii. I Bezimienny wiedział czemu… Pamiętał opisy spotkań z chronotyrynami. Niektóre zakończone tragicznie. Inne… części drużyny udało się uciec. Nikomu nie zdołało się takiego pokonać. W opisach określa się je jako schizofrenicznych lordów czasu i z pewnością znali się nieco na manipulacji temporalnej. Zwycięskie walki kończyli bardzo szybko… Destiny więc zaczął uciekać, używając mijanych sześcianów jako osłony. I zboczył z drogi nieco… Dlatego natknęli się na kolejny widoczek. Nieduży sześcian z wieżą. Mały sześcian. Wieża zajmowała spory kawałek jego ściany. Była wysoka na 15 m i kończyła się balkonem. I nie miała wejścia do środka. Za to tuż pod nią toczyła się zaciekła potyczka pomiędzy dwoma zakutymi w stal frakcjami której członkowie niezmordowanie okładali się orężem. I to mimo tego, że żadna ze stron nie mogła osiągnąć strategicznej przewagi. I coś było w tym wszystkim… niepokojącego. - Pewnie uwięziona w wieży księżniczka - stwierdził Harran, odwołując się do znanych na całym świecie bajek. - Nie przeszkadzajmy im. Wygląda na to, że świetnie się bawią bez nas. - Widać, że jesteśmy z tego samego świata. O tym samym pomyślałam - żachnęła się Imra, która uważnie obserwowała od dłuższego czasu okolice od kiedy natrafili na tego całego “chronotyryna”. - A ty w ogóle coś lubisz robić Harranie? Bo mam wrażenie że nie za bardzo starasz się ingerować w otaczający cię świat. - Zazwyczaj ten świat daje sobie radę beze mnie - odparł. - Gdy wszystko się toczy swoim rytmem, to po co mu przeszkadzać? Ale gdy pojawiają się kłopoty, to czasami je likwiduję. - Jestem zarówno zaskoczona, że żyjesz i osiągnąłeś jakąkolwiek moc. Widać obdarzeni naturalną siłą faktycznie nie muszą się starać - Imra pokręciła głową w niedowierzaniu i wróciła do oglądania pobojowiska aby samej się wypowiedzieć czy faktycznie warto by było zobaczyć o co chodzi z tą wieżą. - Trzeba się starać, by przeżyć - odparł. - I trzeba ćwiczyć, by się rozwijać. Inaczej stałbym w miejscu - dodał, podobnie jak Imra spoglądając na niewielki sześcianik. - Mam polecieć do wieży? - Spytała Vaala, tym razem stojąc dla odmiany na dachu kajuty nawigacyjnej. Ubrana już była od dawna "po staremu" w swój liściasty napierśnik i szmatko-spódniczkę. Spojrzała wyczekująco na Imrę… - Chcesz mojego błogosławieństwa? - Imra spojrzała na Vaalę ze zdziwieniem - Leć i zobacz z bliska co tam jest. - Destiny, zaproś naszego gościa na pokład, może wie coś więcej na ten temat - rzucił cicho Wędrowiec, samemu próbując przeliczyć i sklasyfikować walczących. - Oczywiście kapitanie.- odparł uprzejmie statek. - Pytam czy tam lecieć, to wszystko - Warknęła Druidka - A swoje błogosławieństwa to se wsadź - Dodała. - Oho, ktoś ma zły humor. Słodziutka nie potrzebujesz mojego pozwolenia na cokolwiek o ile dobrze pamiętam. Jesteś ciekawa co tam jest, to reszta poczeka. A nawet jak nie, to chyba dogonisz statek - półelfka gestem wskazała wieżę robiąc delikatny ukłon jakby zapraszając druidkę do lotu. - No chyba, że nie chcesz lecieć sama. Mho pewnie z chęcią znów cię dosiądzie. Vaala skrzywiła się, po czym splunęła w bok. Tu się złapała, tam przytrzymała, odbiła, i po chwili była już na dole, na dechach pokładu. - Ona już dosiadła kogo innego - Wycedziła przez ząbki - A ja po prostu pytam. Czy tam lecieć i badać wieżę, czy MY mamy to w dupie i lecimy dalej… Na twarzy Imry momentalnie wymalowało się zrozumienie. - Ja ci mogę towarzyszyć. Ty jesteś ciekawa co tam jest, ja jestem ciekawa co tam jest, Wędrowiec nic nie powiedział, a Harran i tak by się nigdzie nie pchał. Sprawdzić możemy niezależnie od tego czy coś z tym zamierzamy zrobić. - Polecę z wami - w końcu odezwał się automaton. Mmho również wyszła na pokład. Nie odzywając się nic poza krótkim zaciekawionym sytuacją "hmmm", obserwowała sytuację poza pokładem. - Więc… w czym jestem potrzebna kapitanie?- zapytała diabliczka wychodząca na pokład. Rozejrzała się po towarzystwie i uśmiechnęła ciepło do Mmho. A pół-orczyca odwzajemniła uśmiech. - Rozpoznajesz tą wieżę, lub tych walczących? - zapytał Wędrowiec, wskazując gestem. - Zobaczymy. - diabliczka sięgnęła do dekoltu wyjmując z niego lunetę. Rozłożyła ją i przyglądała się walczącym stronom. Ogonem machała na boki mrucząc pod nosem. - Nie… nie znam tych znaków, ale Radogast miał w swojej biblioteczce kilka herbarzy. Wyglądają na pierwszaków, jak wy.- oceniła. - To po prostu walczący rycerze, do tego z planu materialnego? Przyjrzyj się dokładniej, nie ma tam nic nietypowego? - Jest coś… dziwnego w nich … ale nie wiem co. Może za daleko tej bitwy jesteśmy?- przyznała rogata. Kvaser do tej pory nie odzywał się, nie mając jakoś ochoty na pogawędki. Ostatecznie coś mu zaświtało w myślach. Zwrócił się do Wędrowca. - Co to był za ptaszor którego statek omijał? - Chronotyryn, istota dysponująca potężną magią i potrafiąca w pewnym stopniu wpływać na przepływ czasu. Nie chcemy z nią zadzierać - odpowiedział automaton, po czym z powrotem zwrócił się do diablicy - Jakiś ruch na sześcianie poza walczącymi? W okolicy wieży? - Nie widzę żadnego… może w środku coś siedzi… ale.. nic nie widzę.- odparła rogata obserwując wszystko przez lunetę. - Czasu - niziołek zamyślił się - może to coś pchnęło nas w pułapkę? Zgodnie z przysłowiem, z deszczu pod rynnę - wzruszył ramionami. - Albo ich - Mmho wskazała paluchem wiecznie walczących rycerzy. - Pułapka czasowa, to nie brzmi zbyt dobrze - stwierdził Harran. - Bąble temporalne łatwo wykryć jeśli się je podejrzewa. Albo zatrzymują ruch w sobie, albo go zawijają. Wystarczy strzelić i przyglądać się torowi strzały… gorzej jeśli są naturalne, bo wtedy nawet wykrycie magii i nie pomaga. I jeśli nie podejrzewając niczego natkniesz się na taki… to po tobie. - stwierdziła rogata chowając lunetę w dekolt. Mmho od razu sięgnęła po swój łuk, bo chociaż orczyca pozbyła się póki co zbroi, broń została. Posłała pojedynczą strzałę w nicość, tak by dobrze można było obserwować jej ruch. Przy lubieżnym pomruku przyglądając się temu diabliczki, która niewątpliwie podziwiała ruch mięśni podczas tego pokazu umiejętności półorczycy, strzała pomknęła w dal nie zakłócana. Więc, na szczęście to nie było to… acz… gdy przyglądali się walczącym stronom zaczęło do nich docierać co im nie pasowało w tej walce. Nie było trupów. Choć rycerze walczyli zaciekle i zadawali sobie ciosy, które w teorii powinny zakończyć się zgonami, to nikt nie ginął, nikt nie był ranny. Tu i ówdzie wygięła się lekko stal… ale nie było trupów. - Oni nie umierają - powiedziała głośno Mmho. - Mogę zobaczyć lunetę? - Proszę…- odparła diabliczka sięgając do swojego dekoltu i wyciągając przedmiot, tylko po to by dać go półorczycy. - Może stale powtarzają te same ruchy? - zasugerował Harran. - Co jakiś czas powtarza się ta sama sytuacja? - Lecimy do tej wieży, czy nie?? - Vaala wskoczyła na reling(poręcz) burty, gotowa opuścić pokład statku… - Czekaj, istnieje ryzyko, że po doleceniu tam utkniesz w pętli temporalnej - Wędrowiec wolał wstrzymać zapędy druidki. W tym czasie Mmho podziękowała skinieniem głowy i uśmiechem za lunetę, po czym skorzystała z niej by ocenić co dokładnie dzieje się z rycerzami. Nie wydawali się co prawda powtarzać swoich ruchów, acz z pomocą lunety półroczyca dostrzegała nowe intrygujące szczegóły. Ruchy wojowników choć pełne wściekłości, były dość sztywne i schematyczne… brak w nich było zróżnicowania. Każdy był powtarzalny i mechaniczny, choć sama sytuacja na polu walki się zmieniała, co wykluczało zapętlenie temporalne. - Interesujące - powiedziała Mmho, po czym podała lunetę Imrze, w tym momencie na chwilę zawieszając wzrok na zmianach które zaszły na jej obliczu (uczesanie i makijaż) - wyglądają jak w teatrze, albo jak maszyny robiące wciąż to samo, jednak sytuacja na polu walki się zmienia - powiedziała głośno, to co zaobserwowała. - Maszyny? Tak samo jak tamte skarabeusze? - spytal Harran. - Tak czy inaczej to przedstawienie jakiegoś pojeba - Kvaser warknął groźnie w kierunku walczących - zatem nic ciekawego tam nie będzie, najwyżej rzeczy które mogą wyglądać na ciekawe. - Albo ktoś testuje mechanicznych rycerzy - dodał Harran. - Mmho wolałaby stąd lecieć. Naszym celem jest teraz naprawa statku, nie zaspakajanie ciekawości - wyraziła swoją opinię pół-orczyca. - Tak czy siak… znajdzie się ktoś kogo to zaciekawi… prędzej czy później.- diabliczka spomiędzy fałd sukni wyjęła rysik i mały notatnik. A następnie poczyniła zapiski. - Lećmy dalej. - Zaklinacz spojrzał na Wędrowca, który powinien wydać statkowi odpowiedni rozkaz. - Jak określasz położenie tego sześcianika? - Przeniósł wzrok na Tanegris. - Wedle położenia sześcianów które mijaliśmy. Największe mają swoje nazwy… Nie jest to najbardziej wygodny sposób określania położenia, ale cóż… Acheron ogólnie jest trudny do nawigowania. - wzruszyła ramionami rogata. - Lecimy czy nie?? - Vaala spojrzała najpierw na Imrę, a następnie na Wędrowca, na którym zatrzymała wzrok. Półelfka słuchała pozostałych nie odzywając się również spojrzała przez lunetę. Słysząc zniecierpliwienie druidki zamyśliła się ponownie. Czuła się jakby to był moment w którym powinna wybrać swoją rolę… o ile w ogóle zamierzała się słuchać szepczących głosów. Przygryzła wargę wahając się. W końcu się uśmiechnęła. - Polećmy Vaalu. Wędrowcze proponuję abyś z pozostałymi zostali jako ubezpieczenie gdybyśmy miały jednak problem? W ten sposób nie ryzykujemy całej drużyny i naszego statku. A i niestety, ale magia bransolety już przestała działać. Czy będziesz w stanie mnie unieść? - ostatnie pytanie skierowała do druidki. Wędrowiec kiwnął głową, zgadzając się w Imrą - Destiny, zbliż się na około sto metrów do walczących i dostosuj prędkość do Vaali, żeby mogły szybko wrócić - wydał polecenie, po czym przyoblekł się w powłokę, której używał do lotu z orłami - Będę w odwodzie. - Tak kapitanie.- stwierdził okręt powoli ostrożnie manewrując by przyjąć odpowiednią pozycję, a potem odległość. Harran nie był pewien, co kierowało Vaalą - ciekawość chęć wykazania się, czy może przekora, skoro dwie osoby, które jej podpadły, odradzały tę wycieczkę. - Uważajcie na smoka - rzucił żartobliwym tonem. W większości bajek ten stwór odgrywał pierwszoplanowa rolę, więc kto wie, co siedziało w wieży. - Trzymaj się mocno - Vaala wskazała na swój pas na plecach, żeby Imra po prostu się go chwyciła dłonią? A gdy ta tak zrobiła, Druidka po prostu… skoczyła do przodu. Niby tylko 50kg, ale jak się jest do owych 50kg uczepionym, to zostajesz po prostu pociągniętym za nimi i też lecisz…. Po chwili, w trakcie spadania na łeb na szyję, dziewczyna w końcu przemieniła się w wielkiego orła, na grzbiecie którego siedziała teraz Imra. Półelfka westchnęła zaskoczona, ale dała się pociągnąć. Do czasu zamiany druidki była mocno spięta. - Będę wdzięczna za uprzedzenie następnym razem! - krzyknęła poprzez wiatr. - Nie być taka delikutaśna! - Zaśmiała się Vaala-orzeł - To lecimy szybko, i prosto w balkon, bo inaczej nas ostrzelają? Może trochę… zaboleć. I jak Druidka powiedziała, tak rozpoczęła mocne pikowanie w dół, prosto w maciupki(jeszcze) balkon. Oj będzie się działo. Półelfka fuknęła niezadowolona. Chyba żarty. Na orłach za wiele nie latała, a już na pewno nie na tych co miały tyle inteligencji, ale wciąż wiedziała jak prowadzić niesfornego wierzchowca. Brakło lejców i siodła, więc Imra pracowała z czym miała. Złapała za pióra po obu stronach orlej głowy i delikatnie wbiła pięty w jego tors aby wyhamować szaleńcze opadanie. - Spokojnie szalona, spokojnie. Nie ma co na złamanie karku lecieć. - Cykor - Powiedziała Vaala-orzeł, ale trochę zwolniła tuż przed celem, przed samym balkonem owej wieży… |
18-08-2020, 22:08 | #64 |
Wiedźma Reputacja: 1 | post wspólny z Asd i MG ;) WIEŻA Wejście do wieży od balkonu oddzielała zielonkowa półprzezroczysta kotara. Zza której dochodziły dźwięki dobywającego się z dziwanecznego instrumentu, które to uszy Imry zidentyfikowały jako klawesyn. Bardzo rzadki i bardzo drogi instrument. Przez półprzezroczystą zasłonę widać było jakąś siedzącą postać.. oraz różane opary pachnideł wydobywające się spod zasłony niczym czerwona mgiełka. I Vaala wbiła się w nią przeszywając zasłonę, lądując dziobem i brzuchem marmurowej podłodze. Zabolało! Aż pojawiły się mroczki w oczach Vaali. Imra wyskoczyła wcześniej i był to poważny błąd… tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu nie zakończył się tragicznie. Źle oceniła sytuację, skoczyła za wcześnie i uderzyła ciałem o barierkę, w ostatniej chwili chwytając się za nią. Przez chwilę zabrakło jej dechu i przez chwilę zwisała z balkonu… przez chwilę groziło jej niebezpieczeństwo. Zdołała się jednak wdrapać. Natomiast druidka była obolała, choć ten ból wydawał się przechodzić wyjątkowo szybko, gdy zatonęli w czerwonych oparach. W środku, był grający sam instrument, piękne makaty na ścianach. Kilka rzeźbionych kamiennych portali, w których osadzono dębowe drzwi. Ślicznie ozdobiony stół otoczony czterema krzesłami. Oraz poduszki porozrzucane wszędzie. No i tron. No i piękna czarnowłosa księżniczka w kosztownej czerwonej sukni. Wyglądało na to, że Harran miał rację. Wydała się wyraźnie zaskoczona pojawienie Vaali, ale po chwili zeszła z tronu i podeszła do obolałej druidki, by głaskać ją piórach. - Jaki piękny ptaszek! Co tu robisz maleńki? Oj bidulko… musiało strasznie zaboleć. Ale nie martw się. Remilda o ciebie zadba.- zaczęła trajkotać wesoło “księżniczka, a orzeł… zaśmiał się nagle, tak całkiem po ludzku, po czym splunął krwią w bok. - Ja “maleńka” - Powiedziała Vaala. - No nie obrażaj się… jesteś dużym ptakiem, ślicznym… i rannym.- odparła czule księżniczka nie zaprzestając pieszczot. - “Maleńka”, jako ona, nie on - Starała się dalej wyjaśnić Druidka. - No stąd, trudno rozeznać… ale i tak jesteś śliczną orlicą. - odparła księżniczka dając całusa w dziób. - Na Dziewięć piekieł… - stęknęłą Imra wciągając się do góry i upadając po drugiej stronie barierki. - Nigdy więcej na niej nie polecę. Podniosła się i przeszła te kilka kroków do zasłonki aby zajrzeć do środka. Widząc całą tą scenę miała tylko jeden komentarz: - O w mordę. - Och… dzielna wojowniczko… nie spodziewa… łam się. Czy przyszłaś tu mnie porwać?- zapytała zaskoczona księżniczka odskakując od orła. A następnie dając szybkiego susa za tron dodała. - Tatulo mówił, że nie powinnam się dać zabrać. Że dla wszystkich będzie lepiej jeśli żadnego nie zostanę żoną. - A to nie zostawaj. Małżeństwo nie jest nikomu do szczęścia potrzebne - Imra aż zgrzytnęła zębami i musiała potrząsnąć głową aby odegnać wspomnienia. - Ale oni przymusem mnie zaciągną do ołtarza. Jeden albo drugi. Nie będą się pytać.- wyjaśniła chowająca się za tronem Remilda.- Jak ci na imię pani? Półelfka pokręciła głową czując jak wzbiera w niej pogarda. - Vaalu żyjesz? - zapytała druidkę mierząc chłodnym spojrzeniem “księżniczkę”. - Bywało gorzej - Odparła Druidka-orzeł, podnosząc się z podłogi, raz trzepnęła skrzydłami, zupełnie jakby w ten sposób doprowadzała się do ładu, po czym rozglądnęła zaciekawiona po pomieszczeniu nie znajdując nic nowego. Imra kiwnęła na to głową i wróciła spojrzeniem do “księżniczki”. - Imra jestem. Z rodu Orirel. Nie umiesz się bronić może? Jak byś miała siłę to żaden by ciebie nigdzie nie zaciągnął bez twojej zgody. - To nie takie proste. Jestem księżniczka małego królestwa leżącego między dwoma mocarstwami. Nawet gdybym umiała się bronić, to kto obroni mój lud przed napaścią?- zapytała Remida. - Kto zapobieże krwawej wojnie?Co? Przecież nie miecz w moim ręku? Wyszła zza tronu i dygnęła z gracją.- Remilda trzecia tego imienia przyszła władczyni królestwa Scargonu, z rodu Haldarów. - Smok!! - Palnęła nagle Vaala, rozglądając się po komnacie, w której przebywały - Skoro jest wieża, rycerze, księżniczka… to gdzie smok?? - Łypnęła na całą tą "Remidę-jakąś-tam-trzecią" - A może… smoczyca? - Eeeem… nie ma? - zapytała Remilda i dodała.- Jestem tylko ja i parę niewidzialnych sług, których przywołał nadworny czarodziej, gdy tatko zamówił mi tą wieżę. Półelfka skrzywiła się. - A jak pomaga siedzenie w wieży pod którą walczy tysiące żołnierzy? - Cóż… walczą tu… nie na ziemiach mego ojca. Nie pustoszą mej i swoich ojczyzn, nie sprowadzają krzywdy na innych. Tylko na siebie nawzajem. - stwierdziła cicho Remilda. - Ja im nie kazałam tu przybyć. - A czemu walczą tak mechanicznie? Czemu nie umierają? Oni w ogóle są prawdziwi? - Nie wychodzę z wieży. Nie pytałam się ich. Bałam się że któryś mnie porwie. - wyjaśniła księżniczka. - A wtedy moje poświęcenie pójdzie na marne. - Jaaaasne… - Vala pokiwała pierzastym łbem, jakoś nie bardzo chyba wierząc w te opowiastki. Spojrzała na Imrę - Co robimy? Tu chyba nie ma nic ciekawego? A na sta-tek mamy już jedną taką suuu… - Przez przypadek strąciła coś swoim orlim skrzydłem na podłogę, co zostało podniesione i postawione na miejsce przez niewidzialnego sługę. - Musicie aż tak szybko? Mało kto tu mnie odwiedza. Wielki czarny ptak wszystkich odstrasza.- rzekła błagalnie księżniczka. - A rzesz… - Imra mlasnęła niezadowolona. Podeszła do dziewczyny i złapała ją za rękę. - Zobacz co się dzieje na zewnątrz. Mówiąc to zaczęła ją ciągnąć w stronę balkonu. - Wiem co się dzieje… na zewnątrz.- Remilda zaczęła stawiać opór, gdy była ciągnięta w kierunku kotary. - I co miałabym zrobić. Myślisz że mnie posłuchają? Niby czemu… przecież nigdy nie słuchali. Vaala z kolei przyglądała się temu z obojętną(jak na orła to możliwe) miną. - Wiesz? A przed chwilą mówiłaś, że nie wychodzisz z wieży. To jak to jest? Spoglądasz z tego balkonu na dół, czy nie? A jak tak, to co to za osoby? Co to za herby? - Imra nie przestawała ciągnąć za sobą księżniczki i nie była przy tym delikatna. - Nie wychodzę, nie wolno mi.. nie powinnam. Nie widzę, ale słyszę dźwięki walki… dochodzą tutaj. Nie chcę tego widzieć. A herby są mi znane. To rycerze z obu imperiów, walczą o mnie, o dostęp do wieży. Bardziej by nie dopuścić drugiej strony, niż zdobyć mnie dla siebie. - Remilda okazywała się zarówno dość silna, gdy stawiała opór ciągnięta ku balkonowi. - Czarny ptak nadleci, gdy wyjdę na balkon. I ty zginiesz. Imra zatrzymała się aby spojrzeć na księżniczkę i ocenić czy mówi prawdę. - Zostaw ją Imra, bo jeszcze nam tu padnie ze strachu czy coś… - Powiedziała Vaala-orzeł - Nie ma tu nic ciekawego, wracamy na sta-tek? No chyba, że chcecie się posmyrać albo coś, to ja poczekam… Półelfka się jeszcze zastanawiała, ale ostatecznie puściła kobietę. - Hm. Niech będzie. Nic z tego nie zyskamy - mruknęła po czym wyszła na balkon. - Tak szybko wracacie? Ale… nie możecie chwilę zostać?. Nudno mi tu samej.- zapytała błagalnie Remilda. - Nie przyleciałyśmy w odwiedziny tylko aby sprawdzić co tu się dzieje. Nic nie wiesz, na zewnątrz wyjść nie chcesz i jeszcze straszysz że Chronotyryn tu przyleci i nas pozabija - Imra spojrzała sceptycznie na dziewczynę. - Nie zachęcasz do pozostania. - Jeśli nie wyjdę, to się nie pojawi. - wyjaśniła konspiracyjnym tonem księżniczka.- Wystarczy że zostanę w wieży. - Jeśli w to wierzysz to twoja sprawa. Bądź zamknięta do końca swojego księżniczkowego życia w tej kupie kamieni. Vaalu? - Co? - Spytała Druidka. - Zbierajmy się. - A jak wrócisz na sta-tek? - Zdziwiła się Vaala. Imra spojrzała na Vaalę. - Co masz na myśli? - Nooo… jak wrócisz na sta-tek? - Powtórzyła dziewczyna. Imra popatrzyłą na druidkę przez moment bez zrozumienia. Potem bardzo powoli kiwnęła głową. - Czyli nie zamierzasz mnie zabrać. Typowe. Czego ja się spodziewałam? - wojowniczka podeszła do barierki i wyszukała spojrzeniem statek zamachała ręką w jego kierunku mając nadzieję, że ktoś dostrzeże ten gest. - Powiedziałaś, że już na mnie nie polecisz? - Odezwała się do niej ponownie Vaala. - Niby kiedy? - półelfka już nawet nie pamiętała. - Jak ja byłam tu, a ty tam? - Vaala-orzeł wskazała wnętrze wieży, i balkonik - Po ostrym lądowaniu? - Aach… mogło mi się coś takiego wymsknąć. Nie mniej nie muszę NA tobie lecieć. Mogę złapać się twoich nóg. Technicznie się zgadza. Księżniczka przysłuchiwała się temu w milczeniu i wyraźnie zmartwiona. Z oddali zaś dało się dostrzec, jak Wędrowiec rozwija swoje skrzydła i odbija się od burty Destiny, by po chwili zniknąć i pojawić się na balkonie. - Coś się dzieje? - zapytał Imrę automaton. Księżniczka z piskiem uciekła za tron, przerażona pojawieniem się Bezimiennego. - Mamy księżniczkę, która nic nie wie, twierdzi, że Chronotyryn do niej przyjdzie jak wystawi nos na zewnątrz. A i Vaala coś kombinuje z tym aby mnie nie zabrać z powrotem - odpowiedziała półelfka ignorując zachowanie księżniczki. - I chyba ma cieczkę - Dodała Druidka, kiwając głową w kierunku tej całej "Remidy" - Chce towarzystwa… - Raczej nie chce. Nie słuchałaś chyba - Imra pokręciłą głową. - Mam ją w zadku - Zaśmiała się Vaala orlim skrzekiem. - Zły ptaszek. Niewychowany. - oburzyła się Remilda. Słysząc uwagę o chronotyrynie, Wędrowiec rozejrzał się odruchowo. - Czyli nie ma sensu tu zostawać. Mogę zabrać Imrę. - Poproszę, dłużej w tym szaleństwie nie wytrzymam - wojowniczka niemal błagalnie spojrzałą na Wędrowca. “Prawie” bo z jej oczu jak zwykle zionęła pustka. Automaton kiwnął głową i rozpostarł skrzydła. -Vaalu, leć za mną i utrzymuj prędkość, powinno ci być łatwiej wylądować bezpiecznie - po tych słowach wzniósł się w powietrze, chwytając wojowniczkę za wyciągnięte ręce. - Trzym się księżniczka! A jak masz braki, na dole masz morze twardych, jurnych… - Vaala znowu się zaśmiała, po czym lekko trzepnęła pannicę skrzydłem. Czas było lecieć. Odpowiedzi nie otrzymali, księżniczka coś tam wybąkała ale niezbyt wyraźnie… ani składnie. A oni już pofrunęli w kierunku Statku. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
20-08-2020, 09:57 | #65 |
Reputacja: 1 |
|
21-08-2020, 12:19 | #66 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
23-08-2020, 11:29 | #67 |
Reputacja: 1 | Wieczór Mmho u Tanegris Rogata przemeblowała całe pomieszczenie wyciągając nie wiadomo skąd poduszki i mały stoliczek na którym to postawiła trunek… butelkę wina w wiklinowej plecionce. I dwa srebrne kielichy. I kilka małych miseczek w którym żarzyły się aromatyczne kadzidła, które tworzyły różaną mgiełkę z odrobiną cedru. Rogata zmieniła suknię, jak i resztę stroju z podróżniczego na coś… [url=https://i.pinimg.com/736x/c4/f9/20/c4f920eba03d706a6f650279980d69ed.jpg] bliższego strojom Mmho[/ur]. Półorczyca mogła więc w pełni podziwiać bujne w strategicznych miejscach ciało rogatej, jak i policzyć wszystkie jej piegi. I mogła się też dopytać o detale tego co odkryła. Bo jak się okazało, zgodnie z wyczytanymi w księgach informacjami Rigus do którego lecieli było miastem portalowym. Jednym z wielu miast leżących okrągłej płaszczyźnie w którego centrum wyrastała wysoka góra nad którą miało się unosić lewitujące miasto w kształcie obrączki. Marai można więc było pociągnąć za język na dwa sposoby…. tym bardziej że urodziła się w Ribcage zwanym też Żebrowiskiem, które było jednym z miast portalowych… gdzie ukryty był portal do Baatoru, zwanymi też Dziewięcioma Piekłami. Więc powinna być zła… ale jak dotąd nie wykazywała żadnej złej cechy. No… chyba że lubieżne spojrzenie i język oblizujący wargi na widok wchodzącej półorczycy można było uznać za złe. Mmho krótko rozejrzała się po nowo urządzonym pomieszczeniu. Wyglądało o niebo lepiej niż poprzednim razem. Dłuższą chwilę poświęciła strojowi diabliczki, w międzyczasie zamykając za sobą drzwi. Sama nadal była ubrana w białą koszulę, którą wraz z zapasowym strojem podróżnym spakowała jej Luthra, oraz spódnicę. Była boso. Uśmiechnęła się do diabliczki z pożądaniem w oczach, tym razem jednak, nie tak dzikim jak poprzednio. - Muszę przyznać, że masz gust - powiedziała w końcu na przywitanie - zrobiłaś to wszystko sama? - Niestety tak… ochroniarza maugów nie kiwną nawet palcem by pomóc. Oni tylko pilnują by mój kuperek był bezpieczny.- zakręciła ogoniastą pupą, gdy nalewała trunku sobie i półorczycy.- Trzeba przyznać, że jak na awaryjną załogę Destiny prezentujecie się kolorowo. - Kolorowo? - zapytała Mmho, podchodząc do stolika z winem, najwyraźniej miała ochotę na wysłuchanie wyjaśnień, co też dokładnie ma na myśli diabliczka. - Z różnych światów, różnych temperamentów, różnych spojrzeń na życie. I zapewne różnych talentów. Iskrzy między wami.- wyjaśniła rogata. - Czasami to dobrze, czasami od nadmiaru iskier następuje wybuch. Zamyśliła się.- Brakuje wam kogoś jak Azuriel. - To prawda - odpowiedziała Mmho. - Weź pod uwagę też to, że znamy się kilka godzin. Nie minęła nawet jedna doba. Żeby stworzyć dobrą drużynę należy najpierw się dotrzeć, a również odnaleźć wspólny cel. - Masz rację. Ciekawa jestem, kto wśród was zostanie Azuriel tej drużyny.- odparła z uśmiechem rogata.- Obstawiam nowego kapitana statku. - Zobaczymy - powiedziała zielonoskóra - nie chcę oceniać nikogo po tak krótkim czasie - po czym westchnęła, ciężko - choć mam wrażenie, że czym prędzej znajdziemy swoją Azuriel tym lepiej. - Na szczęście ja tu jestem i pomogę w razie czego. A jeśli nie… to cóż… zawsze możesz popracować dla mnie jako ochroniarz, zanim znajdziesz swoje miejsce.- odparła wesoło Tanergis podając srebrny kielich pełen wino wprost od ust półorczycy.- Uważaj, jest mocne i doprawione ziołami. - Ziołami? - spytała Mmho, najpierw wąchając wino a dopiero później próbując je i sięgając dłonią do kieliszka. - Dla wzmocnienia smaku i doznań. Nie martw się…- zaśmiała się Marai upijając alkohol z tego samego kielicha co ona. Wino było słodkie z lekką nutą mięty pieprzowej i rozlewało się przyjemnym żarem w żołądku.-... nie jest trujące, ani nie oszałamia… wprost przeciwnie wyostrza zmysły. Mmho obserwowała jak Marai upija wino, a na jej ustach znów zakwitł uśmiech, lubieżny uśmiech. Samo wyobrażenie, tego co mogłyby tu robić, sprawiało, że miała ochotę już teraz rzucić diabliczkę na miękkie poduszki. Zamiast tego wzięła drugi kieliszek i wygodnie usiadła przy stoliku. - Opowiesz mi o mieście do którego lecimy? - spytała. - Co to znaczy, że to miasto portalowe? Można z niego iść gdzie się chce, jeśli znajdziesz odpowiedni portal? - W mieście portalowym znajduje się jeden duży głównym portal który służy do przejścia na plan egzystencji bezpośrednio powiązany z miastem. Ów plan wpływa na samo miasto i jego naturę. - rzekła rogata przysiadając się blisko Mmho. Jej ogon wsunął się pod koszulę półorczycy wodząc pieszczotliwie po jej plecach i muskając ich podstawę gdy kontynuowała wypowiedź. - Jest też tam kilka przejść do innych miejsc. Ja znam jedno do Sigil, ale w Rigus najważniejsza jest Lwia Brama prowadząca właśnie tu do Acheronu. Samo miasto to szereg dzielnic wybudowanych na kształt okręgów otoczających wzgórze. Każdy z nich jest ufortyfikowany niczym obóz wojskowy, bo tym właściwie jest. Każdy… no prawie każdy tam pojawiający się jest od razu rekrutowany jako obywatel… no chyba że zdąży zyskać odpowiedni status; gościa lub kupca. Do tego potrzebna jest łupkowa zawieszka na rzemieniu, które na szczęście są rozdawane za darmo przybyszom do miasta. - Mmho nie rozumie pojęcia plan egzystencji - powiedziała pół-orczyca, po tym popiła wino a jej spojrzenie przesunęło się powoli co ciele diabliczki. Z blisko łatwo było przyjrzeć się tkaninom z trudem utrzymującym piersi Tanegris w pozorach przyzwoitości. Zwłaszcza gdy niemal była przytulona do półorczycy. Rogata zamyśliła się przez chwilę, po czym dodała. - To są… zaświaty, przynajmniej to miejsce w którym jesteśmy i te do których prowadzą miasta portalowe. Jedne z wielu zaświatów… miej to na uwadze. Dusze trafiają do różnych miejsc po osądzeniu. Tu na Acheronie… mieści się panteon orków i hobgoblimów. I parę innych bóstw. Tu trafiają ich najbardziej gorliwi wyznawcy. Mmho uniosła wysoko brwi. - Czy ja… nieee… - zdziwienie zielonoskórej tym wyjaśnieniem mieszało się z analizą słów diabliczki, na chwilę straciła zainteresowanie jej kształtami i z niepokojem spojrzała w oczy. - Na prawdę? - Nie… ty żyjesz, ja żyję… w tym miejscu, żywi i nie żywi przebywają obok siebie.- odparła ciepło rogata. - Wątpię byś trafiła tu, gdybyś umarła… nie pasujesz do Gruumsha i jego ferajny. - W świecie Mmho, jest Pan Ognia, Pan Chaosu, Pani Matka i Pani Ziemia - powiedziała zielonoskóra. - Pan Chaosu uznaje orczą rasę za najznakomitszą i jedyną, która powinna stąpać po ziemi. - Pod tym względem Gruumsh pasuje do niego… - przyznała z uśmiechem Tangeris, ogonem przesuwając w dół pod spódnicę i prowokująco wodząc między pośladkami półorczycy.- … ale chyba twój Pan Chaosu nie ma z nim nic wspólnego. Poza tym nie wydaje mi się by w panteonie pod wodzą Gruumsha było miejsce na bóstwo jakiegoś żywiołu. - Czyli Mmho nie ma szans na przypadkowe spotkanie tu byłego męża? - zapytała, jak zwykle upewniając się czy dobrze rozumie, a w jej oczach znikła powaga. - Nie w Kole Planów w każdym razie.- wymruczała rogata uśmiechając się łobuzersko i nadal wodząc ogonem pomiędzy krągłymi pośladkami Mmho, na tyle na ile pozwalała na to ich obecna pozycja. - Poza tym więzy małżeńskie chyba się kończą po śmierci, prawda? - Tak - przyznała Mmho - kończą się. - Po czym pochyliła się by poprawić opadające ramiączko stroju diablicy, tak by opadło jeszcze bardziej. Przy okazji naraziła swoje ucho na cmoknięcie i muśnięcie języka bardki, gdy ta mówiła. - Poza tym są jeszcze światy zbudowane z poszczególnych żywiołów… ognia, wody, powietrza, ziemi, błyskawic… i wiele wiele innych mniej lub bardziej dziwacznych krain. Niektóre wykreowane przez bogów lub potężnych śmiertelników. - Wiele, wiele innych - powiedziała Mmho, przesuwając palcami po ramieniu diabliczki i kierując je w dół do linii między jej piersiami - a twoja kraina Tanegris Marai ? Nie powinnaś być, z tych złych? - pytając o to ucałowała jej szyję. - Och… potrafię pokazać pazurki… przekonasz się …- wymruczała kocio diabliczka i dodała. - Jestem śmiertelniczką jak ty, a my mamy tę przewagę nad takimi czartami czy niebianami, że my… mamy wybór. Nie musimy podążać drogą wyznaczoną przez naszą naturę.- Teraz dłoń Tanegris dołączyła do ogona, sięgając po owoc piersi półorczycy i ugniatając lewą pierś delikatnie przez materiał bluzki. Pół-orczyca nie miała w tym miejscu bielizny, guziki niebezpiecznie napięły się przy takim ruchu diabliczki. - Ładny ten strój, aż szkoda go z ciebie ściągać - szepnęła jej do ucha, nadal wodząc palcami między piersiami dziewczyny i kolejny raz całując jej szyję, torując sobie tym ścieżkę do jej ust. - Jakoś mam wrażenie, że jednak masz takie plany…- wymruczała rogata tuż przed ich pocałunkiem, który zmienił się w namiętną wzajemną pieszczotę ich ust. Po nim jednak dodała. -... a jak już dotrzemy do Rigus, to łatwo będzie nam zajrzeć do Sigil… a tam już jest wiele ciekawych miejsc do zobaczenia. - Mmmmhm… - odpowiedziała elokwentnie pół-orczyca, kierując pocałunki w stronę piersi kochanki i jednocześnie zsuwając z niej drugie ramiączko stroju. - Mmm… - na tak elokwentną odpowiedź rogata nie mogła odrzec inaczej, poza deletkowaniem się miękkością piersi kochanki uwięzionej pod ubraniem… jak prowokacyjnymi ruchami miękkiego ogona pod spódnicą. - Podoba ci się to … co widzisz? - wyszeptała lubieżnie Tanegris. Mmho akurat odsunęła materiał górnej części stroju diabliczki, tak że na jej oczom ukazał się sutek jej piersi. Zakręciła w około niego językiem i ucałowała. - Podoba mi się to co widzę i to co czuję - odpowiedziała jej, po czym wróciła do pieszczoty powtarzając ją, a dłonią powoli oswobadzając drugą pierś. - Cieszy mnie to.- zachichotała rogata odchylając się do tyłu i kładąc na poduszkach. I zmuszając przez to kochankę do nachylenia się i jednocześnie wypięcia tyłeczka. Bardzo podstępny manewr taktyczny, bo sięgając do krągłości rogatej ozdobione twardymi szczytami odsłaniała więcej swojej pupy… i czuła poruszający się pomiędzy pośladkami ogon… leniwie i nieśpiesznie.Tam i z powrotem. Ciepły i sprężysty. Mmho pozbyła się w końcu górnej części stroju diabliczki, oddając się po tym dłuższemu, namiętnemu pieszczeniu jej piersi. Jednej i drugiej, każdej po równo. Rękami, językiem i pocałunkami. Tym razem była w miarę delikatna, a przynajmniej delikatniejsza niż ostatnio. I zdecydowanie nie śpieszyło jej się. Po jakimś czasie oderwała się od nich, spojrzała krótko na diabliczkę i sięgnęła po kielich z winem, upiła kilka łyków po czym podała jej. Rogata z chęcią posmakowała wina uśmiechając się łobuzersko, a jej ogon ocierając się pomiędzy pośladkami, już dotarł końcówką między do intymnego obszaru półorczycy prowokująco się ocierając tam. Ponieważ pół-orczyca nosiła bieliznę, napotkał pewien opór. Mmho odstawiła kieliszek i dopiero wtedy kontynowała. Powoli odplatając wstążkę, która wiła się wokół nogi Marai, zaczynając od kostki, powoli przesuwała dłonią po jej nodze, kończąc na wewnętrznej stronie ud. - Wygląda na to że prezent ci się podoba.- mruczała z przymkniętymi oczami diabliczka poddając się doznaniom jaki był dotyk półorczycy, jak i zapewne ułatwiało jej to wślizgywanie ogonem pod bieliznę Mmho. Zielonoskóra nic nie odpowiedziała, zamiast tego kontynowała zdejmowanie stroju z diabliczki, tym razem sięgając do rękawków. I tu zaczęła od dotyku na jej ramionach, powoli i zmysłowo przesuwając palce po całe ręce i zsuwając najpierw jeden, później drugi rękawek. Uwolnione od stroju ręce diabliczki zaczęły się odwdzięczać tym, palce zwinnie zabrały się za rozpinanie, guz po guzie, koszuli półorczycy. Marai oblizywała się przy tym lubieżnie. Kiedy ostatni guzik został rozpięty, Mmho sama powoli oswobodziła się z koszuli, przyjmując przy tym siedzącą pozycję i prezentując będącej niżej Marai swoje kształty. Odłożyła ją obok nich, w miejsce gdzie już leżały zdjęte z diabliczki ciuchy. Po tym przesunęła powoli i kusząco palcami po własnych piersiach, obserwując twarz kochanki. Oczy diabliczki aż się zaświeciły na widok tej prowokacji… a długi zwinny języczek mimowolnie przesunął się po jej wargach. Niewątpliwie łucznika wywołała efekt jakiego oczekiwała dotykając swego ciała i patrząc na kusząco wijące się ciało kochanki. Jej ręce zsunęły się z własnego ciała na brzuch Marai, i powędrowały na jej pośladki. Tam kciukami zahaczyła o jej bieliznę by tą powoli zacząć zsuwać w dół. Tak jak poprzednio, wykorzystując to by gładzić i pieścić mijane przez palce fragmenty ciała diabliczki. Oddech rogatej wyraźnie przyspieszył, ciało wiło się leniwie a piersi unosiły powoli w górę i opadały w dół próbując hipnotyzować swoim ruchem Mmho. Tangeris przygryzła wargę poddając się pieszczocie palców kochanki i jedynie leniwie poruszając ogonem, który został cofnięty w tej pozycji do doliny pomiędzy pośladkami łuczniczki. Majtki wylądowały na stosie ubrań. Pół-orczyca przesunęła po wewnętrznej stronie ud dziewczyny, odrywając je jednak od jej ciała gdy były bardzo blisko jej intymności. Sięgnęła do paska swojej spódnicy, by go odpiąć ale nie patrzyła na to co robi tylko na wijącą się Marai. Ta obserwowała jej działania z wypiekami na twarzy i świecącym spojrzeniem. I to dosłownie. W tej chwili oczy rogatej jarzyły się lekko od żądzy… wodziła odruchowo palcami krągłościach własnych piersi nie mogąc oderwać spojrzenia od kolejnych sekretów odsłanianych przez półorczycę. Tym chętniej jej partnerka pozbywała się dolnej części garderoby. Nie zdradzając przy tym oznak pośpiechu, chociaż jej oczy coraz bardziej żarzyły się. By do końca rozebrać się Mmho musiała na chwilę wstać. Odłożyła w końcu powoli zsunięte z siebie ciuchy i na moment stanęła nad diabliczką. Rogata przesunęła palcami po łydkach półorczycy delikatnie muskając skórę. Potem jeszcz językiem zatańczyła na lewej z nich zerkając pytająco to na twarz Mmho, to na intymny zakątek między udami półorczycy. Zielonoskóra uśmiechnęła się niegrzecznie, po czym nachyliła się nad diabliczką, najpierw ucałowała ją krótko i namiętnie w usta, by zaraz odwrócić się do niej plecami i pochylić w stronę jej intymności jednocześnie prezentując przed jej oczami swoją własną. Rogata wspięła się nieco górę, by mogła dosięgnąć ukrytego skarbu… jej zwinny język wodził po udach prowokująco, rozkoszując się przy tym dotykiem skóry łuczniczki, a potem łakoma diabliczka sięgnęła po ów wyuzdany przysmak jakim był intymny kącik półroczycy. Sama zaś rozchyliła zapraszająco uda odsłaniając swój skarb i kępkę kręconych włosków zdobiącą go. Mmho nie czekała ani chwili dłużej, jej język od razu zatańczył na łechtaczce kochanki póki co całą namiętność skupiając w jednym punkcie. Diabliczka odpowiedziała podobną pieszczotą wykorzystując swój długi wężowy w gibkości języczek, by skupić doznania na łechtaczce kochanki. Sama drżała od pieszczot, wijąc obecnie ogonem po poduszkach. Pół-orczyca nie zwracała uwagi na niegrzeczny ogon diabliczki, którego ta w obecnej pozycji nie miała jak użyć. Przesunęła kilka razy język wgłąb kochanki, w końcu pozostając oparta na jednej ręce, drugą podążyła powoli między jej udami, aż do intymności. Język pieścił znów łechtaczkę, gdy palce wsunęły się niezbyt głęboko do wnętrza kochanki. I raz po raz powtarzały ten ruch. Odpowiedzią głośne jęki i sapania rogatej uwięzionej w żądzy pod wpływem tej pieszczoty. Język diabliczki tańczył po wrażliwym obszarze łucznicki, gdy sama rogata poddawała się rozkoszy wywołanej napaścią zwinnych palców półorczycy. Jej ciało prężyło się od doznań, tak jak ogon wił intensywnie. Przyspieszone ruchy i coraz głębiej wędrujące palce zielonoskórej, zaczęły raz po raz tracić rytmiczność gdy sama zaczęła poddawać się przyjemności, którą sprawiała jej diabliczka. Rogata zaś sięgała językiem głębiej, niż mogły to czynić dotychczasowe partnerki Mmho i wiła nim energicznie smakując pożądanie. Jednocześnie pokazywała łuczniczce jak bardzo interesujące mogą być inne rasy żyjące pośród tych wielu światów. Sama Marai zaś była też mocno pobudzona mimo rozkojarzenia samej Mmho. Pół-orczyca zebrała się w sobie, porządkując swoje ruchy, choć czuła, że zaraz wybuchnie. Po chwili zaczęła donośnie pojękiwać dając upust emocjom, a jej ruchy zaczęły być mniej łagodne niż dotychczas. W tym miłosnym pojedynku z początku Marai miała przewagę, ale po chwili poddała się doznaniom na moment przerywając pieszczoty i oznajmiając swój szczyt głośnym jękiem. Po chwili którą rogata poświęciła na ochłonięcie, jej język znów zachłannie zanurzył się miłosnej grocie łuczniki rozpalając jej zmysły i ciało kolejną porcją intensywnej przyjemności. Mmho krzyczała z uniesienia chwilę po niej, dodatkowo stymulując dłonią własną łechtaczkę gdy język diabliczki zajęty był jej wnętrzem.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
25-08-2020, 20:12 | #68 |
Moderator Reputacja: 1 | Po całej eskapadzie z wieżą Imra uznała, że wystarczy jej wrażeń. Zbroja ponownie nałożona zaczynała ciążyć, bo ileż można dźwigać dwadzieścia kilo metalu? Nawet jak jest zaczarowane. Ponownie lżejsza półelfka zaczęła się szwędać po statku aby w końcu z nim się na spokojnie zapoznać. Zawędrowała na dół aby zobaczyć dziurę w i przy okazji natrafiła na niziołka. Przez moment przyglądałą się wyrwie w milczeniu powoli przesuwającym się sześcianom i w oddali. - To Jakiego boga chcesz ukatrupić? - zapytałą się w końcu. Kvaser uśmiechnął się lekko wpatrują się dalej w przestrzeń. Oddychał miarowo, spokojnie jak na siebie. Odwrócił się do kobiety i po prostu, tak jak wtedy rozmawiając z rogatą, wskazał palcem na czoło, w milczeniu i małym, krzywym uśmiechem. Półelfka uniosła białą brew do góry i sama tknęła niziołka w czoło, prosto we wskazany znak. - To - zaakcentowała - mi nic nie mówi. - Erythnul, bóg rzezi, zwany też Wiennością - wyjaśnił. - No, to mówi znacznie więcej. To powiedz, jak takiego boga się u ciebie zabija? - Zależy - stwierdził patrząc znowu w pustkę - jak chcesz to zrobić, i co ważniejsze, co faktycznie możesz. Jakbyś miała kilka królestw pod butem i perspektywę setek czy tysięcy lat, możesz odciąć go od wyznawców, to może go zabić lub wystarczająco osłabić. W przeciwnym wypadku trzeba szukać odpowiedniej broni, ochrony, słabości w opowieściach i przepalać małą fortunę na usługi mędrców i szarlatanów - wzruszył ramionami. - To gdzie jesteś na drodze do tego uczynku? Nie wyglądasz za bardzo na władcę z dużą ilością podwładnych. Stawiam, że przepaliłeś niemałą fortunę? - Imra uśmiechnęłą się lekko. - Między innymi - Kvaser zaśmiał się sucho - ale też rozwój osobisty jest ważny. Nie jestem szalony - skrzywił się w autoironii - trzeba dużo siły aby chociaż stanąć przed boskim obliczem, przedrzeć się tam, a i większość oręża o którym słyszałem… i który już nie istnieje.. samą swą istotą zabija dzierżącego. To nie jest kaprys, a powolny plan realizowany przez lata - spojrzał na nią poważnie. - Nie śmiem cię o to posądzać - Imra podjęła spojrzenie. - Powiedz mi, jak wiele jesteś w stanie poświęcić aby to uczynić? - Wczuwasz się w naszą pokładową diablicę - zaśmiał się w głos. - Niedobrze… za szybko się zorientowałeś. A miałam już proponować, że negocjacje zaczniemy od bezwzględnego oddania i zobaczymy gdzie skończą - Imra obróciła sytuację w żart. Mimo, że właśnie to planowała. - Nie chciałabyś trafić na moją listę - Kvaser wyszczerzył się serdecznie, lecz dziwnie wilczo. - Listę czego? Osób do zabicia czy do wyruchania… skoro już mówimy o wczuwaniu się w diablicę. - Do tego drugiego nie trzeba listy - niziołek stwierdził śmiejąc się - cóż, łóżko to najlepsza droga do obkręcenia sobie kogoś wokół palca. Nic nowego pod słońcem - wzruszył ramionami. - Najprostsza, ale niekoniecznie najskuteczniejsza. Wolę coś trwalszego… bardziej intymnego. Nie ma lepszych klejnotów niż oczy patrzące na ciebie w oddaniu… - półelfka ewidentnie odpłynęła właśnie myślami do takiej sceny bo na jej twarzy pojawił wyraz błogości albo czegoś bardzo do tego podobnego. - Hm - uśmiechnęła się do tych myśli. - Pragnienie oddania jest gorsze niż pragnienie władzy - Kvaser stwierdził głośno - a wywodzi się z tego samego - chyba bardziej powiedział do siebie samego - kogo chcesz wskrzesić? - Swojego szefa. Therion mu było na imię - błogość zgasła jak płomień świeczki pod lekkim dmuchnięciem. - Zmarło mu się… chyba mogę powiedzieć, że wczoraj? Albo przynajmniej kilka dni temu. - Pochopna decyzja - ocenił szczere, z dziwną surowością w głosie. - Czemu? - W krótkim czasie decydujesz się na bardzo trudną rzecz napinającą prawa świata. Nawet gdybyś była geniuszem, to w tym czasie nie przemyślałabyś tego dokładnie. To jest pochopne. - W moim świecie nie jest to aż tak niemożliwe. Potężni kapłani robią to jako usługę daną im z resztą jako możliwość od ich bóstw. Jeśli dobrze pamiętam chyba nawet druidzi są w stanie przywrócić życie zmarłej osobie, ale… cóż niekoniecznie w tym samym ciele. Chyba to było przez nich nazywane reinkarnacją. Oczywiście tych co to potrafią nie jest wiele, ale za odpowiednią opłata i zachętą pewnie by wykonali dla kogokolwiek taki cud. Aczkolwiek, trzeba wiedzieć gdzie szukać i kogo… proste, ale nie aż tak bardzo - Imra skwasiła się. - To, że ktoś coś potrafi wykonać, nie znaczy, iż w pełni wpasowuje się to w prawa rzeczy - stwierdził spokojnie - dlatego robią to tylko potężni. Naginamy świat do naszej woli. NIe mówię, że to jest złe. Tylko po prostu duże. - Decyzję podjęłam. Nie wiem tylko czy mi się uda, bo podejrzewam, że cena będzie wysoka, a czasu… no właśnie czasu nie wiem ile mam. Koza stwierdziła, że tydzień. Ja słyszałam, że miesiąc. Być może nic mi z tego nie wyjdzie i nie będziesz musiał się martwić. - A to mam o co martwić - niziołek poniósł na nią wzrok. - Ciężko powiedzieć, bo chcesz zabić boga, ale marudzisz na moje plany. Nie wiem co zrobisz jak w końcu wskrzeszę Theriona. - Bo mówisz tak, jakby trzeba było się obawiać tego całego Theriona - stwierdził uważnie. - Och nie, to on będzie musiał się bać, bo mu obije zadek za to, że dał się zabić - Imra prychnęła jakby to był dobry żart. Złowrogi błysk w jej oczach sugerował jednak coś innego. - Dobrze, że nie zostałaś kapitanem - Kvaser wzruszył lekko ramionami odchodząc od dziury w poszyciu, niezbyt szybko, jakby chcąc rozruszać nogi. - Co cię w ogóle pokusiło aby na mnie głosować? - Imra uśmiechnęłą się podążając spojrzeniem za niziołkiem. - To proste - przystanął opierając się ramieniem o całą ścianę - metoda eliminacji. Wtedy zakładałem, że lepszy jawny diabeł niż ukryty. A poza wami kto? Mmho ma serce po właściwej stronie, ale brakuje jej ogarnięcia spraw. Druidka ma wszystko gdzieś, zaklinacz to złote dziecko. Nie było dużego wyboru - fuknął druchowo. - Jestem jawnym diabłem? Ho! Podoba mi się - tym razem półelfka się zaśmiała. - Uroczy jesteś narwańcu. - Każdy ma swoje diabły - Kvaser stwierdził leniwie - po tobie to widać bardziej. No dobra - zaśmiał się - nie każdy. - Tylko takich ze świecą szukać. Przepiękne kryształy błyszczące pośród brudnej masy społeczeństwa. No, ale nie zatrzymuję cię już, wyglądasz jakbyś chciał działać, a jeszcze z chęcią powpatruję się w tę dziurę. - Ja tak zawsze wyglądam - Kvaser wybuchł gromkim, trochę rubasznym śmiechem - chyba, że akurat się wyszaleję, jak po walce z tymi żukami. Chociaż w sumie więcej biegałem niż walczyłem - dodał krótki śmiech. Chyba niziołek często tak załatwiał ewidentne problemy “kradzieżą na barbarzyńcę”. - Jakiś konkretny powód? Czy to twoja natura? - I jedno i drugie - stwierdził wesoło. - No dobrze, to co powiesz na wymianę informacji? Bo podejrzewam, że ciebie też irytują odpowiedzi bez odpowiedzi. - półelfka widać nie była wzorem cierpliwości. - Kiedy irytuje cię niemal wszystko, łatwo się przyzwyczaić - stwierdził powoli nabierając powagi - zgoda. Co jest na stole? Imra przygryzła wargę zastanawiając się czy właściwie postępuje. - Odpowiedzi bez omijania tematu. Pytamy o co chcemy, po jednym pytaniu i na zmianę. Jak któerś się będzie chciało wycofać kończymy. - To jest oczywiste - Kvaser stwierdził z uśmiechem - pytałem o tematy które są na stole. Tak będzie łatwiej. - Cóż, nie znamy się i ciężko coś konkretnego wymyślić, ale może początki? Co sprawiło, że jesteś jaki jesteś? Bo przyznam się, że jest to szalenie ciekawe co stoi za podjęciem decyzji że się chce obalić bóstwo. Niziołek wydał się odprężony, gdy zaczął mówić. - Prywatne porachunki. Byłem przez lata jego wybrańcem, ofiarą, niewolnikiem… W gruncie rzeczy to w jego przypadku jest jedno i to samo. Ścieżka zemsty pozwoliła mi się nie tylko wyswobodzić, lecz opanować własny potencjał. Przysięgałem to, zatem wypełnię, a przy okazji uczynię świat odrobinę lepszym, jeśli szczęście dopisze. Tak to wygląda… Chwilę się zamyślił. - No i zabrał mi wszystko, pośrednio - uśmiechnął się cierpko - dlaczego powiedziałaś, iż nie wiesz czy powinnaś wskrzeszać swego szefa? Kim on do cholery jest? Odsuwając się od dziury Imra oparła się o szafki. Gestem wskazała na zaczerwienioną skórę i wybielone włosy. - Byłam mu oddana przez ostatnie piętnaście lat i pozwoliłam mu się posunąć za daleko. Był człowiekiem. Nie mam pojęcia czym się stał po rytuale jaki odprawił, ale ja i inni mu podwładni również za to zapłaciliśmy. A nie wiem czy chcę go wskrzeszać bo zwyczajnie przestałam być w niego aż tak ślepo zapatrzona. Nie wiem czy zwyczajnie nie pozwolić tej erze mojego życia odejść. Mimo to jestem, byłam jego generałem. Skoro istnieje możliwość przywrócenia mu jego “życia”, to pewnie dlatego ciągle żyję. Bo wiedział, że to zrobię. - To nie wyjaśnia za dużo - Kvaser stwierdził fakt ale jeszcze nie pociągnął tego wątku dalej. - Nie? Cóż ty zadałeś dwa pytania - Imra uśmiechnęła się. - Jakbym miała ci opowiedziec kim do choleru jest Therion musiałabym ci przy okazji opowiedzieć większość swojego życia. - Bardziej miałem na myśli rytuał i to czym się zajmowaliście. To w dość zwięzły sposób definiuje kim ktoś jest. Zdobywcą innych państw? Przywódcą religijnym? Władcą? Poszukiwaczem potęgi - wzruszył ramionami - to proste i ogólne pudełka na osoby. Półelfka poszerzyła uśmiech chyba bawiąc się sytuacją. - A co tam. Therion był bardzo zagniewanym chłopcem z rynsztoka, któremu zamarzyło się zemścić na całym otaczającym go świecie. Znalazł ludzi i nieludzi, którzy mieli równie dużo zadry ze światem i zwyczajnie zaczął się mścić. Gloryfikowani bandyci z nas byli, bo mieliśmy cel i motywację inną niż tylko zabieranie pieniędzy okolicznym kupcom. Urośliśmy w siłę i zaczęliśmy zagrażać wszystkiemu dookoła. Potem Therion się zmienił w… coś. Możesz mnie pytać ile chcesz, ale nie mam zielonego pojęcia czym się stał. Nie znam się na magii. To co? Mogę już pytać dalej? - Tak - kobieta poczuła, iż na moment, na jedną, może dwie chwile od strony niziołka buchnęło cieplejsze powietrze. Oblicze Kvasera nie zmieniło się, lecz jego zgoda była nieco bardziej charcząca. - No dobrze, jesteś z jakiegoś plemienia? U mnie zwykle plemienne istoty tatuują się tak bardzo. Znaczą one coś konkretnego? - Imra pozwoliła sobie podejść do nabuzowanego Kvasera i bezceremonialnie przesunąć po jednym z tychże tatuaży. Kvaser zmierzył ją ponurym wzrokiem, lecz nie cofnął ręki. Wyglądał raczej na kogoś, kto gdy poczuje się naprawdę niekomfortowo nie będzie się cofać, a po prostu udzieli tego uczucia drugiej osobie w postaci pięści lub żelaza. - Wyciągasz złe wnioski. Nie urodziłem się w strukturach plemiennych, pochodzę z cywilizacji. Natomiast prymitywne ludy przyjęły mnie jak swego, pomogły, pokazały drogę i przedstawiły swoim bogom, jeśli nazwiesz bogiem księżyc, noc, świt czy porę zbiorów - uśmiechnął się lekko rozbawiony tym - znaczą różne rzeczy. Tutaj - wskazał na wierzch dłoni, okrągły malunek z odchodzącymi odeń zawijasami - to pierwsze słońce. Potem opowieść o ogniu i jego miłości do wody - przesunął w stronę nadgarstka, potem do jednej trzeciej przedramienia - a dalej masz pieśń człowieka wolnego oraz dużo, bardzo dużo obietnic zemsty oraz obietnic tych którzy są ze mną. Rozjaśniłem - zapytał mając wzrok kryjący w sobie jakieś zamyślenie. - Tak, zdecydowanie. Przyznaję nie jestem zbyt spostrzegawczą osobą, ale staram się pracować z tym co mam. To o co bys mnie jeszcze chciał zapytać? - Imra przyglądała się ciekawsko wzorom. Chyba je nawet podziwiała. - Dlaczego Ty przyłączyłąś się do tej zgrai. Skoro byłaś generałem, spodziewam się dużej aktywności z twej strony. Dużo gniewu? Dłoń półęlfki wodząca po tatuażach drgnęła. - Tak. Było go całkiem dużo. Jestem bękartem szlacheckiego rodu elfów. Moja rodzinka nie miała specjalnie powodów mi tego nie wypominać. Szczególnie po śmierci mojej matki. Pozbyli się mnie jak tylko znaleźli ku temu okazję. Mój nowy wybranek i mąż niestety miał swój charakter…. - półelfka urwała nagle, a jej puste oczy jeszcze bardziej pociemniały. Mlasnęła i warknęła gardłowo. - Powiedzmy, że zrobił coś co przelało czarę goryczy. - Czyli? - Kvaser spojrzał na nią spokojnie - sama zaznaczyłaś zasady - zaśmiał się lekko. - Tak - kobieta przyznała ponuro - i właśnie korzystam z tej ostatniej. Kończymy. Na trzeźwo źle się kończy wspominanie. Niziołek zaśmiał się w głos. Ale chyba nie to go rozbawiło, co nastąpiło przed chwilą, ale kontekst rozmowy. - Wiesz - wyszczerzył się szeroko - ta cała wymiana była niepotrzebna z mojej strony. Ja się nie kryję z moją opowieścią, ale pewnych kręgach w moim świecie, powiedzmy, że jestem dość znany, łącznie z tymi detalami… i kilkoma innymi - nie mógł podarować sobie tej uszczypliwości, chociaż była to chyba próba odreagowania czegoś innego - za to co robiliście za bardzo przypomina wyznawców jeśli nie Erythnula, to Hextora - plunął przez dziurę w poszyciu startu w pogardzie. - Och, nie mordowaliśmy na lewo i prawo. Nie jeśli ja miałam coś do powiedzenia. Jak można zauważyć, mam w sobie coś co potrafi zmiękczyć nogi najtwardszym z twardzieli. Rozmowa i perswazja jest ciekawsza. Jak się wszystko wymorduje to nie ma co jeść, ani pić. Nikomu na pole nie ma pójść ani potem sprzedać. Totalna destrukcja mnie nie pociąga i nigdy nie pociągała. - Zauważyłem, że potrafisz być przerażająca - stwierdził lekko - pewnie nie tylko nogi miękną. Imra aż uniosła brwi aby zaraz się gorzko zaśmiać. - Smutna prawda, ale masz rację. - Mężczyźni boją się silnych kobiet - Kvaser zaśmiał się - wolą gdy ich wybranka udaje słabszą. Nawet gdy taka nie jest. Interesująco było w jednym plemieniu które poznałem, tam rytuał małżeństwa był pokazową walką między małżonkami. Miał pokazać, że w razie choroby jednego, drugie da radę ich obronić. - Interesujące. Miałeś kogoś kto ci skopał tyłek? - półelfka zapytała nim zdążyła się ugryźć w język. - Zależy kiedy - Kvaser zaśmiał się - dawniej miałem żonę. Potem przelotne miłostki. Imra przez moment patrzyła na Kvasera jakby na coś czekając. Kiedy jednak nie zadał pytania kiwnęła powoli głową. - Zmienię temat zupełnie. Co tak cię ciągnie do ciastek? - Bo lubię dobrze zjeść. Może nie widać, ale jestem niziołkiem - mruknął wesoło - zjeść coś dobrego, wypić, przespać się. A poza miodem, to wszystkie słodycze lubią się psuć - odparł smutno - skoro mamy statek bardziej komfortowy od typowych morskich łajb, trzeba coś przemyśleć. Zamyślił się. - A ty chyba darzyłaś uczuciem waszego szefa - stwierdził niespodziewanie, w typowym dla siebie przebłysku nowych myśli. Imra zaklęła pod nosem. - Teraz ty źle zakładasz. - Albo prowokuję - wtrącił. - A ja się daje - pokręciłą głową z nieowierzaniem. - Byłam mu oddana. Wyciągnął mnie z mojej parszywej sytuacji to przysięgłam mu siebie. O ironio mamy na statku Wędrowca, który wyraźnie ubolewa kat, że był czyimś narzędziem, a ja nie miałam problemu nim być. - Jest różnica w byciu mieczem z własnej decyzji, w każdej chwili władnym odejść, a zostać przymuszonym do tego, to chyba oczywiste - Kvaser stwierdził podzielając w zasadzie postawę Wędrowca. - Znam takich co nawet nie umieliby zrozumieć czemu ktoś z własnej woli miałby coś takiego zrobić. Podejrzewam, że Harran jest też kimś takim. - Harran to złote dziecko - Kvaser stwierdził bez wielkiej oceny - perspektywę wynosimy z narodzin. Imra zgodziła się kiwnięciem głowy. - Przejdźmy się na górę. Zbyt długie wpatrywanie się w tę dziurę sprawi, że jeszcze zachce mi się skoczyć. Ach no i oczywiście podtrzymuję to co wcześniej powiedziałam. Pomogę ci w zabiciu boga. O ile gdzieś się nasze drogi nie rozejdą.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
26-08-2020, 21:49 | #69 |
Reputacja: 1 | Wieczór Mmho u Tanegris część II Zmęczona, opadła na poduszki obok Marai. - To była całkiem przyjemna “rozmowa”- zamruczała rogata siadając i nalewając wina. Ogonem owinęła jeden z kielichów i kładąc się podała go Mmho, popijając przy okazji ze swojego. - A ty jesteś wyjątkowo śliczną półorczycą. Zwykle nie jesteście takie… gibkie. - Doprawdy? - zapytała Mmho, w tym momencie strugając głupka i szczerząc zęby. Kielich przyjęła z wdzięcznością i od razu popiła z niego. Jej wzrok skupił się na dłuższą chwilę na ogonie diabliczki. Ten poruszał się leniwie jak u dużego kota, zapewnie instynktownie bo sama jego właścicielka skupila się na rozmyślaniu. - Trafiają się ładne półorczyce, nie przeczę. Ale są bardziej atletyczne od ciebie i ode mnie… bardziej muskularne. - mruknęła zamyślona. - Czy… byłoby nieuprzejmością spytać o to czy u ciebie… w rodzinnym świecie półorczyce są bardziej takie jak ty? Czy może i tam jesteś wyjątkowym klejnotem? Jedynym w swoim rodzaju? - Mmho jest klejnotem, jest jedyna w swoim rodzaju, na swój sposób oczywiście - odpowiedziała Mmho, puszczając przy tym oczko do Tanegris. - Jestem łuczniczką, to oczywiste, że te które wojują mieczem są bardziej muskularne. Jeśli chodzi ci o urodę, orczyce są jakie są. Daleko im do Mmho. Widziałam martwą orczyce tu, wyglądała bardziej prymitywnie niż te z mojego świata. Pół-orczyce są różne tak samo jak różni są ludzie ale zdecydowanie są mądrzejsze od orczyc. - Po prostu… w przeciwieństwie do innych półorczyc jakie widziałam… masz bardziej delikatne i subtelne rysy, przy podobnej do nich muskulaturze.- wyjaśniła rogata leniwie wodząc ogonem po ciele odpoczywającej kochanki. - Więc jesteś wyjątkowa… zdecydowanie tak. Pół-orczyca upiła kilka łyków wina, nic nie odpowiadając na te słowa. Nieśpiesznie przesunęła wzrokiem po ciele Tanegris, zatrzymując wzrok na jej rogach. - Mogę je dotknąć? - zapytała w końcu. - Możesz dotykać czego chcesz.- pochyliła się by ułatwić plany półorczycy. Mmho zdecydowanie chwyciła Marai za jeden z rogów, najpierw oceniając jaki jest w dotyku a później przyciągając ją za niego do siebie i ewidentnie sprawdzając reakcję dziewczyny z lekkim uśmiechem na twarzy. - Hej… co ty planujesz… co ci się marzy… - zaśmiała się zaskoczona diabliczka poddając się kaprysowi półorczycy. A ta zaśmiała się głośno na te pytania, jednocześnie wciągając dziewczynę na siebie. - Masz ochotę odpocząć? - zapytała. - W tej chwili. - wymruczała Tanegris wiercąc się na kochance i ocierając swoimi piersiami o jej. - W tej chwili mam… dylemat.- mruknęła lubieżnie, dotykając podbrzusza półorczycy sprężystą końcówką ogona. - Ahaa - odpowiedziała Mmho z zachwytem przesuwając palce po jej krągłościach i oplatając ją jedną nogą. - Powiedz mi Marai, wolisz spokojne igraszki czy takie mniej spokojne? Czy zależy od nastroju? - zapytała przy tym. Rogata pochwyciła dłoń półorczycy i przesunęła nią po swoich ciele, tak że palce Mmho wodziły po jedynym jej tatuażu… zagadkowym, bo w sumie mało estetycznym. - Ten mały znaczek mówi… że jestem otwarta na wszelkie propozycje i ciekawa nowych doznań. Acz teraz pewnie będzie nam wygodniej raczej spokojnych igraszek spróbować. Ale jeśli zechce nam się potem coś bardziej pikantnego…- nachyliła się i delikatnie ukąsiła szyję Mmho. Jej kiełki nie były może tak duże jak łuczniczki, ale równie ostre.- ... to znajdziesz we mnie świetną wspólniczkę. Ukąszona Mmho jęknęła krótko, mocniej ściskając przy tym dziewczynę za pośladek. Skinęła po tym głową godząc się z jej słowami, a jej biodra zaczęły wykonywać delikatne ruchy prowokując ocieranie się. - Możemy być odrobinę pikantne… jeśli chcesz… pikantne i nadal leniwe. Nieśpieszne. - język diabliczki polizał lubieżnie ukąszenie, po czym ponownie igiełki kłów wbiły się w skórę, tym razem u podstawy karku, a ogon zanurzył między uda, wprost w rozpaloną kobiecość Mmho. - Może być leniwie. Na teraz odpowiada mi to - powiedziała, chociaż jej ciało dodatkowo reagowało na odrobinę pikanterii. - Mi też… ale przy następnym razem… będziemy dzikie.- mruczała cicho niczym kotka rogata wodząc lubieżnie językiem po obojczyku i nieśpiesznie poruszając ogonem między udami półorczycy… dostarczając jej egzotycznych i intensywnych doznań. Ocierając się swoim biustem nie zapominała o pikanterii… delikatnie i znienacka drapieżnie kąsając ciało Mmho swoimi kiełkami. - Wygląda na to że cię tu zatrzymam… na “noc”. Mmho nie odpowiedziała, zamiast tego jęknęła znów z podniecenia, wijąc się przy tym i ocierając o kochankę. Nie oddawała pieszczot, wodziła jedynie wolno po jej ciele dłońmi, sięgając biustu czy wbijając palce w jej plecy, ale tak by ich nie podrapać. Odpowiedzią na jej starania były pomruki aprobaty ze strony rogatej, ta uniosła się lekko i cofnęła niżej, co by zarówno mocniej poruszać ogonem przeszywającym intymny zakątek, jak i ozdobić piersi półorczycy, pocałunkami i delikatnymi ukąszeniami. Pobudzona jeszcze po poprzednim razie zielonoskóra nie wytrzymała tego długo. Uniesienie przyszło szybko i było dużo dłuższe niż poprzednim razem. Tym razem jednak paznokcie Mmho wbiły się w plecy kochanki, najwyraźniej tracąc na chwilę kontrolę. - Przypomnij mi… bym przygotowała jakieś eliksiry leczenia, jakbyśmy miały ostrzej… - mruknęła lubieżnie rogata przyjmując z aprobatą jej reakcję, jak i zadrapania… uwolniła kochankę od rozkosznej obecności ogona. - Jak się pewnie domyślasz… męskie diablęta mają duże powodzenie… o ile nie są zbyt brzydcy. Mmho zaśmiała się. - Faktycznie, chociaż ja zdecydowanie wolę damskie - Mmho mrugnęła do niej okiem, po czym podniosła się na łokciach by zerknąć na jej plecy. - Wybacz - powiedziała, oceniając jednak zadrapania na nieszkodliwe opadła głową na poduszki. - Nie ma czego… to było ekscytujące nowe doświadczenie. Nowe… odkrycie…- bardka ułożyła dłonie na piersiach półorczycy i podbródek na nich. Musnęła końcówką ogona swoje usta i oblizała je. - Sfery mają tyle rzeczy do zaoferowania, więc trzeba zachłannym być na noweg odkrycia i doświadczenia. - wyjaśniła na koniec. - Nowe odkrycia i doświadczenia - powtórzyła po niej Mmho, badawczo się jej przygladając - to jest to, co lubisz? - To co lubię i co uważam za cel. To i przyjaźnie. Sława bywa użyteczna, ale i bywa kłopotem… przedmioty można stracić… złoto tylko ciąży w mieszku. Ale to zobaczysz i przeżyjesz jest twoje… lub nie tylko. Niektórymi wspomnieniami można i warto się podzielić dla dobra wszystkich.- odparła z uśmiechem Tanegris. Mmho słuchała, na moment zmarszczyła brwi i nic na to nie odpowiedziała. Zerknęła do kieliszka, a ponieważ znalazła w nim jeszcze łyka czy dwa, to upiła je. Wyglądało, że się nad czymś zastanawia, ten wyraz analizy na jej twarzy Marai już kilka razy widziała. - Coś cię martwi? Nie masz powodu. Nie dzielę się takimi wspomnieniami… - odparła czule rogata. Pół-orczyca skinęła krótko głową. - Opowiedz mi więcej o swoim tatuażu - poprosiła. - Kiedyś… kilka lat temu… osiem czy dziesięć. Dokładnie nie pamiętam… w Sigil istniały Frakcje. Były to organizacje różnego rodzaju pełniące różne role i powiązane z różnymi filozofiami… Grabarze zbierający zwłoki i podniecający się nieśmiercią… sztywni Guwernanci zajmujący się papierkologią w nadziei, że odkryją przepis na władzę nad światem… Chaosyci którzy… diabli chyba wiedzą czym zajmowali się chaosyci poza topieniem się w szaleństwie… no i…- pacnęła się po tatuażu.- ...Stronnictw Doznań. Niemniej parę lat temu w wyniku intryg jednego z faktoli… Frakcje rzuciły się sobie do gardeł. Ulice przepełnił krwawy chaos. Wszyscy bili się ze wszystkimi, aż Pani Bólu stwierdziła że ma tego dość i dała ultimatum. Frakcję mają się wynosić z Sigil. No i część z nich się wyniosła. Ale nie Stronnictwo Doznań… oni postanowili się rozwiązać i zrzec statusu Frakcji. Więc pozostali w mieście zajmując się tym czym zawsze się zajmowali i pielęgnują swoją filozofię. Niemniej skoro nie ma takiej frakcji to nie mogłam do nich dołączyć i otrzymać amuletu. Bo zresztą nie ma już ich takich przedmiotów… więc ten tatuaż jest dowodem na to że dołączyłam do organizacji… która obecnie nie istnieje.- zaśmiała się na koniec. - Rozumiem - odpowiedziała Mmho - to filozofia w stylu chwytaj dzień? Chcecie wiedzieć wszystko o wszystkim? - zielonoskóra postukała palcem w tatuaż - Widzę tu ucho, które chce wszystko słyszeć. - Bardziej pochłania wszelkich doświadczeń… pożerania ich łakomie.- zachichotała rogata i potrząsnęła głową.- Niestety choć moje uszko słyszy wiele, to nie jest to wiedza akademicka. O przeszłość najlepiej pytać tych co nią żyli. Gnościka gdyby tu był lub byłych członków frakcji. I nie zbieramy informacji dla samych informacji… nie katalogujemy niczemo. Przeżywamy wszystko. Jest Miejski Gmach Rozrywki a w nim sensoria którymi eks-czuciowcy nadal się opiekują. Kiedyś kontrolowali całkiem ten budynek, ale wraz utratą statusu Frakcji utracili część przywilejów. Tam, korzystając z sensoriów można przeżyć to czego samemu nie ma okazji posmakować. Czy to z braku ambicji czy z braku możliwości. Tańczyć wśród płomieni przed wezyrem irirytów. Polować na drowy w jaskiniach Podmroku. Delektować intelektualną rozrywką jaką są wykłady dawnych mistrzów… cóż… co kto lubi. - Sensoria? - dopytała pół-orczyca - Czyli takie halucynacje? - Niezupełnie…. to przeżywanie czyichś wspomnień. Obserwowanie ich obcymi oczami i słuchanie uszami. Nie ma się kontroli nad nimi, bo są to zapisy czyichś działań i decyzji, ale za to odczuwanie wszystkiego co ta osoba czuła fizycznie. - wyjaśniła rogata w zamyśleniu.- Najlepiej… samemu to przeżyć, by zrozumieć. - Zbierasz takie odczucia, żeby przekazać je dalej i by ktoś inny mógł przeżyć to co ty? - Mmho upewniła się, czy dobrze zrozumiała. - Nie… czasem jeśli jestem świadkiem jakiegoś niezwykłego wydarzenia lub uczestniczę w nim to… decyduję się na zapisanie tego wspomnienia w sensorium, ale ciężko to nazwać zbieraniem doznań. W tej chwili to tylko trzy kamienie z moimi… na wiele wiele innych. - wyjaśniła Marai z uśmiechem. - Co na nich jest? - Mmho uśmiechnęła się, była ciekawa, czy Marai podzieli się tą informacją, bardziej niż samej odpowiedzi. - Hmm… przejażdżka na grzbiecie smoka będąc ścigana przez wściekłe ifiryty. Rozgrywka karciana z pewną rakszasą o moją duszę i pewne miejsce…- dodała na koniec tajemniczo rogata. - To pewnie jakieś nieładne miejsce, skoro nie chcesz o nim mówić - stwierdziła Mmho, ale nie dopytywała dalej. - Ciekawe… - powiedziała po chwili - czyli za pomocą tej magii można przeżywać wiele razy swoje własne wspomnienia. - Po prostu… wolałabym byś sama zobaczyła to miejsce. Nie chcę psuć ci niespodzianki.- odparła diabliczka z łobuzerskim uśmiechem i skinęła.- Tak. Można je przeżywać w nieskończoność, acz nie można nic w nim zmienić. Zielonoskóra pokiwała z uznaniem i zamyśleniem głową, pochłonięta myślami nic nie powiedziała. Ziewnęła tylko krótko i przeciągnęła się lekko. - Obawiam się że tu utknęłaś, bo ja nie zamierzam się usunąć.- odparła diabliczka opierając rogatą głowę o piersi półorczycy i przymknęła oczy też wyraźnie zmęczona. Mmho pogłaskała ją krótko po włosach, zatrzymując w końcu dłoń na jej głowie. Sama zamknęła oczy, pogrążona w pięknych wspomnieniach, które mogłaby wspominać w nieskończoność nic w nich nie zmieniając. Aż zasnęła.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
23-09-2020, 12:38 | #70 |
Reputacja: 1 | Dzień po spotkaniu księżniczki w wieży, po połudnu |