Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2020, 20:54   #63
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż była spokojna i leniwa niemal. Statek pokonywał kolejne kilometry lawirując pomiędzy sześcianami, które wydawały się ciągnąć niemal w nieskończoność. Tam gdzieś na “dole” wobec którego Destiny ustawiał swoją pozycję była olbrzymia ściana czarnego kryształu… przypominającego lód. Ciągnąca się w nieskończoność ściana i to mimo, że ów obiekt bardzo daleko od nich. Jak duży był naprawdę, to trudno było ocenić z tej odległości… niemniej ta ściana lodu zasłaniała pole widzenia stając się tłem dla poruszających z różną prędkością sześcianów i znajdujących się niżej od nich, mniejszych wielościanów.
Acheron pełne było ptactwa, zwłaszcza drapieżnego. Kruki olbrzymie i zwyczajne, sępy, kondory… olbrzymie stada tych ptaków latały od sześcianu do sześcianu. Ba, nawet tacy samotnicy jak orły i jastrzębie, na Acheronie wolały latać w stadach. Najwyraźniej samotne stworzenia na tym planie żyły krótko i kończyły brutalnie. Roje olbrzymich os tylko to potwierdzały. Więc… pojawienie pojedynczego dużego kruka z ludzkimi rękami i o adamantowych skrzydłach było niepokojące.


Chronotyryn, bo taka nazywał się ów stwór sprawił, że Destiny natychmiast zmienił kurs, by jak najszybciej oddalić się od skrzydlatej bestii. I Bezimienny wiedział czemu…
Pamiętał opisy spotkań z chronotyrynami. Niektóre zakończone tragicznie. Inne… części drużyny udało się uciec. Nikomu nie zdołało się takiego pokonać. W opisach określa się je jako schizofrenicznych lordów czasu i z pewnością znali się nieco na manipulacji temporalnej. Zwycięskie walki kończyli bardzo szybko…

Destiny więc zaczął uciekać, używając mijanych sześcianów jako osłony. I zboczył z drogi nieco…
Dlatego natknęli się na kolejny widoczek.
Nieduży sześcian z wieżą. Mały sześcian. Wieża zajmowała spory kawałek jego ściany. Była wysoka na 15 m i kończyła się balkonem. I nie miała wejścia do środka.
Za to tuż pod nią toczyła się zaciekła potyczka pomiędzy dwoma zakutymi w stal frakcjami której członkowie niezmordowanie okładali się orężem. I to mimo tego, że żadna ze stron nie mogła osiągnąć strategicznej przewagi. I coś było w tym wszystkim… niepokojącego.

- Pewnie uwięziona w wieży księżniczka - stwierdził Harran, odwołując się do znanych na całym świecie bajek. - Nie przeszkadzajmy im. Wygląda na to, że świetnie się bawią bez nas.
- Widać, że jesteśmy z tego samego świata. O tym samym pomyślałam - żachnęła się Imra, która uważnie obserwowała od dłuższego czasu okolice od kiedy natrafili na tego całego “chronotyryna”.
- A ty w ogóle coś lubisz robić Harranie? Bo mam wrażenie że nie za bardzo starasz się ingerować w otaczający cię świat.
- Zazwyczaj ten świat daje sobie radę beze mnie - odparł. - Gdy wszystko się toczy swoim rytmem, to po co mu przeszkadzać? Ale gdy pojawiają się kłopoty, to czasami je likwiduję.
- Jestem zarówno zaskoczona, że żyjesz i osiągnąłeś jakąkolwiek moc. Widać obdarzeni naturalną siłą faktycznie nie muszą się starać - Imra pokręciła głową w niedowierzaniu i wróciła do oglądania pobojowiska aby samej się wypowiedzieć czy faktycznie warto by było zobaczyć o co chodzi z tą wieżą.
- Trzeba się starać, by przeżyć - odparł. - I trzeba ćwiczyć, by się rozwijać. Inaczej stałbym w miejscu - dodał, podobnie jak Imra spoglądając na niewielki sześcianik.
- Mam polecieć do wieży? - Spytała Vaala, tym razem stojąc dla odmiany na dachu kajuty nawigacyjnej. Ubrana już była od dawna "po staremu" w swój liściasty napierśnik i szmatko-spódniczkę. Spojrzała wyczekująco na Imrę…
- Chcesz mojego błogosławieństwa? - Imra spojrzała na Vaalę ze zdziwieniem - Leć i zobacz z bliska co tam jest.
- Destiny, zaproś naszego gościa na pokład, może wie coś więcej na ten temat - rzucił cicho Wędrowiec, samemu próbując przeliczyć i sklasyfikować walczących.
- Oczywiście kapitanie.- odparł uprzejmie statek.
- Pytam czy tam lecieć, to wszystko - Warknęła Druidka - A swoje błogosławieństwa to se wsadź - Dodała.
- Oho, ktoś ma zły humor. Słodziutka nie potrzebujesz mojego pozwolenia na cokolwiek o ile dobrze pamiętam. Jesteś ciekawa co tam jest, to reszta poczeka. A nawet jak nie, to chyba dogonisz statek - półelfka gestem wskazała wieżę robiąc delikatny ukłon jakby zapraszając druidkę do lotu. - No chyba, że nie chcesz lecieć sama. Mho pewnie z chęcią znów cię dosiądzie.
Vaala skrzywiła się, po czym splunęła w bok. Tu się złapała, tam przytrzymała, odbiła, i po chwili była już na dole, na dechach pokładu.
- Ona już dosiadła kogo innego - Wycedziła przez ząbki - A ja po prostu pytam. Czy tam lecieć i badać wieżę, czy MY mamy to w dupie i lecimy dalej…
Na twarzy Imry momentalnie wymalowało się zrozumienie.
- Ja ci mogę towarzyszyć. Ty jesteś ciekawa co tam jest, ja jestem ciekawa co tam jest, Wędrowiec nic nie powiedział, a Harran i tak by się nigdzie nie pchał. Sprawdzić możemy niezależnie od tego czy coś z tym zamierzamy zrobić.
- Polecę z wami - w końcu odezwał się automaton.

Mmho również wyszła na pokład. Nie odzywając się nic poza krótkim zaciekawionym sytuacją "hmmm", obserwowała sytuację poza pokładem.
- Więc… w czym jestem potrzebna kapitanie?- zapytała diabliczka wychodząca na pokład. Rozejrzała się po towarzystwie i uśmiechnęła ciepło do Mmho. A pół-orczyca odwzajemniła uśmiech.
- Rozpoznajesz tą wieżę, lub tych walczących? - zapytał Wędrowiec, wskazując gestem.
- Zobaczymy. - diabliczka sięgnęła do dekoltu wyjmując z niego lunetę. Rozłożyła ją i przyglądała się walczącym stronom. Ogonem machała na boki mrucząc pod nosem.
- Nie… nie znam tych znaków, ale Radogast miał w swojej biblioteczce kilka herbarzy. Wyglądają na pierwszaków, jak wy.- oceniła.
- To po prostu walczący rycerze, do tego z planu materialnego? Przyjrzyj się dokładniej, nie ma tam nic nietypowego?
- Jest coś… dziwnego w nich … ale nie wiem co. Może za daleko tej bitwy jesteśmy?- przyznała rogata.
Kvaser do tej pory nie odzywał się, nie mając jakoś ochoty na pogawędki. Ostatecznie coś mu zaświtało w myślach. Zwrócił się do Wędrowca.
- Co to był za ptaszor którego statek omijał?
- Chronotyryn, istota dysponująca potężną magią i potrafiąca w pewnym stopniu wpływać na przepływ czasu. Nie chcemy z nią zadzierać - odpowiedział automaton, po czym z powrotem zwrócił się do diablicy - Jakiś ruch na sześcianie poza walczącymi? W okolicy wieży?
- Nie widzę żadnego… może w środku coś siedzi… ale.. nic nie widzę.- odparła rogata obserwując wszystko przez lunetę.
- Czasu - niziołek zamyślił się - może to coś pchnęło nas w pułapkę? Zgodnie z przysłowiem, z deszczu pod rynnę - wzruszył ramionami.
- Albo ich - Mmho wskazała paluchem wiecznie walczących rycerzy.
- Pułapka czasowa, to nie brzmi zbyt dobrze - stwierdził Harran.
- Bąble temporalne łatwo wykryć jeśli się je podejrzewa. Albo zatrzymują ruch w sobie, albo go zawijają. Wystarczy strzelić i przyglądać się torowi strzały… gorzej jeśli są naturalne, bo wtedy nawet wykrycie magii i nie pomaga. I jeśli nie podejrzewając niczego natkniesz się na taki… to po tobie. - stwierdziła rogata chowając lunetę w dekolt.
Mmho od razu sięgnęła po swój łuk, bo chociaż orczyca pozbyła się póki co zbroi, broń została. Posłała pojedynczą strzałę w nicość, tak by dobrze można było obserwować jej ruch. Przy lubieżnym pomruku przyglądając się temu diabliczki, która niewątpliwie podziwiała ruch mięśni podczas tego pokazu umiejętności półorczycy, strzała pomknęła w dal nie zakłócana. Więc, na szczęście to nie było to… acz… gdy przyglądali się walczącym stronom zaczęło do nich docierać co im nie pasowało w tej walce.
Nie było trupów. Choć rycerze walczyli zaciekle i zadawali sobie ciosy, które w teorii powinny zakończyć się zgonami, to nikt nie ginął, nikt nie był ranny. Tu i ówdzie wygięła się lekko stal… ale nie było trupów.
- Oni nie umierają - powiedziała głośno Mmho. - Mogę zobaczyć lunetę?
- Proszę…- odparła diabliczka sięgając do swojego dekoltu i wyciągając przedmiot, tylko po to by dać go półorczycy.
- Może stale powtarzają te same ruchy? - zasugerował Harran. - Co jakiś czas powtarza się ta sama sytuacja?
- Lecimy do tej wieży, czy nie?? - Vaala wskoczyła na reling(poręcz) burty, gotowa opuścić pokład statku…
- Czekaj, istnieje ryzyko, że po doleceniu tam utkniesz w pętli temporalnej - Wędrowiec wolał wstrzymać zapędy druidki.
W tym czasie Mmho podziękowała skinieniem głowy i uśmiechem za lunetę, po czym skorzystała z niej by ocenić co dokładnie dzieje się z rycerzami.
Nie wydawali się co prawda powtarzać swoich ruchów, acz z pomocą lunety półroczyca dostrzegała nowe intrygujące szczegóły. Ruchy wojowników choć pełne wściekłości, były dość sztywne i schematyczne… brak w nich było zróżnicowania. Każdy był powtarzalny i mechaniczny, choć sama sytuacja na polu walki się zmieniała, co wykluczało zapętlenie temporalne.
- Interesujące - powiedziała Mmho, po czym podała lunetę Imrze, w tym momencie na chwilę zawieszając wzrok na zmianach które zaszły na jej obliczu (uczesanie i makijaż) - wyglądają jak w teatrze, albo jak maszyny robiące wciąż to samo, jednak sytuacja na polu walki się zmienia - powiedziała głośno, to co zaobserwowała.
- Maszyny? Tak samo jak tamte skarabeusze? - spytal Harran.
- Tak czy inaczej to przedstawienie jakiegoś pojeba - Kvaser warknął groźnie w kierunku walczących - zatem nic ciekawego tam nie będzie, najwyżej rzeczy które mogą wyglądać na ciekawe.
- Albo ktoś testuje mechanicznych rycerzy - dodał Harran.
- Mmho wolałaby stąd lecieć. Naszym celem jest teraz naprawa statku, nie zaspakajanie ciekawości - wyraziła swoją opinię pół-orczyca.
- Tak czy siak… znajdzie się ktoś kogo to zaciekawi… prędzej czy później.- diabliczka spomiędzy fałd sukni wyjęła rysik i mały notatnik. A następnie poczyniła zapiski.
- Lećmy dalej. - Zaklinacz spojrzał na Wędrowca, który powinien wydać statkowi odpowiedni rozkaz. - Jak określasz położenie tego sześcianika? - Przeniósł wzrok na Tanegris.
- Wedle położenia sześcianów które mijaliśmy. Największe mają swoje nazwy… Nie jest to najbardziej wygodny sposób określania położenia, ale cóż… Acheron ogólnie jest trudny do nawigowania. - wzruszyła ramionami rogata.
- Lecimy czy nie?? - Vaala spojrzała najpierw na Imrę, a następnie na Wędrowca, na którym zatrzymała wzrok.
Półelfka słuchała pozostałych nie odzywając się również spojrzała przez lunetę. Słysząc zniecierpliwienie druidki zamyśliła się ponownie. Czuła się jakby to był moment w którym powinna wybrać swoją rolę… o ile w ogóle zamierzała się słuchać szepczących głosów. Przygryzła wargę wahając się. W końcu się uśmiechnęła.
- Polećmy Vaalu. Wędrowcze proponuję abyś z pozostałymi zostali jako ubezpieczenie gdybyśmy miały jednak problem? W ten sposób nie ryzykujemy całej drużyny i naszego statku. A i niestety, ale magia bransolety już przestała działać. Czy będziesz w stanie mnie unieść? - ostatnie pytanie skierowała do druidki.
Wędrowiec kiwnął głową, zgadzając się w Imrą
- Destiny, zbliż się na około sto metrów do walczących i dostosuj prędkość do Vaali, żeby mogły szybko wrócić - wydał polecenie, po czym przyoblekł się w powłokę, której używał do lotu z orłami - Będę w odwodzie.
- Tak kapitanie.- stwierdził okręt powoli ostrożnie manewrując by przyjąć odpowiednią pozycję, a potem odległość.
Harran nie był pewien, co kierowało Vaalą - ciekawość chęć wykazania się, czy może przekora, skoro dwie osoby, które jej podpadły, odradzały tę wycieczkę.
- Uważajcie na smoka - rzucił żartobliwym tonem. W większości bajek ten stwór odgrywał pierwszoplanowa rolę, więc kto wie, co siedziało w wieży.
- Trzymaj się mocno - Vaala wskazała na swój pas na plecach, żeby Imra po prostu się go chwyciła dłonią? A gdy ta tak zrobiła, Druidka po prostu… skoczyła do przodu. Niby tylko 50kg, ale jak się jest do owych 50kg uczepionym, to zostajesz po prostu pociągniętym za nimi i też lecisz…. Po chwili, w trakcie spadania na łeb na szyję, dziewczyna w końcu przemieniła się w wielkiego orła, na grzbiecie którego siedziała teraz Imra.
Półelfka westchnęła zaskoczona, ale dała się pociągnąć. Do czasu zamiany druidki była mocno spięta.
- Będę wdzięczna za uprzedzenie następnym razem! - krzyknęła poprzez wiatr.
- Nie być taka delikutaśna! - Zaśmiała się Vaala-orzeł - To lecimy szybko, i prosto w balkon, bo inaczej nas ostrzelają? Może trochę… zaboleć.
I jak Druidka powiedziała, tak rozpoczęła mocne pikowanie w dół, prosto w maciupki(jeszcze) balkon. Oj będzie się działo.
Półelfka fuknęła niezadowolona. Chyba żarty. Na orłach za wiele nie latała, a już na pewno nie na tych co miały tyle inteligencji, ale wciąż wiedziała jak prowadzić niesfornego wierzchowca. Brakło lejców i siodła, więc Imra pracowała z czym miała. Złapała za pióra po obu stronach orlej głowy i delikatnie wbiła pięty w jego tors aby wyhamować szaleńcze opadanie.
- Spokojnie szalona, spokojnie. Nie ma co na złamanie karku lecieć.
- Cykor - Powiedziała Vaala-orzeł, ale trochę zwolniła tuż przed celem, przed samym balkonem owej wieży…
 
Kerm jest offline