Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2020, 09:57   #65
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
POZA WIEŻĄ


Diabliczka usiadła na brzegu Statku sięgnęła po banjo zawieszone na ramieniu i poczęła grać leniwie melodię, a wokół niej pojawiły się od razu świetliste kule otaczające bardkę i podrygujące wraz z jej melodią.
- Posprzątałam u siebie. Wieczorem więc będziemy mogły podyskutować o modzie przy winie.- zwróciła się do Mmho.- Jeśli zechcesz wpaść oczywiście.
Na twarzy Mmho pojawił się delikatny uśmieszek.
- Mmho cieszy się, że zrobiłaś w swoim pokoju więcej przestrzeni - odpowiedziała pół-orczyca - chętnie wypiję z tobą wieczorem wino.
- Cieszę się. I tym razem będę gotowa na dłuższe rozmowy.- dodała zadziornie rogata muskając swój dekolt czubkiem ogona. Na co Mmho odpowiedziała puszczeniem do niej oczka, po czym skupiła wzrok na locie Vaali i Imry.
Następnie bardka spojrzała na Wędrowca.- Ale wpierw winna pogadać z waszym nowym kapitanem o jego przywilejach i obowiązkach. Nie jestem co prawda tak z nimi obeznana jak byłby Radogast, ale… co nieco wiem.
- A Destiny nie jest mi w stanie ich przekazać? - Wędrowiec był lekko zaskoczony. Wciąż wpatrywał się intensywnie w wieżę, pilnując pleców Imry i Vaali.
- Pewnie mógłby… część informacji. - odparła bardka nadal brzdąkając na banjo. - Widzę mój drogi, że boisz się zostać ze mną sam na sam… czyżbym była aż tak przerażająca?
- Planujesz odprawić ochroniarzy? - automaton rzucił okiem na obu kamiennych wojowników, po czym wrócił do obserwacji.
- Jeden będzie stał za drzwiami pilnując mnie tak. Nic nie usłyszy.- wyjaśniła rogata ruszając na boki ogonem wesoło i nie przerywając gry.
- Wedle woli. Możemy porozmawiać - stwierdził Wędrowiec - Kiedy załoga będzie w pełnym składzie.
- Oczywiście… teraz jest sytuacja bojowa i możesz liczyć na moje wsparcie… kapitanie.- odparła dziarsko bardka z uśmiechem.
- W takim razie przyda mi się twoja luneta - automaton wyciągnął dłoń w stronę bardki.
- Oczywiście kapitanie.- diabliczka wyciągnęła swój skarb z dekoltu i podała ogrzany przedmiot Bezimiennemu. Ten przyjął go bez słowa i wrócił do obserwacji, a bardka do gry na ukochanym instrumencie.
Kvaser uśmiechnął się szeroko słuchając negocjacji na temat samotnej rozmowy oraz obecności ochrony, chyba nawet zaśmiał się pod nosem, ale nic nic powiedział.
Harran na diabliczkę nie zwracał uwagi, bardziej zainteresowany losami tych, co się wybrały na wycieczkę do wieży.
- Imra chciała się nauczyć latać na własną rękę? - rzucił, obserwując skok półelfki, cudem jakimś nie zakończony upadkiem.
- Albo nie chciała skończyć nosem w ścianie - powiedziała Mmho, zaniepokojonym tym co widzi tonem.
- Idiotki - mruknął Wędrowiec, a jego skrzydła rozpostarły się lekko, jakby szykował się do lotu.
- Raczej dzieci - dodała Mmho.
- Gorąca krew… ma swoje zalety. Ma i wady.- odparła z dwuznacznym uśmieszkiem Tanegris.
- To ja tutaj jestem od braku rozsądku - Kvaser rzucił niechętnie rozbawiony całą sytuacją.
- Usprawiedliwienia… - automaton tylko pokręcił głową, przyglądając się, jak Imra wciąga się na balkon.
- Żyje. Obie żyją, i to jest najważniejsze - stwierdził Harran. - Szczęście komuś sprzyjało. - Uśmiechnął się lekko.
Wędrowiec prychnął, nie opuszczając lunety.
- Harranie, muszę pamiętać żeby się z tobą o nic nie zakładać.
Zaklinacz spojrzał na niego zaskoczony.
- Z powodu...?
- Wewnątrz jest jakaś młoda kobieta. Nie zdołałem się przyjrzeć, ale księżniczki wykluczyć nie mogę.
- Nie do wiary. - Harran pokręcił głową. - Oby to była wieża bez wyjścia, a nie wieża ze smokiem, bo nasze panny będą miały dodatkową rozrywkę...
- Wielomian twierdził że multiuniversum ma tendencję do powielania schematów, dzięki czemu spoiwa każdego z nich mogą ze sobą koegzystować i przenikać przez siebie. Niemniej w wyniku tego, schematy i ich odbicia takie jak to muszą zaistnieć. Skoro jest wieża, to musi być księżniczka .- oceniła diabliczka i dodała sarkastycznie. - Plótł też, że jedno z jego imion czyniło najlepszym kochankiem na świecie, więc… nie pokładałabym pełnego zaufania w jego teorie.
Automaton odsunął na moment lunetę i pierwszy raz spojrzał zaciekawiony na Tanegris.
- Wielomian? O kim mówisz?
- No oooo… Wielomianie. Samozwańczym wielkim filozofie z Sigil. Takim który sprzedaje swoje mądrości za kielichy trunków w dowolnym barze. Kiedyś w Klatce było ich od groma. Teraz jest trochę mniej.- zaśmiała się rogata nie przerywając gry na instrumencie.
- Interesujące. Chętnie bym z nim porozmawiał - automaton uśmiechnął się lekko i wrócił do obserwacji.
- On z tobą też… tak długo jak będziesz płacił za kolejne antałki. - zachichotała bardka.
- Tylko nie od razu będziesz wiedział, które z jego teorii są prawdziwe - wtrącił się Harran.
- Księżniczka - Kvaser zaśmiał się pod nosem, trochę ochryple - bardowie opowiadają czasem o toposowe opowieści. Zakładając optymistycznie, iż ta teoria na chwilę byłaby prawdziwa, ta światów - uśmiechnął się pod nosem - co jeśli to nie fragment świata, lecz jakby… wyciąg esencji pewnych wydarzeń, toposu, opowieści czy jak zwał to zwał te całe legendy. I jakie konsekwencje ma zaburzenie tego…
- To jest esencja teorii, ich prawdziwość musi dopiero zostać potwierdzona - odpowiedział Harranowi Wędrowiec, po czym zamilkł, słuchajac niziołka - Ma to sens. W takiej sytuacji Imra i Vaala mogłyby zająć jakieś role tej opowieści.
- Na razie pewne jest, że księżniczki zwiastują kłopoty - stwierdził zaklinacz.
- Kłopoty albo fortunę - Kvaser zwrócił się do Wędrowca i zaklinacza - opowieści mają dużą moc. Wy - spojrzał na nich - znacie się na teorii magii lepiej niż ja, pewnie wyobrażacie sobie co można zrobić z czymś takim.
- Ja jestem praktykiem magii - wyjaśnił Harran.
- Też - Kvaser odpowiedział mu serdecznie - ale sądzę, że jako ktoś bardziej skupiony na niej samej, wiesz więcej, skoro i ja cokolwiek wiem - kiwnął głową
- Fortuna też oznacza kłopoty - uśmiechnął się zaklinacz - a teoria z esencją... Co będzie, jeśli Imra i Vaala zakłócą jakąś legendę? - dokończył Harran.
- Wielkie bum?- zapytała retorycznie diabliczka i wzruszyła ramionami. - Albo nic… Acheron to plan walki pozbawionej sensu i celu, a nie toposów.
- Zbyt wiele możliwości, żeby odpowiedzieć jasno - automaton pokręcil głową - Nie znamy specyfiki tej magii, jej elastyczności i potęgi. Nie wiemy nawet czy to magia
- Walka bez sensu to też opowieść. W gruncie rzeczy, o niemal każdej wojnie - Kvaser powiedział dziwnie cicho jak na siebie, uciekając do jakiś wspomnień - albo walka bez sukcesu. Jeśli nie liczy się droga - machnął ręką - zobaczymy jak wrócą i co przyniosą.
- Według legendy? - Harran spojrzał na Kvasera. - Uwolnią księżniczkę, a nam na pokładzie przybędzie kolejna kobieta. - Uśmiechnął się.
- Taaa - niziołek zaśmiał się w głos - niektórzy tyle przechędożą, że im sił do walki braknie - skierował słowa w drugą stronę, bardziej w kierunku diablicy i Mmho, ale nie bezpośrednio.
- Niektórzy mimo wszystko chętnie ruszają w bój w obronie swej kobiety - odparł, z poważną na pozór miną, zaklinacz.
- Mmho to nie grozi, po chędożeniu ma więcej sił do walki, a nie mniej - zielonoskóra zaśmiała się gardłowo - a pięknych kobiet nigdy nie za mało. Czyż nie? - w tym momencie krótko odwróciła wzrok od pola walki i wieży by spojrzeć na niziołka.
- Czasem jest z tym tylko problem - niziołek stwierdził pogodnie - a to córka chce z tym, tamtemu jest obiecana dziecko z innym. Pół biedy jak to niższe szlachciury, to tylko wyrżną dwie wioski, gorzej gdy w grę wchodzi monarchia.
- Wysysa siły z partnerek - mruknął zaklinacz do niziołka, wracając do pierwszej części wypowiedzi Mmho.
- Zwykle monarcha daje coś bohaterowi za uwolnienie swojej córki. W baśniach pół królestwa, w rzeczywistości cóż… najczęściej kufer złota.- wtrąciła rogata z uśmiechem.
- Raczej kilka mieszków - Kvaser stwierdził rozbawiony - zdarzało się mi brać udział w podobnych awanturach, zwykle jako ochrona. Jakoś wszyscy stają się mniej chętni do odwetu czy porwań, gdy odsyła się im głowy poprzedniej drużyny - wzruszył ramionami, po chwili zaśmiał się przypominając sobie coś - a ile razy kasa przeleciała mi koło nosa, bo nie chciałem pomagać skurwysonom - uśmiechnął się błogo.
- To zależy o jakiej skali mówimy. Byle baron może sobie pozwolić na bycie sknerą, ale król… zwłaszcza bogaty i potężny, musi mieć gest.- wyjaśniła rogata bardka nie przerywając gry na instrumencie. - No i drużyna musi mieć dyplomatę, który odpowiednio… poprowadzi rozmowę.
- Musi mieć tam gest, gdzie inni to zauważą - niziołek chrząknął - albo wystarczy, że będa tak mówili. Tak załatwili jedną kompanię w której robiłem - Kvaser ciągnął opowieść - jak nam opowiedzieli o sumie, to wszystkim oczy się zapaliły. Dwór, szlachciury, plotkary, muzycy i inni tacy. Wszyscy wychodzą w dobrych nastrojach, wieści się niosą… A przy wypłacie psie syny, podatek, a to licencja, a to koszta zniszczeń, a to odjęcia za siniaki, a to pomoc królestwa miała być po prostu, a że królestwo wynajmowało gildię, to jej wynagrodzenie nam odliczono… - westchnął poirytowany …- taki to los najmity. Niższa szlachta jest uczciwsza, kupcy to sknery ale potem zwykle nie kombinują, a magowie nie umieją się targować - mrugnął to drugie wyraźnym żartem.
Mmho słuchała opowieści niziołka, wciąż obserwując sytuację na dole.
- Monarcha daje coś za uwolnienie córki? - Mmho najwyraźniej zamyśliła się nad tymi słowami - To sam jej nie więzi? Chcecie zarobić na księżniczce? - pół-orczyca wolała upewnić się czy dobrze rozumie.
- Zwykle ktoś taką córkę porywa. Lub sama ucieka - Kvaser wyjaśnił cierpliwie - z tego co opowiadasz, u was raczej nie ma małżeństw politycznych, Mmho, prawda? Niestety to częste. Młodzi chcą być ze sobą, a już przypisano ich innym… Albo co zabawne, jak ktoś zmusi do małżeństwa licząc, iż takie pod przymusem będzie respektowane i po chwilowej wściekłości, ostatecznie przybliży rody. Polityka to bagno.
- Bagno, od którego lepiej się trzymać z daleka - przytaknął Harran, którego przodkowie wiele mieli z polityką wspólnego. - A i z porwaniami, okupami i zapłatą za odzyskanie porwanej faktycznie różnie bywa. Wszak skoro odzyskana, to po co płacić? Najemnicy będą mleć ozorami, ale kto im uwierzy? A i tak bywało, że ślad po najemnikach zaginął. Szczególnie po tych mniej znanych. Lochy władców kryją wiele tajemnic... i kryją je na wieki.
- Szlachectwo zobowiązuje… no i jeśli się ogłaszało nagrodę publicznie to należałoby ją również publicznie wypłacić. No… i najważniejsze. Jeśli taka ekipa potrafi sobie poradzić ze smokiem, to byle zamkowa straż nie stanowi dla niej problemu.- wtrąciła diabliczka wzruszając ramionami.- Wszystko zależy od sytuacji i od dyplomacji.
- Mmho była żoną wodza i było to małżeństwo jak to nazwałeś? Polityczne? Kiedy Mmho została wdową, mogą wybrać swoją ścieżkę - odpowiedziała mu pół-orczyca. - Teraz mam żonę, a było to z wyboru i miłości - dodała - każda z nas wiedziała co bierze - wyszczerzyła przy tym zęby.
- No cóż… trudno twojej żonce odmówić dobrego gustu.- zachichotała Marai uśmiechając łobuzersko i lubieżnie zarazem. Na co Mmho odpowiedziała równie łobuzerskim uśmiechem.
- Smoka można siłą, bohaterów sposobem - stwierdził Harran, - A co do gustu... Jedni wolą blondynki, inni brunetki, a dla jeszcze innych ważne są kształty. I nie ma co dyskutować o tym, co jest lepsze.
- Szlachectwo zobowiązuje - Kvaser splunął za pokład - tylko ile razy trzeba im to przypominać - stwierdził wściekle - nie twierdzę, że są same dupki. Ale ze skurwysynów, to jak jest skurwysyn herbowy, to bywa najgorszy.
- Bo uważa taki jeden z drugim, że mu wszystko wolno i wszystko ujdzie bezkarnie - podsumował Harran.
- Trochę im długo schodzi w tej wieży.- oceniła diabliczka zerkając na Bezimiennego i swoją lunetę w jego dłoniach.
- Pewnie księżniczka przypadła im do gustu - zasugerował Harran.
- Albo i nie - stwierdził Wędrowiec, oddając lunetę bardce - Nie są w widocznym niebezpieczeństwie, ale Imra coś sygnalizuje. Zaraz wrócę - Po tych słowach odbił się od burty i poleciał w stronę wieży, w połowie drogi znikając i pojawiając się na balkonie.
- Jak na kogoś, kto ma rozkazywać statkowi, zbyt chętnie opuszcza pokład - niziołek westchnął nie kryjąc irytacji.
- Nie wie, że kapitan opuszcza pokład jako ostatni - dodał Harran. Na pozór poważnie.
- No cóż… - oceniła diabliczka przerywając grę i spoglądając przez lunetę. - W razie czego Destiny podlega poleceniom całej załogi. Kapitan ma jedynie głos decydujący.
- Zauważyliśmy do tej pory - niziołek stwierdził zapatrzony w wieżę.

- Ciekawa pozycja... - powiedział Harran, gdy (po dłuższej chwili) pojawił się uskrzydlony Wędrowiec i trzymana przez niego Imra.
- Na taką odległość wystarczające aby się nie zmęczyć - Imra sapnęła uwalniając się z uchwytu Wędrowca i uderzając ciężko o pokład.
- Co tam ciekawego było? - Kvaser zapytał rozbawiony sposobem przeniesienia Imry.
- Irma za dużo waży, że wróciłyście osobno? - spytał Harran, gdy Vaala znalazła się na pokładzie.
- Nie chciała na mnie lecieć, bo za dziko latam… a konstruktowi nakłamała, że jej zabrać na sta-tek nie chcę - Powiedziała Druidka, przemieniając się w ludzką postać, wzruszyła ramionami, po czym się kwaśno roześmiała.
- Latasz z fantazją, fakt. - Zaklinacz się uśmiechnął. - Widać trzeba mieć... odpowiedni charakter - dokończył.
- Tam księżniczka z cieczką, co nie wychodzi, bo się boi rycerzy, albo czarny ptak przyleci - Vaala powiedziała do Niziołka.
- Ja też bym się obawiała. Coś jest w nich nie tak… coś… nieludzkiego.- oceniła Marai spoglądając w dół.
- Nie lubię mieć racji - niziołek stwierdził gorzko na słowa o ptaku i spojrzał na wędrowca.
- Destiny, wracamy na kurs. Zwiększ prędkość w miarę możliwości, nie chcemy natknąć się na chronotyryna - automaton wydał dyspozycje - Następnym razem proponuję lądowanie zamiast spadania.
- Tak kapitanie. - Destiny zaczął się pospiesznie oddalać.
- Przecież wylądowałam W ŚRODKU wieży? To Imra sama skoczyła przed? - Zdziwiła się Vaala.
- Rozbiłaś się. To nie jest równoznaczne wylądowaniu - Imra pokręciłą głową z niezadowoleniem.
- Blabla… - Pokręciła głową Druidka, z uśmieszkiem do Półelfki.
- Czy ona potrzebuje pomocy? - zapytała Mmho, a na jej czole wymalowała się zmarszczka niepokoju - Pytałyście jak można jej pomóc? - zapytała Imrę.
- Nie potrzebuje pomocy. Siedzi sobie wygodnie w swojej wieży wierząc, że jak wyściubi nos to ją albo porwą do ożenku albo pojawi się ten kruczy potwór. Jedynej pomocy jakiej ona może potrzebować to doktora od umysłu - półelfka zrobia taki gest jakby nawet i ta możliwość była niewarta rozważenia.
- Czyli sprawdziłyście, że w wieży jest dziewczyna, która bardzo boi się z niej wyjść, więc chcecie ją tam zostawić i lecieć sobie dalej? - Mmho upewniła się, że dobrze rozumie sytuację.
- Gra niewarta świeczki. Wierzy również, że jakbym ją wyciągnęła, to by się ten stwór pojawił i bym umarła. Nie widziałam powodu sprawdzać czy się to sprawdzi. A ty przypadkiem w ogóle nie chciałaś lecieć dalej niezależnie od tego co jest w środku? - Imra uśmiechnęła się nieprzyjemnie. Po powrocie zdecydowanie była bardziej rozdrażniona.
- Chciałam lecieć dalej, żeby nie narażać drużyny i popsutego statku na niebezpieczeństwo. Polecieliście i teraz już wiemy, co tam jest. Wasza etyka jest dla mnie zadziwiająca - w tym momencie spojrzała na Harrana i krótko na Vaalę, po czym niezbyt zadowolona z obrotu spraw, skierowała się w stronę wejścia do wnętrza statku.
- Nie należy nikogo ratować wbrew jego woli - rzucił Harran w stronę odchodzącej półorczycy. - To by było porwanie.
- Z tego co słyszałam, jej wolą kieruje strach i bezradność. Mniejsza z tym - Mmho machnęła ręką, stojąc już przy drzwiach.
- Zaproponowałam jej aby sama za siebie myślała. Woli słuchać się swojego “ojca” kimkolwiek on jest. Jej sprawa. Niektórzy muszą dojrzeć do “uratowania” - westchnęła ciężko Imra siadając na pokładzie i opierając się o relig. - Ale abyśmy my u niej zostali to już nie miała problemów proponować. Czyli zupełnie bez rozumu nie jest. Lub to była pułapka, której uniknęliśmy naszym brakiem empatii.
- Rozumiem, jej życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo - odparła Mmho - idę do siebie - dodała.
- Zapiszę pozycję wieży i informacje jakie uzyskaliście…- rzekła Rogata podążając za półorczycą i próbując ją pocieszyć.- Jak będę w Sigil przekażę je Pierścieniodawcom, tym z nich którzy lubią ratować innych w kłopocie. Z pewnością wyślą tu misję ratunkową.
- Procent - Kvaser mruknął wyraźnie żartując.
 
Asderuki jest offline