Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2020, 21:02   #32
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Informacje ogólne:
  1. W tym miejscu krótka pauza w fabule dla zapowiadanego w rekrutacji światotworzenia. Wiem, że można to i to, ale dla uporządkowania informacji spróbujmy tak jak wymyśliłem. No chyba, że oprotestujecie pomysł. To odpis będzie jak najszybciej będę mógł.
  2. Podstawowe zadanie dla was to opisanie: (1) jednego domku drewnianego (i jego mieszkańców/mieszkańca), (2) jednego członka oddziału zwiadowczego, (3) jednego ryboczłowieka (trzymającego się tradycji lub nawróconego na "I") i (4) jednego człowieka (białego albo rybiego), który niedawno zmarł (wraz z jego krewnymi lub/i znajomymi).
  3. Jakby wena nie dopisała to chociaż jedno z powyższego.
  4. Jakby wena dopisała to może być więcej niż "jeden" z wymienionych wyżej tematów (choć nie więcej niż czterech członków oddziału zwiadowczego). Jeżeli czujecie, że chcielibyście mieć wpływ na nawet więcej to jeszcze takie tematy możecie sobie wybrać (cokolwiek z tego albo wszystkie): (5) handlarz z ryneczku, (6) bywalec meliny, (7) oddany wyznawca religii "I", czy (8) ktoś kto pomimo burzy będzie czekał na przystani, żeby zobaczyć przybyszów z innego świata (będzie tam Fydlon i ktoś z administracji plus ktoś kogo wy wymyślicie)
  5. Granice światotworzenia zawarłem niżej. Dla nazw własnych używajcie google translate z tłumaczeniem na walijski, a następnie przeróbcie na fonetycznie po polsku albo lekko zmodyfikować.

Wszyscy:
- O co chodzi z tym światem snów? Ćwiczyłem, kiedyś świadome śnienie pomaga mi z koszmarami, znam też, trochę legend na temat magicznych efektów roślin sądzicie, że mogłoby to pomóc przekonać do nas tych niechętnych obcym elfów? - Aleksander zapytał Siano i Goćczę. Dziewczyna natychmiast zwróciła uwagę na słowo "elfy" i dała temu wyraz na głos. Siano nijak nie zareagował, pożałował, że wcześniej wspomniał o elfach. Aleksander niespodziewał się, że to ostatnie słowo z jego wypowiedzi wywoła takie poruszenie i jedynie wskazał Siano "Tacy jak oni." Słowo elfy nie było tłumaczone. Wyglądało na to, że tygrysy szablozębne nawet jeżeli były trochę inne niż to opisywano w internecie i książkach historycznych to i tak były bardziej do siebie podobne niż wyobrażenie o elfach i takich jak Siano. Dziewczyna niewiele wiedziała o Świecie Snów - ot niejasne legendy, którymi nie chciała kompromitować się przy Sianie. Filip Siano odpowiedział:
- Nieliczni potrafią Kroczyć Wśród Snów - fizycznie przechodzić przez granicę dzielącą Jawę i Sen. Świadome śnienie, o którym mówisz pozwoli ci zapamiętać co zobaczysz w śnie, który z kolei upłynie niczym film. Kroczenie Wśród Snów to możliwość zajrzenia do cudzych "filmów", a także podróżowanie... choć to nie jest bezpieczne to może ocalić życie. Trochę jak w tym filmie, jak on się nazywał... Koszmar z Ulicy Wiązów. Freddy Kroczył Wśród Snów.

Chwilę później Daniel podarował kwiatek Goćczy. Dziewczyna uśmiechnęła się i podziękowała, a Danielowi wydawało się, że i wystąpił na jej twarzy lekki rumieniec. Prawda była taka, że Goćcza miała masę pytań odnośnie świata Daniela i reszty, ale... ale pomimo odwagi prezentowanej w czasie misji to nie miała odwagi wypytywać ludzi o ich życie. Nie tych z okolicy, nie podróżników, a już w szczególności nie przybyszy z innego świata. I to takich, o których głosiła przepowiednia. Początkowo była na fali emocji związanych ze spotkaniem i to ją trochę ośmieliło, ale teraz to co w myślach nazywała "energią społeczną" opuściło ją. Właściwie nikt tak tego nie nazywał. Nazwę sama wymyśliła, jak i kilka innych. Jakby tylko rodzina zezwoliłaby jej to wyjechałaby do miasta i zapisała się do uczelni. Ale wówczas nie spotkałaby przybyszy z innego świata! Ile osób mogłoby się tym pochwalić? Prawidłowa odpowiedź: wszyscy z Hoer, gdy tam dotrą. Ale Goćcza tak tego nie widziała - była pierwsza, która ich przywitała i to było osiągnięcie, które już zawsze będzie z nią. Poza tym przybyszy byli bardzo mili. Przynajmniej dotychczas. Niestety miała już do czynienia z ludźmi, którzy najpierw byli mili, a potem robili się bardzo nieprzyjemni, gdy nie były spełniane ich żądania.

Zwyczaj darowania kwiatów był jej znany, a znaczył tyle samo co i w świecie Daniela. Natomiast śpiew Aleksandra był nieoczekiwany i dziwaczny, ale o tym za chwilę.

Wydawało się, że reakcje Bartosza i Mirosława są identyczne. Obaj stali i przypatrywali się sytuacji, ale w głowie Bartosza nastąpiła gonitwa myśli. Dobrze wiedział czym są Istoty z Głębin, a ci tutaj wyglądali typowo jak hybrydy opisywane w opowieściach grozy.

Tym czasem obaj "marynarze" uśmiechnęli się szeroko, gdy usłyszeli śpiew Aleksandra. Twarz (morda?) tego z kępką włosów na głowie zupełnie zmieniła się, gdy zamiast przypominać emotkę smutnej minki zamieniła się w emotkę uśmiechu. Ten w czapce przemówił chwilę po tym jak Daniel przerwał Aleksandrowi:
- Ciekawa melodia. Mam nadzieję, że znajdzie pan chwilę, żeby zawitać do naszej świetlicy. - zdjął mokrą czapkę i rzucił ją do łodzi, a wyjął wzamian dwie szmaty. Miał trochę więcej włosów na głowie niż jego kompan, ale wciąż mało - taka odwrotna łysina - włosy były na czubku głowy, a nie przy - zresztą małych - uszach. Po wyjęciu szmat wytarli się z wody i założyli suche koszule. Ten bez czapki (niższy) odezwał się:
- Sześć osób. - stwierdził i dodał - [/i]Witam wszystkich. Nazywam się Rheoli, mój kompan to Pot, a ten ranny to Ajrczal.[/i] - wskazał na Filipa Siano. Właściwie to już Goćcza podała jego imię z tego świata, więc nie zaskoczyło to was. - Mam nadzieję, że ta rana głowy nie wpłynęła na pamięć, co?
- Nie... - po krótkiej chwili odpowiedział Siano/Ajrczal - Pamiętam o czym ostatnio rozmawialiśmy. - to było trochę dziwne, bo ciężko pamięta się coś sprzed ćwierć wieku. Z drugiej strony to były ostatnie dni w jego świecie, więc teoretycznie mógł je lepiej zapamiętać niż cokolwiek co się z nim później działo. Tak czy inaczej przynajmniej zadeklarował swoją pamięć.

Przedstawiliście się [prawdziwymi danymi, chyba, że teraz zadeklarujecie, że chcecie inaczej nazywać się], a następnie załadowaliście się do łodzi. Rheoli i Pot usiedli na miejscach wioślarzy. Mimo wszystko używali wioseł, choć wcześniej podejrzewaliście magię. Podróż upłynęła we względnej ciszy. Gdzieś w oddali zawyły wilki (i odpowiedziały im inne wilki), a gdy byliście na środku jeziora to powiał mocniejszy wiatr, a w oddali usłyszeliście grom (nie widzieliście jednak błyskawicy). Wioślarze przestali wiosłować, a Rheoli uspokoił was. Łodzie lekko zaczęło znosić w prawo w stosunku do kierunku podróży, ale obie w coś miękkiego uderzyły i zatrzymały się.

Obawy Bartosza zdawały się potwierdzać, gdy w blasku latarni dojrzeliście kilka głów wynurzających się z wody. Miras zachował zimną krew, dzięki spokojowi Goćczy (choć przecież dziewczyna mogła z nimi współpracować... no właściwie to z nimi współpracowała, ale mogła też uczestniczyć w czymś złym). Aleksander był wciąż w lekkiej euforii, choć efekt ten ustępował. Zbytnio był zajęty przypominaniem sobie piosenek, żeby zwrócić uwagę na potencjalnie niebezpieczną sytuację. Filipek - też z uwagi na wcześniejsze teksty Bartosza - lekko spanikował.
- To koniec? - zapytał niewiadomo kogo. Na co odpowiedział mu głos Pota:
- Dopiero połowa.

Następnie doszło do wymiany zdań między Rheoli i Potem, a ich pobratymcami. Okazało się, że ze względu na zbliżającą się z północy burzę przybyli będą eskortować łódki. Nie chcieli, żeby ktokolwiek potopił się.

Jedynie Miras zwrócił uwagę na Ajrczala. Ten był skupiony w swoim medytacyjnym transie. Jego usta co jakiś czas drgały ni to od zimna ni to od szeptem wypowiadanych słów. Jakby komunikował się z kimś, ale wcześniejsza telepatia nie poruszała jego ustami. Z kimkolwiek konwersował to nie był to żaden z was. Ajrczal w takim stanie był już do końca podróży.

Bo pomimo obaw dopłynęliście do przystali Hoer bez większych problemów. Rheoli i Pot po tym krótkim przystanku na środku jeziora przyspieszyli z wiosłowaniem, a co jakiś czas w świetle latarni widać było eskortujących pływaków. Długo przebywali pod wodą, ale czerpali powietrze wypływając. Wydawało się wam, że mają skrzela, ale najwyraźniej potrzebowali oddychać powietrzem.

==================PRZYSTANEK NA ŚWIATOTWORZENIE==============

Słowniczek:
  1. Hoer - miasteczko, do którego przybyliście
  2. Bosz-Herw (Bosztynnicy i Herwingowie) - podwójne społeczeństwo, którego Hoer jest najdalej na zachód wysuniętą osadą
  3. Zwierzyniec, Taumara - dwie osady rojlige połączone traktem handlowym przebiegającym przez ziemie Bosz-Herw, a w tym przez Hoer; Zwierzyniec jest na wschód od Bosz-Herw, a Taumara na zachód
  4. Rojlige - gatunek Ajrczala znanego również jako Filip Siano
  5. Ajrczal - wasz sąsiad, Filip Siano, który okazał się być czarownikiem z innego świata, a do tego przedstawicielem innego, humanoidalnego gatunku
  6. Kroczenie Wśród Snów - fizyczne przejście do Świata Snów (równoległej rzeczywistości?)
  7. Goćcza - członek oddziału zwiadowczego, młoda dziewczyna, która pragnie dotrzeć do miast wschodu i tam studiować. Posiada jedno oko brązowe, a drugie niebieskie.
  8. Fydlon - kapłan religii "I", dziadek Goćczy
  9. Rheoli, Pot - dwóch tubylców wyglądających na ryboludzi, a jednak potrzebujących powietrza do oddychania

Dodatkowy kontekst historyczny:
  1. Ryboludzie to pierwotni mieszkańcy Hoer. Nie przeszkadzało im wprowadzenie się do ich osady Bosz-Hoer, a nawet przejęcie władzy nad nimi (ta i tak jest mocno w stosunku do nich ograniczona, ot od czasu do czasu zlecane są jakieś misje związane z jeziorem), ale wśród wielu z nich rośnie niechęć ze względu na postępujące nawracanie ich członków na religię "I". Wspomniana przez Pota świetlica ma służyć zbudowaniu jakiejś kulturowej, czy religijnej tarczy przeciwko dalszemu znikaniu ich religii.
  2. Punktem niezgody między ryboludźmi, a Bosz-Herw (no, nominalnie ryboludzie to też Bosz-Herw, ale dla uproszczenia) jest kwestia prostytucji. Dla Bosz-Herw jest to temat wstydliwy, a udział w nim (po obu stronach) traktują jako niemoralny. Dla nienawróconych na religię "I" ryboludzi prostytucja to coś całkowicie normalnego - pewien rodzaj handlu wymiennego i tyle. Ze względu na narastającą niechęć prostytucja może stać się ważniejszym tematem niż którakolwiek ze stron aktualnie chciałaby.
  3. Ryboludzie w przeciwieństwie do Rojlige to inna rasa, a nie gatunek. Mieszanie się ras jest bardzo rzadkie, ale możliwe.
  4. W Hoer nie mieszka na stałe żaden przedstawiciel innej rasy ludzkiej niż biała i rybia (ani innego gatunku), ale można takowego spotkać w karczmie będącej przystankiem dla podróżników traktu Zwierzyniec-Taumara. Karczma to trochę za mało powiedziane, bo to spory przybytek przypominający kamienną warownię ze stajnią. Zupełnie nie widać go z jeziora, bo jest położony bardziej w lesie - prowadzi do niego droga od centrum Hoer.

Dodatkowe informacje na temat Hoer:
  1. Przystań niemal w całości opanowana jest przez ryboludzi, którzy albo mieszkają w dwóch wspólnych, drewnianych domach nad samą wodą albo w szałasach nieopodal. Pomiędzy nimi położony jest kamienno-drewniany (kamienny parter, wyżej dwa piętra drewniane) budynek stanowiący centrum kulturowe ryboludzi, a także przetwórnia ryb i magazyn sprzętu rybackiego. Jest tam również urządzony pokój schadzek i zaczątki czegoś co, gdyby było większe można by określić mianem tawerny, a tak to lepsza nazwa to: melina.
  2. Dalej od wody jest kilka drewnianych domków, w których mieszkają biali i ryboludzie. Domki tworzą literę U otaczając ryneczek z trzech stron.
  3. Za drewnianymi domkami jest alejka z ryneczkiem. Tam ustawiają się kramy z towarem zwożonym z Bosz-Herw dla miejscowej ludności. Kramy zarządzane są przez miejscowych handlarzy, ale od czasu do czasu pojawia się również jakiś podróżnik (który jest sprawdzany przez oddział zwiadowczy i czasem poddany ostremu opodatkowaniu).
  4. Ryneczek graniczy z terenem z dużą ilością drzew, ale nie jest to jeszcze las. Wśród drzew postawiona jest wieża religii "I", kamienny budynek administracyjny (przypomina trochę bunkier) i koszary oddziału zwiadowczego. Koszary są najbardziej wysuniętą na wschód częścią Hoer.
  5. Prymitywna palisada (głównie w obronie przed dzikimi zwierzętami) otacza cały teren - jedyna "brama" jest na północy miasta. Strzeże ją zawsze przynajmniej jeden członek oddziału zwiadowczego. Pewnym problemem jest, że ludzie czasami sobie przechodzą przez palisadę w innym miejscu i "zapominają" zatkać po sobie dziurę.

==================PRZYPOMNIENIE O HOER==============


Hoer od niepamiętnych czasów była wioską rybacką. Jej znaczenie wzrosło kilka pokoleń wcześniej wraz z przybyciem pierwszej karawany handlowej podążającej ze Zwierzyńca do Taumary. Niedługo później została włączona do państwa Bosz-Herw, które przysłało kilkudziesięciu osadników.

Hoer jako osada graniczna posiada zwolnienie z podatków i z tego powodu tubylcy nijak nie protestowali przed przybyciem kolonistów. Ponadto tubylcy byli przyzwyczajeni do diety rybnej, a koloniści woleli mięso z polowań i hodowli. Z biegiem lat ludność trochę wymieszała się, a przynajmniej nie było pomiędzy nimi sztywnej i już na pierwszy rzut oka widocznej granicy.

Największą różnicą jest religia. Koloniści są gorącymi wyznawcami religii "I" (znanej również jako Słup, Palec Boży albo Kolumna). Niedługo po przybyciu poobcinali gałęzie jednego z drzew i zbudowali wokół niego drewnianą wieżę, w której urządzają swoje rytuały związane z produkcją kwasu siarkowego, wdychania oparów i stapianiu różnych rzeczy. Na ten moment nie jest wykluczone, że wspomniana przez Goćczę "przepowiednia" wynika z wdychania oparów. Zapytana dokładniej o to przyzna, że to nie jest przepowiednia jej dziadka i po prostu ktoś mu ją przekazał, ale ona nie wie kto. Pogrzeby organizuje się poprzez zakopywanie zwłok przy drzewach. Nie ma zwyczaju podpisywania "nagrobków". Bardzo rzadko pozwala się na stopienie zwłok w kwasie siarkowym i ogólnie jest to zarezerwowane dla wyjątkowych osób w wyjątkowych okolicznościach.

Religia tubylców nie jest i nie była zorganizowana w związku z czym opiera się raczej na tradycji. Niestety przez lata tradycja przegrywała z religią "I" w związku z czym z roku na rok dawna religia zanika. Wiara koncentruje się na symbolu ryby (podobnym do wczesnych chrześcijan), ale tutaj odnosi się do życiodajnej siły wody. Miejscowi wierzą, że niegdyś wyszli z wody i kiedyś do niej powrócą. Pogrzeby organizuje się poprzez przywiązanie do zwłok kamieni i utopienie w centrum jeziora.

W Hoer działa Rada Miejska składająca się z przewodniczącego - urzędnika przysyłanego ze wschodu na kilkuletnią kadencję (potem taki urzędnik wraca do stolicy), kapłana "I", dowódcy oddziału zwiadowców (oddział ten składa się aktualnie z 24 osób będących równocześnie myśliwymi, aktualnie pięcioro z nich pochodzi ze wschodu i mieszka na posterunku, reszta to miejscowi, a w tym ich dowódca) oraz ekonoma (aktualnie jest to żona przewodniczącego, sprawdza zasoby miasteczka i układa plany łowów, produkcji i handlu).

Ważnym budynkiem w Hoer jest tawerna położona na północy przy trakcie. To tam zatrzymują się karawany kursujące między Taumarą, a Zwierzyńcem. Taumara budzi szacunek wśród mieszkańców delikatnie podszyty strachem nieznanego, a Zwierzyniec... równie dobrze mógłby leżeć na innej planecie, bo żaden z miejscowych nawet nie marzy, że tam kiedykolwiek dotrze. Żywo jednak ludzie z Hoer dyskutują o plotkach, znanych postaciach i politykach Zwierzyńca - tyle wiedzą co mówią im handlarze. Dla większości z Hoer szczytem podróży byłoby odwiedzenie stolicy, a jeżeli ktoś odwiedził wszystkie miasta Bosz-Herw to jest "światowcem" (tego nie osiągają handlarze traktu Taumara-Zwierzyniec, bo miasta Bosz-Herw położone są na linii północ-południe i co najwyżej dwa z nich są odwiedzane przez handlarzy).
 
Anonim jest offline